sobota, 31 stycznia 2015

Od Ashera ( CD. Riry i Blue ) :

 Ja ci zaraz pokażę... - odpowiedziałem z uśmiechem, ale przerwał mi rozległy grzmot.
Rira podpłynęła do brzegu i wyszła z wody. Poszedłem w jej ślady. Na nos spadła mi kropla wody. Wadera spojrzała zdziwiona w niebo.
- Burza? Przecież miała być dzisiaj piękna pogoda - oburzyła się.
Zerwał się gwałtowny wiatr. Corvo zakrakał z przerażeniem i odleciał.
- Lepiej wracajmy! - spróbowałem przekrzyczeć wiatr, ale nie na wiele się to zdało.
Wadera na szczęście wiedziała co miałem na myśli i pobiegliśmy przez las do tymczasowych jaskiń watahy. Jeszcze nigdy nie widziałem tak silnej burzy, a żyję dobre trzy wieki. Nagle drogę zagrodziła nam rzeka. Rozejrzałem się. Parę metrów dalej rosło jakieś uschnięte drzewo. Podbiegłem do niego i naparłem na pień łapami. Ale nawet z pomocą Riry ruszyło się tylko trochę. Myślałem gorączkowo. Gdybym mógł się zmienić chociaż na minutę...
- Odsuń się! - zawołałem do Riry i skupiłem się.
Było to jedno z moich "małych zwycięstw" nad duchem Króla Kruków. Łapy zamieniły się w szpony, na grzbiecie pojawił się grzebień z piór i poczułem rozpierającą mnie siłę. Naparłem na drzewo, które tym razem przewaliło się z hukiem. Gdy byliśmy już po drugiej stronie znów cała siła wyparowała zostawiając mnie w swojej zwykłej postaci. Dotarliśmy zdyszeni do jaskini, gdzie była już reszta watahy. Corvo na szczęście wrócił cały.
Później okazało się, że to Azzai była odpowiedzialna za burzę, która minęła szybko. Wieczorem Jenna stwierdziła, że powinna przebadać całą watahę. W nocy przyszła kolej na moją wartę.
 ( tu mniej więcej mieści się opowiadanie Blue )
Blue opowiedziała mi trochę o swoim dzieciństwie i klątwie. Miło mi było z tego powodu. Zaufała mi, a zaufanie cenię sobie wysoko. Nie naciskałem ani nie przerywałem. Po prostu słuchałem. Gdy skończyła nastała chwila ciszy. Zastanawiałem się, a przez moje zamyślenie nad nami kołowały kruki. Blue obserwowała je z zaciekawieniem. W końcu stwierdziłem, że powinienem odwzajemnić zaufanie. Zacząłem więc:
- Ja...nie pamiętam dokładnie swojego dzieciństwa. Miałem tylko ojca. Poniekąd byłem ciężko chory, a życie uratowali mi szamani. Jakoś wszczepili we mnie duszę wilka, który nosił imię Króla Kruków. No i...od tamtego czasu mam te dziwne zdolności. Panuję nad krukami, a one traktują mnie...no jak króla. Ale jest jeszcze zła strona. Gdy za bardzo się uniosę gniewem mogę zmienić się w mutanta. Nie umiem jeszcze nad nim panować, ale mam nadzieję, że wkrótce mi się to uda. Wtedy nie będzie już to klątwą.
Blue przez chwilę milczała. Przez myśl przeszła mi obawa o to, co sobie teraz o mnie pomyśli.

Blue?

Od Blue :

Jestem nowa w Watasze Przeklętych. Wiem, że wszystkie historie tak się zaczynają, ale nic na to nie poradzę. Powinnam jeszcze dodać, że poznałam dużo wilków, zaprzyjaźniłam się z nimi i czuję się tu jak w domu. Tak to powinno wyglądać, prawda? Tylko, że… jeśli jest się mną to nie wszystko jest takie proste.
Jestem tutaj dopiero kilka dni. Gdyby nie mój charakter zapewne oswoiłabym się z tym miejscem szybciej. Problem w tym, że ciężko jest poznawać nowe tereny samemu. A szczególnie kiedy tereny są naprawdę rozległe. Jednak ja dalej nie mam odwagi podejść do jakiegoś obcego wilka, co gorsza kilku wilków, i poprosić o oprowadzenie mnie po watasze. Trochę to głupie, nie sądzicie? Ale już nauczyłam się z tym żyć. Co prawa, czasem taki osamotnienie daje mi się we znaki, ale co innego mogę zrobić? Przez moją przeszłość jestem uprzedzona do innych wilków. Nie ufam im, bo zakładam że nie wyniknie z tego nic dobrego. Nienawidzę samej siebie za takie zachowanie.

Westchnęłam głośno i rozejrzałam się dookoła. Już zdążyłam przyzwyczaić się do ciemności, więc bez przeszkód potrafiłam dostrzec najmniejsze zwierzęta. Nawet z takiej odległości.
Siedziałam bowiem na niewielkiej skalnej półce. Było ciemno, a światło jakie powinien dawać mi księżyc, co jakiś czas zasłaniały chmury. Szkoda bo dzisiaj była ostatnia kwarta. Czas, kiedy duchy prawie w ogóle się nie pojawiają. Czyli chwila, kiedy mam w sobie najwięcej energii. Powinnam się cieszyć, ale w tym momencie jestem skupiona na swoim obowiązku.
Zajmuję stanowisko Nocnego Strażnika. Dlatego też o tej porze, kiedy reszta (bądź większość) watahy śpi, ja powinnam czuwać. Co prawa nie trwa to całą noc, i nie czuwam tak co dziennie (każdy ma też swoje życie), ale teraz nie jestem w stanie spać spokojnie w jaskini. Potrzebowałam być przez jakiś czas sama. Potrzebowałam chwilę odpocząć od istot, które tak często widuję. Ta noc jest odpowiednia.
Nie mam pojęcia, czy w Watasze Przeklętych są jeszcze jacyś Nocni Strażnicy. Osobiście uważam, że powinni być, bo tereny watahy są ogromne, w porównaniu do moich wcześniejszych stad. Gdyby tylko jedna osoba miała pilnować sfory byłaby to mało skuteczne.

Znów westchnęłam, tym razem krócej, i zamknęłam oczy. Poczułam jak zimny wiatr owiewa mi twarz. Jak odgarnia mi włosy z oczu. Jak świszczy w uszach. Otworzyłam oczy. Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie było. Powoli zaczynałam mieć wątpliwości co do tego, czy ktoś jeszcze (z wyjątkiem mnie) nie śpi. Z nudów zaczęłam nucić pod nosem. Wiem, że śpiewałam cicho, ale kiedy wszystko wokół ciebie śpi, masz wrażenie, że ogromnie hałasujesz. Tak też się wtedy czułam, dlatego postanowiłam rozglądać się jeszcze dokładniej. Nie za bardzo lubię jak ktoś słucha, kiedy śpiewam . Poza tym gorzej by było gdybym faktycznie śpiewała głośno i przez przypadek kogoś bym obudziła. Jeszcze tylko tego brakowało.
Usłyszałam za sobą trzask gałęzi. „Przecież dopiero co się rozglądałam”- pomyślałam. W tej chwili przestałam nucić i spojrzałam za siebie. Ujrzałam czarnego wilka. Nie mam pojęcia, czy jego futro faktycznie jest takie ciemne. W nocy wszystko wydaje się mroczniejsze. Moja sierść też wygląda na głęboko czarną. „Tylko biały pozostaje czysty”
Wilk podszedł bliżej. Nie mam pojęcia, czy kiedyś już go widziałam. Wątpię. Nie ma też pojęcia jak ma na imię. Jak już wcześniej wspomniałam, nie potrafię się zaprzyjaźniać i ufać wilkom. Nie kiedy jestem w stadzie zaledwie kilka dni.
-Nie wiedziałem, że są tu jeszcze jacyś Nocni Strażnicy.- odezwał się basior, kiedy usiadł obok.
-To ja powinnam zadać to pytanie.- odparłam cicho. Wilk zaśmiał się serdecznie. Dziwne. Przecież nie chciałam nikogo rozśmieszyć. Nigdy nie miałam poczucia humoru. Powiedziałam tylko to co wiedziałam.
-A ty jesteś pewnie tą nową waderą, co?- spytała się mnie nieznajomy. Westchnęłam. Nie miałam specjalnej ochoty na zabawę w przedstawianie się, ale nie chciałam by ktoś to zauważył. Odpowiedziałam więc:
-Tak. Mam na imię Blue.
-Miło mi. Jestem Asher.
Asher… to imię coś mi mówiło. Może przez przypadek usłyszałam jak ktoś go wołał i zapadło mi w pamięci. Oprócz tego słyszałam też imiona Eloy, Yuuki i chyba jeszcze Forest. Ale co mi po imionach, skoro i tak nie kojarzę ich właścicieli?
-To ty śpiewałaś?- spytał mnie czarny basior. Zdrętwiałam. Jeszcze tylko tego brakowało. Westchnęłam długo. Zaczęłam się szybko rozglądać dookoła. Asher musiał zauważyć moją niechęć i zdenerwowanie, bo odparł szybo:
-A! Jeśli nie chcesz to nie musisz odpowiadać! Po prostu usłyszałem ciekawą piosenkę i chciałem się zapytać.
Poczułam wyrzuty sumienia więc szybo odpowiedziałam, że to ja śpiewałam. Dodałam też że nie za bardzo lubię mówić o tym innym wilkom. Asher skinął głową i nie ciągnął dalej tematu. Był wyrozumiały.
„Może go nawet polubię”- pomyślałam. „Może nie tylko jego. Może potrzebuję tylko czasu, by zaufać tym wilkom. A co jeśli za jakiś miesiąc, lub dwa nie będę czuła się tu samotna? Będę miała wielu przyjaciół?”. Starałam sobie wyobrazić takie życie. Jak wyglądałaby Blue, otoczona wianuszkiem przyjaciół. Samotna wilczyca, która tak po prostu rozmawia z wilkami. O wszystkim i o niczym… „Nie. To niemożliwe”- parsknęłam ironicznie. W myślach skarciłam samą siebie. „Skąd u mnie taki pomysł?!”
Znów parsknęłam, tym razem zbyt głośno, bo Asher się na mnie spojrzał. Obrzucił mnie pytającym spojrzeniem. Szybko pokręciłam głową, dając znać że wszystko w porządku.
-Co się stało?- spytał ostrożnie.
-Cóż… wyobraziłam sobie siebie, która ma przyjaciół w tej watasze. I to wydało mi się śmieszne i nierealne.- spojrzałam na basiora, czekając na jego reakcje.
-Niby czemu? Czekaj czy to… to ma jakiś związek z twoją przeszłością?
„ No tak… przecież w tej watasze każdy nosi jakieś brzemię. Wszyscy mamy jakieś blizny, niektóre bardziej, inne mniej widoczne.”- Nie wiem czemu, ale nagle poczułam, że chcę komuś opowiedzieć o tym co mnie spotkało. Nigdy nikomu o tym nie mówiłam. Wcześniej nie czułam takiej potrzeby. Może zbyt długo to w sobie dusiłam.
-Wiesz… na dalekiej północy istnieją dwa stada. Wataha Białych Wilków i Wataha Czarnych Wilków. Obie sfory od dawna ze sobą walczą. Ja urodziłam się w białym stadzie.- zaczęłam opowiadać bez uprzedzenia. Asher słuchał w skupieniu.- Ponieważ urodziłam się brązowa, inne wilki mnie unikały. Miały przede mną sekrety, nigdy mi nie ufały. Nawet nie znałam imion innych wilków! Nigdy nie widziałam się z Alpha’mi naszego stada!
-I stąd ta twoja nieufność?- spytał się mnie, robiąc wielkie oczy.- wybacz, ale trochę ciężko w to uwierzyć. W całą tą historie o Białym Stadzie.
-Wiem.- przyznałam.- Ale to jeszcze nie koniec historii. Gdy miałam około roku, mój ojciec oskarżył moją matkę o zdradę. Nawet nie wiesz od jakich osób ją wyzywał.- spojrzałam rozbawiona, na basiora a on parsknął rozbawiony.
-Jestem w stanie sobie to wyobrazić.
-Nigdy więcej go już nie widziałam.- spoważniałam.- A matka się ode mnie odwróciła. Już nigdy się do mnie nie odezwała. A około miesiąca później uciekłam. Postanowiłam dołączyć do Watahy Czarnych Wilków.
-Do tego wrogiego stada?
-Do tego samego. Wiesz… na początku nie było tak źle. Traktowali mnie lepiej niż moja prawdziwa rodzina. Trochę to głupie, prawda?- nie czekając na odpowiedź, kontynuowałam.- Ale do czasu. Słońce, zasłoniły chmury.
-Czarne, jak noc chmury.- sprostował Asher, zwracając uwagę na kolor sierści mojej drugiej rodziny. Trochę to dziwne, skoro on też miał czarną sierść.
-Dokładnie. Pewnego dnia, postanowili rzucić na mnie klątwę. Udało im się. Jednak wiedziałam, że zostałam przez nich zdradzona. Chcieli mnie wykorzystać, więc uciekłam. Długo żyłam samotnie, w odosobnieniu. Niedawno trafiłam na tę watahę i zostałam przyjęta. Koniec.
Nastąpiła cisza. Żadne z nas się nie odzywało. Przez jakiś czas, oczywiście. Chciałam coś dopowiedzieć, ale nie wiedziałam co. W końcu odezwał się Asher:
-Stop. Ale czegoś tu nie rozumiem. Tak po prostu rzucili na ciebie klątwę? To głupie.
-Cóż… to nie do końca tak było. Alpha Czarnych Wilków, spytał się mnie dlaczego dołączyłam do ich stada. Powiedziałem, że po to aby białe wilki cierpiały. Po raz pierwszy poczułam wtedy wielką wściekłość, wiesz? Ale to jeszcze nie koniec. Powiedziałam, że chcę widzieć ”cierpiące dusze mojej dawnej rodziny”. Dostałam to, o co prosiłam. DOSŁOWNIE.
-Widziałaś jak twoja rodzina cierpi?
-Nie. Od tej pory widzę duchy. One czerpią ode mnie energię, aby były widoczne. Najgorzej jest w Święto Zmarłych. Wtedy zabierają mi najwięcej życia. Jestem wtedy bardzo słaba. Za pierwszym razem zemdlałam.- Asher westchnął:
-Klątwy nie zawsze są przyjemne. Ale wiesz… każda z nich ma swoje dobre strony. Nawet w najgorszej klątwie, można dostrzec dar.
-Wiem. Odkryłam to, kiedy żyłam sama w lesie. Nie wszystkie duchy są złe. To tylko takie bajki. Tylko nieliczne dusze cię straszą, nawiedzają, albo krzyczą i nie dają żyć. Ale większość z nich nic nie robi. Spokojnie stoi, albo wędruje po świecie. Z niektórymi da się rozmawiać. Wiesz… kiedyś bawiłam się z duchami szczeniąt. Były całkiem urocze i czerpały ode mnie najmniej energii.
-A teraz?- spytał się zaciekawiony.- dostrzegasz gdzieś duchy?
-W jedną noc w roku duchy się nie ukazują. No PRAWIE. W ostatnią kwartę księżyca, czyli dzisiaj. Ale czasem spotkam gdzieś samotną duszę.
-Mam jeszcze jedno pytanie.- zaczął Asher.- Czy tylko ty widzisz duchy?
-A co?- odparłam rozbawiona.- Ty też chciałbyś je ujrzeć?
-Cóż… wydaje się to dość ciekawe.- odparł zawstydzony. Zaśmiałam się krótko.
-Tylko ja je widzę, bo tylko ode mnie mogą one czerpać energię. Ale mogę sprawić, aby ktoś też je widział…
-JAK?!
Spojrzałam na mojego „nowego przyjaciel”.
-To dość osobiste. Kiedyś sprawiłam, że jedna osoba zaczęła widzieć duchy. To był mój jedyny przyjaciel. Ale wiesz... zrobiłam to niechcący. Żadne z nas nie wiedziało co się dzieje. A on oszalał.
-Nie rozumiem. Ten widok był aż tak straszny? Ale przecież… ty jesteś normalna.
-Bo się do tego przyzwyczaiłam. Ujrzał cierpiące dusze i oszalał. To był ostatni raz, kiedy go widziałam. Więcej Ci nie powiem. Jeszcze nie teraz. To dość… smutna historia.
-Dobrze, dobrze. Nie naciskam. Ale nadal mi nie powiedziałaś, co zrobiłaś, że on widział duchy.
-O tym powiem kiedy indziej.- odparłam chłodno, ale spokojnie. Dałam tym samym do zrozumienia, że nie mam ochoty ciągnąć tematu dalej.
-A ty Asher?- zaczęłam.- Jak trafiłeś do Watahy Przeklętych? Jeśli to zbyt osobiste, to przepraszam, że pytam, ale… jaka jest twoja klątwa?
Spojrzałam w złote oczy basiora. Dostrzegłam w nich wahanie, przez co zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze zrobiłam, że spytałam o jego przeszłość. Chciałam go przeprosić, ale w tej chwili Asher odpowiedział:


Asher ?  Co powiedziałeś ?

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Od Azzai :

Nie pamiętam nic co się stało tamtego dnia...Wiem tylko,że wywołałam burze.Czułam,że cała moja energia ulatnia się z mojego ciała.Byłam na tyle słaba,że nie mogłam otworzyć oczu.Nagle przez moje ciało coś przeniknęło,ale co?Po chwili usłyszałam trzask.Ktoś upadł.Chciałam płakać.Nagle ktoś mnie uniósł.Czułam znajomy zapach spalonej sierści.

-Miruuuu... - próbowałam coś powiedzieć
- Witaj z powrotem.-Ktoś powiedział.
-To znaczy,gdzie byyyłam...
- No... trochę narozrabiałaś. Wywołałaś burzę i potem odparłaś słup światła Ver który poleciał w nią samą i Ikanę. Ogółem rzecz biorąc mocno spowolniłaś nasz pochód ale nie przejmuj się. Nikt nie będzie miał pretensji.-Hmmm ten głos,kto to może być?
Coś tam mówiła,ale nie wiedziałam co.Po chwili ona podała mi jakąś dziwną wodę.Nie była za dobra.Usłyszałam coś o Eloy'u.Chyba coś mówiła o tym czy może tutaj być.Potaknęłam głową,chętnie bym z kimś rozmawiała.
Nagle ktoś wszedł.
-Hej Azz jak się czujesz?
-Azz,czy to moje przezwisko?
-Taa chyba tak.-Ten gość się do mnie uśmiechnął.Pomyślałam zrobić mu mały żart.
-A kim ty jesteś?
-Jak kto?Ja JESTEM ELOY!
-Kto?
-Ah,Eloy masz problem ze słuchem?
-Haha mały żart,wiem,że to ty wszędzie rozpoznam ten uśmieszek.
-Hej,Azz czy ta burza miała coś wspólnego ze mną ?
-Nie wiem...Wiem,że coś czułam w sercu,ale tylko to...Chociaż czekaj...Ta osoba...
-Jaka osoba?
-No ta,która była z tobą...
-Yuuki?
-To Yuuki tutaj jest!!!No way..idę do niej...
-Nie czekaj!
Próbowałam wstać,lecz nagle coś strzyknęło mi w nodze.Ała jak to bolało.Pewnie Jenna tego nie zauważyła.
-Co się dzieje?-Usłyszałam głos Eloy'a.Teraz w jego głosie usłuchałam zmartwienie.Pewnie myślał o mnie,gdy byłam nieprzytomna.A może to tylko pozory...
-Nie wiem coś mnie zabolało w nodze.Eh przeżyje.
-Może zawiadomię Jenne??
-Nie,nie...Słuchaj podejdź bliżej.
-Ok a co chcesz zrobić?
-No chodź,nie zabije Cię.
(Podszedł)
Szept:-Czy myślałeś o mnie?To znaczy,czy to co się zdarzyło gdy byliśmy sami to...czemu to zrobiłeś?
-Słucham,od chwili gdy wywołałaś burzę,gdy uciekłaś od nas to myślałem o tobie.A to co było tydzień temu to był przyjacielski gest...
Na głos:-Aha...przyjacielski gest...Rozumiem...-Myślałam,że to było coś więcej niż jak cytuje:Przyjacielski gest.
-A jak myślałaś?
-Nie nic,nic...
Gadaliśmy przez jakiś czas na różne tematy.Śmialiśmy się,rozmawialiśmy...no wszystko co można robić gadając oczywiście co ja mogłam zrobić.Po chwili Jenna weszła i wygoniła Eloy'a.Gdy wychodził spojrzał ostatni raz na mnie.Znów w moim sercu było ciepło.Ah to uczucie...Powiedziałam Jennie,że rozbolała mnie bardzo noga.
-A bo ty masz skręconą łapę...Ah muszę Ci założyć opatrunek.na pewno będziesz jeszcze leżała z 2-5 dni.Ikana nie będzie zadowolona.Jak ty mogłaś zwichnąć łapę?
-Chyba gdy się potknęłam o drzewo...
-Ok teraz nie możesz się ruszać,musze teraz nałożyć maść i tyle.

Ktoś odpisze?

niedziela, 25 stycznia 2015

Od Vervady ( CD. Jenny ) :

Razem z Jenną śmiałyśmy się serdecznie.Podobała mi się wizja spędzenia razem z nią reszty dnia ,w końcu dawno miałyśmy okazję porozmawiać.Niestety...trzeba było zająć się Azzai i przebadać całą watahę.Poza tym Jenna była zajęta jeszcze robieniem różnych mazi ,a niektóre z nich odstraszały zapachem na kilometr.Postanowiłam ,więc ,że jej trochę pomogę.
- Muszę już iść...-powiedziała wadera z ociąganiem.
- Jeśli chcesz mogłabym ci pomóc zająć się Azzai ,albo w robieniu tego czegoś lepkiego.To jak ?
Wilczyca zastanowiła się po czym odparła :
- Czemu nie ?Przyda mi się trochę pomocy.Chciałam jeszcze dzisiaj przeprowadzić badanie kontrolne całej watasze ,więc jeśli chcę się uwinąć...Chyba ,że zostaniemy tu jeszcze jutro.
- Watpię -odparłam -Ikana i tak chciała żebyśmy ruszyli już dzisiaj.Więc zapewne nie zamierza tego przeciągać.
- A Azzai ? To zależy czy będzie miała jutro wystarczająco dużo siły żeby iść.
- Wierzę ,że dzięki twoim lekarskim zdolnościom będzie jutro jak nowa.
Jenna uśmiechnęła się i wstała.
- Dobra ,chodźmy.Muszę wygonić stamtąd Eloy 'a. Rozmawiają za długo ,a jeśli chcemy jutro wyruszyć to Azz musi być w pełni sił.
Potaknęłam głową i weszłam z Jenną do jaskini.Rozejrzałam się.W kącie leżała Azzai rozmawiając z Eloy 'em przyciszonym głosem.
- Ekhem -odezwałam się -Koniec odwiedzin.
Basior odwrócił głowę i spojrzał na nas.
- Jeszcze tylko momencik...
- Nie przeciągaj struny -powiedziała akolitka wypychając go na zewnątrz.
Wilk spojrzał na nas ostatni raz i odszedł.
Razem z Jenną wzięłyśmy się do roboty.Szykowałyśmy jakieś lepkie mazie ,a od niektórych kręciło mi się nawet w głowie.W końcu wilczyca zaczęła przeprowadzać badania.Wilki szły do niej po kolei.W międzyczasie Jenna zajmowała się jeszcze Azz ,która skarżyła się na ból głowy.
W końcu przyszła kolej na mnie.Stanęłam przed akolitką.
- Zaczynajmy te badania -westchnęłam.


Jenna ?

Od Jenny CD Eloya: Na ratunek... wszystkim

Oglądam się za siebie. Ver i Ikana podnoszą się pomrukując trochę. Azzai nadal jest nieprzytomna. A to światło... Mam wrażenie, że wiem skąd się wzięło ale muszę jeszcze poszukać informacji na ten temat, wypytać Azzai... Sprawdzam, czy gorączka spada. Powoli, ale tak, spada. To dobrze. Wadera oddycha miarowo i spokojnie. To dobry znak. Już w porządku. Burza zniknęła i dobrze, ale na wszelki wypadek musimy przeczekać parę godzin w tej jaskini w której schowała się reszta.
 - Dobra, weź mi ktoś pomóż. - proszę resztę i zarzucam sobie częściowo waderę na plecy. Pomaga mi Eloy i ruszamy.
Kiedy docieramy do schroniska, wilki które tam siedziały mają już przygotowane specjalne posłanie dla Azzai i resztę miejsc dla nas. To dobrze, że ruszyli mózgownicami. Przyda się.
 - Dobra, na trzy. - mówię do Eloya. Liczę i kładziemy waderę na miejscu. - Ok, spadaj stąd na razie, muszę się nią zająć.
- Nie, chce tu być. - protestuje.
- Eloy, do cholery, ona potrzebuje spokoju! Nie pomożesz jej w ten sposób. Wyjdź i zapoluj albo prześpij się. Znając Ikanę, będzie chciała nadrobić ostatnie zaległości więc szykuje się długa wędrówka. Idź. - odpowiadam i prawie wypycham wilka z tej małej części jaskini. On obraca się jeszcze, żeby coś powiedzieć jednak mu przerywam. - Dowiesz się pierwszy, jeśli się obudzi. - I z tymi słowami wracam do Azz.
Robię jej okład z kilku ziół, szykuję "herbatkę" na ból głowy i nucę cicho. Nie szamańskie piosenki, bez takich. Po prostu nucę, żeby zagłuszyć ciszę oblepiającą to miejsce. Azzai nadal jest nieprzytomna. Reszta chyba śpi, no może oprócz Jason'a i kilku innych, typu Soha. Ciekawe kiedy ostatnio coś jadł... Trzeba będzie ich wszystkich przebadać za niedługo. Mniach, obowiązki Akolity...
- Mirrrrrru... - słyszę niewyraźny mruk wadery. Spoglądam na nią z uśmiechem.
- Witaj z powrotem. - witam się. Azzai nieprzytomnym wzrokiem bada miejsce swojego położenia i co chwilę mruga.
- To znaczy gdzie byłam? - pyta zachrypniętym wzrokiem.
- No... trochę narozrabiałaś. Wywołałaś burzę i potem odparłaś słup światła Ver który poleciał w nią samą i Ikanę. Ogółem rzecz biorąc mocno spowolniłaś nasz pochód ale nie przejmuj się. Nikt nie będzie miał pretensji. - odpowiadam szczerze a wielkim uśmiechem na pysku. Azz prycha z delikatnym uśmiechem i zamyka oczy.
- Czekaj, pośpisz za chwilę. Najpierw wypij to, bo jak nie to łeb ci odpadnie z bólu. - mówię i podaję jej "herbatkę". - A, i powiedz mi... Chcesz gadać z Eloyem? Bo on się strasznie martwi i bardzo chciał tu siedzieć ale... Wywaliłam go. Potrzebujesz spokoju. To jak?
Wadera chwilę się zastanawia i wypija napar. Następuję chwila ciszy i w końcu Azz kiwa głową twierdząco. Uśmiecham się pokrzepiająco.
 - Ok, zawołam go ale macie max. 10 minut na pogaduchy. Jakby cię wkurzał, to wołaj. W ogóle, jakby coś się działo to wrzeszcz, albo niech on wrzeszczy. - ostrzegam i wychodzę z zakątka. Napotykam Eloya tuż za zakrętem. Kręcę głową ze śmiechem.
 - No idź, idź. Ale - zatrzymuję go łapą. - Tylko 10 minut. I nie denerwuj jej. Jakby coś się działo, wrzeszcz. I nie obchodzi mnie twoja duma. Masz wrzeszczeć. - powtarzam wilkowi i puszczam go.
Podbiegam do Ikany i informuję ją o stanie Azzai. Alfa kiwa głową z ulgą i uśmiecha się, chwaląc mnie za dobrą robotę. Uśmiecham się szeroko, na co ona wybucha śmiechem.
 - A, Ikano. Mam taką prośbę. Niech o zachodzie wszyscy będą tutaj, ok? Chcę ich przebadać. Nic takiego, tylko kontrola. Martwi mnie trochę ich ogólne zachowanie i forma. - informuję jeszcze.
- Dobrze, będą. Dzięki Jenna. - odpowiada uśmiechnięta acz zmęczona Alfa i kładzie się pod ścianą. Chciałabym iść w jej ślady ale nie mogę. Muszę przygotować jeszcze leki na późniejsze badania oraz trochę poszperać...
* Półtorej godziny później *
Moje powieki ważą pierdyliardy kilogramów. Przygotowałam już wszystko ale nie miałam nawet czasu czegoś zjeść albo chociażby się napić. W efekcie, jestem o suchym pysku od ranka. To przygnębiające, bo mój żołądek robi mi za orkiestrę ale zbywam go i nadal szykuję mieszanki.
- Jenna? Jesteś tam? - słyszę głos Ver.
- Tak, tak. Tylko, proszę ciszej. Azz dopiero co zasnęła. - szepczę głośniej i zerkam na poszkodowaną.
- A tak. - odszeptuje Vervada. - Mam coś dla ciebie.
- Zaraz mi dasz, wyjdźmy stąd, żeby jej nie obudzić. Ale mam nadzieję, że to krótka rzecz bo za chwilę odbędą się badania kontrolne a ja mam jeszcze do zrobienia...
- Tak tak. - Macha na mnie łapą i wychodzimy. Siadamy na skraju wejścia do jaskini i Ver podaje mi świeżo upolowanego zająca. Robię wilkie oczy a mój żołądek aż rwie się do przytulenia Vervady.
 - O rany, Ver! Ratujesz mi zadek. Dziękuję. - mówię i uśmiecham się do koleżanki. Wgryzam się w mięso i po paru minutach już nie ma nic oprócz kości.
- No, wreszcie coś zjadłaś. Nam chcesz robić badania a sama jesteś chuda jak patyk. - prycha przechodząc obok Soha. Śmiejemy się z Ver i kładziemy na ziemi.
- Rany. - wzdycha wadera.
- Co?
- No wiesz, dawno nie gadałyśmy, nie wiem czy zauważyłaś. - Spogląda na mnie.
- Fakt. Przepraszam. Byłam tak zajęta Forestem, potem chwila przerwy w której co chwila dochodzili nowi i musiałam ich badać, teraz Azzai i...
- Nic się nie stało. Tylko trochę mi ciebie brakowało, wiesz ciętych ripost, odradzanie facetów.
- A tak, w tym jestem dobra. - śmieję się i Ver dołącza do mnie.
<Vervada?>

Nowa wadera Blue



Imię: Blue
Płeć: samica
Wiek: 8 lat
Partner: eeeee.... nie. Raczej się do tego nie nadaję.
Rodzina: Miała kiedyś rodzinę… nawet dwie. Ale woli o nich nie myśleć…
Stanowisko: Nocny Strażnik (w wolnym czasie muzyk)
Charakter:Cóż… ciężko jest ująć jej osobowość w kilku zdaniach. Ale jedno jest pewne- Blue jest jedną z najbardziej ekscentrycznych i najdziwniejszych wader jakie chodzą po ziemi. Nie chodzi o to, że jest nienormalna. To nie jej zachowania są dziwne, a wygląd. Często spina włosy tysiącem, niepasujących do siebie spinek, tworząc na głowie nastroszone „coś” i rzuca innym nieokreślone spojrzenia. Dlaczego? Cóż, wadera nie lubi gdy ktoś ją gnębi. Jednak szybko odkryła, że im dziwniej wygląda, im bardziej daje do zrozumienia wilkom, że nie jest taka jak oni, tym mniej się jej czepiają. Ma to jednak swoje złe strony. Ciężko jest jej znaleźć przyjaciół. Nie chodzi o to, że Blue jest chamska. Raczej nikt nie nazwałby jej wredną suką. Nie chodzi też o to, że jest nieśmiała i nie próbowała. Nic z tych rzeczy. Problem polega w tym, że kiedy jest się dziwną, to wszyscy dookoła są normalni.
Chociaż Blue, mam zły zwyczaj mówienia innym wilkom co myśli i często nie powstrzymuje się od złośliwych komentarzy, to na ogół jest miłą waderą. Nie lubi patrzeć na czyjeś łzy i cierpienie, więc zazwyczaj stara się unikać niewygodnych i drażliwych tematów. Chociaż wiele rzeczy na świecie ją ciekawi i lubi odkrywać tajemnice życia, to nie ma zwyczaju zadawania pytań. A przynajmniej tych bardzo zbędnych. Dla niej rozmowa powinna mieć głębszy sens. Nigdy nie potrafiła rozmawiać z kimś „tak po prostu” o „czymkolwiek”. Chociaż wygląda niepozornie i niegroźnie to nie ma niczego bardziej mylnego. To odważna wadera, która twardo stąpa po ziemi i lubi przyjmować wyzwania. Wiele wilków twierdzi, że Blue jest chłopczycą. I coś w tym jest. Wadera nigdy nie była romantyczną i niewinną wilczycą. Gardzi wilkami, które potrafią godzinami przyglądać się swojemu odbiciu i wychwalać swą urodę. Jedyną w miarę „damską” rzeczą jaka Blue robi, jest śpiewanie. Blue ma śliczny głos, chociaż nie lubi się nim chwalić. Wilczyca lubi śpiewać, ale nie lubi mówić innym, że to potrafi. Woli już opowiadać o swojej klątwie, której (w przeciwieństwie do innych wilków) się nie wstydzi i nie wypiera.
Historia: Na odległej północy znajdują się dwa, ogromne stada wilków. Czarna, oraz bała sfora. Obie watahy kłócą się i walczą ze sobą od wieków. Dosłownie. Walki po między wilkami trwają od wielu pokoleń, ale nikt nie powiedział mi dlaczego. Wilki z mojego stada zawsze gorzej mnie traktowały. Dlaczego? Już opowiadam.
Urodziłam się w Watasze Białych Wilków. Jak sama nazwa wskazuje, wszystkie pochodzące stamtąd wilki miały śnieżnobiałe futra. Bez wyjątku. To znaczy… do czasu moich narodzin. Ponieważ ja urodziłam się szaro-niebieska.
Nie wiem jaki szok przeżyli moi rodzice i reszta stada, zaraz po moim urodzeniu. Byłam wtedy zbyt małą by choćby otworzyć oczy. Ale jestem wstanie wyobrazić sobie ich ból. Gdy dorastałam, nie byłam traktowana tak jak reszta stada. Nie chodzi o to, że starsze wilki mnie gnębiły i poniżały. Wiem, że nie robili tego, bym nie uciekła do Watahy Czarnych Wilków. Jednak zawsze starali się mnie unikać, dlatego też nigdy nie miałam przyjaciół. Każdy, bez wyjątku, traktował mnie jak osobę inną od reszty. Wiem dlaczego. Przecież szara sierść bardziej przypomina czarną, niż białą, nie sądzicie? To był powód ich zachowania. Nie chodziło o to, że nie urodziłam się śnieżono-biała. Chodziło o to, że kolor mojego futra bardziej przypominał czerń niż biel. Ale czy to była moja wina? Oczywiście, że nie! Są rzeczy na które nie mamy wpływu. To była loteria.
Jedynie rodzice obchodzili się ze mną trochę lepiej. Do pewnego czasu…
Stało się to gdy skończyłam rok. Ojciec nie wytrzymał. Przy mnie, oskarżył moją matkę, a swoją żonę o… jak on to nazwał? Zdradę? Nie… to było jakieś inne słowo, ale nie mogę go sobie przypomnieć. Nazwał ją wtedy s**ą, dzi**ą i tym podobne. Zaraz później uciekł od nas i nie wrócił. Już nigdy. Od tamtej pory matka mnie nienawidziła. Obwiniała mnie o wszystko! W efekcie zachowywał się gorzej niż reszta stada. Po miesiącu coś we mnie pękło…. Nie wytrzymałam dłużej.
Gdy miałam około 1,2 roku postanowiłam opuścić Watahę Białych Wilków. Jednak wiedziałam, że nikt nie będzie się o mnie martwić. A ja chciałam, aby wszyscy, którzy mnie gnębili poczuli ból. Ucieczka ze stada nie wystarczyła. Chciałam dołączyć do wrogiej nam Watahy Czarnych Wilków. Tak też zrobiłam. Czyn pociąga za sobą konsekwencje. To jak akcja i reakcja. Ciemne wilki przyjęły mnie do stada i traktowały znacznie lepiej niż poprzednia rodzina. Chociaż pewnego dnia, popełniłam wielki błąd, którego nigdy w życiu sobie nie wybaczę. Ale kto mógł to przewidzieć? To była tylko loteria. La loteria.
Kiedy Alpha Watahy Czarnych Wilków spytał mnie dlaczego tak naprawdę chciałam dołączyć do ich stada, odparłam bez wahania. ”Chcę, aby białe wilki cierpiały”. A on odparł zaskoczony „”Może to dziwne, ale ja pragnę tego samego”. Do dziś pamiętam uśmiech Alphy. Był to straszny, złowrogi i nikczemny uśmiech. Jakiś czas później dowiedziałam się, że Czarne Wilki miały wobec mnie pewne zamiary.
Pamiętam dzień, a właściwie noc, kiedy obudziłam się w ciemnej jaskini. Leżałam na płaskim kamieniu, a dookoła mnie stały wilki. W świetle księżyca wyglądały jeszcze straszniej niż zwykle. Miałam wtedy nadzieję, że ja tak przerażająco nie wyglądam. Pamiętam jak podszedł do mnie władca stada. Spytałam się go, co chcą ze mną zrobić. On odparł, że chce spełnić moje życzenie. Wiedziałam o co mu chodziło. Krzyknęłam do niego, że ja nie mówiłam poważnie. To jego marzenie nie moje! Alpha odparł tylko: ”Wygram ja, wygrasz ty”.
Dzisiaj rozumiem, że tamtego dnia, podczas rozmowy z Alphą użyłam złych słów. Powiedziałam, że chcę widzieć śmierć Białych wilków. ”Chcę widzieć ich cierpiące dusze”. Tamtej nocy dostałam to o co prosiłam. Od tamtego momentu jestem w stanie widzieć duchy. Zarówno w noc jak i w dzień. Mogę z nimi rozmawiać, ale one nie zawsze odpowiadają. Z początku widywałam duchy rzadko, najczęściej były to pojedyncze dusze, ujawniające się podczas święta zmarłych. Jednak później widziałam je coraz częściej… i było ich coraz więcej. Abym mogła dostrzec duchy, te czerpały ode mnie energię. Działam na nie jak magnez.
Nie wiem tylko czemu Alpha Watahy Czarnych Wilków mi to zrobił. I jeszcze jego słowa: ”Wygram ja, wygrasz ty”. Ale co on chciał osiągnąć, dzięki mojej umiejętności?! Przecież tylko ja i "zdolne wilki" potrafią widzieć duchy, ale tylko ode mnie dusze, potrafiły czerpać energię. Jednak nie ma to żadnego związku z przywracaniem nieżywych do życia. Po prostu jestem w stanie dostrzec zjawy. Co on chciał osiągnąć? Nie mam pojęcia. Już nigdy się nie dowiedziałam. Uciekłam z watahy… po raz drugi.
To była szybka decyzja. Akcja, reakcja. Skoro tamci chcieli mnie wykorzystać, ja postanowiłam uciec. Stwierdziłam, że to będzie dla mnie najlepsze. Jedna decyzja, wygrana na loterii.
La loteria
Wygram ja, wygrasz ty.
Ale tamtego dnia, żadne z nas nie wygrało. Oboje przegraliśmy. Alpha stracił swoją broń, a ja dostałam moc, o którą tak naprawdę wcale nie prosiłam. Ale musiałam z nią jakoś żyć, prawda? Gdy miałam 3 lata zostałam przygarnięta przez Watahę Przeklętych. Stado, do którego trafiały wilki, które również otrzymały pewne nietypowe umiejętności. Alpha watahy przygarnęła mnie do swojego stada. Wtedy, po raz pierwszy miałam uczucia, że naprawdę wygrałam los na loterii.
La loteria.
Wygram ja, wygrasz ty.
Cóż… nie jestem pewna co się stało z Alphą Watahy Czarnych Wilków. Nie wiem, czy doczekał się on swojego zwycięstwa. Ja na pewno już wygrałam. Ale skoro ja… to może i on? Nie wiem… ale do dzisiaj w głowie dziwaczą mi jego słowa: ”Wygram ja, wygrasz ty”. Mam nadzieję, że kiedyś się zamknie.
Klątwa: Widmo Duszy, Ostatnia Nadzieja
Znaczenia klątw: -Blue jest w stanie widzieć duchy, a te, aby być widocznymi, pobierają od niej energię
-Jest niczym „chodząca bateria”. Sprawia, że w jej pobliżu wszystko lepiej słychać i widać. Jej obecność często dodaje energii chorym bądź słabym wilkom.
-Ponieważ działa jak magnez na duchy, to dzięki jej energii, wilki o specjalnych zdolnościach mogą widzieć duchy (ale nie do końca panuje nad tą klątwą).
Właściciel: Annabeth
Głos:

sobota, 24 stycznia 2015

Od Moonlight: Ciepło.


 Uśmiechnęłam się. W końcu ktoś się mnie zapytał, co czuję. Oczy, choć szklane, zaszły mi mgiełką, zobaczyłam dziwny… dziwnego, wilka. Uśmiechał się do mnie, stał… na szczycie gór. Była cała w śniegu. Wiał silny wiatr, słońce świeciło i nie było chmur, po mimo to padał śnieg. Scenka szybko znikła mi z prze oczu.
-Czuje się, dziwnie. Nigdy wcześniej nie czułam ciepła, a raczej nie pamiętam. A ty pewnie jesteś wyziębiony- Spojrzałam na basiora. Miał lekkie dreszcze, i jakby kulił się do środka siebie.
-Taaak.- Powiedział przeciągle.- Nie mogę wyzbyć się tego uczucia, to dziwne. Czy ty czujesz to cały czas?
-Tak.- Powiedziałam spokojnie. Basior tak jakby się skrzywił-, Ale… O wiele mocniejsze jest moje zimno. Pewnie całkowicie nie wiesz jak pozbyć się tego zimna?
Basior kiwnął głową. Westchnęłam, moja klątwa jest tak bardzo Poplątana.
-Bo widzisz, to zimno to nie to nie, hmm… wychłodzenie. Ja zabrałam ci jakby trochę ciepłych uczuć. To znaczy, szczęśliwych, radosnych, miłych, takich jak miłość, albo co innego. – Pogrążam się coraz bardziej. Muszę mniej mielić językiem.- Te uczucia są… ciepłe. Za to ból, smutek, samotność i nienawiść, są zimne. Zawiść, tęsknota, jestem przez moją klątwę przepełniona tymi uczuciami, i nie wiem co to radość.
-Ale sję uśmiechasz- Zdziwił się basior.
-Może inaczej ci to powiem… Moja klątwa, blokuje takie ciepło, i nie pozwala mu dotrzeć do mnie. A inaczej jest kiedy to we mnie pojawia się ciepło. Wtedy się uśmiecham ale to od razu się zmienia w ból, i zimno.
Paluku posmutniał. Czy było mu mnie żal? Czy może nie rozumiał. Eh smutno to mi było, że sprawiam mu przykrość. Nie powinnam istnieć. A jeśli nie zdoła odzyskać ciepła? Nie chciała bym, żeby to się stało.
-Emmm… wstyd mi się przyznać ale… nie umiem polować. Czy pokazał byś mi jak to się robi?
-A rodzice cie nie nauczyli- Po tych słowach poczułam się jakbym się właśnie wykąpała w morzu przy biegunie północnym.
-Nie miałam rodziców- Powiedziałam mu z wyraźnym smutkiem- Ale… to nic, proszę pokażesz mi?
Może jak nauczy mnie polować poczuje się lekko zadowolony, albo nawet radosny, że rozpalił we mnie iskierkę ciepła, a on odzyska wtedy swoje. Zostanę jeszcze trochę a potem odejdę. Kryształ na mojej szyi zaświecił.
 
Paluku?? Hehehe?

Od Eloya CD Azzai

Zdziwiła mnie obecność Azzai.A przede wszystkim jej mina na widok mnie i Yuuki..Ale my przecież nie robiliśmy nic złego...rozmwialismy tylko i polowaliśmy.Oszołomiła mnie również reakcja wadery.Była jakaś spięta i zdenerwowana.Wzruszyłem ramionami.Nie mam żadnych wyrzutów sumienia.Nie zrobiłem nic złego.A to co zaszło wcześniej pomiędzy mną ,a Azzai...chyba ,aż takiego wielekiego znaczenia nie miało.Ot ,przyjacielski gest.
- Chodźmy Yuuki -powiedziałem do wilczycy -która odprowadzała odchodzącą Azzai wzrokiem -Wyczułemm ,że niedaleko jest ten jeleń.
Wadera przytaknęła i ruszyła obok mnie.Nagle zaczęły mnie opanowywać pewne wątpliwości...Nie ! Eloy uspokój się ! Nie zrobiłeś ,przecież nic złego.Azzai to ładna wadera ,Yuuki też...wszystkie wadery są ładne.
Skrzywiłem się.
Nie.Nie wszystkie wadery są ładne.Ale np. Ikana jest nawet ładna .Jenna też.I Moonlight ,Rira...są nawet ładne.A Vervada też niczego sobie...Ale w Azzai było jednak coś wyjątkowego...Oh co ja plecę ? Eloy ,uspokój się ! Myśl o czymś innym....Myśl o polowaniu ...!
- Eloy ?-szepnęła Yuuki. -Wszystko w porządku ?
Przytaknąłem niezdarnie.Nagle niebo rozjaśniła błyskawica płosząc naszą ofiarę.Wiatr zerwał się ,drzewa zaszeleściły niespokojnie...Druga błyskawica !...I trzecia ! Ni stąd ni zowąd zerwał się silny deszcz...
- Yuuki ! -krzyknąłem próbuąc przekrzyczeć wiatr - Biegnij do watahy ! Wracamy !
Ruszyliśmy pędem i zaraz byliśmy już na miejscu.Wataha schowała się w jednej z jaskiń.Dotarliśmy do nich.
- Gdzie jest Azzai ? --spytała Ikana.
- Nie wiem -odparliśmy z Yuuki.
Rozejrzałem się.Moją uwagę przykuł szczególnie wyraz twarzy Vervady.
Alfa podeszła do niej.Chwilę rozmwiały szeptem.Ku mojemu zdziwieniu Delta ruszyła do wyjścia razem z alfą.Chwilę później dołączyli do nich : Paluku ,Jason i Jenna.
- Zostańcie tu -powiedziała Ikana zwracając się do pozostałych. -Tutaj jesteście bezpieczni.Jeśli będę was potrzebować ,lub zawiadomić o czymś -wyślę do was Jason ;a.A ty Eloy idziesz z nami.
Posłusznie udałem się za nimi.

Kiedy w końcu znaleźliśmy Azzai ,ta leżała pod usmażonym drzewem.Widać było jakby cała energia burzy była pobierana właśnie z niej.Zacząłem wszystkiemu się przyglądać.
Vervada rzucała razem z alfą różne zaklęcia ,jednakże nie dawało to zbytnio rady , chociaż musze przyznac ,że burza się już uspokoiła. Jenna próbowała zbadać Azzai ,a Paluku i Jason próbowali ją uspokić.W kocu burza wzmogła się , a wiatr dosłownie prawie mnie uniósł.Nieoczekiwanie nasza Delta posłała w stronę Azzai słup niebieskiego światłą ,który trafił ją.Podbiegłem do Azzai.Burza momentalnie zniknęła.I zrobiło się przerażająco cicho.Jenna opatrywała ją dalej.Plauku i Jason usiedli obok akolitki.Ikana również podeszła ,ale Vervada kręciła się niespokojnie.KU mojemu zdziwieniu słup światła ,który wystrzeliła Delta uszedł z ciała Azzai i zmierzał w stronę Delty i Alfy.Obie wadery spojrzały po sobie ,po czym wytworzyły jakieś magiczne bariery.Słabo podziałały.Ikana poleciała kilka metrów dalej i wpadła w jakieś krzaaki ,a Ver poleciała i uderzła w jakieś drzewo opadając bezwłądnie na ziemię.Takiego widowiska to ja w życiu nie widziałem.


<Ktoś chce dokończyć ?>

piątek, 23 stycznia 2015

Od Azzai :

Nastał ranek.Po paru przeciągnięć,byłam gotowa na przeżycie tego dnia.Części wilków nie było.Jason sobie latał na górze,chyba by nie zasnąć.Nie wiem jak można nie spać przez całe życie.Eloy'a gdzieś wcięło,a miałam z nim o czymś porozmawiać.
-Soha,gdzie jest Eloy?
-A czemu go szukasz?
-Oh nie twoja sprawa.To wiesz czy nie wiesz?
-Hehe chyba wiem o co Ci chodzi.No dobra Eloy,no nie wiem chyba poszedł do lasu.
-Ok dzięki.A propo zjedz coś.
-Ech no dobra.
Pobiegłam do lasu.Pomyślałam,żeby go nie wołać,może poluje.Myślałam sobie jak zacząć rozmowę.Weszłam na małą górkę by się rozejrzeć.Na niewielkiej polanie między drzewami były jakieś sylwetki.Pomyślałam,że jest to Eloy z jakimś zwierzęciem.Podbiegłam w tą stronę,po czym schowałam sie za skałą.To był Eloy z jakąś waderą.W głowie rodziły mi się dziwne i chore myśli.Podeszłam trochę bliżej.Usłyszałam coś o polowaniu i poszli.Postanowiłam za nimi iść.Po półgodzinnym łażeniu za nimi zauważyłam,że się skradaja.W oddali był ogromny łoś.Podeszłam z drugiej strony i skradałam się również za nim.Nagle wystartowałam.Nie miałam ochoty go zabić,tylko zwrócić na siebię uwagę.
-Azzai to ty?
-No a kto inny?
-Haha,śmieszne co ty tu robisz i czemu go spłoszyłaś?
-Yyy polowałam na niego,a wy?
-My też.
-My?
-A,Azzai poznaj Yuuki.
-Hej Yuuuki...co ty tu robisz i z nim?
-Yyy noo Eloy mnie spotkał i tak gadamy sobie.
-Posłuchaj,to jest teren watahy przeklętych,więc może odejdź sobie.
-Ale ja chce się przyłączyć.
-Co!!!Nie ma mowy brak miejsc.
-Eloy mówił,że moge się do was przyłączyć,co nie Eloy!-(Słowo Eloy zostało powiedziane w tym samym czasie)
-Yyy...No...tak zgadza się.
-Grrr no cóż to se idź to tej watahy,ja idę.
Pobiegłam.Byłam zazdrosna,nie wiem czy to to uczucie,ale nie wiem jak inaczej to powiedzieć.Biegłam bardzo długo.Po chwili upadłam pod drzewem i tak leżałam.Z moich oczu wypływały łzy.
-NIENAWIDZĘ TEGO ŻYCIA!!!!
Nagle uświadomiłam sobię,że leżę nad drzewem,gdzie dostałam klątwę.Szybko wstałam i go zobaczyłam w całej okazałości.Drzewo było całkowicie spalone.Ale nie przejmowałam się tym bo nie zauważenie sprawiłam,że wytworzyłam ogromną burzę.

Eloy(szczególnie)I reszta

środa, 21 stycznia 2015

Od Riry ( CD. Ashera ):

Spiorunowałam go wzrokiem. Dumnie podniosłam łeb i okrążyłam Ashera. Stanęłam za nim i popchnęłam go bokiem. Basior wpadł do wody z pluskiem, a Corvo poderwał się z jego grzbietu w powietrze, nie chcąc się zmoczyć. Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Upadłam grzbietem na ziemię trzymając się za brzuch. Na moje nieszcięście, koło brzegu rozciągało się błoto. Jak na zjeżdżalni ześlizgnęłam się z niego do wody. Słyszałam spod tafli śmiech Ashera. Gdy się wynurzyłam, moje niebieskie włosy pod ciężarem wody oklapły, zasłaniając mi prawie cały widok. Odgarnęłam łapą z pyska część z nich, dzięki czemu mogłam widzieć tylko na jedno oko. Spojrzałam na basiora. Dalej się śmiał. Uśmiechnęłam się na widok tego obrazka. Nagle poczułam koło łapy lekkie muśnięcie. Zerknęłam w tamtą stronę.
-Ryba!-krzyknęłam. Zanim Asher zdążył się zorientować, już rzuciłam się na nią nurkując. Ciężko mi było złapać ją stojąc na brzegu, to co dopiero w wodzie. Kłapnęłam pyskie raz czy dwa, ale i tak nie miałam w nim nic, oprócz wody. Wynurzyłam się łapczywie chwytając powietrze w płuca i kaszląc.-Zachłysnęłam się-zaśmiałam się bijąc łapą w swoją pierś.
-Źle to robisz-Asher podpłynął do mnie
-Ach, tak?-zapytałam-To może mi pokarzesz, co?-odparłam z uśmieszkiem.

                                                                           
Asher? 

od Ashera

Gdy się obudziłem przez moment nie miałem pojęcia gdzie jestem. Później przypomniałem sobie, że w nocy dołączyłem do watahy. Dziwne uczucie: budzić się ze świadomością, że nie musisz już uciekać przed własnym gatunkiem. Obejrzałem się wokół. Corvo zakrakał zezłoszczony kiedy spróbowałem wstać. Riry nie było. To do mnie niepodobne, ale chciałem się z nią zobaczyć. Tak po prostu. Szczerze, to znam tutaj tylko ją.
Corvo dziobnął mnie w ucho.
- Au! Od kiedy jest z ciebie taki śpioch? - powiedziałem idąc truchtem w stronę lasu.
Przekleństw, które kruk wypowiadał w myślach lepiej nie tłumaczyć.
Znalazłem Rirę przy jakiejś rzece. Pochylała łeb nad wodą próbując złapać jakąś rybę, których było tu pełno. Podszedłem do niej cicho. Nie zauważyła mnie. Uśmiechnąłem się złośliwie i krzuknąłem:
- BU!
Wadera zaskoczona niemal wpadła do wody. Obejrzała się za sprawcą. Klątwa nie pozwoliła jej poznać mnie po twarzy, ale za to umiała rozpoznać Corvo.
- ASHER! - warknęła. - Zawału dostanę!
Parsknąłem śmiechem.
- Wybacz. Nie wiem co mnie napadło.
 
Rira? Wybacz braki pomysłów :< 

wtorek, 20 stycznia 2015

od Paluku(CD. Moonlight)

Ta popatrzyła na mnie smutno.
-Klątwa- odparła i już chciała odejść.
-Zaczikaj!-zawołałem i chwyciłem ją za ramię, czego momentalnie pożałowałem. Jestem Afrykańczykiem, zimno jakoś mi nie leży.
 Wadera spojrzała na mnie ponurym pytającym wzrokiem.
-Weź siobie trochę ciepła-machnąłem ręką- Potem się jakoś zregienruję.
Można sobie łatwo wyobrazić jak wkurza mnie moja niepoprawna dykcja. Chcesz powiedzieć ,,dzień dobry", a z twojego pyska wydobywa się,,dień diobry"i to wcale nie dlatego, że nie wiesz jak to się wymawia, a dlatego, że po prostu nie umiesz.
-Nie...-odparła z ociąganiem.
-Nalegam-powiedziałem z nieudawaną powagą.
Nim się zorientowałem zrobiło mi się jakoś zimno. Obejrzałem uważnie prawa łapę, szukając na niej śladu lodu, ale niczego nie dostrzegłem.
-Skoro aż tak ci zależy-dodała i odeszła.
Może tylko mi się zdawało, ale odniosłem wrażenie, że odrobina lodu na ramieniu stopiła się. Odetchnąłem z ulgą.
-Cóż za dżentelmen- usłyszałem głos za sobą.
Obejrzałem się za siebie. W moją stronę szła Jenna, minęła mnie złośliwie się uśmiechając. Chwilę potem pojawiła się i Ikana, ale bynajmniej nie raczyła mi powiedzieć niczego miłego. Tylko uśmiechnęła się.  Trudno mi jednak określić, czy uśmiech ów miał wyrazić aprobatę czy może cos innego. Wzruszyłem ramionami. Nie ma co oczekiwać oklasków, lepiej zadowolić się własną satysfakcją.
 Osobiście czułem się bardzo dobrze z tym, że mogłem jakoś pomóc Moonlight. Choć nadal towarzyszył mi lekki chłód. Choć od jakiejś godziny siedziałem na słońcu to nie potrafiłem wyzbyć się go. W pewnym momencie podeszła do mnie Moonlight i spytała czy wszystko w porządku.
-Tak-skłamałem.
-Cieszy mnie to-odparła.
Wydawała się być nadal lekko przygnębiona. Może ma wyrzuty sumienia? Wysiliłem się na uśmiech.
-Polecam się na przyszłość-powiedziałem, choć nie miałem choćby najmniejszej ochoty na powtórkę. Jednakowoż nie ukrywam iż w razie czego pozwoliłbym się wychłodzić jeszcze raz, ale trochę później...
 Dobiegł nas głos alfy. Powiedziała ,że  wyruszamy  za parę godzin i nie życzy sobie by ktoś się znowu gubił. Wzruszyłem ramionami. Nie specjalnie mnie teraz interesowało szwendanie się. Byłem całkowicie przejęty swoim własnym wyziębieniem. Może, mała pogawędka pomoże mi odwrócić uwagę od tego nieprzyjemnego uczucie. Tak właściwie wolałbym odebrać teraz lekcję z Vervadą, ale chyba była teraz zajęta więc...
- Jak się czujesz?-spytałem siląc się na uśmiech.

Moonli?

niedziela, 18 stycznia 2015

od Monlight(CD. Paluku): Lodowa fugurka

Poczułam, że kryształ z wolna opada, odłamuje się kawałkami. Było to dość przyjemne a raczej było by, gdyby nie to, że zamieniałam się w lodową, rzeźbę. Poczułam jak lód zamienia się miejscami z moimi mięśniami, jak zachodzi na skórę, potem śnieg tak jakby przymarzł do mojej ,,lodowej'' skóry, tak jakby to była moja sierść, a na śniegu zaczęły pojawiać się igiełki mrozu, w rożnych kolorach. Otworzyłam oczy, bardzo powoli. Widziałam Ikane i Jenne, i Kolorowego wilka... Eh... patrzyli na mnie wcale nie zdziwieni, z niecierpliwością na twarzach. Czekali aż otworze oczy? Chyba normalnie wyglądałam ale w cale się tak nie czułam. Moje ciało... było z lodu. Byłam przesiąknięta, bólem, obojętnością, żalem... To ciepło które ziało od nich było w porównaniu do mojego zimna niczym cień w gorące letnie popołudnie. Nie czułam nic oprócz, bólu i innych tym podobnych.
-Nic ci nie jest?- Zapytał się Wilk, ten kolorowy... trochę ciepła zaiskrzyło się w głębi mnie ale to przyjemne uczucie szybko zamieniło się w lód. Jęknęłam z bólu. Oczy... poczułam, że zrobiły się całkiem szklane. Spojrzałam pustym wzrokiem na resztę, to nie było do mnie podobne. Moja klątwa... zmienia nie tylko tych w okół mnie, ale i samą mnie. Od Paluka biło największe ciepło.
-Nie, nic mi nie jest, czuje się, pusta...-Podeszłam do niego, było to dziwne ale otarłam się lekko. - Przepraszam, zabrałam ci trochę ciepła, nie dziwisz się prawda?
Musiałam się upewnić, przyjemne ciepło trochę roztopiło lód... o dziwo nie zabolało. Zdałam sobie dopiero teraz na jaką wyszłam egoistkę. Zapłoną we mnie błękitny ogień. Te troszkę ciepłą oddałam im a sama zalałam się znów zimnem.
-Przepraszam- Wyszeptałam a potem uciekłam. Paluku jako pierwszy mnie dogonił.
-Co ci odbija?!-Powiedział

                                                                          Paluku?

od Paluku(CD.Moonlight): Kryształek.

Kiedy zobaczyłem Moonlight zamieniającą się w posążek na chwilę zesztywniałem. Brew powędrowała ku górze. Nie wiedziałem co mam robić. Iść po Ikanę? Nie miałem lepszych pomysłów, jak to ja.
-Tio ty tiu może sobie...-zagryzłem wargę uświadamiając sobie jak głupio to zabrzmi-...zaczekaj?

 Nigdzie nie mogłem znaleźć owej wadery. Zacząłęm bez celu latać w tą i z powrotem, aż wkońcu wpadłem na Sohę.
-No cześć-powiedział basior pochylając się nade mną-Nic ci nie jest kolego.
Ja przywaliłem, a ten dalej stał. Przechylił się może o milimetr do tyłu.
-Mi nic, ale Moonlight krystializuje.
-Krysta..krys co?
-Krystia...Krystalizuje.-poprawiłem się.
-Aaaa-pociągnął basior takim tonem jakby rozumiał, ale miałem silne przeczucie, że tak na prawdę nic nie rozumie.
Wstałem pomasowałem głowę i pobiegłem z powrotem w do posążka.
 Wadera już właściwie cała była w tym czymś. Kręciłem się nerwowo, wyłem, wołałem o pomoc. W końcu potknąłem się o kamień i zaryłem w ziemię. Tuż przed moim nosem było takie coś. Było niebieskie  się świeciło. Wiem, bardzo szczegółowy opis. Przypominało trochę to co pokrywało waderę. tylko ,że to świeciło. Wziąłem to do pyska. Taki mądry jestem, że się domyśliłem, że to ma coś z tym wspólnego. Moja inteligencja i ja na zawsze razem, ale nie jestem na tyle mądry by wpaść na to co mam z tym tak właściwie zrobić.
 Rzucałem niebieskim czymś w waderę, kładłem jej na karku, znowu rzucałem. Kiedy zobaczyłem łzy próbowałem coś z nimi wymodzić i coś nawet mocniej błysnęło, ale ostatecznie znów przygasło.
 -To miały być łzy szczęścia kretynie-dobiegł mnie głos, najpewniej jakiejś wadery.
Z zarośli wyszły Ikana i Jenna. Alfa zabrała mi niebieskie coś i podała Gammie. Ta obwiązała go jakimś sznureczkiem. Zerknęła na Ikanę. Jej spojrzenie mówiło coś mniej więcej takiego ,,to nie zadziała". ,,Rozmówczyni" odpowiedziała obojętnym wzruszeniem ramion, tak jakby nie miało to dla niej większego znaczenia. Zupełnie tak jakby mówiła ,,trudno".
 Irytowało mnie to zwlekanie. Wyrwałem akolicie niebieskie coś i zarzuciłem Moonlight na szyję.

Moonlight

sobota, 17 stycznia 2015

od Moonlight: Zima Bólu

Jak zawsze było mi nieprzyjemnie zimno, ale nigdy nie aż tak. Brakowało mi... brakowało mi czegoś, a może raczej kogoś? Następna fala zimna zalała całą mnie. A może moja klątwa mnie wykańcza. Przez to, że cały czas jestem sama, wiedza, że przynoszę, głód, że nikt się do mnie nie może zbliżyć, zabija od środka. Umierałam, powoli i bardzo boleśnie. Nie pomyślałam, że moja klątwa mnie zabije. Potrzebuje.... znów usnąć, przespać kolejne dwa wieki i obudzić się o niczym nie pamiętając, poznając od nowa, innych, i gdy znów mnie zaboli w klatce piersiowej, znowu usnę. Chciałam bym być nieśmiertelna by moja klątwa trzymała mnie ciągle przy, życiu ale i bym nic nie czuła. Ja po prostu umieram. Umieram, rozpadam się na kawałki które znikają. Powoli, bardzo powoli, boleśnie zostaje rozczłonkowywana przez małe żyletki mrozu. Znikam, rozmywam się. Poczułam zimno, przenikliwe zimno, spojrzałam na moje łapy a potem na futro. Oszroniło się. To było nadzwyczaj dziwne. Gdzieś w oddali ujrzałam wielobarwnego wilka. Sierść połyskiwała mu tęczą, zakręciło mi się w głowie. Na jego głowie ujrzałam dwa dostojne rogi. Wyglądał niezwykle, bynajmniej mi... tak się wydawało. Wyglądał na majestatycznego wilka, silnego. Uśmiechnęłam się do siebie. A może on pozwoli mi zatracić się w miłym cieple, pozwolił postać z boku tak bym nie wyssała z niego całego ciepła, ale choć troszkę go posmakowała, długo już żyłam w zimnie, za długo, za zimno... Spróbowałam ruszyć się, podejść, podbiec. Cokolwiek, niestety. Czułam się tak jakby łapy przymarzły mi do ziemi, nie czułam też ich. Nie odwracałam wzroku od wilka, być może był to basior. Potem zimno przeszło mi wyżej już pod samą szyję, teraz już nie czułam nic. W końcu oderwałam od niego wzrok i spojrzałam łapy. Na początku oślepiło mnie dziwne światło, potem spostrzegłam, że moje łapy aż pod samą szyję zakrył lód. Kryształ lodowy, twardy jak... wręcz nie zniszczalny. Wydałam z siebie krzyk. Chwile potem, zobaczyłam wilka nadbiegającego do mnie wilka. Jakimś cudem łzy popłynęły mi z oczu, od razu zamieniając się w ten dziwny kryształ. Zamknęłam oczy, Poczułam jak cała zamieniam się w jeden wielki kryształ. Czyżby moja klątwa mnie uśpiła? Nie uśpienie wygada całkowicie inaczej to ja zamieniam się w lodowy posąg, moje ciało zamienia się w lód a nie, kryształ tak jakby niezniszczalny ,,obrasta'' mnie. Co najdziwniejsze, nadal słyszałam, czuła. Ale... nie czułam się głodna czy spragniona tak jakby... lód wypełnił miejsce w, żołądku. usłyszałam głos, chyba Tego basiora. Potem odbiegł. Nie wiem gdzie, nie chciałam tego. Proszę tylko nie to. Chciałam słyszeć jego głos w nieskończoność, ciągle i cięgle. Chce słyszeć kogokolwiek, gdziekolwiek, kogokolwiek, jakkolwiek. Jego głos był miły i uspakajający, ale gdybym słyszała kogokolwiek też bym to zniosła. Zaczęłam łkać w mojej głowie, wyobraziłam siebie w małym czarnym pokoiku skuliłam się w zakamarku mojej podświadomości. Zaczęłam łkać. Czułam, że moje uczucia, zmieniają wszystko w okół mnie powoli chłonęło moją żałość, powoli obumierało albo zasypiało. bolało ich tak samo jak mnie. Zima. Nadchodzi wieczne zima...


Czy ktoś by dokończył. Emmm zależy mi na Ikanie albo tym kolorowym.

Od Eloy 'a ( CD. Ikany ) :

Obudziły mnie jakieś szmery.Podniosłem głowę i ujrzałem kilka ciemnych sylwetek ruszających w naszą stronę.Rozejrzałem się i zobaczyłem ,że inne wilki z watahy również się zaniepokoiły.Chwilę później doszła do nas Ikana i Paluku w towarszystwie jakichś trzech wilkiów.Tego basiora i jedną z wader juz wcześniej poznałem.Nie chcieli dołączyć do watahy ,więc co oni tu robią ?
- Mamy nowych członków ,poznacie ich później ,śpijcie dalej -powiedziała Ikana i odeszła w swoją stronę ,zapewne aby nareszcie położyć się spać.
Nowe wilki rozejrzały się chwilę po czym również oddaliły się kilka metrów dalej.

Chłeptałem wodę z pobliskiego źródła.Kiedy po tej czynnosci powróciłem do watahy Ikana zarządziła ,że już jutro ruszamy dalej.Moim zdaniem powinniśmy tu jeszcze trochę zostać.Roiło się od zwierzyny ,wody też nie brakowało ,a i jaskinie z gorącymi źródłami zachęcały wilki do całogodzinnych kąpieli.No cóż...mus to mus.Obejrzałem się.Większość wilków poszła na gorące kąpiele ,jeszcze inne ruszyły na polowanie.Niestety Azzai nie było niegdzie w pobliżu.Spojrzałem w bok.Kilka metrów dalej stała samotnie jakaś biała wadera.Podszedłem do niej.
- Witaj ślicznotko -powiedziałem szczerząc się.Przyjemność sprawiały mi poirytowane lub zaskoczone miny wader.
- Cześc- odparła wadera.
- Jestem Eloy.
- Yuuki.
Przyglądałem się bacznie waderze .Miała piękną ,białą puszystą sierść na grzbiecie i długą białą grzywkę.
-Ekhem -chrząknęła wadera.
No tak...gapiłem się na nią jak głupek.
-Masz ...ładną sierść -odparłem próbując wyjaśnić. -To znaczy...eh...zazdroszczę ci.
W myślach pacnąłem się łapą w głowę.Co ja powiedziałem ?!Zrobiłem z siebie kompletnego kretyna...ku mojemu zdziwieniu Yuuki zaczęła się serdecznie śmiać.
- Ty też masz ładną sierść -powiedziała przerywając śmiech.Poczułem ,że mój pysk oblał się rumieńcem.
- No...może pójdziemy na polowanie ? -spytałem czując zażenowanie i głod jednocześnie.
- Dobrze -odparła wilczyca.



                                                                    Yuuki ?

środa, 14 stycznia 2015

Od Vervady ( CD. Jason 'a ) : Opowieść o życiu

Odetchnęłam głęboko.Nie byłam osobą skorą do zwierzeń ,jednakże zgodziłam się opowiedzieć Jason 'owi o swoim dzieciństwie.No cóż...nie było ono ani  kolorowe czy szare.Po prostu zwykłe.Gdyby nie jego zakończenie.
- A więc...-zaczęłam - urodziłam się i wychowałam w krainie o górskim krajobrazie pokrytej niezliczoną ilością puszczy.Moja rodzina należała do jednej z tamtejszych watah ,jednakże rodzice trzymali się bardziej na uboczu...
- To znaczy ? -spytał Jason.
- Hmmm...Nie ingerowali w sprawy watahy ,nieczęsto też komunikowali się z jej członkami.Po prostu żyli z boku.Wataha zapewniała nam ochronę i rozległe tereny z dużą ilością zwierzyny.Myślę ,że nie chodziło im o samą watahę tylko o korzyści jakie mięli z przystąpienia do niej.
- Jacy byli twoi rodzice ? -kolejne pytanie.
- No cóż...z tego co pamiętam byli bardzo silnymi wilkami ,dobrze wyćwiczonymi w walce.Nie mięli sobie równych -na to wspomnienie uśmiechnęłam się lekko ,jednakże mój uśmiech szybko zbladł.
- A jakie stanowiska zajęli w watasze ?
- Byli wojownikami ,choć oboje dostali propozycje na wyższe stanowiska ,bodajże dowódcy ,a może marszałków.Nie przyjęli ich jednak.
- Nie rozumiem.Skoro twoi rodzice byli dobrymi wojownikami i dostali tak świetne propozycje to dlaczego zostali jedynie wojownikami ?-spytał Jason spoglądając na mnie w zamyśleniu.
- Zapewne chcieli mieć jak najwięcej czasu dla mnie.Na wychowanie mnie i ochronę ,a poza tym...wtedy były inne czasy.Wilki obawiały się potężnych wrogów i każdy dobry dowódca czy marszałek z doświadczeniem był na wagę złota.
- No dobrze...a co z tobą ?
- Ze mną ? No...wychowywała mnie matka.Ojciec również ,ale w mniejszym stopniu.Skoro był w watasze to i tak musiał wywiązywać się z pewnych obowiązków.Nic za darmo.Poza moją matką był jeszcze jeden wilk.Ów wilk był czarodziejem i odkąd tylko sięgam pamięcią uczył mnie magii.Lubiłam tego wilka ,choć był on kompletnym wariatem.Przekazał mi jednak wiele przydatnej wiedzy z zakresu magii.I tak upłynął mi mój pierwszy rok.
- A więc...tu kończy się twoje dzieciństwo ?
- Niekoniecznie.Moim zdaniem skończyło się jak miałam półtorej roku.W końcu w naszej krainie pojawiły się demony.Mięliśmy zamiar uciec ,ale nie mogliśmy zrobić tego sami ,gdyż nie dalibyśmy rady...Demony napadły na naszą watahę jak i inne znajdujące się bliżej ,jednakże atakowały też i mile dalej.Moi rodzice nie mogli już nic poradzić.Matka nie chciała żebym zginęła.Z bezsilnośći po prostu przekazała mnie pod opiekę duchów.Tu kończy się moje dzieciństwo ,a zaczyna klątwa.
- I duchy tak po prostu posłuchały twojej matki ?
- Chyba miały jakiś dług do spłacenia.Jednocześnie jednak ratując mnie także przeklęły.Nie miały ,chyba innego wyjścia.Musiały mnie chronić do czasu ,aż niebezpieczeństwo na dobre przeminie.
Stanęliśmy na chwilę.Wokół nas pojawiła się cisza przerywana jedynie odgłosami latających nad nami owadów.
- Zaraz ,zaraz...wspominałaś coś o demonach.Ja nigdy nie słyszałem o tym ,żeby  próbowały kogoś zaatakować lub już zaatakowały.
- To było bardzo dawno temu.
Basior ,,zmarszczył brwi ''.
- A więc...kiedy dokładnie to się wydarzyło ?
Zawahałam się jednak odparłam po chwili :
- Jeśli chodzi ci o mój wiek to mam 502 lata.


Jason ?

wtorek, 13 stycznia 2015

od Ikany(CD. Ashera i Yuuki): Ile to nas już jest?

-W sumie- zaczęłam- to ja...znaczy my też nie tutejsi.
Ciągle nie mogę przywyknąć do mówienia ,,my" zamiast ,,ja". Po prostu nie potrafię zaakceptować jakże prostego faktu, że powstała ta wataha.
 Wadera uśmiechnęła się.
-Wataha, tak?Macie jakiś konkretny cel?
Spojrzałam ku górom. Przez chwilę nic nie mówiłam ,,rozważając istotę wszystkiego i niczego", a oznacza to, że zwyczajnie się wyłączyłam i nie myślałam o niczym. Gapiłam się w jeden punk.
-Puki co naszym celem są obfitujące w zwierzynę lasy za wschodnimi szczytami, a potem...-wzruszyłam ramionami-...się zobaczy.
 Zapadła cisza. Ostatecznie obie zagapiłyśmy się w gwieździste niebo. Nie dostrzegłam ani jednej chmury. Ale jedna piękna noc nie oznacza, że jutro pogoda dopisze. Powróciło wspomnienie mojej pierwszej wyprawy, w przeddzień tego przedsięwzięcia niebo też było piękne.
 Może lepiej iść na około? Nie, po drugiej stronie i tak już się pewnie roi od zbirów, uchodźców i podróżnych, a ja chciałabym choć skrawek ziemi na wyłączność, dla watahy.
 Moje przemyślenia przerwał typowo ptasi gwizd. W moją stronę biegł Paluku, a za nim, nieco wolniej, podążały jeszcze dwa wilki. Było też kilka czarnych ptaków, których ze względu na oświetlenie nie byłam w stanie rozpoznać, choć kształty miały charakterystyczne dla kruków.
 Basior ledwo wyhamował.
-Znalazłem dwóch...-zawahał się-...względnie czterdziestu, jak liczyć ptaki.
Obok Paluku wylądował czerwonooki kruk. Pokrakał to na mnie, to na mego rozmówcę, po czym zamachnął się skrzydłami i po chwili siedział już na grzbiecie czarnego basiora. Podeszła też wadera, pod względem kolorków podobna, tylko włosy waliły po oczach.
-Witam- powiedziałam i powiodłam wzrokiem od wilków do zgrai ptaków i z powrotem.
Po chwili zorientowałam się, że to ci sami co przyszli ostatnio, razem z Azzai i Eloy'em.
-Niewypał Paluku-mruknęłam.
-Co?
-Ci nie chcieli-rzuciłam przez ramię-A co do...
-Zmieniłem zdanie-powiedział basior.
Zamrugałam. Nie wiem co ich do tego skłoniło, ale na pewno nie przemowa Paluku, biorąc pod uwagę  jak się wysławia. Imię basiora już znałam, Asher. Wadera przedstawiła się jako  Rira. Kiedy podczas rozmowy padło słowo ,,klątwa" ,wcześniej nie interesująca się naszą rozmową Yuuki, zerwała się z miejsca.
-Czyli to takie jakieś zbiorowisko wyrzutków jest?
Potaknęłam.
-Wchodzę w to-oświadczyła.
 Nie ukrywam ,że miałam mętlik w głowie(najpewniej z powodu późnej pory). To ile nas już będzie? Zaczęłam wyliczać wszystkich szeptem dla ułatwienia, co zwróciło na mnie uwagę wilków. Nigdy nie byłam dobra z matematyki.
-Jedenaście?-spytałam.
Ależ głupio musiała wyglądać moja mina. Czułam się jak kwoka nie mogąca się doliczyć się swych piskląt.
-Trzynaście-poprawił Paluku-Pominęłaś Sohę i mnie-dodał.
Palnęłam się w czoło.
-Nie myślę już trzeźwo-stwierdziłam-jutro pogadamy.

Asher?Rira?Yuuki?(wiem, że kiepskie, ale weny mi zbrakło)


Od Jasona: Rozmowa

Gdy podeszła do mnie Vervada chciałem sobie poleciec gdzies bardzo daleko byle jak najdalej od tej nieuchronnej rozmowy. Lecz nie było juz ucieczki.
- To jak wznawiamy rozmowe?
- Skoro musimy , ale nie tu.
- Dlaczego?
- bo tak i czemu ciągle zadajesz pytania?
- Bo mnie do tego zmuszasz.
- Ok to co chcesz wiedziec o czym chce z toba rozmawiać?
- Tak- powiedziała zdecydowanie wadera.
- No to idziemy
Szliśmy bardzo długo w milczeniu, az w końcu nie wytrzymałem i krzyknołem
- Skad ja cie znam!!!!!!!!?????
- Eeee o co ci chodzi? - zapytała wadera
- odkąd cie ppoznałem nie mogę sie powstrzymać myśli że cię znam. - powiedziałem juz spokojniej
-Aha Może spotkałes waderę która była do mnie podobna?
- Nie każda ma klątwe.
- No tak nie każda- uśmiechneła sie.
-Przestan sie usmiechac - warknałem.
-Czemu?- spytała
-Nie wiem to mnie rozprasza. Przepraszam nie powinienem być taki opryskliwy.- Powidziałem ze skruchą było mi naprawde przykro że się tak zachowywałem. Co we mnie wstąpiło? Zwariowałem czy co przecierz bardzo lubie Vervadę nawet bardzo.
- Nic nie szkodzi, rozumiem że jestes zdenerwowany.
- Opwiedz mi o swoim dziecinstwe.
-Hmm dobrze.

Vervada?

poniedziałek, 12 stycznia 2015

od Yuuki:

Promienie zachodzącego słońca przedzierały się przez gęste gałęzie pełne zielonych liści. Mimo to było chłodno, a zarazem przyjemnie. Szłam wzdłuż ścieżki wydeptaną przez różne zwierzęta. W pewnej chwili doszłam na jakąś łąkę pełną kwiatów. Postanowiłam, że zatrzymam się tam na noc. Znalazłam miejsce pod drzewem, które rosło na uboczu polany. Noc zapowiadała się ciepła. Jednak nie miałam zamiaru spać. Usiadłam na kołyszącej się przez wiatr trawie i spojrzałam w niebo. Blask księżyca rozjaśniał krople rosy na trawie, które przy tym migotały. Wpatrzyłam się w jedną z gwiazd, świecącą najbardziej. Westchnęłam zamykając oczy. Wiatr rozwiewał moją sierść we wszystkie strony. Otworzyłam oczy i spojrzałam przed siebie. Wydawało mi się, że jakaś czarna postać siedzi na drugim końcu łąki. Potrząsnęłam głową, gdyż myślałam, że to nie prawda. Znów tam spojrzałam, ale czarna postać nie zniknęła, zaczęła iść w moją stronę. Na początku wystraszyłam się, ale po chwili wstałam i zrobiłam krok na przód.
- Co tutaj robisz? - powiedział spokojny i łagodny głos. Po głosie rozpoznałam, że to wadera - Ach... - spojrzała w ciemne niebo nocy
- Nadeszła noc, więc zatrzymałam się na tej łące - odparłam - a noc zapowiadała się pięknie, więc postanowiłam nie spać...
- Skąd jesteś? Nigdy Cię tu nie widziałam
- Podróżuje... - rzekłam
Wadera uśmiechnęła się.
- Poza tym jestem Yuuki - również się uśmiechnęłam
- A ja Ikana
 
                                                                     < Ikana? c: >

Od Ashera ( CD. Paluku ) :

Spojrzałem na Rirę. Wadera skinęła głową dając mi "zaszczyt" odpowiedzenia na pytanie, a zarazem zadecydowania o naszym dalszym losie. Z tego co pamiętam, to jeszcze wczoraj mieliśmy okazję trafić na dwa wilki z tej samej watahy, po czym musiałem porozmawiać z alfą - Ikaną, jeśli dobrze pamiętam - co nie najlepiej wyszło moim nerwom. Nie byłem pewny, czy podróżowanie samotnie wyjdzie nam na dobre. Teraz udało mi się załatwić tych bandytów, ale przecież nie mogę liczyć na to, że zawsze będę miał tyle szczęścia. Nawet Król Kruków ma granicę swojej "potęgi".
Paluku cały czas patrzył pytająco to na mnie to na Rirę. Wadera przez chwilę patrzyła na mnie, później jednak chyba poddała się w odczytywaniu nastroju z mojego ciała i bardziej skupiła się na siedzących wyżej krukach. Corvo szczypnął mnie dziobem w ucho dając znać, że nie powinniśmy tak długo siedzieć w jednym miejscu.
- Niech będzie - odparłem ku zdumieniu wilczycy i kruka. - Prowadź, panie Paluku.
Basior więc ruszył wesoło wzdłuż ścieżki, a my za nim.
- Zmieniłeś zdanie? - spytała cicho Rira.
- Wiesz, skoro ty się mnie nie boisz to żaden wilk nie powinien, a zwłaszcza z watahy pełnej takich "cudaków" jak my - uśmiechnąłem się. I to nawet szczerze.
Corvo wzbił się do lotu. Leciał dość nisko, blisko Paluku. Wyczuwałem bijącą od niego ciekawość, jakby nadal nie wierzył, że wilk może się zmienić zupełnie w ptaka, a zwłaszcza tak kolorowego. Zgadywałem, że to musi być jakaś odmiana z cieplejszych stron świata, sam jednak wychowałem się w stronach gdzie przez trzy czwarte roku padał śnieg, a przez resztę deszcz. Będę musiał się później dowiedzieć od Paluku w jaki gatunek ptaka się zmienia, bo byłem tego nie mniej ciekaw co Corvo.
Teraz jednak czas na powtórną rozmowę z alfą Watahy Przeklętych.

Paluku? Rira? A może Ikana?

Od Riry ( CD. Ashera ) :

Przekrzywiłam łeb, następnie zbliżyłam się do Ashera i szepnęłam mu do ucha:
-Ty, Asher. Co to jest akolita?-zapytałam. Popatrzył na mnie i odparł:
-Akolita, to jedno ze stanowisk medycznych.-również szeptem.
-Aa...-zaśmiałam się drapiąc się po karku.-Ale po co nam akolita?-spytałam zabawnie ubarwionego basiora.
-Bo przecież masz na skroni...-zaczął i wskazał na moją ranę, lecz mu przerwałam.
-Czy wszyscy na to patrzą? To tylko niewielkie zadrapanie! Matko-mruknęłam i zaczęłam wycierać cieknącą lekko krew łapą. Basior odchrząknął.
-Jak już mówiłem, sugeruję dołączenie do watahy.-powtórzył. Spojrzałam na Ashera.
-Myślę, że możemy...-zaczęłam, lecz zaraz zatkałam sobie łapą pysk.-Przepraszam! Znowu mówię od rzeczy!-zawołałam
-Nie, nic nie szkodzi.-odparł. Zaciekawiłam się.
-N-Naprawdę?-zapytałam nie dowierzając
-Tak.
-T-To znaczy, że dołączymy?!-krzyknęłam entuzjastycznie. Basior skinął łbem. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
-To gdzie jest alfa?-zwróciłam się do ptakołaka.

Asher? Paluku?

niedziela, 11 stycznia 2015

Nowa wadera Yuuki


Imię: Yuuki
Płeć: wadera
Wiek: 5 lat
Partner: Nie interesuje ją taka znajomość
Rodzina: Miała rodzinę, ale to już inna historia...
Pozycja:Omega
Stanowisko: Tropiciel
Charakter: Po jej imieniu można wywnioskować, że jest odważna; jest to prawda. Nigdy nie ucieka od rzeczywistości i przeznaczenia, bo i tak kiedyś nieubłaganie przyjdzie do niej. Z natury to dobra i optymistyczna osóbka, ma wiele przyjaciół, których trzyma zawsze w sercu. Umie uśmiechnąć się prawdziwym uśmiechem i powiedzieć co ją trapi, zamiast skrywać swój ból oraz rozpacz pod maską. Uwielbia pomagać innym, można na niej polegać. Mimo to wszystko skrywa gdzieś głęboko w sercu nienawiść zostawioną przez przeszłość...
Historia: Urodziła się w klanie wilków, którzy mają dziwne zdolności.Tak jak reszta jej klanu, odziedziczyła to po swoich przodkach. Była drugą pociechą swoich rodziców. Dzieciństwo toczyło się słodko i mile. Codziennie chciała, by jej starszy brat, Shiro, trenował ją, lecz on nigdy nie miał czasu, zawsze tak wspomina te czasy. Pewnego wieczoru, gdy wracała z lasu, na zewnątrz nie było ani żywego ducha. Zwróciła oczy ku księżycowi i wtedy pojawił się jakiś cień. Przeraziła się i potrząsnęła głową, i znowu spojrzała na księżyc, lecz niczego nie dostrzegła, tylko jego biel i oślepiający blask. Pobiegła jaskini. Gdy weszła do środka zobaczyła rodziców leżących na ziemi i całych we krwi, a nad nimi stał jej brat. Łzy same zaczęły spadać na ziemie. W pewnej chwili zobaczyła, że jej brat używa tych "zdolności" zwanych sharinganem, lecz to nie był zwykły sharingan. Wtedy aktywowała po raz pierwszy swojego shaingana, lecz nie był podobny do tego, który miał jej brat, był taki jakiego mieli członkowie jej klanu. Shiro zranił ją w bark rzucając czym ostrym. " Moja mała, głupiutka siostrzyczko" Takie były jego słowa, po czym szybko wybiegł na zewnątrz. Yuuki mąciło się w głowie, jednak pobiegła za bratem. Wybiegłszy z jaskini zauważyła, że członkowie klanu również zginęli jak rodzice. Ujrzała Shiro na wielkim głazie, który był zwrócony w jej stronę. Wydawało się jej, że płakał, ale myślała, że to tylko złudzenie, po chwili zemdlała. Obudziła się w jakimś dziwnym miejscu. Pachniało tam ziołami. Otworzyła oczy i zobaczyła jakiegoś wilka. Zadawała mu wiele pytań. To co zdarzyło się tamtej nocy, uważała jako sen, ale to jednak była smutna prawda. Okazało się, że ten wilk, którego imię brzmiało Tobi, znał dobrze Shiro.
Zaczął ją trenować. Stali się przyjaciółmi. Po kilku latach przyjaźni opowiedział prawdę Yuuki o jej bracie. Wpierw nie wierzyła w to co słyszy, ale potwierdził to Shiro, gdy spotkali się, po tym tragicznym zdarzeniu. Stoczyli ze sobą walkę, w którym spełniło się marzenie brata, umrzeć z łapy Yuuki. Yuuki świadoma tego co robi, wczepiła sobie oczy brata, dzięki czemu uzyskała specialną moc Mangekyou Sharingana.
Kilka tygodni później Tobi umarł. Pochowała go pod jego ulubionym drzewem, sama wyruszając w długą podróż...
Klątwa: Kopiujące Oczy
Zasady klątwy: Dzięki tym oczom, Yuuki potrafi kopiować techniki przeciwnika,
jak i przewidywać jego ruchy. Sharingan ma 2 poziomy. Drugim poziomem jest "Mangekyou Sharingan", który ma skryte w sobie moce. Zbyt używanie Mangekyou Sharingana może spowodować utratę wzroku, ale jest pewien sposób, żeby go nie stracić : trzeba wszczepić sobie oczy innego wilka mającego sharingana. Od tych oczu nie da się uwolnić, lecz można je kontrolować, wtedy staną się darem.
Nick na howrse: Skier

 Sharingan

sobota, 10 stycznia 2015

Od Azzai : Niespodzianka

Po paru dniach dotarliśmy w góry.Widoki były piękne.Jeziora,wielkie skały,strumienie i na dodatek dużo zwierzyny.Paluku gdzieś nam się zapodział,ale Ikana powiedziała,że mamy się nie martwić bo po części jest ptakiem i zostawiliśmy ślady po nas.Widać,że Ikana była w okropnym stanie.Jej futro było sklejone,i jeszcze do tego padało,więc chyba każdy wie o co chodzi,gdy taka woda spotka się z ziemią lub piaskiem.Nie tylko Ikana tak wyglądała.Ja też,wadery i basiory.
-Jenna,może zrobimy coś dla Ikany i dla nas?
-A co masz na myśli?
-Wiesz w okolicy są jaskinie a nawet jedną widziałam z gorącą wodą.
-Aha no dobra co mam robić?
-Zwołaj wszystkich oprócz Ikany,ok?
-Ok.
Po chwili zjawili się wszyscy.Omówiłam plan i podzieliłam zadania.Poszłam trochę niżej i wzięłam trochę paproci,kwiatów i ziół,które trochę umili wnętrze.Jenna poszła po składniki na "lśniące futro" i inne dziwadła.Vervada poszła na zwiady,Jason z Eloy'em poszli na polowanie.A Soha mi pomagał w dekoracji.Po godzinie ponura jaskinia przemieniła się w naprawdę ładne miejsce.Pierwsza dotarła do nas Jenna.Przyniosła nam roślinki i kazała wszystko zmielić.Powstało z tego duża zgniłozielona papka,ale zapach był niezły.Po chwili wrócili nasi chłopcy z królikami i z ogromnym kozłem.Pomogłam ich zedrzeć skórę i pociąć mięso.Eloy umył skórę i oprawił.Położył skórę na zewnątrz by wyschła.Po paru godzinach nadszedł wieczór.Poszłam do Vervady i Ikany by im coś zmyślić by Ikana szybko przyszła do swojej jaskini.
-Ikana,stało się coś okropnego (szloch,szloch)!!
-O co chodzi?- spytała nagle Ikana.
-Jason miał wypadek,złamał skrzydło i to mocno...nie może też chodzić!
-O boże,gdzie on jest!
-W jaskini...zaprowadzę Cię.
Po tym Vervadzie puściłam oczko.Ikana wzięła haczyk.Po dotarciu na miejsce Ikana zobaczyła taki obraz.Wszyscy stali na wejściu.Po środku stał Jason z rozpostartymi skrzydłami.Ikana się zdziwiła.
-Jason przecież Azzai mówiła mi że masz złamane skrzydło.
-Co?A nie zauważyłaś tego!
Nagle wszyscy podbiegli do wody i skoczyli.Ikana była zdziwiona i szczęśliwa.Razem z nami skoczyła.Jenna zaproponowała nam tą papke.Każdy miał do niej podejść a Jenna miała ich natrzeć tą papką.Gdy nadszedł mój czas poraziłam trochę Jennę.Skończyło się to,że wyglądała jeszcze gorzej bo cała sierść jej stanęła.Po tym wszyscy poszli jeść.Jedzenie było przepyszne.A najważniejsze było to,że każdy się wyluzował a nawet Ikana.Trochę bałam się wejść do wody bo mogę kogoś porazić,no cóż taka klątwa.Całymi godzinami rozmawialiśmy o różnych rzeczach.Niestety tylko jedno mnie zamartwiało: Gdzie jest Paluku?

                                                         
                                                 Kto chce dokończyć ?

od Paluku(CD. Ashera)

Przechadzałem się po lesie. Jako, że byłem najedzony i po lekcji, a wyruszać mieliśmy dopiero za dwie godziny stwierdziłem, że nie zaszkodzi się trochę ruszyć.
 Kiedy już zamierzałem wracać zobaczyłem dwa wilki. Wyszedłem z zarośli by lepiej się im przyjrzeć. Uniosłem wysoko brew na widok grupy kruków siedzącej na gałęzi dębu. Mój wzrok z powrotem powędrował ku czarnemu basiorowi i niemniej czarnej, błękitnookiej waderze. Sposób w jaki na mnie patrzyli był niepokojący. Jakby tego było mało oboje byli upaprani we krwi, poczułem delikatny ból w klatce piersiowej, początkowo zignorowałem go, ale na widok czterech ciał ból jakby urósł i stało się to przez co właśnie musze chodzić na korepetycję. Przeobraziłem się w tukana.
 Nie noszony od ładnych paru dni dziób odrobinę ciążył. Stałem sobie na krótkich łapkach przed dwójką obcych. Kruki zaczęły delikatnie poruszać skrzydłami, jakby szykując się do lotu.
 Spanikowałem. Jakoś nie wyobrażam sobie ucieczki przed gromadą kruków. One z pewnością latają szybciej.
 Cofnąłem się parę kroków do tyłu. Gwizdnąłem. Wadera przekrzywiła głowę, spojrzała z uśmiechem na swego  towarzysza i podbiegła do mnie.  Nim zdążyłem wystartować przydusiła mnie łapą do ziemi.
-Patrz, Asher!-zaśmiała się-Ptakołak!
Moja duma została dotknięta. Nie przepadam za swoją klątwą i nie znoszę gdy ktoś wymyśla jej nowe nazwy. Niepokój spowodowany widokiem ciał minął, pokonany przez gniew. Pod łapą wadery wyrósł wilk.
-Byłaby pani tak miła i zabrała ze mnie swą łapkę?
Ta cofnęła się.
-Dziękuję-mruknąłem-I nie jestem żadnym ,,ptakołakiem".
Znowu się roześmiała. Zauważyłem niewielką ranę na jej skroni.
-Sugerowałbym skorzystanie z pomocy akolity, puki jeszcze tu jesteśmy.
-My?-basior podszedł do mnie.
-Ach przepraszam-ukłoniłem się-Paluku, wojownik z Watahy Przeklętych.
Oboje popatrzyli po sobie. Powiodłem wzrokiem od jednego do drugiego. Uśmiechnąłem się.
-Rasiści czy prziklęci?
-To drugie-odparł basior.
Zagwizdałem po ptasiemu. Wreszcie mogę się na coś przydać.
-W takiej sytuacji zasugirowałbym, nie tylko, pomioc akolity, ale i dołączenie do naszej małej społeczności.

Asher? Rira?


Od Ashera (CD Riry)

- To znaczy? - spytałem. Musiałem usiąść, bo nagle wróciło moje zmęczenie sprzed przemiany.
- Wszystkie twarze...dla mnie wyglądają tak samo - odparła niepewnie Rira. - Nie umiem ich rozróżnić.
- To teraz już rozumiem, dlaczego cały czas gapisz się na cudze łapy czy tułów - spróbowałem się uśmiechnąć. Splunąłem na ziemię krwią obcych wilków. Do wieczora nie pozbędę się tego smaku z języka. - Umiesz poznawać innych po umaszczeniu czy głosie?
- Trochę tego i trochę tego - odpowiedziała wilczyca o wiele pewniej. - A...ty umiesz się przemieniać kiedy zechcesz?
- Nie - mruknąłem smutno. - Jeszcze nie umiem nad tym panować. Z tego co wiem, to klątwa zostanie złamana kiedy nauczę się nad nią zupełnie panować.
- Wtedy zniknie? Nie będziesz już mógł panować nad krukami? - wadera spojrzała na siedzącego na moim grzbiecie Corvo.
- Tych umiejętności nigdy się nie pozbędę - odpowiedziałem. - Król Kruków, czyli to moje drugie wcielenie, uratował mi w pewnym sensie życie i cały czas je przedłuża. Bez jego ducha umarłbym na miejscu. Chodzi chyba o to, że umiejętność, nad którą się panuje w stu procentach nie może być nazwana klątwą tylko darem.
Rira pokiwała głową ze zrozumieniem. Po chwili zmarszczyła nos i zaproponowała:
- Może lepiej stąd chodźmy. Ten zapach zaczyna mnie drażnić.
Skinąłem głową na znak zrozumienia. Też nie cierpiałem siedzieć blisko trupów. Przeszliśmy parę kroków w ciszy, ale wilczyca w końcu nie wytrzymała i zapytała:
- Skoro ten...Kruczy Król przedłuża ci życie, to znaczy, że jesteś nieśmiertelny?
Trochę wahałem się nad odpowiedzią. Stwierdziłem jednak, że skoro Rira znosi fakt, że panuję nad ptakami i umiem zmienić się w mutanta to chyba wszystko przetrzyma. Odparłem więc:
- Tak.
- Ile masz lat? - wadera była wyraźnie ciekawa.
- 300.
Rira gwizdnęła z podziwem. Przeszliśmy parę kroków gdy nagle drogę znowu zastąpił nam jakiś wilk. Przyjąłem w momencie postawę gotowości na atak. Nie mam pewności, czy nie jest to kompan tamtych za nami nadal broczących krwią basiorów. Obcy wilk spojrzał za nas i otworzył ze zdumienia oczy widząc pobojowisko. Na drzewach zebrało się parę kruków (mało, bo nie byłem jeszcze pewny czy dojdzie do kolejnej bijatyki). Nieznajomy zmierzył nas wzrokiem i zauważył krew na moich łapach i tułowiu.

Ktoś? (Nieważne, basior wadera, po prostu należy w końcu dołączyć)

Od Sohy:

 Jestem problemem.Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości , luksus mówienia ,,może tylko mi się wydaje'' został mi odebrany w chwili gdy założyłem ten przeklęty pancerz.Gdy już coś wiem jest to pewne , odarty ze złudzeń, niezdolny do życia-kłopot.
Ikana niepotrzebnie mnie uratowała tam nad jeziorem ,choć może uratowała nie jest odpowiednim słowem ,raczej zebrała resztki które ze mnie zostały.Lepiej by było gdybym się tam wykrwawił i zdechł ,pewnie i tak nikt by po mnie nie płakał.Nie chodzi o to ,że nie chcę już żyć kocham życie i nie tak śpieszno mi się z nim rozstawać.
Pamiętam ,że kiedyś chciałem zobaczyć ocean ,wejść na najwyższy szczyt i sprawdzić czy chmury naprawdę są tak zimne jak mówią- stare niezbyt dobre czasy.
Co to za życie?Trudno to nawet nazwać życiem.Ostatnio nie wiem już nawet czy jest mi zimno czy gorąco wszystko ,wygląda tak samo, nie czuje jak świeci na mnie słońce a śpiew ptaków jest dla mnie tylko dźwiękiem (przeważnie piskliwym pitoleniem) i tylko ta ciemna pustka.Zupełny brak bagażu-emocji jestem lekki tak jak by mnie nie było...
 W czasie tych rozważań zdążyłem rozgnieść parę kamieni nawet nie zdając sobie z tego sprawy.Jedyne do czego się nadaje to niszczenie.Od już dość dawna zdaję sobie sprawę z tego ,że właśnie do tego służy ta klątwa.Jedna samobójcza misja ,jedno zwycięstwo a potem śmierć od odniesionych ran lub w wyniku zagłodzenia się na śmierć (bo po co jeść gdy nie jest się głodnym?).Dlaczego więc wciąż żyje?
~Bo walczysz.~usłyszałem cichy bezcielesny głos w głowie.Starałem się go zignorować ,przeniosłem uwagę na coś innego.
 Jeden z rozłupanych głazów po rozłupaniu ukazał lśniące wnętrze.Podniosłem go by przyjrzeć się dokładniej.
~Twojej dziewczynie by się spodobał.~usłyszałem znów tamten głos
A tak, zapomniał bym czasem słyszę w głowie głosy które czynią moją egzystencje jeszcze bardziej nieznośną.
Rzuciłem kamień na ziemię dużo mocniej niż zamierzałem odrobiny świetlistych kryształków rozsypały się po szarej skale.Zacisnąłem zęby czując coś w rodzaju zażenowania.Schyliłem się i pozbierałem gwiezdne okruchy.
-Dupa tam-powiedziałem zadowolony z gniewnego brzmienia mojego głosu 
                                        

Zaraz po powrocie z tego zmieniającego życie spaceru zabrałem się za szorowanie zbroi.Po godzinie była już tak czysta ,że można by było się w niej przejrzeć.Już miałem ją odłożyć kiedy zauważyłem na powierzchni ciemną kropkę.Z łatwością ją zatarłem, w powietrzu rozszedł się metaliczny zapach krwi.
uniosłem łapę do nosa i tak jak się spodziewałem została na niej czerwona smuga.Wytarłem nos w trawę.Akolitka ma już i tak za dużo na głowie.
 Zebrałem kryształy które wcześniej zostawiłem koło wielkiego głazu i zacisnąłem je w łapie.Ładne (przynajmniej takie powinny być bo mi tam nie wyglądają) ale całkowicie zbędne ,zupełnie jak ja no może z wyjątkiem tego pierwszego.
~Paskudny w środku i na zewnątrz~odezwał się głos kolejny raz
-Dzięki za podsumowanie-wysyczałem wpatrując się w pustą polane

Od Riry ( CD. Ashera )

Stałam tak przez chwilę, nie wiedząc, co się właściwie stało. Trochę mi zajęło zanim zorientowałam się, gdzie jestem. W końcu jednak opamiętałam się i otworzyłam pysk, by coś powiedzieć...
-T-To... Było...-wydukałam-NIESAMOWITE!-krzyknęłam nagle odzyskując świetny humor.
-N...N-Niesamowite...?-zapytał basior jakby nie wierzył, co właśnie powiedziałam.
-Tak!-ekscytowałam się. Podeszłam do basiora i schyliłam łeb, który niemal dotykał ziemi. Przyglądałam się uważnie jego łapom.-To są szpony, prawda?! Och, nigdy jeszcze nie widziałam takich dużych!-zawołałam i wyprostowałam się. Zerknęłam na jego grzbiet i podskoczyłam do niego.-Pióra! Masz pióra na grzbiecie! O matko! W jaki sposób one Tobie wyrosły?!-zaczęłam szukać ich korzeni.
-P-Przestań!-upomniał się basior trochę zmieszany.
-Ogon!-zawołałam
-Co?-zapytał odwracając łeb i patrząc, jak zbliżam się do jego tyłu.
-Masz inną końcówkę! I bardziej puszystą! W-Wow!-zdumiałam się i stanęłam przed nim. Był już w swojej normalnej formie.-To naprawdę niesamowite!
-To nie jest niesamowite-warknął-To klątwa.
-Ale przecież klątwy mają swoje zalety! Bez tej klątwy nie poznałbyś Corvo, prawda?-jak na zawołanie z drzewa zleciał czarny kruk, który wylądował mu na grzbiecie-A go lubisz, nie?-bardziej zapytałam niż stwierdziłam. Po chwili zamrugałam powiekami, czując obcą substancję w oku. Wytarłam ją końcówką łapy. Na mojej kończynie znajdowała się czerwona ciecz.
-Jesteś ranna-stwierdził
-Weź przestań-zaśmiałam się-To ty jesteś cały we krwi! To tylko draśnięcie.-rzekłam wycierając resztę spływającej krwi po mojej skroni. Gdy skończyłam, rozejrzałam się wokół. Nieopodal leżały trupy wilków, która były całe w swojej krwi. Zmarszczyłam brwi.
-Przepraszam-usłyszałam głos Ashera. Odwróciłam łeb w jego stronę.
-Ich wina. Było zostawić Cię w spokoju-zaśmiałam się, jednak po chwili lekko posmutniałam-Wiesz...-zaczęłam patrząc w bok-Teraz, gdy wiem jaką posiadasz klątwę, czuję się niesprawiedliwie.
-Dlaczego?-zapytał spoglądając na mnie
-Ponieważ sama posiadam klątwę. To nie jest zbyt fair, bym ja znała Twoją a ty mojej nie...
-Wiesz dobrze, że nie musisz mi o niej mówić-rzekł.
-Ale chcę!-krzyknęłam odrobinę za głośno-Chcę, żebyś ją poznał...-powiedziałam cichszym tonem. Po chwili jednak uśmiechnęłam się wesoło-Wiesz... Nie wiem, jak wyglądasz.-zaśmiałam się.

Ascher?

piątek, 9 stycznia 2015

Od Ashera (CD Riry): Król Kruków

Wadera odeszła parę kroków wgłąb jaskini, pokręciła się chwilę w miejscu po czym padła na ziemię. Parę minut później już spała. Przynajmniej to mówił jej oddech: spokojny, miarowy. Położyłem się przy wejściu do jamy. Przez chwilę patrzyłem tylko jak szare smugi w momencie zmieniają krajobraz na straszliwie ponury. W końcu zrobiło się to nudne. Położyłem łeb na łapach. Po chwili do wylądował obok mnie Corvo. Kruk był cały mokry, a gdy próbował otrząsnąć się z wody wyglądał przezabawnie.
- Co tam, mokra kuro? - spytałem. - Zgubiłeś się?
Gdyby spojrzenia mogły zabić Corvo zamordowałby mnie już z tysiąc razy. Obdarzył mnie spojrzeniem spod etykiety ,,Zamknij się, bo nie ręczę za siebie" i wtulił w mój bok, by się ogrzać. Wkrótce potem sam zasnąłem.

- Ale błoto - marudziła Rira przeskakując z kamienia na kamień. - Jak ty znosiłeś podróżowanie w taką pogodę?
- Trzeba przywyknąć - odparłem przeskakując nad kanalikiem. Corvo ostro zaprotestował i wbił mi pazury w grzbiet próbując utrzymać równowagę.
Spojrzałem na Rirę. Była ubłocona, nadąsana złą pogodą, ale poza tym wesoła. Czy ta wadera kiedykolwiek przestaje się uśmiechać?
- Mam jedno pytanie.
- Tak? - odparła wadera.
- Po co się ze mną zadajesz?
- To znaczy?
- Spotkałaś mnie przypadkowo wczoraj na polowaniu, trochę pogadaliśmy i nadal się mnie trzymasz - spojrzałem na nią pytająco. - Fakt, że gadam z ptakami cię nie odstrasza wystarczająco?
Wadera parsknęła śmiechem.
- Każdy ma swoje dziwactwa - odpowiedziała. - Poza tym nie lubię podróżować sama. Oczywiście jeśli ci przeszkadzam to zawsze mogę...
- Nie! - odparłem nieco zbyt głośno. - To znaczy...jeśli chcesz to zawsze możesz pójść w swoją stronę. W niczym mi nie przeszkadzasz.
Jakby na potwierdzenie moich słów Corvo przeskoczył z mojego grzbietu na kark Riry. Uśmiechnąłem się do niej i przez parę minut szliśmy w milczeniu.
Gdy ścieżka gwałtownie skręciła naszym oczom ukazała się dwójka rosłych basiorów. Zatrzymałem się gwałtownie. Coś mi tu nie grało. Rira chyba też to zauważyła. Odwróciłem się, ale za nami z krzaków wyszła kolejna dwójka potencjalnych napastników. Każdy z basiorów miał na sobie liczne ślady po walkach i wszyscy równo uśmiechnęli się paskudnie. Rozbójnicy, pomyślałem. Corvo zakrakał na basiory i odleciał.
- No proszę - powiedział pierwszy. - Podróżni!
- Może szukacie przewodnika, co? - spytał drugi.
- Właśnie - dorzucił pierwszy. - Bo widzicie, na tych drogach bywa bardzo niebezpiecznie...
- No co ty nie powiesz? - odparłem. - Jak szukacie ochroniarza to źle trafiliście.
Pierwszy (tak go sobie ochrzciłem) od razu przestał się uśmiechać.
- Pozwolisz, że przejdziemy? - kontynuowałem. - I tak nie mamy nic co byście mogli nam zabrać. Po co wam dwa, bezdomne wilki?
Starałem się jak najbardziej przedłużyć ciszę przed burzą. Zerknąłem ukradkiem na drzewa powyżej. Kruków przybywało. Bandyci tego nie widzieli, ale Rira i ja owszem. Wadera ostrożnie cofała się bliżej lini lasu, aby nie stać na drodze wściekłym ptakom. Basiory mierzyły nas wzrokiem.
- Po co nam wy? - Pierwszy znowu się uśmiechnął najpaskudniej jak wilk może umieć. - Dla rozrywki...
Nie zdążył dokończyć. Corvo nie wytrzymał i rzucił się mu na oczy.
- Rira, cofnij się! - zawołałem i sam odskoczyłem.
Kruki w szumie setki skrzydeł zerwały się z drzew i rzuciły na dwójkę blokującą nam przejście z tyłu. Corvo wkrótce do nich dołączył zostawiając Pierwszego z krwawiącymi rankami po szponach i dziobie. Wilk już nie zamierzał używać gry słownej. Rzucił się na mnie i przez chwilę szamotaliśmy się we dwójkę. Jego wspólnik próbował tymczasem przypiąć do ziemi Rirę. Basior, z którym się mocowałem nie był nowicjuszem jeśli chodzi o bijatyki. Musiałem działać szybko. Kruki nie zdążą załatwić tamtych i tego ostatniego jednocześnie. Muszę coś zrobić...Muszę coś...
Basior w końcu przygniótł mnie do ziemi. W najmniej odpowiednim do tego momencie...Przynajmniej dla niego. Zanim zrozumiałem co się dzieje zacząłem się zmieniać. Moje łapy zmieniły się w krucze szpony, kręgosłup stał się giętki jak u kota, czułem, jak odzyskuję utracone siły. W oczach herszta bandy zakwitło zdumienie. Zmniejszył nacisk na moją pierś. Wykorzystałem tę chwilę nieuwagi i odrzuciłem go tylnymi łapami.
Zerwałem się na równe łapy szybciej niż ktoś zdążyłby to zarejestrować. Już nie jako Asher, lecz Król Kruków.
Przeciwnik jednak albo był zbyt głupi, albo zbyt uparty. Wstał i czekał na atak. Okrążyłem go na szerokość jakichś dwóch metrów. Mając ptasie oczy rejestrowałem więcej szczegółów o wilku, jego stanie zdrowia, słabościach, postawie obronnej...
,,Oszczędza prawą tylną łapę. Prawdopodobnie jest po złamaniu" - mój mózg nie myślał normalnie. Czułem się jakby działał na własną łapę.
Wilk skoczył na mnie. Poczekałem sekundę i również na niego skoczyłem. Moja siła wyskoku była większa. Pozbawiłem basiora tchu, jednocześnie wbijając szpony przednich łap w brzuch. Jeszcze zanim uderzyliśmy w ziemię wbiłem mu zęby pod gardło. Nie za mocno, oczywiście. Moje drugie ja nigdy nie lubiło litości. Przybiłem go do ziemi i nie patrząc w oczy przegryzłem tchawicę.
A wszystko trwało zaledwie minutę...
Wtedy przypomniałem sobie o Rirze. Obejrzałem się za nią. Jeden z bandytów przybił ją do ziemi. Wilczyca miała zadrapanie na skroni. Broniła się.
Skoczyłem do basiora wbijając pazury w jego bok. Wilk nawet nie zdążył zauważyć, że leży na ziemi. Nie żył. Umarł w podobny sposób jak jego szef.
Obejrzałem się po pobojowisku. Kruki odleciały z miejsca walki zostawiając na drodze podziobane i odrapane niemal do kości dwa ciała. Dopiero gdy opadła mi adrenalina mogłem ocenić swoje dzieło. Dwa pozostałe trupy były odrapane, z rozgryzionymi gardłami. Oba od uderzenia miały połamane żebra.
Przeraziłem się tym co zrobiłem. Spojrzałem zawstydzony na Rirę. Wadera stała zamurowana jakby nie wiedziała, czy uciekać, czy mnie pocieszać. Spuściłem smutno łeb. Nadal nie zmieniłem postaci.
- To teraz widzisz - powiedziałem w końcu - jaka jest prawdziwa strona mojej klątwy.

Rira?

Od Riry(CD. Ashera)

Widziałam spięcie basiora. Zerknęłam na jego tułów. Miał napięte mięśnie. Chciałam coś zrobić. Tylko co? Nie mam jakiegoś daru przywoływania zwierząt, ani swoich podopiecznych. Nie mam podopiecznych. Ale co mam zrobić? Rira! Myśl! Myśl! Chcę mu pomóc! Jestem w tym kiepska, mam tą świadomość, ale...
Tak bardzo zatopiłam się w swoich rozmyślaniach, że nie usłyszałam, gdy obcy basior stwierdził, iż musimy udać się do alfy.
-Nigdzie nie idę!-zaprotestował Asher-Nie ma potrzeby, żebym tam szedł! Mówiłem, że jestem tylko przejazdem!
-Nalegam!-usiłował go przekonać. Coraz to bardziej napięcie między nimi rosło, a nad naszymi głowami zbierała się czarna chmura ptaków. Bardzo zaniepokojona spojrzałam na Ashera.
-M-Możemy pójść!-wypaliłam nagle. Trzy wilki spojrzały na mnie zdziwione.-Ale jak powiedział wcześniej Asher, nie zagrzejemy tu długo miejsca.-rzekłam przywracając swój uśmiech. Basior przede mną skinął głową.
-Dobrze, a więc, chodźmy.-oznajmił. Zaczęliśmy iść truchtem w stronę jaskiń. Starałam się wyczytać coś z ruchów Ashera, lecz nie szło mi to za dobrze, zważając, że oddzielała nas obca wadera. W końcu jednak trochę zwojniłam i znalazłam się po jego drugiej stronie. Zrównując się z jego tępem, zapytałam:
-H-Hej... Nie jesteś zły, co nie? Bo widziałam, że robisz się spięty i...-moją wypowiedź przerwała wadera, która wyszła nam na powitanie. Dwa wcześniej spotkane wilki zaczęły z nią rozmowę. Gdy skończyli, zwróciły się do nas.
-Hej! Chodź do jaskini! Alfa wszystko Ci wytłumaczy!-krzyknęła wesoło wadera. Asher z niechęcią robił kroki w stronę jaskini. Ja nie mogłam tam wejść. Jedyne co mi zostawało, to czekać na zewnątrz. Usiadłam więc, koło skalnej ściany, a następnie oparłam się o nie plecami. To nie trwało długo. Wkrótce zaczęły zlatywać się kruki. Położyłam uszy po sobie. "W co ja go wpakowałam! Głupia! Było siedzieć cicho!" - skarciłam siebie w duchu. Wkrótce z jaskini wyszedł Asher. Był rozgniewany i mruczał coś pod nosem. Ominął mnie bez słowa. Jednak ja dogoniłam go szybko, lecz nie zaczynałam rozmowy. Bałam się, że może się jeszcze bardziej przeze mnie zdenerwować. W miarę jak słońce chowało się za chmurami, a czas płynął, tym Asher uspokajał się. Zerknęłam ukradkiem na jego łapy. Poruszał się płynniej oraz jego oddech stał się bardziej regularny. Gdy popatrzył na mnie, szybko przeniosłam wzrok z jego łap, na krajobraz przede mną i odwróciłam łeb. Jak się zorientuje, że patrzę CAŁY CZAS na jego ciało, to aż strach pomyśleć, co zacznie o mnie sądzić. Ale nie mam wyboru. Dla mnie, jego pysk jest taki jak wszystkich i bez wyrazu. Ciągle obojętny. Nie mogę wyczytać z nich emocji. Jedynie z głosu i ruchu ciała... Szliśmy tak jeszcze jakiś czas w milczeniu. Nagle poczułam kroplę, która ni stąd ni zowąd, spadła mi na nos.
-Pada-rzekłam i rozejrzałam się. W oddali zobaczyłam małą jamę. Pobiegliśmy tam, by schronić się przed deszczem. Po chwili całkiem się rozpadało. Asher usiadł na skrawku suchego miejsca i przyglądał się spadającej z nieba wodzie. Ja usiadłam trochę dalej.
-Ja...-zaczęłam niepewna, czy w ogóle się odzywać, jednak w końcu powiedziałam:-Przepraszam. N-Nie powinnam była tego mówić. Wyraźnie przecież tego nie chciałeś... Nie wiem jaką masz klątwę, ale posiadasz pełne prawo, by o niej nie mówić. Sama mam kilka sekretów i nie chciałabym, by się ktoś o nich dowiedział... Ale to życie jest jak gra. Ty jesteś tylko pionkiem na wielkiej planszy zwanej światem. Twoim celem jest dojście do mety, ale przed Tobą jest jeszcze wiele, wiele pól, które musisz pokonać. Kiedy idziesz na łatwiznę, oszukujesz i przechodził przez kilka pól naraz, ta wygrana nie będzie Cię tak cieszyć. Ale jeśli będziesz szedł na piechotę, po każdym polu osobno, to kiedyś dojdziesz do upragnionego celu. Oczywistym jest, że nie będzie łatwo. Możesz stracić swoją kolejkę lub pójść złą drogą. Ale zawsze przecież można się cofnąć i zacząć od początku. Tego gra nigdy nie zabrania. W pewnym momencie ujrzysz na kostce tą wyczekiwaną liczbę oczek i pójdziesz naprzód, prosto do mety...-mówiłam z łagodnym uśmiechem na pysku wyglądając z jaskini...-Och!-zawołałam-Przepraszam! Znowu za dużo mówię! I to całkiem od rzeczy!-przejechałam sobie łapą po pysku-Nie zwracaj na mnie uwagi! Gadam od rzeczy!-rzekłam lekko się śmiejąc i wstając. Miałam zamiar znaleźć jakieś suche miejsce żeby się położyć. Ostatecznie mogę równie dobrze leżeć na mokrym. Mnie to obojętne.

Asher?

Od Vervady ( CD. Ikany ) :

Szybkim krokiem ruszyłam w stronę Jason'a. Basior spojrzał na mnie.Usiadłam obok.
- Ostatnio zauważyłam ,że chciałbyś ze mną o czymś porozmawiać -zaczęłam -nie mylę się ?
- Rzeczywiście...-wydusił z siebie.
- Hmmmm...Cóż to za sprawa ?
- A więc...
Wilk nie dokończył swej wypowiedzi. Miał okazję wszystko mi wyjaśnić.Coś jednakże musiało popsuć jego zamiary ,gdyż jedyne co chwilę później usłyszałam to niewyraźny pomruk.
- Skoro nie jesteś jeszcze gotowy...-powiedziałam wstając -to zawsze możemy odłożyć tę rozmowę na później.Dobranoc. -z tymi słowy odeszłam i skierowałam się w stronę kępy trawy.Nim się obejrzałam ,a padłam ze zmęczenia i zasnęłam.

Obudziłam się dość późno.Na pewno było już około południa ,gdyż wskazywało na to położenie słońca.Przeciągnęłam się ziewając i ruszyłam lekkim krokiem w stronę jeziora. Podeszłam do jego brzegu ,nachyliłam łeb i zaczęłam powoli pić chłodną wodę.Instynktownie podniosłam wzrok.Napotkałam dwie pary oczu.
- Jeżeli przeszkodziłam wam w rozmowie to przepraszam.Już sobie idę -rzekłam zwracając się w stronę Ikany i Moonlight.Wadery wymieniły kilka słów.Alfa zadała Omedze parę pytań ,ta odpowiedziała niezrozumiałymi mruknięciami ociągając się przy tym.
Odwróciłam się ,by nie przeszkadzać w rozmowie.Ku mojemu zdziwieniu chwilę później dołączyła do mnie Ikana.
- Stało się coś Moonlight ? -spytałam.
Wadera machnęła niedbale łapą i rzuciła :
- Wszystko w porządku.
Wzruszyłam barkami i dołączyłam do watahy rozglądając się na wszystkie strony.
- Gdzież się podział Paluku...? -mruknęłam.
- Tam jest -wskazała Alfa i odeszła w stronę Sohy kręcąc głową na boki.
Spojrzałam we wskazanym kierunku.Paluku zajadał jakiś różowy owoc.Podeszłam do niego od tyłu.
- Smacznego -powiedziałam.
Wilk odwrócił się i zmierzył mnie wzrokiem.
- A wiiic już wstałaś.Myślałem ,że dzisiejsza lekciia będzie odwołana -odwrócił się na chwilę ,ugryzł ostatni kęs owocu po czym zwrócił się w moją stronę i kontynuował - Wolałem cię nie budzić ,bo wyglądałaś na bardzo zmęczoną wczoraj wiczorem.
Kiwnęłam głową.Basior miał coś jeszcze do powiedzenia ,jednakże przerwałam mu.
- Zacznijmy już tę lekcję.
Oddaliliśmy się kilka metrów dalej od watahy ,szukając zacisznego miejsca.
- W sam raz !-powiedziałam -Zaczynajmy.

- Nie ! Stop ! -krzyknęłam zatykając uszy. Basior spojrzał na mnie lekko zawiedziony kolejną nieudaną próbą.Jak na razie szło mu całkiem nieźle ,lecz koniec końców ,,utknął '' na jednym ze zdań -Posłuchaj mnie jeszcze raz :Ciepłe promienie wieczornego słońca otuliły tańczące na wietrze jesienne liście. -powiedziałam wypowiadając zdanie powoli. - Spróbuj -dodałam po chwili.
- Ciepłe promienie wieczornego słońca otuliły tańczące na witrze...
- Błąd -powiedziałam.
Paluku zmierzył mnie wzrokiem mówiącym ,, No coś ty.Nie domyśliłem się. ''
- Powiedz : wiatr -wilk zmierzył mnie krzywym wzrokiem unosząc brwi.
- Wim jak mówi się słowo wiatr...
- Powiedziałam powiedz : wiatr.
- Wiatr. -rzekł basior lekko zrezygnowany.
- A teraz : wietrze.
- Witrze...Oh!
- Jeszcze raz - nie dawałam za wygraną.
- W...wietrze.
-Brawo ! No nareszcie...-Odetchnęłam z ulgą.
Lekcja z Paluku dobiegła końca.Podeszłam do Jenny i usiadłam obok.
-Jak tam Forest ?- spytałam.
Wadera wywróciła oczami.
- Już chyba wszyscy w watasze zadali mi to samo pytanie i to kilkakrotnie.A jeśli chodzi o Foresta - jest dobrze.
Potaknęłam głową.Nagle w moim polu widzenia ukazał się Jason.Wstałam i podeszłam do niego.
- To jak ? Wznawiamy rozmowę ?


                               Jason ?  ( Wybacz ,że tak na ciebie naciskam )