niedziela, 31 lipca 2016

Od Riry (CD Flubstera):Bo życie zawsze jest skomplikowane

      Przechyliłam łeb lekko w bok. O co mogło chodzić temu wilkowi? Cóż, jest nowy, chyba oczywiste, bo nigdy wcześniej go nie widziałam, więc pewnie dołączył przed chwilą. Byłam tak zajęta mamrotaniem do siebie, że nawet nie zauważyłam, że ktoś mnie słyszy. Ba! Że ktoś w ogóle do mnie podszedł. Dlatego, gdy usłyszałam obcy głos, drgnęłam, zaskoczona podnosząc oczy ku górze, gdzie moje spojrzenie natrafiło na owego osobnika. Przez tę chwilę, gdy jeszcze nie dotarł mnie sens jego pytania skierowanego do mnie, miałam okazję mu się uważnie przyjrzeć. Ale nic specjalnie nie wyróżniało go z tłumu. Widać, że był młody, posiadał smukłą i chudą sylwetkę, okalaną przez zwykłe, ciemno szare futro. Choć w tej watasze, gdzie co rusz napotykało się na jakieś rogi, skrzydła, czerwone ślepia, nienaturalne umaszczenie, to właśnie ta jego „zwykłość” zdawała się odskocznią od tych wszystkich „niezwykłych” wilków, choć teraz wcale tego nie potrzebowałam.
  Cóż, miałam inne problemy na głowie. Po pierwsze: dalej nie jestem w stanie otrząsnąć się z szoku, który jest wynikiem owej sytuacji, którą postanowiła odpierdzielić Lua. Owszem, część w tym było mojej winy, ale hej! Poprosiłam o policzek! PO-LI-CZEK! Skąd mogłam wiedzieć, że owa wadera jest w stanie posunąć się do czegoś takiego?! 
  Ale choćbym nie wiem jak bardzo się starała, chyba nie potrafię się na nią mocniej zdenerwować. Wywołała u mnie sympatię od pierwszego dnia, gdy ją zobaczyłam. Poza tym, uczyła mnie jako takiej walki, za co dalej jestem i przypuszczam, że będę wdzięczna jeszcze długi, długi czas. A fakt, że zawiesiłam na razie moją naukę jest na chwilę obecną nieistotne. Choć teraz nawiedzają mnie znowu moje podejrzenia? Może Lua jest zakochana w Blade’zie?! Przecież nikt ot tak nie całuje płci przeciwnej, prawda? Och, to świetnie, że Luuś w końcu sobie kogoś upatrzyła nawet, jeśli tego po niej nie widać! Ale ja wiem już, co się w jej głowie czai, mogę ją przejrzeć na wylot! Ale… Co w takim razie z crush’em jaki Blade ma w Farce? I na odwrót? Co z tą parą? Fakt faktem, już na starcie zaplanowałam im świetlaną przyszłość, nadałam imiona ich jeszcze nienarodzonych szczeniaczków i wyobrażałam sobie, jak słodko, a co najważniejsze: UROCZO wyglądaliby razem! Ech, ale z drugiej strony, nie chcę zranić uczuć Luy, która najprawdopodobniej skrzętnie ukrywa w serduszku… To na razie jest mój problem numero uno, który postaram się rozwiązać w najbliższym czasie.
  A skoro mówimy o Farce… Sprawa druga: gdzie ona, u licha, się podziewa?! Gdy zaplanowaliśmy ten postój miałam nadzieję na jak najszybsze znalezienie jej, odciągnięcie na bok i zapytaniu jej o to, co widziała wtedy, gdy Blade i Lua byli razem i podchwyceniu jej emocji względem tego. Może Lua to trochę spitoliła, ale trzeba kuć żelazo póki gorące! A ja nie zamierzam zmarnować mojej szansy! Sęk leży w tym, że moja kruszyna zapadła się pod ziemię, a ja nijak nie jestem w stanie jej wywęszyć. Choć jestem przekonana, że poszła pewnie na polowanie… 
  Po trzecie: Asher. Jestem z nim w związku od ponad… Roku? A między nami może faktycznie są jakieś romantyczne akcenty, to nie takie, jakbym chciała! To przypomina bardziej gruchanie zakochanych szczeniaków, niźli porządna relacja, zbudowana na miłości i trosce. Muszę poczynić jakieś postępy, albo w najbliższym czasie przysięgam, że zwariuję! Na dodatek: nie mogę liczyć na jakąkolwiek pomoc ze strony Blue! Moja wierna przyjaciółka wyruszyła z Behemotem. Och, nawet nie wiecie jak skakałam z radości w duchu widząc oddalającą się tą parę od stada. Przez… „przypadek”, zdołałam usłyszeć o czym nasz Behcio rozmawiał z Ikaną i przyznam szczerze, że był przy tym wprost rozbrajający… Ten wyszukany język, ten chód, ten seksowny akcent… Nie dziwię się, że Blue tak się na niego gapi. Gdybym nie miała mojego oczka w głowie (Ashera, kochani, Ashera), też bym się śliniła na jego widok. Ale moja ślina i serce zarezerwowane są dla tego, który włada krukami… Ech, wracając do tematu! Muszę z nim jakoś polepszyć te relacje i popchnąć je na właściwy tor, bo naprawdę, nie ręczę za siebie… 
  To właśnie w takim zdeterminowanym i lekko poirytowanym humorze zastał mnie osobnik, którego wspomniałam już na początku. Facet chyba nie posiadał jakiegoś dobrego wyczucia jeśli chodzi o rozmowy. Ej, ja nie oceniam, ale czy walnięcie na początek pytaniem, które brzmi: „Nic Ci nie dolega?”, nie brzmi trochę niegrzecznie? Cóż, a mówią, że dobre wrażenie jest najważniejsze… 
  Zmierzyłam go oburzonym wzrokiem, słysząc jego wypowiedź, po czym szybko zaprzeczyłam, podkreślając swoją złość odpowiadając jeszcze pełnym zdaniem, choć wystarczyło zwykłe „Nie”. Potrząsnęłam głową, zdając sobie sprawę, że to teraz ja jestem tą, która zachowuję się niemile, dlatego wniknęłam do swojego umysłu, starając się jakby zresetować swój humor i moje myśli, które błądziły nieskładnie po mojej głowie, obijając się boleśnie o czaszkę. „Ile to takie istotki jak ja muszą mieć na barkach?”, westchnęłam ciężko w duchu. 
  Po krótkiej, tym razem nawet miłej wymianie zdań, facet usiadł koło mnie, sadzając swój kuper na puchatym, ale i zimnym śniegu. Choć ta miękkość też była tylko tymczasowa, bowiem wygodnie siedzenie chwilę później się roztapiało, zostawiając po sobie tylko mokrą plamę. Ech, uroki zimy. Plusem dla mnie jest jedynie tylko to, że strapiona, zmarznięta wadera może przytulić się do swojego wybranka w celu ogrzania. I mam nadzieję, że Farce to właśnie robi, bowiem, w miarę rozglądania się wokoło, nie zauważyłam również obecności Blade’a, co może oznaczać tylko jedno.
 – Długi macie ten postój? – zagadnął nagle nowo poznany basior, kierując na mnie swój wzrok, który poprzednio wertował towarzystwo, jakie od dzisiaj będzie musiał znosić.
 – Em, szczerze, to nie wiem – odpowiedziałam, lekko mrużąc oczy, próbując sobie przypomnieć jakieś szczególne informacje odnośnie naszej wędrówki jak i przerwy, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. – Nie oddalam się zbytnio od stada, bo nie mam takiej potrzeby, dlatego kieruję się na razie tłumem – wzruszyłam barkami, dopiero teraz ubierając moje zachowanie w słowa. Nawet sama nie zdawałam sobie sprawy, że tak robię. Cóż, najwyraźniej byłam pochłonięta rozpatrywaniem moich problemów, które ostatnimi czasy zdawały się namnażać…
 – A, tak, zapomniałabym – ocknęłam się nagle, odwracając żywo łeb w stronę basiora tak, że aż mnie zabolało w karku. – Jestem Rira.


Flubster? Dopiero teraz zauważyłam, że niezbyt pociągnęłam tą konwersację do przodu ;-;

czwartek, 28 lipca 2016

Od Farce (CD. Blade'a): Spektakl zakończony fiaskiem

      Też macie lekkie deja-vu? 
  Pamiętacie ten moment, gdy ten Gad tak cudnie się wyrżnął, łbem prosto w błoto? I to jeszcze w środku jego wypowiedzi? I to jeszcze w tej, w której mówił, że „jedyną ciapą z naszej dwójki jestem...”. Tak! Ja! Ale nawet nie miał okazji dokończyć, gdyż zimna gleba skutecznie zamknęła mu pysk! To było tak wspaniałe, że roześmiałam się jak głupia, a ten parszywiec wykorzystał okazję, by mnie zdenerwować i zrobił dokładnie, DOKŁADNIE, to samo co teraz. No, pomijając treść jego wypowiedzi, ale poza tym te sytuacje są identyczne! Kropka w kropkę takie same! 
Znów poczułam dotyk basiora koło swojego ucha, gdy odgarnął pasmo moich włosów i znów miałam okazję wpatrywać się w te jego krwiste ślepia z tak małej odległości. Czy on to robi specjalnie? Planuje to, czy coś? Czy po prostu wymyśla te wszystkie złośliwostki na bieżąco? Ale… Chwila, co to ma teraz do rzeczy?!
  Pozwalając, by złość może nawet zbyt wyraziście ogarnęła mój pysk, wbiłam w niego nienawistne spojrzenie. Czerwień trafiła na błękit. Ogień zderzył się z wodą. Dopiero w tej chwili doszło do mnie, że z wyglądu różnimy się prawie w dziewięćdziesięciu procentach, może nawet w stu. Ale najbardziej przykuwają przecież oczy. Moje, przypominające spokojne morze, a jego rozszalały pożar albo być może nawet to, co płynie nam w żyłach. 
Jednak, hej! Skoro jestem wodą to przecież potrafię sobie z nim poradzić! Wystarczy tylko, że będę nieugięta. Tak! Już nie dam się zaskoczyć, bo wałkowaliśmy już temat jego aktorstwa w stosunku do mnie, prawda? Facet jest taki przewidywalny… Czy on nie wie, że nie stosuje się tej samej sztuczki dwa razy i, w dodatku, na tym samym wilku? Ha! Amatorszczyzna, doprawdy. Choć może wcale tego nie planował? Może mój urok osobisty znów na niego zadziałał i nie mógł się już powstrzymać przed, choćby, dotknięciem mnie? 
  A skoro o tym mowa… Czy wy w ogóle zauważyliście jak bardzo zmienił mu się humor, gdy ja przyszłam? Z ponurego, melancholijnego nawet (!) basiora, zrobił się tym samym denerwującym Gadem jakim zawsze był. Czyżbym poprawiła mu samopoczucie? Czyżbym zrobiła mu przysługę? Nie, nie! Ale chwileczkę. Teraz może to zaważyć na moim rychłym zwycięstwie! Co ja tu… Ach, tak! Nie dam się tym razem zaskoczyć tego jego podłymi sztuczkami!
Zerknęłam szybko na to, co zdobiło jego pysk, po czym znów złapałam z nim kontakt wzrokowy i bezbłędnie skopiowałam jego cyniczny uśmieszek, niemal go wycinając i przenosząc go na moje usta. Również mój przepełniony wrogością wzrok zdążył zelżeć i przybrać bardziej łagodnego oraz… Nawet czułego wyrazu. Jak się chce, to się potrafi.
 – Ależ, mój drogi, ja się nigdzie nie wybieram – mruknęłam cicho, gdyż nie było potrzeby donośniejszego głosu z uszami tego Gada zaraz na wyciągnięcie łapy, a to tylko pomogło mi w modelowaniu swojego tonu. Oczywiście, ja to ja, więc z trudnością przyszło mi nazwanie go przeciwieństwem „taniego”, jednak zmusiłam się do wypowiedzenia tego naturalnie, płynnie, podczas gdy w myślach niemal wyplułam ten zwrot.
  Mina basiora, z początku z zaskoczonej tym, iż jednak nie zdenerwowałam się na ten wyuzdany i fałszywy gest, zmieniła się w jednej chwili w tą samą, którą zwykł nosić na co dzień i którą posiadał jeszcze kilka chwil temu.
  Powiem szczerze, że wpatrywanie się pierwszy raz tak frywolnie i bezpośrednio w oczy tego wilka przyniosło mi pewnego rodzaju… Satysfakcję, że w końcu mam okazję to zrobić. Nie zrozumcie mnie źle, przecież powiadają, że „oczy są zwierciadłem duszy”, choć od początku naszej znajomości szargały mną podejrzenia, iż taka poetycka i naturalna rzecz jak „dusza”, są temu Gadowi całkowicie obce. Ba! Pewnie nawet owe słowo nie występuje w jego podręcznym słowniku. Pomimo tego, zawsze warto się upewnić, prawda? Poza tym, popchnęła mnie do tego również ciekawość. Ciekawość tego, co jeszcze mogę dostrzec w tych czerwonych ślepiach oprócz tej dobrze znanej mi złośliwości. Jednak…
  Nie było tam nic.
  Po prostu.
  Zwykły złowrogi błysk.
 Naprawdę? Czy właśnie to kryje się za tymi tęczówkami? Tylko ta płytka emocja jaką jest złośliwość? Nie, chwila. Dlaczego czuję się rozczarowana? Czy to dlatego, że oczekiwałam, iż może ten Padalec posiada jakieś normalne emocje? Jak radość, zazdrość, strach, smutek… Cokolwiek! Czy naprawdę w swoim asortymencie uczuć ma tylko tą swoją wredotę?
 – A kto powiedział, że musisz wyrażać na to zgodę? – Przymrużył lekko powieki, najwyraźniej zauważając jak intensywnie wpatruję się w to, co zasłaniają, automatycznie jeszcze bardziej się wyszczerzając, odsłoniwszy przy tym biały kły. Cóż, najwyraźniej ma ochotę prowadzić dalej ze mną owy teatrzyk.
 – Och, czyli chcesz mnie zabrać ze sobą siłą? – zapytałam cicho, małpując od niego ruch obronny, lecz zrobiwszy to bardziej kobieco. Nawet nie zastanawiając się nad moimi poczynaniami, wspięłam się na palce (ponieważ z niesmakiem muszę przyznać, iż wilk był ode mnie wyższy) i, dosięgnąwszy ustami jego narządu słuchu, szepnęłam spokojnie: – Aż tak bardzo mnie pragniesz?
  Na moje słowa, stojące uszy basiora lekko drgnęły, najpewniej przez to, że otoczone przez zimne powietrze nagle zetknęły się z gorącym podmuchem mojego oddechu. Zaśmiał się wolno, lecz gardłowo, a gdy wróciłam do swojej poprzedniej pozycji i mogłam ponownie obserwować jego pysk, znów wwierciliśmy się wzajemnie w swoje oczy. 
 – To zabawne, bo o Tobie mógłbym powiedzieć to samo.
 – Ach tak? Cóż, jednak myślę, że jestem bardziej pociągająca… - wypowiedziałam to prawie niesłyszalnie. Jestem przekonana, że Gad zdołał pojąć moje wyłącznie dzięki moim poruszającym się wargom, które płynnie składały wyrazy. Gdy wpadłam znów na kolejny pomysł, kąciki moich ust znów zawadiacko się uniosły, po czym nie przerywając kontaktu wzrokowego, dalej ciągnąc za sobą jego spojrzenie, ruszyłam na przód, w celu okrążenia jego sylwetki. Podniósłszy delikatnie swój ogon, obchodząc go, przejechałam miękkim futrem po pysku Gada, dalej uśmiechając się pod nosem.
 – Widzisz? – mruknęłam na tyle głośno, iż pomimo mojego oddalenia się od uszu basiora zdołał to usłyszeć, jednak zadbałam o to, by dalej nie stracić potrzebnej w głosie chrypki. Gdy już miałam ściągnąć swe futro z jego nosa i powrócić na swoje miejsce, po okolicy rozniósł się głośny wrzask, odbijając od skał, pni drzew oraz samych gór, powracając do moich uszu, tworząc powtarzające się echo, które cichło z każdą sekundą. „Co to, u licha, było?”, zastanowiłam się, marszcząc brwi i będąc zawiedzioną, a jednocześnie rozdrażnioną, iż ktoś, lub coś, przerwało mi tą chwilę wygranej.
 – Nie drzyj się tutaj! – skarcił mnie wąż, od razu się do mnie odwracając, z dziwnym wyrazem pyska. Popatrzyłam na niego jak na niespełna rozumu, krzywiąc się do niego z pytającym wyrazem twarzy. Co on właśnie do mnie powiedział? Oszalał? Przecież to nie ja…!
  I już miałam się odezwać, nakrzyczeć na niego za tą głupotę i niedorzeczności, które wygaduje, gdy poczułam nagłą suchość w gardle oraz lekkie ukłucie. Więc… Ten krzyk naprawdę wydobył się z mojej gardzieli…?
  Znów, nim zdążyłam cokolwiek zrobić, poczułam kolejną dawkę bólu, tym razem o wiele większą, przechodzącą niczym piorun przez całe moje ciało, niemal je paraliżując i sprawiając, że przeklęłam dość głośno pod nosem. Jednak nawet, gdybym wydarła się tak po raz drugi, najprawdopodobniej zagłuszyłby to ten głuchy huk, który ni stąd, ni zowąd, dotarł do moich bębenków. 
 – Świetnie, wielkie gratulacje! – zawołał, zaciskając mocno szczękę i wpatrując się w obiekt nad moim tułowiem. Powędrowałam za nim wzrokiem, natrafiwszy na górę. Tak, dobrze przeczytaliście. Znaczy, nic dziwnego, przecież dotarliśmy na tereny górzyste, a te wielkie wybałuszenia w skorupie otaczają nas ze wszystkich stron, pokryte grubą warstwą białego puchu. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że śniegowi najwyraźniej nie spodobało się zakłócanie wszechobecnie panującej ciszy i postanowił zagrzebać pod sobą owe głośne istoty, zsuwając się ze skarp i pędząc na dół z prędkością światła.
  Wstrzymałam na chwilę oddech, tępo wpatrując się w zbliżającą się do nas lawinę, jakby oczekując, że zaraz się zatrzyma, albo lepiej! Że to wszystko moje przywidzenie!
Jednak z mojego transu wybudziło mnie mocne szarpnięcie, dzięki któremu otrząsnęłam się z chwilowego amoku i zdołałam wziąć nogi za pas. Znów mocne ukłucie paraliżującego bólu dał się we znaki, gdy zamierzałam pobiec za Padalcem, który w tamtej chwili był moim jedynym punktem odniesienia. Skrzywiłam się mocno, wbijając wzrok w oddalający się zad basiora, który nawet na moment zdążył się rozmazać, podobnie jak wszystko inne wokół mnie, jednak zacisnąwszy zęby, pognałam za wilkiem. Hałas spadającego śniegu był na tyle głośny, że nawet zdołał stłumić mój głośny oddech, który przecież słyszalny dla mnie powinien być idealnie. 
  Zdążyłam jeszcze rozejrzeć się dookoła, poszukując drogi ucieczki i nie być zdana wyłącznie na los węża, gdy dostrzegłam małą jaskinię, znajdującą się dokładnie pod górą, która obecnie zagrażała mojemu życiu. Jednak mówi się „trudno”, „tonący brzytwy się chwyta”, czy coś podobnego, prawda? Skierowałam się w tamtą stronę, starając się po drodze nie stracić równowagi i nie dać się warstwie białego puchu, który wraz ze zbliżaniem się do stóp góry, był coraz grubszy. Ziemia pod moimi łapami niemal się zatrzęsła, gdy szum zsuwającego się śniegu zdążył osiągnąć swój maksymalny poziom oznajmiając mi, że jest tuż, tuż nad moim łbem. 
  Będąc już naprawdę bliziutko celu, zdążyłam jedynie odbić się mocno tylnymi łapami od gleby (dziękując w duchu, że to nie one dostarczyły mi takiej dawki bólu) i wskoczyć do środka mojego schronienia. Nagle zapadła ciemność, gdy wyjście zostało zablokowane, a ja uświadomiłam sobie, że nie do końca jest to wyłącznie „moje” schronienie, gdy wylądowałam na czymś miękkim, co przy zderzeniu z ziemią wydało z ciebie głośny jęk. 


Blade? :3

środa, 27 lipca 2016

Od Flubstera: Pierdoły

 Obudziłem się w środku nocy, w lesie. Było mi bardzo zimno. Wstałem. Nie wiedziałem co ja tu robię i od razu, bez zastanowienia, ruszyłem szukać bezpiecznego schronienia. Szedłem przez 20 minut po lesie i prawie zamarzłem z zimna. W końcu pomyślałem ze już umrę w tym zasranym lesie, a zaraz  potem pojawiła się przede mną jakaś postać. Był to granatowo niebieski basior z białą grzywką.
-Siema, zmarzluchu. Wyglądasz jakbyś miał zaraz zamarznąć -powiedział uśmiechając się do mnie.
Uśmiechnąłem się do niego i powiedziałem:
- No co ty, chyba zauważyłem.
- W obozie naszej watahy mamy ze dwa ogniska. Myślę, że nikt nie będzie miał nic przeciwko jeśli się trochę zagrzejesz.
 Wyszczerzyłem się i ruszyliśmy do watahy.
- Tak w ogóle to nazywam się Flubster, ale mów mi Flubi.
- A ja jestem Rale mów mi Dwa lub po prostu Raz. Jak wolisz.

 Zdziwiłem się widząc aż tak dużo wilków. W mojej dawnej watasze było ich tylko kilka.  Usiadłem przy ognisku i ogrzewałem się lecz byłem bardzo zdziwiony tym, że niektórzy mieli rogi, skrzydła albo inne przypadłości. Spytałem się Raza czy to normalne, a on odpowiedział, że jest to normalne, ale u przeklętych. Zapytałem się czy jest przeklęty, a on powiedział:
-Tak, tak jak wszyscy tutaj.
Zastanowiłem się chwilę
-Ja też mam klątwę- powiedziałem
-Czy mógłbym dołączyć do twojej watahy?
-Zapytaj się alfy. Względnie bety- odpowiedział.
  Popytałem się kilku wilków i w końcu znalazłem alfę. Pogadaliśmy trochę o mojej klątwie i zaczęła się głośno śmiać. W końcu zapytałem się czy mogę dołączyć do watahy, a ona się zgodziła.    Poszedłem zaznajomić się z członkami watahy. Poznałem Azzai, Ashera, Paluku, Moonlight, Marvela, Sonea'ę, Appalosę, Christopher'a, Darknenyomu, Mercenarego i Samlena.
Była też Rira, ale ona na uboczu siedziała i mówiła do siebie coś o miłości, zdradzie, zemście i mordowaniu. Zaniepokoiłem się i  zapytałem ją czy coś jej dolega.
Spojrzała na mnie jakby chciała wyrwać mi gałki oczne i wepchnąć je do gardła.
- Nie, nic mi nie dolega- uśmiechnęła się do mnie.
- Jakby co, to chętnie cię wysłucham- uśmiechnąłem się czarująco.
- Czy ty próbujesz ze mną flirtować- zmrużyła oczy- Ja mam już faceta.
- Może to i dobrze- mruknąłem cicho do siebie.

Rira? To moje pierwsze opko w życiu.

wtorek, 26 lipca 2016

Nowy basior Flubster

 
Imię: Flubster, dla przyjaciół Flubi.
Płeć: basior
Wiek: 2 lata
Partner: Szuka
 Rodzina: Rodzina uznała go za upośledzonego kiedy dostał pierwszego ataku padaczki.
 Stanowisko: Tropiciel
 Wykształcenie: Nie mam jako takiego wykształcenia, ale wąchać umiem i to dobrze.
Charakter: Ten wilk jest bardzo śmieszkowaty, ale czasem ze względu na klątwę lepiej go nie rozśmieszać ponieważ może się to skończyć poważnym atakiem padaczki. Jednak od czasu do czasu można z nim pożartować, lecz w niewielkich ilościach. Lubi się bawić w dużych grupach, w towarzystwie wader. Uwielbia z nimi flirtować ale traktuje to jako rozrywkę. Chętnie pomaga wszystkim bez względu na wiek, płeć, stanowisko, klątwę, czy pozycje. Gdyby zaszła potrzeba, zostałby każdym, wojownikiem, magiem, medykiem, a nawet generałem... Chociaż ani o magii, ani walce, ani  o medycynie oraz o dowodzeniu nie mam najmniejszego pojęcia.
 Historia: Ten wilk miał bardzo bardzo bardzo trudne dzieciństwo. Kiedy był bardzo bardzo bardzo mały, pierwszy raz się zaśmiał i dostał ataku padaczki. Uważano go za dziwaka, wszyscy robili mu na złość i rozśmieszali go żeby się z niego pośmiać. Ta klątwa pojawiła się zapewne kiedy poszedł z rodzicami do lasu, a tam zobaczył dziwne stworzenie. Podszedł bliżej i  zobaczył tam coś- czerwonego jelenia. Zaczął się z niego śmiać, a wtedy jeleń powiedział ,, Od teraz ten mały gówniarz będzie dostawał ataku padaczki zawsze kiedy się zaśmieje." Jeleń zniknął a wtedy wilczek zaczął płakać dlatego, że jeleń wyzwał go od gówniarzy.
Kiedy rodzice uczyli szczeniaka dowodzenia, (bo byli betami)  zobaczył biegającego w kółko szczura i wtedy dostał poważnego ataku padaczki. Działo się tak codziennie, w końcu jego rodzice oddali go do domu szczeniaka. Nikt nie chciał adoptować wilka z padaczką. W swoje 2 urodziny mógł już opuścić watahę i zaczął nowe życie.
Klątwa: Atak padaczki
Zasady klątwy: Kiedy zaczyna się śmiac dostaje ataku padaczki,  który  kończy się zwykle po 2-3 minutach. Nie wie czy ta klątwa jest uleczalna, ale na razie będzie próbować znaleźć i przeprosić czerwonego jelenia.
Głos:

Nick na howrse: Flubi333

czwartek, 21 lipca 2016

Nowy basior Bast


Imię: Bast
Płeć: Basior
Wiek: 3 lata
Partner: Szuka
Rodzina: Żyje i ma się dobrze
Stanowisko: Mag
Wykształcenie: Magiczne
Charakter: Gdyby opisywać go pół roku temu nie brakło by określeń takich jak megaloman, arogancki, przystojny, egoistyczny dupek. Dzięki zaistniałej sytuacji można je skreślić - poza przystojnym oczywiście. Uwielbia różnego rodzaju harce, świeże mięso i doborowe towarzystwo. Wyszczekany, z dużą dozą zdystansowania do siebie i świata.
Historia: Od szczeniaka wpajaniu mu jedną zasadę - "Świat każdy sam kształtuje. Lecz tym pięknym idzie to łatwiej". To właśnie przez tą wartość Bast wyrósł na narcystycznego dupka, który wartość mierz długością, a nie mądrością. I tak żył nie zważając na nic ani nikogo. Aż do swoich 3. urodzin. Ojciec zabrał go do siebie pod banalnym pretekstem. Sprawa jednak nie była taka prosta i przyjemna. Genetyczny błąd powstały przez legendarną "klątwę" ich rodu dotykała każdego członka płci męskiej. Karminowa rzeź. Prawie tarzał się po podłodze, gdy o tym usłyszał. Uznał to za mało smaczny żart swojego ojczulka. Mało śmieszny.
Przez następne tygodnie żył jak wcześniej. Do czasu pierwszego polowania. Chociaż to nic trudnego, ćwiczył to tysiące razy. Był jednak nie uważny. Poroże go pobodło. Parę kropel krwi spłynęło na ziemię...
Obudził się niedaleko miejsca owego zdarzenia. Gardło piekło z pragnienia. Otworzył oczy. Wstążki rozszarpanych ciał wieńczyły drzewa, krzewy. Ziemia przesiąknięta czerwoną cieczą. Byłoby absurdalne twierdzić, iż wszystko w zasięgu wzroku jest naznaczone wnętrzem jednego jelenia. Widział porozszarpywane uszy zajęcy, połamane nogi łań i, gdzieś w oddali, lśniła szczęka drapieżnika wyrwana ze łba...
Stchórzył. Uciekł, nie patrząc gdzie. Najszybciej jak potrafił.
Zapomniał, że przed swoją krwią nie ucieknie.
Klątwa: Karminowa rzeż
Zasady klątwy: Jeżeli krew wilka wycieknie poza ciało, Bast popada w szaleńczą furię, zabijając wszystko co się napatoczy. Nie zna (przynajmniej na razie) możliwości zdjęcia.
Właściciel: Pfferd

piątek, 15 lipca 2016

Od Winter (CD. Luy)

      - Wataha Przeklętych... – powtórzyłam niezbyt głośno smakując nowe słowa. Cóż mogą znaczyć? Wataha... Słyszałam kiedyś to słowo. Tak mi się zdaje. Czyżby oznaczało wilki? Ale przecież wilk to wilk, „wataha” to całkiem inne słowo. Nie brzmi podobnie. A „Przeklętych” nie mówi mi zupełnie nic. Ładnie brzmi i na tym moja wiedza się kończy. A jednak obraz który miałam przed sobą odcisnął się w mojej pamięci z właśnie takim podpisem. „Wataha Przeklętych” Od teraz właśnie to będę widzieć słysząc te słowa. Wiele wilków stłoczonych wokół... Dobra, co to do licha ciężkiego jest? Zdaje się być żywe. Porusza się, a mimo to nie przemieszcza. Zmienia barwy i rzuca cienie na postaci i śnieg. Wygląda jak zagrożenie. Ruchliwe nie podążające logicznym torem obiekty na ogół zawsze są niebezpieczne. Skrzywiłam się czując uporczywe ssanie w żołądku. Jeść... Chcę jeść. Odwróciłam się od wilków kompletnie ignorując moją pseudo towarzyszkę i szybkim, sztywnym krokiem odeszłam. Wiem co to ból. Doświadczyłam go już dość by znać każde jego oblicze, jednak niewiele mogło się równać z tym jakże okropnym rwaniem każdego nawet najmniejszego skrawka moich mięśni. Zupełnie jakby łapy protestowały mi przeciwko dalszej wędrówce.
 - Gdzie się wybierasz? – znów usłyszałam głos wadery kiedy ta, bez najmniejszego problemu po raz kolejny się ze mną zrównała. Ciemna sierść wadery wyraźnie odznaczała się od przykrytego śniegiem terenu wokół łagodnie falując w rytm jej kroków. Kątem oka widziałam jej oczy. Dwa pomarańczowe punkty wpatrujące się we mnie z uwagą jak gdyby wadera usiłowała mnie przejrzeć. Powodzenia życzę.
 - Jeść. – z moich ust padła krótka, rzeczowa odpowiedź tak samo lodowato obojętna jak wszystkie inne. Kolejna z serii tych przy których nie tylko nie trzeba nawiązywać kontaktu wzrokowego z rozmówcą, a nawet można całkowicie zignorować jego istnienie.
 - Fascynujące... – mruknęła tamta przenosząc wzrok ze mnie na drogę przed nami. Dyskretnie się jej przyjrzałam. Posturą była mi bardzo podobna, jednakże ślady które zostawiała idąc przy mnie były nieco głębsze od moich. Zapewne różnica polega na tym, że ja, wychowana wśród śniegu i lodu odruchowo „lżej” chodzę, by padający śnieg szybciej maskował ślady mojej obecności. Towarzysząca mi wadera nie miała takiego nawyku, lecz wielkiej różnicy jej to nie robiło.
 - W tę stronę nic żywego nie znajdziesz – zauważyła po paru minutach absolutnej ciszy. Na jej wargach tańczyło coś co zwykło się nazywać złośliwym uśmieszkiem. Zbyłam jej słowa nijakim prychnięciem uparcie brnąc przed siebie. A może ma rację? Przyspieszyłam do truchtu wbrew kolejnej fali protestów swojego organizmu i opuściłam głowę szukając śladu zapachu czegokolwiek. Na sobie nadal czułam badawcze spojrzenie serwowane mi przez współtowarzyszkę. Muszę być iście fascynującym obiektem do obserwacji. Bez dwóch zdań musi tak być. W końcu trafiłam nosem w niewielki otwór w śniegu. Poczułam zapach... myszy? Załóżmy, że tak to się chyba zwało. Bez zastanowienia wepchnęłam łeb głębiej w śnieg dodatkowo pomagając sobie łapami. Nigdy nie czułam zimna, nieważne co robiłam czy gdzie się znajdowałam. Chłód i mróz są dobre – są znajome. Jako jedne z niewielu składników otaczającego mnie świata. W końcu trafiłam nosem w ciepłe ciałko myszy. Poderwałam głowę wyrzucając swoją niedoszłą ofiarę w powietrze. Zwierzątko pisnęło spadając na ziemię i natychmiast rzuciło się do ucieczki. Spodziewałam się tego, więc drobnej istotce nie było dane pożyć zbyt długo. Po zaledwie paru sekundach zacisnęłam szczęki na ciałku od razu pozbawiając życia myszkę. Nawet nie zadawałam sobie trudu posiekania kawałka mięsa na części, mysz była zbyt mała by stanowić problem, dlatego niemal od razu zniknęła w moim przełyku. Oblizałam się rozglądając się dookoła. Nadal zbyt mało bym mogła zająć się czymś innym.
 - No brawooo... Złapałaś mysz. Gratuluję – usłyszałam drwiący głos wadery. Zmrużyłam oczy, patrząc na nią chłodno. Doprawdy irytująca istota...
 - Zamilcz.
  Wadera prychnęła w odpowiedzi. Nie obchodziło mnie to. I tak nie byłam w stanie należycie na to zareagować. Mogłabym udawać. Potrafię sprawiać wrażenie normalnej choć mimo wszystko chłodnej osoby, ale po co niepotrzebnie się męczyć? To nie ma sensu. Granie kogoś kim się nie jest to jak oszukiwanie samego siebie. Niby można, niby się da, ale jaki to będzie mieć skutek? Później niczemu nie można już zaufać, a sobie tym bardziej. Nie podoba mi się taki układ. Nie w świecie którego nie rozumiem. Nie w otoczeniu zjawisk których natura jest mi obca. Nie wśród przedmiotów niewiadomego przeznaczenia...
  Ostry wiatr tak charakterystyczny dla zimowej pory uderzył w mój pysk sprawiając, że biała grzywka spadła mi na twarz niemal całkowicie zasłaniając pole widzenia. Lodowaty podmuch przywiódł coś jeszcze poza nagłą zmianą mojej fryzury. Wyczułam w nim subtelną, lecz niepodobną do niczego innego woń istoty znanej wszystkim jako „człowiek”. Gdybym znała jakiekolwiek przekleństwo prawdopodobnie zaklęłabym. Niestety „śnieg”, „błękit”, „chłód”, „drzewo” ani inne znane mi słowa nie brzmią tak jakbym sobie tego w obecnej chwili życzyła. Ludzie i ich psy. Znów mnie znajdą. Wbrew logice i temu co założyłam. Moje poświęcenie okazało się bezcelowe. Wypadałoby rozprawić się z tym problemem. Jest tylko jeden mały problem. Mianowicie strzelby. Wiem co to strzelba. Widywałam ją codziennie przed i po walce. Wiem jak boli uderzenie nią. Znam dźwięk sygnalizujący długotrwały przejmujący ból, który towarzyszy osobie znajdującej się po złej stronie lufy. Znam ludzką naturę. Wiem czego się spodziewać. Rozumiem też psy i morderczy szał z którym atakują. Są do tego zmuszone. Tak zostały wytrenowane. Gdy nie spełnią oczekiwań zostaną ukarane. Ból jest najlepszym nauczycielem. Wpaja posłuszeństwo wbrew woli, odbiera chęć do walki i niszczy nim karanego. To ulubiona metoda ludzi. 
  Potrząsnęłam głową wyrywając się z odmętów swoich rozmyślań. Do rzeczy... Mam ludzi na głowie. Niby po co mam zawracać sobie głowę szkoleniem psów? Bezsens.
 - Kryjówka. Potrzeba mi kryjówki. – rozejrzałam się mówiąc bardziej do siebie niż niechętnie towarzyszącej mi wadery. Niemal usłyszałam jak wadera przewraca oczami.
 - Ależ ty jesteś rozrywkową istotą... Marnujesz na mnie swój talent do bycia komikiem – wymamrotała. Puściłam jej uwagę mimo uszu. Nie znam terenu. Nie mam pojęcia gdzie mogłabym się schować.
 - Pomóż mi. Wskaż mi kryjówkę.
 - Tak za nic? Raczej ci to nie wyjdzie – odparła tamta mierząc mnie wzrokiem mówiącym, że raczej nie będzie traktować mnie jak równą sobie. Przestąpiłam niecierpliwie depcząc śnieg wokół.
 - Przysługa za przysługę. Dożywotnia umowa. Pasuje? – spytałam mrużąc oczy. Być może właśnie zrobiłam największy błąd swojego życia. Trudno. Intuicja podpowiedziała mi, że to najlepsze możliwe wyjście. Jak zawsze posłucham i zobaczę co przyniesie mi los.


Lua?

poniedziałek, 11 lipca 2016

Od Blade'a (CD Farce): I'm taking it slow, feeding my flame... Shuffling the cards of your game

      Nie był to ani pierwszy, ani z cała pewnością ostatni raz, kiedy owy czerwonooki demon doprowadził kogoś do złości. Właściwie to cała jego postać, a więc zarówno wypowiadane przez niego słowa, wykonywane czynności, jak i czasem sam wygląd, w przeciągu stosunkowo niewielu lat, zdążyły już budzić przeróżne emocje u niejednych wilków. Najczęściej była to nieufność i to dziwnie wrogie, ale jakże niepewne spojrzenie, posyłane mu właściwie przez prawie każą napotkaną parę oczu. Bardzo często tliły się w nich dziwne, niespokojne płomienie nieuzasadnionego (ale czy aby na pewno bez podstawowego?) lęku, który kazał im bez przerwy oglądać się za siebie. Jakby w obawie, że tajemnicza postać, za sprawą nie wiadomo jakich zaklęć, gotowa jest w każdej chwili zniknąć w śród cieni, tylko po to, by zaraz wyrosnąć tuż przed nimi i w ukryciu poderżnąć kilka gardeł. Oczywiście były to tylko przesądy, basior miał w zwyczaju kłócić się i wszczynać ostre bójki zupełnie bez powodu, jednak w ich dawnej paczce to nie on pełnił rolę miejscowego kata.
  Równie często przyszło mu spotykać się z nienawiścią w czystej postaci, ale także respektem, jakim darzyły go szczeniaki, które Zdradnica z niewyjaśnionych przyczyn zdecydował się wziąć pod swoje skrzydła i nauczyć kilku niewinnych sztuczek, pokazać, jak przetrwać, polegając na swoim talencie i naiwności niejednego wilka. Jego iskrzące się ślepia widziały już strach, panikę i zagubienie. W stronę czerwonych oczu kierowano negatywne emocje, do których dochodził również smutek, żal, a czasem nawet i współczucie (szczerze powiedziawszy, Blade nigdy nie rozumiał wilków, które patrzyły nie tylko na niego, ale na kogokolwiek z takim wyrazem), ale znalazło się także parę pozytywnych emocji, choć niewątpliwie trudniej jest w to uwierzyć. Samiec okazał się także adresatem szacunku, dość nietypowego zaufania, wdzięczności, zauroczenia, nadziei... Nawet, jeśli on sam uważał, że nadzieja była matką głupich i od zawsze zaliczał ją do negatywnych uczuć. W każdym bądź razie, zachowanie Blade'a zdążyło dorobić się niejednej opinii i wzbudzić przeróżne emocje, a złość była chyba jedną z najpowszechniejszych.
  Jednak basior nie przypuszczał, że ujrzy ją akurat u tej wadery. Choć przyznam, że z pewnych, nie do końca znanych mu przyczyn, zdzieranie z Farce maski przyzwoitej, empatycznej i nieznośnie miłej wilczycy (a co za tym szło- droczenie się z prawdziwą, arogancką i sarkastyczną osobowością hipokrytki) sprawiało mu niemałą przyjemność.
 - A co cię to obchodzi, co?- szkarłatne ślepia spotkały się ze zdecydowanym spojrzeniem jasnej pary oczu.- Czyżby najjaśniejsza pani tak bardzo tęskniła za moją osobowością?- rzucił, niby od niechcenia, choć w lodowaty ton jego wypowiedzi powoli zaczęły wkradać się złośliwe nuty.- Wiesz co, księżniczko? To nawet urocze.
  Farce posłała basiorowi rządne mordu spojrzenie spod przymrużonych powiek. Najwyraźniej chwilowe odzwyczajenie się od towarzystwa Zdradnicy sprawiło, że wadera zapomniała jak bardzo potrafi być ono denerwujące.
 - Ta "pani" musiałaby być naprawdę zdesperowana, aby zatęsknić za czymkolwiek, co ma chociażby najmniejszy wiązek z Tobą.- mruknęła... nie, warknęła w odpowiedzi. Tak, to słowo zdecydowanie bardziej pasuje do dziwnie agresywnego tonu wadery.
 - Och, czyżby?- samiec uniósł jedną brew w udawanym geście zaskoczenia.- Jak bardzo byłaś zdesperowana, aby przyjść do mnie osobiście?- dopiero teraz niebieskooka zdała sobie sprawę z popełnionego błędu, jednak było już za późno na jego naprawę.
 - Debil.- prychnęła, w między czasie wywracając teatralnie oczami.- Możesz przestać traktować mnie z góry?- to właśnie w tym momencie basior postanowił wstać z pokrytej śniegiem ziemi, tym samym zmuszając Farce do podniesienia wzroku.
 - Trudno traktować Cię z dołu. Jesteś za niska.
   Brązowowłosa po raz kolejny zmierzyła swojego rozmówcę (jeśli tą wymianę zdań można było nazwać rozmową) morderczym spojrzeniem. Otworzyła usta, gotowa rzucić w odpowiedzi jakąś ciętą ripostę, jednak w następnej chwili zamknęła pysk, czemu towarzyszyło również zakrycie oczu przez powieki. Samica zaczęła mówić coś pod nosem, a Blade dałby sobie łapię uciąć, że w tej plątaninie niezrozumiałych zdań usłyszał "Nie będę taka, jak ten wstrętny gad.", co nawet odrobinę poprawiło mu humor.
 - Czy ty kiedykolwiek rozmawiałeś normalnie?- spojrzenie błękitnych oczu dalej biło silnym gniewem, jednak teraz dało się dostrzec w nich coś jeszcze... pretensję?- Każda rozmowa z Tobą musi tak wyglądać?
 - Cóż, udawanie miłego to rola, która została już zajęta.- zauważył samiec, próbując zdobyć się na obojętny ton, choć jego usta same zaczęły układać się w złośliwy uśmiech.- Skończyłaś już zadawać głupie pytania?
  Tutaj najwyraźniej, sądząc po minie Farce, która wyglądała jakby ktoś ją spoliczkował, basior uderzył w słaby punkt wadery. Każdy wilk miał swoją piętę Achillesa, Blade doskonale o tym wiedział. W przypadku wader zazwyczaj było to poddawanie wątpliwości ich atrakcyjności, obrażanie ich, jawne krytykowanie tego, co robią... albo, tak jak w przypadku Farce (choć pozostałe trzy punkty z pewnością nie były czymś, na co mogłaby obojętnie machnąć łapą) jawne wątpienie w inteligencję.
  Całe szczęście dziewczyna nie umie zabijać wzrokiem., pomyślał samiec, uśmiechając się cierpko. Choć kto wie, jaki demon kryje się za tą parą błękitnych oczu?
  Mimo wszystko, choć spojrzenie wadery było pełne hardości i agresji, a Farce w środku pewnie kipiała, niczym garnek, nie minęła chwila, kiedy jej pysk ozdobił złośliwy uśmiech. Uśmiech z rodzaju tych, które mówiły "Wiem, że jesteś sukinsynem i wiem, że ty wiesz, że ja również potrafię się tak zachować. Ale z naszej dwójki teraz to ja mam plan." Blade znał ten uśmiech aż za dobrze, zbyt często czuł, jak tańczy mu na pysku.
 - "Głupie pytania"?- powtórzyła, jak echo Farce.- Naprawdę tak uważasz?- jej ton był uroczy i niewinny, zupełnie jak u szczeniaka, choć Zdradnica zbyt długo paprał się w swojej branży, by dać się nabrać na coś takiego.
 - Oczywiście, chyba słyszałaś.- odparł, mrużąc odrobinę oczy, przyglądając się rozmówczyni z uśmiechem. Wyglądał przy tym, jak złośliwa zjawa.- Jeśli panienka zechce, to mogę powtórzyć.
  I choć w tamtym momencie Blade był niemal całkowicie pewny, że brązowowłosa ledwo powstrzymała się od nadepnięcia mu na łapę z całych sił, obserwował z rozbawieniem, jak wadera zacięcie trzyma się swojego scenariusza.
 - A co jeśli ta "panienka" zadaje tak głupie pytania, tylko po to, by prymitywny i niedorozwinięty mózg jej rozmówcy mógł wszystko pojąć?- teraz to ona uśmiechała się przebiegle.- Po prostu musiała się poświęcić i zniżyć do Twojego poziomu.
  Zdradnica uśmiechnął się jeszcze szerzej, dzięki odrobinę rozciętym wargom nadając powiedzeniu "uśmiech od ucha do ucha" całkiem realnej perspektywy. Zaśmiał się pod nosem, nie odrywając wzroku od brązowej wadery. Ona również ani na chwilę nie przestała go obserwować, wciąż tym samym, zdecydowanym spojrzeniem. Walka, jaką prowadzili nie była tylko i wyłącznie bitwą słowną, nic z tych rzeczy. Odbywała się ona na dwóch płaszczyznach, a kolejną było znoszenie swojego spojrzenia. Kto pierwszy odwróci wzrok, przegrywa.
  Szczerze powiedziawszy, w tamtym momencie Blade zdawał się jednocześnie zniesmaczony, zaintrygowany i zafascynowany... i to nie tylko odbywającą się rozmową. Bez dwóch zdań powróciło jego dawne "ja", które najwyraźniej tylko drzemało gdzieś w odmętach umysłu samca. I tak, jak legendarni rycerze śpiący w jaskini mieli zostać obudzeni w razie niebezpieczeństwa, tak charakter Zdradnicy powracał do życia, kiedy tylko natrafiła się okazja do kolejnej sprzeczki. Farce również musiała to dostrzec, gdyż uśmiechnęła się w stronę basiora z wyrazem tryumfu. W końcu dostała to, po co tutaj przyszła.
  Czy to właśnie tej charyzmy szukałaś?, przemknęło przez umysł basiora i w ostatnim momencie, Przeklęty powstrzymał się od wypowiedzenia tego na głos.
 - Naprawdę tak uważasz?- wyzywający ton jego wypowiedzi jeszcze bardziej zmotywował waderę.
 - Chyba słyszałeś.- odparła zadowolona, cytując wcześniejsze słowa czerwonookiego basiora.- Jeśli pan zechce, to mogę powtórzyć.
  Na to wilczur uśmiechnął się szerzej. Zupełnie, jakby siedząc samotnie przy jeziorze na skraju lasu, tylko czekał na kogoś, kto go znajdzie i sprawi, że zapomni o tej bezsensownej melancholii. Jakby wewnętrzny demon, żyjący gdzieś w głębi jego sczerniałego serca  czekał na...
 -  Ależ nie trzeba.- odparł Blade z tak teatralnie udawaną wdzięcznością, że w żadnej sposób nie dało się wziąć jej na poważnie.- Obawiam się jednak, że aby być ze mną na równi, musiałabyś się całkiem sporo wznieść.- basior posłał swojej rozmówczyni chyba jeden z najbardziej zadowolonych z siebie, ale jednocześnie wrednych uśmiechów.- Choć w Twoim przypadku, to raczej niemożliwe.
 - Ty za to możesz upaść tak nisko, że nawet najniżej położony wilk nie będzie w stanie Cię dostrzec wśród cieni i mroku.- teraz to Farce przymrużyła oczy, przyglądając się uważnie stojącemu na przeciwko basiorowi.- Gdyż w Twoim przypadku jest to po prostu pisane przez los.
 - Jeśli tak postrzegasz sprawę...- Blade spojrzał na waderę z góry, po czym zrobił chyba jedną z najmniej spodziewanych rzeczy, do jakich w tym momencie byłby zdolny.
  Podszedł bliżej do samicy, drastycznie zmniejszając dzielącą ich odległość, po czym prawą łapą odgarnął jeden z kasztanowych kosmyków, niesfornie opadających na jej pysk. Usta Farce wykrzywiły się w dziwnym grymasie, a wadera najwyraźniej zastanawiała się, czy jednak nie powinna się cofnąć. Przez jej twarz przemknęło zaskoczenie, mieszające się z niepewnością, ale także swego rodzaju gniewem. Jednak następne słowa basiora zdecydowanie spotęgowały ostatnią z emocji.
 - Przynajmniej spadając w dół, będę mógł pociągnąć kogoś za sobą.- odgarnął kosmyki włosów wadery, układając usta w okropnym, cynicznym grymasie. Zupełnie, jakby sam mrok posyłał jej jeden z najbardziej czarujących uśmiechów.


Farce? Nie mogłam się powstrzymać xD

środa, 6 lipca 2016

Ogłoszenie

Tak, tak, wiem. Co roku piszę, że wyjeżdżam, że pewnie nic nie będę pisać przez jakieś dwa tygodnie... Bla, bla, bla. A potem i tak się okazuje, że piszę i wstawiam opka tak jakbym cały ten czas spędziła w domu. Tak! Wiem, że się powtarzam!
 No, ale Lua! To już wiemy.
Mordy w kubeł, nie wiecie. To dla was zupełna nowość.
Macie być zszokowani!
Lisa Vertudaches adventure time quotes inspiration fan art

No dobra, czas w końcu napisać coś sensownego. W zeszłym roku (o ile dobrze pamiętam, bo jestem zbyt leniwa żeby to sprawdzić) podałam wam od kiedy do kiedy będę nieobecna. Jednakowoż w tym roku tego nie zrobię. Dlaczego?
Wyruszasz w nieznane?
Wyruszasz i nie wiesz czy wrócisz? 
Otóż nie. Najzwyczajniej w świecie nie chce mi się ruszyć d*py z ziemi obiecanej (czyt. krzesła) i zapytać o to organizatorów (czyt. rodziców). 
Aha...

Niech żyje dezorganizacja tego bloga!
Niech żyje brak regulaminu!
Stworzyliśmy tu prawdziwy burdel i jestem z tego dumna! 


Całuski,
 Lua

wtorek, 5 lipca 2016

Od Luy (CD. Winter): Dlaczego nigdy nie mogę usłyszeć zwykłego ,,Dzień dobry"?

 Zrobiłam naburmuszoną minę, tak jakby to cokolwiek zmieniało i kogokolwiek obchodziło. Lua jest zła. Lua obraża się na cały świat. No właśnie. Nie na Blade'a, tylko na świat, bo odebrał jej źródło ciepła jakim był czerwonooki gad.
 Warknęłam lekko poirytowana zaistniałą sytuacją. Nie dość, że nos mi zamarza to jeszcze jestem zbyt zmęczona nawet na sen, a jedyny basior który nie uznał mnie za jakiegoś demona, zjawę czy inną paskudę, sobie poszedł. Owszem, sklasyfikował mnie jako ,,pogromczynię wszystkich głów Cerbera", ale nie jako morową dziewicę, co dawało mu u mnie spory plus.
 Przez te idiotyczne wygłupy z Wężykiem zatraciłam trochę poczucie czasu i przestrzeni. Nie orientowałam się więc zbytnio w swoim położeniu. Spojrzałam w górę licząc, że gwiazdy, o których mam pojęcie godne ślepej kiszki, coś mi podpowiedzą. Niestety mówiły mi tyle co nic. Jedno było jednak pewne- przez prawie cały dzień zmierzałam ku stryczkowi. Na całe szczęście mamy tu zostać na jeszcze chociaż parę dni. W między czasie Alfce może się coś odmienić i może jednak nie odwiedzimy dalszych zakamarków północy.
 Chwila! Stop! Są rzeczy ważne i ważniejsze, a  w tym właśnie momencie najważniejszą rzeczą do załatwienia jest rozwiązanie problemu zamarzającego nosa.
 Jakby spowodowane ruchem czarodziejskiej różdżki, kilkanaście metrów ode mnie zapłonęło ognisko wokół którego już zaczęły się zbierać wilki. Z trudem podniosłam się z ziemi i poczłapałam w tamtym kierunku. Im byłam bliżej tym więcej cudzych emocji głębiło się w mojej głowie. Zachwiałam się przechodząc koło Riry. Za prawdę powiadam wam: Są rzeczy w niebie, na ziemi i w babskich umysłach, o których nie śniło się waszym filozofom.
 O dziwo Rira nie okazała się tutaj największą przeszkodą. O wiele gorszy okazał się ścisk panujący wokół ogniska. Ale, co to? Czyż mnie me piękne oczy nie mylą? Jak gdyby nigdy nic wcisnęłam się między wilki starając się utrzymać ich emocje z dala od siebie. Deptałam im po łapach, ogonach, a komuś niskiemu chyba nawet przemaszerowałam po głowie. W końcu jednak dotarłam do ziemi obiecanej, jaką było miejsce koło basiora ze zmasakrowanym pyskiem wykrzywionym w makabrycznym uśmiechu, który u wrażliwszych samic wywoływał pewnie odruchy wymiotne. Samcem owym był oczywiście Grim. Grim, który to wbrew etykiecie zamiast powiedzieć ,,Dzień dobry, jak się Pani miewa?" przydusił mnie do ziemi święcie przekonany, że jestem prześladującym go demonem. Znajomość z Blade'm dawała mi spore szanse na holowanie w przypadku zasłabnięcia i kilkuprocentowe na to, że w między czasie nie porzuci mnie z głową w dziupli. Grimcia znam w prawdzie bardzo krótko, ale już widzę świetlaną przyszłość dla tej znajomości. Facet odpychał większość wilków na odległość blisko metra więc miałam gdzie usiąść.
 Czułam się trochę jakby wybuchła jakaś straszliwa epidemia mająca źródło u tego basiora, a ja była jedną z nielicznych odpornych lub zaszczepionych na nią osób.
 Położyłam się niedaleko, bo tuż obok,  źródła grimboli. Tak, dobrze przeczytaliście, ,,grimbola". Tak się będzie nazywać ta nowo odkryta przeze mnie, Luę Pierwszą i Ostatnią, choroba.
 - O, kogo my tu mamy?- usłyszałam tuż nad swoim uchem.
- Luę- ambitnie zabrzmiała odpowiedź.
Basior zarechotał. Zerknęłam na niego spod przymrużonych powiek.
- Byłbyś tak miły i nie skrzeczał mi nad uchem? Ja tu próbuję zasnąć- wymruczałam.
Prawda była jednak taka, że w takim tłumie to ja bynajmniej nie zasnę, ale po co mam się innym spowiadać ze swoich problemów? Po co komu wiedza o mojej klątwie i jej skutkach. Tak jak mnie mało obchodzi życie i problemy większości tu zgromadzonych, tak i  ich pewnie mało obchodzi mój żywot i przeszkody z jakimi w jego trakcie muszę się mierzyć. Jak głosi stare, mądre, wilcze przysłowie: ,,Każdy sobie grobek kopie", czy jakoś tak.
 Wilk spojrzał na mnie z szerokim, makabrycznym uśmiechem, który nijak nie pasował do usłużnego tonu jaki wydobył ze swojego pyska.
- Jak sobie pani życzy. Podać coś jeszcze?
Ziewnęłam.
- Tak, zająca poproszę.
-  Bardzo mi przykro, ale obecnie nie mamy na składzie.
Rzuciłam mu niezbyt przychylne spojrzenie.
- Do d*py z taką obsługą- stwierdziłam.
Ponownie usłyszałam śmiech białego basiora. Powodowana niemożnością zaśnięcia i brakiem ciekawszego zajęcia, spojrzałam na pysk wilka. Nie jedną waderę by pewnie odpychał, wywoływałby odruchy wymiotne i zwykłe zniesmaczenie, więc dlaczego na mnie nie robiło to najmniejszego wrażenia? Oczywiście pomijając fakt, że nie jestem jakąś tam pierwszą lepszą waderą, tylko Luą Pierwszą i Ostatnią. No więc, dlaczego? Co sprawia, że nie odczuwam niczego szczególnego patrząc na te zmasakrowane wargi? Może to, że sama nie jestem bez skazy? Znaczy się, brzydka bynajmniej nie jestem! I gdyby ci wszyscy, przeklęci nieszczęśnicy nie mieli ciekawszych rzeczy do roboty pewnie bez zastanowienia okrzyknęliby mnie miss watahy. Nie zmienia to jednak autentycznego i oczywistego faktu, że zanim oberwałam tu i ówdzie byłam o wiele ładniejsza. Nikt nie mylił mnie z morowymi dziewicami i demonami, no bo jakże? Pomijając te pomarańczowoczerwone ślepia, istny aniołek. Uwodzicielski uśmiech, kilka machnięć ogonem przed nosem i co? Hulaj dusza, piekła nie ma!
 No, ale niestety któregoś dnia okazało się, że Piekło jako takie istnieje i oberwało mi się. Już pal sześć, że po łapach mi się dostało. Gorzej, że po pysku dali.
 Ale jakie to ma teraz znaczenie? Żadne. Jedne rany się zabliźniają drugie nie. Powinnam się cieszyć, że nie skończyłam tak jak Grim, bo co jak co, ale rozpłatane wargi nie zwykły się zrastać. To przykre. Trochę mu nawet współczuję, choć jemu zdaje się to wcale nie przeszkadzać. A czy mi przeszkadzają moje blizny? W sumie... Ani to nie boli, ani nie powoduje kalectwa... Idzie się przyzwyczaić i żyć dalej.
 Przemyślenia, które o dziwo miałam, przerwał mi dobrze znany, przepełniony kpiną głos:
- Widzę, że jestem nad wyraz fascynującym obiektem- stwierdził z satysfakcją właściciel rozwalonego pyska, który najwidoczniej zauważył już, że się na niego gapię.
Zmrużyłam oczy.
- A wypchaj się.

 Na całe szczęście w końcu pojawiły się dwa  nowe ogniska. Trochę się więc towarzystwo przerzedziło i otrzymałam szansę na zaśnięcie. Jednak po paru godzinach spokojnego snu tłum znowu powrócił i obudził mnie swoimi emocjami. Po co tu wrócili? Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu przyczyny. No jasne. Rozpylacz grimboli sobie poszedł, a pierwsze, największe ognisko na nowo stało się najatrakcyjniejszym miejscem do rozmów ze znajomymi. To znaczy o ile się ich miało, a ja nie miałam ich zbyt wielu. Blade i Grim mnie zostawili, od Riry wolę się trzymać na dystans, a John ma mnie w ten, no... W tym czymś co kończy układ pokarmowy. Znam ja jeszcze kogoś? A, no tak. Jest jeszcze tamten sztywniak z pyskodziobiem (tak, to kolejne wymyślone przeze mnie schorzenie), biała zimna i czarna emocjonalnie aktywna.
 Wstałam zanim Rira zdążyła wbić mi coś ostrego w plecy. Nie przyłapałam jej j e s z c z e na takiej próbie, ale sądząc po jej stanie emocjonalnym, byłaby do tego skłonna. Poczłapałam nieśpiesznie w pierwszym lepszym kierunku nie będącym północą. Nie wiem po co. Na śniegu za zimno, przy ogniu zbyt tłoczno, więc jedynym sposobem na samotność i uniknięcie zamarznięcia zdawało się albo wyczarowanie własnego ogniska albo ruszenie siedzenia. Pierwsza opcja, zważywszy na obecny stan mych kończyn, zdawała się lepsza, ale na drodze do jej zrealizowania stała jedna, dosyć znacząca, przeszkoda. Bo widzicie, ja nigdy nie radziłam sobie z ogniem. Poważnie. Ogarnęłam tę całą iluzję i kilka innych dość trudnych sztuczek, ale wyczarowanie ognia bez podpalania sobie ogona zawsze było dla mnie przysłowiową czarną magią. A swoją drogą zacnie byłoby opanować tę nieprzysłowiową czarną magię.
 Mój nos wychwycił jakiś zapach. Wilk. Ruszyłam tropem, sądząc po zapachu, wadery. Znalazłam ją
leżącą w śniegu, walniętą na odlew pomiędzy dwoma drzewami. Przekrzywiłam głowę.
- Żywe to, czy martwe? - wymruczałam.
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź, bo wilczyca poderwała się na równe łapy i przybrała... Emmm... To chyba ma wyglądać groźnie, tak? Na to przynajmniej wskazywały emocje samicy, a raczej jej intencje. O dziwo jako takich emocji zdawała się nie mieć.
 Wybaczcie, ale niektóre odczucia mam nieco wypaczone. Wypadło mi z głowy jak to jest czuć strach więc nawet gdybym go poczuła, pewnie nawet bym się nie zorientowała. Cechuje mnie tak zwana ,,kretyńska odwaga".
 Nie za bardzo wiedziałam jak jej na to odpowiedzieć więc walnęłam prosto z mostu:
- Czy naprawdę nikt, nie może mi najzwyczajniej w świecie powiedzieć ,,Dzień dobry"? Czy naprawdę wyglądam aż tak odrażająco? No! Za co tym razem zostałam wzięta? Ghula? Utopca? Babę wodną?
 Biała wadera wyprostowała się i zmierzyła mnie sceptycznym spojrzeniem. Chyba właśnie dotarło do niej, że nie została wzięta na poważnie. Zdawała się jednak mieć to tam gdzie mnie ma John Ghulobójca.
- Co ty tu robisz?- spytała chłodnym, beznamiętnym tonem.
Uniosłam do góry jedną brew.
- Egzystuję?- odpowiedziałam- Tak przynajmniej sądzę. Aczkolwiek mogę się mylić.
Chyba mnie nie polubiła, bo zakończyła naszą, jakże interesującą, pogawędkę. Wyminęła mnie z głową uniesioną wysoko do góry i ruszyła, świadomie bądź nieświadomie, w kierunku watahy.
 Mówić im o niej czy nie? Jeśli tak, to co im powiem? Tą tu to w ogóle ciężko mi zakwalifikować jako wilka. Nie ma wyczuwalnych emocji i gada jak ożywiony papier ścierny. Jeżeli coś nie ma  żadnych uczuć albo żadnych wyczuwalnych dla mnie emocji to albo za długo leżało na śniegu, albo wypełzło z Tartaru. W tym drugim przypadku rzeczywiście lepiej byłoby powiadomić watahę. Choć w sumie... Stanowi w ogóle jakiekolwiek zagrożenie? A nawet jeśli, to jakie ma to znaczenie? Ja też jestem potencjalnie niebezpieczna. Co ja gadam?! Ja jestem wybitnie niebezpieczna!
 Zakończyłam swe niezbyt mądre rozważania i ruszyłam za waderą.

 Tak jak sądziłam w końcu trafiła do naszego ,,obozu". Zatrzymała się na skraju linii drzew i długo stała nieruchomo. Zrównałam się z nią.
- Co to jest?
Powiodłam wzrokiem od wadery, do watahy i z powrotem. Wzruszyłam barkami.
- Zdaje się, że to tak zwana ,,Wataha Przeklętych".

Winter? Tak, wiem, Lua bywa irytująca :P