sobota, 11 kwietnia 2015

Od Blue (CD. Behemota): Wyzwanie, którego nigdy nie przyjmę.

Czuję się dziwnie.
Pamiętam jak Behemot zareagował, kiedy w końcu mu podziękowałam. No dobra, może „w końcu” nie jest dobrym słowem, bo przecież dziękowałam mu już wcześniej. A zatem w końcu podziękowałam mu s z c z e r z e . Tak… to brzmi zdecydowanie lepiej.
Jak on na to zareagował? Dziwnie- mówię tak, gdyż póki co nie potrafię znaleźć innego wyrazu, który mógłby lepiej oddać jego zachowanie. A skoro mówię „oddać jego zachowanie”, to może warto byłoby je opisać, hm…?
A więc, jak zachował się Behemot? Trochę… niecodziennie- lepsze słowo. Kiedy mu podziękowałam, nie skinął głową jak to ma w zwyczaju. Chwycił mnie za łapę (Auć) i zaprowadził w miejsce, gdzie nie roiło się od gapiów. Nie za bardzo wiedziałam co miałam wtedy o tym myśleć, ale powstrzymałam się od zbędnych, znając mnie- zapewne złośliwych komentarzy. Po prostu słuchałam. A właściwie chciałam słuchać tego, co wilk miał mi do powiedzenia. Ale nie nasłuchałam się zbyt dużo, gdyż wypowiedź basiora ograniczyła się do kilku zdań. On po prostu nie chciał bym się odwdzięczała. I tyle. Ale po co było to całe zamieszanie? Nie mówię teraz o pójściu w „ustronne miejsce”, bo nie każdemu rozmawia się dobrze przy całej (lub, w naszym przypadku, prawie całej) watasze. Dlatego też starałam się pominąć tamten fakt. Ale na jedną rzecz po prostu nie mogłam nie zwrócić wtedy uwagi. Wilk się stresował! No dobra, może to nie jest najlepsze określenie. Ciężko jest mi opisać jego emocje, nawet jeśli przedstawiłam zdarzenia. Ale zachowanie Behemota… cóż, było to coś między stresem i stanowczością, a jego formalnym skinieniem głowy. Wiem, wiem… opis zbyt ogólny, ale teraz zdaję sobie sprawę z tego, że aby określić zachowanie Behemota w tamtym momencie, trzeba by stworzyć nowe słowo.
Wzdycham z rezygnacją, kiedy widzę jak wilki rozchodzą się w swoje strony. Zerkam na niebo, które jakiś czas temu było jeszcze niebieskie. Teraz przybrało kolor ciemnego granatu, ale daleko mu do mroku prawdziwie nocnego nieba.
Kiedy spaceruję po obozowisku dostrzegam niektóre wilki. Uśmiecham się pod nosem.
„Zapewne niedługo wyruszamy”
W końcu zatrzymuję się na niewielkiej górce. Jest to właściwie kawałek skały, lekko ostry na końcu, przez co przypomina malutkie urwisko. Siadam na jego brzegu. Pomysł ten wydaje się głupi, biorąc pod uwagę to, co spotkało mnie dzisiaj rano, ale staram się nie myśleć o tamtej przepaści. Później staram się nie myśleć o niczym, ale to już nie jest takie proste. Nigdy nie potrafiłam całkowicie się wyciszyć. Nawet jeśli nie rozmyślałam o problemach, to uciekałam myślami do głębszych przemyśleń. Albo tez wspominałam ostatni dzień, dni, lub nawet i tygodnie. Tak też wygląda to obecnie. Myślę o tym, co mnie dzisiaj spotkało.
„… tak jak wcześniej napomknąłem, nie jesteś mi nic winna…”- No właśnie! Myśląc o dzisiejszym dniu, od razu myślę o t y m! Jak i również o tym, jak basior szybko poszedł. Nie widziałam się już ani z Behemot’ em, ani z żadnym innym wilkiem. Nawet Rira, Asher i Azzai są zajęci szpiegowaniem Sil. Pomysł sam w sobie, tak jak wszystko dzisiaj, wydaje się dość dziwny. Ale biorąc pod uwagę sytuację w jakiej znalazła się Azza, osobiście jestem z niej bardzo dumna. Nie powiem, że na jej miejscu zrobiłabym to samo. Wątpię zresztą, abym kiedykolwiek znalazła się w takiej sytuacji. Albo chociaż podobnej. Nigdy nie miałam szczęścia do basiorów. Poza tym jestem w stanie widzieć w nich co najwyżej dobrego przyjaciela. Kropka.
„A ja myślę, że te twoje dziwne reguły są po to, aby robić od nich wyjątki”- słyszę głos mojego sumienia. Nie wytrzymuje i parskam śmiechem.
„Tylko spróbuj.”- ostrzegam swoje „serce”. Co prawda brzmi to bardziej jak wyzwanie, ale mam nadzieję, że moje „wewnętrzne ja” nigdy go nie przyjmie. Nie, powinnam powiedzieć to inaczej. Ja nigdy nie pozwolę sobie go przyjąć.
Słyszę czyjeś krzyki. A właściwie precyzując, złośliwe obelgi. Stąd nie wiedzę wilków, ale rozpoznaję ich głosy. A właściwie tylko jeden głos.
-… to co słyszysz! Suko.- nie ma wątpliwości, że ten głos należy do Azzai. Przez chwilę zdaje mi się, że to zwykła sprzeczka.
-Przegięłaś!- dochodzi do mnie krzyk drugiej wadery. Zdaje mi się, że wilczyce na siebie warczą. Tego już za wiele! Szybko zrywam się z miejsca. Nie obchodzi mnie to, że nie jestem w stanie biec. Mój organizm też najwyraźniej ma to gdzieś, bo nie mija chwila, a ja pędzę w stronę głosów. Ciężko mi powiedzieć gdzie znajdują się wadery, dlatego też rozglądam się na wszystkie strony.
Nagle przed oczami przebiega mi Eloy. To chyba oczywiste, że biegnie do Azzai, dlatego też ruszam za nim. Jednak po chwili, basior znika mi z oczu, tak szybko jak się przed nimi pojawił. Nie mam pojęcia, gdzie powinnam się teraz kierować, więc wytężam słuch, aby w taki sposób móc zlokalizować waderę. Dochodzą do mnie odgłosy walki. Słyszę groźne powarkiwanie. Z całą pewnością, właśnie w tamtą stronę muszę biec!
Ruszam z powrotem, jednak nie jestem w stanie biec tak jak wcześniej. Czuję pieczenie w okolicach karku, ale staram się je zignorować. Rozglądam się znów, w poszukiwani dziewczyn. Mój wzrok wędruje to na prawo, to na lewo. W końcu, nie patrząc przed siebie, wpadam na jakiegoś wilka. Na moje szczęście, jestem zbyt słaba, aby kogoś przewrócić.
-Sorka, nic ci się nie stało?- dopiero teraz zerkam na postać, stojąca przede mną.
-Nie. Ale po tym wszystkim wnioskuję, iż czujesz się lepiej, skoro postanowiłaś pobiegać.- dopiero teraz zdaję sobie sprawę, z tego do kogo należy głos.
-O… hej. Nie spodziewałam się, że cię spotkam.- mówię w końcu.
„A może to nie przypadek… hm…?”- rozbrzmiewa moje ”serce”.
„Och, wnerwiasz mnie!”
-Mogę znać powód, dlaczego tak się spieszysz?- pyta się Behemot. Jednak wygląda tak, jakby żałował, że zaczął rozmowę. Jakby coś powiedział, a potem upomniał samego siebie, że tak nie wolno. Staram się nie zwracać na to uwagi i odpowiadam.
-Słyszałam Azzai. Chyba znów kłuci się z Sil. A nawet na pewno, bo widziałam biegnącego tędy Eloy’ a. Chcę wesprzeć waderę, jeśli byłaby taka konieczność.
-Którą dokładnie?- pyta się basior, a ja posyłam mu mordercze spojrzenie.
-Oczywiście, że Azzai.- mówię ponuro.- A czego się spodziewałeś?- Jest to pytanie retoryczne, więc basior niczego nie mówi. Nagle przypominam sobie, że nie mam czasu na pogaduszki. Oddalam się więc od Behemota i rzucam:
-Idziesz ze mną?- basior nie jest przekonany. Gdybym miała opisać innego wilka, powiedziałabym, że bije się teraz z myślami. Ale to stwierdzenie nie pasuje do Behemota. W końcu zachęcam wilka aby mi towarzyszył. Nie wydaje się być tym zachwycony, a przynajmniej takie sprawia wrażenie. Notuję sobie w pamięci, aby później spytać się czy wszystko OK.
Ponieważ Behemot widział gdzie biegł Eloy, szybko znaleźliśmy dwie wadery. A właściwie jedną waderę, bo Azzai gdzieś przepadła.
Widzę Sil. Widzę gromadę wilków dookoła niej. I widzę strome zbocze, przepaść. Mój umysł szybko kojarzy fakty. Kierujemy się we dwójkę w stronę zbiorowiska. Słyszę jakieś obelgi, szepty i oskarżenie, jakich nie mało. Zerkam na Behemot’ a. Został trochę z tyłu. Zupełnie jakby nie miał ochoty iść dalej. Albo nie miał ochoty iść z e m n ą dalej. Wydaje mi się to trochę nie w porządku. Nie ze względu na mnie, ale na Azzai, która jest jedną z nas. Odwracam się w stronę basiora i rzucam mu chłodne spojrzenie. Zbyt chłodne, moim zdaniem, ale już tego nie cofnę.
-A ty co? Nie chcesz wiedzieć czy wszystko z nią w porządku? Idziemy!- rzucam Behemot’ owi. To również brzmi trochę jak wyzwanie, ale mam nadzieję, że wilk je przyjmie.

Behemot? Sorki za brak weny…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz