sobota, 21 lutego 2015

Od Vervady ( CD. Paluku ) :

- Dejarlo mutt cochecillo * -powiedziałam.
Wilk obejrzał się na mnie ,a Paluku w tej samej chwili wyzwolił się z jego uścisku.Nie minęło kilka chwil,a jego przeciwnik leżał we własnej kałuży krwi.
Paluku spojrzał na mnie beznamiętnym jakby nieobecnym wzrokiem.
- Wszystko w porządku ? -spytałam podchodząc w stronę basiora.
Wilk nie odpowiedział.
- Paluku ? Dobrze się czujesz ? -zmartwiłam się lekko spoglądając w jego oczy.Jego tęczówki zrobiły się ciemne prawie zlewając się kolorystyką ze źrenicami.Chwilę później basior zachwiał się.
- Nie ruszaj się stąd -powiedziałam -Zaraz wracam.
Odwróciłam się od wilka i odbiegłam. Jenna ,gdzie jesteś ? Rozglądałam się wokoło w poszukiwaniu akolitki.Kiedy już straciłam nadzieję na jej odnalezienie ,ta wyrosła mi nagle przed oczami.
- Ver ! Jak dobrze ,że cię znalazłam ! -krzyknęła zdyszana podając mi małą buteleczkę.
- Jenna ,ja też cię szukałam...nie ważne...Potrzebuję cię...
- Nie tylko ty -przerwała -Choć jak widzę nic ci nie dolega...
- Coś się stało z Paluku...chodźmy szybko...!
- Najpierw wypij to - tu wskazała na buteleczkę w mojej łapie - Dzięki temu twoja klątwa będzie zatrzymana.
Spojrzałam sceptycznie na ciecz znajdującą się w owym małym naczyniu.
- Jesteś pewna ? Bo wiesz...wtedy nie podawałaś mi żadnych...cieczy do wypicia...
- Pij i nie marudź ,musimy się pospieszyć.
Posłusznie wypiłam łyczek tego ustrojstwa.
- Jeszcze -powiedziała Jenna -Jeden łyk to za mało.
W końcu ,bez wielkich oporów ,opróżniłam naczynie.
- Świetnie -powiedziała akolitka -Zaraz powinno zadziałać ,a teraz prowadź do pacjenta.

- Moim zdaniem to wina jakiejś trucizny ! - krzyknęła Jenna. Wadera badała Paluku z wielką dokładnością.Ja starałam się ich osłaniać przed wrogimi wilkami.
- Musiała jakoś wpłynąć na jego samopoczucie...i ogólny stan zdrowia -dodała po chwili.
- Co z nim teraz...będzie ? -spytałam rzucając zaklęcie na grupę wilków zbliżających się w naszą stronę.
- Trzeba go przenieść w bezpieczne miejsce i wyleczyć.Wątpię czy jeszcze dzisiaj mógłby dalej walczyć.
- A wiesz może co to za trucizna i jak można się jej pozbyć ?
- Hmmm...Na razie nie.Przy tym harmiderze nie mogę się skupić.
- Rozumiem.
Użyłam zaklęcia niewidzialności na sobie ,Jennie i Paluku. Przeniosłyśmy go w bezpieczne miejsce i zostawiłyśmy pod opieką Eloy 'a ,który również ucierpiał w tej bitwie.Miał zabandażowaną tylną łapę przez co nie mógł się poruszać.
Opadłam obok nich opierając się o jedno z drzew.
- Nie idziesz ? -spytała Jenna -Chyba się uspokoiło i można na nowo negocjować.
- Tylko trochę odpocznę -powiedziałam zdyszana.Szczerze przyznając zaklęcie kosztowało mnie wiele energii ,gdyż użyłam go na kilku osobach.Poza tym...to było jedno z tych zaklęć ,z którymi zazwyczaj miewałam największe problemy.Na szczęście dzisiaj zadziałało.
Wstałam powoli i ruszyłam w stronę watahy.Nie było już słychać bitewnej wrzawy.Panowała kompletna cisza.Wyszłam zza krzewów na otwartą przestrzeń ,gdzie jeszcze przed chwilą każdy wilk walczył na śmierć i życie.Szybkim krokiem dołączyłam do watahy stając z lewej strony Ikany. Przed nami widniała cała społeczność wrogich wilków ,a na ich czele stał ten sam wilk ,którego widziałam poprzednio.Jak go nazwali ?Hmmm...ah tak !Jefe .Znaczy się wódz ?
Ku mojemu zdziwieniu owy basior roześmiał się.To mnie lekko zdenerwowało ,gdyż :
1) miał okropny śmiech przypominający rzężenie zarzynanego zwierzęcia ,
2) bezczelnie spojrzał mi prosto w oczy z nutką zamyślenia jakby znał mnie na wylot ,
3 ) jeden z jego wilków skrzywdził Paluku ,co jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło.
Chwilę później przemówił.

    Ktoś dokończy ?



Dejarlo mutt cochecillo * - Zostaw go zapchlony kundlu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz