czwartek, 23 kwietnia 2015

Od Jenny(CD. Vervady)

 Kiedy Ver odbiega, wzdycham. Rozglądam się po okolicy: no tak, fakt. Trochę wilków zwiało... znaczy, udało się na spacer... czy coś w tym rodzaju. Postanawiam nie marnować czasu i wypatruję miejsca, z którego mogłabym zwołać wilki. Uśmiecham się wrednie, widząc niewielkie podwyższenie obok jaskini w której przebywała Blue, podczas opatrywania.
 - NO DOBRA WATAHO! KONIEC POSTOJU, MACIE PÓŁ GODZINY NA ODNALEZIENIE KUMPLI, POTEM RUSZAMY! NIE OCIĄGAMY SIĘ, MAM NADZIEJĘ, ŻE ZNAJDZIECIE WSZYSTKICH, JEŚLI NIE... BĘDZIECIE MIELI PRZYJEMNOŚĆ WYMIERZANIA KARY DLA TYCH, KTÓRZY KAŻĄ WAM DŁUŻEJ SŁUCHAĆ MOICH WRZASKÓW! RAZ, RAZ! - kończę i zbieram się z miejsca. Uśmiecham się pod nosem i idę poszukać Ver. Skoro wyczuła krew, to wersja A: leją się, a to znaczy, że trzeba będzie jej pomóc, wersja B: ktoś nas zaatakował i teraz to już na prawdę, trzeba będzie pomóc. Idę więc tropem kumpelki przez chwilę, a potem słyszę, jak się na kogoś wydziera. Znaczy, że to wersja A.
 - Kogo trzeba prostować? - pytam, wychodząc zza krzaków. Widzę, że bójce przypatruję się jeszcze około 5 wilków ale kiedy mnie widzą, odchodzą. Taaaaaaaaaaaaak, Ikana możesz mi podziękować. Będą cię wielbić, jak się złączymy. Mnie nienawidzą.
 - Tych tutaj - mówi Ver i wskazuje na Hiro oraz Eloy'a. Zauważam też Silvanę, ale nie mam na razie siły z nią gadać.
Ziewam teatralnie i przytykam sobie łapę do głowy, w geście: "Znowu wy?!".
 - Serio? Co tym razem? Do cholery, myślicie że ja czy Ver nie martwimy się tym, że Azzai spadła?! Do chyba jasne, tak matołki? Ale nie lejemy się z tymi, których uważamy za winnych. I jeżeli się nie ogarniecie, to chyba was potraktuję tak, jakbym nie chciała... - Podejrzewam, że oczy zaczęły mi się świecić zarówno z gniewu jak i frustracji, że będę musiała użyć mocy. - Więc wybierajcie, zamknąć pyski, czy zerwać po dupie?
 - Pffffffft, jasssne... Myślisz, że jesteś taka mocna? Coś ci się pomyliło, waderko. Jesteś Gammą, ale krzywdy to ty mi nie zrobisz - warknął, a w zasadzie parsknął Hiro.
 - Założymy się? - pytam, ze złośliwym uśmiechem.
 Słyszę tylko prychnięcie ze strony Hiro, stłumiony uśmiech Eloy'a i westchnięcie ulgi Ver. Wskazuję drogę basiorom, teatralnym gestem łapy. Hiro idzie pierwszy, wyprostowany dumnie i nie zaszczyca mnie ani jednym spojrzeniem. Potem idzie Ver, żeby oddzielić tych dwóch i posyła mi uśmiech mówiący: "Nie dasz im spokoju, co?". Następnie idzie Eloy. Trochę zmieszany, nie wie czy się śmiać czy wykazywać pokorę. Ale decyduje się na firmowy uśmiech numer 4. Wywracam oczami i poganiam go ale również się uśmiecham, choć po prostu swoim krzywym i złośliwym uśmiechem. Widzę, że Silvana chce szybko zniknąć mi z oczu, ale ją zatrzymuję.
 - Silvana! - mówię głośno i władczo, że tak powiem. Sil ledwie dostrzegalnie sie garbi i wraca do mnie.
 - Tak? - pyta.
 - Chyba wiesz, o czym chcę pogadać? - dopytuję, unosząc jedną brew do góry.
 - Noooo, powiedzmy. Ale to na prawdę nie moja wina! Ja tylko...
 - Dobra, dobra... Spokojnie. Nie podoba mi się to co się stało i mam nadzieję, że żałujesz w zupełności swojego czynu. Azzai była... co ja gadam, JEST moją kumpelką, choć może ona tak nie uważa. Ale ja wiem, że ona żyje. Czuję to. Ale teraz... Uważaj na siebie, okey? Ja wiem, będą na ciebie zrzucać winę i po części mają rację, wiesz o tym? Ale jakby przesadzali, to wal do mnie. Mam swego rodzaju odporność na komentarze wybredne i te mniej. Ale wiesz, ja też nie jestem taka całkiem hop-siup do ciebie, dlatego może teraz staraj się w nic nie władować, idź z kimś... Kto cię nie oskarża, możesz iść niedaleko mnie i Ver, tam ci nic nie zrobią, jasne? Rany, co ja gadam. Po prostu... trzymaj się w takiej odległości, żeby nie mieli pretekstu. Mamy dość rannych i utraconych na parę ładnych dni, okey? A teraz spadamy, kazałam im się zebrać. Ruszamy dalej.
 Silvana poszła a ja podbiegłam nad urwisko z którego zleciała Azz. Spojrzałam w dół.
"Mam nadzieję, że nie jesteś bardzo obita. Bo nie potrzebuje potwierdzenia, że żyjesz. Wiem to, jasne? I nie próbuj zaprzeczać. Tylko nas dogoń. Zostawimy z Ver wyraźne znaki. Trzymaj się, Baca gaya", powiedziałam w myślach do wadery i poszłam z ociąganiem do watahy.
<Czy ktoś się nie znalazł? Ktoś nie ma swojego towarzysza?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz