Kiedy już zamierzałem wracać zobaczyłem dwa wilki. Wyszedłem z zarośli by lepiej się im przyjrzeć. Uniosłem wysoko brew na widok grupy kruków siedzącej na gałęzi dębu. Mój wzrok z powrotem powędrował ku czarnemu basiorowi i niemniej czarnej, błękitnookiej waderze. Sposób w jaki na mnie patrzyli był niepokojący. Jakby tego było mało oboje byli upaprani we krwi, poczułem delikatny ból w klatce piersiowej, początkowo zignorowałem go, ale na widok czterech ciał ból jakby urósł i stało się to przez co właśnie musze chodzić na korepetycję. Przeobraziłem się w tukana.
Nie noszony od ładnych paru dni dziób odrobinę ciążył. Stałem sobie na krótkich łapkach przed dwójką obcych. Kruki zaczęły delikatnie poruszać skrzydłami, jakby szykując się do lotu.
Spanikowałem. Jakoś nie wyobrażam sobie ucieczki przed gromadą kruków. One z pewnością latają szybciej.
Cofnąłem się parę kroków do tyłu. Gwizdnąłem. Wadera przekrzywiła głowę, spojrzała z uśmiechem na swego towarzysza i podbiegła do mnie. Nim zdążyłem wystartować przydusiła mnie łapą do ziemi.
-Patrz, Asher!-zaśmiała się-Ptakołak!
Moja duma została dotknięta. Nie przepadam za swoją klątwą i nie znoszę gdy ktoś wymyśla jej nowe nazwy. Niepokój spowodowany widokiem ciał minął, pokonany przez gniew. Pod łapą wadery wyrósł wilk.
-Byłaby pani tak miła i zabrała ze mnie swą łapkę?
Ta cofnęła się.
-Dziękuję-mruknąłem-I nie jestem żadnym ,,ptakołakiem".
Znowu się roześmiała. Zauważyłem niewielką ranę na jej skroni.
-Sugerowałbym skorzystanie z pomocy akolity, puki jeszcze tu jesteśmy.
-My?-basior podszedł do mnie.
-Ach przepraszam-ukłoniłem się-Paluku, wojownik z Watahy Przeklętych.
Oboje popatrzyli po sobie. Powiodłem wzrokiem od jednego do drugiego. Uśmiechnąłem się.
-Rasiści czy prziklęci?
-To drugie-odparł basior.
Zagwizdałem po ptasiemu. Wreszcie mogę się na coś przydać.
-W takiej sytuacji zasugirowałbym, nie tylko, pomioc akolity, ale i dołączenie do naszej małej społeczności.
Asher? Rira?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz