Mam już składnik od Vervady i Ikany. Mam nadzieję, że reszta się pospieszy bo bez tego... Marny los Foresta. Siedzę koło niego i staram się na razie jakoś opatrywać ranę tym co mam, bo nie może się przecież wdać zakażenie. Zaczynam się coraz bardziej denerwować. Forest się spina, rozgląda za innymi wilkami....
Pędzą do mnie. Cała reszta, którą wysłałam. Co prawda z innych stron każde ale mają składniki. Udało się! Kładą je koło mnie a Forest zaczyna marudzić, że mu się to nie podoba. W końcu daje za wygraną i mogę brać się do roboty. Ver przynosi mi kawałek zająca ale tylko jej dziękuję, uśmiecham się zmęczona i dalej obieram rośliny, mieszam je i inne rzeczy, których już nawet nie jestem w stanie określić, bo jestem padnięta.
W końcu maść jest gotowa.
- Jesteś pewna, że to mi pomoże? - jęczy Forest. No fakt, papka nie jest zbyt zachwycająca - śmierdzi i wygląda jak... no, powiedzmy sobie szczerze, jak gówno. Ale tylko to mu pomoże. Nie zawsze wszystko pachnie i wygląda tak, jakbyśmy chcieli.
- Tak, pomoże. A teraz weź wdech i zamknij pysk. - mówię, szczerząc się głupio.
- Ale po co? - pyta zdezorientowany. Piorunuję go wzrokiem, więc robi co mu każę. A potem drze się i wierzga łapami. Drapie mnie po policzku ale ja prawię tego nie czuje. Zaciskam zęby, żeby nie wypuścić oparów ale tak się rzuca, że nie mogę. Nakładam maść, ale on ją zrzuca.
- Ikana! - Teraz to ja się drę. - Ikana, muszę użyć oparów. On nie może tego czuć, bo mi się rzuca!
- Jasne, byle by się zamknął. - odkrzykuje Ikana z krzywym uśmiechem. Wywracam oczami ze śmiechem i wypuszczam opary. Ikana wrzeszczy, żeby nikt teraz nie podchodził. Wszyscy siedzą i się gapią.
- Coś ty mi zrobiła?! - drze się Forest. - Przecież nie możesz...
- Mogę i jak sie nie zamkniesz to cie potraktuje ogniem i nie będziesz w stanie nawet mówić. - syczę. Wilk się ucisza i wtedy nakładam następną porcje maści. Widać, że ciężko mu o wytrzymać ale zaciska zęby.
Po godzinie męczarni Forest zasypia. Ja dopiero teraz czuję szczypanie rany na policzku. Zmuszam sie do wepchnięcia tego zająca. Wszyscy już śpią, oprócz Jasona, który nie może. Rozglądam się sennie ale już po chwili po prostu padam na pysk i zasypiam.
*** Rankiem ***
- No dzień dobry! - śmieje się Forest. Patrzę na niego z dołu a więc on stoi... Nie, leży. Ale skoro tak to znaczy że ja...
- O matko! - krzyczę. - O matkomamtkomatkomatkomatkoooooooooooooooo! Dlaczego. Ja. Spałam. Tuż. Koło. Ciebie. I. To. Na. Twojej. Łapie?! - pytam w krzyku. Forest się śmieje. Jednak zaraz zamyka pysk.
- Ej, mała wyluzuj. - dyszy. Trzymam łapę na jego sercu i jestem w tym momencie bardzo wkurzona. Spałam wtulona w Foresta. Na szczęście, nikt tego nie widział. Nawet Jason, bo był za daleko.
- Nie jestem mała, jassssssne? - szepczę wkurzona. - Nikt nie może o tym wiedzieć. Nikt. - cedzę przez zęby. Zdejmuję łapę z wilka i odsuwam się trochę. Uspakajam się.
- Jasne, spoko. Nikt się nie dowie. - Uśmiecha się lekko i przewraca się na plecy.
- Jadłeś coś? - pytam.
- Nie, no nie miałem kiedy. Kazałaś nie wstawać więc... O rany! Co ci się stało? - Zawiesza wzrok na mojej ranie. Chowam ją pod łapą.
- To... Nieważne. Masz. - Rzucam mu kawałek z mięsa, które wczoraj jadłam. Oczywiście, byłam zbyt zmęczona, żeby zjeść wszystko więc...
- Dzięki. Ty nie chcesz? - pyta. Kręcę głową przecząco.
- Jakbyś czegoś potrzebował, to mnie obudź. - mruczę. Ziewam szeroko i kładę głowę na łapach. Zasypiam prawie od razu.
<Forest?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz