sobota, 7 lutego 2015

od Paluku(CD. Vervady):Skoro taka wola delty...

Z trudem dźwignąłem się z jakże wygodnej ziemi i podbiegłem do wadery. Zagrodziłem jej drogę, którą jak sądzę zamierzała się ulotnić.
-Oj, nie gniewaj się- zrobiłem słodkie oczka.
Ta odwróciła głowę wyraźnie nadąsana.
-No proszę-powiedziałem ustawiając się tak  by po prostu musiała na mnie spojrzeć-Jak mogę ci odpokutować paskudko?
Z jej pyska wydobyło się jednak tylko kolejne ,,Phi!". Z tyłu słychać było spazmatyczny śmiech Jason'a. Śmiech ów był do tego stopnia zaraźliwy, że nie powstrzymałem krótkiego wybuchu, który chyba dodatkowo rozgniewał pokrzywdzoną.
-Daj mi kwiatka-usłyszałem głos.
Zamrugałem zupełnie wyrwany z kontekstu. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że właścicielem owego głosu była nasza słodka deltka.
-Ż-żi co p-priszę?-wydukałem całkowicie zbity z tropu.
-Kwiatka-powtórzyła ponownie odwracając głowę.
Nie dało się jednak nie dostrzec delikatnego uśmiechu igrającego na jej pysku. Widocznie moja dezorientacja napawała ją satysfakcją. Miałem ochotę zadać pytanie w stylu ,,Że niby ja?", ale uznałem to za zbędne.
-No dobrze-wzruszyłem ramionami i bez większych protestów zaszyłem się w lesie.

 Nie chcę nikogo urazić, ale moim skromnym zdaniem tutejsze kwiatki są dość...sztywne, ponure. W tropikach widywałem ogromne, kolorowe arcydzieła. Włóczyłem się więc po lesie zrezygnowany. Szczerze powiedziawszy to ja nawet tulipana od róży nie odróżnię. Tutejsze kwiatuszki i inne roślinki są mi obce.
 Kiedy już prawie traciłem nadzieję przed mym nosem jakby wyrosną krzaczek porośniętym kwiatuszkami o białych płatkach zaróżowionych nico przy krawędziach. Mimo iż wyglądało to, jak dla mnie, dość marnie stwierdziłem, że nic lepszego nie znajdę. Już przy pierwszej próbie skaleczyłem się kolcem. Odskoczyłem momentalnie przeobrażając się w tukana. Było to na moja korzyść. Używając wielkiego dziobu niczym sekatora odseparowałem kwiatek od reszty dziwacznej roślinki.
 Nie mogąc się pozbyć ptasiej formy podleciałem do zniecierpliwionej delty. Polatałem jej chwilę przed nosem po czym wetknąłem to biało-różowe coś za ucho. Na szczęście zdążyłem oddalić się nieco nim ponownie zmieniłem się w wilka. W przeciwnym razie ponownie bym ją zgniótł.
-Proszę bardzo jaśnie pani- ukłoniłem się ironicznie-Żywię nadzieję iż jest pani zadowolona z tego czegoś czymkolwiek to coś jest.
-To dzika róża-szepnął mi do ucha Jason, który nie wiedzieć kiedy pojawił się obok.

Vervada?Jason?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz