niedziela, 4 stycznia 2015

od Paluku(CD.Vervady)

Przytachaliśmy to co udało się nam upolować. Wszyscy zabrali się do jedzenia, no może z wyjątkiem Moonli i Sohy, którzy po akcji z ,,To żyje!" gdzieś zniknęli. Ja jakoś nie miałem apetytu. Mięso nie wygląda, ani nie pachnie przyjemnie...wolałbym zjeść dojrzałe mango albo chociaż jakiś orzeszek. Ku memu zadowoleniu nikt nie zauważył jak krzywo patrzę na ,,przysmak". Westchnąłem. Ciekawe czy jako wilk nadal mogę się odżywiać jak wegetarianin.
 -Co jest? Czemu nie jesz?-usłyszałem pytanie, którejś z wader.
Rozejrzałem się poszukując właścicielki głosu. W końcu natrafiłem na Azzai, która stała najbliżej.
-A, ja pio priostu...-zawahałem się, było mi trochę wstyd-...nie jestem głodny.
Skłamałem. Byłem bardzo głodny. Wilczyca przekrzywiła głowę.
-Rozumiem, znaczy...chyba.
Odwróciła się i wróciła do posiłku.

 Noc zapadła szybko. Kiedy moja wataha gdzieś się przemieszczała wszystkie wilki spały blisko siebie, nocą robi się chłodno, nawet w tropikach. Tu było inaczej...no może z jednym wyjątkiem...Spojrzałem na Jennę i Foresta. Ledwo powstrzymałem się od wybuchnięcia śmiechem. Jakby nie patrzeć większość z obecnych już spała. Tylko Jason siedział na pagórku i oglądał nocne niebo. Miałem ochotę podbiec do niego i pokazać mu tę dwójkę, ale po chwili stwierdziłem, że byłoby to trochę nazbyt wredne, a z tego co mi napomknięto o klątwie Jenny wywnioskowałem, że w takiej sytuacji lepiej siedzieć cicho.
 Postanowiłem więc trochę się przejść i ewentualnie poćwiczyć język. W sumie szło mi już o wiele lepiej, ale wolałbym mieć standardową wymowę w, której jest tylko tyle ,,i" ile być powinno.
 Usiadłem przy jeziorze. Już chciałem brać się do roboty, kiedy zauważyłem Moonlight i Sohę. Wolałbym uniknąć upokorzenia. Wycofałem się więc nim mnie zauważyli.

 W końcu znalazłem miejsce w ,którym będę mógł, jak sądzę, spokojnie ćwiczyć wymowę. Na sam przód dobrze by było nauczyć się na nowo przedstawiania się.
-Jies...Jesi....Jestim...Jestem Pia-Paliu...Jestem Paluku.
 I tak mniej więcej wyglądała moja godzina, która powinienem przeznaczyć na sen, ale skoro i tak mamy tu na trochę zostać z powodu Foresta to chyba nikogo nie spowolnię.
 W drodze powrotnej sporo myślałem. Głównie na temat tego jak się przystosuję do wilczej postaci. Gdybym był tukanem jeszcze z rok w ogóle bym pewnie zapomniał język. Większym jednak problemem był głód. Podczas polowania poczułem smak i zapach krwi. Oba mi się nie podobały. Może po prostu muszę przywyknąć...
 Na miejscu czekały już tylko marne resztki jelenia. Zostało jednak pół zająca. Może ktoś pomyślał o mnie lub o, nadal nieobecnych, Sohy i Moonlight. Albo po prostu nie tylko ja cierpię na brak apetytu. Jakoś zmusiłem się do pierwszego kęsa. Ledwo powtrzymałem odruch wymiotny. Jak oni mogą to jeść?! Z trudem przełknąłem. Pysk wykrzywił grymas. Usłyszałem kroki.
 Czyżbym nie był jedynym nocnym Markiem?

Kto dotrzyma mi towarzystwa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz