sobota, 6 grudnia 2014

od Ikany(CD.Sohy)

Z trudem powstrzymałam się od wyrwania mu flaków.Nie wiem co w tej waderze było takiego,że miałam ochotę rzucić jej się do gardła.Może nie chodziło o nią tylko o samą sytuację?Okoliczności?Kontekst? Jakby nie patrzeć miałam dziś ciężki dzień,nie wykluczone,że ta chęć wybebeszania to po prostu frustracja spotęgowana zmęczeniem.
-Ikana,jak już wcześniej zasugerował mój znajomy,zwracając się do mnie-burknęłam patrząc nieprzychylnie na basiora.
 Zapadła niezręczna cisza.Ostatecznie przerwał ją Soha.
-To...skoro już wiemy o sobie nieco więcej to może wzbogacimy tę rozmowę o jakiś dodatkowy,prostrzy wątek.
-Bardzo chętnie-warknęłam.
Pomysł ogólnie był dobry.Konwersacja nabierze tępa,ustalim co trza i od razu życie stanie się prostrze,a perspektywa snu bliższa.Sam ton miał raczej źródło u późnej pory i rosnącego stresu.
-Więc-tym razem odezwała się Vervada-to ma być wataha,tak?
Potaknęłam.
-Wstęp wyłącznie dla cudaków.
Widząc jej minę machnęłam niedbale łapą.
-Przyjęta-rzuciłam z nieukrywanym zniecierpliwieniem.
Wadera nieco się skrzywiła,ale nie skomentowała.Ucieszyło mnie to bo wysłuchiwanie komentarzy,pretensji i skarg było akurat jedną z najmniej obecnie pożądanych rzeczy.Bardzo za to pożądane było obecnie wyciszenie i sen.Krótkim niejedno znacznym gestem dałam i do zrosumienia,że mam dość na dzisiaj.
   Rano rozpoczął się pierwszy etap naszej wspólnej wędrówki.Humor mi się poprawił.Vervada wreszcie stała się materialna nie mniej od trawy czy drzewa co,a przynajmniej tak sądzę,dobrze rokuje.Bo perspektywa wleczenia za sobą duszka była raczej mało kusząca.Zbyt zwracałaby na siebie uwagę.
 Przez cały dzień kierowaliśmy się raczej na wschód,a pod wieczór zatrzymaliśmy nad stawem.Soha poszedł na polowanie,co z resztą musiałam mu zasugerować.Spytany o głód powiedział,że go nie czuje,a jako,że jego odpowiedź na pytanie ,,Kiedy ostatnio coś zjadłeś?" brzmiała ,,Nie pamiętam"pogoniłam go do lasu.Vervada zaś poszła w swoją stronę o,którą zresztą nie pytałam.
 Po półtora godziny zaczęłam się zastanawiać czy może coś się obojgu nie stało.W mojej głowie tworzyły się niedorzeczne,a może właśnie dorzeczne wizje.,,Vervada znowu zmieniła się w duszka,spotkała jakieś wilki,a teraz te ganiają za nią z pochodniami,kołkami i czosnkiem".,,Sohe ukąsił pająk,a ten się nie skapną i omdlał po drodze".W końcu nie mogąc znieść napływających nieustannie wizji postanowiłam ich poszukać.Zaczęłam od Sohy bo jego kierunek był choć trochę znany.
 Trop znalazłam po około godzinie.Ostatecznie znalazłam wilka,ale niestety nie tego.Owszem szłam tropem właściwym,jestem tego pewna,ale ktoś mi się władował pod łapy.

Moonlight?Teraz będę was wciągać do akcji xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz