poniedziałek, 13 lipca 2015

Od Indivii (CD. Azzai, Jenny, Johna, Banna): Osz ty cwaniaczku. Lubię Cię!

Z wrodzoną pewnością siebie, kawałkiem egoistyczności i z nutą chęci mordu iskrzącej się w moich ślepiach, podeszłam lekkim truchtem do grupki wilków, w której z daleka dostrzegłam (a raczej usłyszałam) naszą denerwującą Piszczałkę. Co mi szkodzi? Podrażnię ją trochę.
Nim doszłam do mojej ofiary, jedyny basior w tym małym zbiorowisku, szybko się ulotnił. Ale nie powiem, zaciekawił mnie. Nie z powodu jego wyglądu (choć po części), ale również moją uwagę przykuły jego piękne ostrza, umocowane na jego podbrzuszu. Obiecałam sobie w myślach, że zaraz po użeraniu się z tymi tu, od razu udam się do basiora w kapeluszu, z zamiarem zwinięcia jednego z tych wyjątkowo ostrych przedmiotów, które aż się proszą, by je użyć.
– Cześć, Piszczałko! – zawołałam sarkastycznie, już z odległości kilku metrów, w stronę czarnej wadery. Na moje słowa jej pysk wykrzywił grymas złości, a jej drobne kiełki odsłoniły się nieznacznie.
– Kim jesteś? Nie widziałam Cię tu jeszcze. – Pierwsza postanowiła się odezwać jej towarzyszka. Rzuciłam na nią kątem oka. Była mała. Strasznie mała, jak na zwykłą waderę. Zielone futro i biały puch na jej piersi najbardziej przykuwały czyjeś zainteresowanie, swoim charakterystycznym i wyróżniającym się wyglądem. Poza tym, wilczyca posiadała jeszcze jakieś dziwne gogle i również drobne skrzydełka. Biedactwo. Niniejszym, ogłaszam ją „Szczurkiem”!
– Mamy nową koleżankę! – rzekłam złośliwie, przytulając niezadowoloną już waderę. – Co to jest? – zapytałam ściągając z jej łebka wspomniany wcześniej, nietypowy przedmiot, przewieszając go sobie przez szyję.
– Oddawaj! – warknęła na mnie i wyrwała się z mojego uścisku. Odsunęłam się od niej i stanęłam przed dwoma wilkami.
– Do twarzy mi? – zasięgnęłam u nich opinii, momentalnie błyskając swoimi kłami, które wyszczerzyłam w kpiącym uśmiechu.
– Oddaj Jennie jej gogle! – zawołała Piszczałka w „jej irytującym stylu”, wstawiając się za towarzyszką.
– O matko, czyli jednak? – zaśmiałam się gorzko w stronę piszczącej wilczycy. Ta, jakby nie rozumiejąc moich słów (z czego się nie dziwię, jak zwykle) potrząsnęła głową, posyłając w moim kierunku zniesmaczone spojrzenie. – Naprawdę masz przyjaciół? Ach! – Nie mogłam się powstrzymać od teatralnego westchnięcia – Naprawdę, ktoś z Tobą wytrzymuję? A ja myślałam, że tylko ten Twój facet jest taki głupi – zaśmiałam się ze swojego udanego komentarza. Piszczałka widocznie się oburzyła.
– Zamknij się! Nie masz prawa go oceniać! Za kogo ty się uważasz!?Jesteś bezczelna! – wrzeszczała jak opętana w moją stronę. Odbierałam jej oszczerstwa z uśmiechem na pysku, który stawał się jeszcze szerszy z każdym następnym wypowiedzianym oskarżeniem.
– Skończyłaś już? Widzę, że nasza Piszczałka ani na chwilę nie wychodzi z siebie – zakpiłam patrząc wyzywająco w jej przesiąknięte furią oczy oraz wystawione w moją stronę kły. Wystawiłam momentalnie łapę w stronę jej głowy.
– Jesteś taka słodka, że aż się chce złapać Cię za policzek i zrobić „puciu, puciu” – syknęłam i w tym samym czasie złapałam, za wspomniany wcześniej policzek i wytarmosiłam go dość mocno, starając się być jak najbardziej brutalna i wyrwać jej ten kawał mięsa. Gdy poczułam pod swoim pazurem jej skórę, wadera szybko wyrwała się z mojego uścisku, lecz ja i tak zdążyłam drasnąć jej nieskazitelne futerko. Miałam farta, bo zobaczyłam sączącą się krew w miejscu, które wcześniej złapałam i zrozumiałam, że udało mi się ją lekko okaleczyć.
Kolejny raz wyszczerzyłam się w jej stronę i mocno pociągnęłam gogle zawieszone na mojej szyi, tym samym sprawiając, że zapięcie nagle pękło, a ja mogłam je spokojnie ściągnąć. Rzuciłam je pogardliwie pod małe łapki Szczurka.
– Proszę. I tak mi się nie podobały – stwierdziłam złośliwie i odwróciłam się w celu oddalenia się od tych dwóch.
Miałam zamiar poszukać posiadacza tych ostrzy, które wzbudziły we mnie swoją sympatię. Oj, już sobie wyobrażam jak zaczynam używać, choćby jednego z nich! Taak… Najpierw trzeba znaleźć jakąś ofiarę testową, która ma w miarę twardą skórę. Dobrze rozciągniętą… Wiewiórka? Nie, za mała. Takiego wypierdka zabije już samo muśnięcie. Mysz? Nie! Co ja gadam? Wszystko, mniejsze od wiewiórki, nie wchodzi w grę! Takie mikrusy są za delikatne. Niestety, Szczurek też odpada…
Coś większego, coś większego… Jeleń! Tak, jeleń to dobry pomysł… Aczkolwiek jego cielsko jest deczko za duże. Sarna. Sarna jest bardziej odpowiednia. Ale nie mogę wziąć jakiejś starej. To musi być młody okaz. Tak, tak! O, już mi ślinka cieknie… Dobra, zacznę w ten sposób: od gardła, zejdę na klatkę piersiową do samego podbrzusza… Mhm! Oj, będzie zabawa! Ale niestety moje ulubione powiedzenie, mówi: „Nie dziel skóry na niedźwiedziu”. Cóż, w tym przypadku na sarnie, ale to nie zmienia faktu, że za bardzo się nakręcam. Ale już samo marzenie o tak pięknej rzeźni, sprawia, że dostaję już gęsiej skórki z podniecenia! Ahaha!

– … Ale to na pewno nie pomoże ci z uporaniem się z brzmieniem jakie nosisz. 
- Skąd wiesz --
- Wywnioskowałem to. Nie sądzę, żebyś był takim idiotą, żeby robić to z własnej woli. No to jak robimy? Wybór należy do ciebie.

Wyprostowałam się nagle i nadstawiłam uszu. Gdzieś szykowała się jakaś akcja! A ja nie mogłam jej pominąć! Uhu! Dzisiaj szczęście mi dopisuje! 
Wskoczyłam na najniższą gałąź, mocno rozrośniętego i starego drzewa, które rosło niedaleko mnie i źródła tych głosów. Następnie zaczęłam się wdrapywać na upatrzoną sobie przeze mną wyjątkowo grubą gałąź, akurat pod którą stawiałam, że znajduje się owa parka korespondujących wilków. I nie myliłam się. Miałam perfekcyjny widok na małą polankę, na której stało dwóch basiorów. 
Ach! Miejsce w pierwszym rzędzie, by oglądać ich potyczki! Doskonale!
Położyłam się wygodnie i pozwoliłam, by moja prawa, przednia łapa, zwisała swobodnie. Wyglądałam co najmniej bezczelnie i o to mi chodziło.
Pozwoliłam nazwać ich sobie: „Zawodnik nr 1” i „Zawodnik nr 2”. Tak będzie praktyczniej, jeśli na przykład bym chciała zacząć komentować tą pięknie zapowiadającą się bójkę. 
Zawodnik nr 1, to wspomniany wilk, który zwiał na mój widok. E, nic ciekawego, poza tym kapeluszem, chustą oraz pięknymi… cudownymi… ostrzami…
Zdradzę wam mój sekret. Stawiam na Zawodnika nr 2. Jest potężnie zbudowany, jak przystało na porządnego basiora. Jego charakterystyczny, „wężowy” ogon oraz wzbudzające moją sympatię, czarne rogi, odróżniały go od innych, mizernych wilków. Umaszczenie też ma niczego sobie. Biała sierść idąca w parze z czarnymi pasami prezentowała się naprawdę groźnie. Sama jego postawa wskazywała na dużą pewność siebie. Hah, cwaniaczek. Lubię go!
Nagle jednak zauważyłam, że wilk jakby się… ocknął? I jak gdyby nigdy nic… Skulił się! Co on wyprawia?! Ty idioto! Wstawaj i walcz!
– Daj spokój – prychnął lekceważąco Zawodnik nr 1, który nagle przestał być zawodnikiem, podobnie jak ten drugi, gdy moje nadzieje na ciekawą walkę zmiażdżyły się, jak czaszka wiewiórki. Na słowa posiadacza ostrzy, biały basior westchnął z lekko ukrywaną ulgą.
– Oooch… – westchnęłam głośno wyraźnie zawiedziona tym obrotem sprawy. Ślepia dwóch wilków momentalnie spoczęły na mnie. – A liczyłam na tak krwawą bójkę. Zawiedliście mnie – rzekłam łypiąc na nich swoim spojrzeniem pełnym wyrzutu spojrzeniem. Podniosłam się z pozycji leżącej i stanęłam na wyprostowanych łapach na gałęzi, która nawet nie drgnęła.
– Ty… Widziałem Cię dzisiaj – powiedział Szalony Kapelusznik, gdy ja w tym czasie postanowiłam zeskoczyć z mojego miejsca, by móc bardziej się im przyjrzeć. Miękko wylądowałam na ziemi i popatrzyłam na basiora.
– No popatrz… A myślałam, że jestem niewidzialna – zakpiłam w jego stronę, na co on przybrał zniesmaczony wyraz pyska. Wszyscy się zmówili, czy jak? Gdzie nie popatrzę, widzę ten sam grymas skierowany pod moim adresem. Nie, żeby mi się to nie podobało!
– Ej, ej, ej! Mam z Tobą do pogadania! – zawołałam szybko w stronę białego basiora, od dzisiaj przeze mnie nazywanego „Rogaczem”, który zaczął się oddalać od miejsca, w którym miała się odbyć walka.
– Tak? – zapytał odwracając łeb. Miał łagodny wyraz pyska. Podbiegłam do niego, zagradzając mu drogę. Tak na wszelki wypadek.
– Co to było? Skuliłeś się jak tchórz! – oskarżyłam go. Powiem wprost: nie znosiłam takiego zachowania. No, chyba że ze strony mojego uciekającego obiadu. Uwielbiam ten ich strach. Niemal czuję jego słodki zapach… Ale taka sytuacja na ringu jest niedopuszczalna!
– Nie chciałem walczyć – zaprzeczył.
– Przecież dopiero co…! – Już chciałam mu wytknąć jego słowa, gdy wtem do mnie dotarło. Momentalnie wykrzywiłam mój pysk w podłym uśmieszku i podniosłam podle jedną brew do góry.
– Powiedz… Masz podwójną osobowość, co? – zapytałam, chociaż i tak byłam już pewna swojego stwierdzenia i nic mnie nie przekona, że jest inaczej. Trafił mi się tu schizofrenik! I do tego ta jego druga strona jest ZŁA! No proszę! Czyli jednak nie będę się tu nudzić!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz