wtorek, 5 lipca 2016

Od Luy (CD. Winter): Dlaczego nigdy nie mogę usłyszeć zwykłego ,,Dzień dobry"?

 Zrobiłam naburmuszoną minę, tak jakby to cokolwiek zmieniało i kogokolwiek obchodziło. Lua jest zła. Lua obraża się na cały świat. No właśnie. Nie na Blade'a, tylko na świat, bo odebrał jej źródło ciepła jakim był czerwonooki gad.
 Warknęłam lekko poirytowana zaistniałą sytuacją. Nie dość, że nos mi zamarza to jeszcze jestem zbyt zmęczona nawet na sen, a jedyny basior który nie uznał mnie za jakiegoś demona, zjawę czy inną paskudę, sobie poszedł. Owszem, sklasyfikował mnie jako ,,pogromczynię wszystkich głów Cerbera", ale nie jako morową dziewicę, co dawało mu u mnie spory plus.
 Przez te idiotyczne wygłupy z Wężykiem zatraciłam trochę poczucie czasu i przestrzeni. Nie orientowałam się więc zbytnio w swoim położeniu. Spojrzałam w górę licząc, że gwiazdy, o których mam pojęcie godne ślepej kiszki, coś mi podpowiedzą. Niestety mówiły mi tyle co nic. Jedno było jednak pewne- przez prawie cały dzień zmierzałam ku stryczkowi. Na całe szczęście mamy tu zostać na jeszcze chociaż parę dni. W między czasie Alfce może się coś odmienić i może jednak nie odwiedzimy dalszych zakamarków północy.
 Chwila! Stop! Są rzeczy ważne i ważniejsze, a  w tym właśnie momencie najważniejszą rzeczą do załatwienia jest rozwiązanie problemu zamarzającego nosa.
 Jakby spowodowane ruchem czarodziejskiej różdżki, kilkanaście metrów ode mnie zapłonęło ognisko wokół którego już zaczęły się zbierać wilki. Z trudem podniosłam się z ziemi i poczłapałam w tamtym kierunku. Im byłam bliżej tym więcej cudzych emocji głębiło się w mojej głowie. Zachwiałam się przechodząc koło Riry. Za prawdę powiadam wam: Są rzeczy w niebie, na ziemi i w babskich umysłach, o których nie śniło się waszym filozofom.
 O dziwo Rira nie okazała się tutaj największą przeszkodą. O wiele gorszy okazał się ścisk panujący wokół ogniska. Ale, co to? Czyż mnie me piękne oczy nie mylą? Jak gdyby nigdy nic wcisnęłam się między wilki starając się utrzymać ich emocje z dala od siebie. Deptałam im po łapach, ogonach, a komuś niskiemu chyba nawet przemaszerowałam po głowie. W końcu jednak dotarłam do ziemi obiecanej, jaką było miejsce koło basiora ze zmasakrowanym pyskiem wykrzywionym w makabrycznym uśmiechu, który u wrażliwszych samic wywoływał pewnie odruchy wymiotne. Samcem owym był oczywiście Grim. Grim, który to wbrew etykiecie zamiast powiedzieć ,,Dzień dobry, jak się Pani miewa?" przydusił mnie do ziemi święcie przekonany, że jestem prześladującym go demonem. Znajomość z Blade'm dawała mi spore szanse na holowanie w przypadku zasłabnięcia i kilkuprocentowe na to, że w między czasie nie porzuci mnie z głową w dziupli. Grimcia znam w prawdzie bardzo krótko, ale już widzę świetlaną przyszłość dla tej znajomości. Facet odpychał większość wilków na odległość blisko metra więc miałam gdzie usiąść.
 Czułam się trochę jakby wybuchła jakaś straszliwa epidemia mająca źródło u tego basiora, a ja była jedną z nielicznych odpornych lub zaszczepionych na nią osób.
 Położyłam się niedaleko, bo tuż obok,  źródła grimboli. Tak, dobrze przeczytaliście, ,,grimbola". Tak się będzie nazywać ta nowo odkryta przeze mnie, Luę Pierwszą i Ostatnią, choroba.
 - O, kogo my tu mamy?- usłyszałam tuż nad swoim uchem.
- Luę- ambitnie zabrzmiała odpowiedź.
Basior zarechotał. Zerknęłam na niego spod przymrużonych powiek.
- Byłbyś tak miły i nie skrzeczał mi nad uchem? Ja tu próbuję zasnąć- wymruczałam.
Prawda była jednak taka, że w takim tłumie to ja bynajmniej nie zasnę, ale po co mam się innym spowiadać ze swoich problemów? Po co komu wiedza o mojej klątwie i jej skutkach. Tak jak mnie mało obchodzi życie i problemy większości tu zgromadzonych, tak i  ich pewnie mało obchodzi mój żywot i przeszkody z jakimi w jego trakcie muszę się mierzyć. Jak głosi stare, mądre, wilcze przysłowie: ,,Każdy sobie grobek kopie", czy jakoś tak.
 Wilk spojrzał na mnie z szerokim, makabrycznym uśmiechem, który nijak nie pasował do usłużnego tonu jaki wydobył ze swojego pyska.
- Jak sobie pani życzy. Podać coś jeszcze?
Ziewnęłam.
- Tak, zająca poproszę.
-  Bardzo mi przykro, ale obecnie nie mamy na składzie.
Rzuciłam mu niezbyt przychylne spojrzenie.
- Do d*py z taką obsługą- stwierdziłam.
Ponownie usłyszałam śmiech białego basiora. Powodowana niemożnością zaśnięcia i brakiem ciekawszego zajęcia, spojrzałam na pysk wilka. Nie jedną waderę by pewnie odpychał, wywoływałby odruchy wymiotne i zwykłe zniesmaczenie, więc dlaczego na mnie nie robiło to najmniejszego wrażenia? Oczywiście pomijając fakt, że nie jestem jakąś tam pierwszą lepszą waderą, tylko Luą Pierwszą i Ostatnią. No więc, dlaczego? Co sprawia, że nie odczuwam niczego szczególnego patrząc na te zmasakrowane wargi? Może to, że sama nie jestem bez skazy? Znaczy się, brzydka bynajmniej nie jestem! I gdyby ci wszyscy, przeklęci nieszczęśnicy nie mieli ciekawszych rzeczy do roboty pewnie bez zastanowienia okrzyknęliby mnie miss watahy. Nie zmienia to jednak autentycznego i oczywistego faktu, że zanim oberwałam tu i ówdzie byłam o wiele ładniejsza. Nikt nie mylił mnie z morowymi dziewicami i demonami, no bo jakże? Pomijając te pomarańczowoczerwone ślepia, istny aniołek. Uwodzicielski uśmiech, kilka machnięć ogonem przed nosem i co? Hulaj dusza, piekła nie ma!
 No, ale niestety któregoś dnia okazało się, że Piekło jako takie istnieje i oberwało mi się. Już pal sześć, że po łapach mi się dostało. Gorzej, że po pysku dali.
 Ale jakie to ma teraz znaczenie? Żadne. Jedne rany się zabliźniają drugie nie. Powinnam się cieszyć, że nie skończyłam tak jak Grim, bo co jak co, ale rozpłatane wargi nie zwykły się zrastać. To przykre. Trochę mu nawet współczuję, choć jemu zdaje się to wcale nie przeszkadzać. A czy mi przeszkadzają moje blizny? W sumie... Ani to nie boli, ani nie powoduje kalectwa... Idzie się przyzwyczaić i żyć dalej.
 Przemyślenia, które o dziwo miałam, przerwał mi dobrze znany, przepełniony kpiną głos:
- Widzę, że jestem nad wyraz fascynującym obiektem- stwierdził z satysfakcją właściciel rozwalonego pyska, który najwidoczniej zauważył już, że się na niego gapię.
Zmrużyłam oczy.
- A wypchaj się.

 Na całe szczęście w końcu pojawiły się dwa  nowe ogniska. Trochę się więc towarzystwo przerzedziło i otrzymałam szansę na zaśnięcie. Jednak po paru godzinach spokojnego snu tłum znowu powrócił i obudził mnie swoimi emocjami. Po co tu wrócili? Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu przyczyny. No jasne. Rozpylacz grimboli sobie poszedł, a pierwsze, największe ognisko na nowo stało się najatrakcyjniejszym miejscem do rozmów ze znajomymi. To znaczy o ile się ich miało, a ja nie miałam ich zbyt wielu. Blade i Grim mnie zostawili, od Riry wolę się trzymać na dystans, a John ma mnie w ten, no... W tym czymś co kończy układ pokarmowy. Znam ja jeszcze kogoś? A, no tak. Jest jeszcze tamten sztywniak z pyskodziobiem (tak, to kolejne wymyślone przeze mnie schorzenie), biała zimna i czarna emocjonalnie aktywna.
 Wstałam zanim Rira zdążyła wbić mi coś ostrego w plecy. Nie przyłapałam jej j e s z c z e na takiej próbie, ale sądząc po jej stanie emocjonalnym, byłaby do tego skłonna. Poczłapałam nieśpiesznie w pierwszym lepszym kierunku nie będącym północą. Nie wiem po co. Na śniegu za zimno, przy ogniu zbyt tłoczno, więc jedynym sposobem na samotność i uniknięcie zamarznięcia zdawało się albo wyczarowanie własnego ogniska albo ruszenie siedzenia. Pierwsza opcja, zważywszy na obecny stan mych kończyn, zdawała się lepsza, ale na drodze do jej zrealizowania stała jedna, dosyć znacząca, przeszkoda. Bo widzicie, ja nigdy nie radziłam sobie z ogniem. Poważnie. Ogarnęłam tę całą iluzję i kilka innych dość trudnych sztuczek, ale wyczarowanie ognia bez podpalania sobie ogona zawsze było dla mnie przysłowiową czarną magią. A swoją drogą zacnie byłoby opanować tę nieprzysłowiową czarną magię.
 Mój nos wychwycił jakiś zapach. Wilk. Ruszyłam tropem, sądząc po zapachu, wadery. Znalazłam ją
leżącą w śniegu, walniętą na odlew pomiędzy dwoma drzewami. Przekrzywiłam głowę.
- Żywe to, czy martwe? - wymruczałam.
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź, bo wilczyca poderwała się na równe łapy i przybrała... Emmm... To chyba ma wyglądać groźnie, tak? Na to przynajmniej wskazywały emocje samicy, a raczej jej intencje. O dziwo jako takich emocji zdawała się nie mieć.
 Wybaczcie, ale niektóre odczucia mam nieco wypaczone. Wypadło mi z głowy jak to jest czuć strach więc nawet gdybym go poczuła, pewnie nawet bym się nie zorientowała. Cechuje mnie tak zwana ,,kretyńska odwaga".
 Nie za bardzo wiedziałam jak jej na to odpowiedzieć więc walnęłam prosto z mostu:
- Czy naprawdę nikt, nie może mi najzwyczajniej w świecie powiedzieć ,,Dzień dobry"? Czy naprawdę wyglądam aż tak odrażająco? No! Za co tym razem zostałam wzięta? Ghula? Utopca? Babę wodną?
 Biała wadera wyprostowała się i zmierzyła mnie sceptycznym spojrzeniem. Chyba właśnie dotarło do niej, że nie została wzięta na poważnie. Zdawała się jednak mieć to tam gdzie mnie ma John Ghulobójca.
- Co ty tu robisz?- spytała chłodnym, beznamiętnym tonem.
Uniosłam do góry jedną brew.
- Egzystuję?- odpowiedziałam- Tak przynajmniej sądzę. Aczkolwiek mogę się mylić.
Chyba mnie nie polubiła, bo zakończyła naszą, jakże interesującą, pogawędkę. Wyminęła mnie z głową uniesioną wysoko do góry i ruszyła, świadomie bądź nieświadomie, w kierunku watahy.
 Mówić im o niej czy nie? Jeśli tak, to co im powiem? Tą tu to w ogóle ciężko mi zakwalifikować jako wilka. Nie ma wyczuwalnych emocji i gada jak ożywiony papier ścierny. Jeżeli coś nie ma  żadnych uczuć albo żadnych wyczuwalnych dla mnie emocji to albo za długo leżało na śniegu, albo wypełzło z Tartaru. W tym drugim przypadku rzeczywiście lepiej byłoby powiadomić watahę. Choć w sumie... Stanowi w ogóle jakiekolwiek zagrożenie? A nawet jeśli, to jakie ma to znaczenie? Ja też jestem potencjalnie niebezpieczna. Co ja gadam?! Ja jestem wybitnie niebezpieczna!
 Zakończyłam swe niezbyt mądre rozważania i ruszyłam za waderą.

 Tak jak sądziłam w końcu trafiła do naszego ,,obozu". Zatrzymała się na skraju linii drzew i długo stała nieruchomo. Zrównałam się z nią.
- Co to jest?
Powiodłam wzrokiem od wadery, do watahy i z powrotem. Wzruszyłam barkami.
- Zdaje się, że to tak zwana ,,Wataha Przeklętych".

Winter? Tak, wiem, Lua bywa irytująca :P

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz