sobota, 23 kwietnia 2016

Od Lucifera (CD Paxa i Jenny): Może lekcję kultury?

Lucifer przekrzywił łeb w siadzie. Doprawdy fascynujące stworzenie. Ni to wilk, ni to lis czy pies, a jednak miał jakieś synapsy w mózgu zdolne sklecić jakieś słowa. Jak się okazało nawet w kilku językach, bowiem gdy basior zaczynał się podnosić z ziemi z jego pyska dobiegały nieartykułowane słowa.
- Fottini... - zamruczał karzełek patrząc na winną wszystkiemu przednią łapę jakby miał ją zaraz odgryźć.
- Może oszczędź sobie cierpień, przyjacielu - powiedział z pełnym politowania uśmiechem Lucy. - Nie mam najmniejszego zamiaru cię nosić, zwłaszcza, jeśli twoja krew jest w stanie przepalić mi futro i skórę.
- Łaski bzy - odburknął samiec ruszając uparcie przed siebie. - Nikt cię, archaniele Gabrielu, do towarzystwa nie prosił.
Błękitnooki diabeł skrzywił się jakby podsunięto mu pod nos coś wyjątkowo nieświeżego.
- Wypraszam sobie takie porównania - odparł. - Gabriel to paskudny Narcyz. Już Michał był ciekawszym towarzystwem. Albo Rafał, on to był spoko! Najmniej znany z trzech Archaniołów, więc najmniej mu padło na mózg od sławy.
Kulejący basior spojrzał na niego z nieodgadnionym wyrazem pyska.
- Coś...nie tak? Mam coś między zębami? - zgadywał Lucy.
- Nie...tylko zdarzyło już mi się słyszeć podobne farmazony od jednego gościa z mojej watahy - wyjaśnił krótko.
- Gościa? Kapelusz, srebrne pazury i kilka z takowego metalu kłów? - wymienił szybko Lucifer.
Jego towarzysz powoli skinął głową, zastanawiając się w jak głębokie bagno właśnie wpakował jednego z członków własnej watahy. Przełknął ślinę gdy na pysk diabła powoli wypełzł szeroki uśmiech.
- Chyba musisz mnie z nim zapoznać - powiedział wesoło Lucy. Wypowiedziane słowa jednak nie brzmiały jak mająca rozbawić wzmianka, ani nawet przyjacielska propozycja. To był rozkaz.
Rogaty basior nie widząc już większego sensu w odganianiu natręta jedynie ,,wzruszył ramionami” i kiwnął głową na znak ,,Chodź”. Alfa chyba się nie obrazi o kolejnego przybłędę. Niebieskooki ruszył z dumnie uniesioną głową, wyraźnie zadowolony z sukcesu. Oto jego felerne ,,polowanie” zbliżało się nieuchronne ku sukcesowi. Może nie jest wcale najgorszym tropicielem stąpającym po ziemi? Ha! Zwycięstwo!
- A tak w ogóle to na imię mi Lucifer - wtrącił nagle. - A ty, piccolo amico?
Karzełek uniósł brew w niemym podziwie.
- No proszę. W koń ktoś, kto zna południowy dialekt - w jego głosie brzmiała jakby nuta zadowolenia, ledwie dosłyszalna.
- Pochodzi między innymi od łaciny, przyjacielu, matki większości ziemskich języków - srebrny basior uśmiechnął się pobłażliwie.
Rogaty westchnął, jakby mówił ,,No nie, kolejny”, co jedynie potwierdziło Lucy’ego w przekonaniu, że pan w kapelutku rzeczywiście jest tym Helsingiem, którego szukał.
- Pax jestem - powiedział w końcu jakby od niechcenia.
- W sensie ,,pokój”? - odparł Lucifer dalej męcząc nowego znajomego łaciną.
- Chciałoby się... - odburknął Pax.
W końcu trafili na watahę, o której wspomniał karzełek. Lucifer nie czekając na żadne instrukcje pożegnał lekko zaskoczonego Paxa i jakby gdyby nigdy nic wparował między obce sobie wilki. Podchwycił kilka zdziwionych spojrzeń, ale ogólnie chyba nikt nie zwrócił na niego większej uwagi. Nie mogąc nigdzie dopatrzyć Johna, zapytał o drogę do Alfy.
Tym więc sposobem, gdy wszyscy ruszyli w drogę, Lucifer udał się razem z nimi jako nowy członek watahy.

- No i czemu budzisz wilki, które łakną snu, zła wiedźmo? - rzucił sarkastycznie Lucy słysząc kolejne przekleństwo tego dnia.
Uśmiechnął się szelmowsko do wadery podnosząc łeb. Ta zmrużyła oczy w namyśle.
- Może polecić ci jakiś ciekawy język dla cenzury? - zaproponował żartobliwie. - Pax może cię pouczyć południowego dialektu. Polecam zwroty ,,fottini” albo ,,puttana”...w sumie zamiast tego drugiego wystarczyłoby zwykłe powiedzenie ,,kurtyzana” we wspólnym. Nie trzeba kiełbasić ani okaleczać akcentów, intencje i definicja zachowane, a wydźwięk bardziej kulturalny.
- My się znamy? - zapytała wadera.
- Skądże! Nowy jestem - niebieskooki wysuszył ząbki w uśmiechu. Wstał i ukłonił się wytwornie. - Lucifer Wszechmogący, Władca Piątego Kręgu Piekieł. Ale samo Lucifer wystarczy.

 Jenna? Nie ma to jak chore znajomości x3

piątek, 22 kwietnia 2016

Od Blade'a (CD Luy): Między snem, a jawą

      Basior uniósł jedną brew, przyglądając się fioletowej waderze, z lekko przekrzywionym łbem. Spróbował wyobrazić sobie jak mogłaby wyglądać sytuacja, gdyby ich rolę odwróciły się choćby na kilka minut. Szczerze powiedziawszy, ciężko było mu stworzyć takowy obraz w głowie i winy nie ponosiła tutaj kulawa wyobraźnia, a raczej absurdalność samego faktu. No bo jakim cudem wadera o stosunkowo drobnej budowie i szczupłej sylwetce byłaby w stanie holować wyższego od niej wilka? Już nawet nie wspominając o tym, że dla osób postronnych wyglądałoby to w najlepszym wypadku dziwnie, to jeszcze samo myślenie o czymś takim było doprawdy komiczne.
   Blade pokręcił przecząco głową, po czym parsknął krótko, jak to miał w zwyczaju. Ciekawe, czy samiec kiedykolwiek zaśmiał się inaczej... nie sądzę jednak, aby było to możliwe. Cóż, właściwie to istniały tylko dwie możliwości. Albo wilki, których wargi zawsze wykrzywiały się w zbójeckim grymasie nie umiały inaczej okazywać rozbawienia, albo też najwyraźniej nie uznawały tego za konieczne. Obie opcje prowadziły jednak do tego samego efektu, dlatego dalsze roztrząsanie tej sprawy chyba nie miałoby większego sensu. Zakładając oczywiście, że na początku jakikolwiek sens w ogóle miało...
   - Jasssssne, już to widzę.- odparł, specjalnie przeciągając niektóre spółgłoski.
   Słysząc to, Lua obrzuciła samca badawczym i trochę wyzywającym spojrzeniem. Jej pysk wyraźnie ozdobiło udawane oburzenie, przy którym wydęła nieco policzki, napełniając je zgromadzonym powietrzem. Blade uznał, że wygląda przez to jak naburmuszony szczeniak, co (biorąc pod uwagę prawdziwy wiek wadery) mogłoby wydać się nawet zabawne.
   - Sugerujesz, że nie dałabym rady?- fioletowa uniosła odrobinę jedną brew. I choć sposób, w jaki wypowiedziała pytanie idealnie pasował do urażonej panienki, to chytry wyraz jej pyska sprawił, że zabrzmiało to trochę jak wyzwanie.
   - Ja nic nie sugeruję.- samiec bezceremonialnie położył się na ziemi. - Ja to po prostu  w i e m .- dodał, robiąc przy tym minę niewiniątka. Co ciekawe, wyszła mu zaskakująco wiarygodnie. Możliwe, że gdybym sama nie znała tak dobrze Zdradnicy, w tamtym momencie, jako osoba postronna byłabym w stanie wziąć go za całkiem porządnego wilka. Być może nawet nie zwróciłabym uwagi na jego demoniczne ślepia.
   - Ach tak?- teraz głos Luy był już całkowicie wypełniony zadziornością. Gdyby tylko można było nadać zdaniu kształt naczynia, zaś wypowiedziane słowa i emocje zmienić w wodę, ilość wyraźnie wyczuwalnego wyzwania, jakie zostało "wlane" w uwagę samicy, pod wpływem zbyt dużej ilości, wylałoby się z przepełnionego naczynia.
    - Ach tak.- jak echo powtórzył basior.
   Oczy wadery zwęziły się teraz zupełnie. Wyglądały przez to jak malutkie szparki, między którymi można było z trudem zauważyć cienkie fragmenty ognistych źrenic. 
   - A więc może to sprawdzimy, co?- rzuciła samica, uśmiechając się zbójecko.- No, chyba, że pękasz.
   Na dźwięk tych słów (a konkretnie ostatniego, dodatkowo specjalnie zaakcentowanego przez waderę), Blade podniósł się z ziemi, po czym spojrzał na towarzyszkę z pobłażaniem. 
   - Ja mam pękać? Nie doczekanie.- rzucił samiec, wciąż nie przestając się uśmiechać.
  Dwa wilki podeszły jeszcze bliżej siebie, a wszystko wokół wyglądem przypominało trochę prowizoryczne  pole bitwy. Jeszcze chwila, a oboje zaczęliby krążyć w okół siebie, chodząc bez przerwy w kółko. Mało brakowało, a wpadliby na pomysł siłowania się na łapy. Zamiast tego, zatrzymali się w tej samej sekundzie, bacznie obserwując drugiego wilka. Zupełnie, jakby próbowali przewiercić się spojrzeniami na wylot. Z daleka osobom postronnym mogłoby się wydawać, że dwójka zaraz wyszczerzy na siebie kły, tylko po to, by udowodnić które jest silniejsze, a co ważniejsze, by dowieść swej racji. Jednak, gdyby ktoś był na tyle odważny, bądź na tyle głupi, by podejść doń bliżej, prędko spostrzegłby, iż na obydwu pyskach kąciki ust uniosły się lekko ku górze, zaś czworonogi ostatkiem sił powstrzymywały się od ukazania rozbawienia.
   Parsknęli śmiechem. 
  Kiedy uczucie zagrożenia i świadomość rzuconego wyzwania znów pojawiły się między nimi, życie po raz kolejny nabrało większego sensu. Od dobrych kilkudziesięciu minut nie wyzywali nikogo, ani niczego, ale teraz wszystko znów było takie samo. Zupełnie, jakby pogróżki były pomieszanymi puzzlami, których ogromna ilość ułożona razem, powinna ukazać obraz białego tygrysa, wylegującego się w śniegu, na tle iglastego lasu, jednak układający zgubił gdzieś obrazek pomocniczy. Ułożenie całych puzzli bez niczyjej pomocy zdawało się naprawdę ciężkie, być może dla niektórych nawet niemożliwe, jednak kiedy w końcu dopasowałoby się ostatni element układanki, można byłoby poczuć się tak, jakby dopięło się swego. 
   Dla Blade'a powstały obraz był dniem, zwykłym jak każdy inny, zaś poszczególne elementy symbolizowały nic innego, jak pojedyncze złośliwości. Dopiero, kiedy nazbiera się ich dostatecznie dużo i ułoży jedną obok drugiej, dzień nareszcie staje się zrozumiały i przejrzysty. 
   Istniała jednak pewna różnica, między puzzlami, a kłótnią. Układanki zawsze można rozwiązać samemu, jednak nie sposób sprzeczać się w pojedynkę.
   Zdradnica po raz kolejny położył się na ziemi, w tym samym miejscu, co poprzednio, zaś Lua bezceremonialnie ryła pazurami w ziemi. Co jakiś czas przyglądała się wyskrobanym szlaczkom, jakby próbowała coś z nich odczytać, lecz sens powstającego "dzieła" najwyraźniej był dla niej jeszcze obcy.
   Ciemny basior położył pysk na łapach, pozwalając sobie zamknął oczy i w końcu porządnie się wyspać. Jednak ciemna plama, jaką widział przed sobą, w którą stronę nie próbowałby zwrócić wzroku, ukazała mu się tylko na chwilę. Nie minęła minuta, a on już został zmuszony, by ponownie otworzyć ślepia.
    - ... Ciebie macha.- ostatnie słowa Luy z trudem dotarły do basiora, choć sens całego zdania gdzieś mu najwyraźniej umknął.
   - Co..?- zapytał, a raczej mruknął, lecz na tyle cicho, ze równie dobrze mógłby pytać samego siebie. 
   Nie czekając na odpowiedź Fioletowej, samiec, podążając za jej wzrokiem, szukał czegoś, co przed chwilą dostrzegła jego towarzyszka. Znalazł to dość szybko, choć właściwie nie potrafił powiedzieć, czy było to jego szczęście, czy też wielki pech. 
   Całkiem niedaleko, bo najwyżej kilkanaście metrów dalej, stała dobrze mu znana brązowa wadera, zaś obok niej fioletowy basior, obecnie rozmawiający z Alfą stada. Farce, dostrzegłszy, że znany jej czerwonooki wilk na chwile spojrzał w jej kierunku, wyszczerzyła zęby w dumnym uśmiechu, po czym pomachała w stronę Blade'a.
   - Ktoś najwyraźniej do Ciebie macha.- powtórzyła Lua, choć teraz mówienie tego nie było konieczne. 
  Równie dobrze, mogłaby stanowić mieszankę jednego i drugiego., samiec dokończył swoją wcześniejszą myśl, kręcąc z niedowierzaniem głową.
    Teraz, gdy do basiora dotarło, że musi się na dobre rozbudzić, był w stanie wyczuć złośliwy ton, jakim fioletowa się do niego zwróciła. Zdradnica zerknął na towarzyszkę, po czym znów przeniósł wzrok na brązową waderę. Ciężko było stwierdzić, która z nich była bardziej zadowolona z siebie, choć każda na swój inny sposób. Przez głowę Blade'a przeszła myśl, że być może wszystkie wadery są w pewien sposób z siebie dumne... cóż, pod tym względem niczym szczególnym nie różniły się od basiorów.
   Po chwili wahania, Echis zdecydował się podnieść i odwzajemnić gest niebieskookiej wadery, wzbogacając go jedynie o ironiczny uśmiech. Farce, zaledwie przez króciutką chwilę, zdawała się być nieco zbita z tropu. Przyglądała się samcowi z daleka, mrużąc nieco oczy. Zupełnie, jakby nie spodziewała się, że jej odmacha... albo, jakby liczyła na to, że tego nie zrobi. Jednak jej mina zmieniła się nie do poznania, wraz z jednym mrugnięciem oczu. Nim basior spostrzegł, Brązowa uśmiechała się jeszcze szerzej, ukazując swoją radość i dumę całemu światu. 
   Dla osób postronnych, dwójka młodych wilków mogłaby wyglądać, jak starzy, dobrzy przyjaciele. Kto by się spodziewał, że w rzeczywistości toczyli między sobą długotrwałą wojnę, powstrzymując się w między czasie od pogardliwego prychnięcia, za każdym razem, kiedy ich spojrzenia się spotkały?
   Kątem oka, Blade dostrzegł, że fioletowy basior (najprawdopodobniej nowy członek watahy, choć szczerze mówiąc, dla Zdradnicy równie dobrze połowa stada mogłaby być nowa, gdyż póki co nie miał okazji zamienić z wieloma wilkami nawet kilku zdań) skończył rozmawiać z Alfą i podszedł zadowolony w stronę niebieskookiej. Po mimice jego pyska bardzo łatwo można było się domyśleć, że Alfa zgodziła się na przyjęcie nowego wilka... a więc wątpliwości Blade'a co do tego osobnika właśnie zostały rozwiane. Choć, szczerze mówiąc, basior zdziwił się, że można odczytać kogoś tak łatwo. Pomijając fakt, że czerwonooki spotkał na swej drodze już tyle wilków, dzięki czemu z łatwością odgadywał innych, fioletowy był niczym otwarta księga. Nie było w tym jednak niczego złego, właściwie to te milsze i pozytywnie nastawione osobniki z reguły znacznie łatwiej dawały się rozszyfrować. No, chyba, że trafiło się na kogoś takiego, jak nasza brązowowłosa księżniczka, która starannie ukrywa prawdziwą siebie pod maską, choć był to tylko wyjątek, potwierdzający regułę.
   W każdym bądź razie, kiedy nowy członek watahy podszedł do Farce i zaczął z nią rozmawiać, ta jeszcze tylko raz posłała Zdradnicy dumny uśmiech, po czym odwróciła wzrok. On z resztą też. Wilk położył głowę na przednich łapach, ponawiając próbę zaśnięcia. 
   - Przynajmniej znalazła sobie maskotkę do dręczenia. W końcu będę mieć święty spokój.- mruknął, zamykając oczy.- Choć trochę chłopakowi współczuje.- dodał, lecz po tonie jego wypowiedzi, jak zwykle ciężko było wyczytać, czy mówił szczerze, czy tylko na odwal się.
   - Ty komuś współczujesz?- Lua zrobiła wielkie oczy, udając niedowierzanie.- Czy ktoś to jeszcze słyszał?!- zaczęła rozglądać się dookoła w poszukiwaniu innych wilków, choć kiedy skończyła to przedstawienie, jej rozbawione spojrzenie znów padło na Zdradnicy. Basior tylko wywrócił teatralnie oczami i mruknął coś pod nosem.- A co ty taki nie w sosie? Gdzie się podział uśmiech mordercy, co?- zadrwiła wadera, przykładając wilkowi łapę do czoła.- Chory jesteś? 
   Blade tylko parsknął krótko, jak to miał w zwyczaju.
   - Oczywiście. Uważaj więc, aby przez dotyk, choroba nie przyszła na ciebie.- rzucił w stronę Fioletowej, po czym odwrócił łeb.
  - Bardzo śmieszne.- usta samicy wykrzywiły się w dziwny grymas, jednak tylko na chwilę. Nie minęło kilka sekund, kiedy ustąpił on miejsce złośliwemu uśmiechowi.
   - Zazdrosny?- zapytała Lua, choć brzmiało to trochę jak pytanie retoryczne. Samica przyglądała się Zdradnicy z wielką satysfakcją, godną prawdziwego wilka-sk*rwiela, którego jedynym zadaniem było rzucanie złośliwych uwag. Z resztą, pod tym względem Blade był identyczny i chyba właśnie dlatego byli w stanie znaleźć wspólny język. 
   Basior otworzył czerwone ślepia.
   - Niby o co?
   W odpowiedzi, Lua wymownym gestem zerknęła przed siebie. Zdradnica podniósł gwałtownie łeb, jak oparzony, kaszląc kilka razy, jakby zachłysnął się wodą. Jednak po chwili "atak" zmienił się w kpiący śmiech.
   - Taaaa? I co jeszcze?- wilk wyglądał tak, jakby miał się zaraz przewrócić na plecy i zwijając się ze śmiechu, złapać za brzuch.- Co to za chory pomysł?!
   - Najlepszy, jaki przyszedł mi do głowy.- wadera wyprostowała się zadowolona, wskazując na niego łapą.- Widzisz? Już wyzdrowiałeś.
   Blade jedynie parsknął w odpowiedzi, po raz ostatni podejmując próbę zaśnięcia. Znów ułożył pysk na przednich kończynach i niemal od razu zamknął ślepia, zapominając o reszcie świata. 
   Zazwyczaj, większość wilków zasypia od razu po zamknięciu oczu, jednak w przypadku Zdradnicy, proces ten potrafił się ciągnąć w nieskończoność. Najczęściej, aby móc w końcu przywołać sen, basior zaglądał do przeszłości. Czyli, po naszemu mówiąc, przypominał sobie przeróżne momenty w swoim życiu, kiedy jeszcze wędrował samotnie od jednego stada, do drugiego i poznawał przeróżnych dziwaków. Zazwyczaj, aby szybciej zasnąć, przypominał sobie moment, kiedy uczył młode szczeniaki oszukiwać dorosłych, gdy uciekał ze znajomymi przed wilkami z obrabowanej przez nich watahy, albo też jak spotkał Gwenllian, z którą uczył się czarnej magii. To ostatnie wspomnienie chyba najczęściej pomagało mu zasnąć. Nie wiedzieć czemu, ale myślenie o tamtych dniach sprawiało, że basior całkowicie przestawał myśleć, o otaczającym go świcie. O życiu pełnym problemów i niewygodnych zobowiązań.
   Jednak tym razem to nie zadziałało. Nie potrafił przysnąć nawet po długich próbach przywołania czegokolwiek. A kiedy sen w końcu nadszedł, był dziwnie niespokojny. Nawet, jeśli śnili mu się jego dawni towarzysze, u boku których uciekali przed wściekłą sforą. Nawet, jeśli obok niego biegła Gwen.

                                                                 ~♠*♠~

      Często zdaje nam się, że choć przespaliśmy całą noc, nic nam się podczas niej nie śniło. Albo pamiętamy tylko krótkie fragmenty pojedynczego snu, które niczym mgła, rozmywają się w naszym umyśle. Jednak w rzeczywistości, każde z nas miewa co noc bardzo dużą ilość snów, choć większości, a czasem nawet i wszystkich, nie jesteśmy w stanie sobie przypomnieć. Czasem zrywamy się z koszmaru, chcąc krzyczeć w środku nocy. Rozglądamy się nerwowo dookoła, szukając podejrzanych cieni i ruchomych kształtów, wyciągających w naszą stronę szponiastą łapę i niebezpiecznie zbliżających się do naszego łóżka. Jednak, kiedy ponownie zaśniemy, nazajutrz nie pamiętamy już co tak bardzo nas przeraziło. Dzieje się tak nie tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z koszmarami. Jesteśmy w stanie zapomnieć również treści miłych snów, które czasem potrafią chodzić za nami cały dzień, kiedy bezskutecznie próbujemy sobie o nich przypomnieć. 
   Jednak zdarzają się wyjątki. Czasami to, co widzimy podczas samego snu, jest na tyle niewyraźne, że nie sposób jest zapamiętać niczego, jednak z zupełnie innego powodu. Ponieważ wszystko, co spotyka nas po zamknięciu oczu, jest widziane, jak przez mgłę. Nawet, jeśli przychodzą do nas sny, bez przerwy są one mieszane ze wspomnieniami dotyczącymi zwykłego świata. Właściwie, nie zawsze są to wspomnienia, czasem mamy przed oczami to, co znajduje się dookoła nas. 
   To jak widzenie, bez patrzenia. To jak oglądanie świata, z zamkniętymi oczami. Przypomina to lunatykowanie, jednak nie jest nim całkowicie.
   Coś obudziło basiora. 
   Blade nagle otworzył czerwone ślepia, przypatrując się uważnie wszystkiemu dookoła. Widział pyski i sylwetki wilków. Część z nich spała, część próbowała, a jeszcze inni albo cierpieli na bezsenność, albo rozmawiali w niewielkich grupkach, ciesząc się swoim towarzystwem. Jednak to nie głosy zbudziły Zdradnicę, a światło. Widział promienie, ale inne od tych słonecznych. Te zazwyczaj rażą ciepłymi kolorami, przebijając się przez powieki. 
   Tamte światła były inne. Świeciły równie jasno, jednak zimnymi kolorami błękitu i bieli. Poza tym były w liczbie mnogiej.
   Blade dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że leży w zupełnie innym miejscu, niż zasnął. Nie to jednak było najdziwniejsze. Światłami, które wyrwały go ze snu, były wisiorki Luy, choć dojście do tego zajęło mu trochę czasu. 
   Zdradnica wstał, trzymając w łapie dziwne świecidełka. Co się sta... A, no tak. Jego klątwa znów dała o sobie znać, jednak tym razem obrabowała najbliżej znajdującego się wilka. Dlaczego w takim razie wadera niczego nie zauważyła?
   Basior zaczął pospiesznie rozglądać się za towarzyszką, a kiedy w końcu dostrzegł dobrze mu znany, fioletowy kształt, uświadomił sobie, że wbrew temu, co wcześniej mówiła mu Lua, jednak niechcący przysnęła na postoju.
   Jak to leciało? "Wyspałam się na ostatnim postoju", tak?, basior zaśmiał się w myślach, kiedy podszedł do drzemiącej wadery. Tak, jak w dniu, kiedy się spotkali, klasnął jej tuż przy uchu, próbując obudzić samicę.
   - Pobudka Fioletowa!- waderę powitał kpiący uśmiech czerwonookiego wilka. 
  Lua otworzyła pomarańczowe ślepia, jednak zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Echis bezceremonialnie rzucił w jej stronę świecące łańcuszki, które wylądowały na grzbiecie wadery.
   - Chyba przez przypadek ukradłem Ci świecidełka.- mruknął w jej stronę.


Lua? Właśnie zostałaś okradziona! ^^

niedziela, 3 kwietnia 2016

Od Jenny: Spadające z nieba pomysły

Zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, że zima to głupi czas. Padają pierwsze płatki śniegu i kojarzą mi się głupio ze sprawami, których nie załatwiliśmy. Chodzę w kółko po ziemi, raz na jakiś czas rzucam okiem na watahę. Jakby... Coś się pozmieniało. Wiele wilków usunęło się w cień, obawiam się nawet, że kilka zgubiliśmy po drodze, a może to po prostu moja nieuwaga? Już sama nie wiem. Jason i Soha chyba zostali spisani na straty. Nie powiem, że mi to jest bardzo obojętne ale szukamy ich od... pół roku? Coś około tego. Są duzi i silni, poradzą sobie, a może nawet kiedyś się odnajdziemy. Jest nas około 30. A wydaje się, że więcej. Potworzyły się pary, grupki, samotnicy...
Ikana sama, na przedzie pochodu, zawsze w pewnym odstępie od innych. Asher i Rira znów nierozłączni! Blade i Lua się zbliżyli, ale coś mi mówi, że to po prostu przyciąganie ciemnych charakterów. Kusi mnie żeby ich czasem napaść ale nigdy nie mam czasu, muszę to więc zmienić... <buahhaha, szykujcie się na napad> Moonlight... Jej nie mogę nijak przypasować. Zdarza się, że chwilkę z kimś rozmawia a zaraz znów jest sama. Choć wydaje mi się, że Paluku, z którym dobrze jej się rozmawia i dosyć często idą razem, będzie jej bliższy niż inni. Swoją drogą, chłopak szybko pozbył się Vervady z umysłu. Ja nadal mam z jej powodu poczucia samotności. Jakby nie było, kumplowałyśmy się a tu nagle ona zniknęła zostawiając tylko krótką informacje, że musi coś zacząć od nowa... Azzai - co do niej też mam wyrzuty, bo nie rozmawiałyśmy dawno, a wadera wydaje się jakaś zamknięta. Choć czasem widzę ją z Darkne i Chrisem. A ci to są nierozłączni! Młoda trzyma się Mastera Smoków jak tropu zwierzyny! Sonea też czasem z nimi przesiaduje i słuchają historii skrzydlatego. Blue i Behemot ostatnio nie rozmawiali, ale wydaje się, że teraz coś się ruszyło i chyba nawet... Moment! Czy ja dobrze słyszę? Oni sobie od nas idą?! A niech ich szlak! I znów będzie trzeba ogarniać watahę od nowa! <Tak na prawdę to mi przykro, ale ciszka>. Marvel ucierpi najbardziej ale może on i Sonea... Zdawało się, że dobrze się dogadują. Appalosa... ona jest wszędzie! Trochę z Moon i Paluku, trochę z innymi... Farce przywlekła dopiero co nowego basiora, zdają się dobrze bawić, aczkolwiek kto wie co knuje ta Brązowa Smerfetka. Hioshiru rozmawia trochę ze wszystkimi, ale te rozmowy są króciutki, a najczęściej w ogóle ich nie ma. No i są jeszcze Nowi - czyli cała reszta z którą nie miała możliwości się poznać. Czy miałam ochotę? Cóż... Pozostawmy to bez komentarza.
No, nie zapominajmy. Jest jeszcze John. Po tym, jak mu pomogłam z Morową Dziewicą jakoś nie mieliśmy okazji porozmawiać. A konkretnie nie miałam jak się dowiedzieć, czy poznał moje prawdziwe imię, bo zaraz po tym jak zapytałam z czego się śmieje - na swój sposób - zawołał mnie Asher.
Dosyć!
Potrząsam głową i postanawiam coś zrobić. Zanim jednak ruszam do działania wpatruję się w podłoże. Wydeptałam ładną ścieżkę...
Azzai leży na trawie po mojej prawej zapatrzona w niebo. Uśmiecham się na ten widok, wygląda bowiem jak szczeniak i podkradam się do niej.
- Jestem Dowódcą Polowań, wyczułam cię jeszcze jak deptałaś kępkę uschniętej trawy, Chochliku - twierdzi wadera, nie zmieniając nic w swojej postawie.
- No i wszystko zepsułaś - wzdycham, ale śmieję się cicho.
Opadam ciężko obok koleżanki, wzniecając chmurę kurzu i cienkiej warstwy śniegu.
- Jak tam? Łapy w dobrym stanie? Długo podróżujemy - mówię.
- W porządku. A ty?
- Ja...eeee... ta, pewnie. No wiesz...
- Co?
- Skrzydło. Tak pytam o ciebie bo szukam pretekstu do tego, żeby zaproponować Ikanie jakieś miejsce w którym moglibyśmy przezimować. W końcu...
- Czekaj, czekaj. Ty się martwisz o nich wszystkich? Nie mów mi tylko, że myślałaś o tych śmierdzielach przez cały ten czas kiedy torturowałaś trawę?
- Nie do końca, ale trochę. Tylko mordka na rzemień, bo jak nie to wiesz. - Pstrykam Azzai w bok lekką porcją prądu. Ona śmieje się i popycha mnie.
- Może masz rację z tym miejscem - mówi w końcu.
- No ba że mam. W końcu to ja! - Kładę łapę na barku dla podkreślenia.
Przez chwilę leżymy bezczynnie w ciszy. To dziwne, bo normalnie tej ciszy nie znoszę ale teraz zdaje się dobra.
- Wiesz, tutaj nocujemy. Może zbierzemy Marvela, Chrisa, Darkne, Soneę i kto tam będzie chciał i tak sobie pogadamy, pośmiejemy się, mogę im zrobić przegląd łap i zębów. Nie wiadomo co kto żarł podczas wędrówki... - Azzai zaśmiała się na te słowa ale zgodziła się, że możemy zrobić taki Zjazd Światów, jak to nazwała. Stwierdziła, że każdy z nas ma swój własny świat i z takowego pochodzi więc to będzie nosić tę właśnie nazwę. Ona miała upolować większą przegrychę, a ja przygotować miejsce i rozpuścić wiadomość. Rozeszłyśmy się do obowiązków.
Odgarniając jeden z kamieni trafiłam na ostrą krawędź i moja prawa łapa słynęła krwią. Syknęłam i przeklęłam całkiem głośno.
- No i czemu budzisz wilki które łakną snu, zła wiedźmo? - słyszę za sobą warkot, ale jakby sarkastyczny.
<No i co? Kto mnie tutaj tak ładnie nazywa, przyznać się? A tak na serio, wybaczcie moją długą ciszę, i odezwijcie się do bidnej Chochlik bo dawno z nikim nie rozmawiała>