wtorek, 14 lipca 2015

Od Paluku (CD. Jenny i Sydney):

 Spojrzałem na obie wadery dogłębnie przekonany o tym iż zostałem źle zrozumiany. Gdybym wybierał się na randkę to zapewne z różą w pysku. Nie chciałem jednak psuć im nastrojów tym bardziej, że ucieszył mnie widok szczęśliwej Vervady. Przewróciłem oczami w chwili gdy na mnie nie patrzyły, bardziej dla poprawy własnych morali niźli w celu podsunięcia im myśli, że to nie jest żadna randka.
 Kiedy Ver w końcu wstała ruszyliśmy w stronę lasu. O dziwo, panująca między nami cisza wydała mi się lekko niezręczna. Szybko doszedłem jednak do wniosku, że źródłem napięcia jest tu Vervada, a nie ja. Kiedy już porządnie się oddaliliśmy wyprzedziłem ją i zagrodziłem jej drogę.
 - Musimy pogadać.
 Widocznie lekko zaskoczył ją ten nagły zwrot akcji, ale wydawała się z niego zadowolona. Napięcie z wolna zaczęło opadać.
 - O co chodzi?- spytała.
 Głośno wypuściłem powietrze.
 - Mam ostatnio wrażenie, że coś jest nie tak- powiedziałem.
 Szeroko otworzyła oczy. Widocznie, nie tego się spodziewała.
 - C-co masz na myśli?
 Westchnąłem ciężko. Od rana układałem wielozdaniowy monolog, który właśnie mi umknął. Zdecydowałem się więc na ryzykowną improwizację.
 - Mam wrażenie, że... ostatnio byłaś jakby, w gorszym nastroju. Choć widzę też, że Jenna potrafi ci go poprawić...- zawahałem się, ale po chwili wziąłem głębszy oddech- Ilekroć na mnie patrzysz czuję się winny, jakbym zrobił coś złego...Jednak gdy wtedy siedziałaś z Jenną zdawałaś się szczęśliwa- starannie unikałem patrzenia jej w oczy- Więc teraz zapytuję- podniosłem na nią wzrok- Czy to ma coś wspólnego ze mną?
 Wadera zmarszczyła ,,brwi". Zdaje mi się, że również przygotowywała się do tej rozmowy, ale nie przewidziała się tego pytania. A może po prostu wydawało mi się, że jest smutna?
 Naglę, gdy już miała coś powiedzieć z zarośli za mną dobiegł cichy szelest. Odwróciłem się w tamtą stronę i ujrzałem, kogo? Appalosę. Od razu uderzyło we mnie bijące od Vervdady napięcie, które w nieco inny sposób udzieliło się też drugiej waderze. Poczułem się jakiś taki mały, i rzeczywiście taki byłem bo właśnie mój pysk zamienił się w dziób, łapy w skrzydła i krótkie nóżki, a ja sam, wraz z ogonem się skurczyłem. Teraz spoglądałem na obie wadery z dołu zadzierając głowę do góry. Moje małe ptasie serduszko szalało jak oszalałe. Bałem się, że za raz Ver rzuci się Appie do gardła z nieznanej mi przyczyny. Poderwałem się z ziemi i chwyciłem w łapki grzywkę potencjalnej ofiary usiłując odciągnąć ją poza pole widzenia delty. Gdybym był w wilczej formie spróbowałbym słowami załagodzić sytuację, ale teraz było to nie możliwe.
 Kiedy już odciągnąłem lekko zdezorientowaną Appę na bok, wylądowałem przed nią i włożyłem w swój wzrok tyle przeprosin ile byłem w stanie po czym skłoniłem lekko dziób i powróciłem do nieźle nabuzowanej Vervady. Ledwo przed nią stanąłem znów wyrosła mi sierść i mogłem spokojnie popatrzeń na nią z góry. Nie było mi to jednak na rękę bo teraz nie mogłem wytłumaczyć milczenia brakiem możliwości wypowiadania słów.
 Spodziewany wyraz gniewu jednak nie nastąpił. Zastąpiła go natomiast o wiele bardziej raniąca cisza i odgłos oddalających się kroków.
 Westchnąłem. No ładnie. Spojrzałem w dół, na ziemi leżał porzucony kwiat dzikiej róży.

 Leżałem na ziemi lekko skonsternowany. Zaczynam mieć nieodparte wrażenie, że jestem magnesem na ładne wadery. Vervada, Moonli, Appalosa, Steam, a teraz ta właśnie nade mną stojąca i grożąca mi odebraniem życia.
 - Paluku, znany też jako Pantera, lub Tukan.
Na jej równym pyszczku wykwitł szeroki uśmiech. Zeszła ze mnie.
- Ten drugi przydomek pasuje ci najbardziej.
Wstałem i otrzepałem się z zaległego na ziemi kurzu.
- Nawet nie wiesz jak bardzo- uśmiechnąłem się nieporadnie.
Wadera przekrzywiła głowę.
- Baran też by pasowało.
Zaśmiałem się krótko.
- Mówisz o rogach?- spojrzałem w górę, ale nie byłem w stanie dostrzec swego poroża- Może masz rację...
- Sydney jestem- powiedziała.
- Ładnie- rzuciłem choć miałem nieodparte wrażenie, że słono zapłacę za ten jeden komplement.
Zapadła cisza, którą ostatecznie postanowiłem przerwać.
 - Chętnie zawarłbym nową znajomość jednak, nie oszukujmy się, jestem biednym Przeklętym.
 Przez chwilę oczekiwałem na pełne odrazy spojrzenie, lub fuknięcie, a gdy nie nastąpiło wszystkiego się domyśliłem.
- Ty też?
Z wybauszonymi oczami przytaknęła. Wyszczerzyłem się.
- W takim razie, mam zaszczyt zaprosić panią do wstąpienia w szeregi Watahy Przeklętych. Alfa powinna się zgodzić.

Sydney? Sory, że tak krótko :<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz