wtorek, 21 kwietnia 2015

Od Luy(CD. John'a i Moonlight)

 - Jesteś okrutnikiem- powiedziałam spoglądając na dziurę, w której ukryła się wiewiórka. Nie było to bynajmniej oskarżenie, a raczej chłodne stwierdzenie faktu.
Basior wzruszył barkami po czym rozejrzał się dookoła. Nie znalazł chyba nic ciekawego bo po chwili jego wzrok znów spoczął na mnie. Wyczułam delikatne, ledwo dostrzegalne zmieszanie. Chyba rozumiem...
- Nie wiesz co teraz- znowu stwierdziłam.
Potaknął.
- Rzecz to całkowicie naturalna- dodałam- Bo na przykład ja też nie wiem. Możemy się rozstać nie znając nawet swoich imion lub, ruszyć razem, jak to mówią ,,ku przygodzie!"- skrzywiłam się.
Normalna wadera uznałaby zapewne tę sytuację za niezręczną i zapewne taka ona jest, ale ja tego bynajmniej nie odczuwam.
 Basior znowu się rozejrzał. Wyczułam, że jest podenerwowany i, o dziwo, nie chodziło o mnie.
- Muszę iść- powiedział- Teraz.
Przekrzywiłam lekko głowę. Machnęłam niedbale łapą. Na ziemi pojawiła się kopia jego kapelusza, która po chwili znalazła się na mej głowie.
- To idź- powiedziałam obojętnym głosem kładąc się na ziemi i, po części, owijając się ogonem i zsuwając sobie rondo kapelusza na pysk -a ja tu będę leżeć i ślicznie wyglądać.
- Nie powiedziałem, że wrócę.
- Nikt tego nie powiedział mięśniaku- na chwilę odrzuciłam kapelutek do tyłu- Szerokiej drogi, bez iluzjonistów i rasistów.
 Kiedy moja głowa ponownie spoczęła na ziemi do uszu doszedł odgłos oddalających się kroków. Wilki przychodzą i odchodzą. Nie ma się tu nad czym zastanawiać. Jedne nam się przedstawiają, a drugie pozostają Koleżkami lub Koleżankami.
 Gdy się obudziłam nie słyszałam niczego prócz cichego stąpania jakiegoś małego zwierzątka. Otworzyłam ospale oczy, nie ściemniło się jeszcze. Iluzji nie było już na mej głowie, najpewniej rozpłynęła się gdy spałam. Tuz przed mym nosem siedziała wiewiórka, najpewniej ta sama, którą dziś torturował tamten basior. Ziewnęłam głośno. Futerko na karku zwierzątka błyskawicznie uniosło się do góry, podobnie jak i właściciel, który aż podskoczył. Niecałą sekundę później wiewiórka zniknęła. Dźwignęłam się z ziemi i przeciągnęłam. Powiodłam wzrokiem po otoczeniu.
 Coś otarło się o krawędź mego umysłu. Szczęście, tęsknota, entuzjazm i...nadzieja? To na pewno nie był basior, którego dziś spotkałam. Wiedziona bardziej nudą niźli ciekawością ruszyłam tropem właścicieli tychże emocji. A trzeba wam wiedzieć, że było ich dwoje, może troje. Truchtałam z nosem przy ziemi. Kiedy znaleźli się w moim polu widzenia nieco przyspieszyłam, ale nadal starałam się zachować ciszę. Kiedy dzieliło nas około pięciu metrów obok ucha czarnej wadery zaczęła się kręcić pszczoła. Ta jak to na waderę przystała zaczęła kręcić głowa na różne strony, aż w końcu mnie dostrzegła. Cała trójka stanęła i odwróciła się ku mnie. Spotkałam się z trzema parami oczu. Basior warknął ostrzegawczo. Teraz wyczuwałam głównie rozdrażnienie, może nawet gniew.
- Obawiam się iż z kimś mnie pomyliście- powiedziałam podchodząc bliżej.
Biała wadera szturchnęła agresora w bok i szepnęła mu coś na ucho. Wilk uspokoił się, ale wyglądało na to, że nadal uważa mnie za zagrożenie. Tymczasem druga z towarzyszących mu pań rozglądała się dookoła szeroko otwartymi oczami. Czuła się zdezorientowana. Musiałam się skupić by nie dać się rozproszyć i zachować spokój.
- Kim jesteś?- zadała, jakże pospolite, pytanie czarna.
Uśmiechnęłam się pobłażliwie.
- Jestem Lua, córka Iluzji i Sarkazmu. Znana też jako Illusio bądź Sciurus. Zielarka, wojowniczka i iluzjonistka w jednej osobie- wykonałam ukłon do tego stopnia przesączony ironią, że można by ją ze mnie zlizywać.
 Jak jeden mąż, cała trójka niemiłosiernie się skrzywiła. Już miałam skomentować wyrazy ich gdzieś za nimi zamajaczyła mi postać jakiegoś wilka. Nieznajomi powiedli za mym wzrokiem. Z ich gardeł białej wadery i wydobyło się westchnienie ulgi. Nie zważając na mą obecność pomknęli ku ciemnej wilczej postaci. Druga z wader zdawała się być niezdecydowana, jednak po chwili dołączyła do towarzyszy.
 
Już od jakiejś godziny bez celu wędrowałam lasem. Nie zapowiadało się na jakiś przełom, a przynajmniej do czasu gdy wyczułam czyjeś emocje. Gniew...gniew dość chłodny jak na gniew. Ruszyłam w tamtym kierunku. Od razu uderzył we mnie nadmiar uczuć. Wcześniej wyczułam tylko jedną osobę. Wyglądało jednak na to, że tą drugą istotę mogę wyczuć dopiero po zbliżeniu się do niej. Nie potrafię tego opisać. Było to tak poplątane, nieokreślone i sprzeczne, że po prostu upadłam. Czułam się trochę jakby ktoś przykuł mnie do ziemi niewidzialnym łańcuchem. Byłam zdezorientowana. Chyba jeszcze nigdy nie spotkałam się z tak nieokrzesaną  istotą. Przez głowę przelatywał mi natłok przemieszanych ze sobą uczuć. W takich sytuacjach tracę kontrolę nad własnym umysłem, czy nawet ciałem. Miałam wrażenie, że moje ciało drga. Na zmianę wstrząsał mną nieokiełznany gniew, rządza mordu i radość. Zebranie się do kupy zajęło mi dobre parę minut. Ruszyłam dalej w poszukaniu tego, który zafundował mi nieznośny ból głowy. Nawet iść prosto nie mogłam. Emocje zdawały się z każda chwilą narastać, czułam jak bardzo są prymitywne. Chyba nawet bardziej od tego tępego gniewu wilków którym wczoraj skakałam po głowach. Zanim dotarłam na niewielką polankę zdążyłam się jeszcze czterokrotnie przewrócić. W końcu wyszłam zza linii drzew. Było już ciemno więc niewiele widziałam. Powietrze przeszył nie wilczy wrzask. Przypominało mi to dźwięki wydawane przez tamtą torturowaną wiewiórkę, tylko o wiele głośniejsze i przeraźliwsze. Wyczułam intensywny strach i gniew, a potem...wszystko ucichło. Tylko poruszane powiewami wiatru liście szumiały mi nad głową, reszta świata siedziała cicho. Razem z emocjami, które zdawały się po prostu wyparować. Ruszyłam w stronę, z której przed chwilą dobiegały wrzaski. Skradałam się, myślę, dość skutecznie. W końcu nic nie mąciło spokoju mych myśli. Czy się bałam? Chyba powinnam, ale przed chwilą dostałam dawkę strachu tego co przed chwila chyba zdechło, więc teraz pewnie nie wyczułabym własnego. Wyczuwałam jakiś smród, im  byłam bliżej tym stawał się intensywniejszy.  Naglę potknęłam się o coś. Kiedy wstałam zorientowałam się, że tym o co się potknęłam było ścierwo. Było to coś pomiędzy wilkiem, a hieną. Miało dość krótki, pomarszczony pysk i wykrzywiony kręgosłup. Skrzywiłam się. Chyba tylko takie monstrum mogło tak namieszać mi w głowie. Jak dotąd byłam przekonana, że rozumiem gniew, ale to miało go w sobie, za życia, tak wiele, że nie mogłam tego pojąć. Ponadto unosił się nad nim okropny swąd. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu drugiego. Światło księżyca przebiło się przez liście i padło na krzew dwa metry ode mnie. Zalśniły dwa punkty. Cofnęłam się o krok i o więcej nie zamierzałam. Wyczułam czyjeś emocje. Nie tak intensywne jak tamte. Zdaje się niepewność, ktoś tu chyba intensywnie myślał.
 Jak należy się w takiej sytuacji zachować? Jeśli to coś chce walczyć najpewniej zaatakuje, ale co jeśli nie chce? Najpewniej odejdzie. Zmarszczyłam ,,brwi". Coś czarno to widzę. Emocje tego czegoś nie były prymitywne, może więc być to zwykły wilk. A może to ja powinnam odejść? Jeśli to coś w krzakach wpadnie w taką furię jak to zdechłe to najpewniej będę bezradna. Może powinnam użyć iluzji? Wycofałam się za  najbliższe drzewo nie spuszczając oczu z kryjówki posiadacza ślepi. Udawałam , że próbuję o okrążyć. W rzeczywistości omijając pień wytworzyłam iluzję, która poszła dalej. W ten sposób mogłabym oszukać tą istotę. Pewnie pomyśli, że rzeczywiście planuję atak. Trudno jest kierować iluzją wilka, a już zwłaszcza gdy się tego nie widzi. Poprowadziłam więc,,siebie " jeszcze parę metrów i stanęłam. Na dźwięk szmeru, pochodzącego najpewniej z krzaków, nieprawdziwa ja podskoczyła imitując przerażenie po czym odbiegła.
 Nasłuchiwałam godzinami. Czyżby to coś nie nabrało się na moją sztuczkę? Dopiero gdy zaczęło świtać do mych uszu doszedł odgłos kroków. Wyjrzałam zza pnia i omal nie zaklęłam. Całą noc siedziałam tu w napięciu, oka nie zmrużyłam, żeby zobaczyć faceta w kapeluszu?! I to tego samego?! Wyszła z ukrycia. Jego wzrok momentalnie powędrował w moją stronę.
- Przez ciebie całą noc nie spałam, a spać lubię- powiedziałam zupełnie jakbym nie zauważyła, że jest upaprany w zaschniętej krwi.
Bo w sumie co mnie to obchodzi. Jak lubi zabijać- niech zabija.

John? Ja nie ksiądz, nie musisz mi się spowiadać z jakiej racji zabiłeś tego biednego ghul'a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz