środa, 22 kwietnia 2015

Od Christophera(CD. Azzai): Wiedziałem!

 Kiedy w końcu poskromiłem tego smoka, westchnąłem z ulgą i wleciałem na drzewo. Ten smok był okropny. Nie dość, że gadał jakby połknął całą górę to jeszcze był przygłuchy, bo w dzieciństwie miał jakiś tam wypadek. Świetnie. Ale teraz było po wszystkim więc miałem pół roku urlopu. A zdążyłem w ostatnim momencie, jeszcze 4 dni i byłoby po sprawie, musiałbym nadrabiać... Ehh.
 Kiedy już się zregenerowałem, postanowiłem poszukać odpowiedniego miejsca na wakacje. Miałem dość gór i tych terenów, zwłaszcza że kojarzyły mi się z takimi sprawami jak koloryzujący eliksir pewnej smoczycy, błotnisty wulkan z pyska małego smoczka czy jakże urocze krople kwasu z ząbków pewnych bliźniaków. A ten ostatni smok? No cóż, od niego oberwałem jakże miękkim gradem sopli. Brrrrrrrr... Więc nie dziwne było to, że chciałem się jak najszybciej wynieść z tej doliny. Wstałem i wziąłem rozbieg, a potem poleciałem. Latanie sprawiało mi taką przyjemność, jakbym był od tego uzależniony. Ale może to tylko część mojej półsmoczej natury. Nie wiem. W każdym razie lecąc, zobaczyłem na dole dwie wadery, jedną jeszcze szczeniaka, drugą dorosłą. Zaciekawiły mnie, bo rzadko spotykałem wilki a zwłaszcza tutaj, w Smoczej Dolinie, gdzie żyje najwięcej smoków wyrzutków lub po prostu samotników. Uśmiechnąłem się więc do siebie i zleciałem do nich.
 <Tutaj mieści się nasza krótka rozmowa z Azz, nie będę jej powtarzać>
 - Hmm... Przeklęci mówisz? A nie macie czasem braków w szeregach, zwłaszcza braków zarezerwowanych dla wilków na urlopie? - zapytałem uśmiechnięty.
 - Na urlopie? Od czego? - zapytała, nie rozumiejąc Azzai.
 - No, wiesz... Też jestem przeklęty, ale moja klątwa ma w bonusie urlop. Pomyślałem, ze może teraz mi się uda - wyjaśniłem.
 - Hm, to możemy sprawdzić tylko w jeden sposób - powiedziała uśmiechnięta na powrót Azzai.
 - No tak, trzeba by tam iść. Ale mówiłaś coś o rozdzieleniu? - zapytałem i ruszyliśmy przed siebie.
Mała wadera szła początkowo koło Azzai ale potem widocznie się do mnie przekonała i szła swobodnie przed nami.
 - Eh, tak. Mieliśmy walkę z kanibalami i jakoś tak wyszło, że się rozdzieliliśmy. Nasza Alfa i Beta oraz kilku innych członków jest po jednej stronie gór, a reszta tutaj, znaczy tam... Na górze. - Wadera spojrzała na szczyt góry, pod którym staliśmy. Skrzywiłem się.
 - Znaczy... Czekaj. Chcesz mi powiedzieć, że stamtąd SPADŁAŚ i żyjesz? Rany boskie, kobieto!
 - Eh, no co? Wolałbyś żebym nie żyła? - zażartowała.
 - Nie, nie, nie... Skąd. To bardzo dobrze tyle że... Wiem jak to jest stamtąd spadać, bo kiedyś też spadłem, przez takiego jednego smoka, który miał wyjątkowo długi ogon... - I opowiedziałem jej całą historię, jak to próbowałem rozmawiać ze smokiem o wyjątkowo długim ogonie, ale niestety, ten smok nie chciał patrzeć mi na pysk, więc cały czas się odwracał. Na początku przeskakiwałem nad jego ogonem i starałem sie popatrzeć mu na pysk ale w końcu dałem sobie spokój i usiadłem. Po kilku minutach gadanie, coś smoka zaciekawiło w mojej przemowie i odwrócił się... Popychając zaskoczonego mnie prosto w przepaść. Świetnie nie?
 - No, więc wiem jak to boli. Do tej pory mam problemy z niektórymi kośćmi - zaśmiałem się, a wadery mi zawtórowały.
Rozejrzałem się.
 - Hym, no tak, to chyba będzie tutaj - mamrotałem do siebie.
 - Co mówisz? - zapytała Azz.
 - Em, nic nic, tylko... Jak wtedy spadłem, nie mogłem się posługiwać skrzydłami i znalazłem tą ścieżkę. Wszedłem na górę. Nie jest zbyt łatwa, ale da się zrobić. Poza tym, przy trudniejszych kawałkach mogę wam pomóc, nie? - Na potwierdzenie zamachałem skrzydłami z uśmiechem.
 - No tak - potwierdziła Azzai.
*** Po jakimś czasie wspinaczki ***
 - Wiecie co? - zapytałem. - Może zrobimy postój? Zanosi się na burzę, to nie jest dobry pomysł na wędrówkę po takiej skale. Tam jest grota, widzicie? Tam przeczekamy i jak trochę podeschnie, ruszymy dalej - oznajmiłem, a wadery ze zmęczeniem pokiwały głowami. Jednak po kilku mitach Darkne zaczęły opadać powieki więc westchnąłem z uśmiechem i zabrałem na grzbiet, a potem położyłem w jaskini już uśpioną waderę. Potem wróciłem po Azzai która nie okazywała zmęczenia ale łapy jej się trzęsły, a opadająca głowa mówiła sama za siebie. Ją również wziąłem na grzbiet, mimo że początkowo się uśmiechała i mówiła, że da radę, to tylko kilka stopni. Zaniosłem ją do jaskini.
 - Dzięki, Chris. Dobranoc. - I zasnęła. Po chwili słyszałem jej głęboki i równy oddech. Okrążyłem ją i sprawdziłem czy nie jest gdzieś poważnie ranna. Miała kilka ran ciętych i trochę spuchła jej lewa tylna łapa. Zająłem się tym tak dobrze jak umiałem a potem zasnąłem, choć bardzo lekkim snem.
<Azzai? Darkne?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz