niedziela, 1 lutego 2015

Od Blue ( CD. Ashera ) :

-… Nie umiem jeszcze nad tym panować, ale mam nadzieję, że wkrótce mi się to uda. Wtedy to już nie będzie klątwa.- Asher zakończył swoje opowiadanie.
Siedzieliśmy w ciszy (znowu, swoją drogą…). Wiedziałam, że to jeszcze nie jest koniec rozmowy. Teraz była moja kolej. Ale nie miałam zielonego pojęcia, co powinnam wtrącić. Jedno jednak muszę przyznać: Jego klątwa- to było ciężkie brzemię, ale była również ciekawa. Niebezpieczna, ale interesująca. Bo zagrożenie zawsze idzie w parze z ciekawością. I jeszcze głupotą lub nadmierną odwagą. Ale nie w tym wypadku. Kiedy mówimy o klątwie, nie ma się na myśli ani odwagi, ani jej braku. Nie wiem co decyduje o przyjęciu klątwy.
I szczerze mówiąc, nie potrzebuję wiedzieć.
Zerknęłam na czarnego wilka. Zauważyłam, że zaczął skubać pazurami kępy trawy. W jednej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że przez dłuższy czas się nie odzywam. Asher może sobie przez to pomyśleć, że mam o nim złe zdanie. O tym co go spotkało też.
A to przecież nieprawda.
-Wiesz- zaczęłam cicho.- myślę, że twoja klątwa jest naprawdę ciekawa. Szkoda, że nie pamiętasz swojego dzieciństwa.
-Czy ja wiem…- zaczął Asher.- Jeśli było złe, to może dobrze, że nie pamiętam.
-A jeśli było dobre?- spytałam. Jednak basior nie odpowiedział. Zrozumiałam, że muszę zmienić temat, więc zaczęłam:
-Cóż… moim zdaniem nawet teraz twoja klątwa jest częściowym darem. Masz na swoje rozkazy kruki. A poza tym, gdybyś żył sam, zawsze będziesz miał jakieś towarzystwo.
-To prawda.- przytaknął- U ciebie jest chyba podobnie?
-Cóż… to zależy. Duchy są takie same po śmierci, jakie były za życia jako wilki. Jeśli kiedyś były miłe, sympatyczne, i tak dalej to są nawet niezłymi przyjaciółmi. Jednak jeśli któryś z nich był groźnym psychopatą, to po śmierci będzie mnie straszyć.- wzdrygnęłam się. Parę razy już miałam wątpliwą przyjemność być nękaną przez taki zjawy. Ani to zabawne, ani bezpieczne. Ciężko się ucieka przed takimi duszami. Zwłaszcza, kiedy działa się na nie jak magnes.
-Sądząc po twojej minie, miałaś już kiedyś z nimi do czynienia.- odparł Asher. Pokiwałam powoli głową, dorzucając krótkie „yhm”.
-Ale kiedy śpiewam- zaczęłam ostrożnie- złe duchy odchodzą. Przychodzą tylko te dobre.- kątem oka dostrzegłam zaciekawianie wilka- oczywiście to zależy od piosenki-sprostowałam- Zazwyczaj kiedy śpiewam spokojnie, przychodzą zwykłe dusze. Czasem wesołą pieśnią przyciągam szczeniaki. A gdy jestem zła, lub pokazuję że się czegoś boję, przyciągam zjawy.
-One to słyszą? Nawet jak są bardzo daleko?
-Yhm.- odparłam znowu- nawet z wielkiej odległości.
-Pokażesz?- spytał się Asher. Wiem, że nie miało to zabrzmieć nachalnie, ani nieprzyjemnie. Ale trochę tak zabrzmiało. Basior też musiał zdać sobie z tego sprawę, bo zaraz zamilkł.
-Przepraszam- dorzucił onieśmielony.
-Nie ma sprawy.- odparłam spokojnie. Nie wiem na które z jego zdań odpowiedziałam. Myślę, że dotyczyło to zarówno jego przeprosin, jak i wcześniejszego pytania.
Zamknęłam oczy i otworzyłam serce. Była zdenerwowana, bo pierwszy raz miałam coś zanucić w czyjejś obecności.
„Ale przecież nie muszę tego robić”- napomniałam samą siebie. Wiem, że nie muszę. Tylko jakaś część mnie chciała zaśpiewać. Nawet w czyjejś obecności. Wzięłam więc głęboki oddech i wydobyłam ze swego serca muzykę.





Kiedy śpiewałam, starałam nie myśleć o tym, że jest tu ktoś oprócz mnie. Z początku nie było to proste, ale później- przyznaję się- zapomniałam o obecności Asher’ a. Przez to też za bardzo się rozkręciłam. Miało być nucenie. Nucenie krótkiej, wesołej melodii.
A przez to, że zapomniałam o obecności innego wilka, zaśpiewałam całą piosenkę. Zaśpiewałam ją tak energicznie, jak jeszcze nigdy wcześniej.
Kiedy skończyłam, otworzyłam oczy. Nagle przypomniałam sobie o obecności basiora i zrobiło mi się wstyd. Naprawdę nie wiem czemu. Nigdy przy nikim nie śpiewałam. To pewnie dlatego zrobiło mi się tak głupio. Jestem naprawdę dziwna.
-Przepraszam, za to.- odparłam zachrypniętym głosem. To są właśnie efekty energicznego śpiewania. W nocy, podczas wiatru. Pod koniec zimy.
-Nie ma za co.- odparł Asher. Wydawał się być całkiem rozbawiony moim zakłopotaniem. Ja też właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że jest ono śmieszne i bezpodstawne.
Po raz pierwszy od bardzo dawna parsknęłam śmiechem.
Był on tak szczery, że zrobiło mi się smutno. Od jak dawna nie śmiałam się tak serdecznie? Czy KIEDYKOLWIEK cieszyłam się w taki sposób?
Asher musiał to zauważyć bo spytał się czy wszystko w porządku. Odparłam, że tak. Bo niby co innego mogłam powiedzieć?
Westchnęłam długo (i najciszej jak się dało). Poczułam dziwne mrowienie. Najpierw na grzbiecie, potem po całym ciele. Nagle zrobiło się chłodno. To znaczy… ja poczułam chłód. Bo wątpię by basior coś wyczuł.
Wiedziałam co to oznacza, więc zaczęłam się rozglądać dookoła. Asher podążał za moim wzrokiem, ale później przestał. Zdał sobie sprawę z tego, że on nic nie ujrzy.
-Widzisz coś?- spytał po chwili.
Może to był zbieg okoliczności, ale właśnie w tym momencie dostrzegłam ducha. Albo właściwie duchy. Były to dwie dusze, malutkich szczeniąt. Najpierw chodziły, kręcąc główkami, lecz kiedy ich spojrzenie padło na mnie, podbiegły radośnie w naszym kierunku. Kiedy siedziały tuż przed nami zaczęły merdać ogonami, próbując zwrócić na siebie uwagę. Uśmiechnęłam się na ten widok i mrugnęłam do nich jednym okiem. Dusze szczeniaków, najwyraźniej usatysfakcjonowane moim uśmiechem, zaczęły się ze sobą bawić.
-Są przed nami.- zwróciłam się do Asher’ a.- Dwa małe szczeniaki. Bawią się.
Czarny wilk spojrzał przed siebie, ale na próżno. Westchnął zawiedziony.
-Jak wyglądają?
-Są jasne. To znaczy się… wyglądają jakby spowiła je mgła. Są białe, ale nie jest to taki biały o jakim myślisz. To jakbyś rozwodnił mleko w wodzie. Wychodzi Ci biało-przezroczysty. Poza tym trochę się rozmazują.
-Chciałbym móc je dostrzec.- wyznał Asher. Kiedy to usłyszałam zastrzygłam uszami i spojrzałam na niego nerwowo:
-Nawet nie wiesz co mówisz.- odparłam spokojnie, ale w moim głosie wyczułam zdenerwowanie. Dusze, które do tej pory bawiły się wesoło, teraz zerknęły na Asher’ a. Najwyraźniej poczuły ciekawość. Chciały widzieć z kim rozmawia wilczyca, dzięki której one się tutaj znalazły. Najwyraźniej wyczuły moje zmieszanie i przestały się bawić. Podeszły do basiora! Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Choć on tego nie widział, to duchy były nim zainteresowane. Zrobiło mi się ich żal, kiedy chciały dotknąć jego łapy, a przez nią przechodziły.
-Chyba Cię polubiły.- poinformowałam samca. Ten uśmiechnął się. Był to uśmiech słaby, ale radosny. Dobrze, że nie uraziły go moje wcześniejsze słowa.
-Zimno mi w łapy. I ogon.- przyznał Asher.
-Może to dlatego- odparłam zadowolona.- że jeden z malców ciągle przechodzi przez twoje nogi. Drugi chce złapać Cię za ogon, ale bez skutku.
-To smutne.- rzekł spokojnie, odwracając się do tyły, by móc spojrzeć na swój ogon.- Nie mogą niczego dotknąć. To musi być okropne.
-Wcale nie. One się tak bawią. Myślę, że są szczęśliwe.- powiedziałam szczerze. Szczeniaki były urocze. To dziwne, że lubię małe duchy, a prawdziwych, ŻYJĄCYCH szczeniaków już nie. Nie wiem skąd się to wzięło.
Po chwili dusze znikły. Nie było to takie nagłe „puff”. Po prostu rozpłynęły się. Jak mgła. A ja znów mogłam normalnie oddychać. Mrowienie ustało. Nie czułam też chłodu. Asher chyba też przestał to czuć, bo zaczął się rozglądać.
-Odeszły.-odparłam spokojnie, bo wiedziałam, że zaraz by się o nie zapytał.
-Jak to wyglądało?
-Jakby się rozpuściły.
-Jak mleko w wodzie?- spytał się, drwiąc trochę z mojego wcześniejszego porównania. Zaśmiałam się krótko:
-Skoro tak mówisz.
I znów cisza. Spojrzałam się w stronę wschodu, ale nadal było ciemno. Nie było widać pierwszych promieni słońca, co oznacza, że warta się jeszcze nie skończyła. Szkoda, bo szczeniak, bawiąc się, pobrały ode mnie całkiem sporo energii.
-Słabo Ci?- spytał się mnie Asher. Najwyraźniej widać na pierwszy rzut oka, że mi słabo.
-Nie. Wszystko w porządku- skłamałam.- A co z Tobą. Wiem, że nie widziałeś duszy, ale w pewien sposób je WYCZUŁEŚ. Jakie to uczucie?

Asher?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz