niedziela, 22 marca 2015

Od Jenny CD Azzai i Vervady

 Rany. Siedzę na drzewie i dłubie pazurami w korze. W głowie mam taki mętlik, że chyba zaraz wybuchnę. Podsumowując, zgubili się: Ikana, Soha, Moonlight, Jason i Yuuki. W mojej grupie są: Ver, i dzięki bogom, Azzai, Paluku, Eloy, Asher, Rira, Blue, Hiro i trójka nowych: Marvel, Stream i Silvana. Nic tylko kopnąć w kalendarz! Sama bym sobie nie poradziła, cieszę się, że mam Ver ale ona chodzi ostatnio jakaś taka przybita. Nie jestem pewna, ale mam dziwne wrażenie, że chodzi o któregoś z naszych drogich panów. Taka prosta zasada, jak nie wiadomo o co waderze chodzi, to chodzi o basiora.
 Stwierdzam, że siedzenie tutaj i tak nic mi nie da tylko bardziej się zdołuję, więc zeskakuję na ziemię i postanawiam rozejrzeć się po okolicy. Większość grupy leży, jest na polowaniu albo gdzieś się szwenda. Rozpyliłam po okolicy opary więc każdy nie-przeklęty zginie, jeśli wejdzie na nasze tymczasowe miejsce pobytu. Nadal jest przecież możliwość ataku tych durniów, kanibali. Ale staram się o tym nie myśleć i idę dalej. Mam skręcać w las, bo już trochę głodna jestem ale coś karze mi iść prosto i tym oto sposobem wpadam na Ver. Ona upada, ja w ostatniej chwili wzbijam się na skrzydłach do góry.
 - Hej, hej. Gdzieś zgubiła oczy? - pytam wesoło.
 - Cześć Jenna.
 - Oho! Chyba wiem co się kroi. Dobra, siadamy czy idziemy? - proponuję i w tym samym momencie rozlega się cichy śmiech. - Tiaaaaaaaa, no to może jednak się przejdziemy, hym?
No więc idziemy. Vervada jest przybita i nie bardzo chce mówić co się dzieje, ale ja wiem, że im szybciej powie, tym szybciej się lepiej poczuje więc ciągnę ją za język.
 - Eh, no bo chodzi o Paluku.
 - Naszego kolorowego splątanego jęzorka? Co się stało?
 - Ja chyba... Lubię go, nawet bardzo ale on jakoś... Słyszałaś ten śmiech. Leży sobie teraz z tą całą Stream i chichra się w najlepsze.
 - Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, dobra chyba ogarniam. Cóż, najlepszym poradnikiem miłosnym to ja nie jestem... Co ja gadam, w ogóle nie jestem poradnikiem miłosnym, ale może on tylko odreagowuje... Coś. Gadałaś z nim?
 - Hm, no nie ale jakoś nie wiem... jak.
 - No, ja nie widzę w tym wielkiej filozofii. Podchodzisz, mówisz, że musicie pogadać albo walisz prosto z mostu, ot tak, z miejsca gdzie stoisz i tyle. A jak on zareaguje... No cóż, niech spróbuje cię skrzywdzić, to wiesz... Jestem obok, no nie? - Trącam żartobliwie Ver w bark. Ona uśmiecha sie delikatnie.
 - Chyba masz rację.
 - Rany, właśnie dokonałam porady miłosnej. Nie mam jakiegoś guza albo jakiś innych symptomów chorobowych? - pytam niby przerażona ale szczerzę się szeroko i mrugam nerwowo okiem dla lepszych efektów. Vervada prycha a potem śmieje się. Dołączam do niej i idziemy dalej. Następuje minutowa cisza, każda z nas o czymś myśli, a potem ukazuje się przed nami rzeczka nad którą siedzi Azzai i chyba... o nie, chlipie?!
 - Azz? - pytam. - Coś się stało?
 - O, to wy. - Wadera odwraca sie do nas i szybko wyciera pysk łapą. - No, niby tak ale to nieważne.
 - Oj, no weź. Ja też przed chwilą miałam problem, Jenna to świetny poradnik uczuciowy choć nie wygląda. Wal śmiało - wyjaśnia żartobliwie Ver posyłając mi szeroki uśmiech. Wywracam oczami ale podchodzę do wader i siadam koło nich. Przez chwilę słychać tylko szum wody, Azzai widocznie myśli jak nam to powiedzieć.
 - Och, no bo chodzi o Eloya - zaczyna w końcu.
 - No nie, następna. Dobra, poświęcę się dla dobra sprawy. Mów - zachęcam ze złośliwym uśmiechem. Azz też sie trochę uśmiecha.
 - No, Azz dawaj. Ja mam problem z Paluku, ty masz z Eloyem. Wal śmiało.
 - No bo widziałam go przed chwilą z Silvaną.
 - Serio?! Te nowe trochę za dużo sobie pozwalają. Ja miałam to samo, ale Paluku siedział ze Stream.
 - No więc leżeli sobie koło siebie i się śmiali, a ja przecież... Och, no wiecie o co mi chodzi.
 - Mhm, niestety ale cię rozumiem - mruczy Ver i siedzą tak ze zwieszonymi głowami. Radzę Azzai to samo co Ver i nagle wpadam na, jak zwykle, genialny pomysł.
 - Ej, no dobra. Dziewczyny, bierzcie się w garść i koniec tego. Idziemy się po prostu nachlać.
 - Co?! - wrzeszczą chórem. Uśmiecham się złośliwie.
 - No co? Nigdy się nie upijałyście? Mówię wam, zrobię nam takie ziółka, że wszystkie smutki pójdą w las. Będzie nam tak wesoło jak nigdy.
 - Ufasz jej? - pyta Azzai Vervadę.
 - Absolutnie nie, ale weź. Co mamy do stracenia? I tak wyruszamy dopiero za dwa dni. Chodź!  - odpowiada Delta i wszystkie trzy idziemy pod drzewo na którym się ulokowałam do póki nie odejdziemy.
 - No więc, zaczynamy. Na początek zrobię wam... O! To będzie w sam raz. - Wyciągam z torby kilka ziółek i mieszam je. Po chwili wsypuję do drewnianych "kieliszków" napełnionych wodą i napoje robią się jasno fioletowe.
 - No, na zdrowie! - mówię ze śmiechem i unoszę swój kubełek do góry. Ver i Azz robią to samo a potem zgodnie wypijamy po całym napoju.
<Ver? Azz? Pijane XD >

2 komentarze:

  1. Po tym opowiadaniu czuję się zagubiona ,nieodpowiedzialna ,zawstydzona i pijana * Ver *

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja lubie ten pomysl z nachlaniem sie XD

    OdpowiedzUsuń