czwartek, 26 lutego 2015

Od Ikany(CD. Sohy): Nie jestem dobrym negocjatorem.

 Alfa cofnął się. Jego doradca zrobił to samo. Zmrużyłam oczy, rozejrzałam się. Coś tu było nie tak. Zerknęłam na Sohe. Ten poruszył głową w stronę wilków, niemo zaprzeczyłam, basior westchnął.
 Dobrze widziałam co miał na myśli. Stało się oczywistym, że z negocjacji nici, choć i tak nie liczyłam na sukces. Mamy więc dwie możliwości. Możemy bez ogródek rzucić się sobie do gardeł, albo zyskać na czasie udając, że jesteśmy na tyle głupi by nadal próbować dojść do kompromisu.
 Osobiście wolałabym to drugie. Przybrałam więc mniej defensywną postawę i zmusiłam się do spokojnego tonu. Muszę przyznać, że zabrzmiałam dość wyniośle, ale po prostu nie potrafiłam inaczej.
- No to jak? Negocjujemy czy nie?
Alfa warną cicho, rzucił porozumiewawcze spojrzenie doradcy. Ten ruszył w stronę wąwozu. Poczułam mrowienie na prawym barku. Napotkałam spojrzenie Sohy. Zmarszczyłam brwi, skinęłam głową jakbym chciała powiedzieć ,,mamy mało czasu". Wilk skrzywił się lekko jakby poirytowany, ale oczywistym było iż wcale nie odczuwał frustracji. Mogłabym zacząć go bez uzasadnienia obrzucić obelgami, a ten dalej stałby jak stoi.
- Chyba tak- negocjator wyprostował się- Więc co dalibyście w zamian za naszych więźniów?
Wzruszyłam ramionami jednocześnie nadając pysku wyraz obojętności.
- Zależy czym byłbyś zainteresowany.
Uśmiechnął się paskudnie. Napadły mnie złe przeczucia.
- Ta zbrojka- wzrok mego rozmówcy powędrował ku becie- jest niczego sobie.
Soha uniósł jedną brew, jego spojrzenie było jednoznaczne. Nim zdążył zaprotestować czas się skończył. Ledwie słyszalny szelest zdradził położenie napastników. Z pobliskiej kępy traw wyskoczyły trzy basiory, jednym był doradca alfy. Uskoczyłam, obawiałam się wpaść na stojąca obok betę, ale on zdążył już usunąć się z drogi.
 Wszyscy nowo przybyli powarkując zbliżali się. Cofaliśmy się do tyłu. Powoli schodziliśmy ze wzgórza, ale nadal nie znajdowaliśmy się w polu widzenia watahy, a z resztą, co by to dało? Kiedy tylko ci na dole zorientują się co się dzieje walka zawrze na nowo, a my mieliśmy rannych.
 Naglę uświadomiłam sobie, że brakuje alfy. Kolejny szelest, tym razem z tyłu. Nie zdążyłam się obrócić. Wpadł na mnie. Od razu po upadku kopnęłam go tylnymi łapami odrzucając do tyłu. Sohy wystarczyło jedno spojrzenie, rzucił się ku basiorowi. Pozostali trzej popędzili ku mnie. Sturlałam się po zboczu unikając ataku. U podnóża podniosłam się z ziemi. Mój wzrok powędrował w stronę betki. Szło mu chyba całkiem nieźle, więc mogłam spokojnie skupić się na swoich problemach, a był trzy.
 Nie byłoby kłopotu gdyby atakowali pojedynczo. Można by ich wziąć jednego po drugim, ale tu sytuacja była inna, niezależnie od tego jak szybko będę działać nie zdołam zaatakować żadnego nie narażając się na atak dwóch pozostałych. Tym bardziej, że szli tuż obok siebie, ramię w ramie.
Można było tego uniknąć...Po co zwlekałam? Co nam to dało? Eh...było ,,słuchać" Sohy... Dlaczego tego nie zrobiłam? Może duma mi nie pozwalała.
 Przerażający odgłos przypominający jęki konającego zwierzęcia przypomniał mi o świecie. Jeden z basiorów wystawił się na atak wybiegając do przodu. Przez chwilę stałam spokojnie po czym zrobiłam to samo. Biegł szybko, nie miał więc szans tego uniknąć. Wystrzeliłam ku niemu po płaskim, ale zamiast rzucić mu się do gardła wślizgnęłam się pod niego kosząc mu łapy. Wilk przeleciał nade mną i upadł kawałek dalej. Zerwałam się z ziemi. Doskoczyłam do niego nim zdążył stanąć pewnie na poobijanych łapach.
 Ciepła krew znalazła się w mym pysku rekompensując kilka sińców będących efektem tego zderzenia. Kiedy odstąpiłam od ciała za mną nie było już napastników, a przynajmniej zdolnych do jakiegokolwiek sprzeciwu. Stał przy nich Soha, obu podduszał. Podeszłam do niego.
- Co tak długo?- spytałam uśmiechając się krzywo.
Ten obojętnie wzruszył ramionami.
- Przez jakiś czas zastanawiałem się nad twoimi intencjami- wyjaśni- Nie byłem pewny czy oczekujesz zabicia go.
 Westchnęłam, nie mogę mieć mu za złe, że myśli.
- Dobrze jest- mruknęłam spoglądając niechętnie na podduszane przez niego istotki.
- A z nimi co?- spytał typowym sobie beznamiętnym głosem.
Wzruszyłam ramionami.
- Uduś, rozszarp, połam...twoja wola.
 To powiedziawszy ruszyłam z powrotem ku watasze nie wiedząc jeszcze co powinnam zrobić w tej sytuacji. Po chwili dołączył do mnie Soha. Nie pytałam co zrobił z tamtymi.
- Co powinien powiedzieć negocjator gdy przypadkiem zabije innego?-uśmiechnęłam się gorzko.

Soha? Ja wiem, że kiepskie, ale weny zbrakło.





2 komentarze:

  1. Słuchaj kobieto....To opowiadanie jest ok nawet bardzo ok (jak się komuś nie podoba to klep klep)
    Wiem ,że zawsze znajduje się ktoś lepszy ale pomyśl o tych którzy są od Ciebie gorsi. ~Soha (w wyjątkowo dobrym humorze)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. A to, , słuchaj kobieto". Rozwaliłeś mnie, teraz i ja mam dobry humor.
    ~Ika

    OdpowiedzUsuń