sobota, 7 lutego 2015

od Ikany(CD. Vervady)

Ziewnęłam. Słońce przygrzewało na tyle mocno by zmusić mnie do skrycia się w cieniu. Usiadłam pod dębem przy skraju lasu.
 Irytowało mnie nasze tempo. Zaczynam wątpić czy kiedykolwiek się stąd wyrwiemy. Jenna zalecała mi bym więcej odpoczywała i dała jakieś coś na sen, ale jak tu zasnąć, wypocząć czy zrelaksować się gdy ma się na głowie trzynaście wilków, które trzeba za łapkę poprowadzić przez góry. Na dodatek jeśli się nie pośpieszymy to niedługo zamiast mięsa będziemy jeść trawę. Prawie każda grupa, która nie znajdzie miejsca w kotlinie ląduje tutaj.
 Z rozmyślań wyrwało mnie niewielkie poruszenie na oddalonym o jakieś dwa kilometry pagórku. Wstałam i zmrużyłam  oczy. Przede mną malowały się różnobarwne kształty, niewątpliwie wilki. Po  dziesięciu minutach mogłam już rozpoznać przewodzącego, a tak właściwie przewodzącą.
 Od frontu zdawała się być biała niemniej ode mnie, ale gdy przechodziła obok dostrzegłam czarną, zupełnie tu niepasującą plamę. Okrywała jej większą część tułowia.
 Spojrzała na mnie. W jaskrawo błękitnych oczach zatańczyło coś na kształt drwiny. O pomyłce nie mogło być mowy.
-Cześć Ika.-wadera wstrzymała postój-A gdzie twoja grupa?
Mimo iż głos miała przyjazny oczy zdradzały pogardę dla mojej osoby. Udałam, że tego nie widzę.
-Już po drugiej stronie-skłamałam.
Pokiwała głową z, oczywiście, udanym uznaniem.
-Gratuluję. Niedługo będzie tędy przechodził Revnost. Powiedz mu wtedy proszę, że nie ma już miejsca za górami bo ja zajmuję ostatni fragment kotlinki.
Zmarszczyłam brwi. Kpiła ze mnie. Wie że zełgałam.
-Dobrze-powiedziałam.
Ta uśmiechnęła się złośliwie po czym dała sygnał do wymarszu.
 Jeszcze przez chwilę tak sterczałam nie wiedząc co robić. Azzai nie da rady. Nie wystarczy chodzić by się przez to przedostać.
 Nie musiałam długo czekać by pojawiły się dwie kolejne grupy. Pierwszą przewodził obcy mi wilk. Nie wyglądał na takiego któremu się śpieszy. Najpewniej nie zamierza się tam zatrzymywać, możliwe że zostanie u podnóża lub przeprawi się za góry oraz kotlinę i ruszy dalej.
 Był niewątpliwie stary. Sierść miał rudą, ale pysk pokrywał się już wyraźną siwizną, a w kilku miejscach miał bardzo przerzedzoną sierść co wskazywało na chorobę skóry.
 Minął mnie bez większego zainteresowania. Rzucił tylko jedno krótkie spojrzenie po czym ruszył przed siebie.
 Druga grupa podobnie jak ta przewodzona przez biało-czarną waderę zatrzymała się przy mnie. Na przedzie stał może dwuletni basior. Kolorki miał zbliżone do Azzai, ale bardziej intensywne, kontrastujące.
-Witam-ukłonił się ironicznie, ale uprzejmie.
-Cześć-mruknęłam.
-Mika już przechodziła?-spytał-Ty już skończyłaś robotę?
Westchnęłam.
-Tak, Mika przechodziła i nie, nie skończyłam roboty.
Zamrugał.
-To co ty tu jeszcze robisz?
Skrzywiłam się.
-Mam wolne- kolejne łgarstwo.
Ten posmutniał.
-Szkoda-dodał po chwili-Wiesz może czy znajdzie się jeszcze miejsce dla nas?- to mówiąc wskazał na prowadzoną przez siebie grupę.
Przez chwilę milczałam.
-Jeśli się pośpieszycie...tak.

 -Co się dzieje?-spytała Vervada.
Głośno wypuściłam powietrze.
-Nie przeprawiamy się-powiedziałam.
Wszyscy popatrzyli po sobie. Nikt nie pytał o przyczynę, bo niby po co? Każdy przecież dobrze rozumiał o co się rozchodzi.
-Gdy tylko Azzai dojdzie do siebie idziemy wzdłuż łańcucha górskiego, na północ.
-Dlaczego nie możemy zostać?-usłyszałam pytanie Sohy.
-Niedługo zacznie się tu roić od wilków, a jakoś nie potrafię sobie wyobrazić by udało nam się dojś do porozumienia z ,,normalnymi" wilkami.
Powiodłam wzrokiem od wilka do wilka.
-Jakieś pytania?
Nim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć powietrze przeszył donośny krzyk. Jenna wstała i wyszła. Po chwili wróciła z wyjaśnieniami.
-Eloy' owi ogon się palił.
Skinęłam głowa na znak, że rozumiem. Chyba zaczynam się przyzwyczajać do tego, że co róż ktoś robi sobie krzywdę.

Jakieś pytania?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz