wtorek, 17 lutego 2015

od Paluku(CD. Azzai)

 Wyrównałem lot z krukiem.
 Od czasu gdy dołączył do nas Asher miałem silne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Dość szybko zorientowałem się, że to te jego ptaszyska. Towarzyszący mi kruk nie był wyjątkiem. Co chwila zerkał na mnie i pokrakiwał. Byłbym w stanie to ignorować gdyby nie dziwne impulsy, które wtedy wyczuwałem.
 Zanim powróciłem do wilczej formy dość długo żyłem wśród tukanów, mogłem się też z nimi komunikować. Rzecz jasna nie było to na tej samej zasadzie co rozmowa z wilkiem. Nie było zdań, wyrazów, czy jasnych komend. Były jedynie sygnały przesyłające odczucia...strach, radość, gniew. Były też proste, niezupełnie zrozumiałe dla mnie przekazy odnośnie woli ,,mówcy".
 Zastanawiało mnie czy mógłbym dogadać się z tym czarnopiórym stworzeniem. Zagwizdałem gdy ten po raz wtóry zakrakał. Reakcja kruka nieco mnie zaskoczyła. Zaczął się szarpać, wrzeszczeć i posyłać o wiele silniejsze sygnały. Zabolała mnie głowa. Potrząsnął nią. Od ptaka zdawała się emanować irytacja. Chyba powoli zaczynałem go rozumieć, choć jego język wydawał mi się bardzo chaotyczny.
 Może to ze względu na klątwę? Ptak ma ograniczoną własną wolę, w jego głowie mogą dziać się rzeczy odmienne od tego co czai się w umysłach wolnych stworzeń. Albo po prostu jest to cecha wspólna dla tutejszej fauny- niski iloraz inteligencji. Istniała też możliwość, że to ja odzwyczaiłem się od tego rodzaju komunikacji.
 Do mej głowy dobiegł sygnał, który wbrew mej woli zmusił mnie do nurkowania. Zareagowałem instynktownie...zrobiłem co  mi kazano.
 Pod nami widoczne były małe plamki, które powiększały się i nabierały kształtu wraz ze zmniejszającą się odległością. Gdyby nie ostrzegawczy sygnał kruka najpewniej wbiłbym się całą powierzchnią dzioba w glebę.
 Z trudem podniosłem ciężki element(dziób) energicznie wymachując krótkimi skrzydełkami. Ciężko wylądowałem na ziemi tuż przed nosem Ikany. Usiłowałem na powrót zmienić się w wilka, ale jakoś mi to nie szło- nadal nad tym nie panuję. Kruk wylądował obok mnie i począł nerwowo podskakiwać -ponaglał mnie. Zagwizdałem wkładając w to całą swoją irytację i zażenowanie. Ptak potrząsnął głową. Zrozumiał? Podszedł bliżej, zamachnął się skrzydłami unosząc się nieco do góry i uderzył łapkami w mój ogromny dziób. Zachwiałem się i upadłem sztywno na ziemię. Wstrząs chyba przestawił jakąś wajchę bo po chwili znów byłem wilkiem.

 Pod sobą widziałem drzewa, co chwila słyszałem krakanie. Kruk wskazywał drogę watasze, miał zaprowadzić ich do miejsca w którym zatrzymali się Eloy i Vervada. Ikana chciała skoordynować działania i obmyślić jakiś szczegółowy plan, dowiedzieć się dokładnie co i jak.
 Zanurkowałem między drzewa i wylądowałem przy ukrytym w zaroślach Eloy'u. Przybrałem wilcza postać.
-Są w driodze- zameldowałem.
Strzeliłem się w twarz za to ,,w driodze". Nadal nie panuję do końca nad swoimi strunami głosowymi.
 Zza drzewa wychyliła się Vervada.

Eloy?Vervada?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz