Kolejny dzień mojej niekończącej się banicji.
Ile to już minęło? Jutro chyba jest rocznica. Nie pierwsza, zresztą...
Po raz kolejny, jak zawsze przed początkiem kolejnego roku wygnania, zastanawiałem się kto jest temu wszystkiemu winny. Nie pamiętam niczego sprzed swoich czwartych urodzin, kiedy to jakimś cudem (voodoo czy coś takiego) dano mi duszę szaleńca sprzed 200 lat. Nie mogę więc powiedzieć jasno, że to moja wina, bo po prostu nie mam na to dowodów. Z tego co mi opowiadał ojciec byłem ciężko chory, ale nie powiedział jak złapałem tego śmiertelnego wirusa. Może byłoby lepiej gdybym wtedy umarł? Może ojciec nie powinien się zgadzać na danie mi cudzej duszy. A może to szamani kompletnie zwariowali i zrobili to bez jego zgody?
Teraz już nigdy się tego nie dowiem.
Początkowo trudno żyło mi się na wygnaniu. Nie ze względów fizycznych, bo nawet jeśli odmawiałem jedzenia moje kruki same podrzucały jakieś zające, fretki czy choćby nornice. Wszystko, bylebym przeżył. Zdarzało się też, że coś wyprowadzało mnie z równowagi. Najczęściej były to inne wilki. Wyzywały mnie od przybłęd, szarlatanów i tym podobnych. W końcu gdy przechodziły do rękoczynów wbrew własnej woli przyjmowałem postać Króla Kruków i...cóż, po prostu powiem, że przeważnie nie było nawet co grzebać. I uciekałem. Nienawidziłem tego co potrafiłem zrobić. Nie jeden też raz próbowałem się zabić. Ale na nic. Gdy chciałem poderżnąć sobie gardło, któryś z kruków wyrywał mi ostry przedmiot z łap i krakał karcąco. Innym razem chciałem się powiesić - to samo ptaszysko (tak, umiem je rozróżniać) przerwało dziobem linę zanim się zdążyła napiąć. Po wielu przemyśleniach zrozumiałem, że zabijając się uwolniłbym tylko duszę tego potwora, opętałaby kogoś innego, możliwe, że jeszcze słabszego psychicznie niż ja wtedy byłem. Wyróżniłem też kruka, który tak usilnie próbował wybić mi z głowy samobójstwo. Nazwałem go Corvo i od teraz uwolniłem go spod swoich rozkazów. Może je ignorować, a mimo wszystko nie robi tego.
Teraz już rozumiem swoją głupotę. Nie pozbędę się Króla Kruków, ale mogę spróbować nad nim zapanować.
Oczywiście praktyka często wypiera teorię.
To był kolejny nużący dzień wędrówki. Zakończyłby się wcześniej, ale chciałem się upewnić, że przeszedłem jak najwięcej terenu. Rano znowu uległem przemianie przy całej, obcej watasze. Uciekłem przed gonitwą (standardowe "Potwór!", "Mutant!" i "ZGIŃ DEMONIE!") i zwolniłem dopiero po jakiejś godzinie. Odkryłem przy tym, że nadal jestem pod postacią Kruczego Króla. Zdziwiony zatrzymałem się po raz kolejny obserwując jak moje łapy na powrót stają się normalne, czując, jak kręgosłup się usztywnia i zęby się skracają. Kiedyś to bolało. Teraz już tego nie zauważam.
A więc ten mutant nie jest tylko maszyną do zabijania? Dobrze wiedzieć. W duchu podziękowałem Królowi, że był lepszej kondycji niż ja i ruszyłem dalej.
Padłem jak nieżywy pod najbliższe drzewo, a krukom kazałem się oddalić na spoczynek. Corvo oczywiście został. Zasnąłem szybciej niż myślałem, a obudziłem się o wiele później niż bym chciał. Cień drzewa wskazywał, że było południe. Cho'lera! Powinienem już być za górami. Im krócej zostaję w jednym miejscu tym lepiej. Przerwało mi burczenie w brzuchu. Mógłbym co prawda rozkazać krukom latać po jedzenie, ale podczas polowań wiele z nich cierpiało, a że jestem z nimi w pewien sposób połączony nie jest to dla mnie przyjemne. Poza tym szkoda mi wyręczać się innymi istotami, zwłaszcza, że bardzo zdążyłem polubić te ptaszyska. Wstałem więc i ruszyłem na samodzielne polowanie.
< Tu mniej więcej mieści się opko Riry >
Zamurowało mnie. Ta wadera gapiła się na moje futro. Na dodatek wcześniej klepnęła mnie w grzbiet. Nie jestem przyzwyczajony do fizycznego kontaktu. Zdecydowanie.
- Czy ty się dobrze czujesz? - spytałem.
- Szczerze to nie wiem. Ostatnio mam katar.
Zaczynałem popadać w coraz cięższą frustrację. Moje kruki zaczęły zbierać się pod przewodnictwem Corvo na gałęziach drzew. Wpatrywały się w obcą jak w potencjalny cel. Najwyraźniej wyczuły moje zdenerwowanie. Wilczyca też je w końcu zauważyła.
- Te ptaszyska strasznie dziwnie się zachowują... - po chwili przypomniała sobie, że pozbawiła mnie śniadania: - Może zapolujemy jeszcze raz, co? Pewnie jesteś tak samo głodny jak ja.
Po namyślaniu skinąłem głową w stylu "A co tam, nie zaszkodzi mi" i ruszyłem za brykającą waderą. Corvo usiadł mi na grzbiecie. Reszcie kazałem czekać.
- A tak w ogóle to jestem Rira - dodała po chwili. - A ty?
- Asher - odpowiedziałem.
I obym nie musiał jej przedstawiać Kruczego Króla.
Rira?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz