czwartek, 2 lipca 2015

Od Invidii (CD Azzai, Hiro):

– Och, cóż moje piękne oczy widzą! – zawołałam sarkastycznie, przeskakując przez dość wysokie zarośla na małą polankę, na której stała parka wilków. Nie trudno się domyślić, iż to wadera i basior. Samica rzucała się w oczy już z daleka, bowiem jej futro było całe czarne, jedynie na brzuchu, gardle, końcówce ogona i gdzieniegdzie na pysku pojawiaj się kolor szary. Za to oczy wilczycy były mocno charakterystyczne. Lewą tęczówkę posiadała złotą, natomiast prawą – niebieską. Cenię sobie ładne ślepia, więc one od razu przypadły mi do gustu, a czy z ich właścicielką będzie tak samo, wątpię.
Natomiast wygląd basiora nie był jakiś „nadzwyczajny”. Jego futro ozdabiały takie barwy jak ciemno i jasno brązowy oraz biały. Oczy basiora były również zielone, jak moje, ale oczywiście mniej żywe. Były takie przygaszone, że aż się przykro robi.
Wyglądał na starego. Zresztą, ona też. Stawiam, że mieli jakieś siedem, sześć lat. Ach, starość nie radość. Cóż, ja żyję już około czterech lat, ale dzięki moim ślepiom mogę dożyc… Łoho! Mogę mieć nawet tysiąc lat i co? I nic! Śmierć nic, absolutnie NIC, mi nie zrobi!
Wracając do naszych zakochanych…
– Kim jesteś? – zapytała od razu wadera, stawiając zaciekawiona krok w moją stronę. Uśmiechnęłam się szyderczo.
– Zakochana parka! Jak słodko! – rzekłam, (co bardziej przypominało syk, niżeli zwykłą wypowiedź) kładąc nacisk na ostatni wyraz. Wydawałoby się, że niemal zignorowałam wcześniejsze pytanie wilczycy.
– Kim jesteś? – Ta jednak nie dawała za wygraną i ponowiła swoją, oczekującą odpowiedzi, wypowiedź z deczko ostrzejszym tonem, niż na początku. Ktoś tu się niecierpliwi?
– A to pewnie Twój chłopak, co? – Retoryczne pytanie jednak przykuło jego uwagę. Śmiało do niego podeszłam.
– Jeśli nie chcesz odpowiedzieć jej, może odpowiesz mi: Kim jesteś? – A więc postanowił najwyraźniej się odezwać i przywitać, hmm?
– Meh, nie jesteś w moim typie – powiedziałam znudzonym tonem, wzruszając lekko barkami – Ale na zabawkę do powolnego zabijania, a i owszem – zaśmiałam się kąśliwie w jego stronę, na co on zmrużył podejrzliwie oczy.
– Nie radzę tutaj nikogo atakować. Mogę cię zapewnić, że nasza wataha nie puści ci tego płazem – odparł w swojej obronie. Powiedział to dość pewnie, dlatego na słowo „wataha” od razu się ożywiłam.
– No więc… – zaczęłam zawadiacko. Jeszcze bardziej zbliżyłam się do wilka, stanęłam koło niego i bezceremonialnie zarzuciłam swoją łapę na jego kark, lekko się na nim opierając, chcąc sprowokować ich obojga – Macie tutaj stado, huh? – spytałam, chcąc się upewnić, czy moje uszy nie kłamią.
Dołączenie do nowej grupy wilków byłoby i teraz na łapę, zwłaszcza, że Ci wcześniejsi zostali zabici przeze mnie. Nie była to taka duża wataha, więc szybko się z nimi uporałam. No ale cóż innego mogłam zrobić?! Co byście uczynili na moim miejscu? Zabić ich, czy trudzić się z wyleczeniem wszystkich po ataku dwóch niedźwiedzi? I tylko mi nie mówcie, że uratowalibyście ich, bo wywołacie u mnie odruch wymiotny.
Zbliżyłam swój pysk do ucha jegomościa, którego kark dalej znajdował się pod moją łapą.
– Więc radzę się od niego nie oddalać – szepnęłam na tyle głośno, by wilczyca stojąca koło nas, mogła to usłyszeć.
– Ekhem – chrząknęła znacząco „czarna”, chcąc dać do zrozumienia, że jest tutaj, a to, że obejmuję jej chłopaka, wcale jej się nie podoba.
– Chyba nie chcesz stracić swojej upośledzonej dziewczyny, która umie tylko wypiszczeć „Kim jesteś” i „Ekhem”, co nie? – zaszydziłam puszczając przy tym już z lekka zniesmaczonego basiora. Westchnęłam, zadowolona z owej konwersacji, i odwróciłam się, żeby się oddalić, w celu poszukania ich rzekomego „stada”. Odchodząc, zawołałam jeszcze:
– Bawcie się dobrze!
Po raz kolejny przeskoczyłam otaczające nas zarośle i ponownie wkroczyłam do niewielkiego lasku. Nawet nie przeszłam dwóch kroków, kiedy moją dalszą drogę zablokowała nowo poznana wadera.
– Hej! Za kogo ty się uważasz?! – Od razu na mnie naskoczyła. Słysząc coś takiego, płynącego z jej pyska, od razu posłałam jej mój zabójczy uśmiech.
– Umiesz składać zadania! I jeszcze Twoje „Hej” nie było pytaniem! To cud! – zawołałam z teatralnym przejęciem. Oczywiście moje złośliwości przyniosły pożądany efekt: wilczyca prychnęła oburzona.
– Myślisz, że jesteś Królową Świata, czy co? – warknęła do mnie, swoim irytującym piskiem, autentycznie zdenerwowana. Popatrzyłam na nią ze sztucznym politowaniem i współczuciem.
– Ależ nie, skarbie. Ja po prostu nie liczę się z Twoją opinią – odparłam, ku uciesze mojej i irytacji „koleżanki” – A teraz przepraszam, muszę znaleźć waszą „grupkę” – oznajmiłam i ruszyłam przed siebie.
Kiedy nasze pyski się mijały, posłałam jej pełne triumfu spojrzenie i uśmiech, prezentując swoje kły, które, nie ukrywam, chętnie wbiłyby się w jej gardziołko, przerywając tym samym jej struny głosowe, przez co nie mogłaby już więcej podrażnić moich bębenków, swoim głosikiem.
Serio, jak można tak piszczeć, nie odstraszając wszystkich naokoło. I do tego jeszcze mieć chłopaka?! Wilki tutaj są wyjątkowo naiwne. Mam nadzieję że reszta będzie w miarę rozgarnięta i można z nimi wytrzymać, ale ta tutaj ustawiła poprzeczkę inteligencji bardzo nisko. Chyba nie trudno ją pobić. Przypuszczam, że nawet niedorozwinięta wiewiórka zrobiłaby to bez wysiłku.
Po tych jakże zawziętych i przesiąkniętych nienawiścią zdań na temat naszej Piszczałki, wreszcie w oddali zauważyłam to ich stado, które do tej pory uważałam za zmyślone. Cóż, i chyba miałam rację. Patrząc na wygląd tutejszych wilków, wnioskuję, że ciężko będzie mi tu wytrzymać bez ludobójczych (czyt. wilkobójczych) myśli.


Azzai? A może ktoś z tego „stada”?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz