czwartek, 2 kwietnia 2015

Nowy basior Behemot


Imię: Jego wataha nie nadała mu imienia. On jednak nazwał siebie Behemot jako „jedna z bestii apokalipsy”. Lecz jak to bywa, niektórzy kompletnie ignorują znaczenie tego słowa i skracają go do bezceremonialnego „Behcia”.
Płeć: Basior
Wiek: Niecałe 8 lat
Partner:Cóż, facet już raz miał narzeczoną, lecz ze względu na jego wiek, naturalnym jest, że dopuszcza do siebie takową myśl. Zostało w nim zakorzenione przekonanie, iż powinien, a wręcz MUSI się z kimś związać i mieć potomków. A coś, co jest wpajane od dzieciństwa nie da się tak szybko wyplenić...
Rodzina: „W mojej watasze nie było imion, więc nie posiadam możliwości przedstawienia Wam moich bliskich. Nazywaliśmy się siebie za pomocą hierarchii. Na moich rodziców mówiłem „Matko” oraz „Ojcze”. „Tato” lub „Mamo” było zabronione.”
Stanowisko: „Z moimi… Umiejętnościami, sądzę, że najlepiej nadawałbym się na wojownika, jednak większą „przyjemność” sprawia mi zabijanie zwierzyny. Taki sposób na odstresowanie się. Jednak wydaje mi się, iż najodpowiedniejszym stanowiskiem mógłby okazać się Medyk, ze względu na predyspozycje jakie posiadam oraz małe zapotrzebowanie na ten właśnie zawód.”
Wykształcenie: „Cóż… Jeśli jako „wykształcenie” można uznać naukę odpowiedniej etykiety… To tak. Jestem odpowiednio do edukowany.”
Charakter: W tym wypadku, opisywanie jego charakteru jako pierwszego, pomijając historię jest z góry błędne i najpewniej tylko przysporzę wam dodatkowych pytań i niepewności, toteż zalecam pierw przeczytać fragment przygotowany specjalnie na tę okazję, prezentujący w dużym skrócie jego przeszłość, bo to właśnie ona kształtuje jakąkolwiek osobowość wilków, prawda? A w tym opisie będzie do niej wiele nawiązań. Przeczytaliście? Dziękuję, więc możemy iść dalej.
Zacznijmy od tego, iż Behemot, nauczany na przyszłego alfę posiada dumne ruchy oraz chłodną postawę, przez co może odpychać inne osobniki od siebie, już z odległości kilkudziesięciu metrów. Sytuacja nie ma się wcale lepiej, gdy otaksujemy jego pysk; zimny, wyprany z emocji, obojętny na wszystko wyraz skutecznie daje do zrozumienia jakie najczęściej zamiary i nastawienie do życia posiada owy basior. Gdy omiecie mroźnym spojrzeniem istotę, która podeszła zbyt blisko ona najpewniej już zwiewa gdzie pieprz rośnie, nie chcąc mieć do czynienia z takim „bufonem”. A jeśli nawet tego nie zrobiła, nie drgnąwszy pod mocą jego wzroku, zapewne uczyni to, gdy „jednak z bestii apokalipsy” otworzy swój pysk. Dlaczego? Otóż Behemot posługuje się dość… Formalnym językiem. Jako, iż jego wataha miała swoją mowę, basior musiał się nauczyć tej, której używają tutejsze wilki, a tej mowy uczyli go również członkowie jego stada, więc nie dziwota, iż nie wypowiada się potocznie, a z pełnym zachowaniem powagi. Również posiada specyficzny akcent, który, pomimo, że w niektórych przypadkach (acz bardzo rzadko) utrudnia mu wypowiedzenie poprawnie niektórych słów, pełni niebrzydką ozdobę i nadaje charakteru jego wypowiedziom.
Wilk ten jest nadzwyczaj spokojny, można by powiedzieć nawet, iż posiada nerwy ze stali, choć to kłóciłoby się z wrogością z jaką zwraca się do swoich prześladowców, przykutych do niego jego klątwą. W każdym razie, zachowuje się opanowanie w stosunku do innych istot i jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się niekontrolowanie wybuchnąć gniewem, odkąd został wygnany ze stada. Od tamtego czasu wędruje samotnie, wynikiem czego jest jego obecne aspołecznie usposobienie względem innych, ale nie przejmujcie się, jeszcze nie zapomniał jak prowadzić konwersację. Ot, czasami odizolowuje lub odłącza się od wilków, które napotkał na swojej drodze, a z którymi spędził już trochę czasu, spragniony odosobnienia i spokoju bądź ciszy. Jeśli chcielibyśmy podsumować jego relacje ze wszystkimi, z którymi zamienił choć jedno słoto to, cóż… Nie zdołalibyśmy tego zrobić, bowiem na tym jednym słowie się zazwyczaj kończy, a sam Behemot również nie wykazuje chęci do tak zwanego zaprzyjaźnienia się z jakimkolwiek wilkiem. Choć, nie zaprzeczam, iż pewnie w jego wnętrzu figuruje jeden, nikły przebłysk pragnienia towarzystwa, lecz wilk najprawdopodobniej dusi go w środku, a przed światem starannie ukrywa, zakładając na siebie kamienną maskę. Wychowany w rodzinie makiawelistów nie dziwota, iż on również nie daje po sobie poznać cienia swoich prawdziwych emocji. I choć dawno już został wygnany ze stada, a ta umiejętność tworzenia wokół siebie grubego i twardego muru nie jest już nawet w najmniejszym stopniu potrzebna, on dalej jej używa, z niewiadomych przyczyn. Któż to wie, dlaczego? Może nie da się z niego tego wyrwać niczym niechciany chwast, a może on sam nawet nie przejawia chęci wyplewienia tego zachowania? Jeden czart wie, co siedzi pod jego barierą. Ale czasami można się doszukać na jego pysku jednego uczucia, które gości u niego niemal zawsze. Jest to zmęczenie. Ze względu na jego klątwę, wilk ciągle chodzi przysłowiowo „niewyspany”, z brakiem sił i zapału do czegokolwiek, choć, jak się zdaje, zdążył się do tego zjawiska przyzwyczaić i stara się to jak najlepiej ignorować, by nie wpłynęła na jego czyny i nie odebrała trzeźwości umysłu.
Historia: Zacznijmy od tego, że stado Behemota było dość… Zimne i wymagające. A nasz bohater miał jeszcze gorzej, bowiem urodził się jako potomek pary Alfa. Jego rodzice nigdy nie dali mu takiego dzieciństwa, jakim zapewne cieszyły się szczeniaki po drugiej stronie morza. Nie przytulali go, nie motywowali, nie wspierali w jego postanowieniach. Zresztą, jakie on mógł mieć postanowienia? Był wręcz uzależniony od Ojca i Matki (bowiem imiona przypisywano wraz ze stanowiskiem w rodzinie, bądź hierarchii społecznej), którzy kierowali jego wszystkimi wyborami póki jeszcze żyli. Lecz basior nie czuł się… Nieszczęśliwy. Nie miał żadnego porównania, nie znał innych metod wychowawczych, więc uznał, że to najnormalniejsze zachowanie i każda wataha tak postępuje, a każdy potomek jest tak traktowany. Nawet potem, posmakowawszy wolności wyboru, niezbyt winił swoje stado o te działania. Ba! Nawet był wdzięczny, iż para Alfa miała głowę na karku i wychowała malca jak najlepiej mogła, nie ważne czy stosowała surowe metody, czy nie. Behemota rozpiera duma ze swojego wykształcenia nawet teraz.
Ale wracając... Kiedy nadszedł czas jego drugich urodzin, przedstawiono mu jego przyszłą żonę. Pewnie znacie wiele bajek o tym, że książę miał się ożenić z księżniczką, z którą zakochał się od pierwszego wejrzenia. W jego przypadku, tak nie było. Owszem, wadera była wysoko postawionej urody, poruszała się płynnie, z odpowiednim wyczuciem, ale to nie zawróciło mu w głowie. Nawet jeśli, nie okazałby tego. Szanował swoich rodziców, bo pomimo, iż surowi, to byli szalenie odpowiedzialni i nad wyraz mądrzy, jednak nawet on w tamtej chwili uznał, że to posuwa się za daleko. Ale chcąc nie chcąc, został jej partnerem. Cóż… Ten związek z mety można by skazać na klęskę. Nowa para odnosiła się do siebie z dystansem, z chłodnością i surowością, którą basiorowi, tak samo jak jej, wpajano od dzieciństwa. Tak więc, kiedy kazano im spłodzić potomka, kategorycznie odmówił. Można się domyślić, jaka była reakcja Matki oraz Ojca. Nie, nie wpadli w szał. To było niedopuszczalnie. Każdy wtedy miał przyklejoną do pyska maskę obojętności, lecz oni i tak wyrazili jasny sprzeciw. Oczywiście, on jak raz postanowił się postawić i nie zgadzał się z ich zdaniem. Pamięta, że zmarszczył, w geście niezadowolenia, brwi oraz przybrał twardą postawę. Nagle Behemot zobaczył po raz pierwszy emocje na paszczach tych oziębłych wilków. Było to zdziwienie, które potem zmieszało się z przerażeniem. Mimo, że nie wiedział co wywołało u nich tak silne odczucia, które przedarły się przez ich skamieniałe mordy, nie zmieniał swojej zimnej miny. Po krótkiej chwili po ścianach jaskini rozniósł się upiorny jęk. Kamienie poczęły spadać z sufitu lądując na ziemi, rozbijając się i wytwarzając głuchy trzask. Ciała jego rodziców jakby straciły wszystkie kości i upadły jak dwa płaty skóry na ziemi. Zdziwienie wilka nasiliło się, gdy zobaczył swoje odbicie w kałuży, która znikąd rozrosła się pod jego łapami.
Postać, złudnie przypominająca jego samego, lecz posiadająca przeszywające na wskroś, czerwone ślepia, które kolorem świetnie zgrywały się z małą blizną, patrzyła się na niego przenikliwie. Drobna, karminowa ranka na grzbiecie, poczęła rozciągać się boleśnie, powiększając swą długość z każdą chwilą. Ale nie to okazało się najgorszym. Basior, odwróciwszy się, ujrzał przed sobą cień obcej sylwetki szarego, mglistego wilka, którego oczy emanowały identyczną barwą do jego.
Nie trudno się domyślić, iż kiedy inni członkowie stada dowiedzieli się śmierci Alf, bezlitośnie wygnali winowajcę ze stada, zostawiając samego.
Klątwa:  „Skąd mam wiedzieć jak się nazywa? To czarna, okrutna moc, którą odziedziczyłem po moich przodkach…”
Zasady klątwy: „Kiedy z dumą przyjąłem należną mi karę, którą dzierżyłem i najprawdopodobniej będę dzierżyć przez pozostałe lata mego życia, dowiedziałem się co nieco o prezencie, sprezentowanym po moim przodku. Mianowicie, gdy moje serce darzy kogoś nienawiścią, duchy zbierają się nade mną i atakują wroga, pozbywając go kości i powodując natychmiastowy zgon. Nie kontroluję tego, a we śnie potwory domagają się energii, przez co potrafię spać nawet kilkanaście godzin. Kiedy atakują, nie czekają aż zasnę. Pobierają siłę ode mnie, nie raz pozbawiając mnie przytomności.
Nick na howrse: MrsAnglel20
Głos:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz