- Więc... Co teraz? Znaczy się, chyba przestało padać - stwierdziłam wystawiając łapę poza namiot z opadających w dół gałęzi.
- Tak, masz rację - powiedział Asher - Słyszałaś? - zapytał
- Taa... Mniej więcej orientuję się już, co i jak. Na przykład tu jest to drzewo - rzekłam wskazując, mam nadzieję, na duży pień za nami - Tu ty, tu Corvo - kiwnęłam głową w kierunku czarnego ptaka, który momentalnie zakrakał - Właśnie! Choć na polowanie! - zawołałam zrywając się z miejsca.
- Już?
Asher również wstał z ziemi i podszedł do mnie. Pokiwałam energicznie głową.
- W sumie, to jestem głodna. Kiedy ostatnio coś jadłam? Chyba ty też, co? - zapytałam, chcąc żartobliwie dźgnąć basiora w ramię, jednak nie wycelowałam, przez co wilk zaśmiał się i skierował moją łapę na siebie. Po chwili powtórzyłam ruch, tym razem trafiając.
- Moglibyśmy pójść na polanę... -zastanowił się przez chwilę.
- To tu niedaleko, co nie? - przekrzywiłam na bok łeb. Nie widziałam go, ale dałabym sobie łapę uciąć, że właśnie kiwnął łbem.
- Tak. - odparł krótko i wykonał jakiś ruch, który nie dokońca wyczułam. Ale zaraz potem poczułam na swoim grzbiecie małe szpony ptaka. Corvo (tak strzelam) machnął kilka razy skrzydłami -Idziemy? - zapytał basior, a ja kiwnęłam głową. Skierowaliśmy się w stronę terenów, gdzie powinna występować jakaś zwierzyna.
Mimo, że myślałam, że jakoś opanowałam chodzenie "po omacku", wcale nie było tak łatwo. Kilka razy moje łapy zaplątały się w wysoką trawę, wpadłam w zarośla i nadepnęłam na ostry kolec, który potem musiałam (z pomocą Ashera) wyciągać. Z boku musiało to niesamowicie śmiesznie wyglądać, ale dla mnie oznaczało to, że muszę jeszcze trochę popracować nad swoim słuchem. Spotkałam na swoje drodze wiele ślepych wilków. Poruszali się one płynnie, tak, jakby widzieli wszystko, a może nawet więcej. Gdy pytałam się zaskoczona, jak to robią, odpowiadały, że po prostu czują i słuchają. Podobno wyczuwają drżenie ziemi i słyszą nawet szemranie muchy z kilkudziesięciu metrów. To jest niesamowite.
- Jesteśmy - westchnął Asher, wypuszczając ze świstem powietrze z płuc. Próbowałam odtworzyć to miejsce w wyobraźni. Wiatr wiał z przodu, lecz nie obchodził mnie po bokach, znaczy, że koło nas są drzewa. Czułam ciepło na klatce piersiowej i pysku, lecz już w tylnej części, czuję lekki chłód. Stoimy częściowo w cieniu. Promienie słoneczne nie przebijają się przez dość duże korony drzew nad nami. Pociągnęłam nosem. Raz, drugi. Aż w końcu dotarł do mnie zapach zwierzyny. Sądząc, po długości czasu, jest niedaleko, lecz pewnie schowana za zaroślami, które muszą tu bujnie rosnąć, bowiem niemożliwe by było, żeby nie zauważyć dużego łosia.
- Nie atakujesz? - zapytałam nie odwracając łba, by nie stracić tropu.
- Czego? - odpowiedział pytaniem. Czyli jednak nie zauważył. Pewnie krzaki ukrywają za sobą cały horyzont. Trawa dalej jest mokra po deszczu, który padał całkiem niedawno. Na głazach powinno roić się od ślimaków. Nakreślony w głowie obraz, był mało szczegółowy, ale zawsze jakiś. Ciekawe. Jednak coś potrafię wyczuć. Ale jeśli idzie o pracę w marszu, jest znacznie gorzej...
Asher? Drama! Drama! Liczę na dramę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz