Ziewam przeciągle. Podnoszę się, próbując jakoś rozprostować kończyny. Mam dziwny zwyczaj zwijania się „w kulkę” podczas snu, dlatego też często jestem później cała zdrętwiała.
Podnoszę się i w końcu decyduję na krótki spacer. Jestem zmęczona po wczorajszym dniu i muszę w jakiś sposób odreagować. A odrobina samotności może nie być takim złym pomysłem. Wczoraj wszyscy siedzieli do późna przy ognisku, rozmawiali i śmiali się serdecznie. To wszystko było dla mnie takie… odległe. Gdy ich obserwowałam, miałam wrażenie, że żyję w innym świecie niż oni. Zupełnie jakbym znalazła się w jakiejś opowieści fantastycznej.
Krzywię się lekko. Nie żebym miała coś do fikcyjnych opowiadań, ale zdecydowanie bardziej wolę horrory i kryminały… a z resztą, o czym ja myślę?! Powinnam się cieszyć, że nie wylądowałam w przesłodzonej komedii romantycznej. Chociaż przez moją durną klątwę i tak wylądowałabym na trzecim planie… no dobra: stop! Skończmy ten monolog.
Kiedy wędruję po naszym obozowisku, przyglądam się śpiącym wilkom. Niektóre z nich leżą same, ale te które już wstały, zaczęły łączyć się w grupki i rozmawiać ze sobą.
„Co ja tutaj robię?”- myślę nie po raz pierwszy. Co prawda, to nie jest tak, że nigdy nie trafiłam na szczęśliwą watahę. Miałam raz dobre stado, do tego się przyznaję. Ale nawet tam wilki się sprzeczały, kłóciły i nie raz walczyły ze sobą. A dlaczego tutaj wszyscy są tacy zgrani?
„Co ja tutaj robię?”
Słońce zaczyna świecić mi po oczach, dlatego szybko postanawiam znaleźć jakieś miejsce w cieniu. Niestety w okolicy nie ma zbyt wielu drzew… a jeśli jakieś są, to niezbyt rozłożyste. Rozglądam się dookoła i napotykam dość spore skały. Idealnie! Bez wahania udaję się w tamtym kierunku. Nie patrząc pod nogi, niechcący nadeptuję komuś na łapę. Z moich ust wydobywa się ciche i starannie dobrane przekleństwo.
-Uch, sorki. Nie chciałam.- zaraz zwracam się do nieznajomego.
~Nic się nie stało.- słyszę głos w głowie. Robię wielkie oczy i przyglądam się basiorowi.
Jest to wilk o śnieżnobiałym futrze. Ma śliczne oczy- jedno niebieskie, drugie żółte. Dostrzegam też kilka bransoletek na jego lewej łapie. Nie wiem jak i czemu słyszę jego głos w swoim umyśle, ale staram się za bardzo o tym nie myśleć.
-Jeszcze niedawno widziałam szczeniaka, który tak po prostu powalił sarnę, nawet jej nie dotykając. Chyba już nic mnie nie zdziwi.- mamroczę cicho, do siebie.
~Szczeniaka?- słyszę pytanie w swojej głowie. Ech, czyli powiedziałam to zbyt głośno.
-Acha. To ta mała, czarna wadera, która przyszła z Ikaną. Toshiko.- tłumaczę pospiesznie.
Biały wilk kiwa głową, najwyraźniej przypominając sobie kim jest opisana przeze mnie wilczyca. Nie widzę sensu prowadzenia jakiejkolwiek rozmowy, dlatego też rzucam basiorowi ciche „cześć” i już mam zamiar odejść. Zaraz jednak słyszę pytanie:
~A ty jesteś Sonea, prawda?
Jestem zdziwiona tym, że ktokolwiek interesuje się tym jak mam na imię. Patrzę się na białego podejrzliwie, ale on tylko uśmiecha się przyjaźnie. Niestety, potrafię odpowiedzieć tylko słabym, nieco wymuszonym uśmiechem.
-Tak.- mówię, kłaniając się ironicznie. Nie wiem czemu, ale wilka trochę rozbawił ten dziwny gest.
~Jestem Marvel. Miło mi poznać.
-No to, mi w takim razie również.- mówię w końcu.
Nie mam bladego pojęcia jak zacząć rozmowę, więc przez chwilę rozglądam się dookoła. Ale wokół nas widzę tylko rozmawiające lub śpiące wilki.
-Hm… długo należysz do watahy?- uznaję, że warto zacząć od tego pytania.
~Nie aż tak długo, ale dobrze znam resztę stada, jeśli o to ci chodzi.
-O, ekstra! Mógłbyś w takim razie opowiedzieć mi coś o tej watasze? No bo, cóż jeśli mam być szczera to nie byłam do końca gotowa na to wszystko.- pokazuję tą bardziej „zaludnioną” część obozowiska.
Marvel uśmiecha się, najwyraźniej rozumie co mam na myśli.
„Co ja tutaj robię? Co ja tutaj robię? Co ja tutaj robię?”
~Jasne, nie ma problemu. Ale zanim zacznę to mogłabyś opowiedzieć coś o sobie?
Marszczę brwi.
-O mnie?
~No… na przykład, dlaczego zdecydowałaś się dołączyć? I jak „wpadłaś” na Ikanę?
-Aaaa… to. No dobrze, niech będzie. Tylko od czego by tutaj… o, dobra, już wiem!- uznaję, że skoro mam opowiadać jak się tutaj znalazłam, to nie powinnam ciągle sterczeć w miejscu. Dlatego też siadam naprzeciwko Marvel’ a. I właśnie w taki oto sposób, mój poranny spacer szlag trafił. Ale niech i tak będzie.
-Powiedzmy, że opuściłam moją kolejną rodzinę, aby wyruszyć w podróż. Przez długi czas wędrowałam samotnie. Nie miałam w planach górskiej wyprawy, ale pech chciał, że ten łańcuch znalazł się na mojej drodze. Przez przypadek spotkałam Ikanę i zaproponowałam jej pomoc w szukaniu was. No, a resztę opowieści znasz już od Alfy.
Marv kiwa głową, zapewne układając sobie tą pospiesznie opowiedzianą historię. Zaraz jednak marszczy brwi.
~Hej, mogę cię o coś zapytać? Nie wiem tylko czy to nie jest zbyt osobiste…
-Wal śmiało.- uśmiecham się. Teraz szczerze.
~No dobrze… czemu w ogóle opuściłaś poprzednią watahę? Po co była ta podróż?
Uśmiech schodzi mi z pyska.
-A obiecujesz, że nie będziesz się śmiać?
~Oczywiście.- słyszę w głowie.
Przyglądam się basiorowi, unosząc jedną brew. Nie jestem pewna, czy po prostu nie robi sobie ze mnie jaj. Ale nie wygląda na takiego, więc chyba mówił szczerze.
-Cóż, powód jest głupi i niedojrzały, co tutaj ukrywać. Szukam mojej starszej siostry.
~Co jest w tym głupiego?
-To,- wyznaję.- że nigdy jej nie widziałam. Ona pewnie w ogóle nie wie o moim istnieniu! A ja nawet nie wiem jak siostra wygląda.
~Aaaa… rozumiem.
Zapada niezręczna cisza. Mam ogromną nadzieję, że basior nie patrzy na mnie jak na wariatkę. Marvel wygląda jakby nad czymś myślał. Po chwili jego twarz się rozjaśnia, jakby właśnie wpadł na jakiś genialny pomysł. Jeszcze tylko chwila, a zaraz krzyknie „eureka”, myślę.
~A wiesz chociaż jak twoja siostra ma na imię? Wiesz, to znacznie ułatwi sprawę.
-Jasne. Ma na imię Blue.
Kiedy wypowiadam to imię, Marvel podnosi nagle głowę. Zrywa się z ziemi, jakby ktoś kopnął go prądem. Robi wielkie oczy i wpatruje się we mnie z niedowierzaniem. Przez chwilę taksuje mnie wzrokiem, jakby oglądał jakiś rzadki gatunek zwierzęcia. Mojej uwadze nie umyka fakt, że zaczyna bawić się bransoletkami na łapie. Czyżby znał tę waderę?
Marv? XD