wtorek, 7 kwietnia 2015

od Ikany(CD. Sohy)

Przez chwilę wytrzeszczałam na niego oczy. ,,Już nigdy cię nie opuszczę ", te słowa dudniły mi teraz w głowie. Z jednej strony brzmiało to nawet słodko, ale z drugiej...Tak praktycznie to było to zwyczajnie niedorzeczne. Biorąc pod uwagę ile stracił krwi równie dobrze mógł bredzić.
- Nie rozczulaj się- powiedziałam prostując się.
Po chwili dotarło do mnie jak to zabrzmiało. On? Rozczulać? Spojrzałam na betę wzrokiem uchodzącym za niechętny, względnie, oceniający. Potem rozejrzałam się dookoła. Wszędzie wokół leżały ścierwa. Skrzywiłam się.
- Trzeba cię opatrzeć- stwierdziłam starając się uniknąć jego wzroku.

 Ukryliśmy się jakiś kilometr od miejsca w ,którym natknęłam się na kanibali. Z opatrzeniem basiora miałam  spory problem głównie z powodu braku wykształcenia w kierunku medycznym. Nie wiedziałam też czy odniósł jakieś rany poza tym co było widać na zewnątrz. Sam nie mógł mi powiedzieć co go boli bo nie bolało. Użyłam więc magii by zasklepić rany, więcej zrobić po prostu nie umiem.
 O świcie chciałam wybrać się na polowanie. Nie obyło się oczywiście bez dyskusji z Sohą. Czułam się niezręcznie musząc wykłócać się gdy tylko zbierze mi się na polowanie.
- A co jak znowu cię napadną?
- Poradzę sobie- odparłam choć wczorajsze wydarzenia przeczyły mojej wypowiedzi.
- Dlaczego ci nie wierzę...
Zmarszczyłam brwi. Od kiedy potrafi używać ironii?
- Słuchaj- powiedziałam nieznoszącym sprzeciwu głosem- nie lubię o tym przypominać, ale nie zapominaj, że to ja tu jestem alfą.
Teraz to on zmarszczył brwi. Leżał na ziemi dzięki czemu jak raz mogłam spojrzeć na niego z góry. Nie znoszę wygarniać faktu wyższości jednej pozycji nad drugą. Mam nadzieję, że ten system działa o wiele sprawniej u Jenny i Vervady niż tutaj, bo tutaj działa fatalnie. Nie słysząc już słowa sprzeciwu odwróciłam się i poszłam w swoją stronę.
 Nie ukrywam, że wracając z kilkoma zającami miałam ochotę zjeść je sama, zostawić Sohę tam gdzie leży i pobiec przed siebie. Byle gdzie, byle jak najdalej od niego. Samotna gonitwa za jeleniem jednak dobrze mi zrobiła. Miałam okazję na uporządkowanie myśli. Spokoju nie dawały mi słowa ,,Już nigdy cię nie opuszczę ". Nadal nie mogłam dojść do tego czy był to efekt utraty krwi czy też w miarę przytomna wypowiedź.
 Kiedy w końcu dotarłam do naszej kryjówki podeszłam do niego i rzuciłam mu dwa zające pod nos. Basior spojrzał na mnie w ten nieznośny sposób w jaki patrzył na wszystkich i na wszystko. Myślałam, że cały gniew już mnie opuścił, ale gdy tylko jego oczy powędrowały ku memu jednemu zającowi, a brwi po raz wtóry zbliżyły się do siebie cały spokój szlag trafił. Chyba powinnam być mu wdzięczna za ratunek, ale nie byłam. Drażnił mnie za każdym razem gdy próbował ingerować w moje życie. Czasem nawet sama jego obecność wyprowadzała mnie z równowagi. Dlaczego? Nie jestem pewna, ale stawiam, że chodzi o tą jego obojętność z jaką patrzy na wszystko niezależnie od tego co robi czy mówi.

Soha? I że ty na swoje opka narzekasz.

2 komentarze:

  1. A więc mnie nie lubisz?Wkurzam cie?Dobra (chlip chlip).
    Jest mi tak smutno że aż....wcale
    ~mały smutny Soha

    OdpowiedzUsuń