piątek, 26 czerwca 2015

Od Jenny - CD John'a: Ten inny

Po krótkiej rozmowie z Marvem zostaję sama. Leżę na skałce, którą zauważyłam wcześniej, ale ktoś tam spał. Teraz jest moja. Myślę nad tym, jak sobie radzi Ver... Ciekawe czy już coś załatwiła z Paluku? Czy Baiṅganī wróciła? I właśnie wtedy słyszę, jak na kogoś fuczy, że ją zaatakował. Wstaję więc, bo co jak co, ale nawyk złapałam i idę na miejsce.
 Moim oczom ukazuje się właśnie Baiṅganī wraz z jakimś brązowym, dużym basiorem w kapeluszu. Unoszę "brew" i krzywię lekko pysk w ironicznym uśmieszku myśląc, że widocznie nie tylko ja lubię takie durnoty. Podchodzę bliżej, obdarzam kilka ciekawskich wilków niezbyt miłym spojrzeniem i chrząkam znacząco. Basior patrzy na mnie, Baiṅganī łaskawie zerka na mnie przelotnie, a potem mruczy tylko, że to on zaczął i odchodzi. Patrzę więc na owego Niego. Zauważam kilka świeżych ran na barkach, nie wyglądają ciekawie. Mój głos Akolity jak zwykle się odzywa. A nóż u jego boku... No cóż, ciekawe znalezisko...
 - A więc? Masz zamiar się tłumaczyć? - pytam w zasadzie lekceważąco. Nie przeraża mnie ani jego wygląd, ani postawa czy też to, że jest ode mnie znacznie większy. Dam sobie radę.
 - Pytanie, czy zasługujesz na to, żebym ci się wytłumaczył z ataku na tą osobę- odpowiada wilk z ironicznym uśmieszkiem cwaniaczka.
 - Ha, ja nie pytam o tę sytuację tylko o rany. Skąd je masz? - Robię krok w jego stronę i wyciągam łapę. On odsuwa się z wzrokiem wbitym w moją kończynę. - Co? Boisz się, że mam truciznę w łapach?
~ No, moja droga wiesz doskonale, że to prawda! ~ chichocze Jane. Przewracam oczami, ale ku mojemu zdziwieniu, owy basior rozgląda się na około, jest spięty i co rusz na mnie popatruje.
 - Co? Co tak patrzysz? - pytam i jeszcze raz wyciągam łapę. Tym razem Kapelutek nie nadąża się odsunąć i dotykam krwi na barku. Obracam łapę spodem do góry. Krew nie jest bardzo świeża, ale na pewno została wylana w przeciągu kilku godzin. Może mniej. Jednak jest jakaś... Hym, sama nie wiem. Inna. Spoglądam na wilka. On patrzy na mnie.
~ On jest inny, wiesz o tym. Czujesz to. Nie zbliżaj się do niego. Nie jest w porządku. Będzie cie nienawidził, jak każdy. Odsuń się od niego. Zostaw go to może się u niego te rany nie zagoją. Może zdechnie, śmieć! Jenna, posłuchaj mnie...
 - Mam dosyć słuchania ciebie, Jane. Wystarczy! - warczę.
 Basior patrzy na mnie, czuję to. Jednak ja już wyczerpałam limit patrzenia innym w oczy na najbliższy czas.
 - Tak, jestem wariatką. Matko, a miałam się nie zdradzać od razu, no... Obiecałaś sobie, debilu!
 - Tak, rozmawianie z samą sobą nie jest do końca normalne, ale bardziej mnie ciekawi... Skąd dochodzi ten głos, który cię przede mną ostrzega? Znasz ją?
 - Słucham?! - drę się. Jestem okropne zaskoczona. Jak on może ją słyszeć? Nikt nie umie, znaczy Marv coś tam z nią zrobił, ale nie słyszał jej... tak wyraźnie. Wyjaśnił mi tylko, że "widzi" jej kulki czy jakoś tak. A ten tu... Wyraźnie słyszał Jane. Jak to możliwe?!
<John? Jakieś wyjaśnienia? I jeszcze raz sorry że tak długo>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz