poniedziałek, 16 listopada 2015

Od Moonlight (CD Eter'a): Nowy początek niczego.

Eter- Tak brzmi imię wilka którego mogę dotknąć. Byłam dla niego za bardzo chłodna. Wydawało mi się, że nawet chwilowo poczułam ciepło. Serce chciało mi się wyrwać z piersi. Nie byłam pewna czy to nie jest tylko sen. Nawet jeśli nie chce się budzić.
-Przepraszam Eter, nie powinnam być taka oziębła. Chciałabym, byś mówił do mnie Moon o ile chcesz.- Uśmiechnęłam się do niego.- Czasami nie jestem sobą. To tak jakby były mnie dwie, jedna spokojna i kochającą, druga zimna i niszczycielska. Jesteś pierwszym wilkiem którego mogłam dotknąć.- Spojrzał na mnie uśmiechnięty.
-Ze mną jest podobnie ale ja mogę dotykać. Właściwie na czym polega twoja klątwa? - Patrzył na mnie zaciekawiony okrągłymi, niebieskimi, połyskującymi oczyma. Były podobne do moich. Westchnęłam.
-To smutna i niszczycielska klątwa. Bo widzisz nie mogę zostać na dłużej w jednym miejscu bo sprowadzam srogą zimę. W okół mnie panują temperatury ujemne takie jak minus trzydzieści stopni Celsjusza. Dlatego... Dlatego nikt nigdy się do mnie nie zbliżył. Zamrażam wszystko dotykiem. Jedyne ciepłe wspomnienia prawie już znikły... Zamazały się. Oprócz tego nie mogę odczytać ciepła ani miłości.- oczy zaszły mi łzami ale szybko je wytarłam.
-A da się jakoś zdjąć tą klątwę?
-Jest głupie rozwiązanie znane ale nie możliwe bo element czyli rubin dawno stłukłam a druga metoda nie jest mi znana.
-Masz kogoś bliskiego?- Eter zasmucił się. Szturchnęłam go lekko i się uśmiechnęłam.
-Wszyscy są mi bliscy, tylko ja nie mogę ich dotknąć. Mam siostrę ale jesteśmy zupełnymi przeciwieństwami. - Uniosłam oczy ku niebu, zaczął pisać śnieg. Lodowy puch znów gromadził się w okół mnie. Zbliżyła się jeszcze trochę do wilka. Troszkę zawstydzona. Spojrzałam na moje łapy. Moje motto które trzyma mnie jeszcze przy życiu? To, że ja nie czuję nic poza zimnem to nie oznacza, że mam go nie okazywać.
-Tak... -Wilk o pięknym brązowo czarnym futrze posmutniał. Jeszcze raz go szturchnęłam. Przepełniło mnie dziwne uczucie. Zdarzyło mi się już kogoś dotknąć ale zazwyczaj futro było szorstkie i oszronione. Teraz, gładkie i puchowe.- Nikt nigdy... Nie nie przytulił? Albo przynajmniej nie wiem...
-Nie... To jest raczej nie możliwe. To nic, czasami musimy coś stracić, żeby ktoś mógł coś dostać. W przyrodzie nigdy nic nigdy nie ginie. Zresztą nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Nikt nie narusza mojej przestrzeni osobistej... tylko, że to zaczęło robić się uciążliwe. Czasami... wariuje. Zresztą nie ważne, porozmawiajmy o czymś wesołym.|
Szliśmy chwilę rozmawiając o praktycznie niczym. W końcu doszliśmy na miejsce. Powiedziałam, że jest tam trochę tłocznie i, że wolę zostać tutaj.
-Poczekam- Powiedziałam uśmiechając się. Basior kiwnął głową i ruszył w stronę Alfy. Usiadłam nigdzie mi się nie śpieszyło. Miałam dziwne przeczucie, że... on zmieni coś więcej... Więcej dla mnie. Um... dziwne myśli. Pewnie spotka inną miłą młodą waderę, nie będzie miał czasu... założy rodzinę, kto wie. Ja znów zostanę zepchnięta na drugi plan. Lecz przyzwyczaiłam się do bycia tylko tłem. Stało się to częścią mnie, nie sądzę by się to zmieniło, lecz sama myśl, że inni są szczęśliwi napawa mnie... szczęściem? Ni-nie wiem jeszcze czy to to ale ch-chyba tak. Łzy pociekły mi po policzkach. Ciepłe łzy. Nawet jeśli mam do końca, do ostatniego tchnienia za tło, to będę szczęśliwa, bo... gdyby wszystko było radosne i ciepłe to czy można było to odróżnić? Ja jestem przykładem zimna dzięki któremu można określić co jest ciepłe... Czy to właśnie moje przeznaczenie? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Będę szukać aż znajdę. Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos... Znajomy głos.
-Mooooon!- Biegł do mnie Eter, szybko wytarłam oczy i uśmiechnęłam się. Zatrzymał się tuż przed mną.- Dołączyłem do watahy. Umm... Podobno to wędrowna wataha.
-Tak... To wędrowna wataha... Cieszę się, że dołączyłeś to może ty poznaj innych a ja usunę się w cień...
-Nie skończyliśmy rozmowy...
-Nie jestem odpowiednim... Rozmówcą? Nie umiem rozmawiać...
-Oj... nie przesadzaj. Właśnie a może znasz tu jakieś wadery?
-A co któraś wpadła ci w oko?- Uśmiechnęłam się patrząc na jego zakłopotanie.
-Ni-nie chodzi o to... Może masz jakieś przyjaciółki.- Jego śliczne oczy lekko błysnęły.
-Nie wiem... Pewnie większość nawet nie pamięta mojego imienia. Umm to nic.- Uśmiechnęłam się.
Lodowy puch nadal lekko prószył.
  
Dokończysz Eter ?

niedziela, 8 listopada 2015

Nowa wadera Keri

 T: MASTER by Snow-Body
Imię: Keri
Płeć: Wadera
Wiek: Uuuu...To ciało wygląda na jakieś 3-4 lata? Sama Keri straciła rachubę po kilku wiekach.
Partner: A kto chciałby być z demonem? Istotą niestabilną, agresywną i z natury nieuczciwą? Ta tu kiedyś próbowała odnaleźć kogoś takiego...Nie udało się i wadera zaniechała dalszych prób. I dobrze.
Rodzina:
Stanowisko: Wojownik
Wykształcenie: Jej doświadczenie ogranicza się głównie do siania chaosu i zniszczenia. Czasem zabijania.
Charakter: Jak już można się domyślić Keri nie jest wilkiem, a przynajmniej nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. To demon uwięziony w ciele śmiertelnika. Nie ma więc chyba nic dziwnego w tym, że nie jest milutka i sympatyczna. Jest zwyczajnie podła i, przeważnie, egoistyczna. Nie rozumie znaczenia słów ,,bezinteresowność" i ,,poświęcenie". No bo po co komuś pomagać jeśli nie ma się z tego zysku lub tracić coś by ktoś inny nie stracił? To głupie. Większość wilków traktuje z wyższością i choć stara się ukrywać, że nie jest jedną z nich zdarza jej się powiedzieć o nich ,,śmiertelnicy". Często też używa określenia ,,dusze". Łatwo się denerwuje, ale na ogół nie z powodu głupich żartów. Czy w ogóle da się z nią porozmawiać? Owszem jeśli zniesiesz jej kąśliwe uwagi i inne złośliwości. Ma dość dziwne poczucie humoru, ale ma. Jest odważna, nie boi się praktycznie niczego. Niekiedy zapomina o ograniczeniach tego ciała co najczęściej powoduje rany kłute, szarpane, cięte i poobijane żebra. Ma bardzo krótki czas reakcji. Jest inteligentna, mało co jej umyka. Trudno ją oszukać, a tym bardziej, nie paść ofiarą jej oszustwa. Pomimo talentu aktorskiego rzadko z niego korzysta by kogoś oszukać. Nie udaje że nie jest arogancką, zakłamaną egoistką, ani się tego nie wstydzi. To dumna wadera, która nie lubi przyznawać się do porażki, ale na szczęście rzadko musi to robić. Najczęściej przemilcza swój błąd, ale potrafi wziąć odpowiedzialność na klatę. Ma dość dziwaczny odruch, a mianowicie ,,syczy". Przeważnie gdy coś ja nieprzyjemnie zaskoczy. Raz brzmi to jak syk węża, raz do złudzenia przypomina syczenie kota. Rzadko kiedy używa ,,magicznej słownej trójcy". Sympatię okazuje podobnie co niechęć, ale nie trudno rozpoznać z kim żartuje, a kogo zwyczajnie oczernia. Nie mówmy tu o poświęceniu i rzucaniu się w ogień, bo ona dla nikogo by tego nie zrobiła. Uznaje prawa dżungli i ,,każdy radzi sobie sam". Nawet gdyby groził jej powrót do piekła nie poprosiłaby o pomoc. I nigdy nie błagałaby o litość.
Historia: Nie rozmyślajmy zbytnio o jej przeszłości i przejdźmy z miejsca do wydarzeń, których następstwem jest ukaranie Keri. A więc po swej ucieczce z odmętów piekła nasz demonek zaczął grę w ciuciubabkę ze sługusami pana piekieł. W końcu dano jej tymczasowy spokój ze względu na inne wałęsające się po świecie szumowiny. Keri miała ubaw. Z jednego ciała do drugiego. Chaos i zamęt- to co lubiła najbardziej. Jeśli ktoś zabił nieszczęśnika w  którym akurat siedziała po prostu ulatniała się i leciała do następnego. W watahach panowała istna anarchia. Najpierw plotka o demonie, polowanie na nosiciela, zabicie nosiciela, zmiana nosiciela i znowu polowanko. Jakiż ona miała ubaw. Nawet gdy przebywała poza ciałem wilka, śmiertelnicy byli wobec niej bezradni. Kilka razy miała mały wypadek ze srebrem, ale szybko dochodziła do siebie i wracała do swoich spraw. Lubiła spacerować w swej najczystszej postaci. Nie ograniczały jej wtedy te zasady co śmiertelników. Tylko w połowie materialne ciało, niewyobrażalna siła i szybkość. Była wolna. Demon w świecie śmiertelników...czuła się jak bogini. Mefistofeles podjął kolejną próbę wymierzenia jej sprawiedliwości- nie powiodła się. Keri pozostawała nieuchwytna. Wtedy zagroził jej, że jeśli nie wróci do Piekła ukaże ją w inny, gorszy sposób. Demon zlekceważył jego słowa i hulał dalej. Mefistofeles wiedział co zaboli ją najbardziej i właśnie to zrobił. Spotkał się z nią osobiście kiedy opętała ciało jakiejś wadery i przeklął. Nie mogła opuścić tego ciała, ale nie przeraziła się. Po prostu rzuciła się z jakiegoś klifu zabijając nieszczęśnicę. Ale co to? Przeniosła się do ciała innej wadery. Spróbowała ponownie i ponownie, a potem jeszcze raz. Była co raz bardziej przerażona. W końcu zrezygnowała i pozostała w ciele śmiertelniczki. Z upływem lat wygląd nieszczęśnicy się zmieniał. Przesiąknięty siłą nieczystą zaczął się do niej upodabniać. Jakie zmiany zaistniały? No choćby białka stały się czarne, a źrenice zaczęły świecić na żółto. Pojawiły się też nieregularne wzory na grzbiecie i pod oczami. Czasami, głównie wtedy gdy wadera wpada w szał ,,przeciekają" ,,demonicznym ja" Keri. Uwierzcie mi na słowo- to nigdy nie jest zabawne.
Klątwa: Mięsna klatka
Zasady klątwy: Keri została uwięziona w ciele śmiertelniczki. Ciało to się nie starzeje, a jeśli zginie, demon zostanie umieszczony gdzie indziej. Jako, że ukrywa kim jest na pytanie ,,Jaką masz klątwę?" odpowiada zwykle: ,,Nie twój zasrany interes". Jeśli już musi, to mówi wszystko pomijając powód dla którego została przeklęta i fakt iż jest demonem.
Głos:

Nick na howrse: CezarLunarny

poniedziałek, 2 listopada 2015

Nowy basior Pax

Imię: Pax. Nie jest to jego prawdziwe imię. To określenie słyszał w życiu najczęściej i pierworodna nazwa zamazała się w jego pamięci.
Płeć: Basior
Wiek: 228 lat i - jeśli nie będzie się wychylał - pociągnie jeszcze dłużej. Małe wredoty są wyjątkowo żywotne...
Partner: Malo która wadera traktuje poważnie zaloty kurdupla sięgającego jej barku. No ale zawsze można próbować i Pax liczy, że kiedyś trafi na kogoś odpowiedniego.
Rodzina: Każdemu przedstawia się jako ,,Syn Dżumy i Cholery". Prawda jest taka, że jego ojciec i starsza siostra padli ofiarą plagi owej Czarnej Śmierci, a matka zmarła przez cholerę.
Stanowisko: Doradca
Wykształcenie: Życie nauczyło go rozróżniać niemal każdą chorobę, jednak przez wzgląd na klątwę nie może podjąć się zawodu medyka. Zdobył jednak kilka innych użytecznych wiadomości.
Charakter: Najsilniejszą cechą charakteru Paxa jest jego nieskończona cierpliwość i spokój. Basior po prostu żyje na tyle długo, że nic go nie zaskoczy...no może poza zjawiskami paranormalnymi, ale wszystko inne jest chłopakowi dobrze znane. Czasem jednak ten jego niezmącony spokój daje efekt odwrotny do zamierzonego - gdy jego rozmówca jest wściekły, opanowanie mniejszego od siebie wilka tylko go bardziej rozjusza. Ma lekki południowy akcent, na dodatek basiorowi zdarza się także od czasu do czasu mówić w swoim dialekcie. Zwłaszcza gdy przeklina. Niektórych słów wspólnego języka dalej się nie nauczył, chociaż miał na to ponad dwieście lat. Nie świadczy to o lenistwie, a raczej o ogromnej obojętności basiora do otaczającego go świata. Rozmowy z nim przypominają mecz ping-ponga ze ścianą: nie ważne jakim rzucisz argumentem, on i tak je odbije, ale o tobie już tego powiedzieć nie można. Jest realistą oraz deistą - wierzy w istnienie sił wyższych, ale sądzi, że nie interesują się już one światem ani tym bardziej nim samym. Trudno mu nie rzucić podczas rozmowy żadną złośliwością. Większość twierdzi, że Pax jest po prostu wrednym kurduplem. Kurduplem, który jednak ma rację. Nie boi się bólu, całe swoje cierpi i wie, że cierpienie jest nieodłączną częścią życia. W połączeniu z jego opanowaniem daje to dość nieprzyjemną dla basiora mieszankę. Zwłaszcza, że chłopak nigdy nie odpuszcza. Będzie drążył jakiś temat aż albo dowie się tego co chce...albo znowu go pobiją. Jeśli chodzi o stosunki socjalne, to wilk raczej trzyma się na uboczu (po części przez klątwę). Lubi mieć widok na wszystkich wokół niego, ale sam nie zacznie nigdy rozmowy. Jak ktoś chce z nim pogadać, to sam musi do niego podejść. To świetny mediator - rozwiązywanie wszelkich kłótni nie sprawia dla niego większych problemów. Może też pełnić rolę psychologa. Zawsze coś komuś poradzi. Nie licz tu jednak na dobroć serca, a raczej chęć zyskania świętego spokoju na kilka godzin. Jest na swój sposób zabawny. Jeśli komuś uda się zdobyć jego szacunek i przyjaźń, może zyskać naprawdę wartościowego kompana, który będzie gotów skoczyć za nim w ogień. Z przyjacielem także potrafi zdecydowanie dłużej rozmawiać, podczas gdy każdej innej osobie poświęci te symboliczne pół minuty. Jest tak głównie dlatego, że Pax nie owija w bawełnę, ani nie bawi się w poetyckie opisy. Mówi jak jest, ustala co konieczne i koniec dyskusji. Jest przy tym także wyjątkowo flegmatyczny, jakby sam chciał zniechęcić rozmówcę do dalszej dyskusji.
Historia: Nie bawmy się w barwne wspomnienia radosnego dzieciństwa. Ten profil nie potrzebuje wiedzieć co Pax porabiał jako szczeniak. Wszystko zaczyna się później...
  Basior w wieku 4 lat zakończył studia medyczne. Był wyjątkowo ambitny i świetnie przygotowany na wszelkie możliwości. Mówiono, że młodemu medykowi nie straszna żadna choroba. Wszystkiemu zaradzał i jego pacjenci zawsze powracali do zdrowia. Chłopak był dumą swoich rodziców oraz starszej siostry. Ta druga zawsze cieszyła się - poza rodzicami - największym szacunkiem basiora. Cała wataha głośno obchodziła się z wiadomością, że mają najlepszego medyka na południu. Aż w końcu dotarło to do tajemniczego jegomościa. Nieznajomy przyszedł do wilka po nastaniu ciemności, gdy ten szykował się już do powrotu do domu. Stara wilczyca nalegała jednak, by jej pomógł, a sumienie medyka (jakże się ono rozszerzyło przez te wszystkie lata...) nie pozwalało mu odmówić. Pacjentka już na starcie poinformowała go, że żaden medyk nie umiał jej pomóc, a skoro pogłoski opisują młodego basiora jako niesamowitego znawcę, to wiązała z nim wielkie nadzieje i będzie bardzo niezadowolona jeśli ją zawiedzie. Gdy wilk jedynie ,,wzruszył ramionami", opisała mu wszystkie objawy i dolegliwości. Basior w życiu nie spotkał takiego przypadku. Mimo to pewny siebie spisał odpowiednią receptę. Wadera odeszła. Ku zdziwieniu medyka wróciła o tej samej porze tydzień później. Była niezadowolona, gdyż jej stan w niczym się nie poprawił.Ponownie chciała pomocy. Tym razem jednak nie poprosiła, ale rozkazała. Basior starał się jak mógł. Niestety tydzień później wadera wróciła. Zaczęła medykowi grozić. Wilk zdesperowany ponownie spróbował. Ale bez skutku. Czwartego tygodnia staruszka odwiedziła go o tej samej porze co zawsze. Ale już nie prosiła, nie rozkazywała ani nie groziła. Powiedziała jedynie grobowym tonem, że od teraz będzie cierpiał na wieki chorobą, której nie będzie w stanie uleczyć. Potem już więcej nie wróciła. Medyk w końcu zapomniał o dziwnej pacjentce. Nikomu też o niej nie mówił. 
  A Klątwa zaczęła działać dopiero rok później.
  Basior zachorował na dżumę. Nie wiadomo skąd. Sam jednak nie zdawał sobie sprawy, że jest chory, ponieważ nie miał żadnych objawów. Ale przywlókł zarazę do swojej watahy. Plaga wytępiła prawie wszystkich. Czarna Śmierć zabrała mu ojca i siostrę, a on nie mógł nic na to poradzić. Dziwił się, że sam nie zachorował, ale ocaleni próbowali utwierdzić go w przekonaniu, że przecież jest medykiem, a medycy zawsze są okazami zdrowia. Dwa lata później ponownie zachorował. Tym razem na cholerę. Historia powtórzyła się - wataha została prawie całkowicie wytępiona przez wirus, który przywlókł. A on sam był okazem zdrowia. Podczas epidemii zmarła jego matka. Alfa watahy zaczął być jednak wobec niego podejrzliwy. Wszyscy tym razem zachorowali, a ich medyk nie okazywał żadnych oznak choroby. Zasięgnął pomocy szamana. Ten dotarł do strasznej prawdy. Gdy medyk usłyszał słowa szamana sam zdecydował się odejść, nie czekając aż Alfa każe go stracić.
  Później zastanawiał się czy zrobił dobrze. Gdyby został stracony, nie byłby dla nikogo niebezpieczeństwem. Później, gdy jego poglądy stały się bardziej samolubne, twierdził, że oszczędziłoby mu to zbędnych cierpień. Klątwa wydłużyła mu życie i przyprawiła rogi. To nie metafora. Basiorowi naprawdę wyrosły rogi. Początkowo małe, cały czas się wydłużały. Dzięki bogu przestały rosnąć po skończeniu przez basiora 100 lat. Ironicznie przez ten cały wiek basior chodził od medyka do medyka - tak jak staruszka, która go przeklęła - i szukał pomocy. Ale wszelkie określenia swojej choroby jakie słyszał to ,,Pax-12", ,,Pax-34" i tym podobne, a czasem ,,Ignota Morbo" - ,,choroba nieznana".
Klątwa: Ignota Morbo
Zasady klątwy: Pax nie może umrzeć przez żaden czynnik naturalny, jak choroba lub starość. Nie oznacza to jednak, że basior nie może chorować. Wręcz przeciwnie: chłopak łapie wszystko, ale nie może się z tego wyleczyć przez długi czas. Głównie przez to niemal zawsze ma katar i boli go gardło. Jego krew ma niecodzienny, jaskrawo niebieski kolor. Dla innych ma właściwości toksyczne. Gdyby odstała się ona do oczu lub gardła mogłaby spowodować nieprzyjemne pieczenie, a dłuższy kontakt sprawia, że wyżera nawet naskórek. Pax korzysta więc z niej czasem jako broni. Gdy jest ranny wykorzystuje ten fakt przeciwko wrogowi. Czasem sam się rani, by móc się bronić. Dlatego też prawie zawsze ma krzywo zabandażowaną łapę lub ogon.
Głos:
Nick na howrse: NyanCat^._.^~