czwartek, 26 lutego 2015

Od Ikany(CD. Sohy): Nie jestem dobrym negocjatorem.

 Alfa cofnął się. Jego doradca zrobił to samo. Zmrużyłam oczy, rozejrzałam się. Coś tu było nie tak. Zerknęłam na Sohe. Ten poruszył głową w stronę wilków, niemo zaprzeczyłam, basior westchnął.
 Dobrze widziałam co miał na myśli. Stało się oczywistym, że z negocjacji nici, choć i tak nie liczyłam na sukces. Mamy więc dwie możliwości. Możemy bez ogródek rzucić się sobie do gardeł, albo zyskać na czasie udając, że jesteśmy na tyle głupi by nadal próbować dojść do kompromisu.
 Osobiście wolałabym to drugie. Przybrałam więc mniej defensywną postawę i zmusiłam się do spokojnego tonu. Muszę przyznać, że zabrzmiałam dość wyniośle, ale po prostu nie potrafiłam inaczej.
- No to jak? Negocjujemy czy nie?
Alfa warną cicho, rzucił porozumiewawcze spojrzenie doradcy. Ten ruszył w stronę wąwozu. Poczułam mrowienie na prawym barku. Napotkałam spojrzenie Sohy. Zmarszczyłam brwi, skinęłam głową jakbym chciała powiedzieć ,,mamy mało czasu". Wilk skrzywił się lekko jakby poirytowany, ale oczywistym było iż wcale nie odczuwał frustracji. Mogłabym zacząć go bez uzasadnienia obrzucić obelgami, a ten dalej stałby jak stoi.
- Chyba tak- negocjator wyprostował się- Więc co dalibyście w zamian za naszych więźniów?
Wzruszyłam ramionami jednocześnie nadając pysku wyraz obojętności.
- Zależy czym byłbyś zainteresowany.
Uśmiechnął się paskudnie. Napadły mnie złe przeczucia.
- Ta zbrojka- wzrok mego rozmówcy powędrował ku becie- jest niczego sobie.
Soha uniósł jedną brew, jego spojrzenie było jednoznaczne. Nim zdążył zaprotestować czas się skończył. Ledwie słyszalny szelest zdradził położenie napastników. Z pobliskiej kępy traw wyskoczyły trzy basiory, jednym był doradca alfy. Uskoczyłam, obawiałam się wpaść na stojąca obok betę, ale on zdążył już usunąć się z drogi.
 Wszyscy nowo przybyli powarkując zbliżali się. Cofaliśmy się do tyłu. Powoli schodziliśmy ze wzgórza, ale nadal nie znajdowaliśmy się w polu widzenia watahy, a z resztą, co by to dało? Kiedy tylko ci na dole zorientują się co się dzieje walka zawrze na nowo, a my mieliśmy rannych.
 Naglę uświadomiłam sobie, że brakuje alfy. Kolejny szelest, tym razem z tyłu. Nie zdążyłam się obrócić. Wpadł na mnie. Od razu po upadku kopnęłam go tylnymi łapami odrzucając do tyłu. Sohy wystarczyło jedno spojrzenie, rzucił się ku basiorowi. Pozostali trzej popędzili ku mnie. Sturlałam się po zboczu unikając ataku. U podnóża podniosłam się z ziemi. Mój wzrok powędrował w stronę betki. Szło mu chyba całkiem nieźle, więc mogłam spokojnie skupić się na swoich problemach, a był trzy.
 Nie byłoby kłopotu gdyby atakowali pojedynczo. Można by ich wziąć jednego po drugim, ale tu sytuacja była inna, niezależnie od tego jak szybko będę działać nie zdołam zaatakować żadnego nie narażając się na atak dwóch pozostałych. Tym bardziej, że szli tuż obok siebie, ramię w ramie.
Można było tego uniknąć...Po co zwlekałam? Co nam to dało? Eh...było ,,słuchać" Sohy... Dlaczego tego nie zrobiłam? Może duma mi nie pozwalała.
 Przerażający odgłos przypominający jęki konającego zwierzęcia przypomniał mi o świecie. Jeden z basiorów wystawił się na atak wybiegając do przodu. Przez chwilę stałam spokojnie po czym zrobiłam to samo. Biegł szybko, nie miał więc szans tego uniknąć. Wystrzeliłam ku niemu po płaskim, ale zamiast rzucić mu się do gardła wślizgnęłam się pod niego kosząc mu łapy. Wilk przeleciał nade mną i upadł kawałek dalej. Zerwałam się z ziemi. Doskoczyłam do niego nim zdążył stanąć pewnie na poobijanych łapach.
 Ciepła krew znalazła się w mym pysku rekompensując kilka sińców będących efektem tego zderzenia. Kiedy odstąpiłam od ciała za mną nie było już napastników, a przynajmniej zdolnych do jakiegokolwiek sprzeciwu. Stał przy nich Soha, obu podduszał. Podeszłam do niego.
- Co tak długo?- spytałam uśmiechając się krzywo.
Ten obojętnie wzruszył ramionami.
- Przez jakiś czas zastanawiałem się nad twoimi intencjami- wyjaśni- Nie byłem pewny czy oczekujesz zabicia go.
 Westchnęłam, nie mogę mieć mu za złe, że myśli.
- Dobrze jest- mruknęłam spoglądając niechętnie na podduszane przez niego istotki.
- A z nimi co?- spytał typowym sobie beznamiętnym głosem.
Wzruszyłam ramionami.
- Uduś, rozszarp, połam...twoja wola.
 To powiedziawszy ruszyłam z powrotem ku watasze nie wiedząc jeszcze co powinnam zrobić w tej sytuacji. Po chwili dołączył do mnie Soha. Nie pytałam co zrobił z tamtymi.
- Co powinien powiedzieć negocjator gdy przypadkiem zabije innego?-uśmiechnęłam się gorzko.

Soha? Ja wiem, że kiepskie, ale weny zbrakło.





środa, 25 lutego 2015

Od Sohy:Negocjacie?

Jeszcze przed paroma minutami przyduszałem do ziemi ubabranego krwią (oczywiście jego a nie moją) wilka wsłuchując się w ciche trzaski pękających kości i świszczący oddech czułem jak dusi się własną krwią która z chlupotem zalewa mu pęknięte płuca (prawdziwa muzyka), a teraz drepcze za Ikaną która idzie obok alfy wrogiej nam watahy.
 Szef tamtej bandy zdecydowanie nie wygląda na godnego zaufania idąc z tyłu mogę jedynie przypuszczać ,że uśmiecha się podle szczerząc żółte kły nie widzę jego pyska tylko chudy zad zapadłe boki i łysiejący kikut pozostały po ogonie.Z tym drugim rzecz wygląda podobnie: pobliźniony kark i pysk pokryty nie tyle futrem co rzadką szczeciną poprzetykaną płatami różowej ,łuszczącej się skóry do tego jeszcze nienawistne a jednocześnie badawcze spojrzenia którymi obrzuca mnie i Ikane gdy myśli ,że nie patrze.
 Ikana wygląda jakby zupełnie się niczym się nie przejmowała.W ponurej ciszy jaka zapadła od chwili opuszczenia pola bitwy wyraźnie odcina się jej beztroska a nawet powiedziałbym radosna aura.
  Padalec na stanowisku prowadzi nas najpierw przez las a potem na szczyt wzgórza.W oddali widać dwie białe wapienne skały i wąwóz między nimi.
~Zasadzka! -zdaje się krzyczeć coś wewnątrz mnie
Wbijam wzrok w grzbiet Ikany ta cała sztywnieje i pozorna beztroska nagle znika oboje wiemy co znaczy dla tych ,,negocjacij'' tamten wąwóz.
-Można wiedzieć gdzie idziemy ?-pytam wypychając się między alfy.
Doradca natychmiast reaguje obnażając zęby wyglądające jak rzędy spróchniałych pniaków i uwalnia falę zgniłego smrodu.Ikana marszczy nos i krzywi się nieznacznie.
 Alfa nie reaguje na moje pytanie tylko idzie dalej
~powtórz-słyszę w głowie głos
-Gdzie idziemy?!-staram się by wypadło to groźnie
-Tam...-alfa zatacza krąg łapą starannie omijając wąwóz
~naprawdę dasz się na to nabrać? -kpi głos
W myślach obracam różne opcje ale żadna z nich nie wydaje się dostatecznie dobra.Przerwanie negocjacji może być wyrokiem dla Azzai uwięzionej gdzieś pod strażą kanibali a jeśli damy się zaciągnąć do tamtego wąwozu skończy się to dla nas marnie.
Wiatr zmienił kierunek od strony wąwozu napłynęła fala powietrza niosącego zapach obcych wilków.
-Stop-mówię kładąc łapę na barku obcego alfy starając się jednocześnie odgrodzić Ikanę od jego doradcy.Walka wydaje mi się w tej chwili jedyną dobrą opcją
-Właśnie, stój -odzywa się wreszcie Ikana odpychając mnie na bok -negocjacje odbędą się tu i nigdzie indziej
-zobaczymy -syczy alfa tamtej watahy cofając się o krok.


Ikana? Wojna jest fajna hm?

poniedziałek, 23 lutego 2015

Od Jenny CD Vervady: A tymczasem u mniejszości

No cóż. Nie jesteśmy zbyt powalającą liczbą wilków jak na 50 przeciwników ale mamy klątwy, co czyni nas myślę potężniejszymi. Dlatego też mierzę spokojnie wzrokiem przeciwników, uśmiechając przy tym złośliwie. Wielu z nich doznało moich "pieszczot" a jeszcze więcej nie przeżyło więc... Rozmyślam co oni mogą teraz sobie o nas myśleć, gdy podchodzi do mnie Ver. A jednak zdecydowała przyjść. Staję koło mnie i wbija wzrok w przywódcę wrogiej watahy.W tym samym momencie on zaczyna się śmiać. A raczej rechotać. Jego śmiech jest tak głupi, że mógłby za niego dostać nagrodę. Zerkam ze skrzywioną głową na Ikanę, która stoi koło Sohy, a ten z kolei stoi obok mnie. Bo tak jakby nie patrzeć, odruchowo ustawiliśmy się według hierarhji. Alfa jednak jest niewzruszona, chociaż wydaje mi się że jest tak samo zażenowana zachowaniem przywódcy. W końcu wilk kończy wydawać te okropne dla uszu dźwięki.
 - A więc... Co teraz? Nas jest więcej, Ikano. Co zamierzasz? Dalej negocjować? Aż tak bardzo zależy ci na tych dwóch wilkach? Niesamowite! - wypytuje Jefe, jak go nazwali tamci.
Wywracam oczami.
- Owszem, zamierzam negocjować, ale może przejdźmy gdzieś, gdzie będziemy sami - odpowiada Ikana. Wilk jednak uśmiecha się kpiąco.
- Uważasz, że jestem idiotą? Myślisz, że poszedłbym z tobą sam na sam? Gdy masz moce? O, nie nie, Ikano. Zabieram mojego doradcę. Ty również możesz. - Wilk odchodzi gdzieś, gdzie mają rozmawiać. Ikana daje znać Sohy, że to on z nią pójdzie. Beta kiwa głową i on również odchodzą.
Robi się niezręcznie. Oczy tamtych są skierowane na nas. Unoszę jedną brew do góry w rozbawieniu, widząc jak te wilki próbują nas otoczyć.
 - Pffffffffft, serio? - odzywam się, robiąc krok do przodu. - Myślicie, że dacie radę nas pokonać?! Ja piernicze, ale wy głupi jesteście. Póki nasi przywódcy nie wrócą, niech nikt z was nie próbuje się zbliżać do naszej watahy. Inaczej będzie miał do czynienia ze mną. - Kończę uroczym warknięciem.
- Chyba nie myślałaś, że sie nie dołączę? - słyszę szept Ver przy uchu, a potem ona również zwraca sie do tłumu. - Moja koleżanka ma dużo mocy, sami się przekonaliście. Ja również nie dam wam podejść do watahy, póki nie wrócą przywódcy. I myślę, ze reszta wilków stojących za mną również to powie. Więc nie radzę. A teraz wróćcie do swoich zajęć, jeśli chcecie zostać przy życiu. - Kończy Delta i mruga do mnie. Czekamy chwilę aż te wilki w końcu rezygnują i oddalają sie. Zostają tylko nieliczni, z 10 może mniej. Przypuszczalnie strażnicy albo coś w tym stylu.
- Wow, to zabrzmiało wyniośle, co? I groźnie - śmieję sie do Ver. Ona odpowiada mi tym samym.
- No, tworzymy spoko zespół, co? - mówi.
- No, popatrz. Razem leczyłyśmy, razem walczymy, razem odstraszamy złe duchy! - Robię śmieszny ruch ręką, podkreślając słowo "duchy". Rzucam okiem na wilki które zostały. Jeden z nich intensywnie wpatruje się  we mnie i Ver, ale nie jestem pewna o którą z nas konkretnie mu chodzi. A może jest na nas wściekły dlatego, że wygłosiłyśmy te... em, przemowy. Może to i śmieszne ale podziałało.
~~Przydałam się, co?~~ słyszę głos dawno nie odzywającej się Jane.
~~No, nie powiem, przydałaś się.
~~ A widzisz. No, to co się mówi?
~~ Chyba śnisz!
~~Ech, maniery, maniery na litość!
~~ Tiaaaaa, idź już sobie.
~~Żadnej zabawy z tobą nie ma...
I znika. Zerkam jeszcze raz na tego wilka. Przekrzywił głowę i dalej się gapi. Wywracam oczami po czym Ver zerka na mnie pytająco. Mówię jej szeptem, ze ten wilk się na nas gapi. Ona tam patrzy i również nie jest z tego zadowolona, toteż na wszelki wypadek stwarzam z innymi barierę od strony tych wilków, przez którą mogą przejść tylko nasi. Dopóki nie wróci Ikana.
<Ikana?>

sobota, 21 lutego 2015

Od Vervady ( CD. Paluku ) :

- Dejarlo mutt cochecillo * -powiedziałam.
Wilk obejrzał się na mnie ,a Paluku w tej samej chwili wyzwolił się z jego uścisku.Nie minęło kilka chwil,a jego przeciwnik leżał we własnej kałuży krwi.
Paluku spojrzał na mnie beznamiętnym jakby nieobecnym wzrokiem.
- Wszystko w porządku ? -spytałam podchodząc w stronę basiora.
Wilk nie odpowiedział.
- Paluku ? Dobrze się czujesz ? -zmartwiłam się lekko spoglądając w jego oczy.Jego tęczówki zrobiły się ciemne prawie zlewając się kolorystyką ze źrenicami.Chwilę później basior zachwiał się.
- Nie ruszaj się stąd -powiedziałam -Zaraz wracam.
Odwróciłam się od wilka i odbiegłam. Jenna ,gdzie jesteś ? Rozglądałam się wokoło w poszukiwaniu akolitki.Kiedy już straciłam nadzieję na jej odnalezienie ,ta wyrosła mi nagle przed oczami.
- Ver ! Jak dobrze ,że cię znalazłam ! -krzyknęła zdyszana podając mi małą buteleczkę.
- Jenna ,ja też cię szukałam...nie ważne...Potrzebuję cię...
- Nie tylko ty -przerwała -Choć jak widzę nic ci nie dolega...
- Coś się stało z Paluku...chodźmy szybko...!
- Najpierw wypij to - tu wskazała na buteleczkę w mojej łapie - Dzięki temu twoja klątwa będzie zatrzymana.
Spojrzałam sceptycznie na ciecz znajdującą się w owym małym naczyniu.
- Jesteś pewna ? Bo wiesz...wtedy nie podawałaś mi żadnych...cieczy do wypicia...
- Pij i nie marudź ,musimy się pospieszyć.
Posłusznie wypiłam łyczek tego ustrojstwa.
- Jeszcze -powiedziała Jenna -Jeden łyk to za mało.
W końcu ,bez wielkich oporów ,opróżniłam naczynie.
- Świetnie -powiedziała akolitka -Zaraz powinno zadziałać ,a teraz prowadź do pacjenta.

- Moim zdaniem to wina jakiejś trucizny ! - krzyknęła Jenna. Wadera badała Paluku z wielką dokładnością.Ja starałam się ich osłaniać przed wrogimi wilkami.
- Musiała jakoś wpłynąć na jego samopoczucie...i ogólny stan zdrowia -dodała po chwili.
- Co z nim teraz...będzie ? -spytałam rzucając zaklęcie na grupę wilków zbliżających się w naszą stronę.
- Trzeba go przenieść w bezpieczne miejsce i wyleczyć.Wątpię czy jeszcze dzisiaj mógłby dalej walczyć.
- A wiesz może co to za trucizna i jak można się jej pozbyć ?
- Hmmm...Na razie nie.Przy tym harmiderze nie mogę się skupić.
- Rozumiem.
Użyłam zaklęcia niewidzialności na sobie ,Jennie i Paluku. Przeniosłyśmy go w bezpieczne miejsce i zostawiłyśmy pod opieką Eloy 'a ,który również ucierpiał w tej bitwie.Miał zabandażowaną tylną łapę przez co nie mógł się poruszać.
Opadłam obok nich opierając się o jedno z drzew.
- Nie idziesz ? -spytała Jenna -Chyba się uspokoiło i można na nowo negocjować.
- Tylko trochę odpocznę -powiedziałam zdyszana.Szczerze przyznając zaklęcie kosztowało mnie wiele energii ,gdyż użyłam go na kilku osobach.Poza tym...to było jedno z tych zaklęć ,z którymi zazwyczaj miewałam największe problemy.Na szczęście dzisiaj zadziałało.
Wstałam powoli i ruszyłam w stronę watahy.Nie było już słychać bitewnej wrzawy.Panowała kompletna cisza.Wyszłam zza krzewów na otwartą przestrzeń ,gdzie jeszcze przed chwilą każdy wilk walczył na śmierć i życie.Szybkim krokiem dołączyłam do watahy stając z lewej strony Ikany. Przed nami widniała cała społeczność wrogich wilków ,a na ich czele stał ten sam wilk ,którego widziałam poprzednio.Jak go nazwali ?Hmmm...ah tak !Jefe .Znaczy się wódz ?
Ku mojemu zdziwieniu owy basior roześmiał się.To mnie lekko zdenerwowało ,gdyż :
1) miał okropny śmiech przypominający rzężenie zarzynanego zwierzęcia ,
2) bezczelnie spojrzał mi prosto w oczy z nutką zamyślenia jakby znał mnie na wylot ,
3 ) jeden z jego wilków skrzywdził Paluku ,co jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło.
Chwilę później przemówił.

    Ktoś dokończy ?



Dejarlo mutt cochecillo * - Zostaw go zapchlony kundlu.

od Paluku(CD. Vervady)

 Obróciłem głowę ku wilkowi. Poczułem się bardzo mały i rzeczywiście taki byłem bo w jednej chwili zmieniłem się w tukana. Wilk przebiegł przez Vervadę i wleciał w krzaki. Zamrugałem. Gdy pierwszy szok minął znów przybrałem zwykłą postać.
- To na czym skończyłem?-spytałem przekrzywiając lekko głowę.
 W tej samej chwili z zarośli wyskoczył mój  napastnik. Uskoczyłem. Wylądował i zwrócił się ku mnie. Pochylił się do przodu donośnie warcząc.  Obnażył kły. Ostre choć w nie najlepszym stanie. Nie omieszkałem odpowiedzieć tym samym. Okrążyliśmy się kilkakrotnie. Miałem chwilę by dobrze mu się przyjrzeć.
 Był chudy, jasnoszara sierść wybrzuszała się znacząc miejsce położenia żeber. Nie zaliczał się też do wysokich, ale łapy miał dość długie, niezbyt proporcjonalne do reszty ciała. Podobnie z resztą jak głowa. Zdawała się być kolosalnych rozmiarów  w porównaniu do chudego, zaniedbanego tułowia. Zapomniałem wspomnieć też, że jego skóra również nie była w najlepszym stanie...pod rzadką sierścią widoczne były niezdrowo wyglądające przebarwienia. Wcale jednak nie wyglądał na słabego czy wycieńczonego. Mimo to w jego przekrwionych oczach widziałem nie tylko żądzę mordu, ale i zaspokojenia głodu. Widać było, że jest zahartowany do walki, wskazywały na to liczne blizny pokrywające całe ciało.
 Warknął jeszcze bardziej pochylając głowę. Położył uszy i wydał z siebie przerażający odgłos od razu przywodzący na myśl konające zwierze. Zaklasyfikował bym je do czegoś pomiędzy skomleniem, kwiczeniem zarzynanego jelenia, a szczeknięciem. Odgłos ten zjeżył mi sierść na karku. Basior wystrzelił w powietrze. Nie zdążyłem zareagować...Wykorzystał element zaskoczenia.
 Upadłem na ziemię pod uderzeniem cienkich łap. Pazury miał niestępione. Zupełnie jakby trzymano go gdzieś specjalnie w zamkniętym pomieszczeniu by nie mógł tego zrobić. Dawało to całkiem niezły efekt. Oberwać stępionym paznokietkiem to zdecydowanie co innego niż długim, krzywym ,,szponem". Przygniótł mnie podłoża. Powietrze przeciął czyjś krzyk.Basior wcale się tym nie przejął, warknął, z jego pyska wytrysnęła fontanna śliny. Odsunął nieco głowę po czym błyskawicznie, z dodatkowym rozpędem wbił zęby w...ziemię.  W ostatniej chwili zdołałem strącić z siebie jego lewą łapę i odsunąć się na bok. Przeturlałem się jakieś pół metra na swoją prawą po czym wstałem. Wilk spojrzał na mnie gniewnie. Z jego nosa ciekła krew.  Spróbowałem przełknąć ślinę, ale chyba nie było jej w domu. Moje gardło prawie dorównywało suchością Saharze.
-To jak?-spytałem nie odrywając oczu od przeciwnika-Ver?Na czym skończyłem, bo żem wątek zgubił.
Cisza.
-Ver?
Cisza.
 Powiodłem wzrokiem ku miejscu, w którym widziałem ją ostatnio. Nie było jej.
- Co do cho... -urwałem.
Wypowiedź przerwał mi silny ból. Wilk wykorzystał moje roztargnienie błyskawicznie pokonując dzielący nas dystans i wbijając mi się w kark. Próby uwolnienia się tylko pogarszały sprawę. W końcu puścił.
 Upadłem. Skupiłem nieco przyćmiony wzrok na rosnącej w miarę malejącej odległości sylwetce.
-Mam cię pajarito*-zarzęził stając tuż przy mnie.
Ciężko dyszał.
~To żem się popisał-pomyślałem mrużąc oczy by lepiej dostrzec swego oprawcę.
Z jego pyska ciekła na mnie ciepła krew. Zdaje się, że pysznił się zwycięstwem zapominając o dobiciu mnie klasycznym rozszarpaniem tętnicy. Po chwili jednak chyba sobie o tym przypomniał i przyjął te samą pozycję co kiedy ostatnio próbował mnie rozszarpać. Wtem coś odwróciło jego uwagę. Czyjś głos. Dudniło mi w uszach więc nie rozpoznałem słów, ale widocznie rozproszyły basiora.
 Szarpnąłem się podrywając nieco do góry. Chwyciłem go za gardło i pociągnąłem. Upadł obok mnie. Z trudem stanąłem chwiejnie na łapach. Nachyliłem się nad nim czując ból płynący z rany przy łopatkach. Nie czekając, aż wstanie i dobije mnie zatopiłem kły w jego gardle. Czując w pysku  potok krwi odsunąłem się. Wilk wił się przez chwilę w krwi tryskającej z tętnicy.
 Ciężko dysząc przypatrywałem się temu zjawisku. Broczył w krwi, z kąt ja to znam? Wypuściłem głośno powietrze. Gdy wilk wreszcie zakończył tę paniczną, bezsensowną walkę o zachowanie życia rozejrzałem się w poszukiwaniu swego ,,wybawcy". W końcu moje spojrzenie zatrzymało się na wpół przezroczystej postaci. Dopiero po chwili rozpoznałem w niej Vervadę. To ona zawołała basiora? Jej spojrzenie nic mi nie mówiło. Nie wiem czy to ona celowo utrudniała mi rozszyfrowanie swej twarzy czy to też ja doznałem jakiegoś urazu przez który nie byłem w stanie tego dokonać.

Vervada?


pajarito*-ptaszyna






piątek, 20 lutego 2015

Od Vervady ( CD. Paluku ) :

Razem z Eloy 'em spędziliśmy czas siedząc w dzikich krzakach.Ponieważ miałam uaktywnioną klątwę ciernie roślin mnie nie kaleczyły.Niestety basior nie miał takiego szczęścia.Jego łapy były poorane małymi ranami ,z których ciurkiem spływały kropelki krwi.Nagle do moich uszu doszedł cichy szmer.
- Słyszałeś ?-szepnęłam.
- Hm ?-wilk spojrzał na mnie - Co mówiłaś ?
- Nic -mruknęłam po czym wstałam i odeszłam.
Skierowałam się w stronę tajemniczego dźwięku.Z czasem owe dźwięki stały się niewyraźnymi słowami.Im bliżej kierowałam się na południe ,przedzierając przez dzikie chaszcze ,tym głosy stawały się wyraźniejsze.W końcu można było odróżnić pojedyncze zdania.
- Nigdzie ni widać llama de fuego *-usłyszałam.Odgarnęłam łapą jedną z gałęzi.Moim oczom ukazała się dwójka basiorów.Oboje nosili wisiorki z kolorowymi piórami ,jednak jeden z nich miał jeszcze kilka czarnych i czerwonych piór na za uszami.Po jego postawie mogłam się domyślać ,iż był kimś ważnym w owej dziwnej społeczności.
llama de fuego ?Ognisty płomień ?O kogo im chodzi...?Zaraz ,zaraz...
- Jak wy szukaliście ?! Macie go znaleźć i przyprowadzić do mnie.
- Ależ Jefe *...On zniknął...
- Nie obchodzi mnie to !On wszystko widział ! Wie !Myślisz ,że niby się nie domyślam  ?Ah...Tylko wam coś polecić ,a wy wszystko estropeado *! Jak zawsze muszę całą robotę wykonać sam !
Drugi wilk spuścił głowę.
Odwróciłam się i odeszłam wracając do Eloy 'a.
Ognisty płomień ? Czyżby Eloy przestraszył ich swoją klątwą ?Poza tym...te wilki wydają się jakieś znajome...gdzie ja je mogłam spotkać...?

- Są w driodze -doszedł mnie głos Paluku.
Wyszłam z krzaków i kępy młodych drzewek ,które zasłaniał jeden wielki dąb.
- I co dalej ? -spytałam.
- No cóż...Ikana zdiecyduje -odparł wilk.
- Eloy ?-zwróciłam się w stronę drugiego basiora -Jakieś zmiany w otoczeniu ?
- Te wilki -powiedział -zaczęły się zbierać i jest ich coraz więcej. 
Chwilę później zza drzew wyłoniła się nasza wataha.
- Widzę ,że ta sprawa stała się bardzo poważna -powiedziała Ikana - Widzieliście już Ashera i Azzai ,prawda  ?
- Tak ,ale...-końcówkę odpowiedzi Eloy 'a niestety nie usłyszeliśmy.Zagłuszył go głośny dźwięk wycia oraz popiskiwania wilków.Wyjrzeliśmy zza ściany krzewów. Azzai i Asher byli przywiązani do jakichś pojedynczych badyli.Kilka wilków trzymało te gałęzie ,a cały korowód tej jakże dziwnej społeczności otaczał ich wyrażając wielką aprobatę.
- Zapowiada się mały obiadek ? -spytałam.
- Na to wygląda -westchnęła Jenna podchodząc do mnie.
- Ekhem.A więc co robimy ?-spytał Eloy.
- Chyba nie mamy wyjścia.Musimy znaleźć jakiegoś negocjatora -brzmiała odpowiedź Ikany.

Nie wiem jak to wszystko potoczyło się tak szybko.Nim się obejrzałam ,a z negocjacji pozostały istne wiórki.Jedynym obrazem były wilki rzucające się sobie do gardeł.Wilków z obcej nam społeczności było o wiele więcej ,jednak wszystko rekompensował nam fakt ,iż klątwy w końcu do czegoś przydały.A ja ? Ja ,spokojnie leżałam sobie na skrawku trawy oglądając w skupieniu mozolną wędrówkę księżyca i gwiazd po nocnym niebie.Chwilę później obok mnie znalazł się zdyszany Paluku.
- Już wymiękłeś ?
Basior przewrócił oczami i odparł:
- Może byś sama pomogła ,duszku ?
Warknęłam cicho nadal nie odrywając wzroku od nieba.
- Jakbyś nie zauważył...
- Widzę ,ale przecież Jenna ma jakiś eliksir czy coś na zatrzymanie twojej klątwy.
- Już ją pytałam.Niestety nie ma przy sobie. -westchnęłam.Chwilę później jednak uświadomiłam sobie pewną rzecz.Podniosłam głowę i spojrzałam na basiora.
- Skąd ,wiesz ,że Jenna zrobiła dla mnie specjalny ,,wynalazek '' na zatrzymanie mojej klątwy ?
Nie wiem czy to wina światło-cienia ,lecz wydawało mi się jakby wilk lekko się speszył.
- No wiesz ...Nasza akolitka chwali się swoimi osiągnięciami...
- Uważaj ! -krzyknęłam na widok jednego z wrogów zachodzących Paluku od tyłu.

Paluku ? A może ktoś inny ma coś do dodania ?




llama de fuego * -ognisty płomień 
Jefe * -wódz
estropeade * -zepsuć

wtorek, 17 lutego 2015

od Paluku(CD. Azzai)

 Wyrównałem lot z krukiem.
 Od czasu gdy dołączył do nas Asher miałem silne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Dość szybko zorientowałem się, że to te jego ptaszyska. Towarzyszący mi kruk nie był wyjątkiem. Co chwila zerkał na mnie i pokrakiwał. Byłbym w stanie to ignorować gdyby nie dziwne impulsy, które wtedy wyczuwałem.
 Zanim powróciłem do wilczej formy dość długo żyłem wśród tukanów, mogłem się też z nimi komunikować. Rzecz jasna nie było to na tej samej zasadzie co rozmowa z wilkiem. Nie było zdań, wyrazów, czy jasnych komend. Były jedynie sygnały przesyłające odczucia...strach, radość, gniew. Były też proste, niezupełnie zrozumiałe dla mnie przekazy odnośnie woli ,,mówcy".
 Zastanawiało mnie czy mógłbym dogadać się z tym czarnopiórym stworzeniem. Zagwizdałem gdy ten po raz wtóry zakrakał. Reakcja kruka nieco mnie zaskoczyła. Zaczął się szarpać, wrzeszczeć i posyłać o wiele silniejsze sygnały. Zabolała mnie głowa. Potrząsnął nią. Od ptaka zdawała się emanować irytacja. Chyba powoli zaczynałem go rozumieć, choć jego język wydawał mi się bardzo chaotyczny.
 Może to ze względu na klątwę? Ptak ma ograniczoną własną wolę, w jego głowie mogą dziać się rzeczy odmienne od tego co czai się w umysłach wolnych stworzeń. Albo po prostu jest to cecha wspólna dla tutejszej fauny- niski iloraz inteligencji. Istniała też możliwość, że to ja odzwyczaiłem się od tego rodzaju komunikacji.
 Do mej głowy dobiegł sygnał, który wbrew mej woli zmusił mnie do nurkowania. Zareagowałem instynktownie...zrobiłem co  mi kazano.
 Pod nami widoczne były małe plamki, które powiększały się i nabierały kształtu wraz ze zmniejszającą się odległością. Gdyby nie ostrzegawczy sygnał kruka najpewniej wbiłbym się całą powierzchnią dzioba w glebę.
 Z trudem podniosłem ciężki element(dziób) energicznie wymachując krótkimi skrzydełkami. Ciężko wylądowałem na ziemi tuż przed nosem Ikany. Usiłowałem na powrót zmienić się w wilka, ale jakoś mi to nie szło- nadal nad tym nie panuję. Kruk wylądował obok mnie i począł nerwowo podskakiwać -ponaglał mnie. Zagwizdałem wkładając w to całą swoją irytację i zażenowanie. Ptak potrząsnął głową. Zrozumiał? Podszedł bliżej, zamachnął się skrzydłami unosząc się nieco do góry i uderzył łapkami w mój ogromny dziób. Zachwiałem się i upadłem sztywno na ziemię. Wstrząs chyba przestawił jakąś wajchę bo po chwili znów byłem wilkiem.

 Pod sobą widziałem drzewa, co chwila słyszałem krakanie. Kruk wskazywał drogę watasze, miał zaprowadzić ich do miejsca w którym zatrzymali się Eloy i Vervada. Ikana chciała skoordynować działania i obmyślić jakiś szczegółowy plan, dowiedzieć się dokładnie co i jak.
 Zanurkowałem między drzewa i wylądowałem przy ukrytym w zaroślach Eloy'u. Przybrałem wilcza postać.
-Są w driodze- zameldowałem.
Strzeliłem się w twarz za to ,,w driodze". Nadal nie panuję do końca nad swoimi strunami głosowymi.
 Zza drzewa wychyliła się Vervada.

Eloy?Vervada?

niedziela, 15 lutego 2015

Od Azzai ( CD. Vervady ) : Plan działania

Słucham,książe?Nie no nie mogłam uwierzyć.Może jeszcze przyjdzie na białym koniu z rycerzami i mnie uwolni.Ach ta Ver,nie umie zamknąć czasami swój pysk.Chociaż dobrze,że nie ma tu Jasona,bo widział całą sytuację z tym 'księciem' pare dni temu.
-Ale jak mnie uratujesz?
-No jeszcze nie wiemy...A kto to jest?
-Ten gość to Hiro,mój dawny chł...przyjaciel...
-Hej Hiro.-powiedziała Ver razem z Paluku.Śmieszny widok.
-A w ogóle jak wam udało się tu dostać?-zapytał Hiro.
-Normalnie,Eloy zwrócił na siebie całą uwagę tych wilków.
-OMG,serio.Już się boje.
-Hej mam plan.-Powiedział z entuzjazmem Asher.
-No to mów!
-Mogę wysłać jednego z moich kruków na przykład Corvo do Ikany,ale będzie jeden mały problem...
-Jaki?
-Ikana pewnie nie rozumie mowy kruków...
-Ja mogę poleciiić z Corvo.
-Fajny plan,ale co z Eloy'em?-(Chyba jako jedyna zamartwiałam się nim)
-Ja mogę przecież go znaleźć.
Nagle znów usłyszałam kroki.Paluku szybko zamienił się w tukana i schował się za kamieniem a Ver dziwnym sposobem znów...no...zniknęła.Na szczęście był to Eloy.Jego łapy były czerwone,a jego grzywka poczerwieniała.Zostawiał za sobą popiół i zwęglone coś.
-Hej wszystkim.-mówił,jakby był zmęczony i dyszał.
-Przestraszyłeś nas.-powiedziała znikąd Vervada.
-Kto to powiedział?-Po jego głosie można było usłyszeć nutkę strachu.
-No ja Ver...-Po chwili znów jakoś się...pojawiła.
-Jezu Eloy,martwiłam się(kurczę po co to powiedziałam)....y no,ale nie aż tak(kurde jeszcze gorzej)nieważne.-Po tym walnęłam się w twarz.
Wszyscy się na mnie popatrzyli.Czy można się zapaść pod ziemię?Hiro wyglądał nieswojo,jakby był zazdrosny o kogoś.Eloy nie wyglądał lepiej.
-Kto to jest Azzai?-spytał Hiro,dość gwałtownie.
-Hiro,to jest Eloy,Tamci to moi przyjaciele:Vervada,Paluku.
Hiro nie był zadowolony.Wyszczerzył zęby w stronę Eloy'a i zawarczał.Nigdy się tak nie zachowywał.
-Słuchaj,mamy plan...Otóż Paluku z jednym z Ashera kruków polecą do naszej watahy i zawiadomią całą resztę.Ver z tobą poczekacie na skraju ich terytorium.
-A ty?
-No wiesz,Eloy...jak widzisz jestem uwięziona z Hiro i z Asherem w celi.Cóż...trudno się stąd wydostać.
-No dobra,ale zawsze mogę to stopić.
-No wiem,ale musimy zaczekać.Jeśli zauważą,że nas nie ma to pójdą w pościg.
-Aha,no to co Ver idziemy?
-OK.
Wszyscy zajęli się wyjściem z tej jaskini.Z wnęki,skąd światło wychodzi,jeden z kruków wydostał się.Paluku,zmienił się w ptaka,wszedł do celi i wyleciał tą samą drogą co kruk.Ver z Eloy'em uciekli.Ja poszłam trochę odpocząć a Asher z Hiro rozmawiali.

Paluku,Eloy,Ver???

sobota, 14 lutego 2015

Od Vervady ( CD. Eloy 'a ) : Czas na przygodę !

- Mam trop !
Razem z Eloy 'em podbiegliśmy w stronę Paluku.
- No to na co jeszcze czekamy ?Biegnijmy szybko.Mam złe przeczucia...
- Trop jest zbyt słaby -odparłam -Ten odcisk łapy to równie dobrze odcisk ,któregoś z tamtych tłoczących się wilków -tu wskazałam kolejną grupę ,która szła w stronę przejścia pomiędzy górami.
- To fakt.Ale moim zdaniem to właściwa poszlaka i jeśli chcemy znaleźć Azzai i Ashera żywych to musimy skorzystać z tego co tutaj mamy -wytłumaczył Paluku.
Niechętnie potaknęłam głową na znak ,że rozumiem.
- No to w drogę.
Ruszyliśmy.Na początku biegliśmy powoli ,wręcz truchtaliśmy.Potem jednak poczuliśmy woń jakiegoś wilka ,a im bardziej biegliśmy na zachód tym owa woń stawała się silniejsza.Wkrótce mięliśmy już całkowitą pewność ,iż przybliżamy się w stronę Ashera. Niestety po Azzai ślad zaginął.Mieliśmy jedynie nadzieję ,że znajduje się w tym samym miejscu co Asher...Zwolniliśmy biegu.
- Zróbmy sobie może przerwę...-marudził Eloy.
- Nie -ucięłam.
- Ale...
- Ruszaj się trochę szybciej -mruknęłam -Nie mam zamiaru...
- Ciii-urwał Paluku zatrzymując mnie swoją łapą.
- Co się stało ?-szepnęłam.
Basior wskazał ruchem głowy kępę krzaków znajdującą się kilka metrów dalej.Posłusznie doczołgałam się za nim w tamtą stronę. Eloy ruszył za mną.
- Nie widzę nigdzie Azz i Ashera...Ale jestem pewna ,że tu są.
- Pewnie gdzieś ich zamknęli...albo...-zaczął Eloy.
Z uwagą przyglądałam się jak wielka grupa wilków krzątała się po ruinach jakiegoś miasteczka.Wiele z nich miało pomalowane futra i nosiło dziwne wisiorki...może amulety ?
- Gdzie oni mogą być...?
- Spójrzcie tam -wskazał Eloy.
Przeniosłam swój wzrok we wskazany kierunek.
- Jakiś zaułek...Myślicie ,że tam mogą ich trzymać ?-spytał Paluku.
- Możemy tam zajrzeć ,ale wątpię byśmy tam w ogóle doszli żywi.Tych wariatów jest tutaj całe mrowisko -zauważyłam.
- Rozdzielmy się.Może wtedy...
- Nie -uciął Paluku przerywając wypowiedź Eloy 'a -To moim zdaniem zły pomysł.
- Hmm...Coś w tym może jednak jest. Eloy odwróciłby  uwagę tych wilków ,ja bym tam przemknęła ,gdy tylko wzejdzie księżyc ,a ty -tu wskazałam Paluku -poszedłbyś po posiłki.
- Jak chcesz tego dokonać ? Przecież jak tylko się zdematerializujesz nie będziesz mogła pomóc im wydostać się stamtąd.
- Cóż...racja.
- A ja zgadzam się z Paluku -powiedział Eloy - Zamierzam uratować Azz ,a nie być kolacją dla tych potworów.
- Eh...no dobra.Trzeba tam tylko jakoś przemknąć.
- Już się ściemnia...
- To jak w końcu robimy ?
- Moim zdaniem...powinniśmy zrobić tak...

Wystawiłam łapę z krzaków.To wystarczyło żeby blask księżyca zmienił mnie w ,,duszka''.Wyszłam z nich chwilę później chowając się w cieniu grubego drzewa.Dałam znak Paluku. Basior dołączył do mnie chwilę później.
- Teraz -szepnęłam rozglądając się.
Paluku ( nie wiem jak to zrobił )gwizdnął przeciągle. Eloy wyskoczył z ukrycia i wyczarował samozapłon.
- Hej wy ! Nawet dobrze pomalować się nie umiecie !-wrzasnął.
Wilki spojrzały na niego i zaczęły biec w jego stronę.Basior według planu zaczął uciekać w las.Cała grupa wilków ruszyłam za nim.
- Idziemy ?
Potaknęłam głową.Wyszliśmy z cienia i pobiegliśmy w stronę zaułka.Chwilę później przed nami wyrósł wyniszczony mur.Weszliśmy do środka ,a powitała nas ciemność...i szepty.
- Azza ! Asher !-krzyknęłam na widok przyjaciół.Podbiegłam do krat ,za którymi się znajdowali.
- Ciszej !-szepnął Paluku.
Machnęłam niedbale łapą.
- Ver to ty ?
- Tak to ja.We własnej osobie.
- Paluku ,ty też ?
- Tak.Jest jeszcze Eloy...
- Nie martw się Azz -powiedziałam zwracając się w stronę wilczycy -twój książę cię uratuje...jak sam przeżyje.
Dopiero po chwili zauważyłam ,że w celi razem z Azzai i Asherem był jeszcze jakiś wilk.


Azzai ? Asher ? Paluku ? Eloy ?



Od Azzai : Długa rozmowa...

Przyszła szamanka.Nuciła jakieś dziwne pieśni. Hiro szybko mi rozkazał się położyć i się nie ruszać.Tak pomógł dwóm przypadkowym wilkom.
-Azarach,toruku makto,arhcio!
-Ta,ta zdechła.
-To zabieram ją by wchłonąć jej magie.
-Zakazuje Ci,ja chce ją zjeść.
-NIE!
-Tak!-Nagle Hiro zawarczał w jej stronę i wypiął pierś.Wyglądał groźnie.
-Toruku makto,zezwalam...
Odeszła.Musze przyznać,że się bałam.W każdej chwili może ktoś przyjść i mnie zabić,by niby wchłonąć moją klątwę.
-Hiro,czy to prawda?
-Ale co?
-Że,gdy ktoś mnie zabije to może wchłonąć moją moc,czyli klątwę?
-Tak,to prawda.Gdy jakiś wilk wywołał trzęsienie ziemi,to szamanka zabijając go zyskała jego moc na 2 miesiące.
-O boże...
-Nie martw się,Azzai.Będzie dobrze.Gdy będziesz ze mną nic Ci się nie stanie.
-No dobrze.
Siedziałam tak parę minut w ciszy. Hiro poszedł spać.Powiedział mi,że gdy ktoś przyjdzie to mam się nie ruszać.
-Azzai,jak tak patrze,to...wyładniałaś.
-Ta..
-Naprawdę!Jak pamiętam to na twarzy zawsze miałaś...takie od sierści...łaty.
-Cicho!
-No co?!Haha!
-Eh...
-Ale...teraz...wyglądasz naprawdę...pięknie.
Hiro od dawna się we mnie podkochiwał.Ta,kiedyś chodziliśmy razem,ale nie udało się.Gdy odszedł,to właśnie był powód do zerwania.
-Ej,ej pamiętaj.
-No co,nie mogę już prawić komplementów.
-No nie wiem...Ty też zmężniałeś.Haha!
-Dzięki.
Nagle słyszeliśmy wiele kroków.Coś się stało. Hiro tłumaczył mi różne słowa,które wymawiali.Mówili o jakimś nowym podejrzanym.Miałam nadzieje,że to jeden z watahy.Z boku coś zauważyłam.To były kości.Wiedziałam,że Hiro był gladiatorem,ale myślałam,że on osłabiał.Nie chciałam o tym myśleć,ale musiałam zapytać.
-Hiro,czy ty zabijasz wilki?
-No...Azzai muszę to robić bo inaczej mnie zabiją.
-Ale,ty nie jesteś tu tak długo,że aż to coś się rozkłada.
-Ale to jest kości łani.
-Tak...Ja wiem jak wyglądają kości łani,a to nie wygląda jak kość jelenia.
-No dobra,zabijam wilki.No i zgadłaś...jem wilki bo mogę umrzeć z głodu.
-Ale...jak?No dobra nie odzywaj się!
-Ale...
Po chwili znów słyszę kroki.Nawet słyszałam,że coś stukało w skały.Szybko się położyłam.Otworzyli kraty. Hiro założył hełm.Ten ktoś wszedł tu.Chciałam wstać,ale Hiro przycisnął mnie do ziemi.Ten ktoś miał dziwne łapy.Nie chciałam się ukrywać,więc wstałam i podeszłam do niego.To był Asher.
-Asher?
Było za późno. Hiro podbiegł do niego i zaczęła się walka.Hiro za wszelką cenę chciał ugryźć go w szyję.Ale Asher...no właśnie Asher był dziwny.Jego łapy wyglądały...no jak krucze.Coś Rira mówiła,że jest kruczym królem.Na początku śmiałam się z tego,ale teraz nabiera to sensu.
-HIRO,ASHER PRZESTAŃCIE!!!!-Po czym weszłam między nimi i ich rozdzieliłam.
-Azz co ty tu robisz?
-Asher,to ty...co się dzieje z tobą?
-No,jestem Kruczym Królem.To moja klątwa.
-Ale czemu nic nie mówiłeś?
-No bo nie chciałem...no to skomplikowane.
-No dobra.Nieważne...
-Musimy się stąd wydostać.
-Ta moge wam pomóc.
-Kim jesteś?
-Yy to jest Hiro,mój przyjaciel.(tak,od teraz tylko przyjaciel)
-Asher,możesz chyba przywołać kruki co nie?
-No tak,Azz,ale to potrwa.Ale na początku trzeba wymyślić plan.
Podeszliśmy do wnęki w celi i siedliśmy w koło.

Asher,jaki plan???

Od Eloy 'a ( CD. Ashera ) :

Cała wataha czekała aż wrócą Asher i Azzai.Byłem lekko zdenerwowany. Wolałem sam pójść po Azzai ,ale niestety Ikana wysłała Ashera. Pozostało mi jedynie siedzieć na zadzie i czekać ,aż w końcu wrócą.Ale nie wracali.
- Ikana !- krzyknąłem w stronę Alfy i podbiegłem do niej -Są już jakieś wiadomości ?
Wilczyca pokręciła przecząco głową.
- Niestety nie.Ślad po nich zaginął.
- A gdybym tak poszedł...
- Nie. Nie zgadzam się.Wolę żebyśmy jeszcze trochę zaczekali...
- Moim zdaniem Eloy ,tym razem ,ma rację -usłyszałem głos za sobą.
Obróciłem się.Za mną stała Vervada.
- Nie możemy tak dłużej czekać.A jeśli ,potrzebują naszej pomocy ?
- Już mówiłam ,że się nie zgadzam -mruknęła Ikana.
- Moim zdaniem kilkoro z nas powinno pójśc śladem Ashera póki jeszcze można by złapać jego trop.
- No dobrze -westchnęła Ikana -A ,więc pójdziesz ty -tu wskazała Deltę -może przyda się twoja umiejętność dematerializacji.Hm...Eloy...
- Proszę ...Też chcę iść...Ja muszę pójść -wydusiłem.
- Dobrze -westchnęła Ika -Z waszą dwójką pójdzie jeszcze Paluku...
Spojrzałem na Ver. Ta cicho warknęła.
- ...i tyle.Nie mogę narażać większej liczby wilków.
- Dobra !-krzyknąłem -Idziemy !
Nasza trójka ruszyła tropem Ashera.

- Ile błota...Łeee-skomentowałem patrząc na moje łapy ,które były całe w błocie.
- Nie marudź -mruknęła Ver.
Westchnąłem głośno ,wręcz teatralnie.
Wadera zgromiła mnie swoim wzrokiem dając do zrozumienia ,że mój następny komentarz ,będzie moim ostatnim.
- Mam trop !-krzyknął Paluku.
Podbiegliśmy do niego.
- No to na co jeszcze czekamy ? Biegnijmy szybko.Mam złe przeczucia...

Vervada ? Paluku ?

Od Ashera ( CD. Azzai ) :

Dzień nie zapowiadał się ciekawie.
Blue miała tej nocy wartę na innym stanowisku, więc nie mogłem z nią pogadać. Riry też nigdzie nie było. Rano wróciłem do reszty watahy, zdałem Ikanie raport i mieliśmy się zbierać do dalszej wędrówki, kiedy nagle Vervada zauważyła pewien brak...
Nie było z nami Azzai.
- Musimy ją znaleźć - zaczął Eloy, ale alfa mu przerwała:
- Rozchodzenie się po lesie nie ma sensu. Tylko jeszcze bardziej się pogubimy. Niech jedna osoba pójdzie...
- Ja pójdę! - wyrwałem się.
Ikana rzuciła mi pytające spojrzenie.
- Moje kruki szybko przeczeszą teren. Gdy znajdą Azzai zaprowadzą mnie do niej - wyjaśniłem.
- Niech będzie - odparła alfa. - Pospiesz się! Nie mamy całego dnia.
Pobiegłem więc w las rzucając w myślach rozkaz do Corvo i pozostałych. Ptaki rozpierzchły się. Minęło pół godziny, zanim jeden wrócił przekazać mi, że znalazł trop wadery. Ruszyłem za nim. Dotarłem na małą polankę. Azzai była tu jakieś trzy, góra cztery godziny temu. Nagle usłyszałem jakiś szelest. Z krzewów wyskoczyły naraz obce wilki okrążając mnie. Nie zdążyłem zareagować kiedy jeden z nich ogłuszył mnie.

Przywlekli mnie związanego do jakiejś zniszczonej wioski. Gdy tylko się obudziłem i zrozumiałem swoją sytuację ogarnęła mnie czysta furia. Nawet tego nie blokowałem. Pozwoliłem na pojawienie się Króla Kruków. Szpony rozerwały więzy i przeorały gardło najbliżej stojącego nieszczęśnika. Stanąłem w pozycji bojowej strosząc pióra na grzbiecie i mierząc wszystkich morderczym spojrzeniem. Dzikusy cofnęły się zaskoczone. Dwóch odważnych podeszło bliżej. Pierwszy rzucił się na mnie. Gapie obserwowali pojedynek. Po krótkiej bijatyce basior dusił się własną krwią. Tłum zawiwatował. Ogarnęła mnie prawdziwa wściekłość. Zrobili sobie ze mnie widowisko! Atrakcję! Drugi z basiorów zakrzyknął:
- Do gladiatora z nim! Zobaczymy, który jest lepszy!
Rzucili się na mnie całą bandą. Zaskoczenie i przewaga liczebna wygrały. Wepchnęli mnie do cuchnącego trupem pomieszczenia i zatrzasnęli kratowaną bramę. Rzuciłem się na kraty jak wściekłe zwierze. Nic nie rozumiałem. Po co mnie tu przywlekli? Kim jest ten cały "gladiator"? I po cholerę mam z nim walczyć?!
Dzikusy odeszły. Uspokoiłem się, ale nadal nie wróciłem do swojej postaci. Kruczy Król może się jeszcze przydać, a kto wie, czy uda mi się go sprowadzić z powrotem.
- Asher?
Odwróciłem się zaskoczony. Z mroku pomieszczenia wyłoniła się Azzai i jakiś obcy basior. Do tej pory jedynym wilkiem, który widział moją przemianę, była Rira. Dla Azzai musiał więc być to duży szok widzieć mnie w takim "stanie".

Azzai? Co robimy?

piątek, 13 lutego 2015

Od Azzai : Kanibale

Podchodził tu coraz bliżej.Powąchał mnie i nagle poczułam mocne uderzenie.W mojej głowie snuły mi się dziwne wyobrażenia.Czy jestem w niebie?Prawdopodobnie byłam nieprzytomna z 2-3 godziny.Gdy się ocknęłam zobaczyłam,że mam związane łapy i bolącą głowę(znowu).Obejrzałam się w około.Byłam zawieszona na gałęzi,którą nieśli dwa basiory.Za nimi były jeszcze inne wilki.Na twarzach mieli różne malowidła a ich sierść była pomazana różnymi kolorami.
-Wypuście mnie,a w ogóle gdzie ja jestem?!
-Zamknij się!-Po czym zawarczał i zabłysnął kłami.
Siedziałam dalej w bezruchu.nieśli mnie do jakiejś zniszczonej wioski.Prawdopodobnie była spalona.Nagłe zrzucili mnie i zsunęli z moich łap liny.Z jaskini wybiegli w moją stronę jakieś chude wilki.Czułam się przez chwilę,jak zwierzę na które polują.Po chwili wilki rozsunęły się.Podeszła do mnie bardzo stara wadera.Mamrotała jakieś dziwne słowa.
-TY,ty WIEDŹMO!!!Zabiłaś wiele wilków,więc my cię zabijemy!POŻREMY CIĘ!!!
Nagle każdy się na mnie rzucił.Wadery uciekły do jaskiń.Zostały same basiory,które chciały mnie zabić.Założyli mi jakiś wisior z piórami.Broniłam się jak mogłam.Próbowałam ich porazić prądem,ale jeszcze się w pełni nie załadowałam.
-Lub nie,damy ją do jaskini,do celi gladiatora.ON JĄ ZABIJE!!
Ciągnęli mnie za łapy.Jednego z nich pogryzłam,ale to niewiele dało.Zaciągnęli mnie do celi z tym niby "gladiatorem".Wrzucili mnie tam.W tej celi zobaczyłam dużo kości.Nie wyglądały znajomo.Nagle sobie coś uświadomiłam.Moja matka mówiła mi o kanibalach.Gdy brakowało pożywienia,zjadali się nawzajem,lecz u nich coś chyba było inaczej.Po chwili usłyszałam szelest.Ten gladiator podchodził coraz bliżej.Gdy podszedł do  jakiejś wnęki,przez którą wydobywało się słońce,zobaczyłam go w całej okazałości.W oczach pojawiły mi się łzy.To był Hiro.

-Czy to ty Azzai?
-O boże Hiro...
Podbiegłam do niego i przytuliłam.Nie widziałam go od dawna.Z moich oczu tak płynęły łzy,że mogły by utworzyć ocean.
-Kiedy Cię widziałem,tak tęskniłem...Kurczę,ale ty wyrosłaś.
-Och Hiro,czemu tu jesteś,czy ty też jesteś kanibalem?
-Nie,nigdy pozwalają mi stad wyjść i polować.
-Ale...Hiro jak ty tu się znalazłeś?
-Eh...nie wiem,nie pamiętam...
-Aha...Ale możesz stąd uciec?
-Nie nie mogę.Obserwują mnie.
-Ale możesz...A co ze mną?
-Chyba zostaniesz tu na dobre...
-Ale ja mam watahę...No należę do watahy.
-O a ile ich jest?
-13?
-Eh mało,tu jest ich z 50.
-Ale my mamy klątwy.
-Naprawdę!Czyli nie jesteś jedyna.
-Heh...
-A przyjdą po Ciebie?
-Nie wiem...

Kto mnie uratuje???

niedziela, 8 lutego 2015

od Ikany(CD. Blue)

-Tak, możemy-odparłam.
Wyszłam z jaskini. Nie śpieszyło nam się nigdzie więc chyba można odpuścić sobie nocne wędrówki.

 Przechadzałam się po okolicy bez konkretnego celu. Nie wiedziałam cóż z sobą począć. Byłam zdenerwowana, najpewniej tym, że nie mam nic do roboty, a jak nie mam zajęcia to jestem bardziej nerwowa niż wtedy gdy je mam. Ostatnio ciągle się gdzieś śpieszyłam, ciągle coś  mi przeszkadzało, a teraz nie mam konkretnego celu.
 Na drodze  którą pójdziemy nie znajdziemy tyle zwierzyny co tutaj lub w zagórskiej kotlinie, ale głodu nie powinniśmy cierpieć. Jeśli sytuacja nie zmieniła się od mojej ostatniej wizyty to moglibyśmy zatrzymywać się w co poniektórych miejscach na trochę dłużej.
 Rozejrzałam się. Dopiero teraz zorientowałam się jak bardzo oddaliłam się od jaskiń. Nim zawróciłam moją uwagę zwróciły dwie ciemne plamy na zachodzie-wilki. Słońce chyliło się ku zachodowi, a wilki stały nieruchomo. Zamrugałam, ale obie plamy nie poruszały się. Ten bezruch sprawiał, że zaczynałam mieć wątpliwości, czy rzeczywiście są to żywe istoty, ale po chwili poruszył się i zniknęły za pagórkiem.

 W tych stronach zdarzają się tak zwani bandyci. Zdaje się, że kilku napadło Rirę i Asher'a.
Poprosiłam więc obu strażników by dziś zamiast sterczeć oboje całą noc zmieniali się. Tak będzie lepiej, a przynajmniej tak sądzę. Z braku obowiązków zajrzałam do Sohy. Czyścił zbroję.
-Cześć-przywitałam się.
-Jadłem-mruknął nawet na mnie nie patrząc.
Na chwilę zapadła głęboka cisza.
-A spałeś kiedy?-spytałam.
Cisza.
-Kiedy?-powtórzyłam z naciskiem.
Basior westchnął.
-Dwa dni temu.
Głośno wypuściłam powietrze i wyszłam z jaskini. Poszłam do swojej i wzięłam syropek od Jenny.
-Niee-jęknął Soha odrzucając głowę do tyłu-Zlituj się.
-Jak się zmęczę padnę, a ty nie. Nie każe ci tego brać, to tylko na wszelki wypadek.
-Twoja wola-wzruszył ramionami i podniósł zbroję by lepiej się jej przyjrzeć.
Jego głos jak zwykle był bezbarwny, wyprany z jakichkolwiek uczuć. Kiedy protestował słyszałam jedynie słowa, zero gniewu, irytacji, buntu. Tylko ,,nie", ,,nie" puste, prawie pozbawione swojego znaczenia.
 Westchnęłam z rezygnacją. Basior spojrzał na mnie pytająco. Pokręciłam głową jakbym mówiła ,,Nic,nic" i wyszłam.

sobota, 7 lutego 2015

od Blue(CD. Ikany):Skoro pytają...


Ikana powiedziała wszystkim wilkom, że kiedy Azzai dojdzie do siebie, ruszymy wzdłuż łańcuchu górskiego. Ani trochę mi to nie przeszkadzało. W przeszłości często wędrowałam po świecie. Nie pamiętam abym kiedykolwiek zostawała na bardzo długo w jednym miejscu. Poza tym z natury nie umiem przywiązywać się do miejsc, rzeczy i..... niestety: osób...

-Są jakieś pytania?- rozmyślania przerwał mi głos Alphy. Tak, miałam pytanie. Było strasznie głupie, ale chciałam się upewnić co do jednej rzeczy. Już miałam otworzyć usta, kiedy ktoś zwrócił się w stronę Ikany: "Eloy' owi ogon się palił".
Zmarszczyłam czoło.... Eloy.... Tak! Już pamiętam który to wilk. Nie rozpoznaję jeszcze wszystkich w watasze, ale idzie mi to coraz lepiej.
Kiedy sytuacja się uspokoiła, Ikana powtórzyła jeszcze raz, czy ktoś ma jakieś pytania. Spojrzałam po innych wilkach. Nie chciałam być jedyną, która będzie się o coś pytała. Nie wiem czemu, ale miałam przeczucie, że nie powinnam tak robić. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi nawet kilku wilków.
Zrozumiałam jednak, że nikt nie miał żadnych pytań. Ikana miała wracać do swoich spraw, więc jeśli chciałam coś powiedzieć to teraz.
Szkoda tylko, że przy wszystkich.

-Ja ma pytanie.- powiedziałam nieśmiało. I chyba trochę zbyt cicho, bo nikt nie zareagował. Powtórzyłam więc jeszcze raz i teraz spojrzenia niektórych wilków powędrowały w moją stronę.
Westchnęłam zrezygnowana. Mogłam jednak siedzieć chicho. Teraz będę się czuła obserwowana.
-Tak?- spytała się Ikana. Wiedziała, że jestem w watasze od niedawna, więc spojrzała na mnie z wyrozumieniem. Podeszłam do niej trochę bliżej. Nie chciałam aby wszyscy słyszeli to co mówię.
-Czy... czy moglibyśmy nie podróżować po ciemku? To znaczy... czy będziemy mogli wędrować głównie za dnia?- spytałam się już trochę pewniej.
-A co- odezwał się któryś z wilków.- boisz się ciemności, Blue?- wiem, że to nie miało zabrzmieć pogardliwie. Członkowie Watahy Przeklętych są mili i wyrozumiali. Ale jednak poczułam się dziwnie, kiedy to usłyszałam.
-Nie. Wtedy nie byłabym Nocnym Strażnikiem.- odparłam spokojnie, nie spoglądając na wilka. Zwróciłam się znów do Alphy:
-To sprawa osobista... trochę wiąże się z moja klątwą.

Właściwie, to wiązała się z nią całkowicie.
W nocy duchy przychodzą w większych ilościach. Zwłaszcza kiedy wędruję. Jestem wtedy niepewna, a zjawy to wyczuwają. Nie chciałabym być nękana, tym bardziej, że nikt nie mógłby mi pomóc.
Nie spotkałam jeszcze nikogo kto widziałby duchy. A poza tym o klątwie nie mówiłam prawie nikomu. Nie zawsze lubię o niej mówić, chociaż wiem, że w końcu i tak wszyscy będą wiedzieli na czym polega.
To nie jest trudne.
Spojrzałam na Ikanę, a ona skinęła głową. Nie miałam pojęcia co to znaczyło. Myślę jednak, że pokiwała głową na znak, że mnie rozumie. Ale to mi nic nie dało, bo chciałam usłyszeć proste "tak" lub "nie".
Spojrzałam więc pytająco na Ikanę, a ona odparła:
 
Ikana?

Od Azzai : Dziwny ptak

Nagle Eloy wstał i biegał w koło by zgasić ogień.Był niezły widok.Na szczęście Jenna słysząc krzyki jakby ktoś kogoś torturował przybiegła i wylała wodę z miski.Ogień opanowany a ja nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.Ale ten śmiech długo nie potrwał bo mocno zabolała mnie łapa. Jenna poszła po maść na oparzenia i posmarowała mu ogon.Z puszystego,długiego ogona powstało coś z wyglądu dużego patyka,naprawdę.
-Fajny ogon!Bez urazy.-powiedziałam ze szczyptą śmiechu
-Ta,ta...jasne...-burknął Eloy
-No cóż,mam już 2 pacjentów.
-Na pewno nie mnie...-warknął po czym poszedł
-Ach,Ci faceci,za takie głupoty się obrażają.-zaśmiała się Jenna
-Heh...A nie można tego przyśpieszyć?
-Ale czego?
-No bo nie mogę już dłużej wytrzymać w jednej pozycji!
-No dobra spróbuj wstać,lub nie idę po Sohę,poczekaj.
I poszła.Nagle zza skały wyszedł koliber.Dziwne,przecież w górach nie ma żadnych takich kolorowych ptaków,a Paluku umie się tylko przeobrazić w tukana.Gdy próbowałam wstać,by zbadać to zjawisko ten koliber wyleciał.Ach szkoda,a był taki piękny.Po chwili przyszła Jenna z Sohą.
-No to co ruszamy!-powiedział Soha
-Ale,czekaj,czekaj,czekaj,jak ja mam wstać?
-No normalnie wstań,ale na razie nie dotykaj podłoża łapą.
-Heh,łatwo powiedzieć,trudno zrobić...
Jenna i Soha stali koło mnie.No dobrze,najpierw jedna łapa,druga,podciągnij się i zdecydowanym ruchem WSTAŃ!Jest udało się.Szybko oparłam się o Sohę.
-JEST,UDAŁO MI SIĘ!
-Gratuluje!
-No tak,ale trochę ciężka.
-Nie wydziwiaj Soha.-warknęła Jenna
-Ile ty w ogóle ważysz?
-A po co Ci to,kobiet się nie pyta o wagę i o wzrost.
-Dobra Azz.
-To co,gotowa na pierwszy krok?
Czułam się przez chwile jak nowo narodzony szczeniak.No,ale cóż trzeba postawić pierwszy krok.Łatwo poszło.Jeden krok,drugi krok i...upadłam.Tak upadłam.Trochę zabolało,ale cóż trzeba żyć dalej.Znów wstałam i poszłam w kierunku Jenny,która była dość daleko,na moje możliwości.Ze strony wyjścia zauważyłam Eloy'a. Chyba sobie popływał,bo był cały mokry a ogon nie był już błyszczący od maści.Gdy zerknęłam na niego on szybko uciekł.Ok to było dziwne.Jak wszyscy poszli spać,koliber znów przyleciał,ale teraz bliżej.Jednak,gdy poruszyłam łapą,znowu poleciał.Ale ja,zamiast leżeć dalej to poszłam za nim.Było dość trudno.Po paru metrach,zatrzymałam się.Byłam zmęczona.Poddałam się.Ptak to zauważył,więc podleciał do mnie i stuknął swoim dziobem w moją chorą łapę.Poczułam dziwne ciepło.Zauważyłam,że mogę chodzić,normalnie chodzić.Niestety szczęście nie trwało długo,bo usłyszałam czyjeś kroki.Oceniłam szybko całą sytuację.To coś było wilkiem,100 metrów ode mnie na północny-wschód.Szybko pobiegłam do jaskini i symulowałam sen.Usłyszałam jak ten ktoś gasi ogień.

Kto będzie tym wilkiem?

od Ikany(CD. Vervady)

Ziewnęłam. Słońce przygrzewało na tyle mocno by zmusić mnie do skrycia się w cieniu. Usiadłam pod dębem przy skraju lasu.
 Irytowało mnie nasze tempo. Zaczynam wątpić czy kiedykolwiek się stąd wyrwiemy. Jenna zalecała mi bym więcej odpoczywała i dała jakieś coś na sen, ale jak tu zasnąć, wypocząć czy zrelaksować się gdy ma się na głowie trzynaście wilków, które trzeba za łapkę poprowadzić przez góry. Na dodatek jeśli się nie pośpieszymy to niedługo zamiast mięsa będziemy jeść trawę. Prawie każda grupa, która nie znajdzie miejsca w kotlinie ląduje tutaj.
 Z rozmyślań wyrwało mnie niewielkie poruszenie na oddalonym o jakieś dwa kilometry pagórku. Wstałam i zmrużyłam  oczy. Przede mną malowały się różnobarwne kształty, niewątpliwie wilki. Po  dziesięciu minutach mogłam już rozpoznać przewodzącego, a tak właściwie przewodzącą.
 Od frontu zdawała się być biała niemniej ode mnie, ale gdy przechodziła obok dostrzegłam czarną, zupełnie tu niepasującą plamę. Okrywała jej większą część tułowia.
 Spojrzała na mnie. W jaskrawo błękitnych oczach zatańczyło coś na kształt drwiny. O pomyłce nie mogło być mowy.
-Cześć Ika.-wadera wstrzymała postój-A gdzie twoja grupa?
Mimo iż głos miała przyjazny oczy zdradzały pogardę dla mojej osoby. Udałam, że tego nie widzę.
-Już po drugiej stronie-skłamałam.
Pokiwała głową z, oczywiście, udanym uznaniem.
-Gratuluję. Niedługo będzie tędy przechodził Revnost. Powiedz mu wtedy proszę, że nie ma już miejsca za górami bo ja zajmuję ostatni fragment kotlinki.
Zmarszczyłam brwi. Kpiła ze mnie. Wie że zełgałam.
-Dobrze-powiedziałam.
Ta uśmiechnęła się złośliwie po czym dała sygnał do wymarszu.
 Jeszcze przez chwilę tak sterczałam nie wiedząc co robić. Azzai nie da rady. Nie wystarczy chodzić by się przez to przedostać.
 Nie musiałam długo czekać by pojawiły się dwie kolejne grupy. Pierwszą przewodził obcy mi wilk. Nie wyglądał na takiego któremu się śpieszy. Najpewniej nie zamierza się tam zatrzymywać, możliwe że zostanie u podnóża lub przeprawi się za góry oraz kotlinę i ruszy dalej.
 Był niewątpliwie stary. Sierść miał rudą, ale pysk pokrywał się już wyraźną siwizną, a w kilku miejscach miał bardzo przerzedzoną sierść co wskazywało na chorobę skóry.
 Minął mnie bez większego zainteresowania. Rzucił tylko jedno krótkie spojrzenie po czym ruszył przed siebie.
 Druga grupa podobnie jak ta przewodzona przez biało-czarną waderę zatrzymała się przy mnie. Na przedzie stał może dwuletni basior. Kolorki miał zbliżone do Azzai, ale bardziej intensywne, kontrastujące.
-Witam-ukłonił się ironicznie, ale uprzejmie.
-Cześć-mruknęłam.
-Mika już przechodziła?-spytał-Ty już skończyłaś robotę?
Westchnęłam.
-Tak, Mika przechodziła i nie, nie skończyłam roboty.
Zamrugał.
-To co ty tu jeszcze robisz?
Skrzywiłam się.
-Mam wolne- kolejne łgarstwo.
Ten posmutniał.
-Szkoda-dodał po chwili-Wiesz może czy znajdzie się jeszcze miejsce dla nas?- to mówiąc wskazał na prowadzoną przez siebie grupę.
Przez chwilę milczałam.
-Jeśli się pośpieszycie...tak.

 -Co się dzieje?-spytała Vervada.
Głośno wypuściłam powietrze.
-Nie przeprawiamy się-powiedziałam.
Wszyscy popatrzyli po sobie. Nikt nie pytał o przyczynę, bo niby po co? Każdy przecież dobrze rozumiał o co się rozchodzi.
-Gdy tylko Azzai dojdzie do siebie idziemy wzdłuż łańcucha górskiego, na północ.
-Dlaczego nie możemy zostać?-usłyszałam pytanie Sohy.
-Niedługo zacznie się tu roić od wilków, a jakoś nie potrafię sobie wyobrazić by udało nam się dojś do porozumienia z ,,normalnymi" wilkami.
Powiodłam wzrokiem od wilka do wilka.
-Jakieś pytania?
Nim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć powietrze przeszył donośny krzyk. Jenna wstała i wyszła. Po chwili wróciła z wyjaśnieniami.
-Eloy' owi ogon się palił.
Skinęłam głowa na znak, że rozumiem. Chyba zaczynam się przyzwyczajać do tego, że co róż ktoś robi sobie krzywdę.

Jakieś pytania?



Od Eloy 'a ( CD. Azzai ) : Mój żywioł moim wrogiem

Nastała noc.W jaskini zrobiło się strasznie ciemno. Jenna wyszła zostawiając mnie i Azzai samych.
- Azz,i co fajnie,że będziesz mogła chodzić?
-No,ale biegać...chyba będzie trudniej.
-I jeszcze jedno...
-Tak?
-Noo...
- O co chodzi ? To coś ważnego ? -dopytywała się wadera.
- Eeee...Cieszę się ,że już lepiej się czujesz -powiedziałem.
- Aha.
- Hmm...Zimno ci ? Może rozpalę ogień ?
- Tak...Może trochę zimno.
Chwilę później z mojej łapy wystrzeliła iskierka ognia ,która chwilę później zamieniła się w ognisko.Czułem jak przyjemne ciepło ogrzewa moje futro.
- Lepiej już ?
- Tak...Eh Eloy...?
- Mogę ci coś jeszcze upolować ,jeśli jesteś głodna...
- Eloy...
- Ale ,nie.Naprawdę zaraz ci coś upoluję...
- Eloy ! -krzyknęłą Azzai.
- No dobrze...skoro nie je...
- Eloy ! Ogon ci się fajczy !
- Co...?
Obejrzałem się za siebie.Czubek mojego ogona stał w płomieniach ,a jaskinię powoli wypełniał swąd palonego mięsa.Krzyknąłem oszołomiony i zacząłem dmuchać na swój ogon.Nagle nie wiadomo skąd pojawiła się Jenna i wylała na mnie wielki słup wody.Pożar mojego ogona został zażegnany.A ja byłem cały mokry.Czułem jak chłód nocy przenika mi przez futro.
- Dzięki -zwrółciłem się w stronę Jenny.
- Nie ma za co.Ale następnym razem uważaj.
- To dziwne -odezwałą się po chwili Aza -Przecież potrafisz cały pokryć się płomieniami i się nie palisz...To jest ten no...eh...
- Samozapłon ? -podsunąłem.
- Tak...samozapłon.Więc co się stało teraz ?
- Sam nie wiem.To chyba nie był zwykły ogień ,który wytworzyłem przed kilkoma minutami...To ma chyba jakiś związek z magią.
- Dziwne -mruknęła Azzai.
- Tak...Bardzo dziwne...Au ! -krzyknąłem obracając się.Akolitka smarowała mój ogon jakąś mazią.
- Jesteś poparzony -wytłumaczyła -Chcę ci tylko pomóc.Nie ruszaj się i siedź cicho.
- Jasne -burknąłem.

Ktoś chce coś dodać ?

Od Vervady ( CD. Paluku )

Dotknęłam łapą róży.Jej płatki były miękkie w dotyku ,choć na końcówkach ,gdzie były lekko zaróżowione ,poczułam małe chropowate kuleczki.Spojrzałam na Paluku i stojącego obok niego Jason 'a.Podeszłam bliżej basiorów i stanęłam na wprost Paluku. Spojrzałam mu prosto w oczy i powiedziałam :
- Dziękuję.
Chwilę później ,nie wiedzieć czemu...trzepnęłam go łapą po nosie.Odwróciłam się od oszołomionego wilka i odeszłam dumnie , wysoko podnosząc głowę.

Podeszłam do Jenny.
- Jak czuje się Azzai ? -spytałam wskazując na śpiącą waderę.
- Już lepiej -brzmiała odpowiedź -Teraz ,jednak musi dużo jeść ,żeby zebrać siły.
- Może upoluję coś ?
- Nie ,nie trzeba...
- Zaraz wracam -powiedziałam i wyszłam z jaskini.
Skierowałam się w stronę małego zagajnika czując w powietrzu świeżą woń krwi.Zaczęłam skradać się w stronę , z której dobiegał owy zapach.Schowałam się w krzakach i spojrzałam przed siebie.Moim oczom ukazał się ranny jeleń.Było widać iż kulał na tylną kończynę oraz miał liczne rany na ciele.
- Długo nie pociągnie -mruknęłam.
Nagle powiał silny wiatr.Jak na złość wiatr wiał w stronę jelenia toteż zwierzę błyskawicznie wyczuło mój zapach.Wybiegłam z krzaków i ruszyłam pędem za swoją ofiarą.Ku mojemu zdziwieniu jeleń był w świetnej formie ,jednak szybko stanął.Bez namysłu rzuciłam się mu do gardła.Chwilę później krew zwierzęcia zaczęła ściekać na trawę i ziemię tworząc czarne plamy.Szybko załapałam zdobycz w zęby i zaczęłam ciągnąć ją w stronę jaskini.

- Głodne ? -spytałam akolitkę ,która prowadziła cichą rozmowę z Azzai.
Położyłam przed nimi ciało zabitego kilka minut temu jelenia.
- Jaki tłuściutki -stwierdziła Aza z entuzjazmem.
- Jedz -podsunęłam zwierzę w jej stronę.
W tym samym momencie do jaskini wszedł Soha.
- Ikana was woła -powiedział wskazując na mnie i Jennę.
Spojrzałyśmy po sobie z waderą.Nim zdąrzyłyśmy zadać basiorowi jakiekolwiek pytanie ten już zniknął.
- A więc chodźmy -powiedziałam i udałam się do wyjścia z Jenną.
Kiedy podążałyśmy śladami Sohy po drodze minęłyśmy Eloy 'a.Akolitka poleciła mu zająć się Azzai podczas jej nieobecnośći.Wilk pobiegł szybko do jaskini.
Chwilę później dotarłyśmy na miejsce.Wokół Ikany zgromadzili się jeszcze Soha ,Asher  i Paluku.
- Co się dzieje ? spytałam.

        Ktoś dokończy ?

od Paluku(CD. Vervady):Skoro taka wola delty...

Z trudem dźwignąłem się z jakże wygodnej ziemi i podbiegłem do wadery. Zagrodziłem jej drogę, którą jak sądzę zamierzała się ulotnić.
-Oj, nie gniewaj się- zrobiłem słodkie oczka.
Ta odwróciła głowę wyraźnie nadąsana.
-No proszę-powiedziałem ustawiając się tak  by po prostu musiała na mnie spojrzeć-Jak mogę ci odpokutować paskudko?
Z jej pyska wydobyło się jednak tylko kolejne ,,Phi!". Z tyłu słychać było spazmatyczny śmiech Jason'a. Śmiech ów był do tego stopnia zaraźliwy, że nie powstrzymałem krótkiego wybuchu, który chyba dodatkowo rozgniewał pokrzywdzoną.
-Daj mi kwiatka-usłyszałem głos.
Zamrugałem zupełnie wyrwany z kontekstu. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że właścicielem owego głosu była nasza słodka deltka.
-Ż-żi co p-priszę?-wydukałem całkowicie zbity z tropu.
-Kwiatka-powtórzyła ponownie odwracając głowę.
Nie dało się jednak nie dostrzec delikatnego uśmiechu igrającego na jej pysku. Widocznie moja dezorientacja napawała ją satysfakcją. Miałem ochotę zadać pytanie w stylu ,,Że niby ja?", ale uznałem to za zbędne.
-No dobrze-wzruszyłem ramionami i bez większych protestów zaszyłem się w lesie.

 Nie chcę nikogo urazić, ale moim skromnym zdaniem tutejsze kwiatki są dość...sztywne, ponure. W tropikach widywałem ogromne, kolorowe arcydzieła. Włóczyłem się więc po lesie zrezygnowany. Szczerze powiedziawszy to ja nawet tulipana od róży nie odróżnię. Tutejsze kwiatuszki i inne roślinki są mi obce.
 Kiedy już prawie traciłem nadzieję przed mym nosem jakby wyrosną krzaczek porośniętym kwiatuszkami o białych płatkach zaróżowionych nico przy krawędziach. Mimo iż wyglądało to, jak dla mnie, dość marnie stwierdziłem, że nic lepszego nie znajdę. Już przy pierwszej próbie skaleczyłem się kolcem. Odskoczyłem momentalnie przeobrażając się w tukana. Było to na moja korzyść. Używając wielkiego dziobu niczym sekatora odseparowałem kwiatek od reszty dziwacznej roślinki.
 Nie mogąc się pozbyć ptasiej formy podleciałem do zniecierpliwionej delty. Polatałem jej chwilę przed nosem po czym wetknąłem to biało-różowe coś za ucho. Na szczęście zdążyłem oddalić się nieco nim ponownie zmieniłem się w wilka. W przeciwnym razie ponownie bym ją zgniótł.
-Proszę bardzo jaśnie pani- ukłoniłem się ironicznie-Żywię nadzieję iż jest pani zadowolona z tego czegoś czymkolwiek to coś jest.
-To dzika róża-szepnął mi do ucha Jason, który nie wiedzieć kiedy pojawił się obok.

Vervada?Jason?

piątek, 6 lutego 2015

Od Vervady ( CD. Jenny i Azzai ) : Jabłko

- Dobranoc -powiedziałam wychodząc z jaskini.Obejrzałam się jeszcze na zasypiającą już Jennę i uśmiechnęłam się.Moja przyjaciółka sprawiła mi naprawdę wielką niespodziankę.Dzięki niej moja klątwa nie jest już aż tak uciążliwa.Ze smutkiem zaczęłam przypominać sobie moje dotychczasowe życie przed dołączeniem do watahy.Przez klątwę nie mogłam znaleźć sobie żadnych znajomych nie mówiąc już o przyjaciołach czy partnerze.Na tę myśl roześmiałam się.W głowie ujrzałam swoje wspomnienia kiedy to każdy napotkany przeze mnie basior uciekał z przerażeniem na mój widok podczas uaktywniania się klątwy.Ze smutkiem zauważyłam ,że reakcja każdego z nich była taka sama...
Otrząsnęłam się z zamyślenia układając się do snu.Długo nie mogłam zasnąć,W końcu jednak powieki stały się ciężkie ,a ja z zadowoleniem pozwoliłam im opaść.

- Wstawaj Ver -obudził mnie jakiś głos.Podniosłam głowę i otworzyłam oczy szeroko przy tym ziewając.
- Stało się coś ?
- Nie -odparła z uśmiechem wadera -Ale potrzebuję twojej pomocy.
Potaknęłam i wstałam przeciągając się.
- Widzę ,że mamy dzisiaj wyjątkowo ładną pogodę -zauważyłam.
- Tak...Prosiłabym cię ,abyś pomogła mi sporządzić mały wywar z mięty -odparła -Wiesz ,dla Azzai.
- A masz już składniki ? Czy moim zadaniem jest ich poszukać ? -spytałam.
Wadera jednak zaprzeczyła.
- Nie.Chcę żebyś mi pomogła go zrobić.
- Czyżby była tam potrzebna odrobina magii ?
- Nie ,nie...Zwyczajnie potrzebuję pomocy w sporządzeniu wywaru.
- No dobrze.Bierzmy się więc do pracy.

- Co to za pogawędki ? -spytałam przez zaciśnięte , na martwym króliczym ciele , zęby.
- A nic ,gadamy sobie.Wiesz co szukałem cię ,chodź -powiedział Jason.
Podałam królika Azzai i ruszyłam za Jason 'em. Przez chwilę szliśmy w ciszy. Jedynym źródłem dźwięku były ,szeleszczące pod naszymi łapami ,liście.
- A ,więc ? -spytałam - Chcesz mi coś ważnego powiedzieć ,czy...-nie dokończyłam ,gdyż coś wyskoczyło zza krzaków i uderzyło mnie w głowę.Momentalnie upadłam na ziemię.
- Vervada ! Nic ci nie jest ? -spytał Jason lekko przestraszony.
- Nie...Ała...Co to było ? -wstałam rozmasowując sobie głowę.
- Wygląda to na...jabłko.
- Jabłko ? -spytałam zdziwiona i podeszłam do Jason 'a.
Rzeczywiście...To było jabłko.
- A więc...zaatakowało mnie jabłko ?To chyba jakiś żart ! -krzyknęłam niedowierzając.
Chwilę później w moją stronę poleciał drugi owoc.Uchyliłam się przed nim.Kolejne jabłko przeleciało mi nad głową i upadło przed Jason 'em.Zdenerwowana spojrzałam w stronę , z której nadleciały owoce.Szybko udałam się tam...i ku mojemu zdziwieniu...moim oczom ukazał się Paluku w towarzystwie całej sterty jabłek.
- Co ty robisz !? -wydarłam się masując sobie głowę - O mało mnie nie zabiłeś !
Basior wyglądał na rozbawionego całą tą sytuacją.
- Z czego się śmiejesz !To aż takie zabawne ?! Cieszy cię cudza krzywda !?Już jak ja cię dorwę...
Paluku zaczął tarzać się ze śmiechu.Niespodziewanie Jason zrobił to samo.
- Phi ! Mężczyźni ! Ci to dopiero cieszą się z cudzej krzywdy ! -krzyknęłam i odwróciłam się.

Paluku ?  Jason ?

Od Azzai : Spotkanie

Obudziłam się się bardzo późno.Chyba o 14-15.To było dziwne,ponieważ zawsze budziłam się gdy wstawało słońce.Były takie przypadki,gdzie się obudziłam trochę późno,ale gdy byłam szczeniakiem lub bardzo zmęczona polowaniem.
-Witaj,Azz co wyspałaś się?-Zapytała nagle Vervada.
-O,hej no wyspałam się,ale chyba coś długo,co?
-No...z półtora dnia...
-Słucham!Niemożliwe!
-No niestety,ale widzę,że chyba nie wstaniesz jeszcze na nogi...
-Ale czemu ja tak tyle spałam?!
-No wiesz...Jenna Ci dała taką wodę,która usypia wilki.Jenna mówiła,że gdy będziesz spała twoja łapa się szybciej zrośnie.
-Ale ja nie jestem szczeniakiem.Ja jestem dorosła,więc już nie urosnę,chyba że zmaleje z powodu wieku...
-Tak,tak,zaraz wróce i Ci dam coś do żarcia.
-Ok...
I tak sobie leżałam i leżałam i nareszcie ktoś przyszedł.Był to Eloy.Położył się koło mnie i tak leżał.Dziwne...
-Hej,Eloy...
-O hej myślałem,że spałaś.
-Jednak nie...
-Ta...zimno Ci bo mi trochę?
-No tak,ale co robisz?!
I wtedy Eloy wstał,okrążył mnie,położył się za mną i położył łapę na mnie jakby chciał mnie przytulić.Po chwili czułam ciepło.No tak,pomyślałam może się noo zapalić.Wywołał takie miłe ciepełko w całej jaskini.Po chwili zasnął.Zdziwiło mnie to,że faceci tak szybko zasypiają,cóż natura.Próbowałam też zasnąć,ale nie mogłam,więc postanowiłam sie podsunąć pod nim.Słyszałam jak ktoś wchodzi do jaskini.
-O,co ja tu widze?Gołąbeczki haha!
-Jason!Co ty tu robisz?!
-A wiesz chciałem znaleźć Vervade,ale mi chyba uciekła,widzieliście ją?
-No tak poszła na polowanie dla mnie.
-Aha,to może na nią sobie poczekam.
Po chwili wstał Eloy.Wydawał się jakby był zawstydzony całą tą sytuacją.
-Siema Jason co ty tu robisz?
-Hej Eloy no wiesz czekam na Ver.A ty co robisz?
-Nieważne...
-Coś tu podejrzewałem,ale...
-Co?Że,Ja i ona?Nie,tak?Yyy nie wiem...
-Haha bardzo śmieszne.No dobra...chcesz iść na małe polowanie?
-Nie wiem,może?
-Ech cóż.A co u ciebie Azz?
-Hmmm...Leże,próbuje zasnąć,łapa boli co jeszcze chcesz usłyszeć?
-No dobra,dobra nie bądź taka wściekła.
-Co to za pogawędki?-Przyszła Ver z jakimś króliczkiem.
-A nic gadamy sobie.Wiesz co szukałem Cię,chodź.-Ver mi podała królika i poszła z Jasonem.
Tak jak na początku zostałam sama z Eloy'em.Lecz nie na długo,bo przyszła cała reszta,czyli default smiley : Soha,Ikana,Rira,Jenna i Blue z Asherem.Fajnie znowu jesteśmy w kupie,prawie.Rozmawialiśmy co się wydarzyło,gdy ja sobie smacznie spałam.Rozmawialiśmy do późnego wieczora.Gdy Ikana poszła spać,reszta też stopniowa szła zasnąć.Zostałam ja,Eloy i Jenna.Jenna podała mi swoje syropy i inne rzeczy,które da się wypić.Na szczęście nie dała mi specyfiku,po którym zasnę.Jedyna dobra wiadomość,że za około 2 dni mogę stanąć na nogi.Gdy Jenna poszła,Eloy usiadł koło mnie.
-Azz,i co fajnie,że będziesz mogła chodzić?
-No,ale biegać...chyba będzie trudniej.
-I jeszcze jedno...
-Tak?
-Noo...

Eloy?  Jason?

poniedziałek, 2 lutego 2015

Od Blue ( CD. Ashera ) :

Na wschodzie niebo pojaśniało. Chwilę później dostrzegłam pierwsze promienie słońca, które oświetlały nam twarze.
To już koniec.
Koniec warty. Koniec czuwania. Już nie trzeba wpatrywać się w niebo, w gwiazdy, w księżyc.
Ale był to też koniec rozmowy. Szkoda, bo naprawdę cieszę się, że spędziłam ten czas z Asher’em. Po raz pierwszy nie czułam się sama. Mam też nadzieję, że prościej będzie mi zapoznać się z pozostałymi wilkami. Nie wszyscy muszą mnie lubić.
Nie proszę o nic takiego.
Ale chciałabym móc choć raz powiedzieć, że mam tutaj kilku przyjaciół. Tyle mi wystarczy. To i tak więcej, niż miałam kiedykolwiek w życiu.
-Czyli powinniśmy się zbierać.- podsumował Asher. Przestałam rozmyślać i odwróciłam się w jego stronę, kiwając głową na znak zgody. Jakbyśmy właśnie dobili jakiegoś targu.
Wstałam, jednak ku mojemu zdziwieniu, z trudem udało mi się utrzymać równowagę. Zachwiałam się lekko, ale na szczęście nie upadłam.
-Coś Ci się stało?!- spytał się zaniepokojony wilk. Pokiwałam przecząco głową:
-To przez te duchy. Bawiąc się pobrały ode mnie całkiem sporo energii. Muszę tylko trochę odpocząć. Ale…- zamyśliłam się na chwilę.
-Ale co?
-Dziwne.- zaczęłam kręcić głową.- Nigdy wcześniej się tak nie czułam. No ale nic. Nie ważne.
I znowu cisza. Trochę to denerwujące, ale jak inaczej ma to wyglądać. Rzadko kiedy rozmawiałam z wilkami, a teraz nagle miałam spędzić na rozmowie całą noc. To jasne, że się zacinałam. To normalne, że nie zawsze potrafiłam się wysłowić lub skleić rozmowę.
Usłyszałam krakanie kruka. Odwróciłam głowę i podniosłam wzrok, w stronę drzew. To był Corvo- kruk, który latał za Asher’ em. Najwyraźniej musiał coś mówić do wilka, bo ten również zwrócił się w jego kierunku. Po czym się zaśmiał.
Nie wiem o co chodziło, ale wiedziałam, że to nie moja sprawa, więc o nic nie pytałam. Jednak widok czarnego kruka, siedzącego na drzewie, przywołał wiele wspomnień. Zwłaszcza jego czerwone oczy. Przez chwilę obserwowaliśmy kruka, który siedział na drzewie. Zaraz poderwał się do lotu i zaczął nad nim krążyć.
-Wiesz…- odezwałam się spokojnie, a czarny wilk zwrócił się w moją stronę.- kiedyś często widywałam kruki.
-Kiedyś? W sensie… w swoich dawnych watahach?
-Nie.- pokręciłam przecząco głową.- To było po tym jak zaczęłam widzieć duchy. Kiedy żyłam sama na tym świecie. Często widywałam kruki w nocy. Ich czerwone oczy obserwowały mnie oraz wędrujące dusze. Jakby je widziały…. A może właśnie widziały duchy? Może Corvo też je dostrzega? Nie mam pojęcia. Ale wiesz- złapałam oddech. Nie wiedziałam do końca jak mam to przekazać.- ten świat dzieli się na rzeczy dobre i złe. Tajemnicze i znane. Myślę, że zarówno duchy jak i kruki należą do tego „tajemniczego świata”.
Asher zrobił wielkie oczy. Ja parsknęłam i potrząsnęłam głową:
-Przepraszam. Tak jakoś mnie naszło. Chyba to zbyt ciężka rozmowa, tak przed śniadaniem.- Asher zaczął się śmiać. Pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoja stronę. Nagle coś mi się przypomniało. Zdałam sobie sprawę z tego, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie. Krzyknęłam więc do wilka:
-Asher!
On zwrócił się w moja stronę i podbiegł
-O co chodzi.- przez chwilę się wahałam czy powinnam to powiedzieć, ale w końcu zebrałam się na odwagę:
-Gdybyśmy jeszcze kiedy spotkali się na warcie to… mogę Ci powiedzieć jak sprawiłam, że mój dawny (i jedyny) przyjaciel zaczął widzieć duchy. I co się z nim później stało, dlaczego oszalał… ale to dość ciężka historia. I trochę osobista…
-Jesteś PEWNA, że CHCESZ mi to opowiedzieć?
-Aha. Chyba tak. Z resztą prosiłeś o to wcześniej.- uśmiechnęłam się do niego smutno.- Za długo dusiłam to w sobie.
-W takim razie chętnie wysłucham. To do następnego razu?
-Nie. Znaczy… jeszcze tylko jedna rzecz. Słuchasz?
-Jasne.
-Chodzi o to, że jestem tu nowa i nie znam dobrze terenów watahy. Nie chcę Cię męczyć, więc mam pytanie czy znasz kogoś, kto mógłby mnie oprowadzić? Przepraszam, że pytam o takie rzeczy, ale trochę się wstydzę prosić o coś takiego inne wilki.- poczułam zakłopotanie kiedy o tym mówiłam. To było głupie, ale jednak prawdziwe. Asher zamrugał kilka razy.
-Zaraz zaraz. Od ilu dni w takim razie tutaj jesteś?
-Pięć dni.- odparłam szybko. Jednak zaraz się zawahałam.- Może cztery… może tydzień. W każdym razie coś koło tego…
-I nie poznałaś jeszcze innych wilków?!
-Nie. Tak. Może…- odparłam choć były to zupełnie inne odpowiedzi.
-To trzy różne odpowiedzi. Którą wybierasz?- zaśmiał się basior.
-Tą pierwszą. Chyba. Wiem, że to głupie, że przez ten czas nie poznałam żadnych wilków… z wyjątkiem Ciebie. I nie znam wszystkich zakątków i zakamarków watahy… ale nie jestem zbyt ufna.
-Mi zaufałaś.
Na to nie miałam odpowiedzi więc tylko pokiwałam głową i wzruszyłam ramionami.
-Tak jakoś wyszło.- odpowiedziałam w końcu. Bo musiałam coś powiedzieć.-To… znasz kogoś kto mógłby mi pokazać całą watahę? Nie chcę Ciebie zbyt męczyć moim towarzystwem, więc nie proszę cię abyś to ty mnie oprowadził… ale mógłbyś chociaż powiedzieć kogo mogę o to poprosić?- spytałam się w końcu Asher’ a. Jakaś część mnie chciała, aby to on pokazał mi watahę. Ale ta druga mówiła mi, że tak nie można. On też jest zmęczony po czuwaniu w nocy. Poza tym nie wiem czy mnie lubi. Nie jestem duszą towarzystwa, więc nie chciałabym sprawiać nikomu kłopotów. Zamyślona, wpatrywałam się w czarnego wilka i latającego nad nim, na niebie kruka. Czekałam na odpowiedź.

Asher?


niedziela, 1 lutego 2015

Od Ashera CD Blue

- Nie wiem dokładnie - odparłem. - Po części domyśliłem się po twoim zachowaniu. Ale jak się przy mnie bawiły czułem zimno. Nie takie jak wiatr. Bardziej jakbym zamoczył łapę w rzece. No i to strasznie łaskocze.
- Masz łaskotki? - Blue uśmiechnęła się lekko.
- Do tej pory sam o tym nie wiedziałem - odwzajemniłem uśmiech.
Nagle usłyszeliśmy krakanie. Z boku na nieco jaśniejszym już nocnym niebie mignął ciemniejszy kształt. Corvo znowu zakrakał i wylądował obok mojej łapy.
- Co, śpiochu? - powiedziałem. - Upierałeś się, że będziesz ze mną siedzieć na warcie.
Ptak zakrakał parę razy z wyraźnym oburzeniem. Blue przyglądała mu się ciekawie.
- Rozumiesz go? - spytała niepotrzebnie po czym dodała: - Co mówi?
- Wolałbym tego nie tłumaczyć...
- Dlaczego?
- Powiedzmy, że kruki to lepsi znawcy łaciny kuchennej niż jakikolwiek wilk.
Wadera znowu się zaśmiała. Corvo napuszył się przeskakując wzrokiem czerwonych oczu od niej do mnie.
- No już się nie bocz, Corvo - powiedziałem przewracając oczami. - Następnym razem po prostu nie przysypiaj.
Kruk nie wyglądał na udobruchanego. Podleciał do najbliższego drzewa i usiadł najwyżej jak się dało rozpychając przy okazji parę innych ptaków. Pokręciłem łbem z niedowierzaniem.
- Gorzej niż w starym małżeństwie... - mruknąłem.
Na wschodzie zaczęło wstawać słońce. Blue przeciągnęła się i powoli wstała.
- No nareszcie! - powiedziała zadowolona.
Było mi szkoda, że musimy już wracać. Miło czasem tak szczerze pogadać (i miejscami pomilczeć). Po chwili jednak skarciłem się w duchu. Blue pewnie jest zmęczona nocną wartą, a ja, egoista, myślę tylko o sobie. Ja męczę się wolniej, ale inni potrzebują odpoczynku - przypomniałem sobie w myślach.
- Czyli powinniśmy się zbierać - stwierdziłem, niepotrzebnie zresztą.

<Blue? Wybacz długość, wraca mój wenus brakus default smiley :(>

Od Jenny CD Vervady: Badania

Kiedy wreszcie kończymy robić maści i syropki pyszne jak cholera, zauważam nie wielką kolejkę do badań. Ver również to zauważa i ustawia się obok mnie z oświadczeniem, iż będzie mi pomagać. Najpierw badam Ashera i Blue, jako że są Nocnymi Strażnikami. Oni tylko zrywają ode mnie, że powinni więcej pić i zmieniać się na wartach. Potem idę według hierarchii, czyli Ikana jest w dobrej formie aczkolwiek zalecam jej więcej snu i daję jej do tego syropek pomagający zasypiać, Soha dostaje ode mnie przygotowany zestaw tygodniowy z przydzielonymi na każdy dzień porcjami jedzenia oraz leków z witaminami, nie musi się bać, że zapomni. Już ja mu przypomnę. Pomijam siebie i Ver oczywiście, więc dalej mamy Foresta, który naturalnie ma jeszcze kilka defektów po ostatniej przygodzie ale daje radę, Moon która swoją drogą nie pali się do badań ale olewam zimno które mnie ogarnia i po portu robię swoje. Azzai leży więc jej nie badam, potem jest Jason, który ma trochę pokaleczone łapy więc oczywiście dostaje maść, niestety chyba najbardziej śmierdzącą jaka mogła być. Paluku jest w dobrej formie ale zalecam mu więcej jedzenia. Eloy nie jest zachwycony moim towarzystwem ale daje się przebadać mimo że parę razy muszę go przywołać do porządku, bo zerka na Azz a ona nie może się teraz nim przejmować. Ogólnie basior jest chyba w najlepszej formie ze wszystkich. Rira jest w dobrej formie ale muszę jej zaleczyć kilka ran. Jak wyjaśnia, po walce zanim dołączyła. Yuuki jest w stosunkowo dobrej formie ale przepisuję jej syrop na ból uszu, który jak twierdzi pojawił się niedawno. Nic groźnego, kilka dni i po krzyku.
Teraz zostaje już tylko Vervada.
- Wyluzuj i zamknij oczy. - powtarzam po raz kolejny, jak u każdego pacjenta.
- Ta, łatwo ci mówić.
- Ej. Ufasz mi czy nie?
- No cóż. Trudno powiedzieć. Tyle dzisiaj zobaczyłam, i trochę cię już znam ale... Oh, no nie patrz tak na mnie. Już się zamykam.
I faktycznie wadera uspokaja sie i daje mi wykonywać swoją robotę. Martwi mnie trochę jej waga, potrzebuje sporo żarcia. Ale co się dziwić? Jak lata po żarcie specjalnie dla mnie a sama przegapia ucztę? Obrywa jej się za to ale ona tylko uśmiecha się kątem pyska i nic nie mówi.
Kiedy kończę, wzdycha głęboko i otrzepuje się.
- Rany. Nie wiem co robisz z pacjentami ale czułam się jak na jakimś relaksacyjnym masażu w połączeniu z zabiegami rozluźniającymi. Podałaś mi coś?
- Nie. Aczkolwiek rozważałam to. Żartuję, to po prostu... Talent. - żartuję i uśmiecham się tajemniczo do przyjaciółki. Ona odwzajemnia uśmiech ale zaraz poważnieje.
- A ciebie kto zbada? - pyta.
- Sama się zbadam. - odpowiadam choć wiem, że przecież tego nie zrobię. Znam swoją wagę, swój stan zdrowia i formę. I wiem, że nie jest dobrze ale to moja sprawa. Nie będę ich tym męczyć.
Ver jakby coś podejrzewa ale nic nie mówi na ten temat. Zamiast tego rozgląda się i mówi:
- Jejku! Wiesz, że jest środek nocy? Długo trwały te badania!
- Jakbyś mi nie pomogła, byłabym pewnie w połowie. - zauważam chowając sprzęty do torby.
- Tak mówisz? W tak razie cieszę się, że ci pomogłam. - mówi wadera.
- Tak, ale wiesz? Jestem z siebie dumna. Spójrz na siebie. - mówię tajemniczo. Vervada ogląda się i...
- Coś ty mi zrobiła?! No tak mogłam się domyślić! Przecież musiałaś mnie jakoś przebadać a jest noc i ja...
- Tak, podałam ci swój nowy wynalazek który teoretycznie mógł pozbawić cię ciała na stałe ale jak widzisz, wszystko się udało i teraz możesz do mnie przychodzić kiedy będziesz chciała i możesz wtedy mieć ciało. Tylko na 4 godziny ale zawsze to coś. - wyjaśniam. Fakt, na początku podałam Vervadzie swój nowy wynalazek który pozwolił jej zachować ciało mimo klątwy.
- Ach, Jenna... Jesteś niemożliwa. Ale teraz... Możemy już iść spać? Padam z nóg. - mówi i kręci głową przyjaciółka.
- Jasne. Dobranoc. - odpowiadam i dosłownie padam na ryj.
- Dobranoc. - odpowiada Ver a ja słyszę ją jak przez mgłę...
<Vervada? :D >

Od Blue ( CD. Ashera ) :

-… Nie umiem jeszcze nad tym panować, ale mam nadzieję, że wkrótce mi się to uda. Wtedy to już nie będzie klątwa.- Asher zakończył swoje opowiadanie.
Siedzieliśmy w ciszy (znowu, swoją drogą…). Wiedziałam, że to jeszcze nie jest koniec rozmowy. Teraz była moja kolej. Ale nie miałam zielonego pojęcia, co powinnam wtrącić. Jedno jednak muszę przyznać: Jego klątwa- to było ciężkie brzemię, ale była również ciekawa. Niebezpieczna, ale interesująca. Bo zagrożenie zawsze idzie w parze z ciekawością. I jeszcze głupotą lub nadmierną odwagą. Ale nie w tym wypadku. Kiedy mówimy o klątwie, nie ma się na myśli ani odwagi, ani jej braku. Nie wiem co decyduje o przyjęciu klątwy.
I szczerze mówiąc, nie potrzebuję wiedzieć.
Zerknęłam na czarnego wilka. Zauważyłam, że zaczął skubać pazurami kępy trawy. W jednej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że przez dłuższy czas się nie odzywam. Asher może sobie przez to pomyśleć, że mam o nim złe zdanie. O tym co go spotkało też.
A to przecież nieprawda.
-Wiesz- zaczęłam cicho.- myślę, że twoja klątwa jest naprawdę ciekawa. Szkoda, że nie pamiętasz swojego dzieciństwa.
-Czy ja wiem…- zaczął Asher.- Jeśli było złe, to może dobrze, że nie pamiętam.
-A jeśli było dobre?- spytałam. Jednak basior nie odpowiedział. Zrozumiałam, że muszę zmienić temat, więc zaczęłam:
-Cóż… moim zdaniem nawet teraz twoja klątwa jest częściowym darem. Masz na swoje rozkazy kruki. A poza tym, gdybyś żył sam, zawsze będziesz miał jakieś towarzystwo.
-To prawda.- przytaknął- U ciebie jest chyba podobnie?
-Cóż… to zależy. Duchy są takie same po śmierci, jakie były za życia jako wilki. Jeśli kiedyś były miłe, sympatyczne, i tak dalej to są nawet niezłymi przyjaciółmi. Jednak jeśli któryś z nich był groźnym psychopatą, to po śmierci będzie mnie straszyć.- wzdrygnęłam się. Parę razy już miałam wątpliwą przyjemność być nękaną przez taki zjawy. Ani to zabawne, ani bezpieczne. Ciężko się ucieka przed takimi duszami. Zwłaszcza, kiedy działa się na nie jak magnes.
-Sądząc po twojej minie, miałaś już kiedyś z nimi do czynienia.- odparł Asher. Pokiwałam powoli głową, dorzucając krótkie „yhm”.
-Ale kiedy śpiewam- zaczęłam ostrożnie- złe duchy odchodzą. Przychodzą tylko te dobre.- kątem oka dostrzegłam zaciekawianie wilka- oczywiście to zależy od piosenki-sprostowałam- Zazwyczaj kiedy śpiewam spokojnie, przychodzą zwykłe dusze. Czasem wesołą pieśnią przyciągam szczeniaki. A gdy jestem zła, lub pokazuję że się czegoś boję, przyciągam zjawy.
-One to słyszą? Nawet jak są bardzo daleko?
-Yhm.- odparłam znowu- nawet z wielkiej odległości.
-Pokażesz?- spytał się Asher. Wiem, że nie miało to zabrzmieć nachalnie, ani nieprzyjemnie. Ale trochę tak zabrzmiało. Basior też musiał zdać sobie z tego sprawę, bo zaraz zamilkł.
-Przepraszam- dorzucił onieśmielony.
-Nie ma sprawy.- odparłam spokojnie. Nie wiem na które z jego zdań odpowiedziałam. Myślę, że dotyczyło to zarówno jego przeprosin, jak i wcześniejszego pytania.
Zamknęłam oczy i otworzyłam serce. Była zdenerwowana, bo pierwszy raz miałam coś zanucić w czyjejś obecności.
„Ale przecież nie muszę tego robić”- napomniałam samą siebie. Wiem, że nie muszę. Tylko jakaś część mnie chciała zaśpiewać. Nawet w czyjejś obecności. Wzięłam więc głęboki oddech i wydobyłam ze swego serca muzykę.





Kiedy śpiewałam, starałam nie myśleć o tym, że jest tu ktoś oprócz mnie. Z początku nie było to proste, ale później- przyznaję się- zapomniałam o obecności Asher’ a. Przez to też za bardzo się rozkręciłam. Miało być nucenie. Nucenie krótkiej, wesołej melodii.
A przez to, że zapomniałam o obecności innego wilka, zaśpiewałam całą piosenkę. Zaśpiewałam ją tak energicznie, jak jeszcze nigdy wcześniej.
Kiedy skończyłam, otworzyłam oczy. Nagle przypomniałam sobie o obecności basiora i zrobiło mi się wstyd. Naprawdę nie wiem czemu. Nigdy przy nikim nie śpiewałam. To pewnie dlatego zrobiło mi się tak głupio. Jestem naprawdę dziwna.
-Przepraszam, za to.- odparłam zachrypniętym głosem. To są właśnie efekty energicznego śpiewania. W nocy, podczas wiatru. Pod koniec zimy.
-Nie ma za co.- odparł Asher. Wydawał się być całkiem rozbawiony moim zakłopotaniem. Ja też właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że jest ono śmieszne i bezpodstawne.
Po raz pierwszy od bardzo dawna parsknęłam śmiechem.
Był on tak szczery, że zrobiło mi się smutno. Od jak dawna nie śmiałam się tak serdecznie? Czy KIEDYKOLWIEK cieszyłam się w taki sposób?
Asher musiał to zauważyć bo spytał się czy wszystko w porządku. Odparłam, że tak. Bo niby co innego mogłam powiedzieć?
Westchnęłam długo (i najciszej jak się dało). Poczułam dziwne mrowienie. Najpierw na grzbiecie, potem po całym ciele. Nagle zrobiło się chłodno. To znaczy… ja poczułam chłód. Bo wątpię by basior coś wyczuł.
Wiedziałam co to oznacza, więc zaczęłam się rozglądać dookoła. Asher podążał za moim wzrokiem, ale później przestał. Zdał sobie sprawę z tego, że on nic nie ujrzy.
-Widzisz coś?- spytał po chwili.
Może to był zbieg okoliczności, ale właśnie w tym momencie dostrzegłam ducha. Albo właściwie duchy. Były to dwie dusze, malutkich szczeniąt. Najpierw chodziły, kręcąc główkami, lecz kiedy ich spojrzenie padło na mnie, podbiegły radośnie w naszym kierunku. Kiedy siedziały tuż przed nami zaczęły merdać ogonami, próbując zwrócić na siebie uwagę. Uśmiechnęłam się na ten widok i mrugnęłam do nich jednym okiem. Dusze szczeniaków, najwyraźniej usatysfakcjonowane moim uśmiechem, zaczęły się ze sobą bawić.
-Są przed nami.- zwróciłam się do Asher’ a.- Dwa małe szczeniaki. Bawią się.
Czarny wilk spojrzał przed siebie, ale na próżno. Westchnął zawiedziony.
-Jak wyglądają?
-Są jasne. To znaczy się… wyglądają jakby spowiła je mgła. Są białe, ale nie jest to taki biały o jakim myślisz. To jakbyś rozwodnił mleko w wodzie. Wychodzi Ci biało-przezroczysty. Poza tym trochę się rozmazują.
-Chciałbym móc je dostrzec.- wyznał Asher. Kiedy to usłyszałam zastrzygłam uszami i spojrzałam na niego nerwowo:
-Nawet nie wiesz co mówisz.- odparłam spokojnie, ale w moim głosie wyczułam zdenerwowanie. Dusze, które do tej pory bawiły się wesoło, teraz zerknęły na Asher’ a. Najwyraźniej poczuły ciekawość. Chciały widzieć z kim rozmawia wilczyca, dzięki której one się tutaj znalazły. Najwyraźniej wyczuły moje zmieszanie i przestały się bawić. Podeszły do basiora! Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Choć on tego nie widział, to duchy były nim zainteresowane. Zrobiło mi się ich żal, kiedy chciały dotknąć jego łapy, a przez nią przechodziły.
-Chyba Cię polubiły.- poinformowałam samca. Ten uśmiechnął się. Był to uśmiech słaby, ale radosny. Dobrze, że nie uraziły go moje wcześniejsze słowa.
-Zimno mi w łapy. I ogon.- przyznał Asher.
-Może to dlatego- odparłam zadowolona.- że jeden z malców ciągle przechodzi przez twoje nogi. Drugi chce złapać Cię za ogon, ale bez skutku.
-To smutne.- rzekł spokojnie, odwracając się do tyły, by móc spojrzeć na swój ogon.- Nie mogą niczego dotknąć. To musi być okropne.
-Wcale nie. One się tak bawią. Myślę, że są szczęśliwe.- powiedziałam szczerze. Szczeniaki były urocze. To dziwne, że lubię małe duchy, a prawdziwych, ŻYJĄCYCH szczeniaków już nie. Nie wiem skąd się to wzięło.
Po chwili dusze znikły. Nie było to takie nagłe „puff”. Po prostu rozpłynęły się. Jak mgła. A ja znów mogłam normalnie oddychać. Mrowienie ustało. Nie czułam też chłodu. Asher chyba też przestał to czuć, bo zaczął się rozglądać.
-Odeszły.-odparłam spokojnie, bo wiedziałam, że zaraz by się o nie zapytał.
-Jak to wyglądało?
-Jakby się rozpuściły.
-Jak mleko w wodzie?- spytał się, drwiąc trochę z mojego wcześniejszego porównania. Zaśmiałam się krótko:
-Skoro tak mówisz.
I znów cisza. Spojrzałam się w stronę wschodu, ale nadal było ciemno. Nie było widać pierwszych promieni słońca, co oznacza, że warta się jeszcze nie skończyła. Szkoda, bo szczeniak, bawiąc się, pobrały ode mnie całkiem sporo energii.
-Słabo Ci?- spytał się mnie Asher. Najwyraźniej widać na pierwszy rzut oka, że mi słabo.
-Nie. Wszystko w porządku- skłamałam.- A co z Tobą. Wiem, że nie widziałeś duszy, ale w pewien sposób je WYCZUŁEŚ. Jakie to uczucie?

Asher?