niedziela, 24 maja 2015

Od Jenny - CD Vervady: Poranne pomysły... no cóż

Moje oczy robią się wielkie jak kamienie a pysk wypływa szeroki i lekko złośliwy uśmiech.
 - Ohohohohoho, no... To już jakiś krok w... pewną stronę - mówię.
 - Chyba tak. Mam nadzieję, że jakoś to pójdzie i może w końcu sobie wyjaśnimy całą sytuację...
 - Tia, przydałoby się.
 - A ty? O czym tak niesamowicie myślisz przez ostatni czas? Jak siedzieliśmy sobie wcześniej przy ognisku to ty tak... na odludziu. No więc? Powinnam o czymś... A może O KIMŚ wiedzieć? - Ver porusza sugestywnie "brwiami" i szturcha mnie w bok. Prycham ale moje myśli faktycznie kierują się w stronę pewnego wilka. Nie wiem, co mam o tym myśleć. Nigdy nie myślałam, że może mi się ktoś... Wedrzeć do głowy. Nie chcę jednak o tym myśleć, więc szybko wymiatam swoje myśli, w końcu Marvel wszystko słyszy... Sprawdzam czy już wie, ale nic na to nie wskazuje. Śpi jak zabity. Dobrze... Nie chodzi o to, że to on jest odpowiedzialny za zamieszanie w moim dawno ściemniałym i niezdolnym do takich miłości serduchu, tylko po prostu. Nikt nie powinien wiedzieć. Nawet Ver, przynajmniej na razie. Dlatego, żeby jej nie podsycać odpowiadam:
 - Nie, nie ma nikogo takiego ani niczego. Tylko... czasem po prostu lubię pobyć sama, słuchać waszych rozmów ale z odległości i... pokontemplować. - Robię śmieszny ruch łapą i dziwną, jakby zdegustowaną minę, na co Vervada parska śmiechem. Kładzie się koło mnie i patrzymy na siebie bez sensu. Potem zdmuchujemy sobie grzywki z oczu jak głupki. Chichramy się do tego, co robi z nas na prawdę głupole ale nie martwimy się tym, bo jest fajnie. Na reszcie nie ma się czym martwić i możemy się w spokoju same, we dwie, bez żadnych basiorów powygłupiać.
Pozostajemy w stanie głupawki jeszcze jakiś czas, a potem oczywiście wszystko psuje ten kolorowy, Paṅkha co w moim języku oznacza Piórko. Przychodzi do nas, zaspany i pyta Ver czy by się z nim nie przeszła na spacer.
 Robię poważną minę i bezgłośnie mówię do Ver: "Spacer, aha". Ona się śmieje, trąca mnie a ja się przewracam na bok. Odprowadzam ich wzrokiem a potem układam się wygodniej i rozglądam. Niektórzy się już obudzili, inni poszli na spacery, jeszcze inni leżą w grupkach i gadają. Nie wiem, czy chcę z kimś gadać. Ale z drugiej strony... Może jest tutaj ktoś, kto też chciałby pogadać? Patrzę, patrzę i ... znajduję Marvela. Leży na boku i również przygląda się innym. Uśmiecham się w miarę przyjaźnie, przynajmniej na ile mnie stać i ruszam w jego kierunku.
 - Suprabhāta, Marvie. Jak noc? - mówię, siadając koło niego.
Wilk uśmiecha się i również siada, ziewając.
<Co powiesz, Marviku? :D >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz