środa, 27 maja 2015

Od Blue (CD Behemota): Ostatnia rozmowa.

Siedzę z daleka od obozowiska. No, dobra, może nie oddaliłam się aż tak bardzo od reszty, ale na tyle aby móc posiedzieć we względnej ciszy. Jestem zmęczona. Nie fizycznie, ale poniekąd jestem wykończona „psychicznie”. Tak wiem, brzmi to głupio. A przynajmniej, na tyle niemądrze abym ja czuła się z tym dziwnie. Zwykle rzadko kiedy znajduję się w takim stanie. Najczęściej jest tak kiedy za dużo nad czymś myślę, albo wstaję „lewą łapą”. Ale dzisiaj, wyjątkowo to pierwsze.
Aktualnie moją głowę zaprząta kilka rzeczy. Po pierwsze: ten dziwny wilk, którego widzieliśmy z Behemot’ em. Płatny zabójca z kapeluszem. Nie wiem co powinnam o nim myśleć, chociaż jedno jest pewne: on j e s t niebezpieczny. Nie chodzi mi tylko o to, że potrafi dobrze walczyć. Nawet nie biorę pod uwagę jego kolekcji śmiercionośnych ostrzy! Po prostu, ten nieznajomy miał w sobie coś dziwnego, jakąś dziwną aurę. Jakby ktoś wywiesił nad nim znak ostrzegawczy, z napisem „Nie zbliżać się, bo gryzę”. W dodatku jeszcze ta wzmianka o piekle. Jak to było? Pochodzę z samego piekła? No, w każdym bądź razie coś w ten deseń. A najgorsze jest to, że wilk wypowiedział to bez cienia ironii czy też sarkazmu. On nie żartował. A skoro nie żartował to znaczy, że w pewnym sensie on również może być przeklętym. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie.
Na szczęście kolejne problemy nie są już takie poważne. A w zasadzie to nie nazwałabym ich problemami. Raczej… zmianą? W tym czasie dołączyło do nas tyle wilków, że mam wrażenia jakbym sama była nowa w watasze. Kolejne twarze do rozpoznawania, kolejne imiona do zapamiętania… ale przynajmniej nie narzekam na nudę. W czasie naszej wyprawy dołączyło do nas jakieś 7/8 wilków, jeśli dobrze liczę. Oczywiście nie każdy powiedział, że chce dołączyć do watahy. Chociażby Fioletowa Bezimienna, która nawet nie raczyła się nam przedstawić. Ale myślę, że w końcu prędzej czy później się do nas odezwie. No i jest jeszcze jeden wilk, który nigdy nie mówił, że chce należeć do tego stada, chociaż od jakiegoś czasu z nami podróżuje. Behemot zaproponował nam pomoc w odnalezieniu Ikany, a my ją przyjęliśmy. Wędrował z nami przez ten czas, aby pomóc przeprowadzić watahę przez góry… i tyle. Ale skoro już naleźliśmy Ikę to czy to znaczy, że on odejdzie? Tak po prostu? Może to dziwne, ale chyba go polubiłam. Co prawda nie nazwałabym go od razu najlepszym przyjacielem, ale wolałabym wrzucić wilka do grup kumpli niż wrogów.
Wzdycham od niechcenia. Czyli drogę powrotną będę musiała pokonać sama. Skoro do tej pory byłam w parze z Behemot’ em. No nic, jeśli on woli odejść to ja nie będę go zatrzymywać. Bo niby Czemu on miałaby posłuchać się akurat mnie?! Ha! Jasneee…. Poza tym nie lubię się wtrącać w cudze życie. Jeśli Behemot nie ma zamiaru zostać to powinnam to zaakceptować, nie? Chyba powinnam przyzwyczaić się do tego, że wilki przychodzą i odchodzą. Z jego stratą też się pogodzę.
„Kłaaaamieeeeesz…”
„Och, spadaj głupku! Wszystko było dobrze, póki się nie pojawiłaś!”
„Wieeeem… mieszam ci w głowie! W uczuciach!”
„Phi! Nie przeceniaj swoich umiejętności. Nie mam zamiaru cię słuchać.”
Z tymi słowami podnoszę się i odchodzę. Wiem, że to nic nie da, bo sumienie zawsze za Tobą łazi, ale jest to symboliczny gest, który trochę mi pomaga. Nie mam bladego pojęcia gdzie idę. Moje łapy same niosą mnie przed siebie.
Po chwili widzę czarnego wilka, leżącego trochę dalej od ogniska i reszty wilków. Z początku myślę, że to Asher. Nie, on przecież nie ma białych fragmentów na futrze. Uśmiecham się słabo. Widzę tego basiora najpewniej po raz ostatni w życiu. Może ten fakt jest trochę przygnębiający, ale skoro już tutaj jestem to mogę z nim pogadać, nie? W sumie to nawet dobrze, że go spotkałam. Przypadek?
„Oh… nie sądzę.”- słyszę głos w głowię.
Na szczęście nie komentuję tej uwagi. Mam dosyć mojego sumienia, „serca”, mojej głupiej podświadomości. Mam dość tej przemądrzałej istoty.
-Hej.- podchodzę do Behemota.
Wilk odwraca głowę w moją stronę, ale nadal leży.
-Dobry wieczór.- słyszę po chwili.
Przewracam teatralnie oczami, ale przyłapuję się na drobnym uśmiechu.
-Wilku, widzimy się po raz ostatni. Nie wyskakuj mi tutaj z „dobrym wieczorem”. Zwykłe cześć wystarczy.- staram się mówić to najmilej jak potrafię, aby wilk nie wziął tej uwagi za bardzo do siebie. Ale Behemot tylko kiwa głową, jak to ma w zwyczaju. Mojej uwadze nie umyka jednak fakt, że basior nie zaprzeczył moim słowom. F a k t y c z n i e widzimy się po raz ostatni, ale żadne z nas nie ciągnie tego tematu dalej. Jestem mu za to naprawdę wdzięczna. Nie tylko za to, ale za wiele innych rzeczy. Za to, że był moim towarzyszem podczas podróży, że zgodził się pomóc w odnalezieniu Ikany, że mogłam się z nim przekomarzać… że uratował mi życie. Szkoda tylko, że nie będę miała okazji się mu zrewanżować.
Robi mi się trochę smutno, chociaż mam nadzieję, że nie widać tego tak bardzo.
-Czy coś się stało?- słyszę po chwili. Ech, czyli jednak widać…
-Nie, w porządku.- zmuszam się do uśmiechu, ale wiem, że nie jest przekonujący.
Nie wyjaśniając niczego, kładę się tuż obok wilka. Zwykle taka bliskość byłaby dla mnie dość niezręczna, ale teraz nie dbam o to. Nie obchodzi mnie tez jak odbiera to wszystko Behemot. Ale przecież drugi raz się już nie zobaczymy! Może więc odbierać to jak mu się podoba.
-Słuchaj Behemot ja… możliwe, że powiem teraz kilka słów za dużo, ale nie lubię owijać w bawełnę.- te słowa zwracają uwagę wilka.- Wiem, że nas opuszczasz…
-… nigdy nie potwierdziłem swojej przynależności do Watahy Przeklętych.
-… wiem i nie zamierzam cię zatrzymywać. Nie mam zamiaru zmuszać cie do tego abyś został.- nawet jeśli bardzo bym tego chciała, myślę, ale nie mówię tego głośno.
-Wybacz, ale nie bardzo rozumiem do czego zmierzasz.
-Rób co chcesz. Nic mnie to nie obchodzi.- teraz gdy wypowiadam te słowa nagłos, zdaje sobie sprawę z tego jakim wielkim są kłamstwem. Behemot wydaje się być trochę zmieszamy, chociaż nie wiem o czym tak naprawdę myśli i jak się czuje. Może to co powiedziałam było jednak zbyt mocne? Dlatego na wszelki wypadek dodaję:
-Ale wiesz, nawet jeśli znamy się krótko to… chyba trochę cię lubię. To znaczy, może nie od razu jak najlepszego przyjaciela! Lubię cię jako kumpla. I chyba gdzieś tam w głębi serca… NO wiesz, mojego czarnego i skamieniałego serca- uśmiecham się przebiegle.- trochę będzie mi brakować twojego towarzystwa. Ale skoro masz zamiar odejść, to jeszcze dziś będziesz skazany na towarzystwo takiego złośliwego chochlika jak ja.- kończę, uśmiechając się szelmowsko.
Jest mi trochę lżej, po tym jak przyznałam się co tak naprawdę myślę. Nie wiem tylko jak on na to zareaguje.

Behemot :3 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz