Dziś wydarzyło się tak wiele, że nie jestem w stanie tego wszystkiego poukładać chronologicznie. Nie wiedziałem co było kiedy. Nie wykluczone, że trucizna nadal nieco maci mi w głowie.
W końcu doszedłem do wniosku, że skoro i tak nie zasnę to nie zaszkodzi trochę rozruszać zesztywniałych kończyn. Dźwignąłem się z ziemi. Nie obyło się bez paru uwag ze strony deptanych przeze mnie wilków. Co i rusz nadeptywałem komuś na ucho, ogon lub łapę. Kiedy moja łapa postała gdzieś na brzuchu Ashera poślizgnąłem się i wleciałem w, sądząc po głosie, Blue. Przeprosiłem ją szeptem po czym stąpając już znacznie ostrożniej rozpocząłem dalszą wędrówkę. Na szczęście minąłem już wszystkich.
Światło księżyca padło na śpiące na ziemi wilki. Doliczyłem się tylko trzech. Czyli, najwyraźniej, kręciłem się w kółko i deptałem wyłącznie Blue, Asher'a i basiora, którego Asher przedstawił mi wcześniej jako Marvel. Widocznie trucizna zakłóciła mi też zmysł orientacji.
Kiedy już miałem zniknąć w zaroślach moją uwagę przykuły odgłosy kłótni. Wiedziony ciekawością z trudem ominąłem śpiących i ruszyłem w tamtą stronę. Odgarnąłem łapą zasłaniająca mi widok gałązkę.
Gdyby nie nadal mącząca mi w zmysłach trutka najpewniej usłyszałbym słowa wypowiadane co i rusz przez Hiro, Eloy'a i ,nieco rzadziej, Azzai. Na szczęście nie urodziłem się wilkiem wścibskim. Nie podszedłem więc nawet o krok. Nie jestem z tych wściubiających nos w nieswoje sprawy. Po chwili jednak i tak głośne okrzyki i warknięcia wzmogły się i zobaczyłem iż stać, stoi już tylko Azzai. Eloy i nasz nowy przyjaciel znajdowali się obecnie na glebie. Założyłem, jak sądzę słusznie, że poszło o tę oto waderę. Nie wiedziałem czy należałoby teraz interweniować, czy nie. Z jednej strony to nie mój interes, a z drugiej...jak się Ver dowie, że nic nie zrobiłem to znowu będę musiał zasuwać po stokrotki.
Westchnąłem. Ani trochę nie podobała mi się perspektywa ładowania się w to emocjonalne bagno. Zacisnąłem zęby i ruszyłem w ich kierunku. Hiro był na górze, przygważdżał i obrzucał Eloy'a niewybrednymi epitetami. W ten czas Azzai nie próżnowała. Darła się jeszcze głośniej od przekrzykujących się basiorów. Kiedy stanąłem obok nie zostałem zaszczycony nawet spojrzeniem ze strony wojowników.
-Obaj siebie warci co?- uniosłem brew zerkając na waderę.
W mym głosie nie było ani krztyny wesołości. Nadal waliło mi w czaszce. Azzai wcale się nie śmiała. Zgromiła mnie wzrokiem i wydarła też na mnie.
-Zróbże coś!
Westchnąłem ponownie i wydobyłem z siebie słowa ciche, przesiąknięte doskwierającym mi zmęczeniem.
-Chłopaki-zacząłem, na chwilę przestali się szarpać-Rozstrzygnijcie to proszę rano-przyłożyłem prawą łapę do czoła czując pulsujący ból- Może łatwiej zasnę ze świadomością, że...
-Zamknij się!-obaj powiedzieli to jednocześnie.
Przez chwilę mierzyłem ich niewzruszonym spojrzeniem usiłując zrozumieć jak to jest, że wrogowie potrafią się na chwilę zgrać by dopiec dyplomacie. Przekrzywiłem głowę po czym potrząsnąłem nia energicznie. Przewróciłem oczami.
-Hormony.
Nie czekając na uwagi wycofałem się. Gdyby naglę zgrali się też w czynach nie zdołałbym si obronić, raz że przed dwoma, a dwa, że ja , w obecnym stanie, liczę się najwyżej jako pół.
Liczyłem, że teraz uda mi się zasnąć i byłem na dobrej drodze ku temu, ale właśnie wtedy wstało słońce rozdmuchując ciepłym powiewem wiatru moje marzenie o spokojnym, długim śnie.
Po chwili usłyszałem kroki. W moją stronę zmierzały Jenna i Vervada. Odgłos łap stykających się z ziemią natychmiast obudził Blue, Marvela i Asher'a. Gamma i delta nie wyglądały zbyt dobrze. Po pyskach można było stwierdzić, że a)one też nie zmrużyły oka tej nocy,b)znalazły coś czego wolałyby nie znaleźć,c)były rozdrażnione bo nie znalazły nic.
Któż dokończy to opko?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz