niedziela, 19 kwietnia 2015

Od Behemota (CD. Blue): Są takie słowa, których nie rozumiem…

Posiadam bardzo płytki i niespokojny sen. Czasami nawet sam szmer liści potrafi mnie obudzić. To uciążliwe, szczególnie kiedy chce się spać jak najdłużej i jak najlepiej, by potem nie mieć problemów z worami pod oczami, bądź zmęczeniem. Lecz niestety, ja zawsze je noszę. Być może mój zmęczony wzrok nie daje się poznać od razu, równie jak brak energii, lecz możecie być pewni, że one zawsze mi towarzyszą.
Dlatego też byłem niezadowolony, że ktoś śmiał zbudzić mnie w najmniej proszonym momencie, bezczelnie wchodząc do jaskini. Z reguły bywa, że kiedy taka rzecz ma miejsce, jestem rozdrażniony i w zdecydowanie gorszym humorze, a tego nawet nie zmienił fakt, iż tym niepożądanym gościem była Blue.
Gdy wybiegła, pobiegłem za nią z dwóch powodów; nie znosiłem, gdy ktoś się wypowiadał i uciekał, nie dając szansy na odpowiedź z drugiej strony oraz chciałem coś wyjaśnić. Tak. Tym razem zareagowałem całkowicie z własnej woli, nie targany żadnych odruchem. Chociaż nie jestem pewien, czy rzeczywiście się nie pojawił. Nawet jeśli, nie poczułem go. Wolałbym jednak, gdyby się nie pojawiła. To wiele utrudnia.
Wadera, jak na taką małą posturę i krótkie łapki, biegała dość szybko, lecz po chwili ją dogoniłem, zagradzając jej drogę. Zaczęła zipać po tym ćwiczeniu. Samemu miałem ochotę powtórzyć jej ruch, który niewątpliwie przynosił ulgę, lecz się powstrzymałem. Po pierwsze - nie jestem przyzwyczajony do pokazywania słabości, a po drugie – miałem zamiar się odezwać, a bezsensowne wdechy i wydechy utrudniałyby mi to zadanie w dużym stopniu.
– Racz mnie wysłuchać, lecz tym razem bez zrywania się z miejsca, nie dając mi szansy na odpowiedź – oznajmiłem patrząc na nią z góry; dosłownie i w przenośni. Ton utrzymywałem spokojny, lecz i tak była w nim krzta ostrości. Wilczyca po raz kolejny zmierzyła mnie wzrokiem nie ukrywając w nim niesmaku i odrazy. Odwróciła łeb, chcąc potajemnie wytrzeć mokry ślad w miejscu pod jej okiem. Gdyby tego nie zrobiła, zapewne bym tego nie zauważył. Pierwszy błąd.
– Streszczaj się – warknęła. Pomimo tego twardego słowa, usłyszałem, iż głos jej lekko drżał. Drugi błąd.
– Twierdząc, iż zachowuję się, jak mi się podoba, nie wzięłaś pod uwagę moją chęć do pomocy wam w odnalezieniu w a s z e j alfy? Mogłem udzielić wam pomocy, lecz wcale owego przymusu nie posiadałem. – rzekłem poważnym i chodnym głosem.
– Och, a więc mamy Ci dziękować? – zawołała z sarkazmem mierząc mnie wrogo wzrokiem, a jej smutek nagle ją opuścił, dając tym samym wolne miejsce zarezerwowane na złość.
– Tak nie stwierdziłem. Nie doszukuj się w mojej wypowiedzi czegoś, czego tam nie znajdziesz i nie obwiniaj mnie za niewypowiedziane słowa – odparłem, lekko kiwając na boki łbem – Nie wypowiadaj się na temat osoby, którą znasz zaledwie kilka dni. – Na moje słowa Blue nie mogła się powstrzymać od lekceważącego prychnięcia, na które zareagowałem ni mniej, ni więcej, jak zmarszczeniem brwi jeszcze bardziej.
– Lecz nazwałaś mnie jeszcze inaczej: „Cholernym, egoistycznym… Dup… Kiem”? – zapytałem z lekką niepewnością co do ostatniego słowa, które pewnie wymówiłem z wyraźnym błędem fonetycznym, jako iż owego wyrazu nigdy nie użyłem. Owszem, nazywano mnie już tak kiedyś, lecz nikt nie nauczy się mówić czegoś wyłącznie ze słuchu. Musi się wymówić dane zdanie. Z racji, iż ja nie posługiwałem się tak potocznym i nieformalnym językiem, nie wiedziałem nawet, co ono znaczy. Lecz pewnie po sposobie wytknięcia mi tego słowa i połączenia ich z innymi, wnioskuję, iż to musiała być swego rodzaju obraza lub przezwisko.
– Zwróć uwagę na to, iż nie tylko ja nie zainteresowałem się Azzai. Po tym incydencie nie słyszałem, ani nie widziałem żadnego pędzącego, bądź nawet spokojnie schodzącego wilka, który upewniłby się, iż z nią wszystko w porządku. Ty byłaś pierwszą, która postawiła swoją łapę u stóp góry, lecz od razu pobiegłaś do mnie, nie martwiąc się o swoją towarzyszkę. Uwierz mi, sztuczne przejęcie, nic nie znaczy – oznajmiłem ze stoickim spokojem i poważnym tonem głosu. Wydać, iż wadera otworzyła pysk, by coś powiedzieć, zaprzeczyć lub potwierdzić moje słowa, lecz szybko go zamknęła, a na jej niedawno mokre policzki natychmiast pokryły się soczystym rumieńcem wstydu. Patrzyłem chwilę na nią, czekając na odpowiedź, ale takiej nie otrzymałem. Blue uparcie wpatrywała się w ziemię pod swoimi łapami. Trzeci błąd. Wygrałem.
Niesłyszalnie westchnąłem i ominąłem waderę, z powrotem kierując się do jaskini, w której wcześniej się zatrzymałem. Po przemierzeniu już sporego kawałka, znalazłem się w kamiennej grocie. Niemal natychmiast oparłem się bokiem mojego ciała o zimną ścianę, a z mojego pyska buchnęła fala powietrza, trzymana przez dłuższą chwilę. Zacząłem zipać, a czaszkę rozsadzał mi ból towarzyszący od chwili, gdy pobiegłem za waderą. Spuściłem łeb, wbiłem swój wzrok w podłogę, starając się uspokoić swój organizm. Czułem, że po moim pysku zaczynają spływać krople potu, które kapały na ziemię, odbijając się echem, lecz zostając zagłuszane przez mój intensywny oddech. Przekląłem pod nosem zwracając się do ohydnych szlam, które ni stąd, ni zowąd zaczęły się przy mnie zbierać, dawno nie posilając się mną do syta.
– Odpieprzcie się – warknąłem słabym głosem i lekko urywanym. Odgłosy z zewnątrz jaskini były tłumione przez moje ciągłe sapanie oraz przez odgłosy m o i c h „poddanych”, ale miałem nadzieję, iż Blue już odeszła, bowiem jeśli to zobaczyła, z pewnością te szkarady rzuciłyby się i na nią, a ja nie mam ochoty na straty w cywilach i na kolejne wyrzuty… Znając przebieg ich działania, po jakimś czasie dadzą mi spokój. Muszę wytrzymać… Jeszcze kilka minut…

Blue? Ja wiem, że wilk się nie poci, ale bez kropli potu nie ma dramatyzmu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz