poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Od Blue (C.D. Behemota): Bo czasem trzeba odrzucić dumę.

Nic nie mówię.
Kiedy Behemot mnie mija i idzie znów do groty, z moich ust nie wydobywa się najcichszy dźwięk. Zastanawiam się nad jakąś błyskotliwą odpowiedzią, ale nic nie przychodzi mi do głowy. A potem jest już za późno. Wilk idzie w swoja stronę. A ja stoję w miejscu.
Behemot tak po prostu odbiegł, nie dając mi się… wypowiedzieć! Zrobił dokładnie to samo co ja, a miał do mnie o to p r e t e n s j e ! Na moim pysku pojawia się przebiegły uśmiech. Kłócimy się z basiorem już od jakiegoś czasu i ta sytuacja powoli zaczyna mnie bawić. Stałe tematy, te same obelgi i niezmienne reakcje. Można się wkurzyć, przyzwyczaić lub zacząć śmiać. Nie lubię się często denerwować, a uważanie kłótni za rzecz normalną byłoby po prostu nie w porządku. Pozostaje więc trzecia opcja.
Odwracam się i kieruję w stronę jaskini. Zastanawiam się przez chwilę jak basior zareaguje na moją ponowną obecność. Czy będzie zły? A może zrezygnowany? Albo po raz kolejny nie okaże emocji? Nie mam pojęcia. Chociaż osobiście wolałabym, aby nie mówił do mnie ze stoickim spokojem w głosie. Przyrzekłam sobie, że kiedyś rozszyfruję jego emocje i dowiem się jaki wilk kryje się pod maską. Po co to robię? Nie mam pojęcia. Jestem trochę ciekawa i tyle. Może nawet uparta, ciężko powiedzieć. Chyba ma to coś wspólnego z chceniem.
Przez chwilę zastanawiam się jak powinnam sformułować swoją wypowiedź. Tak aby dotarła do basiora, ale jednocześnie nie była zbyt ostra. Wyczerpałam już limit chamskości i przekleństw na ten tydzień, więc powinnam trochę przystopować. Co prawda nie pochodzę z „wyższych sfer”, ale normalnie mój język nie jest aż tak niedbały, a wypowiedzi bezczelne. Chociaż nie zwracałam na to większej uwagi, do póki nie poznałam Behemota.
W końcu przestaje zawracać sobie głowę układaniem wypowiedzi. Jeśli dobrze wszystko rozegram to sama się ułoży. Z takiego przynajmniej wychodzę założenia.
Wchodzę do jaskini. Tak jak wcześniej nic nie widzę, chociaż już szybciej przyzwyczajam się do mroku. Rozglądam się dookoła, szukając wilka. Z początku nikogo nie widzę. Może po prostu zdawało mi się, że Behemot tu wchodził? Nie, jestem pewna, że tutaj jest.
Słyszę zipanie.
Odwracam się i dostrzegam wilka. Zgarbiony, ledwo trzyma się na łapach. Opiera się o ścianę groty tak mocno, jakby ta miała się zaraz zawalić. Przerażona, podbiegam do basiora. Nie mam pojęcia co mu jest. Widzę tylko, że dyszy i ledwo trzyma się na łapach.
-Behemot! Co ci jest?!
-Idź stąd!- basior mnie odpycha, chociaż wie ile sił go to kosztuje. Zdezorientowana podchodzę do samca. Dopiero teraz je dostrzegam. Ciemne, zmiennokształtne, szkaradne cienie. Wyglądają jakby atakowały wilka od środka. Wysysały z niego… energię! To jak duchy! Tylko, że ode mnie nie pobierają sił tak żarłocznie i bezlitośnie.
Cofam się przerażona. Gdyby to były zwykłe dusze to nie wystraszyłabym się tak bardzo. Ale to nie są byle zjawy! Nie ma pojęcia do jakich rzeczy są zdolne.
Chcę coś zrobić, ale nie mogę. Chociaż moje „drugie ja” każe mi się ruszyć, to ciało stoi w miejscu. Wbijam wzrok. Wpatruję się w czarne psy. Demony.
Z jednej strony przypominają zwykłe zwierzęta. Ale z drugiej strony jest w nich coś zupełnie „nie wilczego”. Nie z tego świata. Jakby ostatkiem sił balansowały między tą, a tamta stroną. A energia Behemota dodawała im siły.
Po chwili bestie zniknęły. Nie zostało po mich najmniejszego śladu. Jakby były tylko i wyłącznie wytworem mojej wyobraźni. Patrzę na cierpiącego Behemota. To już nie jest wytwór mojej wyobraźni!
-Behemot!- krzyczę i podbiegam do wilka. Łapię go w ostatniej chwili i pomagam basiorowi oprzeć się o ścianę groty.
-Mówiłem… byś po..szła.- dyszy. Wpatruję się w niego zdezorientowana. Jest zmęczony, a mimo to nadal próbuje zachować się tak jak zwykle. Zupełnie jakby cienie zerwały mu maskę, a on próbuje założyć ją z powrotem. Tylko, że okrycie jest za daleko, a Behemot nie ma siły by po nie pójść.
-Chyba żartujesz! Nigdzie nie idę! Nie zostawię cię w t a k i m stanie!- nigdy nie spodziewałam się, że wypowiem takie słowa. A tym bardziej na głos!
-Odejdź.- basior zaczyna się trząść, jakby w grocie było co najmniej -40*C. Dotykam wilka. Chociaż jego ciało pokrywają krople potu, jest zimny jak lód.
-Potrzebujesz pomocy.- mówię stanowczo.
-Zostaw mnie.- samiec, mówiąc to, traci przytomność. Osuwa się powoli i upada na ziemię. Robię wielkie oczy z przerażenia. To wszystko dzieje się za szybko. Nie mam pojęcia co robić…
„Uch, uspokój się!”
Otrząsam się i szybko przywołuję do porządku. W ostatniej chwili udaje mi się zachować zimną krew i zacząć myśleć racjonalnie. Po pierwsze: ktoś musi zająć się Behemot’ em.
W pierwszej kolejności chcę biec po kogoś z watahy. Wolałabym aby wilk nie zostawał w tym miejscu, a sama nie jest w stanie go zanieść. Nie chodzi o to, że wilk jest ciężki. To ja zawsze byłam zbyt słaba. Chcę biec po pomoc, ale nagle coś mi się przypomina. Moment, w którym basior próbował ponownie założyć maskę, chociaż wiedział, że coś się z nim dzieje. Albo raczej c o ś się z nim dzieje.
Nie, zawołanie pomocy to zły pomysł. On z pewnością nie chciałby aby cała wataha poznała jego słaby punkt. Muszę, więc tu zostać i zająć się nieprzytomnym.
Kładę łapę na czole, a później policzku basiora. Zjawy wyssały z niego sporo energii. Behemot jest zimny jak lód. Jakby ktoś całkowicie wyssał z niego życie.
-Trzeba go jakoś ogrzać. Inaczej może być nieciekawie.- myślę.- Tylko jak można… och. No tak.- wpadłam na pewien pomysł, jednak wydaje mi się niedorzeczny. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że muszę coś szybko zrobić. Muszę na chwilę porzucić swoją dumę, jeśli dzięki temu będę mogła komuś pomóc. Ostrożnie przytulam się do wilka, kładąc głowę na jego czole. Starając się ogrzać basiora myślę tylko o jednym- mam nadzieję, że wilk faktycznie j e s t teraz n i e p r z y t o m n y. Co jak co, ale wolałabym, aby żadne z nas tego nie pamiętało, więc nie chcę aby samiec obudził się akurat teraz. Co by sobie pomyślał? Jakbym miała się z tego wytłumaczyć?
Leżę tak przez jakiś czas. Im dłużej o tym myślę, tym czuję się bardziej skrępowana i niepewna. Czuję jak rumienią mi się policzki, więc w końcu odskakuję od wilka. Dotykam jego pyska łapą. Jest zdecydowanie cieplejszy niż wcześniej, więc moje chwilowe upokorzenie nie poszło na marne. Co prawda basior nigdy nie będzie mi wstanie za to podziękować, bo o niczym nie wspomnę, ale wcale mi to nie przeszkadza.
Wzdycham głośno i siadam, opierając się o ścianę. Widzę stąd wyjście z jaskini, oraz świat na zewnątrz. Dopiero teraz dociera do mnie jak długo tutaj jesteśmy. Jeszcze raz podchodzę do Behemota, sprawdzając czy wszystko w porządku. Wilk oddycha już normalnie, więc nie jest tak źle. Nie jestem medykiem, więc ciężko mi jest dokładnie opisać stan Behemota. Ale doskonale wiem co to znaczy wilk w śpiączce.
Widzę jak basiorowi drgają powieki. Po chwili porusza odrobinę głową. Zabieram łapę i odskakuje gwałtownie. Behemot zapewne zaraz otworzy oczy, a wtedy lepiej, bym nie siedziała obok niego. Coś mi tak podpowiada, a ja wyjątkowo, wolę się tego c z e g o ś posłuchać.

Behemot? Zabrzmi to wrednie, ale mam nadzieję, że przez dłuższy czas jednak b y ł e ś nieprzytomny. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz