środa, 1 lipca 2015

Od Riry (CD. Luy): Mówiłam, że jestem beznadziejna

Na dźwięk słowa „zające” i „kilka”, aż poleciałam mi ślinka. Przecież nic nie jadłam od wczoraj. A ja jem dużo i mój żołądek domaga się dużej ilości pokarmu, poprzez nieustanne burczenie. Oblizałam się ze smakiem i rozejrzałam się po polanie.
Krzewy otaczały nas z każdej strony, robiąc wielkie koło dookoła.
– Jedzenie dostaniesz po walce – oznajmiła Lua – Nawet ich nie szukaj.
– Są tam? – rzekłam, wskazując łapą odcinek zarośli.
– Tak, ale nie masz na co liczyć. Walcz! – zawołała, wykonując skok w moją stronę. Jako, że nie miałam wcześniej styczności z taką sytuacją, stałam jak wryta na środku polany patrząc, jak wadera szybująca w powietrzu, nieubłaganie jest coraz bliżej. Wydałam z siebie tylko cichy jęk i odruchowo padłam na ziemię zakrywając swój łeb łapami.
– Co to miało być? – usłyszałam nad sobą głos. Podniosłam wzrok i spojrzałam na Luę, która stała nade mną, najwyraźniej mając taki zamiar od samego początku.
– To był odruch… – uśmiechnęłam się żałośnie, powoli wstając z pozycji „żółwia”.
– Musisz się pozbyć tego odruchu! – powiedziała stanowczo.
– Gdyby teraz zobaczył mnie mój ojciec, pewnie zapadłby się pod ziemię – zaśmiałam się, otrzepując z źdźbeł trawy.
– Gdyby to był przeciwnik, dawno byś już nie żyła – oznajmiła dobitnie.
– Pewnie ty i Asher macie rację… – mruknęłam pod nosem
– Słucham? – zapytała wadera, dając mi do zrozumienia, że mówię stanowczo za cicho.
– Nic, nic – uśmiechnęłam się do niej – To co teraz? – spytałam, zmieniając temat.
– Zaatakuj mnie – powiedziała prostując się, gotowa przyjąć każdy cios.
– C-Co? – jęknęłam.
– To, co słyszałaś. Uderz, skocz, cokolwiek.
– D-Dobrze… – wykrztusiłam. Stanęłam naprzeciwko wilka i przymierzyłam się do ataki. Ledwo oderwałam swoje łapy od ziemi, wadera już zdążyła zrobić unik, przez co upadłam na pysk. Zarywszy nosem w glebę pisnęłam cicho.
– Auć… – jęknęłam podnosząc łeb i masując obolały pyszczek.
– Ty naprawdę nic nie umiesz – westchnęła Lua. Położyłam uszy po sobie i z melancholią się podniosłam.
– Przecież Ci mówiłam. Ale cóż! – momentalnie poweselałam – Jeśli chcesz komuś dopiec, to trzeba się postarać, co nie? – zaśmiałam się.

 Lua? Strasznie przepraszam za to opowiadanie, ale moja wena postanowiła mnie kopnąć w dupę i powiedzieć: „Hej, ty! Lubiłam Cię bardziej w 2014. Teraz się goń.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz