niedziela, 19 lipca 2015

Od Paluku (CD Sydney)

Uśmiechnąłem się. Lubię ją.
 - No to...idziemy?- spytałem.
 Sydney przytaknęła. Wskazałem jej ruchem głowy kierunek i ruszyliśmy obok siebie. Jako, że nie kontynuowaliśmy już rozmowy pozwoliłem sobie na drobne rozważania.
 Od ostatniej rozmowy Vervada ewidentnie mnie unika. Co ja takiego zrobiłem? Chciałem tylko uniknąć rozlewu krwi. Zaczynam nabierać wrażenia, że moje znajomości jej w czymś zawadzają...
 Stanąłem jak wryty. Chwileczkę...większość znajomości zawierałem z waderami...czy możliwym jest, że Ver jest po prostu...zazdrosna?
 Energicznie potrząsnąłem głową i zrównałem krok z lekko zaskoczoną Sydney. Nie, czemu miałaby być zazdrosna? O co? Nie, to nie możliwe. Co ja sobie w ogóle wyobrażam...Ja miałbym się podobać Ver? Oj, coś wątpię.
 Skrzywiłem się. W takim razie skąd to napięcie? Może po prostu się o coś pokłóciły. Nie ja muszę być powodem, choć przyznaję, że ta klątwa mogła uczynić mnie nieco przystojniejszym.
 Zaśmiałem się gorzko. Sydney spojrzała na mnie jak na wariata.
 - Dobrze się czujesz?
 Skrzywiłem się.
 - Ujdzie.
 Przez parę minut szliśmy w ciszy. Aż dostrzegłem niewielki ruch w zaroślach po prawej. Zatrzymałem się nasłuchując. Gdzieś tam rozbrzmiewała ledwie słyszalna rozmowa. Rozmówcy chyba się zbliżali gdyż chwilę potem usłyszałem końcówkę jakoś zdania.
 - ...a z refleksem chyba jest najgorzej.
 Przez chwilę druga z wader, bo to z pewnością były samice, nie odpowiadała.
 - Spróbuję to poprawić.
 Z zarośli wyłoniła się najpierw ta nowa z blizną na nosie i czerwonymi ślepiami, a zaraz za nią szła Rira.
 - No witam, witam.- uśmiechnąłem się do obu.
Ta szara zmierzyła mnie  nieprzychylnym wzrokiem.
 - Ilu kretynów liczy ta wataha?
Zamrugałem. Wypowiedź ta, o dziwo, bardziej przypominała zwykłe pytanie niż wyzwisko którym była. Rira chyba znała odpowiedź, ale w ostatniej chwili uświadomiła sobie, że to było pytanie retoryczne i zamknęła pysk.
 W panującej wokół niezręcznej ciszy pozwoliłem oby waderom się nieco oddalić po czym spojrzałem na Sydney. Uśmiechnąłem się przepraszająco.
 - Nie wszyscy tutaj są tak mili jak ja.
 - Właśnie widzę- skrzywiła się- Dużo ich?
 Głośno wypuściłem powietrze.
 - Kilka się znajdzie- na mym pysku niewątpliwie pojawił się nieporadny uśmiech- Ale ta na ogół siedzi cicho gdzieś na uboczu. To Jenna jest naszą zmorą. Kiedy nie było z nami alfy, jako gamma, sprawowała tu z deltą niepodzielne rządy.

- Ilu was tu jest?- spytała gdy doszliśmy do największego skupiska wilków.
Zagwizdałem ,,ptasio".
- Będzie z dwadzieścia jeden, przynajmniej.
 
 Sydney?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz