No cóż. Nie jesteśmy zbyt powalającą liczbą wilków jak na 50 przeciwników ale mamy klątwy, co czyni nas myślę potężniejszymi. Dlatego też mierzę spokojnie wzrokiem przeciwników, uśmiechając przy tym złośliwie. Wielu z nich doznało moich "pieszczot" a jeszcze więcej nie przeżyło więc... Rozmyślam co oni mogą teraz sobie o nas myśleć, gdy podchodzi do mnie Ver. A jednak zdecydowała przyjść. Staję koło mnie i wbija wzrok w przywódcę wrogiej watahy.W tym samym momencie on zaczyna się śmiać. A raczej rechotać. Jego śmiech jest tak głupi, że mógłby za niego dostać nagrodę. Zerkam ze skrzywioną głową na Ikanę, która stoi koło Sohy, a ten z kolei stoi obok mnie. Bo tak jakby nie patrzeć, odruchowo ustawiliśmy się według hierarhji. Alfa jednak jest niewzruszona, chociaż wydaje mi się że jest tak samo zażenowana zachowaniem przywódcy. W końcu wilk kończy wydawać te okropne dla uszu dźwięki.
- A więc... Co teraz? Nas jest więcej, Ikano. Co zamierzasz? Dalej negocjować? Aż tak bardzo zależy ci na tych dwóch wilkach? Niesamowite! - wypytuje Jefe, jak go nazwali tamci.
Wywracam oczami.
- Owszem, zamierzam negocjować, ale może przejdźmy gdzieś, gdzie będziemy sami - odpowiada Ikana. Wilk jednak uśmiecha się kpiąco.
- Uważasz, że jestem idiotą? Myślisz, że poszedłbym z tobą sam na sam? Gdy masz moce? O, nie nie, Ikano. Zabieram mojego doradcę. Ty również możesz. - Wilk odchodzi gdzieś, gdzie mają rozmawiać. Ikana daje znać Sohy, że to on z nią pójdzie. Beta kiwa głową i on również odchodzą.
Robi się niezręcznie. Oczy tamtych są skierowane na nas. Unoszę jedną brew do góry w rozbawieniu, widząc jak te wilki próbują nas otoczyć.
- Pffffffffft, serio? - odzywam się, robiąc krok do przodu. - Myślicie, że dacie radę nas pokonać?! Ja piernicze, ale wy głupi jesteście. Póki nasi przywódcy nie wrócą, niech nikt z was nie próbuje się zbliżać do naszej watahy. Inaczej będzie miał do czynienia ze mną. - Kończę uroczym warknięciem.
- Chyba nie myślałaś, że sie nie dołączę? - słyszę szept Ver przy uchu, a potem ona również zwraca sie do tłumu. - Moja koleżanka ma dużo mocy, sami się przekonaliście. Ja również nie dam wam podejść do watahy, póki nie wrócą przywódcy. I myślę, ze reszta wilków stojących za mną również to powie. Więc nie radzę. A teraz wróćcie do swoich zajęć, jeśli chcecie zostać przy życiu. - Kończy Delta i mruga do mnie. Czekamy chwilę aż te wilki w końcu rezygnują i oddalają sie. Zostają tylko nieliczni, z 10 może mniej. Przypuszczalnie strażnicy albo coś w tym stylu.
- Wow, to zabrzmiało wyniośle, co? I groźnie - śmieję sie do Ver. Ona odpowiada mi tym samym.
- No, tworzymy spoko zespół, co? - mówi.
- No, popatrz. Razem leczyłyśmy, razem walczymy, razem odstraszamy złe duchy! - Robię śmieszny ruch ręką, podkreślając słowo "duchy". Rzucam okiem na wilki które zostały. Jeden z nich intensywnie wpatruje się we mnie i Ver, ale nie jestem pewna o którą z nas konkretnie mu chodzi. A może jest na nas wściekły dlatego, że wygłosiłyśmy te... em, przemowy. Może to i śmieszne ale podziałało.
~~Przydałam się, co?~~ słyszę głos dawno nie odzywającej się Jane.
~~No, nie powiem, przydałaś się.
~~ A widzisz. No, to co się mówi?
~~ Chyba śnisz!
~~Ech, maniery, maniery na litość!
~~ Tiaaaaa, idź już sobie.
~~Żadnej zabawy z tobą nie ma...
I znika. Zerkam jeszcze raz na tego wilka. Przekrzywił głowę i dalej się gapi. Wywracam oczami po czym Ver zerka na mnie pytająco. Mówię jej szeptem, ze ten wilk się na nas gapi. Ona tam patrzy i również nie jest z tego zadowolona, toteż na wszelki wypadek stwarzam z innymi barierę od strony tych wilków, przez którą mogą przejść tylko nasi. Dopóki nie wróci Ikana.
<Ikana?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz