wtorek, 30 czerwca 2015

Nowa wadera Invidia

 http://img14.deviantart.net/1d9d/i/2014/138/1/9/zenyette_by_frostfoxie-d7itnu2.png
Imię: Invidia (łac. Zawiść)
Płeć: Wadera
Wiek: 6 lat
Partner: Prędzej go zabiję!
Rodzina: Och, rodzinka, co? Tak, pamiętam ich. Słabe szczury.
Stanowisko: Łowca
Wykształcenie: Czy podrzynanie gardła można uznać za wykształcenie wojskowe?
Charakter: Ta bezlitosna wadera posiada bardzo okrutny charakter. Wiąże się to też częściowo z jej klątwą, ale nie można przecież wszystkie winy zwalić na czary, prawda?
Invidia jest doskonałym przykładem psychopatycznego mordercy. Kocha polować ze względu na bezkarne zabijanie żywych istot w „celu pożywienia”. Ale nie tylko łowy są jej bliskie. Ceni sobie także wszelkiego rodzaju walki, pojedynki, bądź wojny, w których można popisać się swoją siłą, okrucieństwem i (co najważniejsze) ZABIĆ przeciwnika. Co do pozbawiania życia, ta wadera preferuje powolne morderstwo, bo „co ta za zabawa, gdy nie widzi się bólu wymalowanego na pysku swojego wroga? Nie ma nic piękniejszego od zapachu i smaku krwi”. Jak można się łatwo domyślić, jej ulubionym kolorem jest barwa „krwista”.
Omówiliśmy już cząstkę jej osobowości. Przejdźmy więc do następnego punktu: „Relacje z innymi”.
To dość skomplikowany temat. Ten wilk po prostu jest złośliwy. Dość często szydzi z innych i uważa ich jako „postacie drugoplanowe”. Nie zawiera żadnej znajomości na dłuższy czas, ponieważ często bywa tak, że po prostu inne wilki zrażają się do niej, już po samym wyglądzie (czyt. po szyderczym uśmiechu, który posyła każdym nowo poznanym).
Pomimo swojego nastawienia do innych, zdaje sobie sprawę z faktu, że stado (jakkolwiek zepsute, miłe i kochające by nie było) jest konieczne do przetrwania. „Na świecie istnieje wiele takich okrutników jak ja. Gdyby zebrali całą watahę, zabili by mnie. Ironia, co nie?”
Dlatego też, by znieść towarzystwo reszty stada, często już na starcie jej chamska i okrutna osobowość (bo innej nie posiada) się aktywuje.
Historia: Rodzina Invidii była taka… Stereotypowa. Były tam tylko wilki miłe i pomocne. Posiadały nieprawdopodobną więź. Były tak ze sobą zżyte, że to aż nieprawdopodobne. To właśnie obrzydzało naszą wilczycę. Ona już urodziła się z tym charakterem zabójcy i ani jej się śniło zmienić swojego postępowania. Rodzina i cała reszta udawała, że jest wszystko w porządku gdy mała wadera wręcz „terroryzowała” swoich rówieśników.
Kiedy dorosła, było jeszcze gorzej. Nie wahała się przed zdradą, dzięki czemu zabiła swoich „kochających” rodziców. O dziwo, wataha pierwszy raz postawiła się i uznała jej zachowanie za karygodne. Nie można było się jej dziwić, zwłaszcza parząc na jej osobowość, gdy dokonała morderstwa na reszcie towarzyszy. Rzeź. Totalna.
Nie posiadając swojego stada, dopiero wtedy przekonała się o tym, że jednak kilka istot przy boku jest przydatnych. Nawet, jeżeli by byli kompletnie zepsuci, wystarczy biec szybciej od nich, by się uchronić przed niebezpieczeństwem.
Pewnego razu Invidii przyszło na myśl, by… zaprzedać duszę Diabłu.
Klątwa: „Dusza za dwa szmaragdy”
Zasady klątwy: Jak już wiecie, Invidia sprzedała własną duszę. Nie do końca „ot tak”, bo oczywiście chciała coś w zamian. Mianowicie oczy, ale nie takie zwykłe. Ta wilczyca posiada ślepia, które świecą pięknym, zielonym kolorem. Lecz to nie koniec ich zalet. Potrafią zobaczyć szczegóły na temat przeciwnika; jego słabe punkty lub w jakie miejsce zamierza uderzyć. Można powiedzieć, że nie są one jakoś specjalnie „magiczne”, ale znacznie, znacznie ulepszone. Ale skoro sprzedała swoją duszę (czyt. nie ma jej), właśnie oczy są jej energią i życiem. Jeśli coś się im stanie (zostaną uszkodzone podczas walki itp.) po prostu znikają, a ona sama traci świadomość (bo życie straciła już dawno).
Nick na howrse: MrsAnglel20
Głos:

Wakacje

Mam dla was dobre wieści: przez jakieś dwa tygodnie nie będę zaśmiecać internetów swoimi wypocinami (już widzę te uśmiechnięte buźki). Wyjeżdżam hen daleko. Opuszczę was w ten piątek. Jako, że spośród ,,wstawiaczy" obecna będzie tylko keiraKD na czas bliżej nieokreślony opiekować się wami będzie też NyanCat^._.^~ .
 Podczas mojego wyjazdu może się zdarzyć, że gdy wejdziecie na bloga  zobaczycie np.: ,,Od Luy: Sra ta ta ta". Nie zalewajcie się wtedy łzami, nie oznacza to mego przedwczesnego powrotu, a dorwanie wi-fi, które i tak mogę dość szybko utracić po przeniesieniu się w inne miejsce.

Ikana



poniedziałek, 29 czerwca 2015

Od Luy (CD Riry): Na czym my tak właściwie stoimy?

 Zamrugałam i zmarszczyłam ,,brwi". To to było do mnie?
- Czyli, w skrócie mówiąc, chcesz nauczyć się walki?
- Chociaż podstaw.
Spojrzałam w niebo.
Spodobał mi się ten pomysł, nie ukrywam. Jej monolog, choć zawiły, znacznie ułatwił mi zadanie mówiąc sporo o stojącej przede mną wilczycy. Sama będę zresztą miała dobrą okazję by poćwiczyć nauczanie. Dawno tego nie robiłam więc mogłam wypaść z wprawy.
- Najpierw ustalmy kilka rzeczy- powiedziałam nawet nie spoglądając na waderę- Czy pobieranie tych nauk ma się odbywać w ogólnej tajemnicy czy wiedza osób postronnych ci nie przeszkadza?
Na chwilę zapadła cisza.
- Zależy jakich.
Uśmiechnęłam się mimowolnie. Nie wiem o kogo jej chodzi, ale czułam jej gniew gdy to mówiła.
- W takim razie widzimy się o świcie, dwa kilometry w linii prostej- wskazałam byle jaki kierunek.
Rira przytaknęła z nieskrywanym entuzjazmem i odeszła. Zanim porządnie się oddaliła dało się czuć niezbyt konkretne uczucie. Połączenie nadziei, szczęścia i żądzy mordu. Ciekawie się zapowiada.

~~~

 - Witam- rzekłam uśmiechając się do Riry, która przed chwilą wychynęła zza krzewu dzikiej róży.
- Wiedziałaś o tej polance?- spytała rozglądając się po niezbyt dużej, wolnej przestrzeni.
Uśmiechnęłam się.
- Sprzyjający zbieg okoliczności- rzuciłam odchodząc na środek polanki, w miejsce gdzie promieniom porannego słońca najłatwiej było nas dosięgnąć- Choć.
Stanęła po środku polanki nie przestając się rozglądać, trochę jakby szukała zastawionych przeze mnie pułapek.
- A teraz się nie ruszaj- zakomenderowałam rozpoczynając monotonny spacer wokół wadery.
 Ciałko smukłe, łapy cienkie...bujna grzywa i puszysty ogon. Włosy i końcówka ogona waliły mi po oczach jaskrawym kolorem. 
- Rozewrzyj paszczę.
Usłuchała.Sprawiała wrażenie nieco zdezorientowanej i zniecierpliwionej, ale jednocześnie czuć było od niej determinację. I dobrze. Obejrzałam uważniej jej zęby. Zależało mi głównie na tym by sprawdzić czy nie ma tępych kłów i czy w ogóle je ma.
- Dobra- powiedziałam odsuwając się trochę- przekonajmy się na czym stoimy.
Powiodłam wzrokiem ku trawie, skupiłam wolę. Po chwili na ziemi stał mały, puszysty zajączek. Z tym, że zielony, koloru trawy. 
Rirze o mało nie wyskoczyły oczy z orbit.
- Bierz go- machnęłam niedbale łapą.
Nim do wadery dotarło znaczenie mych słów zielona kulka wystartowała. Starałam się odwzorować jak najlepiej sposób poruszania się i tępo ściganego zwierzęcia, ale gdy wadera niebezpiecznie się do niego zbliżała iluzja nienaturalnie przyśpieszała i zmieniała kierunek. Nie zależało mi na tym by dogoniła to coś. Chciałam po prostu przekonać na ile szybko jest w stanie się poruszać. Kiedy przekonałam się, że szybciej już nie pobiegnie zaczęłam na jej drodze stawiać rozmaite niematerialne przeszkody. Kamienie, przewalone drzewa, głębokie doły. Wymagało to ode mnie sporo wysiłku. Poruszanie samym zającem było bardzo wymagające, a dodać do tego jeszcze rozpadlinę to nie lada wyzwanie. W końcu zrobiłam coś czego z pewnością się Rira nie spodziewała. Spomiędzy drzew wyskoczyła chimera. Wilczyca gwałtownie się zatrzymała i zastygła w bezruchu. Widocznie szok był na tyle duży by zapomniała, że to wszystko było tylko z iluzją. Nie dziwię jej się. Jeden z wilków, które mnie uczyły wyciął mi kiedyś podobny numer stawiając przede mną wiwerne.
- No to już coś wiemy- powiedziałam podchodząc do nadal lekko zszokowanej wadery- Jesteś szybka i, o dziwo, potrafisz się skupić na wtapiającym się w tło obiekcie. Popracowałabym za to jeszcze trochę nad refleksem bo skakać to ty potrafisz tylko trochę za późno. Zahaczyłaś o kilka iluzji.- Wadera powiodła wzrokiem w miejsce gdzie przed chwilą stała chimera- No i niezbyt dobrze reagujesz na takie niespodzianki.
Łatwo mi mówić o reagowaniu na niespodzianki po ponad czterdziestu latach życia. 
- To co teraz?- spytała.
Już bez pomocy klątwy wyczułam w jej głosie determinację, ale nieco słabszą niż na początku. 
- Teraz... zobaczymy jak wykorzystujesz to co umiesz.
- W sensie?- chyba znała odpowiedź, ale jej się nie podobała.
Zrobiłam swoją słynną minę specjalisty.
- Wiem już jakie mniej więcej są twoje zdolności fizyczne, ale wciąż nie wiem czy w kwestii walki zaczynamy całkowicie od zera. 
- Więc...
- Tak, będziemy się tłuc- na te słowa wadera nerwowo rozejrzała się dookoła, jakby wszechobecny tlen mógł ją zbawić.
Tak na prawdę nie zamierzałam przeprowadzać tu starcia jako takiego, a w zasadzie dać jej szansę zaatakowania mnie, a następnie unikania. Postaram się nie uszkodzić jej przy tym drugim.
- W ramach zachęty dodam, że w krzakach leży kilka zająców.

Rira?

Od Riry (CD Luy): Nauczycielka potrzebna od zaraz

Po mojej kłótni z Asherem postanowiłam wrócić do stada. Cóż, nie udało się nam… MI nic upolować, a niedźwiedź leżący kilka metrów dalej nie jest zdatny do jedzenia. Nie chodzi o to, że miał jakąś chorobę czy coś. Po prostu został zabity przez wilka, z którym obecnie mam na pieńku. Duma siedzi w każdym z nas, a u mnie już się pojawiła.
Ruszyłam w stronę gwaru stłumionego przez gęste rozmieszczenie drzew i krzewów. Mimo to, przecisnęłam się koło zarośli i wyszłam na prostą ścieżkę. Z powodu wcześniejszej sprzeczki byłam zła. Co tam zła. Wściekła! Podążałam przed siebie z naburmuszonym wyrazem pyska, mamrocząc pod nosem niecenzuralne rzeczy na temat basiora i jego zachowania.
– Już ja mu pokażę… – burknęłam – „Bezbronna”! Hmpf! – prychnęłam z pogardą na samo to wspomnienie.
Wkroczyłam na polanę, na której się zatrzymaliśmy i rozejrzałam się dookoła. Chociaż bardzo tego nie chciałam, mój wzrok natrafił na oczy Ashera. Rzuciłam mu gniewne spojrzenie, wypięłam pierś, podniosłam wysoko łeb i z dumą pomaszerowałam przed siebie, racząc wilka swoją ignorancją.
„Jeśli nauczyłabym się walczyć, nie mógłby się wtedy niczego uczepić”, pomyślałam. „Jedyne co potrafię, to tropienie. Jestem beznadziejna”, podsumowałam swoje umiejętności.
Po krótkim dystansie, położyłam się pod jakimś małym drzewkiem i obserwowałam innych, prowadząc prawdziwą burze mózgu:
„Kto z watahy potrafi walczyć? Soha jest generałem…! Ach… Ale jego tutaj nie ma. Zastanawiam się właśnie, gdzie mógłby być. Mniejsza… Ikane byłoby niezręcznie o to zapytać, w końcu jest Alfą. To nie byle jaka fucha. Wiąże ze sobą dużą odpowiedzialność i na pewno teraz ma już robotę… Z kolei Blue również nie poproszę. Widziałam, jak rozmawia z Marvelem i tą nową… Chyba Soneą. Nie chcę im przeszkadzać...”
Mój wzrok cały ten czas spoczywał na grupce spędzającej czas przy ognisku i nie zwracałam zbytniej uwagi na tak zwane „odludki”. Dopiero po dłuższym czasie zauważyłam waderę, która leżała niedaleko mnie. Chyba widziałam ją już wcześniej…
Jej łeb leżał wygodnie na miękkich łapach, a oczy miałam zamknięte. Nie mogłam w tamtej chwili opisać jej dokładnego wyglądu, z uwagi na panujący mrok, jednak na jej puszystym ogonie widniały tajemnicze wisiory, które świeciły dość stłumionym światłem.
Zaciekawiona wstałam i skierowałam się do wilka. Stanęłam przed nią, a ona, wyczuwając moją obecność, podniosła powieki. Podniosła się z ziemi i bez słowa usiadła, mierząc mnie wzrokiem. Dopiero teraz mogłam się jej bliżej przyjrzeć. W oczy rzucały się jej czerwone ślepia, częściowo przykryte długą grzywką. Na jej smukłym pysku, nad nosem widniała mała blizna. Duże uszy, przekłute kolczykiem ozdobione piórem, prezentowały się naprawdę dostojnie. „Ona jest naprawdę ładna”, przeleciało mi przez myśl. Ma figurę, która nie jednak wilczyca by pozazdrościła, błyszczące futro i piękne oczy, jednak te blizny mówiły, że przeszła w życiu nie jedno… I na pewno umie walczyć!
– Hej! – zawołałam entuzjastycznie, przekręcając lekko łeb.
– Znamy się? – zapytała chłodno. Uśmiechnęłam się do niej promiennie.
– Nie. Ale się poznamy! – oznajmiłam – Lua, tak? – zapytałam, chcąc się upewnić.
– Tak – przytaknęła. Ledwo zdążyła to powiedzieć, znowu wydałam z siebie dźwięk:
– Świetnie! Twoje imię obiło mi się o uszy. Pasuje Ci, wiesz? Ale to nie z tym przychodzę. Kiedy się rozgadam od razu tracę wątek i się gubię. To moja wada. Z resztą, często przeskakuję z tematu na temat całkiem nieświadomie! To trochę męczące. O, znowu to zrobiłam! Przepraszam! – zaśmiałam się – Wracając do tego, co chciałam powiedzieć… Och! Mam…! Widząc Cię, od razu założyłam, że umiesz co nieco walczyć, ze względu na te rany i chyba się nie pomyliłam, prawda? No właśnie. Sprawa jest taka, że ja jestem KOMPLETNIE zielona jeśli chodzi o tematy walki, a przydałoby się znać kilka chwytów. Biorąc pod uwagę te niedawne walki i to, że ta wataha dużo podróżuje, przy okazji podbudowałabym swoją wytrzymałość. Chciałam poprosić o to naszego generała, Sohę, ale tak się złożyło, że w pewnym momencie się od nas odłączył. Możesz nie wiedzieć, bo przecież jesteś tu od niedawna, co nie? Aj, znowu zboczyłam z tematu…! Cóż, wszyscy są teraz zajęci swoimi sprawami i nie chciałabym im zawracać głowy. Pomimo mojego obecnego zachowania, naprawdę nie lubię sprawiać kłopotów i dlatego zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała mnie uczyć. Zdaję sobie sprawę, jakie musi być teraz dziwne. Wiesz, nieznajoma wadera podchodzi do Ciebie i prosi Cię o pomoc w walce. To się nie zdarza na co dzień! Przynajmniej mi, ale ja prowadzę monotonne życie. Można to wywnioskować po tym, że nie umiem walczyć. Po zastanowieniu, nie posiadam też żadnych zdolności magicznych, bo moja klątwa jest zupełnie do niczego i w żaden sposób, jakkolwiek byś na nią nie spojrzała, nie wiąże się z magią. To, z drugiej strony wyjaśnia, dlaczego jestem tropicielem. Do tej fuchy nie trzeba nic specjalnego. Chociaż może przydać się tutaj dobry węch… – zastanowiłam się przez chwilę, tym samym robiąc przerwę w swojej wypowiedzi. Po chwili kontynuowałam:
– Nieważne. Ach, i przy okazji, jestem Rira – oznajmiłam uśmiechając się do nowo poznanej.

 Lua?

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Sonei (CD Marvel'a): Szara wilczyca, o imieniu Blue

Każde z nas wstaje. Marvel obiecuje zaprowadzić mnie do Blue, jednak również uświadamia mi, że owa wadera może być zaskoczona tym faktem… informacją, że ma siostrę. Nie jest to może nic strasznego, ale zdaję sobie sprawę z tego, że taka nowina jednak JEST dziwna. Z resztą, co ona może sobie pomyśleć? Nagle przyleci do niej jakaś obca wadera i „o, jesteś Blue? Mam na imię Sonea i wiesz, chyba jesteśmy siostrami.” Bardzo śmieszne, do cholery!
-Wiem. Ale nie zaszkodzi spróbować, nie?- zwracam się do białego wilka.
~Niby masz rację…
-…ale?- dopytuję się.
~Nie powiedziałam „ale”.- głos Marvel’a, rozbrzmiewający w mojej głowie jest trochę zdziwiony, ale czuję również zakłopotanie i napięcie. A może tylko mi się wydaje?
-Ale zamierzałeś. Czułam to.- przyglądam się wilkowi badawczo, ale on wyraźnie wydaje się być tym wszystkim spięty.
„Aaaa… więc o to chodzi.”- myślę, starając się ukryć uśmiech. Wywracam oczami i kręcę głową. Nie, to zdecydowanie nie dla mnie. Lepiej abym nie mieszała się w takie sprawy, tak będzie lepiej dla całego świata.
~Proszę, zmieńmy temat.- ta prośba odrobinę mnie zaskakuje, ale nie jestem aż tak podłą istotą aby się na to nie zgodzić. Zmiana tematu jest na rękę nie tylko Marvel’owi, więc chętnie na to przystaję.
-Mówisz, masz.- odpowiadam i niedbale macham ręką.
Nie jestem pewna, ale przez chwile zdaje mi się, że basior wzdycha z ulgą. Nie, to byłoby głupie, skoro Marv jest w stanie porozumiewać się tylko i wyłącznie za pomocą telepatii.
Wciąż idziemy przed siebie. Widzę jak mój nowy znajomy (a właściwie- napotkany przez przypadek wilk) rozgląda się dookoła, najwyraźniej próbując dostrzec znaną mu wilczycę. Szkoda tylko, że nie wiem jak moja siostra wygląda. Myślę, że wtedy mogłabym odrobinę pomóc. A może ma jasne futro tak jak ja?
-Hm… jak wygląda Blue?- zdaje mi się, że to pytanie wyrywa Marv’a z jakichś głębszych przemyśleń, ale staram się nie wnikać w to głębiej.
~Jest szara… z domieszką niebieskiego na niektórych fragmentach futra. I jest dość… o!- cokolwiek miał powiedzieć, nie skończył, gdyż nagle zatrzymuje się na środku udeptanej ścieżki. Gdyby nie to, że głos Marv’a rozbrzmiewa w mojej głowie, zapewne bym na niego wpadła.
-Rany, weź się tak nagle nie zatrzymuj! Co tam widzisz?
~To… proszę, tam jest Blue.- odwracam się odruchowo i zaczynam szukać siostry. I faktycznie, znajduję. Siedzi do nas tyłem, więc nie jestem w stanie dostrzec jej twarzy, ale jej futro jest takiej samej barwy jak wcześniej opisał ją Marvel. Obok niej stoi jakiś basior. Zdaje mi się, że nie widziałam go wcześniej. Ma ciemno-białe futro, ale w niektórych miejscach udaje mi się dostrzec dziwne, czerwone ślady. Wyglądają jak blizny, ale jeszcze nigdy nie widziałam takich ran.
Uśmiecham się odrobinę na widok mojej siostry. W tej chwili ani trochę nie obchodzi mnie fakt, że w ogóle się nie znamy i wadera z pewnością będzie zaskoczona, gdy usłyszy, że jesteśmy spokrewnione. Ale po raz pierwszy dokładnie widzę osobę z mojej rodziny, której wizerunek nie pochodzi tylko i wyłącznie z mglistych wspomnień i czasów, w których byłam małym dzieckiem.
-Jeny, dzięki.- zwracam się do wilka ze szczerą wdzięcznością.- Może proszę teraz o zbyt wiele, ale czy mógłbyś nas sobie przedstawić? Wiesz… to dla mnie trochę dziwna sytuacja.- staram się by to co mówię nie brzmiało głupio i nie było całkowicie pozbawione sensu, ale nie wychodzi mi to najlepiej i zdaję sobie z tego sprawę.
Dostrzegam, a właściwie CZUJĘ, że Marvel odrobinę się waha. Patrzy się w stronę dwóch wilków. Widzę jak zerka z niepewnością na Blue, a później kieruje wzrok na basiora, siedzącego obok mojej starszej siostry. Jego oblicze nie jest już tak łagodne i miłe, jak wtedy gdy patrzył na szarą waderę. Bez problemu odgaduję, że nie darzy on tego ciemnego wilka szczególną sympatią i szybko notuję sobie w głowie tą informację.
~Ja.. no dobrze. Niech Ci będzie. Ale… musimy odciągnąć Behemot’a. Wiesz, lepiej aby Blue dowiedziała się o tobie bez towarzystwa gapiów.- tłumaczy. Kiwam tylko głową na znak zgody. No bo co innego mogę w tej chwili zrobić? Z resztą nie przeszkadza mi taki układ.
Po dłuższym wahaniu, Marvel zaprowadza mnie do Blue. Prosi wilka obok, owego Behemot’a by zostawił nas przez chwilę samych. Ku mojemu zdziwieniu, ciemny samiec nie protestuje, ani nawet nie pyta się o co chodzi. Po prostu kiwa głową i odchodzi dalej.
-Coś się stało, Marv?- szara wadera pyta się białego basiora, nie zwracając na mnie większej uwagi.
~Chodzi o Soneę.- tłumaczy wilk, pokazując w moją stronę. Dochodzi do mnie, że używa przy tym telepatii w jakiś dziwny sposób, tak, że każda z nas rozumie co basior ma nam do przekazania.
Niebieskie oczy Blue obserwują mnie teraz uważnie.
-Chodzi o to, że jest nowa? Hm… siema, miło cię poznać! Jestem Blue.- mówi do mnie, uśmiechając się przyjaźnie. Zaraz jednak patrzy niepewnie na Marvel’a.- Tak się to robi?
Słyszę jak biały wilk śmieje się, wyraźnie rozbawiony pytaniem wilczycy. Zaraz jednak przestaje i trochę poważnieje. Nie, „poważnieje” to złe słowo, on jest trochę smutniejszy. Widzę to w jego oczach.
~Nie o to chodzi. Ona… Sonea powiedziała mi rano coś dziwnego. Przyszliśmy do ciebie bo ona… no cóż, może lepiej sama jej to powiesz, co?
-Tak chyba będzie lepiej.- nie za bardzo wiem jak powinnam zacząć, więc po prostu mówię to co wiem i tyle.- A więc, Blue… mam pytanie: czy miałaś kiedyś siostrę?
-Nie.- marszczy brwi, ale zaraz dodaje.- Nie wiem. Uciekłam ze stada, gdy byłam młoda.
-Rozumiem. Gdzie uciekłaś?
-Do pobliskiej watahy. Marv, co to za dziwne pytania?- szara zwraca się do przyjaciela, ale ten tylko kiwa głową, tłumacząc, że są ważne. Blue tylko wzdycha i wywraca oczami. Mruczy coś pod nosem, ale zbyt cicho bym mogła zrozumieć.
-Wataha Ciemnych wilków. Wilków cieni, mroku, czerni. Nie miała oficjalnej nazwy. A urodziłam się w Watasze wilków białych. Czy też wilków niewinnych, jak to oni lubili się nazywać, sukinsyny jedne.- to ostatnie mruczy do siebie, ale tym razem wszystko słyszę.- A co?
-Bo wiesz… to trochę absurdalne, ale… ja również urodziłam się w Watasze Białych wilków.- gdy to mówię, wadera mierzy mnie wzrokiem.
-I co? Zgaduję, że ciebie również wygnali za kolor futra, hm? Masz czarne detale.
-Tak, zgadza się. Wiesz gdzie uciekłam? Do…
-… wrogiej nam sfory? Chol.era, niech cię dziewczyno! Zrobiłam to samo!- wilczyca zaczyna się śmiać, chociaż jest to trochę nieodpowiednie i nie na miejscu.
-I wiesz? Tam wilki powiedziały mi o tobie. No wiesz, o wilczycy Blue, która należała do białej watahy i się do nich przyłączyła.
-To prawda. Może kiedyś opowiem ci więcej.
-I wiesz czego się jeszcze od nich dowiedziałam? Że jesteś moją starszą siostrą.- mówię prosto z mostu. Wadera przez chwilę uśmiecha się złośliwie, jednak gdy zdaje sobie sprawę z tego, że to co mówię nie jest żartem, nagle poważnieje. Wpatruje się we mnie badawczo, ale nie wiem jaka będzie jej reakcja.

  Hm… no to kto teraz? Marvel, nie wiem czy powinnam dać Ci to do dokończenia , czy też odpisać na własne opko jako Blue *^*

Od Riry (CD. Ashera): „Nie odezwę się do Ciebie”


Moje powieki leniwie podniosły się do góry. Najpierw wzrok przyzwyczajał się do dość ostrego światła ogniska, który rozproszył mrok panujący koło nas. Na szczęście po kilku sekundach i mrugnięciach w celu wyostrzenia obrazu przede mną, wreszcie się to udało. Podniosłam lekko swój ciężki w tamtej chwili łeb i przetarłam ślepia łapą.
– Obudziłaś się? – usłyszałam dobrze znany mi głos. Ten melodyjny ton, który tak lubię, należy do nikogo innego, jak do Ashera.
Dopiero kiedy lekko się poruszam, by poprawić swoją pozycję (ponieważ te złośliwe kamienie wbijały mi się w brzuch przez bitą godzinę) czuję miękkie futro basiora leżącego koło mnie, na moim boku.
W odpowiedzi na jego pytanie pozwalam sobie ziewnąć, szeroko otwierając przy tym pysk, po czym ponownie kładę go na łapach.
– Yhm… – mruczę niewyraźnie marszcząc brwi i zaciskając swoje powieki, gdy przypominam sobie o bijącym jasnym światłem ogniu – Długo spałam? – spytałam stłumionym głosem, dalej moich jeszcze nie rozgrzanych strun głosowych.
– Sam uciąłem sobie krótką drzemkę, więc nie wiem – odparł wyciągając przed siebie swoje przednie kończyny, prostując je. Po krótkiej chwili milczenia westchnęłam z rezygnacją kiedy po raz kolejny w tej minucie musiałam znieść moje narastające uczucie głodu.
– Co jest? – zagadnął, gdy podniosłam się z ziemi i otrzepałam swoją pierś z kurzu.
– Upolujemy coś? Jestem głodna… – oznajmiłam omiatając inne wilki moim wzrokiem, który i tak nie rozpoznał większości pysków. Chol*rna klątwa. Niby nic, a jednak uciążliwe.
– Znowu? – jęknął, lecz również wstał i wyprostował kark. Dzięki temu gestowi, basior kolejny raz nieświadomie pokazał mi, że mimo iż jestem wyższa, np. od Blue, to i tak muszę lekko zadrzeć głowę do góry, by z nim swobodnie rozmawiać.
– Nie moja wina, że mój żołądek domaga się jedzenia – burknęłam uciekając wzrokiem w bok, tym samym wydymając policzki i sprawdzając wrażenie obrażonego szczeniaka.
– No już, już. Pójdę z Tobą – westchnął basior okazując mi swoją przegraną. Na jego słowa ponownie pokazałam swoje kły w szerokim uśmiechu.
– Chodźmy! – zawołałam podążając szybkim truchtem w stronę małego lasku rosnącego niedaleko.
– Tylko nie możemy się za bardzo oddalać – przestrzegł mnie, ruszając za mną.
– Tak, tak… – przyznałam mu rację, dążąc do jak najszybszego spotkania ze zwierzyną czającą się w tym buszu.
Chwilę później basior zrównał ze mną kroku i szliśmy ramię w ramię. Ja jak zwykle musiałam poruszać zupełnie nieistotne tematy i przeciągać je w nieskończoność. Cóż, urok gadatliwości, nieprawdaż?
Asher mówił niewiele, tylko wtedy, gdy zadałam mu bezpośrednie pytania. Może właśnie ta cecha u niego sprawia, że jest doskonałym słuchaczem? Można tak twierdzić, chociaż równie dobrze mógłby mnie ignorować i dalej bym tak twierdziła. Chociaż fakt, że odpowiadał na moje pytania jest chyba wystarczającym dowodem na to, że przyjmuje do wiadomości każde moje słowo, prawda?




~~~~

– Gdzie się podziała ta zwierzyna? – jęknęłam, gdy zorientowałam się, że przeszliśmy już całkiem spory kawałek.
– Nie możesz od niej wymagać, by się ot tak pojawiła. Przecież chcesz ją zabić – zauważył Asher.
– Faktycznie – przytaknęłam z perlistym śmiechem – Chodźmy jeszcze kawałek. Jeśli nic nie znajdziemy, wrócimy do reszty – zaproponowałam.
– Tylko nie możemy się oddalić – przypomniał
– Mówiłeś już! – odparłam.
Szliśmy dłuższą chwilę przepełnioną ciszą i nadsłuchiwaniem za jakimkolwiek znakiem życia. „To niemożliwe. Szwendamy się już z dobrą godzinę! Jakim cudem na tak rozległym terenie, nie ma ani jednej sarny! Bażanta! Wiewiórki! Zająca! Czegokolwiek!”, prowadziłam w swojej głowie intensywny monolog. Niespodziewanie, rozglądanie się, dało efekty. Zauważyłam ledwo widoczną jaskinię, zasłoniętą zaroślami i wszelkiej maści drzewami. „Tam może być coś do jedzenia! Jeleń! Błagam, żeby tam był jeleń! Asher! Gdzie Asher?”. Rzuciłam okiem na oddalającego się basiora. „Chyba nie zauważył, że się zatrzymałam. Nie będę go wołać, jeszcze spłoszę zwierzynę. Dobra, plan jest taki: szybko zaglądnę do jaskini, jak coś tam będzie – upoluję, jak nie, to wrócę do Ashera”. Powtarzałam w głowie jeszcze kilka razy to, co zrobię, jak zastanę tam zwierzynę. O ile w ogóle coś tam znajdę.
Włożyłam głowę do środka i rozejrzałam się po ciemnej norze. Mój wzrok stopniowo musiał przyzwyczaić się do panującego tam mroku, więc dopiero po upływie kilku minut, miałam możliwość wejścia bez potknięcia się o jakiś kamień.
W jaskini było pusto i chłodno, czyli dokładnie tak, jak w większości z nich. Jednak coś się wyróżniało. Za dużymi kamieniami, stojącymi niemal na końcu, zobaczyłam wystające futro. Nie było ono długie, a kolor pozostawał mi nieznany z uwagi na ciemności tam panujące.
Moja ciekawość i głód wzięły górę i zbliżyłam się do tajemniczego obiektu. Szybko się okazało, że jednak nie mam tak dobrego czucia w łapach i dobrego wzroku, ponieważ szybko moja tylna łapa potrąciła średniej wielkości kamyczek, który poturlał się po skalnej podłodze z głośnym łoskotem.
Niezidentyfikowana kula futra się poruszyła, a ja odruchowo cofnęłam się o krok. Wielkie zwierze podniosło swój łeb i dopiero wtedy rozpoznałam ową istotę.
„Niedźwiedź! Niedźwiedź! Jestem w poważnych kłopotach!” krzyknęłam w myślach. Bestia podniosła się i stanęła dębem na dwóch łapach, pokazując jak bardzo jest ode mnie większa i masywniejsza.
Kompletnie mnie zamurowało, lecz kiedy bestia wydała z siebie przeraźliwy ryk, odzyskałam czucie w kończynach i szybko rzuciłam się do ucieczki. Usłyszałam huk oznajmujący, że niedźwiedź znowu jest na czterech łapach, a głośne kroki za mną utwierdziły mnie w przekonaniu, że mnie goni. Biegłam przed siebie pozwalając na to, by gałęzie i krzewy szarpały moje futro i skórę pod nią. Nie doznałam większych obrażeń. Gdybym po tym wszystkim otrzepała siebie z liści, nie można by nawet powiedzieć, że byłam w lesie.
Nie przebyłam dużego dystansu, jednak mimo to, niespodziewanie koło mnie mignął mi obraz Ashera. Odwróciłam się, dalej nie spuszczając z niego wzroku kiedy rzucił się na gardło zwierzyny. Nawet jeśli była dużo większa, bezbłędny skok basiora i zaciśnięcie szczęki na jego wrażliwej części ciała sprawił, że niedźwiedź padł na ziemię.
– Rira! Mówiłem Ci, żebyś się nie oddalała! – krzyknął Asher, będąc lekko zasapany za względu na wcześniejszy wysiłek. Zeskoczył z wielkiej kuli futra i podszedł do mnie.
– P-Przepraszam! – rzekłam z lekkim zająknięciem, uśmiechając się do basiora.
– „Przepraszam”?! – powtórzył po mnie bardziej uniesionym głosem – Ostrzegałem Cię! Dlaczego mnie nie posłuchałaś?! – zapytał głośno, stawiając krok w moją stronę.
– To moja wina, wiem! Ale nie stało się nic złego! – zaprzeczyłam, również nieświadomie podnosząc swój ton głosu.
– Mogłaś zginąć! – krzyknął
– Jestem wilkiem! Do tego łowcą! Nic by mi się nie stało! – upierałam się.
– Przestań bredzić! Gdybym się nie pojawił byłabyś martwa!
– Och! – westchnęłam sarkastycznie – Dziękuję za ratunek – zawołałam – Szkoda tylko, że był zbędny – warknęłam w jego stronę
– Więc sądzisz, że sama poradziłabyś sobie z tym niedźwiedziem? – zapytał, żywo wskazując swoim łbem w stronę nieżywego zwierzęcia.
– Oczywiście!
– Ach, daj spokój! Jesteś bezbronna! – krzyknął. Spiorunowałam go wzrokiem.
– Jak śmiesz? – syknęłam w jego stronę.
– Mówię jedynie prawdę – warknął
– Prawda jest taka, że nie zrobiłam nic złego i nie widzę powodu, by na mnie krzyczeć! – wrzasnęłam.
– No tak, zapomniałem! Przecież ty tylko mnie nie posłuchałaś, prawie straciłaś życie oraz naraziłaś mnie i resztę watahy!
– Przecież przeprosiłam! – krzyknęłam.
Na chwilę zapanowała cisza, podczas której Asher wyprostował się, a jego pysk spoważniał. Mimo to, dalej mierzył mnie gniewnym wzrokiem.
– Czyżby? – zapytał bardziej siebie niż mnie. Mówił już cichszym, ale nadal ostrym jak brzytwa głosem – Skoro tak, to rób, jak chcesz – rzekł i odwrócił się w stronę ścieżki prowadzącej do reszty watahy. Nim jednak się oddalił, dodał: – Nie odezwę się do Ciebie, póki nie przyznasz się do błędu – oznajmił surowo i ruszył przed siebie pewnym krokiem.
– Świetnie! – zawołałam za nim – I vice versa!

 Asher? Jakoś naciągane wyszło mi to opowiadanie, ale nareszcie mam moją upragnioną kłótnię! default smiley :d

sobota, 27 czerwca 2015

Od Luy: Kapelusz rzecz święta

 Nie ukrywam, wściekłam się. Nie wiem czy powinnam się cieszyć z faktu, że powiedział prawdę. Tak czy inaczej oddalając się od basiora usiłowałam nie kuleć na prawą przednią łapę.  Obiłam sobie bark przy lądowaniu. Usiadłam w pewnej odległości od największego skupiska wilków. Po głowie walały mi się myśli co poniektórych. Dwoje z nich zdawało się być bardziej zainteresowane od reszty, a nawet nieco zaniepokojone. Wydaje mi się, że to tamta dwójka z boku. Szara wadera i Biało czarny basior. Zdaje się, Blue i Behemot. Zacne imię, muszę przyznać.
 Powiodłam wzrokiem ku Koleżce i akolitce. Rozmawiali. Niezbyt wyraźnie wyczuwałam z tej odległości ich uczucia, ale dałabym komuś głowę uciąć, bo swojej nie dam, że wadera doznała szoku. Fascynujące. Czyżby i ona zakochała się w tym pięknym przedmiocie na głowie basiora? On jest mój...w sensie, że kapelusz. Przeszło mi przez myśl by szybko tam podbiec, chwycić czapkę i zniknąć zanim jakaś inna wadera to zrobi. porzuciłam jednak ten plan wyobrażając sobie jak by to musiało wyglądać. Osunęłam się na ziemię i częściowo owinęłam ogonem.
 Co właściwie robi się w watasze gdy niczego nie każą ci robić? I czy ja w ogóle jestem w tej watasze? Nie sterczy nade mną straż i nikt, przynajmniej głośno, nie narzeka na moją tu obecność. Może jednak powinnam porozmawiać w końcu z Ikaną? Przydzieliłaby mi jakieś stanowisko i git majonez.
 Nim się spostrzegłam tłum się rozpierzchł. Pozostały tylko gołąbeczki. Ziewnęłam układając wygodniej głowę na łapach. Nie słyszałam stąd ich rozmowy, ale emocje podskakiwały jak na skakance, a już zwłaszcza u akolitki. No i jeszcze dwie niematerialne istoty, które widocznie uczestniczyły w rozmowie. No chyba, że mam urojenia. Starym wariatkom się to zdarza. Nie wiem na co w zasadzie czekam. Albo jestem zbyt leniwa by pójść w ślady reszty watahy albo chcę się upewnić, że Jenna nie odbierze mi kapelusza gdy nie będę  patrzeć. Chwila...chyba powoli zaczyna mi odwalać. Sterczę tutaj tylko po to żeby pilnować ślicznej czapeczki? Oj Lua, Lua, ty stara wariatko. Nie masz się czym zająć to prześladujesz przedmioty.
 Naglę dobiegły mnie krzyki donośniejsze od poprzednich. Podniosłam wzrok na gołąbeczki. Jenna się wydzierała, wokół jej łap kłębiły się jakieś oparki, które zaczęły właśnie oplatać mojego koleżkę. Jedna z niematerialnych osóbek była przeszczęśliwa podczas gdy ta druga, lub raczej drugi, znacznie mniej. Poderwałam się z zamiarem rzucenia się na pomoc, ale uspokoiłam się dochodząc do wniosku, że to coś nie dosięgło jeszcze kapelusza. Pozostałam jednak w gotowości na wypadek gdyby czapce miała się stać krzywda. Szczerze powiedziawszy żal mi było też Koleżki, ale chętnie popatrzę jak sami rozwiązują ten problem. Niech się Deltka i Pogromca Wiewiórek wykażą.

Nie jest to ewidentnie do dokończenia (to zdanie chyba nie za bardzo ma sens). Wyszło to opko w prawdzie kijowe, ale chciałam coś napisać a zanim skończyłam powskakiwało opek.

Od Jenny CD John'a: Zbyt niebezpieczna

Rozmyślam chwilę. Tak, morowe dziewice są mi znane. A szczególnie historie na ich temat. Nie raz widziałam "efekty" ich poczynań. Sama nie wiem, czy to prawda czy nie, ale nie raz stykałam się z chorymi skarżącymi się na to, że zaatakowała ich morowa dziewica czy strzyga, bo nie wszyscy je rozróżniają. W każdym razie, jestem na prawdę zdziwiona z jakiego powodu ten tu, Helsing, miał do czynienia z uroczą damą. I w dodatku, cały czas myślę nad tym, dlaczego słyszymy nawzajem swoich "lokatorów".  Szczególnie jedno mnie zastanawia. Ten Ktoś u Helsinga powiedział coś w stylu: Nie raz takich załatwiałeś!
Mówił o przeklętych.
Nigdy nie byłam ufna, tym basiorem się... O rany, ja się nim zajęłam! Jak to okropnie brzmi. Ja się nigdy nikim nie zajmuję, chociaż... Jeśli chodzi o pomoc medyczną to tak, ale on...nie nam go i w ogóle jest dziwny, a teraz się okazuje, że słyszy Jane i w dodatku... Arghhhhhhh! Zwariować można. O ile da się bardziej!
- Tak, słyszałam. Choć nigdy żadnej nie spotkałam. - Posprzątałam po opatrunkach i wróciłam do basiora.
 - Gwarantuję ci, że nie chciałabyś. A nawet jeśli, wątpię żebyś mogła nad tym potem rozmyślać czy też się tym chwalić.
 - A to niby dlaczego?
 - Bo nie przeżyłabyś nawet minuty - twierdzi nonszalancko Helsing.
Podnoszę łeb i piorunuję go wzrokiem. Co on sobie myśli?! Zachowuje się jakby był o 100 lat starszy! I mądrzejszy, jeszcze czego! Już ja mu pokażę, niech tylko się nadarzy okazja...
~ Kochanie, wiesz że możesz mu to udowodnić już teraz?
 - Zamknij się, dobrze?
~ Ale ja wiem, że o tym pomyślałaś. No dalej, pokaż mu na co cię stać!
 - Wiem, że uwielbiasz się chwalić swoim dziełem ale daj se siana.
~ Och, Jenahia wiesz że...
 - Nie waz sie tak do mnie mówić, suko! Nie masz prawa używać tego imienia!
 ~ Jenahia, proszę cię. Nie nazywaj mnie tak, poza tym to jego wina.
 - Jego wina?! Jego wina że używasz mojego... Ech, przestań. Przez ciebie wszystko się komplikuje.
~ Ach, kochanie ty jeszcze nic nie rozumiesz. Ale dasz radę, wiem to. No ale proszę cię, pokaż mu. Pokaż, że nie jesteś słaba!
 - Jane, odejdź. Nie potrzebuję twoich rad ani twojej pomocy.
~ Jenahia!
 - Przestań! - Ze złości z moich łap wydostają się opary. Nie mogę ich zatrzymać, staram się ale one lecą... Prosto do Helsinga. - O nie. Helsing, odsuń się. Odejdź i nie zbliżaj się. I powiedz innym żeby się do mnie na razie nie zbliżali. Nie wiem co sie dzieje, ale mam dosyć. A wydaje mi się, że tym razem mogłoby się stać coś poważnego...
 - Daj spokój, Jenna. Pomogę ci, spróbuję przynajmniej. Po prostu, nie ruszaj się na razie i...
 - Helsing do cholery! - I wtedy właśnie opary go dosięgają. Krzywię się, kiedy oplatają go mocno. Staram się je wrócić ale nic nie wychodzi. Natomiast Jane jest wniebowzięta, słyszę jej śmiech. Słyszę też jak ten koleś we łbie Helsinga coś do niego gada, chyba nawet krzyczy ale nie słucham bo jestem skupiona na oparach. "No świetnie! Brawo Jane, jesteś z siebie dumna?!"
~ Kochanie, zrobiłaś najlepszą rzecz na świecie!
<Helsing? Mam nadzieję, że to nie uwłacza twojej dumie? :D >

Od Johna (CD Jenny): Pomoc medyczna

Reakcja wadery przekonała Helsinga, że jest pierwszą osobą, która zadała takie pytanie. I ten tekst o byciu wariatką. Basior ułożył to sobie w całość.
- Chyba znam ten ból - odpowiedział unosząc jeden kącik ust. - Jakby coś lub ktoś siedział ci w głowie i wypychał na zewnątrz twój umysł.
Teraz to John został obdarzony niedowierzającym wzrokiem. Wilczyca była wyraźnie wstrząśnięta.
- Czyli...w twojej głowie ona też siedzi? - zapytała mrugając szybko.
- Nie ona, akurat, ale ktoś o podobnym charakterku...
~ Nagle cię wzięło na zwierzenia? Nie gadaj z nią. To przeklęta. Już nie jeden raz załatwiałeś takich jak ona!
Uśmiech basiora stał się bardziej melancholijny. Spojrzał na wilczycę. Nie musiał pytać czy usłyszała poprzednią wypowiedź Mefistofelesa.
- A nie mówiłem? - rzucił John.
Rana na barku zaczęła go nieprzyjemnie szczypać. Udawanie twardziela tutaj nie przyniesie żadnego efektu. A skoro wadera chciała obejrzeć jego skaleczenia mimo faktu, że jest cały ubabrany nie tylko w swojej krwi i dopiero co ,,przypadkiem" zaatakował prawdopodobnie jej znajomą...Jak tu nie skorzystać? Do tej pory sam sobie radził z wszelkimi ranami, bo medycy jakoś nie mieli ochoty mu pomagać. Niektórzy mówili nawet to samo co owa Jane: Tacy jak Helsing powinni zdychać.
- Jeśli to jeszcze aktualne - powiedział po chwili ciszy jaka nastała - to poproszę o tą pomoc medyczną.
Wadera zastanowiła się. W końcu instynkt uzdrowiciela zwyciężył.
- Zgoda....ale pod warunkiem, że wyjaśnisz skąd te rany. Jestem tego niezmiernie ciekawa - wilczyca zdołała się lekko uśmiechnąć.
John tylko skinął głową. Nieznajoma rzuciła mu żeby został na swoim miejscu, by nie robił niepotrzebnej sensacji i pobiegła po potrzebne rzeczy. Basior położył się więc na ziemi ignorując drącego się Mefistofelesa. To będzie całkiem miła odmiana - dać się komuś zszyć zamiast robić to samemu.

• • •

- Gotowe - powiedziała w końcu wadera i strzepnęła resztki jakiejś mazi z łap.
Helsing bezskutecznie próbował obejrzeć się na efekt pracy akolitki. Wadera natomiast usiadła naprzeciw niego.
- A teraz wywiąż się ze swojej części umowy - dodała zamieniając się w słuch.
- Mogę właściwie wiedzieć jak masz na imię? - zapytał basior licząc, że w przyszłości jeszcze uda mu się spotkać tą małą waderę.
~ Nie mów mu! Zwariowałaś do reszty?! ~ powiedziała rozkazująco Jane. Jej ton tylko upewnił akolitę, że nie chce słuchać jej rozkazów. Mimo wszystko zachowała jednak środki ostrożności:
- Coś za coś. Ty pierwszy.
- Helsing - odpowiedział basior po chwili wahania. Skoro mu pomogła to niech się przekona, że zasłużył na tą pomoc.
- Tata cię tak nazwał? - rzuciła sarkastycznie.
- Nie. Diabeł - odparł John. Powiedział to tonem zwykłym, jakby mówił, że niebo jest niebieskie, a trawa zielona.
- Okaaaay... - odparła wadera. - Ja jestem Jenna. A teraz gadaj co cię tak urządziło.
- Dziewczyna - oparł żartobliwie basior, co właściwie nie było kłamstwem.
- To albo ją naprawdę wściekłeś, albo jest jakąś strzygą w dosłownym tego słowa znaczeniu. Wilki raczej nie mają takich pazurów...no dobra, Asher CZASEM ma, ale to poza tematem.
John zdecydował się nie pytać kim jest owy Asher. Wiedział, że ma do czynienia z watahą przeklętych. Do nich nie ma żadnych schematów i podziałów.
- Blisko byłaś - odpowiedział. - Nie strzygą, a upiór. Morowa dziewica, tak dokładniej. Jako medyk chyba słyszałaś przesądy na ich temat?
Z lekkim uśmiechem obserwował reakcję wadery. Nawet jeśli do tej pory nie uznała go za wariata, to teraz miała do tego sensowny powód.

Dżej? Co sądzisz? XD

piątek, 26 czerwca 2015

Od Jenny - CD John'a: Ten inny

Po krótkiej rozmowie z Marvem zostaję sama. Leżę na skałce, którą zauważyłam wcześniej, ale ktoś tam spał. Teraz jest moja. Myślę nad tym, jak sobie radzi Ver... Ciekawe czy już coś załatwiła z Paluku? Czy Baiṅganī wróciła? I właśnie wtedy słyszę, jak na kogoś fuczy, że ją zaatakował. Wstaję więc, bo co jak co, ale nawyk złapałam i idę na miejsce.
 Moim oczom ukazuje się właśnie Baiṅganī wraz z jakimś brązowym, dużym basiorem w kapeluszu. Unoszę "brew" i krzywię lekko pysk w ironicznym uśmieszku myśląc, że widocznie nie tylko ja lubię takie durnoty. Podchodzę bliżej, obdarzam kilka ciekawskich wilków niezbyt miłym spojrzeniem i chrząkam znacząco. Basior patrzy na mnie, Baiṅganī łaskawie zerka na mnie przelotnie, a potem mruczy tylko, że to on zaczął i odchodzi. Patrzę więc na owego Niego. Zauważam kilka świeżych ran na barkach, nie wyglądają ciekawie. Mój głos Akolity jak zwykle się odzywa. A nóż u jego boku... No cóż, ciekawe znalezisko...
 - A więc? Masz zamiar się tłumaczyć? - pytam w zasadzie lekceważąco. Nie przeraża mnie ani jego wygląd, ani postawa czy też to, że jest ode mnie znacznie większy. Dam sobie radę.
 - Pytanie, czy zasługujesz na to, żebym ci się wytłumaczył z ataku na tą osobę- odpowiada wilk z ironicznym uśmieszkiem cwaniaczka.
 - Ha, ja nie pytam o tę sytuację tylko o rany. Skąd je masz? - Robię krok w jego stronę i wyciągam łapę. On odsuwa się z wzrokiem wbitym w moją kończynę. - Co? Boisz się, że mam truciznę w łapach?
~ No, moja droga wiesz doskonale, że to prawda! ~ chichocze Jane. Przewracam oczami, ale ku mojemu zdziwieniu, owy basior rozgląda się na około, jest spięty i co rusz na mnie popatruje.
 - Co? Co tak patrzysz? - pytam i jeszcze raz wyciągam łapę. Tym razem Kapelutek nie nadąża się odsunąć i dotykam krwi na barku. Obracam łapę spodem do góry. Krew nie jest bardzo świeża, ale na pewno została wylana w przeciągu kilku godzin. Może mniej. Jednak jest jakaś... Hym, sama nie wiem. Inna. Spoglądam na wilka. On patrzy na mnie.
~ On jest inny, wiesz o tym. Czujesz to. Nie zbliżaj się do niego. Nie jest w porządku. Będzie cie nienawidził, jak każdy. Odsuń się od niego. Zostaw go to może się u niego te rany nie zagoją. Może zdechnie, śmieć! Jenna, posłuchaj mnie...
 - Mam dosyć słuchania ciebie, Jane. Wystarczy! - warczę.
 Basior patrzy na mnie, czuję to. Jednak ja już wyczerpałam limit patrzenia innym w oczy na najbliższy czas.
 - Tak, jestem wariatką. Matko, a miałam się nie zdradzać od razu, no... Obiecałaś sobie, debilu!
 - Tak, rozmawianie z samą sobą nie jest do końca normalne, ale bardziej mnie ciekawi... Skąd dochodzi ten głos, który cię przede mną ostrzega? Znasz ją?
 - Słucham?! - drę się. Jestem okropne zaskoczona. Jak on może ją słyszeć? Nikt nie umie, znaczy Marv coś tam z nią zrobił, ale nie słyszał jej... tak wyraźnie. Wyjaśnił mi tylko, że "widzi" jej kulki czy jakoś tak. A ten tu... Wyraźnie słyszał Jane. Jak to możliwe?!
<John? Jakieś wyjaśnienia? I jeszcze raz sorry że tak długo>

wtorek, 23 czerwca 2015

Od John'a: Upiorzyca

John już nie liczył, który to raz palnął się łapą w czoło. Rozmowa z rozdygotanym basiorem okazała się trudniejsza niż myślał. Trafił na niego przypadkiem. Wyglądał jakby zobaczył ducha...a raczej upiora, bo o to słudze Mefistofelesa chodziło.
- Powiedz mi jeszcze raz: jak ten stwór wyglądał?
Szarak mimo ciągłego strachu zdołał uraczyć Helsinga spojrzeniem zarezerwowanym dla idiotów i niepełnosprawnych umysłowo.
- No przecie mówię, że jak demon! - powtórzył uparcie.
John stęknął boleśnie.
- Opisz mi DOKŁADNY wygląd.
- Ahaaa...Trzeba było tak od razu - Helsing nabrał ochoty na masochizm, ale ponownie zdecydował się walnąć w łeb.
Tymczasem basior kontynuował:
- Głowy bym nie dał, ale to chyba była wadera. Tylko jakaś inna...Zgniło zielona, pokryta strupami, ogólnie paskudna i brzydka. A te jej otępieńcze jęki! Na samo wspomnienie ciarki przechodzą po grzbiecie. Ale to nie koniec! Gdy popatrzyłem na jej pysk...Chole*a jasna, w życiu czegoś takiego nie widziałem. Burza splątanych, czarnych kudłów, a spod nich wyzierały żółte świecące gały. I nie miała dolnej żuchwy. W jej miejscu, centralnie z gardła, wystawał długi, fioletowawy jęzor.
- A chodziła o własnych nogach, czy raczej ,,płynęła" w powietrzu? - dopytał się John.
- Pal to licho! Jak ją tylko zobaczyłem, to nie myślałem nad takimi duperelami, tylko w nogi.
Łowca demonów po raz kolejny westchnął i wstał. Nie miał żalu do stojącego przed nim szaraka. Widok upiora nie jest zbyt miły. Pożegnał basiora i ruszył w kierunku, z którego tamten przybiegł. ,,Nie ma to jak małe polowanie" pomyślał i przyspieszył do truchtu.
Upiór pozostawiał za sobą ślady aż zbyt wyraźne - połamane gałęzie, krew, pleśń i zgniliznę. Albo więc wiedział, że ktoś podąża jego tropem, albo dopiero co uległ przemianie. O pierwszej opcji nie mogło być mowy, toteż John od razu ,,poweselał" - czekała go względnie prosta i krótka robota.
~ Chyba się starzejesz, Helsing - usłyszał znajomy głos w głowie.
- Być może - powiedział do siebie, zdając sobie sprawę z własnego lenistwa.
Ale czy pięćdziesiąt lat brudnej roboty to nie dostateczny powód do narzekań?
W końcu ją wyczuł. Nie dało się słyszeć jej kroków, a jedynie szelest powłóczystej szaty. Powietrze wokół momentalnie nabrało niezdrowego zapachu, wydawało się drążyć dziury w płucach. W tamtym momencie Helsing upewnił się we własnych podejrzeniach. Krycie się było bez sensu, toteż wyszedł z traw i stanął twarzą w twarz z upiorem.
Morowa dziewica (bo takim typem upiora była wadera przed nim) wyglądała dokładnie tak jak opisał ją rozdygotany szarak, poza tym, że okrywały ją poszarpane szaty, falujące z każdym ruchem powietrza. Była to jedna z niebezpieczniejszych zjaw. Morowe dziewice były odpowiedzialne za wszelkie zarazy i masowy pomór, w tym takie ,,sławy" jak Czarna Śmierć. Rzeczywiście, ta tutaj nie spodziewała się go. Ale i tak zareagowała szybciej, niż chciałby John. Wrzasnęła przeraźliwie i skoczyła w jego kierunku. Pazurzaste łapy przycisnęły go do ziemi, zostawiając krwawe pręgi na barkach i szyi. Fioletowy język mlasnął tuż przed jego nosem, duszący, trujący oddech wdzierał się do płuc. Basior zamiast walczyć z duszącymi go łapami z trudem naparł wszystkimi czterema nogami na korpus upiora, wysuwając pazury. Zgniła powłoka zasyczała w kontakcie ze srebrem. Upiorzyca zawyła, szarpnęła się i puściła John'a. Nie mogła jednak liczyć na wzajemność. Helsing wykorzystał chwilową przewagę do zadania jak najbardziej dotkliwych ran. Morowa dziewica w końcu wyszarpnęła się z uchwytu srebrnych pazurów i z kolejną serią jęków uciekła w las.
- Niech cię szlag... - zaklął basior.
Zerwał się na nogi i wszczął pościg. Jeśli upiór teraz mu ucieknie, jego robota sprowadzi się do zera. Upiorzyca zniknie w lesie, ale następnego dnia po regeneracji znów zacznie szerzyć pogrom. John mimo ran przedzierał się przez las kierując się wyłącznie słuchem, gdyż morowa dziewica zniknęła mu z oczu. W końcu zatrzymał się zdezorientowany, uważnie nasłuchując. Obrócił głowę w stronę podejrzanego szelestu z lewej. Przez plamę światła przepłynął ciemny kształt. Basior nie zastanawiając się długo pobiegł w tamtym kierunku.
- Mam cię! - powiedział do siebie i tryumfalnie wyskoczył z krzewów.
Zapadła cisza.
John'owi okrągłą minutę zajęło ogarnięcie co się właściwie stało - że wypadł właśnie z krzaków cały obdarty, na oczach sporej grupy wilków, a pod łapami nie trzyma morowej dziewicy, tylko...znajomą waderę o ciemnym futrze i czerwonych oczach.
Panna Nieznajoma szybko porzuciła zaskoczenie.
- Miło, że w końcu wpadłeś, Koleżko, ale po jakie licho mnie ZAATAKOWAŁEŚ? - fuknęła.
Helsing zdecydowanie wolałby z powrotem siepać się z upiorzycą niż z Nią, ale po prostu nie mógł przepuścić takiej okazji...
- Wybacz, pomyliłem cię z morową dziewicą.
Nieznajoma chyba wiedziała jak wygląda chorobotwórcza upiorzyca, bo fuknęła ze złości, kopnęła John'a w brzuch tylnymi łapami i zrzuciła go z siebie. Basior po chwili usłyszał zdawkowe chrząkanie, toteż odwrócił się w prawo. Obok stała mniejsza od niego o głowę wadera o nieco zielonkawym futrze i wrodzonym, widocznym w oczach ostrzeżeniem ,,Nie zostawiajcie samej z ostrymi przedmiotami". Wadera rozgoniła gapiów i podeszła do niego badawczo zerkając na krwawe pręgi na barkach i szyi John'a oraz na wiszący u jego boku srebrny sztylet.
Nie ma co, to będzie ciekawa rozmowa...

 Dżej? Wybacz Lua za to porównanie do upiora ¬_¬

środa, 17 czerwca 2015

Od Marvela (CD Sonei)

~ B-Blue? – wyjąkałem zdziwiony.
- Tak – Sonea przyjrzała mi się zaciekawiona. – Coś się stało?
~ Bo ja…Nie jestem pewny czy to na pewno ona, ale znam jedną taką waderę o imieniu…Blue – gdybym mógł mówić uznałbym, że imię Niebieskiej ledwo przeszło mi przez gardło, a przynajmniej tak każdy inny określiłby tą pauzę.
Sonea zamrugała kilka razy podniecona.
- Zaprowadź mnie do niej, proszę! – zaczęła nalegać.
Przestąpiłem nerwowo z nogi na nogę. Nie miałem ochoty rozmawiać z Blue. Ostatnio przy niej czuję się jakbym to ja chorował na astmę, a nie ona. No i Behemot nie odstępuje jej na krok, a jego obecność napawa mnie jeszcze gorszym uczuciem…
Spojrzałem na Soneę. Nie wiem czemu, ale nagle rzeczywiście zaczęła mi przypominać Blue. Wiem, że może to niezbyt grzeczne, ale rzuciłem szybko okiem na jej świadomość. I tak, znowu posłużę się „kulkami”. To co „zobaczyłem” tylko mnie utwierdziło w moich podejrzeniach: „kulka” Sonei była identyczna co Blue. Miała jednolitą, błękitną barwę, ale nie posiadała tylu wgłębień i rys.
Westchnąłem boleśnie.
~ Dobra, przedstawię cię Blue… - zacząłem, a wadera od razu szeroko się uśmiechnęła. Tak prawdę mówiąc, był to naprawdę ładny uśmiech i zacząłem żałować, że wcześniej go nie widziałem. – Ale nie licz na wiele. Nawet jeśli TO JEST twoja siostra, to nie mam pojęcia jak to przyjmie.
Sonea pokiwała głową ze zrozumieniem i ruszyła za mną. Westchnąłem po raz kolejny, mentalnie przygotowując się do czekającej mnie romowy. Przypadnie mi w tym wypadku rola mediatora, gdyż nie spodziewam się po Behemocie, by zdjął ze mnie ten obowiązek. Oh, na litość Boską! Dlaczego moje życie musiało się tak skomplikować?

 Sonea? Naprawdę przepraszam ciebie i administrację bloga, że to takie krótkie wyszło, ale wena naprawdę mnie opuściła na tej watasze *^*

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Mały problem

 Nie wiem czy jest sens to pisać bo aktywność spadła właściwie do zera, ale i tak was o tym powiadomię. A więc Vervada została zbanowana na hw. Rzekomo za posiadanie multi kont, których w rzeczywistości nie ma. Oszczędzę wam już historii o kradzieży. Tak więc przez miesiąc nie będzie mogła wstawiać opek. Więc jeśli ktoś wysłał do niej opko, a ona go nie wstawiła to niech wyśle je do mnie. 
Ikana

niedziela, 7 czerwca 2015

Od Chris'a: Opowieści (nie) na dobranoc

Leżałem na ziemi. Co miałem robić innego? Był środek a ja wciąż nie mogłem zasnąć. Jasne, ktoś bardziej kreatywny i pomysłowy rzuciłby tysiąc możliwości co można zrobić w środku nocy jak się spać nie może ale problem polegał na tym, że ja nie miałem w ogóle pomysłów. Byłem z nich tak wyprany, że aż mnie to drażniło. Większość spała, tylko niektórzy albo siedzieli w ciszy albo leżeli i próbowali, co im się przeważnie udawało. W końcu postanowiłem się ruszyć. Nie było innego wyjścia. Albo się ruszę, albo zwariuję... bardziej niż już zdążyłem.
 - Chris? - usłyszałem nagle cichy szept gdzieś po prawej. Spojrzałem tam i okazało się, że to Darkne. Widocznie ona też nie spała.
 - Śpij Darkne, nic się nie stało. Po prostu nie mogę spać - wyjaśniłem.
Myślałem, że młoda wadera uzna to za wystarczające wyjaśnienie ale ku mojemu zdziwieniu ona wstała i podeszła do mnie ostrożnie, żeby nie nadepnąć śpiącej obok czarno-niebieskiej waderze na łapy.
 - A wiesz, że ja też? Mogę iść z tobą? Zakładam, że gdzieś się wybierasz? - spytała.
 - Tak, ale tylko po to, żeby zabić czas. Ale jak chcesz, to oczywiście. Chodź.
I poszliśmy. Póki byliśmy tam, gdzie spało najwięcej wilków nie odzywaliśmy się do siebie, żeby ich nie obudzić. Potem wyszliśmy dalej, gdzie spały już tylko pojedyncze wilki i nie trzeba było tak bardzo uważać. Tutaj była wysoka trawa, gdzieniegdzie jakieś drzewa. Wiał wiatr, ale nie było przeszywającego zimna. Po prostu... chłód. Dlatego też położyliśmy się obok powalonego drzewa w taki sposób, by zasłaniało nas przed wiatrem. Potem spytałem Yomu:
 - No, to czemu nie mogłaś spać? Powinnaś, ostatnia burza dała ci chyba w kość, co?
 - No tak, ale ile można spać. Poza tym, miałam okropnie lekki sen, jak tylko wstałeś to otworzyłam oczy i wiedziałam, że to koniec mojego snu.
 - Hm, dobrze. Ale wiesz, pewnie jutro zechcą ruszyć dalej, nie będziesz padnięta?
 - Poradzę sobie, spokojnie. - Wadera uśmiechnęła się i przez chwilę po prostu leżeliśmy sobie, patrząc po okolicy.
 - Hej, a... - zaczęła - opowiesz mi o jakiejś swojej misji? Wiesz, jedną z tych ze smokami.
 - Och, ale przecież dużo ci już opowiedziałem, jak szliśmy z Azz.
 - Tak, ale na pewno jest jeszcze jakaś.
 - Dobra, ale pod warunkiem, że spróbujesz zasnąć.
 - Nie obiecuje, z tego co pamiętam, to nie są historyjki nudne.
 - Ech...
Wadera zaśmiała się, a ja udając zirytowanego, spróbowałem się opanować, ale nic z tego nie wyszło. Coś było w tej ledwo wyrośniętej chudej waderze, co sprawiało, że od razu miało się lepszy humor. Nie wiedziałem co to takiego, ale cóż... Jedni mają talent do wkurzania, inni do umilania czasu. Taki właśnie talent miała Darkne.
 Chcąc nie chcąc, musiałem jej opowiedzieć jakąś historię. Postanowiłem więc opowiedzieć, jak to trafiłem na młodą smoczycę, która się we zakochała. Jedynym plusem tej dziwnej sytuacji było to, że łatwo sobie z nią poradziłem. Niestety, smoczyca obdarowywała mnie licznymi na wpół żywymi "prezentami", które miałem zjeść. Oczywiście, nie robiłem tego. Kanibalem nie jestem, bo zdarzały się i wilki. Pomagałem im zwiać. Na szczęście, nigdy nie zostałem na tym złapany.
 Kiedy skończyłem opowieść, okazało się, że wschód słońca nadejdzie lada moment, toteż ze względu na prośby Yomu zostaliśmy w tym miejscu. Według niej to było idealne miejsce na oglądanie tego zjawiska. Uśmiechnąłem się tylko i zaczekaliśmy, a potem spokojnie wróciliśmy do "centrum snu" watahy. Tym razem jednak położyliśmy się obok siebie, a Darkne zadawała mi różne pytania o szczegóły mojej "pracy".
<Darkne?>

piątek, 5 czerwca 2015

Od Azzai (CD Ikany):Chociaż dziękuję...To wystarczy do szczęścia...


-Nie...To już wszystko...-odpowiedziałam,po czym uniosłam głowę i dumnym krokiem odeszłam od niej.
Po paru minutach dotarłam do watahy.Mój wzrok skierowałam na już prawie zjedzoną zdobycz i westchnęłam.Poczułam smutek.Zasługuję chociaż na pochwałę lub na proste "Dzięki Azz".Jak już wtedy dotarliśmy na miejsce to każdy się przepychał by coś zjeść.Zachowywali się przez chwilę jak dzikie zwierzęta.W oddali zauważyłam Rirę.Postanowiłam wyżalić się u jej boku.
-Hej-powiedziałam z nutką udawanej goryczy
-Hej,co ty taka smutna?
-Meh...Ikana ma to wszystko w nosie.Nie interesuje ją wataha,a teraz właśnie wypoczywa po niczym.
-Ej no...bądź ostrożna bo to przecież alfa.
-I co?
-To,że może cię wyrzucić.
-Może...Kurde tyle dla niej zrobiłam a ona nic.Pamiętasz to spa dla niej?
-No ba.
-No właśnie.Ten niby szampon na sierść,ogrzewana woda,jedzenie i skóra specjalnie czyszczona.Harowałam tyle godzin i czekałam na pochwałę lub proste "Dziękuje",ale nie dostałam.Chociaż pozwoliła mi na mój plan.
-Jaki plan?-jakby już o tym zapomniała,jak pare minut temu jej o tym mówiłam.
-No coż tylko moja grupa myśliwych będzie polować a inni tylko za moją zgodą mogą.Po to są stanowiska.
-No dobra...
-Idę to powiedzieć innym,to pa.-i pobiegłam
Postanowiłam powiedzieć to również Hiro,lecz nigdzie nie mogłam go znaleźć.Na moje nieszczęście wpadłam na Eloy'a.Podniosłam głowę i próbowałam go ominąć,ale się nie udało.Eloy złapał mnie za ogon i przyciągnął mnie do siebie.
-Witaj Azzai...
Nie odzywałam się.Modliłam się by tu był Hiro,ale jego tu jak zwykle nie ma,gdy go potrzebuje.Przewróciłam oczami.
-Czemu go wybrałaś,hmm?On przecież nie jest w niczym lepszy ode mnie.-po czym mnie przyciągnął do siebie jeszcze bliżej.
-Puść mnie!-krzyknęłam.
Wtedy znikąd przybiegł Hiro i popchnął go.Hiro chciał go jeszcze dobić powalając go na ziemię by dać mu nauczkę,ale odciągnęłam go od niego i poszliśmy w głąb lasu.
-Dzięki..-odparłam
-Proszę.
-Posłuchaj,od dzisiaj ja będę rządzić polowaniami.
-To gratuluje,a Ikana pozwoliła?
-Pff...Nom
-Ok.
-No to co teraz robimy?-zapytałam się Hiro.

Hiro?

Od Stream: Niesamowita barwa oczu

Pamiętam tę ostatnią wyprawę - Moją, Mizuki.. a, był tam
jeżcze Asher, miły basior..
Teraz, siedzę sobie na górze.. Na górze, na którą mówię
Sejka - To z Japońskiego...
-"Sejka to piękna góra.. wszędzie dookoła woda, trawa
, łąki i piekne kwiaty."
Po chwili rozglądania się, wyruszyłam na spacer. Moja samotna wyprawa nie trwała długo, ponieważ zobaczyłam tam zakrwawionego, całego w ranach wilka, to był basior..
 -Co?!
 -Co ci się stało?!
Nie odpowiadał.
Poszłam szybko po wodę, na szczęście tuż obok terenu z wodą
stało zardzewiałe wiadro.. wzięłam w pysk patyk, a nim
podniosłam wiadro, napełniłam je wodą i pobiegłam w stronę
zakrwawionego wilka.
- Jak się czujesz?" - Powiedziałam do niego, następnie obmyłam
mu rany wodą.. Niestety w pobliżu nie było niczego, czym mogłabym
obwiązać mu ran.. - *Ghhh!* *Ehhee!!* - Basior zaczął kaszleć.
-Nic ci nie jest!? - Zapytałam
Basior ma na oku szarą plamę o ciekawym kształcie,a sam
był koloru szarego, a na tylnych łapach miał białe kropki..
 -E? - Dostrzegłam jego oczy, które były odmiennych kolorów
jedno biało-szare, a drugie krwisto czerwone..
-Masz ciekawy odcień oczu... - Przyglądałam mu się nadal.
-Jaa... mam tak od urodzenia..- Popatrzył w ziemię, i powoli
wstał..
-Są naprawdę piękne.. - Przyznałam mu.
-...Wiesz, dziękuję za twoją pomoc.. - Spojrzał na mnie i
zaczął powoli wstawać..
-W sumie, to co ci się stało? Dlaczego byłeś taki poraniony? -
Dotknłęam jego łapy i podniosłam ją lekko w górę.. przyjrzałam
się tej ranie.. -" Czy to nie jest od pazurów?" - Zapytałam
z ciekawością.
-No.. to było tak..  - zaczął mi opowiadać - Obudziłem się pod drzewem, zauważyłem dym dochodzący z mojego namiotu dym. Podniosłem się i pobiegłem tam, mój dom cały płonął... Ahh.. wszystko straciłem..Po chwili ktoś zakradł się od tyłu i zamknoł mi pysk.Wykręciłem się, a wilk za mną zaczął mnie atakować..Walczyliśmy, po kilku minutach on uciekł, a ja szedłem ciągle i ciągle.. i wylądowałem tutaj..
 - To było tak. - Spojrzał na mnie - Ale jestem ci bardzo wdzięczny, jak się nazywasz?
-Um.. Stream, a- a ty? - Uśmiechnęłam się, i zarumieniłam.
-Ja, .. no, jestem Kaoru. I, jeszcze raz ci dziękuję, za to co zrobiłaś.. - Odpowiedział uśmiechając się.
-Eheh.. to nic takiego! - Popatrzyłam się na niego - Może..się zaprzyjaźnimy? - Podałam mu łapę.
-Hahah, a czemu by nie - Podał mi łapkę.
Głooośno zaburczało mi w brzuchu - Ugghhh.. ja, ..sorry...
-Hah, może pójdziemy ..coś upolować? - Uśmiechnął się, machnął łapą i pokazał mi niedaleki lasek. - Tam jest dużo jeleni.
-Um.. naprawdę sądzisz, że damy radę jeleniowi? - Uśmiechnęłam
się.
-A ty sądzisz,że nie? - Zaczął biec w stronę lasu
-Możemy to sprawdzić! - Pobiegłam za nim
Gdy byliśmy już w lesie natrafiła nam się gromadka zająców.
-To jak? - wyszeptał - Idziemy?
-Hmh? Taaa, jasne! - szepnęłam
 Po chwili ja i Kaoru skoczyliśmy, i zdołaliśmy złapać
cztery zające.
-Po dwa na głowę! Haha! - Powiedział Kaoru.