piątek, 3 kwietnia 2015

Od Blue (C.D. Behemota): Niebezpieczna i kręta podróż- jak życie…

-Wszystko w porządku?- pyta się mnie Behemot. Nie wiem co powiedzieć. Pierwszy raz słyszę jak basior odzywa się nieformalnie, więc trochę zbija mnie to z tropu.
-Tak, w porządku.- kiwam głową. Czuję jak wilk dopiero teraz mnie puszcza. Kiedy zdjął ze mnie łapę mogę w końcu się podnieść. Wstaję powoli i dołączam do Behemota. Kiedy wszyscy się już uspokoili (prawie całkowicie lub częściowo, jak kto woli) ruszyliśmy dalej. Każdy z nas idzie jeszcze ostrożniej niż wcześniej. Ma to swoje dobre strony. Przede wszystkim jest cień szansy, że nic nam się już nie stanie. Ale ja osobiście uważam, że zbyt mała pewność siebie może czasem zaprowadzić nas do zguby. Dlatego karcę siebie w myślach, gdy przyłapuję się na nerwowym zerkaniu w dół. Ponieważ ciągle pniemy się pod górę, od ziemi dzieli nas teraz ogromny dystans. Dlatego po jakimś czasie zaczyna mnie mdlić. Czyli właśnie dowiedziałam się, że mam lęk wysokości. I to w taki momencie. Świetnie. Po prostu genialnie…
Idziemy w ciszy, po stromym zboczu. Niektórzy szeptają między sobą cicho. Za cicho, aby móc stwierdzić o czym, ale za głośno by szepty nie rozchodziły się wśród skał. Patrzę się przed siebie, aby móc ocenić ile drogi nam zostało. Nie jestem zmęczona, przywykłam do długich podróży. Ale nie chcę by komuś coś się stało. To nie są bezpieczne tereny. Nigdy nie były. Jednak stąd nie widać końca drogi. Wszystko zakrywają mniejsze kamienie i ogromne głazy. A to co zostało, jest całkowicie spowite mgłą.
Zerkam przez chwilę na Behemota. Nadal idzie obok mnie, wpatrując się przed siebie. Zupełnie jakby próbował dojrzeć dalszą, ukrytą ścieżkę. Co dziwne, idzie trochę pewniej niż pozostali. Może zna te tereny? A może po prostu takie podróże nie są dla niego niczym obcym? Nie mam pojęcia. Nie lubię mieszać się do cudzej przeszłości, więc o nic się nie pytam. Zaraz dociera do mnie, że przyglądam się mu trochę za długo. Kręcę więc głową i znów idę przed siebie.
„Powinnaś teraz bardziej martwić się po czym chodzisz, a nie obok kogo.”- karcę się w myślach. Nie po raz pierwszy i nie ostatni zresztą. Jednak wbrew mojej woli zerkam jeszcze raz na wilka. Uświadamiam sobie, że powinnam coś powiedzieć. W końcu wydobywam z siebie krótkie:
-Dziękuję.- Co jak co, ale podziękować wypada. Behemot odwraca głowę w moją stronę.
-Nie rozumiem, za co mi dziękujesz… Blue.- zacina się przy wypowiadaniu mojego imienia. Myślę, że chciał znów dodać „pani” ale się upomniał. W takim razie powinnam się cieszyć. Tak, jest mi nawet przyjemnie.
-Za to, że… no, po prostu bądźmy szczerzy. Ty mnie uratowałaś, więc ja dziękuje.- odpowiadam niedbale.
-Nie ma sprawy.- rzuca basior. Już mniej formalnym tonem, ale w porównaniu z moją niechlujną odpowiedzią i tak brzmi zdecydowanie lepiej.
-A i dzięki.- rzucam jeszcze raz. Zerkam na basiora. Ten wydaje się być trochę zdziwiony, ale widać, że stara się ukryć to pod maską.
-A ta podzięka za co?
-Za to, że nie nazwałeś mnie „panią”.- dodaję uśmiechając się. Przez chwilę zdaje mi się, że na pysku basiora również zagościł słabiutki cień uśmiechu. Jednak kiedy znów na niego zerkam, jego wyraz twarzy pozostaje taki jak zawsze.
-To jest aż tak… nieodpowiednie?- pyta się mnie w końcu.
-Nieodpowiednie? Wilku, daj spokój. To stresuje. Jesteśmy przecież w tym samym wieku, nie?- mówię, uśmiechając się szelmowsko, aby basior nie wziął sobie tej uwagi za bardzo do serca. Przyglądam mu się aby zobaczyć jak zareaguje, ale Behemot tylko ‘wzrusza ramionami’.
„Chyba odgadnięcie jego prawdziwych emocji zajmie mi trochę czasu”- myślę. Zaraz jednak zdaję sobie sprawę z tego, jak dziwnie to brzmi.
-Skoro tak wolisz, będę się zwracał do ciebie, Blue.- odpowiada w końcu wilk. Kiwam głową dorzucając „w porządku” jakbyśmy właśnie dobili jakiegoś targu. I każde z nas dostało to, na czym mu zależało.
-Przed nami długa droga.- mówię w końcu, nie wiedząc jak powinnam znów zacząć rozmowę.
-Nie pierwsza, jaką przyszło mi odbyć.- odpowiada poważnie Behemot. Chyba trochę udziela mi się jego charakter, bo odpowiadam sentymentalnie:
-Nie pierwsza i nie ostatnia. Ta droga jest zupełnie jak życie. Kręta i niebezpieczna. Nie wiadomo co na nas czeka pod koniec. I czy jeśli wrócimy do miejsca, z którego przyszliśmy, wszystko będzie takie jak dawniej.- zaskakują mnie moje słowa. Nigdy nie podejrzewałam siebie o tak poetyckie zwroty. Oraz takie mroczne i wspaniałe porównania. Muszę sobie to kiedyś gdzieś spisać.
Basior patrzy na mnie uważnie. Wytrzymuję jego spojrzenie, próbując rozszyfrować jakie emocje kryją się za jego maską. Przez chwilę mam wrażenie, że „unosi lekko brwi” ze zdziwienia. Ale tak jak poprzednio, kiedy odwracam na chwilę wzrok, a później przenoszę go na Behemota, jego twarz znów nie wyraża żadnych, szczególnych emocji. Przez chwilę zastanawiam się czy on naprawdę taki jest. Czy ten wilk naprawdę jest pozbawiony głębszych uczuć, czy tylko dobrze je ukrywa.
Znów dochodzi do mnie, że przyglądam mu się trochę za długo. Zupełnie jakby był jakimś eksponatem… albo rzadką odmianą jakiegoś nieznanego mi gatunku. Zdaję sobie sprawę z tego jak głupio (i podejrzanie) może to wyglądać, więc szybko odwracam wzrok. Po chwili słyszę czyjś głos. Przez chwilę zdaje mi się, że znowu ktoś między sobą szepcze, więc staram się nie zwracać ta to uwagi. Po chwili jednak zdaję sobie sprawę, że to chyba było do mnie. Odwracam się więc do Behemota. Basior wygląda jakby czekał na odpowiedź. Trochę mi głupio, że go nie słuchałam, ale pytam się:
-Przepraszam… nie słyszałam. Powtórzysz?- brzmi to trochę nieuprzejmie, więc dodaję na koniec- Proszę…?- czekam aż basior powtórzy pytanie.
Behemot? Co powiedziałeś? Wybacz, że nie słuchałam ;;-;; 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz