Moje powieki leniwie podniosły się do góry. Najpierw wzrok przyzwyczajał
się do dość ostrego światła ogniska, który rozproszył mrok panujący
koło nas. Na szczęście po kilku sekundach i mrugnięciach w celu
wyostrzenia obrazu przede mną, wreszcie się to udało. Podniosłam lekko
swój ciężki w tamtej chwili łeb i przetarłam ślepia łapą.
– Obudziłaś się? – usłyszałam dobrze znany mi głos. Ten melodyjny ton, który tak lubię, należy do nikogo innego, jak do Ashera.
Dopiero kiedy lekko się poruszam, by poprawić swoją pozycję (ponieważ te
złośliwe kamienie wbijały mi się w brzuch przez bitą godzinę) czuję
miękkie futro basiora leżącego koło mnie, na moim boku.
W odpowiedzi na jego pytanie pozwalam sobie ziewnąć, szeroko otwierając przy tym pysk, po czym ponownie kładę go na łapach.
– Yhm… – mruczę niewyraźnie marszcząc brwi i zaciskając swoje powieki,
gdy przypominam sobie o bijącym jasnym światłem ogniu – Długo spałam? –
spytałam stłumionym głosem, dalej moich jeszcze nie rozgrzanych strun
głosowych.
– Sam uciąłem sobie krótką drzemkę, więc nie wiem – odparł wyciągając
przed siebie swoje przednie kończyny, prostując je. Po krótkiej chwili
milczenia westchnęłam z rezygnacją kiedy po raz kolejny w tej minucie
musiałam znieść moje narastające uczucie głodu.
– Co jest? – zagadnął, gdy podniosłam się z ziemi i otrzepałam swoją pierś z kurzu.
– Upolujemy coś? Jestem głodna… – oznajmiłam omiatając inne wilki moim
wzrokiem, który i tak nie rozpoznał większości pysków. Chol*rna klątwa.
Niby nic, a jednak uciążliwe.
– Znowu? – jęknął, lecz również wstał i wyprostował kark. Dzięki temu
gestowi, basior kolejny raz nieświadomie pokazał mi, że mimo iż jestem
wyższa, np. od Blue, to i tak muszę lekko zadrzeć głowę do góry, by z
nim swobodnie rozmawiać.
– Nie moja wina, że mój żołądek domaga się jedzenia – burknęłam
uciekając wzrokiem w bok, tym samym wydymając policzki i sprawdzając
wrażenie obrażonego szczeniaka.
– No już, już. Pójdę z Tobą – westchnął basior okazując mi swoją
przegraną. Na jego słowa ponownie pokazałam swoje kły w szerokim
uśmiechu.
– Chodźmy! – zawołałam podążając szybkim truchtem w stronę małego lasku rosnącego niedaleko.
– Tylko nie możemy się za bardzo oddalać – przestrzegł mnie, ruszając za mną.
– Tak, tak… – przyznałam mu rację, dążąc do jak najszybszego spotkania ze zwierzyną czającą się w tym buszu.
Chwilę później basior zrównał ze mną kroku i szliśmy ramię w ramię. Ja
jak zwykle musiałam poruszać zupełnie nieistotne tematy i przeciągać je w
nieskończoność. Cóż, urok gadatliwości, nieprawdaż?
Asher mówił niewiele, tylko wtedy, gdy zadałam mu bezpośrednie pytania.
Może właśnie ta cecha u niego sprawia, że jest doskonałym słuchaczem?
Można tak twierdzić, chociaż równie dobrze mógłby mnie ignorować i dalej
bym tak twierdziła. Chociaż fakt, że odpowiadał na moje pytania jest
chyba wystarczającym dowodem na to, że przyjmuje do wiadomości każde
moje słowo, prawda?
~~~~
– Gdzie się podziała ta zwierzyna? – jęknęłam, gdy zorientowałam się, że przeszliśmy już całkiem spory kawałek.
– Nie możesz od niej wymagać, by się ot tak pojawiła. Przecież chcesz ją zabić – zauważył Asher.
– Faktycznie – przytaknęłam z perlistym śmiechem – Chodźmy jeszcze
kawałek. Jeśli nic nie znajdziemy, wrócimy do reszty – zaproponowałam.
– Tylko nie możemy się oddalić – przypomniał
– Mówiłeś już! – odparłam.
Szliśmy dłuższą chwilę przepełnioną ciszą i nadsłuchiwaniem za
jakimkolwiek znakiem życia. „To niemożliwe. Szwendamy się już z dobrą
godzinę! Jakim cudem na tak rozległym terenie, nie ma ani jednej sarny!
Bażanta! Wiewiórki! Zająca! Czegokolwiek!”, prowadziłam w swojej głowie
intensywny monolog. Niespodziewanie, rozglądanie się, dało efekty.
Zauważyłam ledwo widoczną jaskinię, zasłoniętą zaroślami i wszelkiej
maści drzewami. „Tam może być coś do jedzenia! Jeleń! Błagam, żeby tam
był jeleń! Asher! Gdzie Asher?”. Rzuciłam okiem na oddalającego się
basiora. „Chyba nie zauważył, że się zatrzymałam. Nie będę go wołać,
jeszcze spłoszę zwierzynę. Dobra, plan jest taki: szybko zaglądnę do
jaskini, jak coś tam będzie – upoluję, jak nie, to wrócę do Ashera”.
Powtarzałam w głowie jeszcze kilka razy to, co zrobię, jak zastanę tam
zwierzynę. O ile w ogóle coś tam znajdę.
Włożyłam głowę do środka i rozejrzałam się po ciemnej norze. Mój wzrok
stopniowo musiał przyzwyczaić się do panującego tam mroku, więc dopiero
po upływie kilku minut, miałam możliwość wejścia bez potknięcia się o
jakiś kamień.
W jaskini było pusto i chłodno, czyli dokładnie tak, jak w większości z
nich. Jednak coś się wyróżniało. Za dużymi kamieniami, stojącymi niemal
na końcu, zobaczyłam wystające futro. Nie było ono długie, a kolor
pozostawał mi nieznany z uwagi na ciemności tam panujące.
Moja ciekawość i głód wzięły górę i zbliżyłam się do tajemniczego
obiektu. Szybko się okazało, że jednak nie mam tak dobrego czucia w
łapach i dobrego wzroku, ponieważ szybko moja tylna łapa potrąciła
średniej wielkości kamyczek, który poturlał się po skalnej podłodze z
głośnym łoskotem.
Niezidentyfikowana kula futra się poruszyła, a ja odruchowo cofnęłam się
o krok. Wielkie zwierze podniosło swój łeb i dopiero wtedy rozpoznałam
ową istotę.
„Niedźwiedź! Niedźwiedź! Jestem w poważnych kłopotach!” krzyknęłam w
myślach. Bestia podniosła się i stanęła dębem na dwóch łapach, pokazując
jak bardzo jest ode mnie większa i masywniejsza.
Kompletnie mnie zamurowało, lecz kiedy bestia wydała z siebie
przeraźliwy ryk, odzyskałam czucie w kończynach i szybko rzuciłam się do
ucieczki. Usłyszałam huk oznajmujący, że niedźwiedź znowu jest na
czterech łapach, a głośne kroki za mną utwierdziły mnie w przekonaniu,
że mnie goni. Biegłam przed siebie pozwalając na to, by gałęzie i krzewy
szarpały moje futro i skórę pod nią. Nie doznałam większych obrażeń.
Gdybym po tym wszystkim otrzepała siebie z liści, nie można by nawet
powiedzieć, że byłam w lesie.
Nie przebyłam dużego dystansu, jednak mimo to, niespodziewanie koło mnie
mignął mi obraz Ashera. Odwróciłam się, dalej nie spuszczając z niego
wzroku kiedy rzucił się na gardło zwierzyny. Nawet jeśli była dużo
większa, bezbłędny skok basiora i zaciśnięcie szczęki na jego wrażliwej
części ciała sprawił, że niedźwiedź padł na ziemię.
– Rira! Mówiłem Ci, żebyś się nie oddalała! – krzyknął Asher, będąc
lekko zasapany za względu na wcześniejszy wysiłek. Zeskoczył z wielkiej
kuli futra i podszedł do mnie.
– P-Przepraszam! – rzekłam z lekkim zająknięciem, uśmiechając się do basiora.
– „Przepraszam”?! – powtórzył po mnie bardziej uniesionym głosem –
Ostrzegałem Cię! Dlaczego mnie nie posłuchałaś?! – zapytał głośno,
stawiając krok w moją stronę.
– To moja wina, wiem! Ale nie stało się nic złego! – zaprzeczyłam, również nieświadomie podnosząc swój ton głosu.
– Mogłaś zginąć! – krzyknął
– Jestem wilkiem! Do tego łowcą! Nic by mi się nie stało! – upierałam się.
– Przestań bredzić! Gdybym się nie pojawił byłabyś martwa!
– Och! – westchnęłam sarkastycznie – Dziękuję za ratunek – zawołałam – Szkoda tylko, że był zbędny – warknęłam w jego stronę
– Więc sądzisz, że sama poradziłabyś sobie z tym niedźwiedziem? –
zapytał, żywo wskazując swoim łbem w stronę nieżywego zwierzęcia.
– Oczywiście!
– Ach, daj spokój! Jesteś bezbronna! – krzyknął. Spiorunowałam go wzrokiem.
– Jak śmiesz? – syknęłam w jego stronę.
– Mówię jedynie prawdę – warknął
– Prawda jest taka, że nie zrobiłam nic złego i nie widzę powodu, by na mnie krzyczeć! – wrzasnęłam.
– No tak, zapomniałem! Przecież ty tylko mnie nie posłuchałaś, prawie straciłaś życie oraz naraziłaś mnie i resztę watahy!
– Przecież przeprosiłam! – krzyknęłam.
Na chwilę zapanowała cisza, podczas której Asher wyprostował się, a
jego pysk spoważniał. Mimo to, dalej mierzył mnie gniewnym wzrokiem.
– Czyżby? – zapytał bardziej siebie niż mnie. Mówił już cichszym, ale
nadal ostrym jak brzytwa głosem – Skoro tak, to rób, jak chcesz – rzekł i
odwrócił się w stronę ścieżki prowadzącej do reszty watahy. Nim jednak
się oddalił, dodał: – Nie odezwę się do Ciebie, póki nie przyznasz się
do błędu – oznajmił surowo i ruszył przed siebie pewnym krokiem.
– Świetnie! – zawołałam za nim – I vice versa!
Asher? Jakoś naciągane wyszło mi to opowiadanie, ale nareszcie mam moją upragnioną kłótnię!