– Dawno się nic nie działo, co? – mruknęłam do siebie, przemierzając
tereny znajdujące się w okolicach naszego tymczasowego miejsca pobytu.
– Jak „nic się nie działo”? – zagadnął Ventus, najwyraźniej myśląc, iż
to pytanie było skierowane do niego. – Dołączyło naprawdę sporo wilków, a
tym samym poszerzyła się lista z zdolnościami nadnaturalnymi –
powiedział, unosząc jedną brew do góry. Gdyby nie to, że był
przeźroczysty i niematerialny, chętnie bym go teraz uderzyła, za to
bezkarne lewitowanie nad moim łbem. Ten idiota dobrze wie, że bardzo
mnie to irytuje.
– Nie działo się nic, co by sprawiło, że znalazłabym się w centrum
zainteresowania – poprawiłam się, patrząc z wyrzutem na Ventusa, który
zmusił mnie, bym powiedziała to na głos.
– Ach, no tak. – Uderzył się lekko w swoje czoło. Ciekawe, że dla
siebie, jest on materialny. – Zapomniałem, że nie lubisz, kiedy NIE
JESTEŚ w centrum zainteresowania – rzekł i pomimo znaczenia i
prawdopodobnego tonu używanego w tym zdaniu, jego głos nie kipiał
sarkazmem (o dziwo!). Przewróciłam oczami i wróciłam do mozolnego
człapania ze zwieszonym łbem i przymkniętymi ślepiami. Kto by pomyślał,
że taki spacerek może kogokolwiek zmęczyć. Nie, poprawka: Że taka NUDA
może kogokolwiek zmęczyć. A szczególnie kogoś takiego jak ja.
Westchnęłam żałośnie, rozmyślając nad swoją marną egzystencją:
„Dlaczego nikt mnie nie zauważa? Czy jestem za mało idealna? Każdy,
KAŻDY, powinien się mną zachwycać! Przecież robię co mogę! Nie sypiałam
przez ostatnie dni, by poprawić moją kondycję, uczyć się budowy
zwierzęcia, studiować otaczające mnie tereny! Przecież to POWINNO być
zauważone i pochwalone przynajmniej jednym, małym słówkiem: 'Dobra
robota!' albo 'Jesteś taka zdolna!'. Dlaczego…? Czy tutaj jest ktoś
lepszy ode mnie…? Nie, to nie możliwe. Ale jak tak dalej pójdzie,
skończę jako nic nie znacząca, malutka, maciupeńka istotka na tej
planecie. Nikt nie będzie chciał się ze mną zadawać. Skończę jako
nieudacznik, popychany i wyśmiewany przez wszystkich. Nie będę umiała
polować i przyłączę się do sępów, wyjadając resztki zgniłego mięsa z
kości padliny. I w końcu zdechnę z głodu i pragnienia! Nie chcę takiego
życia…! Zimno! Tu jest zimno! Zostałam pogrzebana żywcem jako przeciętna
osoba...”
Mój grymas na twarzy stopniowo się zwiększał z każdym wbitym sztyletem w
moje idealne serce, lecz nagle moje niezadowolenia wyparowało i
zastąpił go pełen skupienia wyraz pyska, gdy do moich uszu dotarł cichy
szelest niedaleko mnie. Natychmiast spięłam całe swoje ciało i
wyprostowałam kark, tym samym czujnie nadsłuchując. Ventus chyba też to
usłyszał, ponieważ przyjął podobną pozycję do mojej.
Potrząsnęłam łbem i ruszyłam się z miejsca, chcąc sprawdzić, skąd
dobiega ten dźwięk i co go spowodowało. Wychyliłam głowę i, patrząc
ponad zaroślami, dostrzegłam wilka. Basiora.
„Matko, kolejny? Przecież ta wataha i tak rozrasta się w zastraszającym
tempie. Lepiej będzie, jak go tu zostawię i nie będę się zbliżać. Ale
co, gdy on mnie zauważy? Jak się wytłumaczę? Chol.era, w ten sposób
stracę opinię „Towarzyskiej Farce”. Nie mogę na to pozwolić!”
– Nie biadol już, tylko wyłaź z tych krzaków i idź do niego! – ponaglił
mnie Ventus, najwyraźniej znowu słuchając moich myśli. Zgromiłam go
wściekłym wzrokiem, który zaraz potem zastąpiłam wesołym uśmiechem i
błyskiem w oczach. Wyszłam z krzewów z pewną siebie postawą, idąc w
kierunku nieznajomego. Jego czerwone ślepia natychmiast spoczęły na
mnie.
– Cześć! Co tu robisz? Pewnie jesteś tu przypadkowo, hmm? – zagaiłam,
gdy wystarczająco już do niego podeszłam. Lepiej być ostrożnym,
szczególnie, kiedy ma się do czynienia z takim typkiem jak ten tu.
– A co Cię to obchodzi? – rzucił natychmiast, tonem deczko zbyt agresywnym jak na mój gust.
– P-Przepraszam – wyjąkałam sztucznie, przybierając minę lekko
skruszonej, lecz nie zrażonej zachowaniem wilka, wadery. – Nie powinnam
była o to pytać, to osobiste sprawy. – Uśmiechnęłam się ciepło do
basiora, który tylko prychnął na mnie z dezaprobatą i kpiną w głosie.
„Znam go kilka sekund, a już mam ochotę mu przywalić!”
– Jesteś z jakiejś watahy? – zapytał nagle, ni stąd, ni zowąd. Na te słowa ożywiłam się i pokiwałam entuzjastycznie głową.
– Tak! Jest tutaj niedaleko – oznajmiłam wesoło do towarzysza – Och…
Ale… To nie jest taka wataha, jak byś myślał… – Spochmurniałam niemal od
razu. Moje aktorstwo nie ma skaz! – To… My jesteśmy przeklęci – rzekłam
cicho, nieśmiało na niego zerkając, sprawiając wrażenie wilczycy
bojącej się o to, czy ktoś zaakceptuje jej odmienność.
– Nic nie szkodzi. Ja też jestem przeklęty – oznajmił obojętnie, nawet na mnie nie patrząc. Cham!
– Naprawdę?! – „Wisi mi to” – To wspaniałe! – „To okropne” – Zaraz Cię
do niej zaprowadzę! – „Mam nadzieję, że zdechniesz po drodze” – To
niedaleko – uśmiechnęłam się fałszywie kolejny raz do basiora, któremu
było naprawdę obojętne wszystko w jego zasięgu. „Ale on mnie denerwuje!”
Mimo moich myśli, musiałam się odwrócić z uśmiechem na pysku i zacząć wesoło truchtać w stronę naszej grupy. Wilk ruszył za mną.
– Och, zapomniałam. Jestem Farce – rzekłam w jego stronę.
– Głupie imię – oznajmił ze złośliwym uśmieszkiem. „Jak ja Ci dam
'głupie imię' to się nie pozbierasz!” – W każdym razie, jestem Blade –
rzucił mimochodem.
– Ładnie! – „Kłamię. Jest okropne” – Naprawdę mi się podoba! – „To też
kłamstwo” – Znałam kiedyś jednego Blade'a, był bardzo miły. – „I to” –
Jestem pewna, że ty też taki jesteś! – „Nienawidzę Cię”.
– Wątpię – mruknął cicho, ale nie na tyle, by to słowo nie dotarło do
moich uszu. Jako Miła Farce postanowiłam puścić je pomiędzy uszami, ale
jako Prawdziwa Farce, postanowiłam je zapamiętać. Chociaż i tak już się
tego dowiedziałam.
– Właśnie szłam na polowanie – Kolejny raz sfałszowałam prawdę z
uśmiechem na pysku – Ale tutaj chyba nie za bardzo można znaleźć jakąś
zwierzynę – zaśmiałam się. Miałam wrażenie, że „Blade” od razu
zainteresował się moją osobą.
– „Polowanie”, huh? – powtórzył z perfidnym uśmieszkiem na pysku.
– Tak! – zawołałam, potwierdzając jego słowa. Postanowiłam dalej udawać
Entuzjastyczną Farce, ale dalej nie za bardzo wiedziałam, jak zareagować
na tak gwałtowną zmianę jego nastroju.
– Nie sądzę, żeby taki ktoś jak ty, umiał polować – prychnął w moją stronę.
„Słucham?! Ty bezczelna świnio! Poluję lepiej, niż ktokolwiek w tej
watasze! Nie! Poluję lepiej, niż ktokolwiek na tym świecie! Twój mały
móżdżek tego nie pojmie! Jesteś zerem w porównaniu do mnie! Yhg!
Zdenerwowałeś mnie! Zdenerwowałeś MNIE! Nauczę Cię, co się dzieje, gdy
ktoś mnie zdenerwuje!”
– J-Ja… Nie poluję aż TAK dobrze… – Fałszywa Farce zakłopotała się,
sprawiając wrażenie, że zrobiło jej się trochę wstyd tego, iż
powiedziała: „Właśnie szłam na polowanie”, lecz i tak lekko się
zaśmiała. Oczywiście, zaśmiała się w uroczym stylu.
– Tak? Zaraz się przekonamy… – powiedział pewny siebie, rozglądając się wokoło.
„Rzucasz mi rękawice? Dobrze! Wręcz wspaniale! Właśnie chciałam to
zrobić, ale mnie wyprzedziłeś. Nie będę się narażać tymi propozycjami.
Jeszcze mogłabym się odsłonić... Zmiażdżę Cię! Tak! Moja wspaniałość Cię
oślepi! Będziesz mnie podziwiał! Albo lepiej! Załamiesz się! Pobeczysz
sobie w kącie, a ja będę się pocieszać, klepać przyjacielsko po barku i
mówić słowa wypełnione litością i sympatią: 'Życzę szczęścia następnym
razem'. Tak! Skopię Ci tyłek!”
– Widzisz te zające? – zapytał, wskazując łapą na dość duże stadko
brązowych kulek futra, które przed chwilą wypatrzył. „Oo, tak! Widzę je!
Jak nigdy!”
– Ten, kto złapie więcej, wygrywa. – „Już widzę Twoją przegraną!” –
Chcesz, bym poczekał minutę, żeby wyrównać szanse? – zagadnął wrednie.
„Obejdzie się! Wygram, nawet bez Twojej litości!”
– N-Nie trzeba… – rzekłam, dalej kłopocząc się fałszywie. Nasza dwójka ustawiła się na umownej linii startu.
– O, i jeszcze jedno – zaczął, przybierając stosowną pozycję do startu –
Jeśli przegrasz, będziesz musiała zrobić to, co Ci każę. I na odwrót.
„Słucham?! 'Będę musiała zrobić to, co on mi karze'?! Nie! Zaraz! Czym
je się przejmuję…? To właśnie ON będzie musiał zrobić to, co JA mu
karzę. Właśnie wydałeś na siebie wyrok!”
– Gotowa…?
„To ten moment! Nareszcie z kimś się zmierzę! Jak dawno tego nie
robiłam! Znowu poczuję ten słodki smak wygranej! Może w końcu mnie
zauważą! Tak! A ten wilk będzie na moje zawołanie! A najlepsze, że to
nie jest sen!”
– Przegrasz – oznajmił Ventus dobijająco.
„ – Zamknij się! Do tej pory siedziałeś cicho, więc teraz też złącz te
swoje niematerialne kły! – „ krzyknęłam do niego w myślach. „Tak… Już
zaraz… 3… 2… 1… START!”.
***
Ku mojemu wielkiemu przerażeniu i zaskoczeniu, ten facet wystartował jak… Och, po prostu zrobił to bardzo, bardzo szybko!
– Hah, a nie mówiłem? – zadrwił Ventus. Byłam tak skupiona na tym, by
wyprzedzić tego patafiana, że omal nie usłyszałam purpurowego ducha,
pomimo tego, że porozumiewał się ze mną telepatycznie. Korciło mnie,
żeby rzucić jakąś cienką ripostą w jego stronę, ale zrozumiałam, że to
tylko by mnie jeszcze mocniej opóźniło i zostałabym w tyle. Pod takim
stresem łapy każdego wilka zaczęły by się szybko plątać, a właśnie tak
się stało ze mną. W pewnym momencie niespodziewanie się potknęłam, lecz
próbowałam dalej, choćby zrównać się z jego tempem.
„Nie! Co ja mówię! Ja się z nim nie zrównam! Ja go pokonam! Wygram i
utrę nosa temu zarozumiałemu, aroganckiemu i pewnemu siebie wilkowi! Już
ja mu pokażę!”
Pokrzepiona swoimi słowami, wypowiedzianymi na szczęście tylko w głowie,
przyśpieszyłam, coraz bardziej zbliżając się do basiora. W pewnym
momencie miałam jego łeb zaraz obok mojego. Uśmiechnęłam się do tego…
„Blade'a” pełnym sarkazmu i kipiącym złośliwością gestem. Oczywiście
dopilnowałam, by tak zdawało się tylko mnie… No i ewentualnie Ventusowi.
Z perspektywy basiora, uniosłam swoje kąciki ust w najbardziej wesołym,
uroczym i zadowalającym uśmiechu. Jednym słowem, maska idealna i tak
precyzyjna, że zdawała się mówić: „Och, zobacz! Dogoniłam Cię! Tak się
cieszę ^^!”, ale tak naprawdę, jest to coś w stylu: „Patrz i płacz!
Zaraz wyślę Cię na dno piekła! >: D”. Tak! Zające, przygotujcie się!
Widząc coraz większe sylwetki tych małych kulek futra, wysunęłam swój
łeb i otworzyłam paszczę. Dobiegłam do pierwszej i zwinnie ją
pochwyciłam. Rzuciłam martwą przekąskę, zawróciłam, niemal dotykając
bokiem ziemi, i skupiłam się na drugim kłębku.
„Tak! Już dwa! Teraz ten biały! Jest niedaleko!… Udało się! Wszystkie? Nie! Został ostatni!”
Faktycznie. Te czarna zguba zdając sobie sprawę z jawnego zagrożenia,
zaczęła już uciekać. Ale ja nie poddaję się tak łatwo! Dobiegłam do
ciemnego zająca w ostatniej chwili. Spóźniłabym się jeszcze o sekundę, a
wskoczyłby do nory i tyle bym go widziała!
„Mam cztery zające! Ha! I co teraz Niedowiarku? Pójdziesz się poskarżyć mamusi?”
– No, no. Przyznaję. Nie doceniałem cię. – Pokiwał swoim pustym
baniakiem z autentycznym podziwem, gdy już do mnie podszedł. Gdybym
mogła, już bym wypięła dumnie pierś. Ale pamiętając o swojej roli,
zrobiłam wręcz przeciwnie. Cofnęłam swój łeb i schowałam go pomiędzy
moje ramiona, udając zawstydzoną jego słowami.
– Ależ nie… Ty też jesteś szybki… – „To wygląda tak, jakby mi się naprawdę podobał! Dobry Boże, dlaczego?! ”
– No, niestety, ale szybszy od Ciebie – oznajmił drwiącym głosem. Natychmiast zastygłam w mojej „zakłopotanej” pozycji.
– J-Jak to…? – wyjąkałam, kiedy już udało mi się odzyskać panowanie nad moim ciałem po głębokim szoku.
– Tak to – odpowiedział, wskazując łapą jego łowy – Udało mi się złapać
pięć. Ty natomiast – cztery – rzekł chyba najbardziej dumnym głosem, na
jaki było go stać. Te słowa bolały jak policzek, albo gorzej: jak
przedziurawione serce!
„Pięć?! Jako „pięć”?! Liczyć nie umiesz?! Zaraz się przekonamy! Raz,
dwa, trzy, cztery… Pięć… Nie! Od początku! Raz, dwa, trzy, cztery, pięć.
Cho.lera! Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć,
raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa,
trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy,
cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery,
pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz,
dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy,
cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery,
pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz,
dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy,
cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery,
pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz,
dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy,
cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery,
pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz,
dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy,
cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery,
pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz,
dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy,
cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery,
pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, raz,
dwa, trzy, cztery, pięć…”
Jak zahipnotyzowana liczyłam na okrągło te same kulki futra, które
właśnie zrujnowały moje życie. Mimo narastającego szoku, gniewu i chęci
rozszarpania tego „Blade'a” na strzępy, powstrzymałam się od złowrogiego
zgrzytnięcia zębami czy jakiegokolwiek znaku mojej złości. Ograniczyłam
moją zewnętrzną reakcję jedynie do lekkiego zaskoczenia.
– W-Woow… Nawet nie zauważyłam, kiedy to złapałeś! – zawołałam, a mój
głos ociekał podziwem z przebijającym się gdzieś z tyłu entuzjazmem.
– Naprawdę jesteś niesamowity! – „Zamknij się! Nie mów tego!” – Szczerze
Cię podziwiam! – „Nie! Nie słuchaj mnie! To bzdury! Denne kłamstwa! Nie
bierz ich na serio ;-; !”
– Tak czy siak, nie zapominaj o „naszej małej obietnicy” – przypomniał
kpiąco. Sposób, w jaki wypowiedział to zdanie, a także niestosowna
intymność w nim zawarta, natychmiast mnie obrzydziły.
– Och, no tak! – zaśmiałam się, lekko klepiąc się w czoło. Mam nadzieję,
że wyglądało to uroczo i rozczulająco. – Co chcesz, żebym zrobiła? –
zapytałam, podchodząc bliżej do wilka, tym sposobem łamiąc ostatni
dystans nas dzielący, bardziej wysuwając łeb w jego stronę i susząc moje
kiełki w szerokim uśmiechu. Nie ukrywam, najchętniej wylądowały by one
wbite w jego gardło, za takie poniewieranie mną i moją dumą, ale… Nie
poddam się!
„Właśnie! Będę walczyć do samego końca! Jak nie polowanie, to co innego!
Walka, zielarstwo, medycyna, planowanie! Jest wiele rzeczy, w których
nie raz mogłabym go pokonać! Będę bardziej perfekcyjna, niż kiedykolwiek
wcześniej! Tak! A zacznę od teraz! Dawaj, „Blade”! Daj mi jakiekolwiek
zadanie, a zobaczysz, zrobię je tak dobrze, że szczęka Ci opadnie z
wrażenia! Pokonam Cię! Jak nie dziś, to jutro!”
– To się nie skończy dobrze… – mruknął Ventus, relacjonując cały przebieg wydarzeń z góry.
Blade?