Z cichym szelestem piór Jason przeleciał tuż nad moją głową.Właśnie wraca z kolejnego patrolu i chyba jest zmęczony.Ląduje parę metrów przed nami i zatacza się krzaki po prawej stronie polany.Po chwili wychodzi z stamtąd dysząc.
-Nic-charczy i kaszle jakby miał się zaraz udławić własnymi płucami
-Co znaczy ,,nic''?-pyta Ikana kręcąc z niedowierzaniem głową-chcesz powiedzieć że tak po prostu zgubiliśmy półtuzina wilków?!
-Nie ,tak,nie wiem- odpowiada Jason i zanosi się suchym kaszlem-nigdzie ich nie widzę!
-A Moonlight?-pytam niezbyt przytomnie
-Wraca-Jason bierze głęboki oddech
-Nie ma tragedii-stwierdza twardo Ikana ruszając z miejsca-postój skończony
-Dobra panienki- mówię widząc udręczaną minę Yuki- idziemy!
Poderwałem się na nogi i potruchtałem za alfą nie zwracając uwagi na pełne wyrzutu jęki reszty grupy.Znów w drogę.Z suchej ubitej trawy przy każdym kroku wznosiły się obłoki szarego pyłu.
Od trzech dni nic nie jemy.Nie mamy czasu na jedzenie a na strumienie trafiamy rzadko.Ikana narzuca mordercze tępo.Mnie to nie przeszkadza ale reszta ledwo trzyma się na nogach.
~Nie zastanawiasz się jak długo jeszcze wytrzymają?-odzywa się w mojej głowie Głos tonem uchodzącym za zmartwiony
-Właśnie się zastanawiam...-mruczę cicho
~I zamierzasz coś z tym zrobić?Czy może będziesz tak stał!?~głos wydaję się zirytowany- tak, to bardzo w twoim stylu!
-Właśnie coś z tym robię- odpowiadam cicho skręcając w kierunku Ikany
Wadera patrzy w przód z zaciętą miną.Nawet nie zawraca na mnie uwagi po prostu maszeruje przed siebie.
~Tak jakby miała się nigdy nie zatrzymać-mruczy głos na granicy moje świadomości
Potrząsam głowa i chrząkam próbując delikatnie zwrócić na siebie uwagę.Alfa w dalszym mnie ignoruje.
-Nie sądzisz ,że trochę przesadzasz?-pytam zastępując jej drogę
-Nie-wilczyca omija mnie i idzie dalej
-A jeśli nie wytrzymają?-zatrzymuje się
-Dadzą radę- Ikana zatrzymuje się ,jej ogon nerwowo kołyszę się na boki- muszą
Przyśpiesza kroku i zostawia mnie w tyle.Nie gonie jej, myślę ze właśnie teraz powinna zostać sama.
Cztery godziny ,tyle zajmuje nam dotarcie do niewielkiego potoku u stup wzgórza.Jason zanurzył w wodzie głowę i łapy a teraz trzęsie się z zimna.
-No i po co to robiłeś-wyrzuca mu Yuki
-Ni. nie ..nie wiem..-basiorowi drży szczęka-myślałem że jeszcze zrobi się ciepło
Ikana siedzi na samym szczycie zarośniętego jeżynami i trawą pagórka.Przygryza wargę patrząc w kierunku z którego powinna wrócić Moonlight.Powinna, ale nie wraca.
~Wygląda bardzo ładnie kiedy się martwi-pomrukuje w mojej głowie głos
Mimo woli znów spoglądam na Ikane.Wiatr mierzwi i szarpie jej futro.Schudła.Jest jakby mniejsza niż przed spotkaniem z kanibalami.
-Może zejdziesz sie napić?-pytam tym samym pozbawionym emocji głosem co zwykle
-Nieee-charczy Ikana-nigdzie się nie ruszam
Podchodzę bliżej.
-Chodź-staram sie by mój głos zabrzmiał stanowczo-musisz coś zjeść i się napić
Ikana prycha i odwraca głowę.
-Mam cie tam zanieść?-marszczę brwi.
-A tobie co znowu odbiło!?-warczy alfa-Nie musisz się mną opiekować!Poradzę sobie!
-Nic mi nie odbiło- nawiązuje kontak wzrokowy z wilczycą-to sens mojego życia
Właśnie w tej chwili to sobie uświadomiłem.Już nie jestem niepotrzebny, w każdym razie mniej bezużyteczny niż wcześniej.
-Jesteś strasznie głupi-I kana wstaje i schodzi w kierunku strumienia
Słyszę jak idąc złorzeczy mi pod nosem słowa szarpane przez wiatr są niewyraźne i niezrozumiałe jednak do moich uszu docierają dwa ostatnie słowa wilczycy ,,głupi kretyn''.
Uśmiecham się pod nosem.
Ika?chcesz coś dodać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz