środa, 31 grudnia 2014

Od Azzai : Piroman ?

- O ,to może opowiedz trochę o swojej klątwie ?
- Ok ,to może zacznę od tego jak ją dostałem. W skrócie : mój ojciec ukradł klejnot oraz nie pomógł wilkowi i niestety on i mój ojciec spalili się.Na moje nieszczeście zgubił klejnot i muszę go znaleźć ,bo w ten sposób się jej nie pozbędę.Dzięki mojej klątwie mogę wywołać samozapłon ,to jest super ! -po czym się uśmiechnął szczerząc zęby w naszą stronę.
- A możesz to pokazać ? -zapytała Moonlight.
- Chętnie -po czym zapalił mały stosik gałązek.
- WOW - zawyła cała grupka.
- Zgaś to JUŻ !!! -krzyknęła Ikana w naszą stronę i zawarczała
- Po co? Niech się sam zgasi ! -odwarknął Eloy.
- JUŻ !!! - mówiąc to Ikana przybiegła do nas i zadeptała stos.
Moonlight ,Jenna i Vervada odeszły oprócz mnie i Eloy 'a.Jego grzywka dziwnie się zaczerwieniła.Pewnie się wkurzył.
- Czyyy ty jiiiesteeeś piiiiromaneem ? -zapytał Paluku.
- Kim ?
- Piromanem -podpowiedziałam mu.
- Kto to jest ? -zapytał zdziwiony.
- Piroman to taka osoba ,która zachwyca się ogniem.Ale Paluku on nie jest chory tylko ma taką klątwę.
- A jeeślii on jiiiest niiebezpiiiecznyy ?
- Zaraz ja będę niebezpieczna dla ciebie ,gdy cię porażę !!!
Paluku odszedł ,Eloy patrzył się na mnie ze zdumieniem.Podkuliłam ogon i poszłam w stronę watahy.On poszedł za mną truchtem i z małym usmiechem na pysku.


Ktoś chce dokończyć ?

od Jasona(CD.Sohy):Moje życie

Bardzo ale to bardzo chciałem opowiedzieć o swoim życiu Sohy. Wiedziałem że tylko jemu mogłem zaufać. Tylko jak się do tego zabrać? na szczęście Soha mnie wyręczył. powiedział;
- aha opowiedz coś o sobie.
Więc zaczołem opowiadać.
- Gdy się urodziłem mój tata umarł. Był na polowaniu i jak mi póżniej opowiadali inni poszedł na zwiady głębiej w las długo nie wracał jak go znależli leżał rozszarpany. Miałem już tylko czterech starszych braci i mamę która mnie nie nawidziła uważała że jestem nieszczęściem z braci lubił mnie tylko najstarszy Black byliśmy najleprzymi przyjaciółmi. Gdy bracia dojrzali do wieku łowczego poszli na pierwsze polowanie chcieli sobie zrobić żarty i się oddalili się od grupy przez dwa dnl ich szukaliśmy znalazłem ich ja z jakimś starszym wilkiem uparłem się że tez będę szukać braci chociarz najbardziej chciałem zobaczyć Blacka i dlatego musiałem chodzić z dorosłym bo byłem za mały żeby iść samemu w las. Gdy ich zobaczyłem raczej zobaczyłem to co po nich zostało rozryczałem się. Jakoś rozpoznałem Blacka i się do niego przytuliłem bo zdawałem sobie sprawę że już nigdy mnie nie pocieszy i myślałem że juz nikt nigdy mnie nie zaakceptuje. Matka jak ich zobaczyła od razu zrzuciła winę na mnie że jestem winien tym wszystkim nieszczęścią chciała mnie wyrzucić z watahy wsumie to wszyscy chcieli. Było jednak prawo kture mówiło że wilk może być wyrzucone z watahy dopiero jak skończy trzy lata albo jak umrą mu rodzice. Sam chciałem się wynosić z tego więzienia ale nie miałem głosu. Jak miałem dwa lata moja matka zahorowała męczyła się trzy dni po czym zmarła. Od razu mnie wyrzucili byłem bardzo zadowolony. Wreszcie się uwolniłem. Moja radość trwała jednak krutko. gdy spałem pod gołym niebem poczułem przerazający ból. Rosły mi skrzydła byłem przerażony po całej nocy udręki nie mogłem uwierzyć miałem skrzydła. Czułem się silniejszy i lżejszy. Zaczolem trenować latanie. Pod koniec dnia gdy już zasypiałem ujrzałem nawet ładną wadere wyglądała na zagubioną chciałem jej zaproponować nocleg ona spojrzała na mnie jej oczy były czerwone. Czułem się jakby mnie zamroziła chuchneła na mnie i powiedzała ,,juz nigdy nie zaznasz spokoju snu zawsze bedziesz w gotowości,, i znikła. Póżniej znalazłem was i już nie jestem samotny.
Soha milczał już się bałem że mnie wyśmieje, ale on tylko pokiwał głową i powiedział.
- fajnie opowiadasz. - i się zamyślił.
Chciałem podlecieć do Verwady chciałem z nią porozmawiać i może sobie przypomnieć skąd ją znam. Przed nia szedł Paluku taki nowy dziwny śmiesznie muwi leciałem nad nią i chciałem ją zagadać ale pierwszy odezwał się Forest. Ten wilk trochę mnie denerwuje nie wiem dlaczego. Rozmawiali sobie tak po prostu lecz nagle Forest jękną.
 

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Od Eloy'a ( CD.Vervady ) : Nowe znajomości

Powoli zbliżałem się w stronę wadery.W końcu stanąłem metr przed nią szeroko się przy tym uśmiechając.
- Witam -rzekłem -Cóż za piękna pogoda ,nieprawdaż ?
Wilczyca spojrzała na mnie jak na wariata.
- Nazywam się Eloy -dodałem po chwili - A jakie jest twoje imię piękna damo ?
- Vervada -odparła lekko zdezorientowana.
- Jak już zauważyłem należysz do jakiejś watahy ,która...
- Watahy Przeklęty -sprostowała.
- A więc...
- Ty też jesteś przeklęty ? -spytała prosto z mostu.
- Taak...
Vervada pociągnęła mnie za łapę i poprowadziła w stronę watahy.

- Ikano - Vervada zwróciła się do stojącej przed nami wadery.
- Znowu ? Naprawdę nie wiem skąd ty ich wszystkich bierzesz...-westchnęła wilczyca -Jak masz na imię ?
- Jestem Eloy ,droga Ikano.
Wadera skrzywiła się.
- Jaka klątwa ?
- Ogień. Samozapłon i te sprawy.
Ikana potaknęła.
- Witam w szeregach Watahy Przeklętych -dodała po chwili i ruszyła przed siebie.
Cała wataha ruszyła za nią.
Podszedłem do grupy wader idących kilka metrów dalej.
- Witam panie -ukłoniłem się.
Vervada pokręciła głową zrezygnowana.
- Jestem Eloy -dodałem -a wy ?
Wilczyce po kolei wymieniły swoje imiona : Azzai ,Jenna i Moonlight.
- A mnie już znasz -mruknęła Vervada.
Uśmiechnąłem się.
- Piękne imiona i piękne damy...
- Daruj sobie -rzuciła Vervada.
Któraś z wader ( prawdopodobnie Jenna ) szepnęła coś do ucha Vervady.Ta lekko złagodniała.
- A więc Eloy -odparła Azzai -skąd przybywasz ?
- Z terenów południowych.Ogólnie rzecz biorąc to bardzo daleko...
Resztę godziny spędziłem na poznawaniu wilków z watahy.


Jenna ?  Moonlight ?  Vervada ?  Azzai ?    A może ktoś inny ?

od Jenny:Niechciany postój

Idę prawie na samym początku pochodu Przeklętych. Przede mną są tylko Ikana i ten nowy, Paluku. Jest taki śmieszny z tym swoim majtającym ogonem! Parę razy mnie nim przez przypadek śmignął, więc teraz kicham jak najęta.
- Chora jesteś czy coś? - pyta głos za mną. Odwracam głowę marszcząc nos, żeby zapobiec kolejnemu kichnięciu. To Forest.
- Nie, ale nasz ptasio - Wskazuję na Paluku - Ma trochę długi ogon więc kilka razy nim oberwałam. - odpowiadam i znów kicham. Basior śmieje się i zrównuje ze mną krok.
- Śmiesznie wyglądasz jak kichasz. - stwierdza po chwili. Piorunuję go wzrokiem.
- Co nie oznacza, że nie mogę cię teraz zabić, Forciu. - mówię, z wyszczerzem na cały pyszczek. Forest podnosi jedną brew do góry.
- Mówisz? - pyta retorycznie.
- Całkiem poważnie. - odpowiadam i na dowód posyłam do niego słabą smugę oparów. Forest zniża głowę a ja prycham i przywołuję dym do porządku.
- Jenna! - woła Azzai. Staję i zwracam do wadery wzrok.
- Tak? O co chodzi? - pytam.
- Chodź na moment, mam sprawę. - mówi Azzai.
*Jakiś czas potem*
- Dżej?! - krzyczy Forest. - Chyba coś mam nie tak z łapą.
- Obowiązki Akolity. - mówię pod nosem, ale Azzai chyba to słyszy, więc rusza dalej. Podbiegam do wilka. Faktycznie, Forciu ma dosyć poważne rozcięcie w łapie.
- Co się stało? - pytam, oglądając łapę. Nie czekając na odpowiedź, proszę Azzai żeby zatrzymała resztę, bo chwilę mi to zajmie.
- Nie wiem, szedłem spokojnie i nagle poczułem pieczenie. - wyjaśnia basior i widzę, że rana sprawia mu ból, bo mruży oczy i zasysa powietrze. Słyszę, jak Ikana zatrzymuje pochód i podchodzi do nas.
- Co jest? - pyta Alfa.
- Myślę, że Forest został potraktowany takim cudeńkiem co się nazywa Miriussa. - wyjaśniam.
- A tak po wilczemu? - pyta poszkodowany. Wywracam oczami.
- Chodzi o to, że ta roślina ma na kolcach jad kobry indyjskiej. Bardzo potężny wąż, choć bardzo rzadki. Żyły dawniej ale teraz... No mniejsza. Potrzebuję kilku składników do zrobienia opatrunku ale samo leczenie zajmie mi co najmniej 3 dni. Przykro mi, musimy się tu zatrzymać inaczej on umrze w ciągu paru godzin. - mówię szybko i kręcę głową. Wilki patrzą po sobie zmartwione.
- Czego potrzebujesz? - pyta Soha. Wydaję polecenia, kto ma czego szukać i opisuję im rośliny. Nie są to skomplikowane opisy, zwykłe rośliny które znajdzie się wszędzie. Wyruszają Ver, Soha, Ikana, Azzai, Moonlight i Jason. Dwaj nowi zostają.
- Trzymaj się Forest. Będzie dobrze. A, i nie próbuj zasypiać. Rozumiesz? - warczę, bo się denerwuję.
< Forest? Mam nadzieję, ze się nie gniewasz, że cię poszkodowałam ;) >

Od Sohy:

Przez brak jakichkolwiek uczuć czuję się odrealniony jakby oderwany od własnego ciała.Pojawienie się Ikany i całej reszty zaburzyło moją rutynę która trzymała mnie do tej pory przy życiu.
Właśnie zakładałem pancerz kiedy obok mnie pojawiła się Alfa. Ostatnio coraz częściej jakaś część moich wspomnień gdzieś ginie i potem się zastanawiam gdzie idę albo co miałem robić jakby część mnie przechodziła kawałek po kawałku na drugą stronę.To jest trochę upiorne
-Hym mhym- Ikana wygląda na naprawdę zirytowaną- mówiłam coś
-wybacz nie słuchałem-zapinam ostatnią klamerkę zbroi i uświadamiam sobie ,że słuchałem tylko fragment rzeczywistości znów mi uciekł .
-Wyskakuj z pancerzyka-cedzi przez zęby -jak by to nie brzmiało
Nie mam pojęcia o co tym razem chodzi ale posłusznie zdejmuje zbroje.Alfa zarzuca mi na grzbiet jakąś skóre.
-Niem mam zamiaru znowu zobaczyć ,że z twoich pleców została krwawa miazga -mówi i odchodzi
Wzruszam ramionami i ponownie zakładam pancerz.Większość przeklętych już się zebrała.W ostatniej chwili dołącza do nas Vervada prowadząc jakiegoś nowego basiora.Coś mówią ale już ich nie słucham.

Idziemy już od jakiegoś czasu.Większość przeklętych już mnie wyprzedziła za mną idzie tylko Jason od czasu do czasu podlatując w górę.Mógł by mnie wyprzedzić jak reszta ale tego nie robi wyraźnie chce pogadać ale nie wie jak zacząć.
-Hej przystojniaczku- wołam przez ramię
Zdezorientowany basior obejrzał się nie rozumiejąc ,że mówię do niego. Kiedy nie znalazł jednak nikogo innego uśmiechnął sie szeroko podbiegł do mnie.
-Tak?-pyta wciąż szczerząc zęby w szerokim uśmiechu
Na poczekaniu szybko wymyślam temat najbardziej banalny i oczywisty ze wszystkich możliwych no cóż nie jestem dobry w rozmawianiu.
-ładna pogoda nie uważasz?-próbuje się uśmiechnąć ale wychodzi z tego bardziej grymas na szczęście Jason patrzy w inną stronę 
-Wtedy teź taka była-mówi bardziej do siebie niż do mnie
-Kiedy?
-Jak zostałem przeklęty-zagryza wargę ,chyba wkroczyłem na grząski grunt
-Aha , dobra opowiedz coś o sobie - zmieniam temat
Jason?




Od Vervady ( CD.Paluku ) : Ciągle nas przybywa...

-A więc...miło mi cię poznać Paluku.-rzekłam spoglądając na basiora. -Jestem Vervada.
Wilk przyglądał mi się z uwagą.
- Chodź ze mną -dodałam po chwili.
Paluku spojrzał na mnie nieufnie.
- Nie zjem cię przecież -mruknęłam - Proponuję ci dołączenie do pewnej watahy.
Basior niechętnie ruszył za mną.
- Daliiiiko do tiiiij watahy ? -spytał.
- Nie, zaraz dojdziemy.Chodź bądź co bądź możemy troszkę przyspieszyć.
Po około pięciu minutach dotarliśmy do watahy.
- Ikano...-zaczęłam.
Wadera odwróciła się i stanęła ,nakazując idącej za nią watasze to samo.
- To jest Paluku -przedstawiłam basiora.Wilk potaknął.
- Przeklęty ? -spytała wadera retorycznie.
- Tak.
- Skąd pochodzisz ? -dodała po chwili spoglądając na jego ubarwienie futra.
- To dłiiiga hiiistriia.
Po tych słowach postanowiłam się oddalić.Odeszłam więc i dołączyłam do stojącej niedaleko Jenny.
- Kolejny nowy? -spytała.
- Na to wygląda -odparłam.
Spojrzałam wstronę Ikany i Paluku.Alfa zadała mu jeszcze parę pytań -basior odpowiadał.Potem chwilę jeszcze porozmawiali i ruszyliśmy dalej.

Jedna łapa ,druga łapa...szliśmy już dobre dwie godziny ,choć nikt nie narzekał.W pewnym momencie obok mnie mignęło coś czerwonego. Uniosłam głowę i spojrzałam w bok jednocześnie stając.Kilka metrów dalej stał jakiś basior.Obejrzałam się na watahę.Szli pogrążeni w rozmowach.
Jeszcze raz spojrzałam na tajemniczego wilka.Ten powoli do mnie podchodził uśmiechając się szeroko.


Eloy ?



niedziela, 28 grudnia 2014

Nowy basior Eloy



Imię : Eloy
Płeć : basior
Wiek : 6 lat
Partner : szuka
Rodzina : brak
Pozycja : omega
Stanowisko : wojownik
Wykształcenie : wojskowe
Charakter : To przede wszystkim typowy ,,luzak''.Jest śmiały i często lekceważy przestrogi innych.Potrafi opowiedziec parę żartów lub anegdot tak ,aby poprawic humor towarzyszom.Nie często można go zobaczyć zamyślonego lub ze smętną miną. Prawie w ogóle jego buzia nie zamyka się.Jest gadatliwy i zabawny.
Historia : No cóż...wszystko zaczęło się kiedy byłem dwu-letnim wilkiem.Pewnego razu przechadzając się lasem natknąłem się na czarnego wilka o czerwonych oczach.Ten rzekł do mnie :
- Twój ojciec nie spłacił długu ,a więc ty również ,wedle umowy ,będziesz cierpiał.
Na początku nie wiedziałem o co chodzi.Nadal byłem chyba normalny.Poszedłem do ojca by mi wszystko wytłumaczył.Ten w końcu powiedział :
- Kiedy byłem w twoim wieku spotkałem białego jak śnieg wilka.Na jego szyi widniał czerwony klejnot.Ogarnęła mnie wtedy wielka chciwość i...po prostu ukradłem mu go.Ten basior szybko się zorientował i ruszył za mną.Zaczęliśmy walczyć.Naraz z klejnotu wystrzeliła smuga światła a potem wokół nas pojawił się ogień.Mi udało się uciec ,ale tamten...oh...prosił ,żeby mu pomóc ,ale ja...zamiast go uratować zabrałem klejnot ze sobą i uciekłem.Ostatnie co usłyszałem to : ,,Przeklinam ciebie i twojego potomka ,abyście cierpieli w męczrniach ognia jak ja dopóki nie zwrócicie mi klejnotu.''
- Dlaczego nie odnajdziesz tego wilka i nie zwrócisz mu tego przedmiotu ?- spytałem wstrząśnięty.
- Synu...ten wilk się spalił...
- Ale ja go dziś widziałem tylko był czarny...,a więc jego duch wciąż czeka.Wystarczy ,że go zawołasz i powiesz coś w stylu ,,oddaję ci klejnot ,zdejmij ze mnie i z syna klatwę '' i chyba tyle wystarczy ,nie ?
- Tylko ,że...ja nie mam już tego klejnotu.
Zamurowało mnie.
- Zgubiłeś go ?!
Ojciec potaknął.
Niedługo po naszej rozmowie mój ojciec po prostu...się spalił.Nie wiem jak ,znalazłem tylko jego zwęglone szczątki i nie był to miły widok.Z czasem pogodziłem się ze swoją kląwą i ruszyłem przed siebie w poszukiwaniu klejnotu lub wilków podobnych do mnie.
Klątwa : Ogień : samozapłon lub posługiwanie się nim.
Zasady klątwy : Podczas każdej pełni księżyca lub pod wpływem nagłych emocji moje ciało zaczyna się palić żywym ogniem.Ciało nie spala się jednak czuję ,jakby tak było ( z czasem jednak przyzwyczaiłem się do tego uczucia ). Mogę również przed przypadek przywołać ognień.Klątwa zostanie zdjęta dopiero wtedy ,kiedy odnajdę czerwony klejnot i zwrócę go duchowi spalonego wilka.
Nick na howrse : Spring

czwartek, 25 grudnia 2014

od Paluku(CD.Vervady)

Zamachałem skrzydłami,wzleciałem  na kilka metrów w górę po czym wylądowałem na najbliższej gałęzi.Zapiszczałem.To zabrzmi głupio,ale dopiero teraz zorientowałem się,że jestem ptakiem.Gdybym miał pysk w tej chwili klął bym niemiłosiernie.Wadera ze zdziwieniem przekrzywiła głowę.Ja zrobiłem to samo nie mniej zaskoczony.Taki drobiazg,a spanikowałem.Choć z drugiej strony   jakby nie patrzeć wczoraj,po raz pierwszy od roku,stałem na łapach zamiast dwóch krótkich nóżek,miałem pysk,zęby no i sierść.Głowa pozbawiona wielkiego dziobiska wydawała się być lekka jak piórko.Jakby tego było mało to jeszcze mi się sierść przefarbowała.Trudno mi będzie wrócić do normy...
 Zapiszczałem ponownie.
-Wybacz,nie znam języka-powiedziała wadera.
Zamrugałem.Chciałbym się teraz zmienić z powrotem w wilka,ale to nie takie łatwe.Zleciałem z gałęzi i wylądowałem na nico niższej znajdującej się nieco powyżej głowy wadery.Pochyliłem głowę do dołu by przyjrzeć się jej z bliska.Gdybym był teraz wilkiem można by uznać takie zachowanie za bezczelne,ale teraz jestem ptakiem.Jakże głupio brzmiałoby oskarżenie ,,Tukan naruszył moja przestrzeń osobistą".Zagwizdałem jej nad uchem.Ta spojrzała na mnie gniewnie.Pokazałem jej jęzor,a potem stało się coś zupełnie niespodziewanego-zmieniłem formę.Cienka gałąź ledwo dająca sobie radę z wielkodziobym ptakiem nie miała szans wytrzymać pod wilkiem.
 Spadłem centralnie na nią.Szybko się podniosłem i odskoczyłem na bok.
-Skiory-wykrztusiłem.
Oczywiście prawidłowa forma brzmi ,,sory",ale weź rok żyj jako ptak,nic nie gadaj i od razu po przemianie wyrażaj się jak należy.
 Ta dźwignęła się z ziemi i mruknęła coś cicho pod nosem.Nie wiem czy nie było to jakieś wyzwisko.
-Nie chciiiiłem-dodałem.
Machnęła niedbale łapą.
-Co tukan robi poza tropikami?
Wypuściłem głośno powietrze.Znów trzeba będzie mówić.
-Tio dłiiiga hiiistriiia.
-Weź mów normalnie.
Poczułem się nico urażony brakiem domyślności i wyrozumiałości ze strony rozmówcy.
-Nie umiie
Wilczyca przewróciła oczami.
-Przeklęty?
Pokiwałem głową nie chcąc się ponownie ośmieszać brakiem wprawy w posługiwaniu się językiem.Ale może zdołam się chociaż przedstawić bez dodawania ,,i".
-Palu...Paliu...Paluku.

Vervada?


Od Vervady : Wilk czy tukan ?

Kolejny dzień drogi.Ikana zaczęła nas popędzać ,chodź nasza trasa stała się jeszcze trudniejsza do przebycia. Las i polany zniknęły -były jedynie poświatami na widnokręgu.Teren wokół nas był surowy -stąpaliśmy po suchej ziemi ,na której leżały ,,ostre'' kamienie ,a nawet głazy.O pożywienie i wodę było trudno. Na tym pustkowiu nie mieszkało żadne zwierzę ,ani nie płynął żaden strumyk.
- No dobrze...-zaczęła alfa widząc nasze błagające spojrzenia -minuta przerwy i ruszamy dalej.
Usłyszałam jak kilka wilków pada na suchą ziemię wywołując przy tym obłoczki kurzu.
Stanęłam.Rozejrzałam się dookoła próbując rozeznać się w terenie.Pokręciłam głową.Nasze położenie nie wróżyło dobrze.Utknęliśmy na jakimś pustkowiu ,choć według Ikany za niedługo krajobraz powinien się zmienić.
Ruszyliśmy.Po około dwóch godzinach odetchnęłam z ulgą.Pod moimi łapami zaczęły ukazywać się kępki trawy ,co jakiś czas mijaliśmy pojedyńcze drzewo by chwilę później znaleźć się w lesie ,choć muszę przyznać ,że głaży stanowiły tu taką samą większość jak drzewa.
Nagle usłyszałam cichy szelest.Spojrzałam na watahę po czym odłączyłam się od nich zagłębiając się w pierwszej lepszej kępie drzew.Podążałam za tajemniczym dźwiękiem.W końcu ujrzałam wilka.Był odwrócony do mnie plecami i widocznie wyczuł woń watahy.
- Dzień dobry ? -powiedziałam  niepewnie.
Basior odwrócił głowę , na której wymalowana była zaskoczona mina po czym ku mojemu zdziwieniu zamienił się w ptaka ,a właściwie to w tukana.


Paluku ?

środa, 24 grudnia 2014

Nowy basior Paluku


 Up by Hioshiru

 

 Imię: Paluku(co ,w jego ojczystej mowie, oznacza panterę)
Płeć: basior
Wiek: 8 lat
Partner: szuka
Rodzina: Kuzynka Hioshiru
Stanowisko: Wojownik 
Wykształcenie: Wojskowe i medyczne
Charakter: Paluku to raczej spokojny wilk,którego trudno wyprowadzić z równowagi.Jest posłuszny,jeżeli otrzymany rozkaz czymś mu nie śmierdzi wykona go bez szemrania.Wbrew pozorom potrafi się zabawić i rozśmieszyć innego wilka.Nie zawsze jest to celowe działanie,często zdarza mu się przypadkiem ,bądź celowo,wydać z siebie jakiś ptasi odgłos.Musi to wyglądać dość zabawnie, niby taki poważny basior,z dość niskim głosem-piszczy. Oczywiście nie wypowiada wtedy żadnych słów,po prostu zdarza mu się wydać z siebie taki tukani ,,gwizd".
Na ogół jest raczej towarzyski choć woli czasem odejść na bok i się nie mieszać.
Historia:Dzieciństwo spędziłem w tropikach.Tak,wiem,wilki w lasach tropikalny,ale tak właśnie było,dziś tego nie uświadczysz.
W mojej watasze większość wilków miała skrzydła,oj,dobra...wszyscy,tylko nie ja.Musiałem nadrabiać.Jak łatwo się można było domyślić nie byliśmy tam jedynymi drapieżnikami.Dniem mogliśmy sobie balować i polować do woli,ale wieczorem trzeba było się ukryć.Noc należała do kiciusiów.Komu to nie pasowało z nimi się targował.Kto nie zdążył na czas schować się w swoim ,,gnieździe"(w miejscowej gwarze nadrzewnej kryjówce przypominającej kształtem ul)nie mógł liczyć na pomoc pobratymców,radź sobie sam.
Jak się można łatwo domyślić,nie nadążałem.Poranki i popołudnia zlatywały na lekcjach,część z nich kończyła się grubo po południu,więc jeśli chciałem sie zabawić ze znajomymi to tylko wieczorem.Rozsądek stanowczo przeczył tego typu zabawom,ale musiałem się bawić.Miałem przesiedzieć młodość w kryjówce czekając,aż będę mógł zakończyć naukę?
Kilka razy połamałem przez to żebra,najczęściej obrywała lewa tylna łapa.Nim wdrapałem się na drzewo kotki wychodziły.
Pewnego wieczoru jednak miarka się przebrała.Rodzice dali mi pod opiekę młodszą siostrę.Miałem ją tylko odprowadzić po lekcjach do gniazda,ale kolega wpadł na genialny pomysł-chciał obudzić śpiącego na drzewie kota.Przez chwilę biłem sie z myślami.Do dzis zadaję sobie pytania,,Czemu wcześniej jej nie odprowadziłem?Po co w ogóle to robiłem".Poszłem razem z siostrzyczką i kumplem pod drzewo na którym spało zwierze.Tak dużego kiciusia wczesniej nie widziałem,ale było już za późno by stchórzyć.
Wybudzony samiec rzucił się na nas.Udało nam sie uciec,ale...ona była młodsza,mniejsza,słabsza.Miałą takie ładne skrzydła...Kot właśnie ich się uczepił.Dosłownie wyrwał jej z grzbietu te wątłe elementy.
Kiedy donieśliśmy ją do schronu i opowiedzieliśmy co zaszło wataha doszła do dwóch wniązków.Po pierwsze-trzeba nas ukarać-pod drugie-ten las jest zbyt niebezpieczny.
Wataha opuściła swój dom,a mnie i kompana przeklęto.Przez rok ni mogłem powrócić do wilczej postaci,a kiedy mi się to udało,nie byłem już tym samym wilkiem.
Klątwa:Tukan
Zasady klątwy:Czasem zmienia się w tukana.Najczęściej w nagłym lub intensywnym wzroście emocji(np strachu,entuzjazmu). Nie wie jak się jej pozbyć.
Nick na howrse: CezarLunarny

Jako tukan
 

wtorek, 23 grudnia 2014

od Azzai(CD.Jasona):Zła ja

Następnego dnia zauważyłam nowego basiora.Miał skrzydła,był biały i uroczy.Nie wiedziałam czy jest w tej watasze czy nie ale musiałam to zgłosić.
-Ikana, kto to?Jest z nami?
-Tak,nazywa się Jason i nie może spać,ma taka klątwę.
-Aha,siema Jason!
-Hej.-Powiedział to tak jakby był zniesmaczony całą sytuacją.
Wiedziałam,że nie chce z nikim rozmawiać,więc chyba moje przywitanie wystarczy.Kolejny dzień marszu.Po 6 godzinach zasugerowałam postój i małe polowanie.Zgodziła się, a potem zapytała Jasona, by wypatrywał zdobyczy.Kilka minut minęło i Jason zjawił się mówiąc, że za 800 metrów jest stado jeleni.Ruszyliśmy się w stronę jeleni.
-Nie ja nie moge już iść,łapy mi wysiadają.
-To je naładuj-odpowiedział Soha,jakby ja go denerwowała.Chętnie bym go jeszcze raz go poraziła,ale wiem,że będę się musiała liczyć z Ikaną lub z Vervadą.
Uciekłam z dala od nich.nie obchodziło mnie czy uda im się złapać czy nie.Nawet życzyłam im tego.Miałam dosyć.Nagle zauważyłam cień Jasona.
-Czego chcesz.
-Chcę żebyś wróciła do watahy.
-Taa...Już idę.
-Bo cię wezmę siłą.-Po czym się roześmiał.
-Nie uniesiesz mnie,jestem za ciężka.
-Zobaczymy.
Nagle basior złapał mnie łapami i się zdziwiłam bo mnie uniósł.Oczywiście nie na długo,ale zrobił to.Potem urządziliśmy mini-wyścig do watahy.Po dotarciu zobaczyłam łup.Była to łania.Odpowiedziałam,że nie jestem głodna i poszłam spać.

Kto chce dokończyć?

Od Jasona : Skąd znam tą waderę ?

Nie mogłem powstrzymać myśli ,że skądś znam Vervadę.Po długim marszu wyszliśmy na polanę ,gdzie znajdowało się kilka śpiących wilków. Uh...jak ja im zazdroszczę ,też tak bym chciał sobie pospać.
Vervada obudziła jedną waderę ,która miała na imię Ikana.
-Kim on jest ? -zapytała się.
- To Jason -przedstawiła mnie wadera.
Ukłoniłem się .Pewnie nikt wcześniej się jej nie kłaniał ,bo miała strasznie zdziwioną minę.
- Wiem ,trochę dziwny zwyczaj ,ale ja się tak witam -powiedziałem.
-Aha...- nim jej zdziwienie minęło ,zdążyłem przyjrzeć się pozostałym. Był tam basior w zbroi ,trochę dziwne ,ale nie komętuje ,czarna wadera -nawet ładna , jakaś dziwna wadera ,pewnie chłopczyca i jeszcze biała wadera - cała paleta kolorów ! No tak ,jest jeszcze jakiś czarny basior.
- Dobra ,jaką masz klątwę ? -zapytała Ikana.
- Bezsenność -widząc jej pytający wzrok dodałem - nie mogę spać.
- Szkoda mi ciebie -powiedziała ze smutkiem Vervada.
- A te skrzydła ? -spytała Ikana - Przecież nie dla ozdoby.
-Myślę ,że to część mojej klątwy.
Basior w zbroi obudził się i zapytał :
- Kim on jest ? -już dwa razy słyszę to pytanie.
- To jest Jason - tę odpowiedź też.
- Skąd masz skrzydła ? -zapytał się prosto z mostu.
- A ty jak masz na imię ? -spytałem się udając ,że nie usłyszałem pytania.
- Soha - odpowiedział.
- Dobra ,nie budźmy ich - powiedziała Vervada.
- Chodźmy spać -zażądała Ikana.
- Dobranoc -rzekłem.
- Miłych snów -powiedziała Vervada.
- Chciałbym -odparłem.
- No tak ,przepraszam -powiedziała i zasnęła.
Soha i Ikana rozmawiali jeszcze przyciszonymi głosami ,ale w końcu też zasnęli.Dopiero teraz zajarzyłem sobie jak to fajnie jest z kimś pogadać i nikt przed tobą nie ucieka.
Lecz nadal nie mogłem sobie przypomnieć skąd znam Vervadę.


niedziela, 21 grudnia 2014

Od Vervady ( CD. Jenny ) : Czyżby nowy członek ?

    - Coś nie tak ? -usłyszałam pytanie wadery.
- Nic ,nic...Vervada -powiedziałam wyciagając łapę w jej stronę.
Jenna spojrzała na mnie nie wiedząc o co chodzi.
- W sensie no...To moje imię -wyjaśniłam.
Wadera lekko przytaknęła głową i uścisnęła moją łapę mówiąc :
- Jak już słyszałaś jestem Jenna.
   Niedługo potem ruszyliśmy w drogę. Szłam w towarzystwie Jenny raz po raz wymieniając z nią kilka słów.Po wstępnej obserwacji wywnioskowałam ,iż nasza wataha jest bardzo małomówna. Podczas tej wędrówki towarzyszyła nam jedynie cisza przerywana szumem drzew lub kilku zdań wypowiedzinych przez któregoś z wilków.Rozmyślając tak nie zauważyłam ,iż minęło już sporo czasu.Słońce chowało się za choryzontem ,a niektóre wilki padały na ziemię ze zmęczenia.
- No cóż...-zaczęła Ikana - zrobimy sobie kilkugodzinną przerwę i ruszamy dalej.
- Kilkugodzinną ? To znaczy ile ? -spytała Azzai.
- Według mnie dobrze by było gdybyśmy ruszyli jakieś...dwie godziny ,może trzy przed świtem. -odparła alfa po czym odeszła kilka metrów dalej ,znikając za drzewami.
Wzruszyłam ramionami. Mi tam postój nie był w tej chwili aż tak bardzo potrzebny ,nie zmęczyłam się zbytnio choć...szczerze mówiąc moje nogi powoli zaczęły uginać się pode mną.
Spojrzałam na słońce.Już prawie schowało się za widnokręgiem.Postanowiłam te kilka minut przeznaczyć na małe polowanie zanim zacznę przez wszystko przenikać i to dosłownie.
Rozejrzałam się z nosem przy ziemi ruszając na wschód.W tamtą stronę prowadził mały trop niewielkiego zwierza ,zapewne zająca. Weszłam głębiej w las.
- Ha! Nie myliłam się -pomyślałam przyglądając się zającowi oddalonemu ode mnie o jedenaście metrów - Czas zapolować.
Ruszyłam. Z wielkim impetem rzuciłam się na ofiarę.Kilka chwil zajęło mi uganianie się za nią. Ostatecznie jednak dorwałam zająca wgryzając się w jego gardło i zjadając go kawałek po kawałku.Wkrótce zostały same kostki.
- Wybacz. -powiedziałam zwracając się do pozostałości mojej ofiary -Takie prawo natury.
Wracałam do watahy. W pewnym momencie przed moim nosem przeleciała jakaś postać. Momentalnie cofnęłam się i spojrzałam w bok. Moim oczom ukazał się skrzydlaty basior stojący kilka metrów dalej. Wyszłam spod drzewa kierując się w jego stronę. Jak się można domyślić w tym samym czasie na niebo zawitał księżyc i ja jak to ja zdematerializowałam się.
- Jesteś duchem ?-spytał stojąc już teraz tylko metr dalej.
- Myślałam ,że zaczniemy od  ''dobry wieczór  '' -mruknęłam -Taka wymiana grzeczności...nie ważne. A odpowiedź na twoje pytanie brzmi : nie.
- No to dlaczego jesteś....taka ?
- Zdematerializowana ?
- Właśnie tak. -powiedział lekko uśmiechając się.
- Klątwa. Boisz się ?
- A mam powody ? -odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Nie ważne...jak się nazywasz ?- zmieniłam temat.
- Jason. A ty ?
- Vervada. No cóż Jason ,to do zobaczenia -mówiąc to odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.
- Zaraz...Zaczekaj !
Odwróciłam głowę spoglądając na niego.
- Powiedziałaś ,że masz klątwę czy coś takiego...Jest was więcej ?
- Jakich ''nas '' ? -spytałam.
- Przeklętych -dokończył.
- Powiedzieć czy nie ? -pomyślałam - A niech tam...
- Jesteś przeklęty ? -spytałam prosto z mostu.
- No...mam chyba taką klątwę ...
- A niech mnie ! -wykrzyknęłam.
- Coś nie tak ?
- Nie...chodź za mną -to mówiąc ruszyłam w stronę watahy w towarzystwie Jason 'a.
    - Ikano. - rzuciłam spoglądając na alfę.
Wadera odwróciła się spoglądając na mnie i basiora z zaskoczeniem.
- Kim on jest ? -spytała.


Ikana ? Jason ?

czwartek, 18 grudnia 2014

od Ikany

Warknęłam nieco poirytowana.Pierwsza doba w drodze a już mam na głowie duszka,basiora któremu trzeba przypominać o jedzeniu,zamrażarkę,chodzącą burzę i jakieś dziwne coś produkujące opary znieczulające.Niby chciałam pomagać innym Przeklętym,ale kiedy pomyślałam o tym jak się będzie trzeba do nich dostasować zebrało mi się na mdłości.

 Po godzinie marszu dotarliśmy do podnóża długiego łańcucha górskiego.Za nim zamierzam spędzić najbliższe pół roku.Już prawie świtało.Ogłosiłam,że zostaniemy tu co najmniej do południa.Sama postanowiłam ruszyć siedzenie i coś upolować.Znalezienie opowiedniego tropu zajęło mi chwile.Podkradłam się do pnia zwalonego drzewa.Wyjrzałam ukradkiem na polankę.Pasło się tam całkiem ładne stadko.Wiatr wiał z zachodu więc nie miały szans mnie wyczuć.Zmierzyłam uważnym  wzrokiem ładną,młodą łanię pasącą się z boku.
 Skok,tupot kopyt,bieg,naprżenie mięśni,kolejny skok.Uderzenie,ból głowy,smak krwi,dzikie kwiczenie duszonego zwierzęcia.
 Oderwałam pysk od gardła łani.

 To była miła odmiana,w kółko tylko zające,teraz żołądek pełen,a w pysku miły posmak.To czego nie wsunęłam zatargałam pod pagórek gdzie większość watahy odsypiała noc.Obudziłam Sohe.
-Jedz-mruknęłam gdy otworzył oczy.
Odsunęłam się nieco i usiadłam.Basior dźwignął się z ziemi i pochylił nad mięsem.Nim zaczął jeść podniósł głowę i spojrzał na mnie.
-Nie musisz mnie niańczyć.
Skrzywiłam się nieładnie.
-Wiesz mi,że nie mam na to najmniejszej choćby ochoty,ale nie przyjmuję do wiadomości,że masz zdechnąć nawet nie świadom przyczyny bo nie podsunęłam ci żarcia pod nos.
Wilk mruknął coś pod nosem po czym wziął się za jedzenie.Obserwowałam go przez chwilę,trzeba mu będzie znaleźć kogoś kto go będzie pilnował.Może Vervada się zgodzi?Azzai lub Jenna?
 Reszta dość szybko się obudziła,co poniektórzy poszli też coś upolować.Okazało się,że Soha nie tylko nie wie kiedy powinien jeść,ale i kiedy powinien przestać i zwrócił z połowę posiłku.
 Kiedy wszyscy już byli gotowi zaczęliśmy przeprawę.

 
Kto chce dokończyć?

niedziela, 14 grudnia 2014

od Jenny(CD.Azzai):Początki są różne, czyż nie?

- Zostań tam gdzie stoisz, albo zaraz nie będziesz nic czuł, rozumiesz? - warczę w stronę wilka, którego widzę za krzakami. Stoi z nim również wadera, ale chyba nie zamierza się zbliżać. To czemu debilko, opary wypuszczasz?!, zapytacie. Ale wierzcie mi, jak się siedzi w zamknięciu, w czarnej otchłani, przez nie wiadomo jak długi czas to nie łatwo potem zaufać każdemu napotkanemu wilkowi.
- Ej, spokojnie. Nie chcemy ci zrobić krzywdy. Jest tu w pobliżu wataha, która przyjmuję takich jak ty. Jak ja. Chodź, zaprowadzę cię. - wyjaśnił cicho i spokojnie wilk. Rozejrzałam się. Opary były już daleko ode mnie, znaczy blisko niego. Mogłam go za chwilę pozbawić zamysłów. Ale nie chciałam. Nigdy nie chciałam wykorzystywać swojej klątwy przeciwko dobrym wilkom. Pytanie tylko: czy mogłam mu zaufać? Ale kto nie ryzykuje, ten nie żyje. Chowam opary i uspokajam się. Przybieram swoją codzienną, wyluzowaną postawę i szyderczy uśmieszek, a potem podchodzę powoli, jakby sie skradając do basiora. Chyba nie jest pewny co chcę zrobić, więc wysyła waderę po innych. Śmieję się z tego w duchu ale nie mam złych zamiarów. Żarty sobie robię.
- Okej. Zaraz będzie tu Alfa. Zapewne cię przyjmie. - mówi. Dochodzę do niego, dosyć blisko, i szepczę:
- Bu! - A potem śmieję się na widok jego zdziwionej miny. Jednak nic więcej nie mówię. Przechodzę obok, naelektryzowana. Zapewne wyczuwa moją aurę ale nic nie pokazuje. Rozglądam się w poszukiwaniu Alfy. Widzę pędzącą w moją stronę białą waderę i tą czarną, a bok nich jeszcze jedna biała wadera i kolejna o biało czarnej sierści. Biegnie jeszcze basior w zbroi. Śmieję sie widząc tą grupkę. Traktują mnie jak potencjalnego mordercę.
- Dobry. - mówię cicho, kiedy są już o krok ode mnie. Przyglądają mi się ciekawie.
- Kim jesteś i czego tu szukasz? - pyta biała wadera, ze znakiem na oku.
- Och, zawsze te same nudne pytania. Kim jesteś? Czego chcesz? Jestem Jenna, przeklęta, wytwór demona, itp., itd. Szukam watahy, a ten tam - wskazuję wilka za mną - powiedział, ze tu jest wataha. Mogę się dołączyć? - wyjaśniam. Patrzę na każdego z nich z osobna. Oni przyglądają mi się, niektórzy odważnie, inni mniej.
- Pod warunkiem, że nikogo nie zabijesz. - mówi ta sama wadera co wcześniej.
- Ależ oczywiście, psze pani. - mówię i salutuję niedbale. Wadera uśmiecha sie nie pewnie. Jakby sie zastanawiała, czy dobrze zrobiła. Wszyscy odchodzą, zostaje tylko czarno - biała wadera z grzywką.
- Coś nie tak? - pytam.
< Vervada?>

sobota, 13 grudnia 2014

Od Azzai : Piorunowe przywitanie

Czułam się trochę dziwnie.Cała moja energia ulotniła się,dzięki temu basiorowi.Byłam zdenerwowana,dlatego klęłam by poprawić sobie nastrój (tak wiem jestem dziwna).
-A oto Azzai-powiedziała to trochę jakbym ją czymś upokorzyła.Sam basior nie wyglądał lepiej ode mnie.
-Przepraszam,nie chciałam tego zrobić naumyślnie.Jak mówiła Ikana jestem Azzai a wy?-
Przez moje pytanie każdy opowiadał o sobie i o tym jak się znalazł.Było głośno,zbyt głośno.
-Okej,a może by tak każdy po kolei.To może ja zacznę,urodziłam się w watasze (bla,bla,bla)i tak oto się tu znalazłam i cię poraziłam prądem .Wiecie moja klątwa jak widzicie jest dość groźna więc...
Nagle Vervada zaproponowała nam wszystkim popołudniowe polowanie.Po minach wszystkich zauważyłam,że nie tylko ja jedyna jestem głodna.Ucieszyłam się tą wiadomością.Każdy rozmawiał między sobą ,oprócz mnie i Forest 'a.Zaczęłam więc rozmowę.
-Czy ty jesteś ślepy na jedno oko? WOW jak z tym żyjesz?
-Cóż jak to zauważyłaś?
-No po pierwsze widać, a po drugie mam wyczulone zmysły-Myślałam,że jakoś to pomoże ale Forest nie chciał ze mną rozmawiać.Rozmowa się nie kleiła.
-Ach,przez klątwę,ponieważ mogę się wcielać w pięć różnych stworzeń i coś mi się porobiło z nimi.Nie za bardzo mógłbym Ci je pokazać bo reszta...
-Ok rozumiem.To chodźmy szybciej bo nam uciekną - powiedziałam. Zauważyłam na nim po raz pierwszy szczery uśmiech i razem podbiegliśmy do watahy,lecz nagle zobaczyliśmy coś na wygląd oparów.

Jenny?

czwartek, 11 grudnia 2014

od Sohy: Niezbyt miłe powitanie

Nie mogłem nic upolować choć co rusz z pod nóg umykały mi jakieś zwierzęta.Nawet nie próbowałem się schylić żeby je pochwycić ,po prostu nie byłem głodny.Po dłuższej chwili zaprzestałem bezsensownego łażenia w kółko Ikana miała racje co do tego ,że powinienem coś zjeść.W sumie teraz nie muszę jeść może później.
Wywąchałem w miarę świeży trop Ikany.Zawiał wiatr,dawno już się ściemniło i lada chwila na niebie pojawi się księżyc.Wróciłem do tropienia zapachu.Po chwili wyczułem też drugi , nie znany ale też nie obcy. Podążyłem nowym tropem, tak na wszelki wypadek.Chwilę później spotkało mnie rozczarowanie ,woń obcego wilka czy też raczej wilczycy rozmył się w wodzie szybko płynącego strumyka.
Już miałem zawracać do miejsca w którym zboczyłem ze szlaku kiedy usłyszałem jakieś głośne i zdecydowanie wrogie krzyki.
 Szybko i tak cicho jak to było możliwe w skrzypiącym pancerzu przedarłem się przez zarośla.Zagrodziłem drogę kilku młodym wilkom.Byli zdecydowanie nastawieni na tryb krwawego mordu a ich sierść była zjeżona tak ,że wydawali się dwa razy więksi niż byli na prawdę.
Pewnie polują - pomyślałem
Juź miałem zejść im z drogi kiedy jeden z nich (najodważniejszy czy też najgłupszy) rzucił się w moim kierunku.Zatrzymałem go łapą, i w ułamku sekundy leżał już na mokrej trawie z niezbyt mądrym wyrazem pyska.Jego koledzy cofnęli się przestraszeni i byli gotowi w każdej chwili dać nogę.Zrozumiałem wreszcie ,że wcale nie są na polowaniu chcieli raczej pozbyć się czegoś co budziło w nich grozę.
- Fantôme?-zapytał jeden z nich cichutko
W odpowiedzi wyszczerzyłem zęby tak groźnie jak tylko potrafiłem.Młode basiory zapiszczały cienko i uciekły z podkulonymi ogonami.
Został tylko jeden wijący się pod moją łapą i kwilący ze strachu.Puściłem go i skryłem się w krzakach.
Nie kryjąc zadowolenia ruszyłem dalej tropem Ikany i najwyraźniej Vervady która najwyraźniej znów stała się duchem.

Wpadłem na polane.Natychmiast poczułem na sobie spojrzenie trzech par oczu.
-I co wojaku?-spytała uszczypliwie Ikana -ukatrupiłeś coś
Przez chwilę miałem niesamowitą ochotę powiedzieć ,że byłem zbyt zajęty ratowaniem ich przed wściekłą tłuszczom  żeby coś zjeść.W końcu jednak zdecydowałem się na proste za to neutralne
nie.
Rozejrzałem się  po polance.Oprócz Vervady i Ikany w rogu polany siedziała jeszcze jedna wadera.
Wspaniale same panienki.Poprawka było by wspaniale gdybym mógł się w którejś zakochać czy coś.
-Monlight- przywitała się wadera ze swojego kątka i wcisnęła sie w krzaki trochę głębiej
Było to trochę dziwne ale jakoś nie bardzo się tym przejąłem.Obszedłem polankę.Ikana chrząknęła.A tak miałem się przedstawić.
-jestem Soha -wyciągnąłem do niej łapę
Wcisnęła się w krzaki jeszcze głębiej.
-Lepiej nie...-zaczęłą
-Dobra panie dżentelmenie daj już jej spokój-zawołała Ikana klepiąc mnie po głowie-mamy do omówienia parę ważnych spraw.
Pociągnąłem nosem już wiedziałem co się nie zgadza.
-Dobra-podreptałem do drzewa -pozwól tylko ,że coś sprawdzę
Wyciągnąłem łapę  i rozprostowałem aż coś strzeliło.Poczułem lekkie mrowienie przechodzące przez kończynie.
-Co ty odwalasz?-spytała Ikana- to joga czy co?
-Powiedzmy ,że mam zamiar wyprosić jednego takiego zanim zaczniemy rozmawiać
Zamachnąłem się na pień.Poleciały drzazgi i drzewo zatrzeszczało przeraźliwie i upadło na trawę powodując mały wstrząs.
~Pozer -odezwał się cichy głos w mojej głowie
Zignorowałem go i wskoczyłem między gałęzie.Z pomiędzy liści gramoliła się czarna wadera kląc pod nosem.Zagrzmiało
-Kim ty jesteś? spytała Verwada lewitując nad głową wilczycy
-Jest jedną z nas -stwierdziła Ikana wpychając mnie w krzaki-a ty właśnie ją wnerwiłeś
Ikana?Azzai?Vervada?Monlight?
 



niedziela, 7 grudnia 2014

Od Vervady : Jestem magnesem przyciągającym kłopoty

Beztrosko przechadzałam się po leśnej ściółce.Miałam dobry nastrój :
* po pierwsze - nareszcie nie musiałam tułać się sama po świecie ,
* po drugie - mój brzuch napełnił się soczystym mięskiem jelenia ,który miał pecha napataczając mi się na drogę.
Wracałam właśnie w stronę nowej watahy ,kiedy nagle przystanęłam.Spojrzałam w niebo.Na moją niekorzyść właśnie się ściemniało -był to znak ,że zaraz na niebie ukaże się księżyc ,a ja jak to ja znowu stanę się zdematerializowana.
Przyspieszyłam ,lecz to nie polepszyło mojej sytuacji.Wręcz przeciwnie. Wpadłam na kilkuosobową grupę wilków ,do tego księżyc wzniósł się w niebo i oświetlił mnie swoim blaskiem.
- Cześć -powiedziałam szczerząc się.
Wilki spoglądały na mnie oszołomione
- Ładna pogoda nieprwdaż ? -dodałam.
Zero reakcji ze strony wilków.
- Miło było poznać...To ja już może pójdę -to mówiąc puściłam się pędem w stronę wywąchanego zapachu Ikany.
Z tyłu dobiegły mnie odgłosy uderzania łap o ziemię oraz krzyki:
-  *Fantôme ! -usłyszłam.
Na moje szczęście alfa watahy była niedaleko.Kiedy do niej dobiegłam prowadziła konwersację z jakąś waderą.
Na mój widok powiedziała tylko jedno słowo :
- Znowu ?
- Mam towarzystwo - odparłam szybko.
- Zobaczyli cię...- Ikana szukała odpowiedniego słowa -...taką ?
Przytaknęłam.
Chwilę później w polu widzenia pokazali sie moi prześladowcy.
Spojrzałam błagalnie na Ikanę podczas gdy zdezorientowana wadera rozmawiająca przed chwilą z alfą przyglądała się wszystkiemu z zaciekawieniem.
-  *Fantôme ! -dobiegły nas krzyki.
- Zbieramy się -rzuciła Ikana i popędziła przed siebie.
Ruszyłam za nią.O dziwo tamta wadera również biegła razem z nami.

 ( *Fantôme -po francusku oznacza to tyle co duch ,zjawa ,widmo. )

Ikana ? Moonlight ?



sobota, 6 grudnia 2014

od Azzai(CD.Ikany)

Obudziłam się dość wcześnie.Był nawet słoneczny poranek,a ja byłam coraz bardziej głodna.Nie wiedziałam co upolować,może jelenia,kozice a nawet szopa.Po paru godzinach wytropiłam ślady łosia.Miałam ochotę na smażonego łosia,więc musiałam stracić trochę energii i wyobrazić sobie denerwującą rzecz by ją uwolnić.Nagle zamiast wymarzonego łosia zauważyłam grupkę wilków."Pewnie o czymś rozmawiają"pomyślałam.Nie chciałam by oni mnie zauważyli,więc wspięłam się na drzewo.I słuchałam,słuchałam i wreszcie pomyślałam,że do nich podejdę.Jak mnie zaatakują to po prostu je "potelepie" i zaczęłam rozmowę...

Soha?Ikana?Moonlight?

od Ikany(CD.Sohy)

Z trudem powstrzymałam się od wyrwania mu flaków.Nie wiem co w tej waderze było takiego,że miałam ochotę rzucić jej się do gardła.Może nie chodziło o nią tylko o samą sytuację?Okoliczności?Kontekst? Jakby nie patrzeć miałam dziś ciężki dzień,nie wykluczone,że ta chęć wybebeszania to po prostu frustracja spotęgowana zmęczeniem.
-Ikana,jak już wcześniej zasugerował mój znajomy,zwracając się do mnie-burknęłam patrząc nieprzychylnie na basiora.
 Zapadła niezręczna cisza.Ostatecznie przerwał ją Soha.
-To...skoro już wiemy o sobie nieco więcej to może wzbogacimy tę rozmowę o jakiś dodatkowy,prostrzy wątek.
-Bardzo chętnie-warknęłam.
Pomysł ogólnie był dobry.Konwersacja nabierze tępa,ustalim co trza i od razu życie stanie się prostrze,a perspektywa snu bliższa.Sam ton miał raczej źródło u późnej pory i rosnącego stresu.
-Więc-tym razem odezwała się Vervada-to ma być wataha,tak?
Potaknęłam.
-Wstęp wyłącznie dla cudaków.
Widząc jej minę machnęłam niedbale łapą.
-Przyjęta-rzuciłam z nieukrywanym zniecierpliwieniem.
Wadera nieco się skrzywiła,ale nie skomentowała.Ucieszyło mnie to bo wysłuchiwanie komentarzy,pretensji i skarg było akurat jedną z najmniej obecnie pożądanych rzeczy.Bardzo za to pożądane było obecnie wyciszenie i sen.Krótkim niejedno znacznym gestem dałam i do zrosumienia,że mam dość na dzisiaj.
   Rano rozpoczął się pierwszy etap naszej wspólnej wędrówki.Humor mi się poprawił.Vervada wreszcie stała się materialna nie mniej od trawy czy drzewa co,a przynajmniej tak sądzę,dobrze rokuje.Bo perspektywa wleczenia za sobą duszka była raczej mało kusząca.Zbyt zwracałaby na siebie uwagę.
 Przez cały dzień kierowaliśmy się raczej na wschód,a pod wieczór zatrzymaliśmy nad stawem.Soha poszedł na polowanie,co z resztą musiałam mu zasugerować.Spytany o głód powiedział,że go nie czuje,a jako,że jego odpowiedź na pytanie ,,Kiedy ostatnio coś zjadłeś?" brzmiała ,,Nie pamiętam"pogoniłam go do lasu.Vervada zaś poszła w swoją stronę o,którą zresztą nie pytałam.
 Po półtora godziny zaczęłam się zastanawiać czy może coś się obojgu nie stało.W mojej głowie tworzyły się niedorzeczne,a może właśnie dorzeczne wizje.,,Vervada znowu zmieniła się w duszka,spotkała jakieś wilki,a teraz te ganiają za nią z pochodniami,kołkami i czosnkiem".,,Sohe ukąsił pająk,a ten się nie skapną i omdlał po drodze".W końcu nie mogąc znieść napływających nieustannie wizji postanowiłam ich poszukać.Zaczęłam od Sohy bo jego kierunek był choć trochę znany.
 Trop znalazłam po około godzinie.Ostatecznie znalazłam wilka,ale niestety nie tego.Owszem szłam tropem właściwym,jestem tego pewna,ale ktoś mi się władował pod łapy.

Moonlight?Teraz będę was wciągać do akcji xD

od Sohy(CD.Ikany):Niecodzienny widok

Atmosfera zrobiła się trochę zbyt gęsta jak na mój gust.Spojrzałem w oczy przezroczystej waderze odpowiedziała mi twardym spojrzeniem i zmierzyła wzrokiem Ikane.
-Szukałam was-powiedziała głosem który mógł dochodzić równie dobrze z jej gardła jak i z któregokolwiek miejsca na tym lub tamtym świecie.
-Nas ?-spytała Ikana z przekąsem podnosząc brwi-na pewno nie pomyliłaś nas z kim innym?
Na pysku przejrzystej wilczycy zatańczył tajemniczy uśmieszek.Trudno było skupić wzrok na waderze , jej kontury rozmywały się w delikatnym świetle gwiazd i księżyca.Mogłem przez mgiełkę jej ciała zobaczyć odległe wzgórza.
-Tak -odpowiedziała a mi przeszły po plecach dreszcze -o pomyłce nie ma mowy
Czułem się trochę skołowany, przez długi czas byłem zupełnie sam a teraz w ciągu jednego dnia spotykam dwie wilczyce podobne no mnie.
Przeklęte.
Zacząłem obracać w głowię te myśli oglądając ją ze wszystkich stron, pomysł Ikany przestał się wydawać aż taką abstrakcją jak na początku.
-Ikano?
-Tak?-rzuciła opryskliwie nie spuszczając wzroku z nowej wilczycy.
-Wchodzę w to-powiedziałem
-Co?-wilczyca chyba nie spodziewała się takiej odpowiedzi
-Dokładnie tak ,przyłącze się
-Hem hem?- chrząknęła widmowym głosem obca wadera-nie przeszkadzam?
Nie wiem z jakiego powodu głos zjawy przyprawiał mnie o mdłości co było interesującą nowością.Wstałem z ziemi przy akompaniamencie przeraźliwego skrzypienia i ćwierkania pordzewiałego metalu.Naprawdę trzeba coś z tym zrobić, zdrapywanie krwi już wystarcza.Obejrzałem się na zjawę unosząca się tuż nad trawą.
Ciekawe czy wilczyca jest tak samo niematerialna na jaką wygląda.Miałem ochotę to sprawdzić ale nawet ja wiedziałem że podchodzenie do kogoś i po prostu go macanie nie jest zbyt taktowne.Postanowiłem trochę ocieplić sytuacje.
-Wybacz...
-Vervada -dopowiedziała szybko- jestem Vervada
-No więc wybacz Verwado -zerknąłem znacząco na Ikane- powinniśmy się przedstawić.Ja jestem Soha a moja urocza znajoma to...
Ikana posłała mi jadowite spojrzenie które, jeśli spojrzenia mogły zabijać ukatrupiło by mnie na miejscu.
Zrobiło się trochę nieciekawie.

Ikana?Vervada?

czwartek, 4 grudnia 2014

od Ikany(CD.Sohy)

Zmierzyłam go uważnie wzrokiem.Uśmiechnęłam się pogodnie choć sama pogoda powoli zaczynała się psuć.
-Podróż,-powiedziałam-ciągle w ruchu.
-Ale tak bez przerwy?-dopytał nie przerywając zaczętej czynności.
-Nie,nie tak całkiem bez przerwy...Mogę sobie w jednym miejscu pomieszkać rok ,ale z regóły zostaje tylko na pół.Żeby się nie przywiązywać.
 Wilk zerknął na mnie po czym bez słowa wrócił do zeskrobywania.Posiedziałam tak nad nim chwilę po czym cofnęłam się parę kroków.Wpadła mi do mózgownicy pewna myśl.
-Do kąt się wybierasz?
Basior zmierzył mnie wzrokiem,wzruszył ramionami.
-Przed siebie.
Uśmiechnęłam się mimowolnie-to może się udać.
-A...tak czysto teoretycznie-chcąc nie chcąc zaczęłam chodzić w kółko-ktoś...ktoś zupełnie wyimaginowany zaproponował ci dołączenie do...czegoś na kształt watahy to...zgodziłbyś się?
-Zależy-odparł -od tego jak to ma wyglądać.Tah hm...wyimaginowana wataha...co ona by robiła.
-Na pewno to co ci odpowiada-tu moja minka zrobiła się odrobinę złośliwa-Szła by przed siebie.To chyba po drodze.
 Soha zarzucił zbroję na grzbiet i zabrał się za powolne,nieśpieszne jej zampinanie.Gdy skończył zaszczycił mnie w końcu spojrzeniem.Już otworzył pysk by coś powiedzieć gdy coś jakby wyczuł.Jego nos zaczął lekko drgać.Rozejrzał się nerwowo jego wzrom w końcu się zatrzymał.
-Coś mi się zdaje-mrukną pod nosem-że to pytanie będziesz mogła zadać jeszcze komuś.
Powiodłam za jego wzrokiem aż dostrzegłam dość...nietypowy widok.Oto naprzeciw mnie stała przezroczysta wadera.

Vervada?Soha?Sory ,że takie krótkie.



środa, 3 grudnia 2014

Nowa wadera Azzai



















Imię : Azzai
Płeć : wadera
Wiek: 8 lat
Partner: Szuka kogoś ,na kim mogłaby polegać.
Rodzina: Siostra Missuko.
Stanowisko : Dowódca polowań
Wykształcenie : myśliwskie i medyczne
Charakter: Cóż...trudno się opisuje swój własny charakter,ale spróbuje.Hmm...po pierwsze,jestem towarzyska.Lubię rozmawiać z innymi i nienawidzę być samotna.Zawsze próbuję znaleźć kogoś do pogaduch,lecz nie zawszę się to udaje.Jestem również...jak by to powiedzieć...odważna.Jak trzeba coś zrobić to trzeba.Co do przyjaciół,hmm jestem upierdliwa.Trudno ze mną wytrzymać,nie to,że jestem jakaś dziwna tylko,że często robię komuś na złość.Trudno dochowuję tajemnicy.To znaczy,że jeśli ma "skalę światową",no to oczywiście,że nie powiem.Ale jeśli to błahostka,którą M O Ż E każdą zna to po prostu o niej zapominam lub o niej mówię.Tak,tak,jestem złą dziewczynką.Gdy nie jesteś moim wrogiem to masz po prostu szczęście,bo gdy nim opcjonalnie jesteś to nie masz życia.Potrafię tak komuś dokopać,że się nie pozbiera.Zwykle jestem miła,ale mam takie dni,gdzie lepiej mi nie wchodzić w drogę.Mam też jeszcze jedno,co moi koledzy i koleżanki dobrze nazwali.Chodzi tu o "Tryb Kociaka".Na początku powiedzmy że basiorem będzie nazwany tu "obiektem".Więc tak,chodzi tu o to,że koncentruję się całą sobą na obiekcie.Czyli z grubsza mówiąc:flirtuję z nim,rozmawiam...by ja została przez niego..no polubiona,a może nawet,że obiekt będzie we mnie zakochany,kto wie?Żeby nie było NIE JESTEM ŻADNĄ LALUNIĄ.Po prostu lubię facetów,lecz do uczuć jestem stanowcza.Kochasz mnie,to git,nie kochasz to spie***laj.To tyle.
Historia : Gdy Azzai przyszła na świat jej los był już przypieczętowany. Z niewiadomych powodów wyznaczono jej śmierć w okropnym bólu.Rodzice oraz siostra Azzai , Missuko , chronili ją jak oka w głowie. Niedługo potem napadła na nich pewna wataha. Rodzice Azzai zginęli ratując córki.Niestety los rozdzielił obie siostry. Po Missuko słuch zaginął ,a mała Azzai trafiła do przechodzącej obok watahy ,gdzie zaopiekowała sie nia para młodych wilków.W nowej watasze poznała pewnego basiora -Hiro.Dorastali razem ,aż do momentu ,kiedy Hiro postanowił odejść ,opuścić watahę. Serce
Azzai legło w gruzach. Zrozpaczona ,skryła się pod rozłożystym dębem. Wnet rozszalała się burza i potężny piorun trafił w drzewo ,przy okazji dosięgając waderę. Nie był to jednak zwykły piorun ,gdyż zaraz po tym zdarzeniu odkryła ,iż otrzymała klatwę. Od tamtej pory wszystko się zmieniło.
Między innymi odnalazła swoją zaginioną siostrę. Szczęście to jednak nie trwało długo.Missuko odeszła ,gdyż poznała pewnego basiora -zakochała się w nim z wzajemnością. Azzai poszła więc przed siebie poszukując nowej watahy.
Klątwa : Light Storm ( dzięki niej może w promieniu 2 kilometrów wywołać ogromną burzę )
Zasady klątwy : Moja klątwa daję mi ochronę oraz pomaga w polowaniu.Jednak sprawia mi trudności,gdy ktoś chce mnie dotknąć np. poklepać po plecach czy przytulić,ponieważ mogą odczuć wstrząs po całym ciele.By pozbyć się tej klątwy(co wcale nie chce)trzeba wypowiedzieć nieznane mi słowa w dniu,w którym poraził mnie piorun oraz pod tym samym drzewem.
Nick na howrse : Klara2001

Inne zdjęcia :

Razem z siostrą




niedziela, 30 listopada 2014

od Sohy(CD.Ikany):Spotkanie

Podeszła do mnie biała wadera.Nie miałem pojęcia czego się można po niej spodziewać.Uśmiechała się dość tajemniczo i możliwe ,że kto inny mógł by uznać ja za ładną czy nawet piękną tyle ,że ja zamiast oceniać jej urodę oceniałem ryzyko.Było całkiem duże ,jej mięśnie widocznie rysowały się pod skórą a postawa zdradzała ,że w każdej chwili była by gotowa skoczyć mi gardła.Oczywiście powinienem wsiąść poprawkę na to ,że chyba zaczynam popadać w lekką paranoje.
-A cóż to za pancerzyk?-spytała znów się uśmiechając
Spojrzałem na zbroje przykrywającą grzbiet.Rzeczywiście mogła przyciągać uwagę , a to jest właśnie jeden z powodów dla których nie powinienem jej zdejmować ,na tym świecie jest już o jednego przeklętego kamikadze za dużo.
-Przeklęty- odpowiedziałem tonem który chyba uchodzi za żartobliwy
Wilczyca zaczęła się nerwowo rozglądać.Wydawało mi się ,że dostrzegam w jej spojrzeniu jakieś zrozumienie.Już od jakiegoś czasu podejrzewałem że ten temat nie jest jej obcy.
-A więc nie tylko ja -wyszeptała cicho bardziej do siebie niż do mnie
Spojrzałem na wilki których sylwetki powoli znikały w oddali.Raczej już nie wrócą .
-Wybacz, zapomniałem się przedstawić- wyciągnąłem do wilczycy łapę. -jestem Soha
-Ikana- odpowiedziała zamyślona.
Kiepsko mi idzie odczytywanie emocji innych ale wydawało mi się ,że Ikana nie do końca mi wierzy.
Rozpiąłem srebrną klamrę z boku pancerza potem zacząłem podskakiwać próbując zrzucić resztę zbroi.Od deszczu i wilgoci trochę zardzewiała i zdjęcie jej jest dość trudne.
-Co robisz?-spytała zirytowania
-Nic,nic.
Zdjąłem zbroje i sprawdziłem jakie szkody tym razem poczyniła.Po dotknięciu kark okazał się lepki od krwi a skóra na grzbiecie paskudnie otarta.
Ikana zasyczała ze współczuciem i odwróciła wzrok.
-Boli?-spytała
-Nie -odpowiedziałem obojętnie-na tym właśnie to polega , nic nie czuje
Miała ochotę coś powiedzieć ale się powstrzymała.Patrzyła tylko trochę z obrzydzeniem a trochę z fascynacją jak wycieram pancerz wiązką suchej trawy.Zachowywała się tak cicho jakby jej nie było.
-A twoja klątwa?-spytałem zeskrobując zaschniętą krew

Ikana?

piątek, 28 listopada 2014

od Ikany:Wycieczka

Światło przebiły się przez powieki dając mózgowi znać o nowym dniu.Otworzyłam oczy.Przeciągnęłam się ziewając i rozejrzałam dookoła prawie cała grupa jeszcze spała.Tylko kilkoro szczeniąt biegało bez celu w kółko.Wypuściłam głośno powietrze i zmierzyłam wzrokiem horyzont.
-Jeszcze tylko trochę-pocieszałam sama siebie.
 Te gromadę prowadziłam już jakiś tydzień.Nie rozumiem dlaczego tak obawiają się tej równinki.Żadnych niedźwiedzi,ani bandytów.Więc czego tu się bać?
 Wzruszyłam obojętnie ramionami.Puki mi ,,płacą" mało mnie obchodzi jakie są ich motywy.
-Ikara?-usłyszałam znajomy głos.
-Ile razy mam powtarzać,że nazywam się Ikana?-odparłam retorycznie.
Odwróciłam się ku białemu basiorowi.Ten zamrugał nieco zmieszany.
-Wybacz...Ja chciałem tylko zapytać ile nam jeszcze zostało.
Obejrzałam się na horyzont.Słońce uniosło się już znacznie.
-Dziś wieczorem będziemy na miejscu.
Wilk pokiwał głową na znak ,że zrozumiał po czym zawrócił do towarzyszy i podzielił się z nimi informacjami.Obserwowałam jak szykują się do drogi.

Późne popołudnie-pierwszy postój.Dwaj łowcy przynieśli mi po zającu.Zjadłam oba zwierzęta po czym znów zwróciłam się ku horyzontowi.Kiedy wszyscy już nieco odpoczęli wyruszyliśmy w dalszą drogę.
 Byliśmy już bardzo blisko gdy moją uwagę przykuł nietypowy widok.Oto szarawy basior wyszedł nieco do przodu.Nie było w tym nic dziwnego gdyby nie to,że nosił zbroje.
 Postanowiłam sprawdzić to później.

Wszyscy już pożegnali się ze mną.Jedni dziękowali inni spoglądali na mnie z niechęcią.Moja pierwsza dalsza wycieczka skończyła się nie zbyt szczęśliwie,a każdego kto ze mną wyruszał rodzina ostrzegała przed moją osobą.
Podeszłam do odzianego w zbroję wilka,stojącego z boku.
-A cóż to za pancerzyk?-spytałam uśmiechając się do basiora.
.

Soha?



czwartek, 27 listopada 2014

Nowy basior Soha


Imię:Soha (czyt. Soża)
Płeć:basior
Wiek: 6 lat
Partner:W sumie potrzebuje kogoś kto przypominał by mu o tym że musi jeść i spać.
Rodzina:
Stanowisko:Generał
Wykształcenie: wojskowe,myśliwskie umie też parę innych przydatnych rzeczy
Charakter:Potrafi w każdej sytuacji zachować zimną krew, nigdy się nie poddaje.Soha to bardzo inteligentny wilk .Niema dla niego rzeczy niemożliwych ,każdy problem ma swoje rozwiązanie.Często przekłada dobro innych nad swoje i zapomina jeść (w sumie to nigdy nie jest głodny)często zapada się we własne myśli.Jest szczery do bólu i nie zataja nic nieważne jak bardzo miało by boleć.Potrafi być wyrozumiały choć jest to trudne ze względu na klątwę.Ciężko mu się zastosować do rozkazów ale robi to bez szemrania
Historia: Miał dość brutalne dzieciństwo.Jako najmłodszy z ponad dwudziestki rodzeństwa bez przerwy był gnębiony przez resztę rodziny.Kiedy osiągnął odpowiedni wiek wyfrunął z rodzinnego gniazda jako ten wolny ptak.Myślał że może odejść gdzie chce.Tyle że urodził się na terenie watahy która zbyt poważnie podchodziła do hasła ,,trwała wataha to silna wataha'' nikomu nie wolno było przekraczać granicy bez zgody Alfy.Soha został wcielony do czegoś w rodzaju wojska.Ponownie był gnębiony i bity ponieważ nie chciał wykonywać rozkazów.Kiedy podczas odsiadki usłyszał o legendarnym pancerzu który miał czynić niepokonanym natychmiast po odbyciu kary udał się na poszukiwania.Szukanie skarbu stało się jego obsesją.W końcu znalazł a konkretnie ukradł .
Zbroja okazała się przeklęta.Nie znając swojej siły zabił kilku towarzyszy z armii .Ponieważ nie czuł bólu i tortury okazały by się mało widowiskowe został wygnany.
Klątwa: klątwa niezwyciężonych
Zasady klątwy: Co prawda każdy posiadacz pancerza zyskuje ogromną siłę tyle że od chwili założenia zbroi Soha nie czuje bólu.Jest też obojętny na wszystkie inne odczucia.Nie umrze ze starości ale z głodu i od odniesionych ran jak najbardziej.Z tego co mu wiadomo klątwę można zdjąć umierając
Nick na howrse: agora


środa, 26 listopada 2014

Nowa wadera Moonlight


Imię: Moonlight
Płeć:Wadera
Wiek: 7 lat (Z tym co przespała to 205 lat)
Partner: Nie liczy, że z jej klątwom ktoś się nią zainteresuję.
Rodzina: Ma rodzeństwo które albo zostało zabite albo nadal żyje
Stanowisko: Szpieg
Charakter: Nieśmiała ale przyjacielska. Do każdego wyciąga pomocną łapę. Jest też ostrożna, nie ufa nikomu tak od razu. Przyjaciół omija szerokim łukiem, ponieważ gdy zdobędzie przyjaciela boi się ze przez nią Zamarzną albo coś gorszego. Jest Zdyscyplinowana i Rozsądna, Zadziorna i ostra w walce. Lubi być niezależna ale to się zmienia gdy poznaje jakiegoś basiora. Bardzo szybko umie określić sytuacje w jakiej się znajduje i przewidzieć jak łatwo z niej się wyplątać. Przewiduję ruchy przeciwnika dzięki czemu łato jej zrobić unik albo zaatakować. Swoją żywiołowość ukrywa pod maską bardzo spokojnej i cichej wadery.
Historia: Urodziłam się w watasze wysunięta daleko na północ koła biegunowego. Swoje dzieciństwo spędziłam radośnie aż do 1 rok. Siedziałam spokojnie w jaskini przy ognisku. Spojrzałam na moją matkę. Krążyła po jaskini z niepokojem. Pewnie czegoś się spodziewała. Ja tylko Hasałam koło ognie robiłam fikołki i krzyczałam ,,patrz mamo! Patrz!'' Wtedy wadera odwracała głowę i ciepłym spojrzeniem patrzyła na moje popisy, śmiała się i uśmiechała, potem kiedy się zmęczyła wróciła do pilnowania wejścia. Zmęczona ułożyłam się do snu. Kiedy usłyszałam skowyt mojej matki. Otworzyłam oczy stając na równe nogi. Wtedy coś chwyciło mnie za kark i zaczęło uciekać. Nie byłam w stanie zobaczyć gdzie biegniemy, śnieg zamazywał mi obraz.. Zatrzymaliśmy się przy jakiejś jaskini. Była to piękna lodowa jaskinia. Rozejrzałam się do o koła. Weszliśmy w ogromne jasne pomieszczenie. ,,Pod sufitem'' lśniła zorza polarna oświetlając grotę. pod żyrandolem z kryształków lodu był lodowy ołtarz. Położyli mnie na nim. Jakiś wilk w czarnej pelerynie podszedł do mnie i zaczął coś mruczeć. Po chwili zaczęłam robić się senna, Łapy zrobiły mi się jak z waty, upadłam i zasnęłam. Obudziłam się z nową wiosną. Docierała ona nawet tu, na mroźną północ. Wybiegłam z jaskini. Zaczęłam nawoływać, mamę. Obejrzałam wszystkie jaskinie, zajrzałam we wszystkie kąty. nikogo nie było, ani żywego ducha. Smutna opadłam na śnieg i zaczęłam płakać, i w tej samej chwili przed mną pojawiła się zjawa. To była piękna Srebrno oka wilczyca z futrem białym niczym śnieg. Przedstawiła mi się jako Shelly. Zabrała mnie do siebie i zaczęła trenować, pokazała jak być zimnym jak lód i jak unikać uczuć. Uczyła mnie o klątwach i Nauczyła mnie mojej klątwy. Pomagała mi aż do skończenia 2 lat. Byłam w pełni gotowa by ruszyć w podróż by zdjąć klątwę niestety, nie powiodło i się, i tak zaczęłam uciekać.
Klątwa: Śnieżnej Wichury
Zasady klątwy: Gdy poruszam się po trawie, zamarza lub porostu oszrania się, zazwyczaj w okół mnie pada śnieg, moc opadów nasila się gdy doznaje mocnych uczuć typu Ogromna Radość albo Wściekłość. Koło mnie (5-6 cm) panuje temperatura -45 Stopni.
Gdy zatrzymam się dłużej w jakimiś miejscu na 25km2 spadnie śnieg. Mogę zamrozić wodę, najgorzej j jest gdy chce się napić, często gdy przytykam pyszczek do wody ona zamarza. Mogę wywołać potężny huragan śnieżny.  Jedynym sposobem na złamanie klątwy jest wylanie ciepłych łez szczęścia na niebieski rubin Lodu.
Nick na howrse: Paula02

wtorek, 25 listopada 2014

Nowy basior Forest



Imię: Forest (co jak każdy wie po ang. jest to las )
Płeć: Samiec (tak tak myślcie se że jestem samicą! )
Wiek: 5 lata
Partner: Phu! Kto by chciał babo-ślepoka? A tak w ogóle nie myśli o tym.
Rodzina: Hmm ... Nie znałem nigdy rodziny fizycznej. Urodziłem się w watasze która nie była watahą rodzinną. Mieszkałem z przyszywaną rodziną.
Pozycja:
Stanowisko: Łowca
Charakter: Jestem bardzo dziwnym wilkiem. Albo raczej bardzo zmiennym. Raz jestem wybuchowy i wrażliwy, raz spokojny i poważny a raz złośliwy. To zależy od dnia. Jednak najczęściej jestem po prostu spokojny i miłym wilkiem Nie latam za waderami jak większość basiorów , po prostu jestem wszystkim płcią równy. Jednak to nie znaczy że jestem dżentelmenem. Po prostu zmiennym basiorem. Zwykłym najzwyklejszym.... No dobra może nie tak zwykłym wliczając w to klątwę , ślepotę na jedno oko oraz ... oh dużo by tu wymieniać. To że miły i spokojny (no dobra miły to tak super nie jestem) to nie oznacza że ufny ..O nie! Jestem nie ufnym wilkiem i rozmowy ze mną za długie to nie są. Po prostu Zmienny Forest.
Historia: Urodziłem się w pewnej cudownej watasze. Wszyscy wiedzieli że jestem ślepy na jedno oko i myśleli że to po prostu taki przypadek gdy się urodziłem ... Jednak gdy pewnego dnia, kiedy wciąż miałem tylko osiem miesięcy, byłem na spacerze poczułem się jakby moje ciało zmieniało się w coś .. coś okropnego. Wtedy byłem zły więc myślałem że to tylko tak mi się wydaje ...
Byłem głupi. Wróciłem do wioski. Równie dobrze mogłem stać się specjalnie drapieżnikiem i krzyknąć do wszystkich "Patrzcie jestem ogromnym stworzeniem! Bójcie się mnie i zabijcie!". Nawet nie poczułem tego i kiedy wszedłem do watahy, byłem w pełni zmieniony w ... tygrysa. Ale nie byle jakiego tygrysa! Miałem wielkie kły wielkości klamek albo jeszcze większe, mięśnie mocne i stabilne a jak na małego szczeniaka zmieniłem się w bydle to całkiem niezła sztuka co nie? W każdym razie rzecz jasna wszyscy się mnie przerazili na szczęście ta złość była w miarę kontrolowana więc uciekłem. Stchórzyłem. Jednak w sumie dobrze bo to nie fajne gdy ktoś się przezywa babą co nie? W każdym razie uciekłem. Ah .. No tak przypomniało mi się! Zapewne czytaliście moją "Rodzinę" co nie? Ta wataha była właśnie ta przyrodnią więc wchodząc znowuż do tematu ...
Mieszkałem w pewnej jaskini aż do swojego 1 roku. Wtedy ukazała mi się postać Trzeciego Wcielenia. Oczy zaczęły mnie piekielnie boleć. Czułem jakbym był czymś dziwnym ... wtedy okazało się że TYM:
 
Nie wiedziałem co zrobić więc pierwszą rzeczą była ucieczka z jaskini. Jednak gdy wyszedłem ujrzałem wilka. Spojrzałem na niego odruchowo, przez to skamieniał. Przerażony uciekłem.
Jednak gdy zmieniłem się, nadal żyłem w strachu przed sobą. W końcu doszły te nieszczęsne 2 lata.Zmieniłem się w ducha. Jako duch (widoczna zjawa) doleciałem do tej watahy. I tu przyjęli mnie Przeklętego.
Klątwa: Piąte Wcielenie.
Zasady klątwy: piąte wcielenie polega na tym że ... no cóż może zacznę inaczej. Jestem wilkiem imienia Forest ... albo nie .. Może po prostu powiem wam że: Jak sama nazwa mówi klątwa posiada swe pięć wcieleń. Pierwszym z nich jest sam Forest czyli ja. Drugą natomiast jest .. Tak zwany Trution .. no dobra sam sobie wymyśliłem nazwę... Polega na tym że zmieniam się w wielkiego drapieżnika jakiego zależy od mojego humoru. Trzecia to Śmierć w Obłokach ... tego to nie wymyśliłem.Wtedy nie kontroluje siebie w żaden sposób i .. cóż , staję się czymś podobnym do bazyliszka.. chyba tylko mocami jednak wyglądem do smoka. Czwarta to Zjawa Mo ... jakoś tam, długa nazwa. Zmieniam się wtedy w ducha. Piątej natomiast nie odkryłem ... A co do Trutiona .. równie polega to od mego charakteru czy będę nad sobą panował czy też nie. No i tyle .. THE END.... Ah no tak! Zapomniałem o najważniejszym! Klątwa ta powoduje że jestem ślepy na jedno oko.(na zdj. tego nie widać)
Nick na howrse: kala1006

niedziela, 23 listopada 2014

Nowa wadera Ikana


Imię:Ikana
Płeć:wadera
Wiek: 8 lat
Partner: Jakoś nie ma szczęścia do basiorów.
Rodzina:brak
Wykształcenie: Myśliwskie, wojskowe i magiczne (choć w tym mistrzem nie jest).
Charakter: Ika ma bardzo silne poczucie przynależności, potocznie zwane patriotyzmem, nie znosi rozdzielać się z watahą mimo, że dowodzenie kosztuje ją sporo stresu.Chętnie uczestniczy w rozmowach lub wspólnych polowaniach. Na ogół jest uprzejma, troszczy się o innych członków watahy i stara się dostosować do ich klątw. Łatwo się denerwuje, ale potrafi zachować spokój, choć kiedy spotyka się z wyjątkową głupotą...W stresujących sytuacjach, z reguły, nie wpada w panikę.To zdecydowanie optymistka. Twierdzi,że nie ma czegoś takiego jak ,,sytuacja bez wyjścia''. Z reguły jest szczera do bólu, ale gdy prawda jest zbyt bolesna by powiedzieć ją wprost owija w bawełnę zasłaniając się metaforami czy powiedzeniami. Nie jest marzycielką, a stąpająca twardo po ziemi realistką.
Historia:Dzieciństwo miałam raczej udane. Liczna, nietocząca ciągłych wojen wataha,wysoka pozycja i oczywiście nieograniczony dostęp do dowolnej edukacji.Było mi więc raczej dobrze.Gdy miałam dwa lata na terytorium watahy zawitał jakiś staruch.Opowiadał niestworzone historie o swych podróżach.No i cóż...wilk młody to wilk głupi.
Zebrało się ekipę i w drogę.Staruch radził by na pierwszy raz się nie napinać,nie popisywać,ale wilk młody to wilk głupi.
Zaczęliśmy od gór.Nawet po drodze wędrowcy ostrzegali,że to nie czas,,Zimą ślisko i zawieje straszliwe"mawiali,ale...wilk młody to wilk głupi.
Jak można się łatwo domyśleć nie udała się nam przeprawa.Gdy byliśmy w połowie drogi złapała nas zamieć.Nic nie widać,towarzyszy nie słychać.Nim się spostrzegłam zostałam sama.Uczepiłam się jakiejś skały i przeczekałam zamieć.Kiedy ta przeszła po mych kompanach nie było śladu.Zeszłam z powrotem.Na ziemi ukazał mi się mało przyjemny widok.Wszyscy,którzy mi towarzyszyli leżeli martwi u podnóża.Musieli spaść na jakąś skalną półkę i się z niej zsunąć.
Wróciłam do domu.Rodziny niedoszłych alpinistów dopytywały się o synów i córki.Nie wytrzymując presji wyznałam całą prawdę,łącznie z tym,że to ja powołałam ekipę.Na moje nieszczęście matka jednej z mych towarzyszek była magiem.Przeklęła mnie,a alfa wygnał.
Klątwa:Podróżnik
Zasady klątwy:Musi być w nieustannym ruchu.Nie wolno jej zostawać w jednym miejscu na dłużej niż rok.Nie wie co się stanie w przeciwnym razie, ale woli tego nie sprawdzać.
Nick na howrse: CezarLunarny

sobota, 22 listopada 2014

Wyniki ankiety

Otóż  wyniki są następujące:

  • 1 głos na kontynuacje
  • 1 głos na stworzenie nowego bloga
  • 3 głosy na to by zacząć od nowa
Biorąc pod uwagę powyższe wychodzi na to,że zaczniemy od początku.Bardzo mi przykro ,że nie zadowoli to tych osób,które głosowały inaczej :(
 Zapraszam do wysyłania nowych profili(jeśli ktoś chce coś zmienić). Mój pojawi się(mam nadzieję)dzisiaj lub jutro.Wprowadzone też zostaną też drobne zmiany w zakładce ,,Klątwy i wyjaśnienia".Radzę więc przeczytać tę stronę ponownie.

                                                                       Wasza alfa,puki co Akashi

sobota, 15 listopada 2014

Ankieta

Nasza beta i gamma skończyły z blogami.Dlatego robię aknkietę.Głosując zadecydujecie o dalszych losach bloga.Poniżej wyjaśnione sa (aby uniknąć nieporozumień)odpowiedzi.

  • Zamykamy-blog zostaje unieczynniony lub zniszczony.
  • Zamykamy i tworzymy nowy-blog zostaje unieczynniony lub zniszczony i powstaje nowy.Nie wataha.
  • Zamykamy i tworzymy watahę-to samo co powyżej ale  powstaje nowa wataha.
  • Zaczynamy od nowa-zaczynamy akcje od nowa.Można napisać nowy profil lub zmienić coś w starym(nie obowiązkowo).Postacie osób zaginionych zostają ,na wypadek ich powrotu,sprowadzone do wersji roboczej.Niestety straciliśmy gamme i betę więc trzeba by powołać nowych(w razie powrotu poprzednich może się zdarzyć,że trzeba będzie oddać im pozycje).
  • Kontynuujemy-piszemy dalej,ale są wybrane(na wypadek gdyby tamci nie wrócili)nowe osoby na pozycję bety i gammy.
Post pod tytułem ,,Wyniki Ankiety"czy jakoś tak pojawi się w dniu zakończenia lub nieco później z powodu problemów z internetem(ten post miał się pojawić wczoraj,ale nie mogłam się połączyć).

                                                                                                                         Wasza alfa Akashi

wtorek, 12 sierpnia 2014

Nowa wadera Jenna

 https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbvZNjh0OLsqIl2XSL2WAiT1hWG9kSzRptGSwVdky13gclrntKEBvhX6xzQsSePTIuripV1DDJ7crFraUcNhceztBa3yiH8FGuysTf7CEOMrXN9JDPXQgG9p9tpfDbFqMrX3r1K782BO0/s400/904478.jpeg
Imię: Jenna
Płeć: Wadera
Wiek: Hm, zastanówmy się. Jeśli policzyć teorię to 7,5 roku. Jednak, jeśli dodać do tego czas, który został mi zabrany przez klątwę to więcej ale sama nie wiem ile.
Partner: Jestem otwarta ale nie było jeszcze nikogo, kto by się do mnie zbliżył.
Rodzina: Nie pamiętam ich.
Stanowisko: Samica Gamma, Akolita
Charakter: Hm, Jenna jest zdecydowanie "chłopczycą". Pomimo swojego pochodzenia nie zachowuje się jak księżniczka. Wręcz przeciwnie: jak szczenie z ulicy. Biega po nienormalnych miejscach, jest dość chamska ale tylko jeśli ma powód taką być, no i w dodatku śmieje się tak głośno, że ściany drżą. Jest twardo stąpającą po ziemi waderą ale czasem pozwala sobie na odlot. Na ogół nie "zarzuca" biodrami ani nie macha basiorom ogonem przed nosem. Nie boi się burzy, ciemności ani ciężkiej pracy. Woli przeżywać przygody niż siedzieć nad wodą i oglądać swoje odbicie. Lubi żartować, dobrze się bawić ale wie kiedy przestać. Ma szacunek do innych, jest tolerancyjna. Nie zawsze mówi prawdę i jest świetną aktorką ale nie robi tego często. Tylko jeśli musi. Nie lubi romantyzmu, "słodziaśnych" rzeczy itp. Lubi siedzieć i patrzyć w księżyc o zmroku, tajemnice, latanie, przygody. Ma swoje własne zdanie na niektóre sprawy, odmienne od wszystkich.
Historia: Wszystko zaczęło się daleko stąd, w odległej krainie zwanej Nessie. Urodziłam się tam jako córka alf. Wszystko było w porządku. Nie mieliśmy wrogów, żadnych wojen. Ja nienawidziłam swojego życia od momentu w którym miałam już jako takie pojęcie o życiu, świadomość. Zawsze miałam inne zdanie na temat tego, jak wygląda idealne życie. Moja mama i wszystkie znane mi wadery w moim wieku były świecie przekonane, że mam świetne życie. Ale ja nigdy nie przyznawałam im racji, za co miały mnie z inną, dziwną, walniętą. Z tego też powodu nigdy nie miałam przyjaciółki.
W moje 2 urodziny, czyli w dniu w którym osiągnęłam dojrzałość, spotkałam dziwne stworzenie. Była to piękna kobieta. Zbliżyłam się do niej ale to był błąd.
Wyglądała tak:


Kiedy zobaczyłam, że ma takie oczy nie mogłam oderwać od niej wzroku. A potem skupiła go na mnie i wypowiedziała tylko jedno słowo: ból. A zaraz potem padłam na ziemię, wyłam, cierpiałam. Ale uparcie moje ciało nie chciało się poddać. Dziewczyna zwróciła się do mnie i tym samym przestała nie torturować.
- To niesamowite. Jesteś pierwszą istotą, która opiera się moim pieszczotom. - uśmiechnęła się. Mówiła cicho, jej głos był miły, kojący. Absurdalny w porównaniu z tym, co potrafiła. - Tak nie może być. Ale skoro jesteś taka dzielna to zasługujesz na nagrodę. Przekażę ci takie upominki. - zamknęła oczy i podniosła nieco głowę. Byłam zdezorientowana. O co jej chodziło?! I wtedy dziewczyna otworzyła oczy i dmuchnęła na mnie. Przeszedł mnie dreszcz.
- Teraz będziesz miała do dyspozycji kilka darów. Ale żeby ci utrudnić zadanie wyślę cię do krainy, w której będziesz ćwiczyć swoje dary. Powodzenia. - uśmiechnęła się delikatnie po czym otoczyła mnie czerń. Nie było żadnego przebłysku, nic, co dało by nadzieję, na wyjście.
- Zdradź mi przynajmniej swoje imię, żebym wiedziała kogo wyklinać za to coś! - wydarłam się.
- Jane (Dżejn). - odpowiedział głos i ucichł.
Przez lata (a przynajmniej tak mi się wydawało) siedziałam w tej czarnej otchłani i z braku wszystkiego (dosłownie) sprawdzałam moje nowe umiejętności. Oczywiście, nic nie ustaliłam. Przez cały czas zastanawiałam się, co ona mi zrobiła. Któregoś dnia, usłyszałam jej głos.
- Nareszcie, jesteś gotowa. Trafisz teraz w miejsce, odpowiednie dla ciebie. Ale najpierw, przejdziesz metamorfozę. - usłyszałam. Poczułam na sierści iskierki, które zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Następnie poczułam ścisk w żołądku, uczucie jakbym straciła grawitację, aż w końcu byłam na jakiejś polanie. Niedaleko zamigotało jeziorko. Poszłam tam by się napić ale stanęłam jak wryta kiedy zobaczyłam swoje odbicie. Wyglądałam inaczej! Ta blond małpa mnie zmieniła. Byłam wściekła ale usłyszałam tylko chichot. A potem cisza, trzask gałązek i z krzaków wyłonił się basior i oznajmił, że jest tu wataha do której mogę dołączyć. Zgodziłam się ale nie wypowiedziałam ani jednego słowa. Bałam się, że również słowami mogę go zranić. Patrzył na mnie ciekawy ale nic nie powiedziałam. Gdy znaleźliśmy alfę też się nie odezwałam. Zgodziła się bym dołączyła i tyle. Dopiero gdy zobaczyłam następną waderę, Vervadę, odezwałam się.
Klątwa: Chodząca śmierć.
Zasady klątwy: Posiadam trzy śmiertelne zdolności.
Pierwsza: tak jak to robiła moja "klątwiara", potrafię wzrokiem wzbudzić w tobie ból, cierpienie, szczęście, miłość itp.
Druga: jestem chodzącym prądem. Całe moje ciało promieniuję elektrycznością.
Trzecia: potrafię wytworzyć opary, które odbierają zdolność czucia, słuchu i wzroku.
Tej klątw nie można zdjąć, ponieważ to "dar". A takiego typu klątwy nic nie zmieni.
Nick na howrse: keiraKD

Mój poprzedni wygląd

 











Nowa wadera Vervada



Imię: Vervada
Płeć: Wadera
Wiek: 5 lat ( Wliczając lata uśpienia liczy sobie 505 lat )
Partner: Szuka
Rodzina: Brak
Pozycja: Delta
Wykształcenie : Wojskowe ,magiczne oraz doradcze.
Charakter: Vervada na ogół jest dość ekscentryczną waderą.Zazwyczaj siedzi cicho i obserwuje otoczenie.Nie oznacza to jednak ,że jest nieśmiała.Wręcz przeciwnie.Vervada odznacza się dużą odwagą.otwartością oraz inteligencją.Zawsze jest tam gdzie coś się dzieje.Ma dziwne zwyczaje i lubi wtrącić swoje trzy grosze.Na jej pyszczku zazwyczaj tańczy tajemniczy uśmieszek.Nawet jeśli ktoś ją dobrze pozna nadal zostanie mu wiele do odkrycia ,bowiem Vervada jest bardzo tajemnicza.
Historia: Jej historia zaczyna się pięćset lat temu kiedy to nastały niespokojne czasy.Była uczennicą niezbyt trzeźwego na umyśle maga oraz córką pary silnych wilków.Ostatniego dnia roku krainą ,w której mieszkała , władzę przejęły demony - silne i dumne.Nikt nie miał najmniejszych szans na przeżycie i wkrótce stwory zaatakowały ją i jej rodzinę.Matka Vervady pragnęła ocalić swą jedyną córkę więc wezwała duchy i oddała ją pod ich opiekę.Wtedy duchy przeklęły ją : klątwa miała uchronić ją przed tamtejszym złem jednakże później stała się też jej brzemieniem.Postanowiły również uśpiłć ją na pięćset lat.
Klątwa: Dematerializacja
Zasady klątwy: Kiedy blask księżyca oświetli Vervadę jej ciało dematerializuje się.Oznacza to ,że staje się przezroczysta przez co każdy mógłby wziąć ją za ducha ,bądź zjawę.Jeśli ktokolwiek chciałby ją w tym czasie pociachać na kawałki to jego starania napewno spełzną na niczym.Jej ciało powraca do normy dopiero gdy oświetlą ją promienie słońca.
Nick na howrse: Winter *