sobota, 28 marca 2015

Od Ikany(CD. Sohy)

Stres, stres i jeszcze raz stres. Wiecie jakie będzie następne słowo? Tak, zgadliście- stres. Chyba wzięłam na siebie więcej niż mogę udźwignąć. Co mi do łba strzeliło?! Po co mi było zakładać watahę...tak bym sobie dalej prowadzała, patrzących na mnie z ukosa, turystów. Ale, nieee...to byłoby za proste!
 Z irytacją wpatrywałam się w wodę. Duma właśnie toczyła zażartą wojnę ze zdrowym rozsądkiem. Jedno sztywne, nierozważne, dumne, a drugie miękkie, pokorne i , jak sama nazwa wskazuje, rozsądne. Z jednej strony byłam spragniona i głodna, a z drugiej bolała mnie myśl, że Soha ma rację, a ja jestem tego całkowicie świadoma. Warknęłam potrząsając gniewnie głową. Pochyliłam się nad taflą wody. Starałam się pić spokojnie, niczego nie zdradzać, ale po chwili i tak bez opamiętania żłopałam. W efekcie się zachłysnęłam. Usłyszałam ciche szemranie. Odwróciłam się. Soha coś mruczał pod nosem. Czyżby jego klątwa uniemożliwiała mu też myślenie w ciszy?
 Minęłam basiora. Przez ułamek sekundy dostrzegłam na jego pysku uśmiech. Albo było to przewidzenie, albo bardzo udana imitacja. Wróciłam na swoje miejsce i pozwoliłam by przemyślenia ponownie mnie pochłonęły.
 Rozważałam, jak łatwo się domyślić, co należy teraz zrobić. W obecnej sytuacji widziałam tylko jedno rozwiązanie, ale ten pomysł mi się nie podobał. Można by się rozdzielić. Oni by zostali, a ja i Soha ruszylibyśmy przodem. Wolałabym jednak uniknąć kolejnych podziałów. W sumie mogę iść sama. Wielki, napakowany basior w czerwonej zbroi za bardzo rzuca się w oczy, a ktoś musi pilnować reszty.
 Decyzja podjęta. Zerknęłam ku Becie. Dalej gadał sam do siebie nie zwracając zbytniej uwag na otoczenie.
- Soha?
Odwrócił się ku mnie.
- Tak?
- Choć na słówko.

 Jedną z zalet jego klątwy jest to, że się nie bulwersuje. Prosto z mostu wygłasza swoją opinie i nie kieruje się emocjami. Nie musi walczyć z dumą.
- Nie podoba mi się ten pomysł- stwierdził bez ogródek .
- Uwierz, że mi też nie, ale nie widzę lepszego rozwiązania. Jeśli ty masz lepszy pomysł to- proszę cię bardzo, podziel się nim.

Soha? Jakieś pomysły?

Nowa wadera Appalosa


Imię: Appalosa
Płeć: wadera
Wiek: 7 (ewentualnie jakieś 507, jeśli by liczyć lata spędzone w Pandorii)
Partner: Zobaczy się
Rodzina: Za młodu bawiłam się ze szczeniakami mniej więcej w moim wieku. Wnioskując z tego miałam rodzeństwo, ale nie wiem czy żyje.
Stanowisko: Szpieg
Charakter: Rozbawiona i żywiołowa wadera, która uwielbia poznawać inne wilki. Zdobywa szybko przyjaciół, ale i wrogów. Ciekawska, sprytna, żywiołowa.
Historia: Pewnego słonecznego dnia jako beztroski szczeniak biegałam po łące z rodzeństwem. Nagle z pobliskiego lasu dało się usłyszeć hałas. Jako ciekawska wadera pobiegłam w to miejsce. Spostrzegłam fioletowo – różowe światło, które biegło ku niebu. Przyśpieszyłam tępa, i za chwilę znalazłam się przed skalną szczeliną. Zdziwiła mnie ona w środku lasu, gdzie nigdy nie było żadnych kamieni. Podeszłam bliżej. Niechcący kopnęłam kamień. Nie usłyszałam jak upada. Nagle w uszach słyszalny był tylko denerwujący pisk. Zamknęła oczy, a gdy odgłos ucichł otworzyłam je. Zszokowana zaczęłam się oglądać w każdą stronę. Właściwie, tam nie było stron. To była czarna otchłań. W ten usłyszałam kobiecy głos. Mówiła coś o jakiejś klątwie. Powiedziała też, że poczekam sobie w Pandorii zanim mnie wypuści. Wszystko ucichło, a ja nie wiedziałam co robić. Stałam w ciemności, nie ruszałam się, tylko ułożyłam i zamknęłam oczy. Wreszcie zrozumiałam, że już nigdy nie zobaczę swojej rodziny. Poleciało mi kilka łez. Zasnęłam. Gdy spałam obudził mnie głos, znów ten sam. Uznała, że już czas.
Klątwa: Ogień
Zasady klątwy: Co mogę powiedzieć o mojej klątwie? Jest przedziwna, powstała z klątwy lodu i ognia. Są pewne zasady tej klątwy. Zacznijmy od tego, że potrafię rozpalać, zimny i ciepły ogień. To dziwny sposób, pomyśle o jakimś miejscu i tam pojawia się płomień. Może mieć on różne kolory, w zależności od humoru. Od chłodnego błękitu już prawie białego po bordowy, wręcz czarny płomień. Na czym polega zimny i ciepły ogień? Gdy położysz mięso na ciepłym ogniu powstanie pieczeń, zaś gdy na zimnym - bryła lodu. Wokół mnie panuje nieraz zimno, a nieraz ciepło. Przez moją klątwę zdradzam swoje uczucia. Gdy jestem szczęśliwa, przyjemne ciepło emanuje od mnie, gdy jest mi smutno jest – zimno, gdy jestem wścieła mogę poparzyć. Dosłownie.
Szczerze mówiąc, to nie wiem czy mogę jakoś się z niej „wyleczyć”. Chyba tak, ale jeszcze do tego nie doszłam.
Nick na howrse: Bogota1992

Od Sohy: Sens życia

Z cichym szelestem piór Jason przeleciał tuż nad moją głową.Właśnie wraca z kolejnego patrolu i chyba jest zmęczony.Ląduje parę metrów przed nami i zatacza się krzaki po prawej stronie polany.Po chwili wychodzi z stamtąd dysząc.
-Nic-charczy i kaszle jakby miał się zaraz udławić własnymi płucami
-Co znaczy ,,nic''?-pyta Ikana kręcąc z niedowierzaniem głową-chcesz powiedzieć że tak po prostu zgubiliśmy półtuzina wilków?!
-Nie ,tak,nie wiem- odpowiada Jason i zanosi się suchym kaszlem-nigdzie ich nie widzę!
-A Moonlight?-pytam niezbyt przytomnie
-Wraca-Jason bierze głęboki oddech
-Nie ma tragedii-stwierdza twardo Ikana ruszając z miejsca-postój skończony
-Dobra panienki- mówię widząc udręczaną minę Yuki- idziemy!
Poderwałem się na nogi i potruchtałem za alfą nie zwracając uwagi na pełne wyrzutu jęki reszty grupy.Znów w drogę.Z suchej ubitej trawy przy każdym kroku wznosiły się obłoki szarego pyłu.
 Od trzech dni nic nie jemy.Nie mamy czasu na jedzenie a na strumienie trafiamy rzadko.Ikana narzuca mordercze tępo.Mnie to nie przeszkadza ale reszta ledwo trzyma się na nogach.
~Nie zastanawiasz się jak długo jeszcze wytrzymają?-odzywa się w mojej głowie Głos tonem uchodzącym za zmartwiony
-Właśnie się zastanawiam...-mruczę cicho
~I zamierzasz coś z tym zrobić?Czy może będziesz tak stał!?~głos wydaję się zirytowany- tak, to bardzo w twoim stylu!
-Właśnie coś z tym robię- odpowiadam cicho skręcając w kierunku Ikany
Wadera patrzy w przód z zaciętą miną.Nawet nie zawraca na mnie uwagi  po prostu maszeruje przed siebie.
~Tak jakby miała się nigdy nie zatrzymać-mruczy głos na granicy moje świadomości
Potrząsam głowa i chrząkam próbując delikatnie zwrócić na siebie uwagę.Alfa w dalszym mnie ignoruje.
-Nie sądzisz ,że trochę przesadzasz?-pytam zastępując jej drogę
-Nie-wilczyca omija mnie i idzie dalej
-A jeśli nie wytrzymają?-zatrzymuje się
-Dadzą radę- Ikana zatrzymuje się ,jej ogon nerwowo kołyszę się na boki- muszą
Przyśpiesza kroku  i zostawia mnie w tyle.Nie gonie jej, myślę ze właśnie teraz powinna zostać sama.


Cztery godziny ,tyle zajmuje nam dotarcie do niewielkiego potoku u stup wzgórza.Jason zanurzył w wodzie głowę i łapy a teraz trzęsie się z zimna.
-No i po co to robiłeś-wyrzuca mu Yuki
-Ni. nie ..nie wiem..-basiorowi drży szczęka-myślałem że jeszcze zrobi się ciepło
Ikana siedzi na samym szczycie zarośniętego jeżynami i trawą pagórka.Przygryza wargę patrząc w kierunku z którego powinna wrócić Moonlight.Powinna, ale nie wraca.
~Wygląda bardzo ładnie kiedy się martwi-pomrukuje w mojej głowie głos
Mimo woli znów spoglądam na Ikane.Wiatr mierzwi i szarpie jej futro.Schudła.Jest jakby mniejsza niż przed spotkaniem z kanibalami.
-Może zejdziesz sie napić?-pytam tym samym pozbawionym emocji głosem co zwykle
-Nieee-charczy Ikana-nigdzie się nie ruszam
Podchodzę bliżej.
-Chodź-staram sie by mój głos zabrzmiał stanowczo-musisz coś zjeść i się napić
Ikana prycha i odwraca głowę.
-Mam cie tam zanieść?-marszczę brwi.
-A tobie co znowu odbiło!?-warczy alfa-Nie musisz się mną opiekować!Poradzę sobie!
-Nic mi nie odbiło- nawiązuje kontak wzrokowy z wilczycą-to sens mojego życia
 Właśnie w tej chwili to sobie uświadomiłem.Już nie jestem niepotrzebny, w każdym razie mniej bezużyteczny niż wcześniej.
-Jesteś strasznie głupi-I kana wstaje i schodzi w kierunku strumienia
Słyszę jak idąc złorzeczy mi pod nosem słowa szarpane przez wiatr są niewyraźne i niezrozumiałe jednak do moich uszu docierają dwa ostatnie słowa wilczycy ,,głupi kretyn''.
Uśmiecham się pod nosem.

Ika?chcesz coś dodać?




piątek, 27 marca 2015

Od Azzai Wyznanie miłości

Hiro mnie zabrał na plecach.Nie dość,że bolała mnie głowa to jeszcze światło mnie raziło.Próbowałam zasłonić oczy,ale nie miałam siły.I tak szłam,a raczej Hiro mnie niósł przez no...długo.Nagle Hiro mnie zrzucił.Wtedy jeszcze bardziej mnie głowa rozbolała.
-Stwórz jakąś odtrutkę czy coś,nie będę tak z tobą rozmawiać.
Wstałam z trudem i podeszłam do Hiro.Otarłam się o niego i westchnęłam.Nie kontrolowałam siebie,ale cóż poradzić.
-No zaraz,Hiruś muszę odpocząć...-Mówiąc to powoli zsuwałam się z niego.
-Nie zaraz,Azz tylko już.
-Eh,no dobra...(ziewanie)
-Podniosłam się i poszłam pod rzeczkę.Zanurzyłam w nią głowę.Od razu się obudziłam.Obejrzałam się za siebie i puściłam "oczko" Hiro.Po jego twarzy zauważyłam zdziwienie.Rozglądałam się.W okolicy były tylko drzewa,drzewa,aż nareszcie zobaczyłam to:
 http://zielonestudio.info/portal/6c59518a3c46.jpeg
Zerwałam trochę i zjadłam.Miało gorzki smak i bardzo ostry.Miałam wrażenie,że rani mi język,lecz szybko (jakoś)pobiegłam pod rzekę i szybko piłam wodę.Nagle wzrok mi się poprawił,ale ból nie ustawał.To zioło wypuszczało soki,które niwelują alkohol.Od razu poczułam się trochę lepiej.
-A jednak nauka u szamana była warta co?-Zaśmiał się Hiro.
-Zamknij się!Za głośno mówisz!!
-No co?
-To zioło mi wyczula wzrok i słuch dwukrotnie,ale ten objaw będzie tylko na chwile.
-No dobra...
I tak staliśmy przez dłuższy czas.W lesie jak na pozory dużo się działo.Na gałęziach jednych z drzew bawiły się wiewiórki.Przypomniało mi się zabawa z Eloy'em.Zaśmiałam się pod nosem,bo przypomniałam sobie moment wpadania Eloy'a do wody.
-Eh...
-Coś mówiłeś?
-Nie tylko...myślałam nad walką z tym...no basiorem.
-Eloy'em???
-O!Tak,ty go lubisz?
-No tak,a jak myślałeś?Nie wrócę do ciebie!
-Nie oto chodzi,tylko...
-No co?
-Nic...
-No to zaczynaj tematu,jeśli nie wiesz co powiedzieć..-Po tych słowach odeszłam.
-Gdzie idziesz???
-Najdalej od ciebie...
Nie słuchałam już odpowiedzi Hiro.Na szczęście Hiro poszedł w drugą stronę.Szłam w kierunku spotkania Eloy'a i tej wadery.Chciałam wreszcie powiedzieć co czuję do Eloy'a,ale jak.A jeśli mnie wyśmieje?Próbowałam w głowie wymyślić przebieg historii.Po pół godzinie dotarłam do miejsca spotkania.Siadłam koło drzewa.Zauważyłam,że to drzewo ma urwaną gałąź.Na korze były ślady pazurów i to świeżych.Powąchałam tą korę.Natychmiast wyczułam Eloy'a,ale w głowie rodziło się pytanie-Po co on wchodził?!.Skierowałam wzrok na horyzont.W oddali zobaczyłam coś co mnie zabolało.Ta wadera pocałowała Eloy'a.W klatce poczułam ciepło.Nie zważałam już na ból głowy.Szybko podbiegłam do nich i skoczyłam na waderę.Zwinnym ruchem,łapą uderzyłam ją w głowę.Na łuku brwiowym miała ranę.Ustawiłam się w pozycji bojowej i czekałam.Ona wstała i pobiegła gdzieś.
-Azzai!
-Eloy jak mogłeś!Najpierw mnie całujesz a potem inne.
-To nie tak jak myślisz!
Szybko wróciłam do normalnej pozycji i podeszłam do niego.
-A jak jest?-powiedziałam spokojnym głosem.
-No bo...ach...nie umiem tego wytłumaczyć...
Popatrzyłam się mu w oczy i westchnęłam.Nie mogłam uwierzyć co się stało.Poczułam się jeszcze gorzej niż jak Hiro mnie zostawił.Spuściłam głowę.
-Eloy,po raz pierwszy ktoś mnie polubił tu,nie mówię tu o Jennie,Ver,i o innych.Chodzi mi,że ktoś mnie polubił z basiorów.A mam na myśli ciebie.Gdy mnie pocałowałeś to...pomyślałam,że to to.Więc rozważyłam to i chce ci powiedzieć,że...się w tobie zauroczyłam.
Eloy chciał coś powiedzieć,ale się wstrzymał.Spuścił głowę.
-Naprawdę,zakochałam się w tobie,ale jeśli coś to zrozumiem to...
Popatrzyłam się w stronę Eloy'a.Westchnął.Z jednej strony ucieszyłam się,że to powiedziałam,ale z drugiej strony poczułam strach przed odrzuceniem.Zwykle jestem nieśmiała,ale się odważyłam się ze względu niego.I tak czekałam na odpowiedź,ale Eloy nic nie mówił.Postanowiłam się oddalić.
-Zaczekaj!
Stanęłam i wróciłam na swoje miejsce.Poczułam radość i czekałam cierpliwie na odpowiedź.

Eloy?(Bądź szczery i wyrzuć to z siebie default smiley :))

czwartek, 26 marca 2015

Od Blue (C.D. Marvela): "Nie przyjmiesz wyzwania, jesteś na przegranej pozycji"

Wzdycham krótko. Owszem jestem godna. Chyba każdy z nas nie jadł już dobre dwa dni. A najzabawniejsze jest to, że dopiero t e r a z sobie to uświadomiłam. Więc owszem, jestem głodna. Istnieje jednak mały problem. Jestem równie mocno zmęczona. Jak każdy, swoją drogą.
Wpatruję się w swoje łapy, jakby dzięki temu miały się poruszyć. Czuję, że straciłam nad nimi władzę. Jednak zaraz zdaję sobie sprawę z tego, jakie to głupie.
Podnoszę się więc, najszybciej jak się da (czyli nie a ż t a k szybko, jak by się mogło wydawać -.-). Stoję teraz, uśmiechając się tryumfalnie.
-Ha!
~Co się stało?- Marvel podniósł się i stanął obok. Podnoszę głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. A niech to, cho*era by wzięła ten mój głupi „wzrost”!
-Właśnie pokonałam grawitację.- odpowiadam dumnie, a Marvel parska śmiechem. Również pozwalam sobie na uśmiech. W jednej chwili zapominam o tym, co działo się te kilka godzin wcześniej. Zapominam o wojnie, o kanibalach. Podłych, głodnych, niebezpiecznych… no dobra. Może prawie zapominam. Myślę, że gdyby cała wataha była tutaj z nami, to istniałby cień szansy, abym znów mogła czuć się bezpiecznie. Ale… ACH, to bez sensu!
Moją głowę nawiedziły trzy myśli: pierwsza- nie powinnam już czuć się bezpiecznie, w żadnym miejscu na świecie. Druga- muszę przestać tyle myśleć. I trzecia- chyba jestem zirytowana. Ale na wszystko było lekarstwo. Musiałam ruszyć tyłek i coś zrobić.
-Dobra, to idziemy.- mówię, zwracając się do Marvela. Ten robi wielkie oczy.
~Niby gdzie?
-Jak to? Nie jedliśmy dwa dni. Jesteś głody, a ja muszę w końcu zrobić coś konkretnego. Upolujemy sarnę… albo jelenia… albo cokolwiek. Idziesz?- było to pytanie retoryczne. Oczywiście, że pójdzie. W grupie zawsze łatwiej polować. Znaczy… tak słyszałam. Do tej pory zdobywałam jedzenie sama.
Chwilę później idziemy już przed siebie. Nie ma sensu biec. Każde z nas jest jeszcze trochę zmęczone, a skoro mamy gonić zwierzynę to lepiej zachować siły na później. Poza tym gdybyśmy zaczęli biec, moglibyśmy spłoszyć jakieś stado. Oczywiście zakładając, że jakieś jest w pobliżu.
-Hm… to był dobry pomysł.- mówię w końcu.
~W sensie…?
-Aby gdzieś pójść. Łapy mnie aż tak nie bolą.- odpowiadam, po czym patrzę na Marvela.- Masz jakąś diagnozę, a propos tego?- dodaję z szelmowskim uśmiechem. Patrzę na niego, jakbym rzucała wilkowi wyzwanie. Moja ekscentryczna osobowość i wygląd trochę w tym pomaga.
~Oczywiście!- rzuca Marvel, z udawanym przejęciem. ~Nasze mięśnie „odpoczęły”. Dwugłowe i trzygłowe…
-A śmiechowe?- rzucam z rozbawianiem. Nie wiem kto wpadł na pomysł, aby tak nazwać mięśnie.
~Tak, one również.
-Ha! Wiedziałam. Przez cały czas byłam z nimi i mentalnie je wspierałam.- parsknęliśmy śmiechem. Przeszliśmy już spory kawałek i dzięki temu czuję się zdecydowanie pewniej. Skoczyłam przed siebie, aby upewnić się, że wszystko w porządku. Było dobrze.
~Co, nie wierzysz mojej diagnozie i musisz to sprawdzić, nie?- Marvel udaje poruszonego. Uśmiecham się chytrze.
-Nigdy, nikomu w pełni nie ufam. Lepiej się przyzwyczaj.- rzucam. Słyszę w głowie, jak biały wilk mamrocze „jasne…”, ale szybko wybiega na przód. Przy okazji rzuca mi wyzywające spojrzenie. Jedno z tych, które mówi: „Jak nie przyjmiesz wyzwania, jesteś na przegranej pozycji.” Uśmiecham się pod nosem.
Również wybiegam na przód. Basior widząc to również przyspiesza. Przez chwilę próbuje dogonić Marvela, jednak zaraz biegniemy równo. Idziemy łeb w łeb. Co jakiś czas on wysuwa się na prowadzenie, tylko po to, abym zaraz go wyprzedziła. Ale po chwili znów biegniemy równo. Spoglądam na Marvela. On również zerka w moim kierunku. W odpowiedzi pokazuję mu język i biegnę jeszcze szybciej. Kiedy wyrywam się do przodu, słyszę w głowie śmiech basiora. Moje zwycięstwo nie trwa długo. Za chwilę Marvel jest obok mnie i znów biegniemy razem. Jednak nie tak szybko jak wcześniej. Zmęczeni wysiłkiem poruszamy się coraz wolniej. Szybki bieg zmienia się w wolniejszy… a później jeszcze wolniejszy. Bieg, zmienia się w trucht. A trucht w szybszy chód. Pod koniec już spacerujemy.
Rozglądam się uważnie. Nagle przypominam sobie po co się ruszyliśmy. Poza tym mój pusty żołądek daje o sobie znać.
Nagle coś słyszę. Tętent kopyt. I trzask gałęzi. Przynajmniej tak mi się wydaje. Zerkam na Marvela. On również coś usłyszał. Postawił uszy i rozgląda się uważnie. Jego niebiesko-żółte oczy śledzą wszystko dookoła. Moje błękitne oczy również.
~Chyba coś wyczułem… choć!- słyszę głos w głowie. Podkradamy się do najbliższych zarośli. Leżę przyklejona brzuchem do ziemi, starając się nie nadepnąć na gałęzie obok. W oddali dostrzegam niewielkie stado. Kilka saren i jeleń. Zerkam przelotnie na Marvela. On również to zauważył.
Szturcham basiora w ramię. Ten spogląda na mnie, a ja uśmiecham się pewnie.
-To co? Którą sarnę upatrzyłeś?

Marvel? To co, polowanko? ^-^

Od Silvany (CD Eloy'a)

- No dobra...przepraszam. To co mam zrobić ,żebyś się już na mnie więcej nie gniewała ?-spytał Eloy.
Odwróciłam się do niego z szerokim uśmiechem na pysku.
- Jest coś...
- Tak ?
- Wejdziesz na tamto drzewo i zerwiesz mi tamtego kwiatka.
- Co ?!
- To.
Wilk patrzył na mnie nie dowierzając.
- No już. Idź.
- No dobra...
Eloy wskoczył na konar drzewa ,później zaczął się wspinać. Mimo wszystko wilk zrobił na mnie wrażenie i poprawił mi humor.
- Dobrze ci idzie !-krzyknęłam.-Jeszcze trochę.
Nagle wilk spadł z drzewa.Podbiegłam szybko do niego.
- Nic ci nie jest ? Ojej...to moja wina...
- Nic...się...nie stało...-wyjęczał.
- Boli cię coś ?
- Tylko trochę...łapa...Ale to nic.
- Daj. Zobaczę,...
-Nie ,już lepiej -Eloy wstał.
- Udało mi się zerwać tylko to...

- Jaki piękny !-westchnęłam.
- To dla ciebie.Tak jak chciałaś -Podał mi kwiatek.
Zbliżyłam się do niego i powiedziałam :
- Dziękuję -po czym delikatnie pocałowałam go w policzek.

Eloy ?

środa, 25 marca 2015

Od Eloy'a (CD.Silvany)

Spojrzałem na oddalającą się Azzai.
- Zaczekaj ! -krzyknąłem ,ale chyba mnie już nie usłyszłą.
- Kto to był ? -spytała Silvana -Jej jeszcze tu nie widziałam.
- To Azzai...
- To ktoś dla ciebie ...bliski ? -spytała.
- No ...tak...to znaczy ...nie...oh...no tak....Nie wiem !-krzyknąłem.
Wadera spuściła głowę i spochmurniała.
- Przepraszam...nie chciałem cię urazić.
Na pyszczku Vany zalśniła łza. Zdziwiłem się.
- Hej ,dlaczego płaczesz ? -zbliżyłem się do wilczycy.
- Nic.-powiedziała ocierając łzę -tylko...na myśl przyszło mi takie smutne wspomnienie...Ale już dobrze.
- No to...nie wiem...przejdziemy się gdzieś ?
- Yyy...wolę zostać tutaj -powiedziała Sil. -Tu jest tak cicho i spokojnie.
- No dobra....Zaraz ! Czy ty masz pająka na głowie !?
Wadera pisnęła ,a ja parsknąłem głośnym śmiechem;.
- Udało mi się ciebie nabrać ! -powiedziałem tarzając się ze śmiechu.
- To wcale nie było śmieszne !-krzyknęła wilczyca -Omal nie dostałam zawału !
- Gdybyś widziała swoją minę ! -śmiałem się dalej.
Wilczyca odwróciła się do mnie plecami.
- No dobra...przepraszam. To co mam zrobić ,żebyś się już na mnie więcej nie gniewała ?

Sil ?

Od Stream (CD. Mizuki)

Gdy wstałam na nogi, odrazu poszłam się przewietszyć..
-Znooowu tak cieepło!! To niedo wytrzymania! - Skrzywiłam się tylko,
a później spojrzałam na dom Mizuki
-Może ją odwiedzę? - Pytałam sama siebie.
-Ciekawe, czy jest w domu.
Poszłam w kierunku domu Mizuki, i odrazu zobaczyłam ją,
siłującą się z własnym ogonem.
Odrazu parsknęłam śmiechem, i zleciałam na ziemię.
-Ej? Co ty tutaj robisz? - Zapytała mnie, skrzywiając się.
-Co? haha.. nic! - Odpowiedziałam roześmiana.
-Wstawaj! Zrobię jakąś.. herbatę.. ze świerzych jagód. - Podała mi łape,
abym wstała, tak też zrobiłam .
-A, no właśnie, wiesz, że za cztery dni jest pełnia? - Spytałam patrząc się
w ściankę jej groty.
-Tak, tak, wiem, ale niemam pojęcia, jak zareaguje na to moja klątwa.. -
Powiedziała, z obawami.
-U mnie, ktoś będzie chciał pewnie mnie zabić
-U mnie, ktoś będzie chciał pewnie mnie zabić - Powiedziałyśmy w tym samym
momęcie.
-Hahah, haha.. - Zaśmiałyśmy się
-Wiesz, Mizu, jak narazie, to nie zostanę u ciebie długo.. - Uśmiechnełam się do niej.
-Nieszkodzi, wtedy powróce do zapasów z moim ogonem. - Odpowiedziała mi uśmiechem
-Haha, serio?
-No jasne! Przecież to oczywiste, że nie żartuję! - Powiedziała Mizuka
Powoli zmierzałam do drzwi, kiedy właśnie ktoś mnie potrącił.
-Hm? - Obruciłam się za siebie.. nikogo tam nie było.
-Dziwne.. - Burknełam pod nosem.
Wybrałam się na górę.. a, tam.. znowu ktoś mnie szturchnął.
Zleciałam, tym razem, zjawa mi nie pomogła..
Dostałam chwilowej "amnezji" , pamiętałam, że jestem Stream, jestem w tej watasze..
i wogule, ale nie pamiętałam żadnego wilka..

Po upłypie 2-godzin przypomniałam sobie wszystko..
Nagle, w mojej głowie, zobaczyłam wszystkie wspomnienia, z Paluku, z Mizuką..
Pamiętam, też "kłótnię" z Ver..
Przypomniałam sobie wszystko!
Wreszcie!

Ktoś dokończy?? 

Od Hiro ( CD. Paluku ) :

Chłodny wiatr smagnął mój pysk.Do nozdrzy doszła woń jelenia pasącego się kilka metrów dalej.Lekko ,powoli wzniosłem łeb ponad trawy ,w których się ukryłem.Moja ofiara ,niczego nie podejrzewając , skubała małe listki usadowione na jednej z gałęzi młodego krzewu.W jednej chwili wyskoczyłem z kryjówki i popędziłem w stronę jelenia.Zwierzę szybko i zwinnie ruszyło do biegu.Przyspieszyłem tym samym doganiając uciekającą ofiarę.Nagle jednak jeleń zmienił kierunek biegu ,ostro skręcając w prawo.Zdziwiony spojrzałem w stronę oddalającego się ode mnie zwierza.Szybko jednak popędziłem za nim.Momentalnie zza kępy drzew wypadł Paluku. Obaj nie zdążyliśmy zareagować i zatrzymać się -wpadliśmy na siebie.Impet zderzenia rzucił nas w dwóch przeciwnych kierunkach.
-Ałł....-usłyszałem jęk basiora.
Lekko podniosłem głowę ,potem grzbiet.Opadłem jednak szybko czując przeszywający ból w okolicach karku.
- Nic ci nie jest ?-wydyszałem leżąc.
- Nic konkrietnego...kilka siniakiów...A ty ?
- Małe potłuczenie -mruknąłem.
Usłyszałem szelest trawy i liści na niej leżących.Chwilę później Paluku stał nade mną z grymasem na pysku.
- Przepriaszam ..ja..-zaczął tłumaczyć basior.
- Nie ważne -przerwałem mu -Tylko pomóż mi wstać.
Ciężko dźwignąłem się na łapy. Paluku pomógł mi.Chwilę później ból karku dał o sobie znać.Warknąłem pocierając łapą o kark.Poczułem na łapie ciepłą ciecz.Spojrzałem na swą kończynę -widniała na niej ciemna posoka.
- Wiesz może gdzie jest teraz akolitka ?-spytałem spoglądając na wilka.
- Wim.Jest w jedniej z jaskiń...ale teriaz raczej ci nie pomożie.
- Dlaczego ?
Basior przez chwilę stał szukając słów.Potem powiedział :
- Jest nio...nietrzeźwia.
- Trudno.Sam sobie poradzę -ruszyłem nad strumyk.Kiedy tam dotarłem zanurzyłem swoją głowę w wodzie próbując przemyć ranę.Szybko jednak skończyłem i udałem się do wskazanej przed basiora jaskini.Już kilka metrów przed nią poczułem ostrą woń.
Wszedłem do środka.W półmroku dostrzegłem dwie postacie.Jedną z nich była nasza akolitka kiwając się na boki.Obok niej leżała druga wadera -Azzai.
- Co tu się dzieje ? -warknąłem.
- Eloooy...?-usłyszałem głos Azz.
- O ! Hiro...coś się stało ?-wybełkotała Jenna.
- Już nic -mruknąłem cicho.Przeniosłem swój wzrok na Azzai.Chwilę później zarzuciłem ją sobie na grzbiet i wyszedłem z jaskini.Ból karku ponownie przeszył moje ciało ,jednak próbowałem nie zwracać na nie najmniejszej uwagi.
- Azzai...-westchnąłem -Jak mogłaś zrobić coś tak głupiego ? -lekko pokręciłem głową w niedowierzaniu.
Przystanąłem na środku jednej z polan i lekko zrzuciłem z siebie waderę.Ta skuliła się na trawie bełkocząc niewyraźnie.

Azzai ?

wtorek, 24 marca 2015

Od Riry (CD. Ashera)

Mimowolnie przejechałam łagodnie ogonem po trawie. Kiedy Asher wybiegł, nie wiedziałam, co on w tej chwili myśli. Pomimo, że jego reakcja nie była zbyt pozytywna, nie żałowałam swoich słów oraz wyznania. "Po co kłamać? To wszystko komplikuje!". Westchnęłam i lekko podniosłam kąciki ust w górę.
- Więc... Co teraz? Znaczy się, chyba przestało padać - stwierdziłam wystawiając łapę poza namiot z opadających w dół gałęzi.
- Tak, masz rację - powiedział Asher - Słyszałaś? - zapytał
- Taa... Mniej więcej orientuję się już, co i jak. Na przykład tu jest to drzewo - rzekłam wskazując, mam nadzieję, na duży pień za nami - Tu ty, tu Corvo - kiwnęłam głową w kierunku czarnego ptaka, który momentalnie zakrakał - Właśnie! Choć na polowanie! - zawołałam zrywając się z miejsca.
- Już?
Asher również wstał z ziemi i podszedł do mnie. Pokiwałam energicznie głową.
- W sumie, to jestem głodna. Kiedy ostatnio coś jadłam? Chyba ty też, co? - zapytałam, chcąc żartobliwie dźgnąć basiora w ramię, jednak nie wycelowałam, przez co wilk zaśmiał się i skierował moją łapę na siebie. Po chwili powtórzyłam ruch, tym razem trafiając.
- Moglibyśmy pójść na polanę... -zastanowił się przez chwilę.
- To tu niedaleko, co nie? - przekrzywiłam na bok łeb. Nie widziałam go, ale dałabym sobie łapę uciąć, że właśnie kiwnął łbem.
- Tak. - odparł krótko i wykonał jakiś ruch, który nie dokońca wyczułam. Ale zaraz potem poczułam na swoim grzbiecie małe szpony ptaka. Corvo (tak strzelam) machnął kilka razy skrzydłami -Idziemy? - zapytał basior, a ja kiwnęłam głową. Skierowaliśmy się w stronę terenów, gdzie powinna występować jakaś zwierzyna.
Mimo, że myślałam, że jakoś opanowałam chodzenie "po omacku", wcale nie było tak łatwo. Kilka razy moje łapy zaplątały się w wysoką trawę, wpadłam w zarośla i nadepnęłam na ostry kolec, który potem musiałam (z pomocą Ashera) wyciągać. Z boku musiało to niesamowicie śmiesznie wyglądać, ale dla mnie oznaczało to, że muszę jeszcze trochę popracować nad swoim słuchem. Spotkałam na swoje drodze wiele ślepych wilków. Poruszali się one płynnie, tak, jakby widzieli wszystko, a może nawet więcej. Gdy pytałam się zaskoczona, jak to robią, odpowiadały, że po prostu czują i słuchają. Podobno wyczuwają drżenie ziemi i słyszą nawet szemranie muchy z kilkudziesięciu metrów. To jest niesamowite.
- Jesteśmy - westchnął Asher, wypuszczając ze świstem powietrze z płuc. Próbowałam odtworzyć to miejsce w wyobraźni. Wiatr wiał z przodu, lecz nie obchodził mnie po bokach, znaczy, że koło nas są drzewa. Czułam ciepło na klatce piersiowej i pysku, lecz już w tylnej części, czuję lekki chłód. Stoimy częściowo w cieniu. Promienie słoneczne nie przebijają się przez dość duże korony drzew nad nami. Pociągnęłam nosem. Raz, drugi. Aż w końcu dotarł do mnie zapach zwierzyny. Sądząc, po długości czasu, jest niedaleko, lecz pewnie schowana za zaroślami, które muszą tu bujnie rosnąć, bowiem niemożliwe by było, żeby nie zauważyć dużego łosia.
- Nie atakujesz? - zapytałam nie odwracając łba, by nie stracić tropu.
- Czego? - odpowiedział pytaniem. Czyli jednak nie zauważył. Pewnie krzaki ukrywają za sobą cały horyzont. Trawa dalej jest mokra po deszczu, który padał całkiem niedawno. Na głazach powinno roić się od ślimaków. Nakreślony w głowie obraz, był mało szczegółowy, ale zawsze jakiś. Ciekawe. Jednak coś potrafię wyczuć. Ale jeśli idzie o pracę w marszu, jest znacznie gorzej...

Asher? Drama! Drama! Liczę na dramę!

Od Marvela (CD. Blue): Diagnoza

Spojrzałem zdziwiony na swoją łapę. Dalej czułem w niej dziwne mrowienie, które przeszło w przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele. Uśmiechnąłem się do Blue.
~ Zdecydowanie – odpowiedziałem.
Nagle obok nas jak burza przebiegł Asher. Blue już chciała go zapytać o co chodzi, ale ten nawet się nie zatrzymał i pobiegł dalej.
~ Co go ugryzło? – zapytałem.
Blue tylko westchnęła i spojrzała w stronę, z której nadbiegł.
- Ech, nie ważne. To chyba nie nasza sprawa – wyjaśniła.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem i już więcej nie roztrząsałem tego tematu. Kapiące na łeb krople deszczu zaczynały mnie irytować. W końcu mimo zmęczenia podjąłem próbę wstania i przeniesienia się pod drzewo. Prawie się udało. Podniosłem się na pięć sekund, przeszedłem, a raczej przyczłapałem metr bliżej drzewa, pod którym leżeliśmy i padłem jak długi nie interesując się już zajmowaniem wygodniejszej pozycji.
~ Wydaje mi się, czy grawitacja jest silniejsza niż zwykle? – rzuciłem.
Blue parsknęła śmiechem i sama spróbowała wstać. Porzuciła jednak ten zamiar i podczołgała się tylko pod sam pień.
- Chyba masz rację – stwierdziła z uśmiechem. – To przyciąganie jest jakieś strasznie silne…
~ Czy ja wiem. Nie jestem fizykiem, co najwyżej medykiem.
- To jaka jest twoja diagnoza z medycznego punktu widzenia?
~ Nadwyrężenie mięśni dwugłowych i trzygłowych oraz śmiechowych…
- Śmiechowych? – Blue parsknęła śmiechem. – To takie istnieją?
~ Tak. To mięśnie odpowiadające za ruszanie ustami – wyjaśniłem. – Odpowiadają więc także za uśmiech i po części śmiech. Mogę dokończyć?
- Ależ proszę, panie doktorze.
~ Naciągnięcie ścięgien łącznych, obciążenie stawów, przyrost i gwałtowny spadek adrenaliny, przyspieszone krążenie…To chyba wszystko, nie licząc licznych ran kłutych, ciętych, szarpanych…
- Dobra, dobra! – przerwała mi wadera. – Przez tą twoją diagnozę wszystko zaczyna mnie boleć…
Uśmiechnąłem się.
~ Ale przynajmniej mamy nieco lepszy humor – nagle naszą rozmowę przerwał długi pomruk.
Usiedliśmy i rozejrzeliśmy się czujnie. I znowu. Już miałem stwierdzić, że chyba nam się przesłyszało, kiedy dobiegło nas kolejne burczenie. Tym razem zorientowałem się skąd pochodziło. Zapomniałem, że ostatni raz jadłem jakieś dwa dni temu.
~ Fałszywy alarm – parsknąłem śmiechem, który oczywiście usłyszała tylko Blue. ~ To tylko mój żołądek.
Blue? Śniadanko? :3 

poniedziałek, 23 marca 2015

Od Paluku(CD. Vervady)

 Podczas rozmowy ze Stream katem oka dostrzegłem delikatne poruszenie gdzieś z boku. Zignorowałem je zakładając, że to któryś z kruków Asher'a, albo jakieś inne drobne stworzenie.
- Pa!- zawołała i odbiegła.
Odprowadziłem ją wzrokiem. Westchnąłem uświadamiając sobie, że zostałem sam. Wypełzłem z wody i otrzepałem się. Burkliwy odgłos przypomniał mi o potrzebach żołądka. Przebiegłem obok krzewu dzikiej róży i zapuściłem się dalej w las.
 Udeptana przez jelenie ścieżka wiła się to w te, to we w te.  Naglę usłyszałem kolejny pomruk i ,tym razem, jego źródłem nie był już mój żołądek. Rozejrzałem się nerwowo dookoła. Kilkadziesiąt metrów dalej siedział niedźwiedź. Nie zwracał na mnie uwagi, całkowicie pochłonęło go opychanie się chorobliwymi pokładami jagód. Oblizałem się. Bynajmniej nie na myśl o niedźwiedziu! Wbrew zasadom zdrowego rozsądku zbliżyłem się do rośliny. Brunatne bydle zaszczyciło mnie przelotnym spojrzeniem po czym, bez zbędnej zwłoki, powróciło do posiłku. Odetchnąłem z ulgą. Usiadłem parę metrów dalej. Nie powiem, że się nie bałem, ale ten niedźwiedź zdawał się zupełnie zlewać fakt, że nieopodal sterczy czarny basior o nienaturalnie ubarwionym pysku. Ostrożnie sięgnąłem po owoc i zjadłem. Bydle nie przejęło się tym zbytnio. Po paru jagodach nabrałem pewności siebie i zacząłem je gwałtownie pochłaniać. Wilk wegetarianin łatwo nie ma- weź tu się tym najedź. Kiedy właśnie pochylałem się ku roślinie poczułem napierający na mnie ciężar.
 Mogę jeszcze zrozumieć, że niedźwiedź mnie ignoruje, ale szczerze wątpię w to bym nadawał się do pełnienia roli poduszki. Z trudem wygrzebałem się spod miśka, który na szczęście nie legł na mnie całym swym ciężarem. Wycofałem się zanim zdążył zaprotestować.

 Byłem w drodze powrotnej do jeziorka gdy stanąłem jak wryty na widok śladów przy dzikiej róży. Ślady owe wyglądały jakoś znajomo. Tak...pociągnąłem nosem- Vervada. Nigdy nie byłem mistrzem tropienia, ale zdaje się, że była tu dość niedawno. To pewnie ona poruszyła gałązkami. Podniosłem wzrok na różowawe płatki kwiatów. Przypomniał mi się widok łażącej ze smętnie spuszczoną głową delty i to jak dałem jej taki właśnie kwiatuszek.

 Stanąłem przy wylocie jaskini i zajrzałem do środka. Azzai i Jenna nie wyglądały najlepiej, nie mówiąc już o Vervadzie. Z tym, że ona wyglądała źle z innego powodu, którego niestety mogłem się jedynie domyślać.
- Co ty...tutaj robisz...Paluku...?- spytała Azzai, brzmiała trochę nienaturalnie, szczerze powiedziawszy.
- Ja dio Ver- powiedziałem spoglądając na kaszlącą donośnie Deltę.
Ta obejrzała się na swoje towarzyszki. Po chwili obrzuciła mnie przelotnym spojrzeniem po czym powolnym krokiem ruszyła w moją stronę lekko się chwiejąc. Wycofałem się poza jej pole widzenia i specjalnie ukłułem się przygotowaną wcześniej drzazgą. Momentalnie zamieniłem się w tukana. Wzbiłem się w powietrze umykając przed wzrokiem Vervady. Wylądowałem na gałęzi jednego z dębów i podniosłem z niego zerwany kwiatek. Delta wyszła z jaskini i rozglądała się dookoła. Gdyby nie sztywny dziób uśmiechnąłbym się teraz na widok jej miny. Zaleciałem ją od prawej i wylądowałem na gałązce młodego drzewka znajdującej się mniej więcej na poziomie jej głowy. Zanim mnie zauważyła wetknąłem jej różę za ucho. Ta wyraźnie zaskoczona odwróciła się ku mnie. Zagwizdałem wesoło. Wtedy właśnie z powrotem przybrałem wilcza postać i trochę niezgrabnie wylądowałem na ziemi. Poczułem przeszywający ból przy łopatkach, który towarzyszył mi też przy lataniu. Pamiątka bo jednym z kanibali.
 Spojrzałem waderze w oczy uśmiechając się przy tym.
- Zdaje się, że poprzedni kwiatuszek zgubiłaś- powiedziałem przekrzywiając głowę.
Ver przez chwilę patrzyła na mnie. Z wyrazu jej pyska nic nie byłem w stanie wyczytać, a szkoda bo żal mi jej było. Spuściła głowę. Spochmurniałem, miałem nadzieję, że uda mi się ją pocieszyć. A tu nic.
- Przepriaszam- powiedziałem odwracając pysk- Chciałem dobrze.
Zapomniałem nawet ugryźć się w język za dodanie charakterystycznego dla mnie ,,i" tam gdzie było ono całkowicie zbędne. Ale wadera nic nie powiedziała.
 Mogłem dowoli zgadywać co ją martwi. Chwiała się, wyglądała na nietrzeźwą , ale wątpię by to ziółka były temu winne. Może chodzi o tą całą rozsypkę. Może jakiś basior?
 Zmarszczyłem brwi. Ktokolwiek zafundował jej takiego doła już ma u mnie minusa. Siebie oczywiście na starcie wykluczyłem z listy podejrzanych. Jestem prostą omegą, nieczułym ,,ptakołakiem" ,jak to mnie Rira przy pierwszym spotkaniu nazwała.
 Rok wśród ptaków poskutkował tym, że nawet teraz nie rozumiem wilczych emocji i nie najlepiej radzę sobie z odczytywaniem ich z wyrazu pyska.
 Spojrzałem na Vervadę. Na chwilę uniosła głowę, otworzyła pysk by coś powiedzieć, ale szybko go zamknęła i ponownie spuściła wzrok. Chyba nie pomagałem. Chętnie bym ją teraz przytulił, pocieszył, ale ostatnim razem zostałem odtrącony mimo, że było mi zwyczajnie zimno. Skrzywiłem się na myśl o swojej bezsilności i cofnąłem kilka kroków. Chciałem odejść spokojnie, ale spacerek szybko zmienił się w pośpieszny trucht. Ten natomiast ustąpił biegu.
 Byłem wściekły. Ostatnio nie miałem na nic większego wpływu, więc mogłem się z tym spokojnie pogodzić i nie wyrzucać sobie. Ale teraz miałem silne wrażenie, że teraz jestem w stanie coś poradzić na to co się dzieje. Irytował mnie fakt, że nie wiem jak to zrobić.

Któż dokończy to zacne opo?

Od Vervady ( CD. Jenny ) :

Nieufnie spojrzałam na kolejny napój sporządzony przez Jennę.
- Nie za dużo ? -spytałam.
- No coś ty ! -zaśmiała się -Przecież to dopiero twój trzeci ,,kieliszek ''.
- Mi już wystarczy -mruknęłam -Wolę zachować trzeźwy umysł.
Wadery wybuchnęły śmiechem i wypiły kolejną porcję ziółek naszej akolitki.
- Ver...a może spróbujesz tego ? -Azzai podała mi kubełek zielonkawej cieczy.Skrzywiłam się na widok owego naparu.
- Nie ,dziękuję -odparłam krzywiąc się.
- Ver ,Azz dobrze ci radzi -powiedziała Gamma -No tylko spójrz na nią i weź z niej przykład! -wilczyca roześmiała się.
Mimowolnie skierowałam swój wzrok na Azzai uważnie się jej przyglądając.Wadera przechylała się to w jedną ,to w drugą stronę.Chwilę później zaczęła bełkotać niewyraźnie.
Wstałam otrzepując futro z piachu i pyłu.
- Dokąd idziesz ?-spytała niewyraźnie Azz.
- Nad strumyk.
- Tylko wróć szybko !-krzyknęła za mną Jenna -Bo nic dla ciebie nie zostawimy ! -niedługo potem  usłyszałam głośny śmiech wader.

Podeszłam do strumyka lekko chwiejnym krokiem.Te dwa ,,kieliszki '' musiały być nieźle mocne skoro zaczęło mi od nich szumieć w głowie.Pochyliłam swój łeb i zanurzyłam pysk w lodowatej wodzie.
Od razu lepiej ~ pomyślałam zanurzając się w strumyku coraz głębiej.
Naraz do moich uszu dobiegły jakieś dźwięki.Z początku myślałam ,że to Jenna i Azz tak hałasują ,jednak żaden z owych głosów nie należał ani do jednej ,ani drugiej.Wyszłam z wody otrzepując swe futro.
Podążyłam za głosami.Z początku tłumił je pulsujący w mojej głowie szum ,jednak naraz zbliżyłam się do źródła rozmowy.Odchyliłam jedną z gałęzi krzewu dzikiej róży i spojrzałam przed siebie.Moim oczom ukazał się nie kto inny jak Paluku.....w towarzystwie Stream. Głośno wciągnęłam powietrze i nie oglądając się za siebie ruszyłam w stronę ,gdzie obecnie znajdowały się Jenna i Azzai.

Podeszłam do wader ,usiadłam obok nich.
- Daj to -wyrwałam Gammie z łap ,,kieliszek'' i wypiłam znajdującą się tam ,niebieskawą ,ciecz.Wadery spojrzały na mnie z zaskoczeniem.
Wzruszyłam barkami spoglądając na nie obojętnie.
- Co się tutaj dzieje ? -usłyszałyśmy głos za sobą.
- To spotkanie prywatne obcym wstęp wzbroniony -burknęłam.
Ponownie zabrałam Jennie sprzed nosa jeden z napojów.Już miałam go wypić kiedy Azzai wydusiła słabo :
- Co ty...tutaj robisz...Paluku...?
Odwróciłam się gwałtownie krztusząc się pojedynczymi kroplami naparu ,które dostały się do mojego gardła.


Paluku ?

Od Ashera (CD Riry): Szczyt odwagi, bądź głupoty

Zamurowało mnie.
- Ja…wybacz, muszę się przewietrzyć – bez namysłu wybiegłem na zewnątrz.
Minąłem po drodze Blue i Marvela. Wadera próbowała spytać o co chodzi, ale nie słuchałem. Biegłem przed siebie. Wiem, jak to idiotycznie brzmi. To był…odruch, impuls. Instynkt podpowiadał mi, że muszę się na chwilę odizolować od reszty. W końcu usiadłem na brzegu jakiegoś jeziorka, pod rozłożystą wierzbą. Gałęzie odcinały ode mnie świat. Wszystko wokół ucichło, kiedy przekroczyłęm granicę liściastej bariery. Krople coraz gęściej padającego deszczu nie przebijały się do mojego małego azylu. Położyłem się tuż nad wodą. Wydychając z nozdrzy powietrze burzyłem spokojną toń.Tak…cisza i spokój. Idealne miejsce do przemyśleń.
I już po pierwszym namyśle palnąłem się łapą w czoło.
Jestem idiotą! Co Rira pomyślała, kiedy tak sobie wybyłem? Na pewno myśli, że się na nią zezłościłem, że już nie będziemy przyjaciółmi…Ale ja tego nie chcę! Przez ten durny wybryk zdecydowanie pokpiłem całą sprawę. Będę musiał teraz to wszystko wyjaśnić.
Nagle coś walnęło mnie w bok głowy. Obejrzałem się rozeźlonyw prawo. Mój wzrok napotkał czarny dziób Corvo. Kruk znowu mnie dziobnął, tym razem w lżej. Już miałem się na niego wydrzeć kiedy zauważyłem, że ptak stoi tylko na jednej łapce, drugą oszczędzając. Przypomniałem sobie, kto w rzeczywistości pogonił kota armi kanibalów i dał nam szansę na ucieczkę.
- Tęskniłem, stary – uśmiechnąłem się i pogładziłem kruka delikatnie po głowie. Czerwonooki wypiął dumnie pierś.
Na gałęziach wierzby oczywiście usadowiło się więcej kruków. Wyglądały na całe i zdrowe, ale idąć drogą logiki to prawdopodobnie nie są te same ptazyska, które walczyły z dzikusami. Po raz pierwszy zastanowiłem się, ile pobratymców Corvo musiało tam zginąć. Przez całe życie nawet się nie zastanawiałem, jak wiele zawdzięczam skupisku pozornie durnych ptaków.
Położyłem łeb na łapach. Wróciłem myślami do Riry. Nigdy w życiu nie byłęm zakochany, a tym bardziej nikt nigdy nie zakochał się we mnie…tak przynajmniej mi się wydaje. Klątwa skazała mnie na życie w samotności. Wszystkie normalne wilki boją się mojej drugiej postaci, reszta też nie może czuć się bezpiecznie. Przypomniałem sobie jak w obronie siebie i Riry przybrałem postać Króla Kruków. Nie zrobiłem tego oczywiście umyślnie, jeszcze nie umiem nad tym panować. Ale wadera się mnie nie wystraszyła. Wręcz przeciwnie.
To dodało mi nadziei. Rira zawsze była i będzie moją przyjaciółką. Nie podejrzewałem, że czuje do mnie coś więcej. Ani, że ja mógłbym, czuć coś więcej.
Wtedy już byłem pewny tego, co muszę zrobić. Muszę wrócić do Riry, przede wszystkim przeprosić za swoje zachowanie i powiedzieć prosto z mostu, że odwzajemniam jej uczucia. Taka szansa już się nie powtórzy.
Tak bardzo pogrążyłem się w zamyśleniu, że nie zauważyłem kiedy Corvo odleciał. Obejrzałem się za krukiem, ale ptak rozpłynął się w powietrzu. Już miałem wrócić do reszty i wcielić swój plan w życie, kiedy nagle zobaczyłem, że ktoś rozchylił zasłonę gałęzi wierzbowych. To była Rira. Wadera otrzepała się z wody. Obok niej wylądował Corvo, cały przemoczony.
- Rira? Co ty tutaj robisz? – spytałem zaskoczony.
- Corvo mnie tu przyprowadził…znaczy się, chyba Corvo. Nie jestem pewna – odpowiedziała wadera obracając głowę w kierunku mojego głosu.
- Tak, to Corvo – odpowiedziałem spokojnym tonem rzucając krukowi wściekłe spojrzenie. – Lepiej wróćmy do reszty watahy…Auć! – Corvo dziabnął mnie w łapę i popatrzył na mnie sarkastycznie błagalnym wzrokiem jakby mówił „To po cholerę ją tu przyprowadzałem?!” – Albo chodź, usiądź. I tak muszę z tobą pogadać.
Podprowadziłęm tymczasowo ślepą waderę nad brzeg i tam usiedliśmy. Rira była równie spięta co ja.
- Więc…O czym takim chciałeś pogadać? – rzuciła.
- Ja…Chcę cię przeprosić za moje zachowanie – powiedziałem. – Zachowałem się jak ostatni dupek.
- Nie przesadzaj…
- Wcale nie przesadzam. I…Pamiętasz, jak ci wyjaśniałęm, jak się nazywa to takie dziwne uczucie, które czuje się przy jednej, jedynej osobie na świecie? – zapytałem uśmiechając się, choć Rira nie mogła tego zobaczyć. Może usłyszała poparawę nastroju w głosie, na co bardzo liczyłem.
- Chodzi ci o…zauroczenie? – odpowiedziała niepewnie.
- Bo widzisz, ja chyba też się zauroczyłem – słowa przeszły mi przez gardło o wiele łatwiej niż bym się spodziewał. – W tobie.

Rira? Szczerość za szczerość XD

Od Stream

Może Ver mi wybaczyła? Może Mizuka miała rację?
Chyba sobie odpuszczę, i może dożyję jej wybaczenia..
Dzisiaj jest bardzo ciepło, może pójdę w góry, na ochłodę.
Gdy doszłam na miejsce, byłam wykończona!
W sumie, to niedługo będzie chyba pełnia.. O NIE!
W pełnię moja klątwa.. będzie podobna do klątwy Mizuki!
Wtedy, moja klątwa sprawi, że "ktoś" będzie chciał mnie zabić!
-Co tu robić, co tu robić?! - Szeptałam sobie w głowie...
Nagle, powiał bardzo silny wiatr, a ja mało, co nie zleciałam z góry.
Mimo wszystko, gdy to się działo, usłyszałam nieznany mi dotąd głos,
mówił "Już niedługo". Niedługo potem, znowu zawiał wiatr, jeżcze mocniejszy,
a ja, zleciałam, spadłam kawałek, gdy chwilę później, poczułam na moim
karku, łapy, zamknełam oczy, i znalazłam się na ziemi..
-Czyżczy by, to była.. nie to niemożliwe, żeby to była zjawa! -Wmawiałam sobie.
-Ale, w takim razie, co to było? - Pytałam sama siebie, szukając odpowiedzi..
Natychmiastowo zeszłam ze szczytu tej góry, wyruszyłam w kierunku lasu.
Na brzegu, zobaczyłam Paluku, który maczał łapy w wodzie..
-Paluku! Cześć! - Krzyknełam, odrazu po zobaczeniu go.
-Oo, hej Stream. - Spojrzał na mnie.
Odrazu do niego podbiegłam.
-Co robisz? Woda nie jest za zimna na kąpiele? - Zapytałam z uśmiechem.
-Kiedy się stałaś taka troskliwa? - Odpowiedział mi uśmiechem.
-Ja? Nigdy! Przynajmniej nie dla ciebie! - Roześmiałam się
-Chyba jesteś w dobrym humorze? - Zapytał odważnie.
-Chyba tak. - Odpowiedziałam mu.
-Więc, w sumie, to dlaczego się tu kąpiesz? Jest aż tak gorąco? - Spytałam ponownie.
-Ah, tak, nierozumiem, jak możesz tego nie czuć! - Zaśmiał się.
-Byłam w górach! Nie moja wina! - Odpowiedziałam.
-Taak, naprawdę jesteś w dobrym humorze! - Popatrzył na mnie, potem skierował swój wzrok na niebo.
-Czemu, się tak przyglądasz? - Również popatrzyłam na niebo.
-Myślę. - Odpowiedział mi, naprawdę wyglądał na zamyślonego.
-Serio? To do ciebie niepodobne! - Zaśmiałam się.
-o, naprawdę? - Również się śmiał.
-Noo, nie widziałam, abyś nigdy myślał!
-Serio? Sugerujesz coś?
-A, żebyś wiedział, że tak. - Śmialiśmy się nadal.
-Co sądzisz o Ver? - Zapytał.
-Ja? Nieznam jej zbyt dobrze.. mam nadzieję, że już między mną, a nią, wszytko jest Okej!
-Tak, ja też tak sądzę. - Popatrzył na mnie, a potem wskoczył do wody.
-No nie! Znowu? - Zapytałam stanowczo.
-Oczywiście! Zabronisz mi? - Spytał z entuzjazmem.
-No, oczywiście, że nie! Tylko tak żartuję! A.. poza tym, muszę jeżcze iść.. się kogoś o coś spytać.
-O co, i kogo?
-W sumie.. wiesz kiedy jest pełnia?
-No, jasne, jutro.
-CO?!?! NIE! NIEMOŻLIWE!! - skuliłam się w kulkę.
-Heh, żartuję! Jest za tydzień!
-Uffffff!!! No, okej, fajnie było pogadać Paluku, ale muszę już iść..
-Okej, to narazie!
-Pa! - Ruszyłam w kierunku naszego obozowiska, tam poszłam do mojej groty.. odrazu się zdrzemnełam..
Nagle, ktoś zaczął pukać mi w skałę...

Ktoś dokończy?

niedziela, 22 marca 2015

Od Blue: Trzymam za was kciuki!

Jest już po bitwie. Jak się nad tym zastanowić, to jest to chyba najprzyjemniejsze zdanie, jakie wypowiedziałam od kilku godzin.
Leżę teraz na trawie, która w nocy przybrała granatowo- czarny kolor. Nie muszę już walczyć. Nie muszę ranić ani zabijać. Nie trzeba nigdzie biec, ani krzyczeć. Na reszcie mogę odpocząć. To jest najprzyjemniejsza rzecz jaką mogę zrobić. Nie potrzebuję snu, aby odzyskać energię. Lepiej odpoczywam, kiedy siedzę lub leżę w ciemności i rozmyślam. Bądź też obserwuję otoczenie.
Czuję krople wody. Podnoszę wzrok. Zaczął padać deszcz. Co prawda nie jest to wielka ulewa, więc nie ma sensu się stąd ruszać. Ale nie jest to też mżawka, więc trochę mi przeszkadza. Chcę się podnieść, ale zmęczenie bierze nade mną górę. W końcu decyduję się zostać i leżeć tu, gdzie leżę.
~Pada…- odezwał się głos w mojej głowie. Zwróciłam się w stronę Marvel' a, przypominając sobie o jego obecności.
-Ano… czemu nie śpisz?- spytałam. Biały basior w odpowiedzi wskazał na Paluku. Kiwnęłam głową, rozumiejąc o co mu chodzi. Ja też przez niego się obudziłam, ale za nic go nie winię. Z resztą nie tylko ja. Asher, który do tej pory siedział tutaj z nami, poszedł do Riry.
„Brawo! Świetna robota, stary! Trzymam za was kciuki!”- pomyślałam, kiedy zauważyłam jak rozmawiają. Od jakiegoś czasu w watasze… cóż… powiedzmy, że część wilków zaczęły łączyć różne uczucia. Trochę większe od przyjaźni. Oczywiście nieoficjalnie!
Zaśmiałam się. Może to głupie, ale tego rodzaju sytuacje czasem mnie bawią. Może to głupie (zważywszy, że jestem „odporna” na tego rodzaju uczucia) ale cóż zrobić. Taka się urodziłam i taka już żyję. Rozejrzałam się dookoła. Byłam ciekawa ile wilków też nie śpi. Jednak w pobliżu przytomny był tylko Marvel.
-Jesteś ranny?- zwróciłam się do wilka. Widziałam jak atakował kanibali, więc wolałam wykazać odrobinę zainteresowania.
~Nie tak bardzo. To drobne draśnięcia.- biały basior pokazał łapy. Zauważyłam, że grzbiet miał również poraniony. Powiedziałam mu o tym, ale on tylko wzruszył „ramionami”. Przewróciłam oczami i usiadłam obok Marvela.
-Podaj mi łapę.- powiedział. Basior wytrzeszczył oczy.
~C…co takiego?!- krzyknął w mojej głowie. Dzięki temu nie budził innych wilków. Sprytne.
-Jestem niczym chodząca bateria. Tak powiedziała Rira.- wskazałam na waderę.- Dodaję energii chorym wilkom.
~Kiedy ich dotkniesz?
-Nie mam pojęcia. Dotyk na pewno pomaga, ale nie zawsze. Ale jeśli będzie działać, to przyspieszę proces gojenia. Nie uleczę rany w całości. Nie mam takiego daru.
~Hm… całkiem przydatna umiejętność. Klątwa?
-Ano. – wilk zmarszczył brwi.
~Nie takie straszne. Nawet Ci zazdroszczę.- uśmiechnęłam się jak to usłyszałam. Mówiłam o tym już tylu wilkom, że wydaje się to nudne, kiedy kolejny raz o tym wspominam. Ale jak już zaczęliśmy ten temat…
-Wiesz, jest jeszcze druga strona medalu. Nie chcę się rozgadywać, więc będę się streszczać. Nie lubię mówić o sobie. Chodzi o to, że widzę duchy a te, żeby być widocznymi czerpią ode mnie energię. Dobre dusze są w porządku. Mogę z nimi rozmawiać. Ale zjawy mnie straszą. Koniec.
~Przeprasza…- zaczął basior. Rzuciłam mu jedno z moich nieokreślonych spojrzeń.
-Daj spokój! Niby za co…?
~No bo… a zresztą. Nie ważne.- skończył. Zaczął bawić się bransoletkami, które miał na łapie. Dopiero teraz zauważyłam, że są niebiesko-żółte. Zupełnie jak jego oczy. Poczułam dziwne mrowienie. Zazwyczaj oznacza to dwie rzeczy: raz, albo duchy pobierają ode mnie energię (i się tutaj pojawią), albo moje „leczenie” zaczyna działać. Rozejrzałam się dookoła. Nie było tutaj żadnych duchów, a więc pewnie wersja numer dwa. Puściłam łapę Marvel’ a. Nie znam się na medycynie jako takiej, więc ciężko mi powiedzieć czy bardzo pomogłam. Czy w o g ó l e pomogłam. Spojrzałam więc na wilka pytająco.
-Lepiej?

Marvel?

Od Riry (CD. Ashera)


Gdy usłyszałam nagle koło siebie głos, podskoczyłam lekko zaskoczona. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to Asher.
- Och, wystraszyłeś mnie - położyłam łapę na klatce piersiowej, by uspokoić szybko bijące serce.
- Przepraszam, po prostu wyglądasz na smutną – odparł. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Głowa dalej skierowana była w stronę, gdzie wiał chłodny wiatr. Przypuszczam, iż tam znajduje się wyjście.

- To nic. To po prostu boli… - powiedziałam melancholijnie, lecz z lekkim uśmiechem na pysku.
- Boli Cię? Zawołałam Marvela – rzekł Asher i poczułam, że wstaje z miejsca.
- Nie! Zaczekaj! - zawołałam i szybko wyciągnęłam swoją łapę do przodu. Gdy poczułam miękkie futro basiora, złapałam go.
- Ała! - syknął, gdy pociągnęłam to, co trzymałam. Szybko puściłam, jak się okazało, jego ogon.
- Przepraszam. Ale, Asher, nie o to chodzi. - powiedziałam i wskazałam łbem miejsce obok mnie, zachęcając go, by ponownie usiadł. Kiedy usłyszałam, że to zrobił, kontynuowałam: - Nie bolą mnie oczy. Mówię o tym, że nie powinnam była tu przychodzić. W sensie, na pole bitwy.
- Ale o co chodzi? Przecież wszyscy pobiegli, by nas ratować. - powiedział zdezorientowany.
-Ach, no tak. Przecież ty byłeś uwięziony… - uświadomiłam sobie – Ikana kazała mi zostać. Mówiła, że to zbyt niebezpieczne. A ja jej nie posłuchałam. I o to skutki… - westchnęłam – Hej, powiedz coś, bo nic nie mogę wyczytać z tej ciszy – zaśmiałam się, gdy po mojej wypowiedzi Asher się nie odzywał. Usłyszałam jak odchrząkuje.
- Wiesz… Nie zawsze da się uniknąć konsekwencji swoich czynów. - odparł. Zaśmiałam się pod nosem.
- Pada? - zapytałam, kiedy usłyszałam ciche krople rozbijające się na ziemi. Asher milczał przez chwilę. Pewnie skierował swój wzrok na wyjście od jaskini i teraz wytęża wzrok, by coś zobaczyć. Lecz po chwili potwierdził moje założenie:
- Tak. Rozpadało się – stwierdził, na co ja westchnęłam.
- Hej…? - zaczęłam – Mogę Cię o coś zapytać?
- Jasne, śmiało – powiedział lekko się śmiejąc
- Bo kiedy czujesz się tak dziwnie, kiedy przebywasz z kimś, serce Ci szybciej bije, ściska Cię w gardle… Jak się nazywa to uczucie? - zapytałam jak do tej pory nie skrępowana wysokim wskaźnikiem nienormalności tego pytania. Basior zakaszlał kilka razy.
- T-To znaczy… Jeśli lubisz tą osobę i tak jak mówisz serce Ci szybciej bije… To może jesteś zakochana? - zasugerował nie koniecznie z lekkością.
- Zakochana? - powtórzyłam niemal natychmiast, przekręcając łeb w bok.
- Znaczy…! Jest też niższy stopień. Zauroczenie… - rzekł
- Wiesz co…? - odparłam po dłuższym zastanowieniu – Chyba się w Tobie zauroczyłam – powiedziałam śmiało.

Asher? Szczerość: poziom hard XD

Od Mizuki (CD. Stream)

Pewnej nocy spokojnie spałam spokojnie. Nie śnił mi się prześladowca jednak obudziłam się około 12 w nocy W rogu świeciły się 2 czerwone plamki. Podeszłam tam i to był błąd... Nagle żucił się na mnie czarny wilk. Wszystko działo się bardzo szybko. Nie byłam gotowa na jego atak i usiłowałam się bronić.
Potem prześladowca mnie powalił. Nagle w drzwiach stanęła Stream. Była cała czarna ale chciała mi pomóc.
Ugryzła prześladowce w ogon a on znikł. D-d-d- tylko to mogłam z siebie wydusić bo byłam zszkowana.
Stream odeszła. Poszłam popatrzeć na księżyc. Siedziałam ta około 2 godziny. Następnie poszłam do Stream jej podziękować. Nie było jej akurat w domu więc zrezygnowałam.


Ktoś dokończy?

Od Jenny CD Azzai i Vervady

 Rany. Siedzę na drzewie i dłubie pazurami w korze. W głowie mam taki mętlik, że chyba zaraz wybuchnę. Podsumowując, zgubili się: Ikana, Soha, Moonlight, Jason i Yuuki. W mojej grupie są: Ver, i dzięki bogom, Azzai, Paluku, Eloy, Asher, Rira, Blue, Hiro i trójka nowych: Marvel, Stream i Silvana. Nic tylko kopnąć w kalendarz! Sama bym sobie nie poradziła, cieszę się, że mam Ver ale ona chodzi ostatnio jakaś taka przybita. Nie jestem pewna, ale mam dziwne wrażenie, że chodzi o któregoś z naszych drogich panów. Taka prosta zasada, jak nie wiadomo o co waderze chodzi, to chodzi o basiora.
 Stwierdzam, że siedzenie tutaj i tak nic mi nie da tylko bardziej się zdołuję, więc zeskakuję na ziemię i postanawiam rozejrzeć się po okolicy. Większość grupy leży, jest na polowaniu albo gdzieś się szwenda. Rozpyliłam po okolicy opary więc każdy nie-przeklęty zginie, jeśli wejdzie na nasze tymczasowe miejsce pobytu. Nadal jest przecież możliwość ataku tych durniów, kanibali. Ale staram się o tym nie myśleć i idę dalej. Mam skręcać w las, bo już trochę głodna jestem ale coś karze mi iść prosto i tym oto sposobem wpadam na Ver. Ona upada, ja w ostatniej chwili wzbijam się na skrzydłach do góry.
 - Hej, hej. Gdzieś zgubiła oczy? - pytam wesoło.
 - Cześć Jenna.
 - Oho! Chyba wiem co się kroi. Dobra, siadamy czy idziemy? - proponuję i w tym samym momencie rozlega się cichy śmiech. - Tiaaaaaaaa, no to może jednak się przejdziemy, hym?
No więc idziemy. Vervada jest przybita i nie bardzo chce mówić co się dzieje, ale ja wiem, że im szybciej powie, tym szybciej się lepiej poczuje więc ciągnę ją za język.
 - Eh, no bo chodzi o Paluku.
 - Naszego kolorowego splątanego jęzorka? Co się stało?
 - Ja chyba... Lubię go, nawet bardzo ale on jakoś... Słyszałaś ten śmiech. Leży sobie teraz z tą całą Stream i chichra się w najlepsze.
 - Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, dobra chyba ogarniam. Cóż, najlepszym poradnikiem miłosnym to ja nie jestem... Co ja gadam, w ogóle nie jestem poradnikiem miłosnym, ale może on tylko odreagowuje... Coś. Gadałaś z nim?
 - Hm, no nie ale jakoś nie wiem... jak.
 - No, ja nie widzę w tym wielkiej filozofii. Podchodzisz, mówisz, że musicie pogadać albo walisz prosto z mostu, ot tak, z miejsca gdzie stoisz i tyle. A jak on zareaguje... No cóż, niech spróbuje cię skrzywdzić, to wiesz... Jestem obok, no nie? - Trącam żartobliwie Ver w bark. Ona uśmiecha sie delikatnie.
 - Chyba masz rację.
 - Rany, właśnie dokonałam porady miłosnej. Nie mam jakiegoś guza albo jakiś innych symptomów chorobowych? - pytam niby przerażona ale szczerzę się szeroko i mrugam nerwowo okiem dla lepszych efektów. Vervada prycha a potem śmieje się. Dołączam do niej i idziemy dalej. Następuje minutowa cisza, każda z nas o czymś myśli, a potem ukazuje się przed nami rzeczka nad którą siedzi Azzai i chyba... o nie, chlipie?!
 - Azz? - pytam. - Coś się stało?
 - O, to wy. - Wadera odwraca sie do nas i szybko wyciera pysk łapą. - No, niby tak ale to nieważne.
 - Oj, no weź. Ja też przed chwilą miałam problem, Jenna to świetny poradnik uczuciowy choć nie wygląda. Wal śmiało - wyjaśnia żartobliwie Ver posyłając mi szeroki uśmiech. Wywracam oczami ale podchodzę do wader i siadam koło nich. Przez chwilę słychać tylko szum wody, Azzai widocznie myśli jak nam to powiedzieć.
 - Och, no bo chodzi o Eloya - zaczyna w końcu.
 - No nie, następna. Dobra, poświęcę się dla dobra sprawy. Mów - zachęcam ze złośliwym uśmiechem. Azz też sie trochę uśmiecha.
 - No, Azz dawaj. Ja mam problem z Paluku, ty masz z Eloyem. Wal śmiało.
 - No bo widziałam go przed chwilą z Silvaną.
 - Serio?! Te nowe trochę za dużo sobie pozwalają. Ja miałam to samo, ale Paluku siedział ze Stream.
 - No więc leżeli sobie koło siebie i się śmiali, a ja przecież... Och, no wiecie o co mi chodzi.
 - Mhm, niestety ale cię rozumiem - mruczy Ver i siedzą tak ze zwieszonymi głowami. Radzę Azzai to samo co Ver i nagle wpadam na, jak zwykle, genialny pomysł.
 - Ej, no dobra. Dziewczyny, bierzcie się w garść i koniec tego. Idziemy się po prostu nachlać.
 - Co?! - wrzeszczą chórem. Uśmiecham się złośliwie.
 - No co? Nigdy się nie upijałyście? Mówię wam, zrobię nam takie ziółka, że wszystkie smutki pójdą w las. Będzie nam tak wesoło jak nigdy.
 - Ufasz jej? - pyta Azzai Vervadę.
 - Absolutnie nie, ale weź. Co mamy do stracenia? I tak wyruszamy dopiero za dwa dni. Chodź!  - odpowiada Delta i wszystkie trzy idziemy pod drzewo na którym się ulokowałam do póki nie odejdziemy.
 - No więc, zaczynamy. Na początek zrobię wam... O! To będzie w sam raz. - Wyciągam z torby kilka ziółek i mieszam je. Po chwili wsypuję do drewnianych "kieliszków" napełnionych wodą i napoje robią się jasno fioletowe.
 - No, na zdrowie! - mówię ze śmiechem i unoszę swój kubełek do góry. Ver i Azz robią to samo a potem zgodnie wypijamy po całym napoju.
<Ver? Azz? Pijane XD >

Od Ashera (CD Riry i Blue)

Rozejrzałem się nerwowo. Byłem pewny, że słyszałem Rirę, Blue najwyraźniej też.
~ Może pomóc? ~ usłyszeliśmy w głowach melodyjny głos naszego towarzysza.
- Szukaj czarnej wadery z turkusowymi włosami - rzuciła Blue i zrobiła unik przed atakiem kolejnego kanibala.
Szybko doskoczyłem do nieszczęśnika, który odważył się podnieść łapę na moją przyjaciółkę. Chwyciłem go szponami za gardło i przybiłem do ziemi. Zdecydowanym ruchem rozszarpałem mu gardło. Nagle usłyszałem znajomy głos:
- Asher! Blue!
Rira! Tak, to ona! Odwróciłem się w stronę wadery. Była jakieś dziesięć metrów od nas. Gdy nas zauważyła na jej pusky odmalowała się ulga. Nagle jeden z tubylców przeorał jej łapą po oczach. Blue wydała zduszony okrzyk. Poczułem napływającą furię. Rzuciłem się w kierunku kanibala. W ostatniej chwili skoczyłem na niego, powalając przeciwnika na ziemię. Ten był zdecydowanie silniejszy niż jego pobratymcy, ale dla mnie był to po prostu kolejny przeciwnik, kolejny wróg, jeden z wielu, którzy odważyli się zaatakować moją watahę. Po parominutowej szarpaninie wgryzłem się w kark kanibala. Zaciskałem szczęki coraz mocniej, aż warknięcia przeciwnika przeszły w stłumione skomlenie. Wtedy do moich uszu dotarł charakterystyczny chrzęst i basior znieruchomiał. Puściłem go z odrazą i wróciłem do Riry. Blue i biały już przy niej byli.

Paluku nie dał nam długo odpoczywać. Wiem, że nie mam za co go winić, ale chciałem zregerować siły nadszarpnięte przez długie pozostawanie pod postacią Króla Kruków. Spojrzałem na leżącą jakiś metr ode mnie Blue. Wadera westchnęła tylko i nie podejmowała już kolejnych prób zaśnięcia. Niebieski i żółty błysk oczu z prawej strony powiadomił mnie, że nasz nowy przyjaciel również nie śpi. Marvel (bo tak się nam przedstawił) okazał się wykształconym medykiem. Na polu bitwy sporządził Rirze prowizoryczny opatrunek, a gdy znaleźliśmy część naszej watahy z pomocą Jenny porządnie zajął się raną. Początkowo sam mu nie ufałem, ale okoliczności mnie do tego zmusiły i wszystkim chyba wyszło to na dobre. Spojrzałem na Rirę. Leżała dalej niż my, dlatego też Paluku jej nie obudził. Nikt też nie zamierzał jej budzić. Wkrótce jednak przyszły Ver i Jenna. Nie miały też samych dobrych wieści. Było już na tyle jasno, że nikt nie spał. Zostawiłem więc Blue z Marvelem i usiadłem obok Riry. Wadera siedziała ze smutno zwieszonym łbem. Miała na poranionych oczach bandaż więc zauważyła mnie dopiero wtedy, gdy się odezwałem:
- Hej, wszystko w porządku?

Rira?

Od Vervady ( CD. Stream ) :

Przechadzałam się wzdłuż jednej z rzek.Kamienie pod moimi łapami były śliskie ,więc musiałam uważać ,aby nie upaść i nie wylądować w wodzie.Momentalnie jednak skierowałam się w stronę pobliskiego jeziora.Szłam powoli -nie spieszyło mi się.Do mych uszu doszły pojedyncze trele leśnych ptaków.W końcu las się przerzedził ,a moim oczom ukazały się kępy krzaków.Przeszłam przez nie ,powoli ,schylając się ,aby nie zaczepić grzywką o odstające gałązki.Nagle przed moimi oczami ukazało się jezioro ,a na jego brzegu siedziała Stream.Wadera spoglądała na mnie to z lekką obawą ,to z zaciekawieniem.Podeszłam do brzegu jeziora -małe kamyczki zachrzęściły pod naporem moich łap.Pochyliłam łeb i zaczerpnęłam kilka łyków wody.Kątem oka zauważyłam ,iż wadera przygląda mi się.
W mojej głowie znowu ujrzałam Paluku i Stream -oboje pluskali się w jeziorze dobrze się przy tym bawiąc.Momentalnie poczułam wielką złość -od dawna czułam coś do Paluku ,jednak nie okazywałam tego ,gdyż bałam się ,iż moje uczucie nie zostanie odwzajemnione.Teraz...teraz ,kiedy zobaczyłam ich razem ,coś we mnie pękło.Od kilku dni czułam się bardzo źle ,ale teraz było zdecydowanie gorzej.Westchnęłam cicho i podniosłam głowę.Zamierzałam odejść ,jednak zatrzymał mnie głos Stream.
- Ver ?
Spojrzałam na nią niechętnie lekko unosząc brwi.
- Coś się stało ? -spytałam ze sztuczną troską w głosie.Nie chciałam zdradzać swojego nastroju.
- Nic tylko...no wiesz...jesteś na mnie zła ?
- A niby za co ? -uśmiechnęłam się aktorsko ,równocześnie próbując zatuszować w swoim głosie prawdziwe emocje.
- No bo...
- Nie ważne -machnęłam niedbale łapą i odeszłam.Usłyszałam jeszcze kilka cichych wołań wilczycy ,jednak nie zważałam na nie -szłam na przód nie oglądając się.W końcu przeszłam przez kępę krzaków i skierowałam się w stronę lasu.
Może coś upoluję ? ~pomyślałam.
Nagle zza jednego z drzew wyjrzało słońce.Jego blask oślepił mnie.Przymknęłam oczy.Momentalnie potknęłam się o coś i upadłam.Podczas upadku zderzyłam się z czymś miękkim.Może z drugim wilkiem ?

Ktoś dokończy ?

od Stream(CD. Paluku)

Po ogrzaniu się przy ognisku, poszłam do Mizuki..
-Co cię sprowadza? - Zapytała, gdy tylko weszłam w jej skromne progi.
-Eh.. no, wiesz.. poprostu, Vervada się na mnie gniewa!-
odparsknęłam jej znirzając głowę do dołu..
-Oj, biedna. - Próbowała mnie pocieszać.
-Ona mi nie wybaczy! - Wyżalałam się.
-Napewno wybaczy!
-Nie wybaczy..
-Wybaczy
-Nie wybaczy! - Drażniłam się z nią, aż w końcu, zaczełyśmy skakać,
bawić się i gryźć. Wylądowałyśmy na podłodze.
Śmiałyśmy się, pocieszyła mnie bardzo..
-A właśnie, muszę lecieć, chciałam jeżcze dzisiaj zobaczyć księrzyc.-
Powiedziałam jej, już wychodząc z jej groty.
Poszłam nad jezioro, do którego wskoczyłam za Paluku.
-Haham... nigdy chyba tego nie zapomnę. - zaśmiałam się..
Jakoś tak wyszło, że położyłam się tam, na liściach..
Patrzyłam w spokoju na chmury..
Nagle usłyszałam czyjeś kroki... popatrzyłam na krzaki..

Dokończy ktoś?

sobota, 21 marca 2015

Od Paluku(CD. Stream)

 Wynurzyłem się z wody. Mokra grzywka częściowo zasłaniała mi widoczki. Potrząsnąłem głową strącając niesforne kłaki z czoła. Wydałem z siebie wesoły, ptasi gwizd, spojrzałem w stronę bąbelków. Po chwili z wody wynurzyła się Stream. Szczękała zębami.
- Ups?-roześmiałem się.
Wadera wypluła z pyska ciecz, odrzuciła grzywkę po czym spojrzała na mnie z ewidentnie udanym rozeźleniem. Wyszczerzyłem się. Zbliżyłem do brzegu i ochlapałem wystającą z wody głowę. Ta schowała się pod powierzchnię czego efektem było jeszcze głośniejsze uderzanie zębów o zęby.
- No dobra- powiedziałem kiedy udało mi się już uspokoić-Wyłaź bo całkiem się przeziębisz.
Lekko naburmuszona wilczyca wyszła na suchy ląd i otrzepała się z wody. Jak na złość zawiał zimny wiatr. Zaczęła się trząść. Ja lepszy nie byłem- Afrykańczycy bynajmniej nie przywykli do chłodu.
 Ruszyliśmy obok siebie w stronę naszego ,,obozowiska". Chciałbym żeby teraz napatoczył się Eloy. Mógłby rozpalić ognisko. Było mi głupio, że tak ją załatwiłem.
 Usiedliśmy pod drzewem. Parę metrów dalej siedzieli Asher i Marvel. Pierwszy coś mówił, ale odpowiedzi drugiego nie słyszałem. Najwyraźniej w ogóle jej nie było. Spojrzałem na Stream, cała się trzęsła, ale wyglądała na szczęśliwą. Widocznie poczuła na sobie moje spojrzenie bo odwróciła się ku mnie i uśmiechnęła. Nie mógłbym z czystym sumieniem powiedzieć, czy nawet pomyśleć, że nie jest ładna. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi. Widząc, że nadal niemiłosiernie się telepie zbliżyłem się deczko i przytuliłem ją. Odsunęła się odruchowo. Spojrzała na mnie z tym razem rzeczywistym oskarżeniem. Wybuchnąłem śmiechem.
- Mi też jest zimno- powiedziałem uśmiechając się.
Wadera lekko się skrzywiła. Nie podejmowałem kolejnej próby ogrzania się. Trzęśliśmy się więc razem. Pień był gruby i wilgotny. Jeszcze przed chwilą było słonecznie, ale teraz zaczynało padać. Skrzywiłem się żegnając z nadzieją na wysuszenie przemoczonego futra.
 Ku mojej uciesze chwilę później zjawiła się nasza nieoceniona delta i rzuciła jakieś zaklęcie rozniecając ogień. Wreszcie zrobiło mi się ciepło, choć szczerze powiedziawszy wolałbym się trochu potulić.

Stream? Chyba cię nie zawstydziłem swoją bezpośredniością?


od Stream

Poszłam do lasu się przejść, gdy nagle zobaczyłam jakiegoś wilka,z naszej watachy. To był Paluku, poznałam go dopiero.
Dalej szliśmy do lasu.. pospacerowałam z nim, wyjaśniał mi, co ostatnio się tu wydarzyło.. kanibale..
nie za dobrze.. szczerze, przerażają mnie takie rzeczy.
Spacerowaliśmy tam sobie..
Ostatnio, chyba było głośno w watasze, o tych kanibalach..
Zimno mi się zrobiło w tym lesie...
-Strasznie tu zimno.. - Powiedziałam do Paluku.
-Zaraz będzie ci jeżcze zimniej! Goń mnie! - Krzyknął do mnie biec,
w kierunku jeziora..
Pobiegłam za nim krzycząc
-Zaczekaj!
Wskoczył do wody, a ja, wskoczyłam za nim, cała zmoczona...
Było mi jeszcze zimniej!

Od Azzai

Obudziłam się jak zwykle dość wcześnie.Śniło mi się głównie jak mogłabym ocalić Eloy'a przed Hiro.Co by się stało gdybym zamiast drzeć się to można by było porazić Hiro i może by odpuścił.Jak zwykle byłam głodna,więc poszłam na małe polowanie.Po pół godzinie znalazłam się na polanie.Wywąchałam zająca.200 metrów dalej była prawdopodobne jego nora.Skradałam się bardzo cicho.Słyszałam tylko bicie swojego serca.Podchodziłam coraz bliżej i bliżej i...skoczyłam.Niestety zając był szybszy i zrobił unik.Na szczęście pobiegł w odwrotną stronę gdzie była jego nora.Jednym,mocnym zamachem walnęłam zająca,on stracił równowagę i się przewrócił a ja wbiłam swoje zęby w kark.Nagle z gardła wytrysnęła krew.Zając zdechł.Zawyłam krótko,ponieważ w mojej przeszłej taka była tradycja.W tej tradycji według szamanki dusza upolowanego zwierzęcia ma iść spokojnie do nieba by spotkać tam swoich pobratyńców.Po dziesięciu minutach już nie było zająca.
-Nawet smaczny-powiedziałam sobie pod nosem.
Postanowiłam sobie pójść na krótki spacer.Weszłam w las.Między drzewami pasło się stado jeleni.Zauważyłam,że samce walczą.Przypomniałam sobie walkę Eloy'a z Hiro.Cóż wiosna jest i samce walczą o swoje samice.Znalazłam strumyk.Podbiegłam do niego i umyłam pysk i łapy z krwi oraz się napiłam.Nie ma to jak czysta,źródlana woda.Po napiciu się powróciłam na polanę.Tam usłyszałam jakąś rozmowę.Zdawało mi się,czy przypadkiem nie słyszę Eloy'a.Podeszłam bliżej.Z nim była też wadera.Na początku myślałam,że to Ikana,ale nie ona była inna.Postanowiłam na razie im nie przeszkadzać.
-No dobra może to jest krzew.
-Krzew?!
-No bo to takie połączenie kwiatu i drzewa.
-Głupi jesteś.
-No co.
Po tej rozmowie usłyszałam śmiech.Miałam tego dosyć.Na początku była Yuuki,która sobie juz go odpuściła a raczej Eloy odpuścił,ale teraz ten ktoś?Poczułam gniew i zazdrość,niestety.
-Hej,co tu robicie-przyszłam do nich pewnym krokiem.
-O,Azz-po czym Eloy podrapał się po głowie.-Poznaj Silvane.
-Hej Silvana,co ty tutaj robisz koło niego?
-Yy no jestem w waszej watasze...
- SŁUCHAM!!!!-przerwałam waderze
-No tak nie wiesz o tym?
-ELOY
-No co ja!
-Och nie ważne.
-Azzai!
-Pa!
Znów się zdenerwowałam,ale nie zamierzałam wytworzyć burzy.W ogóle miałam dość wszystkiego.Poszłam do lasu,pogoniłam jelenie i siadłam nad rzeczką.Zaczęłam płakać.Nagle za mną usłyszałam kroki.

 
Ktoś dokończy???
 

Od Silvany (CD. Eloy'a)

Ucieszyłam się bardzo.Jenna i Vervada pozwoliły mi na razie zostać w ich grupie.Po rozmowie z nimi wróciłam do Eloy 'a.
-Powiedziały ,że na razie mogę z wami zostać.
- Fajnie -stwierdził wilk.
-Pójdziesz ze mną na polowanie ?-spytałam po chwili.
- Jasne -odparł.
Po pół godzinie siedzieliśmy już nad naszą ofiarą zjadając ją.Rozweseliło mnie to ,że w końcu trafiłam do wilków ,które mnie nie odtrącą.Najbardziej jednak cieszyła mnie obecność Eloy'a -w krótkim czasie stał się dla mnie dobrym przyjacielem ,pierwszym jakiegokolwiek miałam.Po posiłku poszliśmy na jedną z polan.Położyliśmy się obok siebie ,na miękkiej trawie i oboje spoglądaliśmy w niebo.W końcu powiedziałam :
- Kiedy byłam mała razem z rówieśnikami bawiliśmy się w taką jedną grę.
- Co to za gra ?
- Spoglądaliśmy w niebo i rozpoznawaliśmy kształty chmur.
- Gramy ? -te pytanie mnie zaskoczyło ,jednak odparłam :
- Super !

- Tamta chmura przypomina mi jelenia -powiedziałam spoglądając w niebo.
- Nie ,to moim zdaniem jest wilk.
- Twoim zdaniem wilk ma poroże i strasznie krótki ogon ?
- Te poroże to są bardziej uszy...
- Takie duże ?
- Nie są ,aż takie duże -naburmuszył się wilk.
Szturchnęłam go lekko.
- A ten krótki ogon ?-spytałam.
- Może dalszą część ogona stracił podczas walki ?
- Aha...taki waleczny wilk z kikutem ogona i wielkimi uszami niby poroże...
Eloy wybuchnął śmiechem.Wkrótce i ja zaczęłam się śmiać.
- No dobra...a co myślisz o tamtej chmurze ?
- Moim zdaniem -zaczął basior -to...hmm....wygląda jak drzewo.
- No co ty !-parsknęłam -Przecież dobrze widać ,że to kwiatek.
- Jaki kwiatek ? To drzewo...Spójrz jaki ma gruby pień i rozłożyste gałęzie.
- Nie zgadzam się.Przecież z boku wyrasta mu nawet liść !
- To nie jest żaden liść tylko młode drzewko ,które wyrasta obok.
Przewróciłam oczami.
- No dobra.Niech ci będzie...

Eloy ?

Od Eloy'a (CD.Silvany i Hiro)

- Mamy dwie wiadomości -dobrą i złą...
- Dobra jest taka -powiedziała Ver - ,że wiemy już gdzie jest reszta watahy.
- A ta zła ?-spytała Blue.
- Nie możemy dostać się do nich -zaczęła wyjasniać Jenna - Jak sami widzicie przed nami rozpościerają się góry i przełęcze...oni poszli jedną z nich.Zima nadchodzi...więc nie będzie my mogli tamtędy przejść.To będzie niewykonalne.
- A więc...będziemy musieli przeczekać tutaj całą zimę ? -niemal krzyknąłem z oburzenia.
- Tak -usłyszałem -Albo pójdziemy .ale wtedy będziemy musieli poruszać się powoli ,ostrożnie i robić dłuższe postoje.
- Jeśli mamy już iść i się pospieszyć -zaczął Hiro -to powinniśmy wyruszyć już teraz ,albo jutro.Do zimy pozostał jeszcze tydzień lub dwa ,aż na dobre spadną śniegi...
- Jeszcze pomyślimy -powiedziała Gamma spoglądając na Vervadę.
,, Wzruszyłem ramionami ''.Mi tam obojętnie czy ruszymy teraz czy później.Chciałem tylko odpocząć.Kości bolały mnie niemiłosiernie ,byłem strasznie zmęczony.
Kiedy już wszyscy rozchodziliśmy się w swoje strony Jenna poleciła mi i Hiro zostać.Na polanie byliśmy już tylko we trójke.
- Nie będzę dociekała o co poszło -zaczęła -ale muszę was opatrzyć.A więc po kolei...hmm...Hiro -pójdziesz teraz ze mną.I poszli.Ja czekałem około godzinę ,aż w końcu wadera zawołała mnie.Opatrszyła moje rany ,nakazała nie nadwyrężać ciała i dużo odpoczywać ,bo skoro czeka nas trudna wędrówka to musze być przecież w pełni sił.Potem odszedłem i zapadłem w sen.

Obudziłem się następnego ranka.Było dość późno.Dowiedziałem się ,że wyruszamy dopiero za 3 dni ,a nasza trasa będzie polegała na ominięciu gór ,co oznacvza ,że będziemy szli bezpieczniejszą trasą ,jednak będzie ona dłuższa.
Spacerowałwem sobie powoli.W końcu przyśpieszyłem ,a później biegłem szaleńczo.Nagle wypadłaem z krzaków i o mało nie zderzyłem się z jakąś waderą.
- Ah !-usłyszałem.
Przystanąłem ,zatrzymując się natychmiastowo.Przede mną stała jakaś biała wadera.Nawet łądna wadera.
- Cześć ? -powiedziała trochę jakby oniesmielona.
- Yyyy...cześć-odparłem.
- Jestem Silvana -powiedziała z entuzjazmem.
- Eloy.
- To ja już może pójdę -powiedziała po chwili wadera.
Zatrzymałem ją.Coć mi tu nie pasowało...
- Dlaczego uciekasz tak szybko ?
- Hmm....nie jestem odpowiednim towarzystwem...
- A to niby dlaczego ?
- No....jak ci powiem to i tak mnie zostawisz ,więc...
Zmarszczyłem brwi ,lecz po chwili uśmiechnąłem się.Byłem już pewny przyczyny zachowania wilczycy.Ona pewnie tez była przeklęta.
- Przeklęta ? -spytałem.
- Skąd wiesz ?! -prawie krzyknęła.
- Ja też -odparłem krótko i pociągnąłem mnie za łapę.
- Dokąd idziemy ?
- Do watahy.
Zaprowadziłem Silvanę do Jenny i Ver -w końcu to one teraz tutaj rządziły.
- To jest Silvana -przedstawiłem im waderę -I tak jak my jest przeklęta.
Wadery poleciły mi zostawić ich same z Sil.Posłusznie odszedłem.Niedługo potem wilczyca wróciła do mnie wesoła.
-Powiedziały ,że na razie mogę z wami zostać.
- Fajnie -stwierdziłem.

Sil ?

Nowa wadera Mizuka


Imię : Mizuka
Płeć: wadera
Wiek: 4 lata
Partner: singiel (szuka kogoś ostrego nie maminsynka)
Rodzina: siostra Dakota
Stanowisko: łowca
Charakter: miła, zabawna, ma swoje kapryski
Historia: Kiedy byłam mała trwała wojna, moi rodzice zgineli tragicznie. Błąkałam się po lesie tu i tam. Spotkałam dorosłego wilka, nałożył mi niebieski medalion. Zostałam samotnym wilkiem. Jednaj wokół mnie zaczęło dziać się coś dziwnego, czułam że ktoś mnie obserwuje. Pewnej nocy obudziłam się. Stał obok mnie czarny wilk c czerwonymi oczami. Usiłował mnie zabić. Walka trwała bardzo długo aż wkońcu wbił mi pazury w gardło... obudziłam się i usłyszałam 'Już niedługo'
Klątwa: Medalion który noszę jest klątwą. Nie mogę go zdjąć
Zasady klątwy:  Przez medalion który noszę prześladuje mnie wilczy duch. Każdej nocy usiłuje mnie zabić.
Nick na howrse: kola54

piątek, 20 marca 2015

Od Blue (C.D. Riry): „Niebieska”. Czy tak mam na imię…?

Ktoś przewrócił mnie na ziemię. Podnoszę się jak najszybciej i atakuję przeciwnika. Nigdy tego nie robiłam, nigdy przedtem nie chciałam zabijać ani ranić (chociaż nie brakowało powodów, ani okazji do jednego i drugiego). Ale zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda?
Tak właśnie sobie to tłumaczę, kiedy wgryzam się w szyję wilka.
Nie jest to przyjemne uczucie. Ani trochę. Mam wrażenie, że nie chcę tego robić już nigdy więcej, ale też wiem, że będę musiała. Jednak nie to było w tym najgorsze. Nie przeszkadzało mi tak bardzo to, że pozbawiłam kogoś życia. Nie…
Wnerwiające było to, że pozbawienie kogoś życia, nie zrobiło na mnie tak ogromnego wrażenia.
Słyszę swoje imię. Ktoś woła mnie z oddali. Rozpoznaję głos Riry, ale nie mogę znaleźć jej w tłumie. Jestem na siebie zła. Ha! Co tam zła! Jestem poważnie wkurzona! Zabrałam ją ze sobą w tak niebezpieczne miejsce, a teraz nie mogę jej znaleźć.
Odwracam się w stronę, z której jeszcze przed chwilą dobiegał głos wadery.
-Asher…! Blue…!- słyszę po chwili. Głos należy do Riry, ale dobiega z zupełnie innej strony. Cho**ra! I co teraz?
Przez chwilę mam wrażenie, że to tylko moja wyobraźnia płata mi figle. Że ten głos, tak naprawdę rozbrzmiewa tylko i wyłącznie w mojej głowie.
-Blue…! Asher…!- i znów to wołanie. Ale jest ono tak niewyraźne, że nie potrafię go zlokalizować. Wiem, że powinnam zająć się teraz walką, dlatego staram się myśleć tylko o tym, aby nie dać się zabić. Za nic w świecie.
Czuję czyjeś kły na mojej łopatce. Warknęłam. Jakiś wilk przewraca mnie na ziemię. Wygląda jak jakiś obłąkany psychopata. Przerażające.
-Cho**rny gnojek.- warczę i rzucam się na przeciwnika. Czuję na policzku krew. Dużo krwi. Jednak, na moje szczęście, nie jest moja. A przynajmniej taką mam nadzieję.
Macie czasem takie uczucie, że jesteście skupieni na jednej rzeczy i zapominacie o całym świecie? Ponoć tak mają zakochani, ale to nie jest dobry przykład.
Albo, macie w głowie tysiące myśli, a zarazem nie myślicie o niczym? Nie potraficie sobie przypomnieć nawet własnego imienia?
Tak się właśnie czuję. Zapewne również zapomniałabym jak się nazywam. Gdyby nie te wołania.
-Blue…! Asher…!- tak- myślę- tak właśnie mam na imię. Jedno z tych imion jest moje. Asher to imię męskie, dlatego mogę je od razu skreślić. A więc „blue”. To znaczy niebieski. Albo niebieska. Tak, dokładnie- ono do mnie pasuje. „Blue”- tak właśnie na mnie wołają. Tak samo woła mnie ta wilczyca…. Rira. A teraz ja muszę zawołać ją, aby ona wiedziała, że słyszę. Że odpowiadam. Że nic mi nie jest. Chcę też wiedzieć czy ona jest cała i zdrowa. Chociaż określenie „zdrowa” nie jest właściwe. Nie kiedy w ogół leje się krew.
-Rira!- krzyczę. Po chwili słyszę odpowiedź. Ktoś woła „niebieska”. Ktoś woła „blue”. Ale ten głos nie należy do wadery. Słyszę wołanie basiora. W jednej chwili rozpoznaję głos. Rozmawiałam kiedyś z tym wilkiem. Podczas nocnej warty. Nie pamiętam tylko kiedy to było… ale to nie jest ważne. Nie teraz.
Biegnę w stronę głosu Asher’ a.
Odwracam się i staram się znaleźć czarnego wilka. Mam jednak jeden, dość poważny problem: większość kanibali ma ciemną sierść. Znalezienie jednego wilka nie będzie łatwe. Mam cichą nadzieję, że Asher jest w postaci Króla Kruków. Wtedy łatwiej będzie mi go zlokalizować. Nawet jeśli odbiegam od zmysłów i tracę kontakt z rzeczywistością. Jednak Kruczego Króla nie da się tak po prostu „nie zauważyć”.
-Asher, gdzie jesteś….- myślę. Nie wiem tylko, czy mówiłam do siebie, czy wypowiedziałam te słowa na głos. A może tak naprawdę krzyknęłam?
~Odwróć się.- słyszę głos w głowie. Cholercia- myślę- teraz to naprawdę tracę zmysły. Niech to wszystko szlag trafi.
Kręcę głową, z nadzieją, że dzięki temu wszystko wróci do normy. Wiem, że wyglądam dziwnie.
~Jest w porządku. Nie wariujesz.- słyszę odpowiedź. Teraz jestem już prawie pewna, że coś się we mnie zwaliło. Słyszeć głos w głowie raz: nie jest tak źle. Ale słyszeć go raz kolejny: to już paranoja. Jeśli usłyszę go po raz trzeci, to nie wiem co sobie zrobię…
Ale, poniekąd na moje szczęście, nie usłyszałam później głosu. Chociaż teraz trochę żałuję, bo był naprawdę ładny. Ale cóż… mówi się trudno, prawda?
Po chwili znów słyszę wołanie. Na szczęście nie w mojej głowie. Teraz wiem, że ktoś krzyczy moje imię. Ktoś krzyczy „niebieska”. To jest głos Asher’ a.
-Blue! Uważaj!- słyszę. Robię unik zanim kanibal odgryzie mi ucho, albo kawałek szyi. Chcę się odwrócić, aby zaatakować przeciwnika, ale ktoś mnie wyręcza. Jakiś biały wilk. Co prawda nie zaatakował fizycznie kanibala, ale sprawił, że tamten padł trupem. A przynajmniej mam takie wrażenie, że to jego sprawka.
-Dobrze, że nic Ci nie jest.- mówię Asher’ owi. Brzmi to trochę śmiesznie, skoro to j a mogłam przed chwilą s t r a c i ć ż y c i e .
-I wzajemnie.
-A to… kto?- kiwam na białego basiora, który zabił jednego z kanibali. W odpowiedzi Asher „wzrusza ramionami” i wywraca oczami.
-Nie ma pojęcia. Nie należy do watahy, jeśli chciałabyś wiedzieć.
-Ej! Dołączyłam n i e d a w n o , ale potrafię r o z p o z n a ć naszą watahę. Litości!- parskam.
~Jego byś nie znalazła, gdyby nie moja pomoc.- słyszę głos w głowie. Odwracam się w stronę nowego, białego wilka. Dopiero teraz dostrzegam, że ma oczy w dwóch kolorach: żółty i niebieski.
-Cho**ra! Hej ty to… przez cały czas to T Y gadałeś w m o j e j g ł o w i e!?- w odpowiedzi basior przewraca różnokolorowymi oczami.
-Blue… ja też tego nie rozumiem, ale to nie jest ani miejsce, ani czas na taka rozmowę.- w jednej chwili uświadamiam sobie gdzie się znajduję. Rira! Przecież miałam jej szukać.
-Asher! Słuchaj, mniejsza z tym na razie.- rzucam białemu wilkowi przepraszające spojrzenie, aby nie zrozumiał mnie źle. Ale zaraz znów patrzę na Asher’ a. -Gdzie jest Rira! Nigdzie nie mogę jej znaleźć. Wołała mnie… i ciebie też. Słyszałeś? Wiesz co się z nią stało?!

Asher? Przepraszam, że tak długo nie pisałam dokończenia, ale czekałam na powrót mojej weny…

czwartek, 19 marca 2015

Nowa wadera Stream


Imię: Stream
Płeć: Wadera
Wiek: 4 lata
Partner: Singiel (jeżcze nie ma partnera, ale szuka kogoś z pazurem)
Rodzina: (niema)
Stanowisko: Nocny strażnik
Charakter: Bardzo lubi poznawać towarzystwo,kocha polować..ale zazwyczaj chce być sama.
Historia: Jej rodzice zgineli w wypadku.. na ich terenie wybuchł pożar, podczas tego ona uciekła do lasu, przygarnął ją Sydo.. jest dla niej jak starszy brat. Z czasem zaczęła się czuć dziwnie, Sydo, powiedział, że to klątwa..odzieciczyłam ją po pradziadku..
Klątwa: (w nocy) zmienianie się w czarną (stream nienawidzi tego koloru) bóle głowy,zawroty,kręcenie się w głowie..
Zasady klątwy: To się dzieje tylko w nocy, na służbie.. zawsze jej sierść zmienia kolor,
na czarny..i dziwnie się czuje.
Nick na howrse: Aikoone

środa, 18 marca 2015

Od Hiro ( CD. Eloy 'a i Paluku ) :

Spojrzałem na Eloy 'a i Azzai zwartych w uścisku.Basior uśmiechnął się do mnie znacząco.
- Przegiąłeś -warknąłem cicho.
Podbiegłem do nich i bez namysłu rozdzieliłem.Wadera spojrzała na mnie w niemym zaskoczeniu.Nie czekając na specjalne zaproszenie rzuciłem się na wilka.Przeturlaliśmy się kilka metrów po czym ugryzłem go w łapę.
- Co ty wyprawiasz ?! -wrzasnęła Azz.
Spojrzałem na nią kątem oka.To jednak wystarczyło. Eloy zepchnął mnie z siebie i szybkim ruchem ugryzł w nieosłonięte ucho.Ciemna posoka zaplamiła trawę.
- Eloy.....Hiro....Dosyć ! Przestańcie ! -krzyczała Azzai.
Żaden z nas jednak jej nie słuchał.
- Zazdrosny ?-spytał złośliwie Eloy przygwożdżając mnie do ziemi.
Uśmiechnąłem się słabo i powiedziałem :
- Nie aż tak bardzo jak ty -i splunąłem mu prosto pysk.
Wilk instynktownie zamknął oczy.Uścisk zelżał.Zepchnąłem go z siebie i jednym szybkim ruchem przejechałem mu łapą po pysku.
- Hiro ! Opanuj się !-usłyszałem za sobą krzyk wadery.
Bojowy szał zawładną moim umysłem i ciałem.Nie byłem w stanie myśleć logicznie.Chciałem po prostu pozbyć się problemu ,który stanął pomiędzy mną ,a Azzai.Tym problemem był Eloy.
Zamachnąłem się tylną łapą i kopnąłem nią basiora prosto między żebra. Eloy jękną przenikliwie.
- Hiro ! Ty głupku...ty sadysto !Zostaw go ! -krzyknęła Azz i podbiegła do mnie.Rzuciła się na mnie ,jednak odtrąciłem ją lekko.Podszedłem do leżącego na ziemi basiora.
- Trzymaj się od niej z daleka -warknąłem -I nie waż się jej tknąć.
Odwróciłem się ,lecz to był mój błąd .Kiedy już miałem podejść do Azzai ,coś rzuciło się na moje barki i przygwoździło mnie do ziemi.
- To TY zostaw ją w spokoju -syknął mi do ucha basior.
Kłapnąłem szczęką lekko muskając policzek wilka.Po chwili poczułem w głowie pulsujący ból i zauważyłem pojedyncze strużki krwi spływające po moim pysku ,wprost na ziemię.
- I co ? Warto było zaczynać ?-spytał Eloy.
- A warto.Między innymi dlatego ,aby zobaczyć twoje rozpłatane gardło.
Całą siłą zepchnąłem z siebie wilka. Eloy poleciał do tyłu.
- Przestańcie ! Życie wam nie miłe ?!
Nie słuchałem już wrzasków Azzai ,ani pojękiwań Eloy 'a.Słyszałem bicie swojego serca ,pulsujące w żyłach tętno...I wielką chęć przelania krwi.Cudzej krwi.
Ponownie rzuciłem się na wilka.Próbowałem dosięgnąć kłami jego gardła ,jednak ten skutecznie się osłaniał.W końcu oboje zwarliśmy się w morderczym uścisku tarzając się we własnej krwi i kurzu.Błoto lepiło się do naszych ran.
Nagle obok Azzai stanął Paluku.
-Obaj siebie warci co? -usłyszałem głos basiora.
- Zróbże coś ! -wydarła się wilczyca spoglądając z wyrzutem na wilka.
- Chłopaki...-usłyszałem -Rozstrzygnijcie to proszę rano.Może łatwiej zasnę ze świadomością, że...
- Zamknij się ! -krzyknąłem wraz z Eloy 'em.
Nie słuchałem już dalszych wywodów Paluku ,ani narzekań i wrzasków Azz.Skupiłem się na przeciwniku.
Nagle zza drzew wyszła Jenna i Vervada.Miały zasępione miny.Na nasz widok obie zmarszczyły brwi.
- Co tu się wyprawia ?-niemal krzyknęła Delta.
- Uspokójcie się natychmiast i wezwijcie resztę -powiedziała szybko Gamma.
Nie było jednak potrzeby wzywania reszty kompanii.Wilki już stały przy nas.Czekaliśmy w napięciu na wiadomość wader.
- Mamy dwie wiadomoći -dobrą i złą...
- Dobra jest taka -powiedziała Ver - ,że wiemy już gdzie jest reszta watahy.
- A ta zła ?-spytała Blue.


Ktoś ma jakiś ciekawy pomysł ?

Od Paluku

 Było już późno, prawie świtało. Zmęczenie dotkliwie dawało o sobie znać. Czułem się już o wiele lepiej więc to nie ból był tu problemem. Znacie to uczucie gdy jesteście już tak bardzo zmęczeni, że aż nie? Jeśli tak to wiecie jak się czuję. Z jednej strony leżę, przewracam się z boku na bok, ale zasnąć nijak nie mogę.
Dziś wydarzyło się tak wiele, że nie jestem w stanie tego wszystkiego poukładać chronologicznie. Nie wiedziałem co było kiedy. Nie wykluczone, że trucizna nadal nieco maci mi w głowie.
W końcu doszedłem do wniosku, że skoro i tak nie zasnę to nie zaszkodzi trochę rozruszać zesztywniałych kończyn. Dźwignąłem się z ziemi. Nie obyło się bez paru uwag ze strony deptanych przeze mnie wilków. Co i rusz nadeptywałem komuś na ucho, ogon lub łapę. Kiedy moja łapa postała gdzieś na brzuchu Ashera poślizgnąłem się i wleciałem w, sądząc po głosie, Blue. Przeprosiłem ją szeptem po czym stąpając już znacznie ostrożniej rozpocząłem dalszą wędrówkę. Na szczęście minąłem już wszystkich.
Światło księżyca padło na śpiące na ziemi wilki. Doliczyłem się tylko trzech. Czyli, najwyraźniej, kręciłem się w kółko i deptałem wyłącznie Blue, Asher'a i basiora, którego Asher przedstawił mi wcześniej jako Marvel. Widocznie trucizna zakłóciła mi też zmysł orientacji.
Kiedy już miałem zniknąć w zaroślach moją uwagę przykuły odgłosy kłótni. Wiedziony ciekawością z trudem ominąłem śpiących i ruszyłem w tamtą stronę. Odgarnąłem łapą zasłaniająca mi widok gałązkę.
Gdyby nie nadal mącząca mi w zmysłach trutka najpewniej usłyszałbym słowa wypowiadane co i rusz przez Hiro, Eloy'a i ,nieco rzadziej, Azzai. Na szczęście nie urodziłem się wilkiem wścibskim. Nie podszedłem więc nawet o krok. Nie jestem z tych wściubiających nos w nieswoje sprawy. Po chwili jednak i tak głośne okrzyki i warknięcia wzmogły się i zobaczyłem iż stać, stoi już tylko Azzai. Eloy i nasz nowy przyjaciel znajdowali się obecnie na glebie. Założyłem, jak sądzę słusznie, że poszło o tę oto waderę. Nie wiedziałem czy należałoby teraz interweniować, czy nie. Z jednej strony to nie mój interes, a z drugiej...jak się Ver dowie, że nic nie zrobiłem to znowu będę musiał zasuwać po stokrotki.
Westchnąłem. Ani trochę nie podobała mi się perspektywa ładowania się w to emocjonalne bagno. Zacisnąłem zęby i ruszyłem w ich kierunku. Hiro był na górze, przygważdżał i obrzucał Eloy'a niewybrednymi epitetami. W ten czas  Azzai nie próżnowała. Darła się jeszcze głośniej od przekrzykujących się basiorów. Kiedy stanąłem obok nie zostałem zaszczycony nawet spojrzeniem ze strony wojowników.
-Obaj siebie warci co?- uniosłem brew zerkając na waderę.
W mym głosie nie było ani krztyny wesołości. Nadal waliło mi w czaszce. Azzai wcale się nie śmiała. Zgromiła mnie wzrokiem i wydarła też na mnie.
-Zróbże coś!
Westchnąłem ponownie i wydobyłem z siebie słowa ciche, przesiąknięte doskwierającym mi zmęczeniem.
-Chłopaki-zacząłem, na chwilę przestali się szarpać-Rozstrzygnijcie to proszę rano-przyłożyłem prawą łapę do czoła czując pulsujący ból- Może łatwiej zasnę ze świadomością, że...
-Zamknij się!-obaj powiedzieli to jednocześnie.
Przez chwilę mierzyłem ich niewzruszonym spojrzeniem usiłując zrozumieć jak to jest, że wrogowie potrafią się na chwilę zgrać by dopiec dyplomacie. Przekrzywiłem głowę po czym potrząsnąłem nia energicznie. Przewróciłem oczami.
-Hormony.
Nie czekając na uwagi wycofałem się. Gdyby naglę zgrali się też w czynach nie zdołałbym si obronić, raz że przed dwoma, a dwa, że ja , w obecnym stanie, liczę się najwyżej jako pół.
 Liczyłem, że teraz uda mi się zasnąć i byłem na dobrej drodze ku temu, ale właśnie wtedy wstało słońce rozdmuchując ciepłym powiewem wiatru moje marzenie o spokojnym, długim śnie.
Po chwili usłyszałem kroki. W moją stronę zmierzały Jenna i Vervada. Odgłos łap stykających się z ziemią natychmiast obudził Blue, Marvela i Asher'a. Gamma i delta nie wyglądały zbyt dobrze. Po pyskach można było stwierdzić, że a)one też nie zmrużyły oka tej nocy,b)znalazły coś czego wolałyby nie znaleźć,c)były rozdrażnione bo nie znalazły nic.

 
Któż dokończy to opko?

Od Silvany :

Dzień rozpoczął się tak jak zawsze.Obudziło mnie głupie słońce ,które waliło promieniami prosto w pysk.Skrzywiłam się czując na powiekach lekkie pieczenie.
Wstałam ,rozciągnęłam się szeroko przy tym ziewając i poszłam coś zjeść.Oczywiście w pobliżu nie było zbyt dużo zwierzyny ,a że i tak wędrowałam ,to pogoń w nieznaną mi stronę za małym zajączkiem nie zrobił mi żadnej różnicy.No może oprócz tego ,że niedługo potem zjadłam tego zajączka.
Nuciłam sobie pewną zmyśloną przez siebie melodię kiwając się na boki.Chwilę później usłyszałam jakieś głosy ,rozmowy.Do moich uszu docierały pojedyncze słowa.Wywnioskowałam ,że tak liczna grupa wilków pewnie jest watahą.Od razy skrzywiłam się.Nie mogłam dołączyć do żadnej watahy-klątwa mi na to nie pozwalała.Wzruszyłam ,,ramionami '' i odwróciłam się ruszając w przeciwną stronę.Nagle jednak jakiś wilk przeleciał mi przed nosem.
- Ah !-krzyknęłam przestraszona.
Wilk stanął nagle i spojrzał na mnie.
- Cześć ? -powiedziałam niepewnie.
- Yyyy...cześć-odparł wilk.
- Jestem Silvana -przedstawiłam się entuzjastycznie.
- Eloy -basior uśmiechnął się.
Mimowolnie westchnęłam.Te białe ząbki przypominały mi mleczno-białe chmury.
Otrząsnęłam się.
- To ja już może pójdę -powiedziałam.
Wilk zatrzymał mnie.Spojrzałam na niego pytająco.
- Dlaczego uciekasz tak szybko ?
- Hmm....nie jestem odpowiednim towarzystwem...
- A to niby dlaczego ?
- No....jak ci powiem to i tak mnie zostawisz ,więc...
Eloy zmarszczył ,,brwi '' ,a chwilę później uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Przeklęta ? -spytał
- Skąd wiesz ?! -prawie krzyknęłam.
Wilk jedynie pokręcił głową.
- Ja też -odparł krótko i pociągnął mnie za łapę.
- Dokąd idziemy ?
- Do watahy.

Ktoś dokończy ?

Nagłówek

Chciałabym podziękować Asher'owi/ Marvelowi (NyanCat^._.^~)za ten nagłówek co go tam na górze widzicie ;)
 Bardzo mi się on podoba. Martwi mnie tylko to, że teraz tło wygląda przy nim marnie :/ No nic, może poszukam innego tła. Ponadto  kiedy przeczytałam ,,Sam nic nie zdziałasz"(tak jak na banerze) przez chwilę zastanawiałam się czy to dobrze brzmi(samokrytyka).
 Podsumowując- Autorku, masz u mnie dużego plusa.
Ikana 

wtorek, 17 marca 2015

Nowa wadera - Silvana



Imię: Silvana ( w skrócie Sil lub Vana )
Płeć: wadera
Wiek: 5 lat
Partner: brak, jednak podoba jej się... Eloy, ale nie wie czy on odwzajemni jej uczucia
Rodzina: brak
Stanowisko: Medyk
Wykształcenie : medyczne
Charakter: Silvana jest spontaniczną i wesołą waderą. Pomimo, iż wiele wilków odtrąciło ją od siebie, to i tak Sil pozostała tą samą osobą co kiedyś. Jest miła i uczciwa, zazwyczaj mówi prawdę, ale zdarza jej się czasem kogoś okłamać - jest świetną aktorką. Zawsze dąży do zamierzonego celu, a gdy już coś sobie postanowi to wykona to. Na pozór wydaje się głupia, jednak tak nie jest. Sil to inteligentna wilczyca, chociaż czasami może wydać się komuś przerośniętym szczeniakiem.
Historia: Urodziłam się jako jedyna córka, wśród samych basiorów pary beta w jednej z watah.Wszystko było w porządku do czasu, kiedy skończyłam 2 lata.Wtedy rodzice zamierzali wydać mnie za mąż za syna pary Alf. Możecie sobie pomyśleć ,,O, ale fajnie, zostaniesz Alfą" jednak mnie to nie cieszyło. Mój przyszły mąż był brzydki, głupi, okrutny, a do tego wszystkiego miał krzywą gębę z której raz po raz ciekła gęsta ślina.Wyboru nie miałam, ślub się zbliżał. Aż w końcu powiedziałam wszystkim co naprawdę myślę o nim. No cóż...zostałam wygnana w watahy. Tułałam się po świecie, aż w końcu los się do mnie uśmiechnął ( a przynajmniej tak myślałam ). Na swojej drodze spotkałam młodego i inteligentnego basiora. Zakochałam się. Wszystko było super dopóki pewnego dnia basior nie zmienił postaci i na nowo ujrzałam swego dawnego ,,przyszłego'' narzeczonego. W tamtej chwili serce mi pękło. Basior zemścił się na mnie przeklinając mnie, gdyż okazało się iż przeze mnie rodzice się go wyrzekli i również wygnali. Resztę życia spędziłam na dalszej tułaczce.
Klątwa: Przemiana
Zasady klątwy: Podczas nagłych zmian nastroju lub kiedy się wścieknie Silvana natychmiast przemienia się w potwora o długich postrzępionych skrzydłach, długich i ostrych kłach, jej źrenice przybierają czerwony kolor, ogon wydłuża się. Wtedy również trudno jej się opanować.
Nick na howrse: Lara15