niedziela, 21 grudnia 2014

Od Vervady ( CD. Jenny ) : Czyżby nowy członek ?

    - Coś nie tak ? -usłyszałam pytanie wadery.
- Nic ,nic...Vervada -powiedziałam wyciagając łapę w jej stronę.
Jenna spojrzała na mnie nie wiedząc o co chodzi.
- W sensie no...To moje imię -wyjaśniłam.
Wadera lekko przytaknęła głową i uścisnęła moją łapę mówiąc :
- Jak już słyszałaś jestem Jenna.
   Niedługo potem ruszyliśmy w drogę. Szłam w towarzystwie Jenny raz po raz wymieniając z nią kilka słów.Po wstępnej obserwacji wywnioskowałam ,iż nasza wataha jest bardzo małomówna. Podczas tej wędrówki towarzyszyła nam jedynie cisza przerywana szumem drzew lub kilku zdań wypowiedzinych przez któregoś z wilków.Rozmyślając tak nie zauważyłam ,iż minęło już sporo czasu.Słońce chowało się za choryzontem ,a niektóre wilki padały na ziemię ze zmęczenia.
- No cóż...-zaczęła Ikana - zrobimy sobie kilkugodzinną przerwę i ruszamy dalej.
- Kilkugodzinną ? To znaczy ile ? -spytała Azzai.
- Według mnie dobrze by było gdybyśmy ruszyli jakieś...dwie godziny ,może trzy przed świtem. -odparła alfa po czym odeszła kilka metrów dalej ,znikając za drzewami.
Wzruszyłam ramionami. Mi tam postój nie był w tej chwili aż tak bardzo potrzebny ,nie zmęczyłam się zbytnio choć...szczerze mówiąc moje nogi powoli zaczęły uginać się pode mną.
Spojrzałam na słońce.Już prawie schowało się za widnokręgiem.Postanowiłam te kilka minut przeznaczyć na małe polowanie zanim zacznę przez wszystko przenikać i to dosłownie.
Rozejrzałam się z nosem przy ziemi ruszając na wschód.W tamtą stronę prowadził mały trop niewielkiego zwierza ,zapewne zająca. Weszłam głębiej w las.
- Ha! Nie myliłam się -pomyślałam przyglądając się zającowi oddalonemu ode mnie o jedenaście metrów - Czas zapolować.
Ruszyłam. Z wielkim impetem rzuciłam się na ofiarę.Kilka chwil zajęło mi uganianie się za nią. Ostatecznie jednak dorwałam zająca wgryzając się w jego gardło i zjadając go kawałek po kawałku.Wkrótce zostały same kostki.
- Wybacz. -powiedziałam zwracając się do pozostałości mojej ofiary -Takie prawo natury.
Wracałam do watahy. W pewnym momencie przed moim nosem przeleciała jakaś postać. Momentalnie cofnęłam się i spojrzałam w bok. Moim oczom ukazał się skrzydlaty basior stojący kilka metrów dalej. Wyszłam spod drzewa kierując się w jego stronę. Jak się można domyślić w tym samym czasie na niebo zawitał księżyc i ja jak to ja zdematerializowałam się.
- Jesteś duchem ?-spytał stojąc już teraz tylko metr dalej.
- Myślałam ,że zaczniemy od  ''dobry wieczór  '' -mruknęłam -Taka wymiana grzeczności...nie ważne. A odpowiedź na twoje pytanie brzmi : nie.
- No to dlaczego jesteś....taka ?
- Zdematerializowana ?
- Właśnie tak. -powiedział lekko uśmiechając się.
- Klątwa. Boisz się ?
- A mam powody ? -odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Nie ważne...jak się nazywasz ?- zmieniłam temat.
- Jason. A ty ?
- Vervada. No cóż Jason ,to do zobaczenia -mówiąc to odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.
- Zaraz...Zaczekaj !
Odwróciłam głowę spoglądając na niego.
- Powiedziałaś ,że masz klątwę czy coś takiego...Jest was więcej ?
- Jakich ''nas '' ? -spytałam.
- Przeklętych -dokończył.
- Powiedzieć czy nie ? -pomyślałam - A niech tam...
- Jesteś przeklęty ? -spytałam prosto z mostu.
- No...mam chyba taką klątwę ...
- A niech mnie ! -wykrzyknęłam.
- Coś nie tak ?
- Nie...chodź za mną -to mówiąc ruszyłam w stronę watahy w towarzystwie Jason 'a.
    - Ikano. - rzuciłam spoglądając na alfę.
Wadera odwróciła się spoglądając na mnie i basiora z zaskoczeniem.
- Kim on jest ? -spytała.


Ikana ? Jason ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz