sobota, 14 marca 2015

Od Ashera (CD Azzai): Nieoczekiwane wsparcie

               
Koncepcja nabicia na pal nie wyglądała kusząco. Miałem też jednak na głowie inny problem: nie mogłem powrócić do swojej zwykłej postaci i straciłem kontakt z krukami odkąd Corvo odleciał z Paluku. Podczas odsiadki w lochu słyszeliśmy odgłosy walk, ale nie mogliśmy nic zobaczyć. Czułem się upokorzony. Po raz pierwszy od bardzo dawna czułem, że mogę kontrolować Króla Kruków, ale nie mogłem tego wykorzystać podczas gdy wilki z mojej watahy walczyły z tymi dzikusami. No a teraz otaczały nas ze wszystkich stron czekając, aż nabiją nas na te pnie. Popatrzyłem bezradnie na Azzai. To tak mam skończyć? Trzysta lat życia i mam się dać wywiesić jak ozdobę? Mam zostać kolejnym trofeum?!
Nagle naszą uwagę zwróciły jakieś odgłosy z oddali. Setka łap wybijała rytmiczne dudnienia. Kanibale zamilkli i spojrzeli w kierunku dźwięków. Po chwili zaczęli drzeć się tryumfalnie, aż mnie uszy zabolały. Po tej wesołej reakcji chyba wiadomo, że to nie jest wsparcie dla naszej watahy.
Kanibale przez chwilę nie zwracali na nas uwagi. Patrzyłem rozpaczliwie na zachód. ,,Corvo, gdzie ty i reszta?!" rzucałem w myślach. Jeśli tego nie usłyszał, to już nie wiem co nas uratuje. Spuściłem głowę myśląc gorączkowo. Spojrzałem na Azzai. Gdy kanibale zajęci byli wiwatowaniem zaczęła grzebać przy swoich kajdanach, ale to nic nie dało. Wadera była równie bezradna co ja.
I wtedy gdy myślałem, że już po nas usłyszałem charakterystyczny szum. Cichy i niepozorny początkowo umknął uwadze kanibali. Później jednak wiwaty umilkły, a wilki zaczęły oglądać się na zachód. Spojrzeliśmy w tamtym kierunku. W naszą stronę leciała czarna chmura. Tubylcy zaczęli szeptać między sobą. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Asher? - rzuciła niepewnie Azzai. - Co to jest?
Paru basiorów zauważyło mój uśmiech i zaczęło się niepokoić.
- My też mamy wsparcie - odpowiedziałem.
Czarny kłąb był już na tyle blisko, że docierał do nas szum setek skrzydeł i krakanie. Rozróżniłem czerwonookiego kruka na przedzie. ,,Dobra robota, Corvo" przekazałem mu w myślach. ,,A teraz dajcie im popalić".
Jak na komendę ptaki przestały krążyć i w zabójczym pędzie zanurkowały w dół. Zaskoczeni kanibale rozpierzchli się. Kruki rzucały się na każdego, kto nie należał do naszej watahy. Dziobały, drapały i szarpały jakby dostały wścieklizny. Atakowały okolice oczu, uszu i nosa, wbijały pazury w ścięgna, uderzały twardymi dziobami między żebra. Nie miały litości dla oprawców. Wprowadziły chaos w szeregi wroga.
W ogólnym zamieszaniu rozdzieliliśmy się z Azzai. Wyglądałem wadery w tłumie, ale nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Tymczasem niektórzy kanibale z powrotem zaczęli myśleć trzeźwo. Trójka z nich zastąpiła mi drogę. Chyba domyślili się, kto kieruje krukami. Stanąłem w ppzycji bojowej. Nie miałem czasu na pojedyncze potyczki. Muszę odnaleźć Azzai i resztę watahy. Może jeszcze Hiro zdoła nam pomóc. Oceniłem ptasim okiem stan basiorów. Byli wychudzeni i zdecydowanie nienajlepszej kondycji, ale kierowała nimi furia i czysty fanatyzm. No i mieli przewagę liczebną. Ja miałem po swojej stronie Króla Kruków i armię ptaków, ale to drugie nie było dostępne. Lepiej niech armia Corvo zajmie się dezorganizacją sił wroga. Gdybym spróbował uciec ci degeneraci nie dogoniliby mnie. Pod postacią kruczego władcy przewyższam ich tężyzną, a oni na dodatek nie wyglądają na rasowych sprinterów. Ale wokół jest pełno takich jak oni. Gdzie mógłbym pobiec, żeby nie trafić na żadnego z nich?
A więc pozostała walka. Czekałem na ruch przeciwnika. Pierwszy z basiorów zrobił krok do przodu szczerząc wybrakowane kły. Warczałem ostrzegawczo. Wilk już miał skoczyć kiedy nagle zatrzymał się. Zaczął mrużyć oczy i kłaść uszy po sobie. Szarpał łbem na wszystkie strony jakby coś go opętało. Drapał się pazurami po pysku. Padł na ziemię wijąc się w konwulsjach. Z jego nosa i uszu pociekła krew. Jakby coś atakowało go od środka. W końcu znieruchomiał. Jego dwaj towarzysze patrzyli na to z niedowierzaniem i uciekli wystraszeni. W panice nie zauważyli, że to nie ja stałem za tą okrutną śmiercią w męczarniach. Patrzyłem zszokowany na ciało basiora, kiedy nagle usłyszałem w głowie łagodny, dźwięczny głos:
~ Jesteś cały?
Odskoczyłem zaskoczony. Przez moment myślałem, że to zmarły do mnie gada. Nagle usłyszałem ruch za sobą. Odwróciłem się w stronę nieznajomego wilka. Widząc białe futro wpierw pomyślałem, że to Ikana. Później jednak zauważyłem, że wilk miał dwoje różnych oczu: złote i niebieskie. Był to średniego wzrostu basior. Jego futro było całkowicie białe, tylko wzory pod oczami były błękitne. Domyśliłem się już kto stał za tym atakiem. Byłem pewny, że głos należał do niego, ale nieznajomy w ogóle nie poruszał pyskiem.
Wilk spojrzał na zmaltretowane zwłoki i skrzywił się.
~ Nienawidzę tego robić. Wybacz, że musiałeś na to patrzeć ~ powiedział. Nadal nie mogłem wyzbyć się szoku.
Facet używał telepatii.
- K-kim ty jesteś? - wydukałem równie zaskoczony co nieufny. Widziałem go w akcji. Wolę wiedzieć, czy jest przyjaźnie nastawiony.
~ To chyba nienajlepszy moment ~ stwierdził. ~ Co tu się w ogóle dzieje?
- Kanibale porwali mnie i moją znajomą z watahy i teraz prowadzimy z nimi małą bitwę. Nie należysz do nich...prawda? - zapytałem dla pewności. Jego zadbany wygląd mógłbyć jedynie przykrywką.
~ Pewnie, że jestem jednym z nich! Nie widać? ~ odpowiedział z wyraźnym sarkazmem. ~ Chyba powinieneś wrócić do swojej watahy...
Obcy przypomniał mi co chciałem zrobić. Przebiegłem obok niego ponownie mieszając się w chaos wilko-kruczy. Nie byłem pewny, czy ten telepata pobiegł za mną. Odpowiedź otrzymałem po chwili:
~ Czy to aby na pewno dobry pomysł? ~ nie musiał krzyczeć, by przebić się głosem przez tłum, bo słyszałem go w swojej głowie.
Nie odpowiedziałem. Byłem skupiony na swoim zadaniu. Muszę odnaleźć swoją watahę. To koniec przyglądania się walkom. Biały cały czas biegł za mną od czasu do czasu mentalnie odpychając od nas zbliżających się przeciwników. Doganiał mnie z trudem, ze względu na to, że ciągle jestem w postaci Króla. Nie odpędzałem go. Jak chce mi pomóc, to po co mam go zbywać?
 
Azzai? A może ktoś jeszcze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz