piątek, 3 kwietnia 2015

Od Behemota (C.D Jenny): Niebezpieczna wędrówka

Właśnie truchtem przemierzałem drogę prowadzącą w stronę miejsca, gdzie widziałem ich alfę. Westchnąłem głęboko na myśl, iż przed nami jeszcze długa droga. Wczoraj nie spożywałem z innymi. Nie polowałem, więc nie czułem się upoważniony do jedzenia złapanego przez stado mięsa. Może i źle zrobiłem. W końcu poinformowałem watahę o tym, iż na tamtych ziemiach panuje nieurodzaj. Nie będę miał chyba okazji złowienia nawet małego królika w tamtych obszarach. Trudno. W każdym razie nie mam zamiaru się o to upominać.
Po chwili zaczęliśmy opuszczać podgórza i kierować się w górę.
– Nie możemy obejść tej góry na około? – zapytała Jenna mierząc wzrokiem skały.
– Oczywiście, jest taka możliwość. – pokiwałem łbem odwracając się przodem do wadery i na chwilę zatrzymując pochód wilków. – Lecz wspominałem wcześniej o stanie tamtych terenów. Ziemie nie są zbyt urodzajne, przez co nie zauważyłem żadnego pożywnego zwierzęcia. Jeśli chcemy zastać waszych członków żywych, musimy się pośpieszyć. – oznajmiłem, czekając na reakcję wilczycy. Po dłuższej chwili pokiwała łbem, na znak zrozumienia. Jeszcze raz oceniłem siły innych i skierowałem się w stronę skalistej ścieżki, prowadzącej na górę. Droga wiła się w różnych kierunkach, a po bokach osuwały się kamienie, dlatego też musieliśmy uważać, gdzie stawiamy łapy.
Podróż nie była łatwa. Koniec nie był dostrzegalny, ponieważ topił się w morzu mgły, będącej niedaleko. W końcu chcąc, nie chcąc musieliśmy stawić jej czoła. Tuż przed tym, zatrzymaliśmy się, a delta podzieliła nas w pary. Każdy miał pilnować swojej. Starano się dobierać pod względem samiec, samica, by w razie czego można było się nawzajem asekurować. Ta informacja wywołała zamieszanie wśród wilków. Do akcji wkroczyła Jenna, a jej stanowczy głos nie dopuszczał do siebie sprzeciwu.
W pewnym momencie zobaczyłem poznaną wcześniej szaro – niebieską waderę, próbującą się wydostać z tłumu oraz porozmawiać z Vervadą. Nagle ktoś ją musiał popchnąć, bo wpadła na siedzącego spokojnie mnie.
– Przepraszam – powiedziała odsuwając się. Swoim zwyczajem kiwnąłem łbem, na znak zrozumienia.
– Nic się nie stało – odparłem wstając.
– Wszyscy mają swoją parę? – dobiegł nas wołający głos Jenny, która patrzyła na potakujące głowy.
– Ja właśnie… – zaczęła wadera, która jeszcze minutę temu dotykała swoją piersią mojej.
– Wy też się dobraliście? Dobrze. – oznajmiła gamma przechodząc obok nas i przejmując prowadzenie. Nie miałem nic przeciwko, zwłaszcza że teraz poruszaliśmy się jasno wyznaczoną trasą.
Samica stojąca koło mnie odprowadzała ją zdezorientowanym wzrokiem.
– Ruszamy! – zawołała, tym razem delta. Bez słowa zacząłem się kierować za dwoma waderami. Wilczyca z tyłu, nie mając wyjścia, dogoniła mnie i zrównała ze mną swój chód. Wkroczyliśmy w białą przestrzeń, która przysłaniała nam częściowo widok. Inni zaczęli mówić do siebie, by nie zboczyć z wyznaczonej trasy oraz nie zgubić swoich towarzyszy.
– Behemot – wyparowałem w jednej chwili.
– Co? – ocknęła się, patrząc na mnie pytająco.
– Wcześniej się nie przedstawiłem. Nazywam się Behemot – odparłem z nadal utkwionym wzrokiem w wilki przede mną. Szkoda by było się teraz zgubić.
– Jestem Blue – rzekła samica starając się nie nadepnąć na małe kamyczki, które były zdumiewająco ostre. Szliśmy w milczeniu, dopóki nie usłyszałem zgrzytu osuwającej się skały.
– Uwaga! – zawołałem, chyba pierwszy raz odkąd tu jestem. Natychmiast przylgnąłem grzbietem do zimnej ściany, a moja łapa pociągnęła Blue, by zeszła z trasy turlającemu się sporych rozmiarów głazowi. Do moich uszu doszły tłumione krzyki innych, którzy również jak ja, starali się nie zostać zmiażdżeni. Gdy niebezpieczeństwo minęło, oznajmiając to nam głuchym trzaskiem w dole, dało się słyszeć pytanie Vervady:
– Nic się nikomu nie stało?! – krzyknęła w stronę wężyka wilków podążających za nami. Dopiero teraz zdjąłem swoją łapę z ciała Blue i również zapytałem:
– Wszystko w porządku? – i choć to zdanie miało odrobinę troski, wypowiedziane przeze mnie brzmiało tak samo, jak wszystko inne, co powiedziałem.

Blue? Ktoś ranny? Oby nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz