wtorek, 12 maja 2015

Od Sonei (CD Ikany): Kres wędrówki.

Tak jak powiedziała wcześniej Ikana: „olałyśmy Sohę i Jason’ a” i udałyśmy się w przeciwnym kierunku, aby odnaleźć resztę watahy.
Idziemy przed siebie, depcząc własną ścieżkę. Dołączyła do nas ta młoda wadera, Toshiko. Jest mi jej trochę szkoda. Nie dlatego, że jest szczeniakiem, który żyje bez rodziny. Nie dlatego, że musi żyć na własną rękę. I nie dlatego, że do tej pory nie miała nikogo przy sobie. Nawet nie jest mi jej szkoda z powodu klątwy (tak, wiem. Jestem bezduszna). Współczuję Toshiko, że musi spędzać ten czas ze mną i Iką- dwiema waderami, które nie mają łapy do szczeniąt.
Ale jeśli młoda chce iść z nami, to musi jakoś to wszystko znieść. Zapewne, kiedy dotrzemy na miejsce ktoś inny się nią zajmie. A przynajmniej taką mam nadzieję. Z tego co mówiła mi Ikana, Wataha Przeklętych jest całkiem spora. Możliwe więc, że spośród tych kilkunastu wilków, k t ó r y ś będzie umiał zająć się bachorem. To jest, szczeniakiem. Ekhem…
-Hej młoda, chcesz odpocząć?- zwracam się do Toshiko. Zaraz jednak kieruję wzrok na Ikanę.- Tak powinnam się zapytać?
-A bo ja wiem.- wzdycha.- Sądziłam, że to t y będziesz tą, która wie jak się zwracać do szczeniaków.
Parskam śmiechem.
-Chyba żartujesz!
-N-nie. Jest w porządku.- nagle odzywa się Toshiko.
Jestem jej wdzięczna, że do żadnej z nas nie zwraca się „proszę pani”. No, chyba, że Ika wolałaby aby tak ją tytułowano (huehuehue :p).
Wpatrujemy się w chudą waderę. Może i wygląda mizernie i krucho, ale myślę, że dużo przeżyła. Może jest przyzwyczajona do takich wędrówek? Nie mam pojęcia. Nie mówiła zbyt dużo o sobie, więc ciężko mi to stwierdzić.
-No i dobrze.- odpowiada jej Ikana.- W takim razie nie trzeba się martwić. Możemy trochę przyspieszyć, czy nie nadążysz za nami?- to pytanie jest skierowane do młodej wadery, nie do mnie. I całe szczęście.
-Tak… raczej. Raczej dam radę. Mogę spróbować.- mówi już trochę pewniej.
Możliwe, że nasze w miarę „swobodnie” zadane pytania sprawiły, że wilczyca czuje się teraz trochę pewniej. No tak. Skoro żadna z nas nie robie za niańkę, to Toshiko też nie będzie robić za nieporadnego szczeniaka. Sprytnie.
-No i wspaniale. Ruszamy!- Ikanie włącza się „tryb przywódcy” i kiedy obejmuje prowadzenie idzie całkiem pewnie siebie.
Wzdycham, uśmiechając się słabo. Kiedy Ikana nas wyprzedza i idzie jakieś 2 metry przed nami, zwracam się do Toshiko.
-Trzymaj się młoda. Przed nami męcząca podróż.- na pysku szczeniaka tańczy uśmiech.
-Nic mi nie będzie.
-Jak tam chcesz.- wzruszam „ramionami” i przyspieszam kroku. Toshiko robi to samo i teraz wszystkie trzy idziemy w miarę równym tempem.

Słońce schowało się za horyzontem jakieś dwie i pół godziny temu. Mimo to, nadal idziemy przed siebie, nie robiąc żadnego postoju.
Niebo jest różowo-fioletowe, ale ja wiem, że to tylko kwestia kolejnych 15 minut, by zrobiło się granatowe. Nadchodzi zima, a z nią coraz szybciej pojawia się mrok. Nie mam nic przeciwko ciemności. Lubię noc i w ogóle. Niestety, oznacza to również słabą widoczność, a nie jest to warunek sprzyjający górskim wyprawą.
Mam ogromną nadzieję, że już niedaleko. Ikana chyba jeszcze większą. W końcu to jej stado, więc myślę, że czuje się za nich chociaż trochę odpowiedzialna. Nie mam pojęcia ile czasu wataha była podzielona na te kilka grupek. Nie wiem, czy to było kilka dni, tygodni czy też miesięcy. Ale z pewnością nie dłużej. Wątpię, aby stado szukało siebie nawzajem, gdyby żyli oddzielnie przez na przykład pół roku.
Obstawiam ,że są rozdzieleni przez około tydzień. Co najwyżej dwa. Po trzech i więcej każdy straciłby nadzieję. Wiem, brzmi to bardzo pesymistycznie, ale niestety taka jest prawda. I nic na to nie poradzimy.
Nagle Ikana zatrzymuje się, bez uprzedzenia. Rozgląda się dookoła, jakby ktoś na nią polował.
-Coś się stało?- pyta się Toshiko.
-Zdawało mi się, że…- Ikana nie kończy wypowiedzi i zaczyna nasłuchiwać.- Słyszę g ł o s y!
Na mojej twarzy pojawia się złośliwy uśmieszek.
-Ja też.- mówię, ale zaraz dodaję.- Ale się leczę.
-Ej! To nie jest śmieszne.- Ika wydaje się lekko oburzona.
Słyszę śmiech Toshiko. Posyłam jej ciepłe spojrzenie, dziękując, że komuś przypadł do gustu mój wredny żart. A może nie powinnam uczyć młodej takich odzywek? No nic, już za późno.
Zaraz jednak słyszę czyjeś głosy. Odwracam łeb, przeskakując wzrokiem z jednego miejsca na drugie. Czuję zapach wilków. Nie jednego, nie dwóch i nawet nie pięciu. Tak mała gromada nie narobiłaby tak wielkiego hałasu.
-Masz rację.- przyznaję.- Choć, młoda.- zwracam się do Toshiko.
Wadera rusza za nami. Idziemy niecałe 3 minuty. Tyle wystarczy aby głosy były wyraźniejsze.
-Ile liczy wasza wataha?- pytam się Ikany.
-Cóż, kiedy ostatnio byliśmy razem było nas kilkanaście. Ale… nie rozpoznaję wszystkich głosów.
-Aha… czyli nie jesteśmy jedynymi przybłędami.- pokazuję na siebie i Toshiko.- Dobrze wiedzieć.
Zaraz kończymy tą bezsensowną dyskusję i zaczynamy wspinać się na kamienie. Są trochę śliskie, ale każda z nas daje sobie radę. Nie mija chwila, a dostrzegamy pierwsze wilki. A właściwie, są to dwie wadery, za którymi idzie reszta grupy. Sporej grupy, która tak na pierwszy rzut oka może składać się z… 20 wilków?
Zwracam uwagę na dwie wilczyce. Jedna jest dość wysoka- ma długie kończyny. W tym świetle jej futro wydaje się granatowe, ale myślę, że tak naprawdę ma fioletową barwę, gdzieniegdzie z domieszką jasnych kolorów. Druga wadera jest zdecydowanie niższa, ale wyraźniejsza. Ma czarne włosy i ciemno-białe futro.
-Jest!- ktoś krzyczy. Nie jest to żadna z opisanych przeze mnie wilczyc, gdyż głos z całą pewnością należy do basiora.
Kątem oka widzę jak Ikana podchodzi do tamtej grupy. Omija mnie, a za nią idzie Toshiko. Ja zostaję w miejscu. To nie mnie wołali, tylko swoją Alfę. Skoro Ika odnalazła swoich to dobrze. Niech Toshiko idzie za nią. Wolałabym aby znalazła sobie jakąś normalną rodzinę… albo przynajmniej rodzinę, która ją z r o z u m i e.
A co ze mną? Nie mam pojęcia. Nie mam czasu się zastanowić, bo nie mija chwila, a podbiega do nas kilka uradowanych wilków.

Ktoś dokończy? Tak, wiem, że zakończenie beznadziejne, ale nie miałam pojęcia co napisać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz