Ta wadera zaczyna mnie w jakiś sposób zmieniać. W jaki? Dlaczego? Odpowiedzi na te pytania jeszcze nie znam. Ale czy mogę porzucić moje usposobienie kształtowane przez całe moje życie? Czy może poddać się temu, raz się uśmiechnąć i zburzyć ten mur? Lubię być taki, jaki jestem teraz. W jakiś sposób raduje mnie to, iż nikt o mnie nic nie wiem, natomiast inni zachowują się swobodnie. Czy jestem niedostępny? Owszem. Czy zrażam tym do siebie inne wilki? No naturalnie! I to jest to. To jest tym, co wywołuje u mnie nieoczekiwane szczęście. Dziwne, zdaję sobie z tego sprawę, ale powołane u mnie. Nie mówię już o tym, że stosunkowe polowania też sprawiają u mnie przyjemność. Bieganie za uciekającą istotą i świadomość, iż jest na przegranej pozycji, jest satysfakcjonujące. Większość chyba lubi to uczucie, prawda? Wiąże się ono z uczuciem dominacji i bycia na p i e r w s z y m planie. Jako „wychowanek alfy” przyzwyczaiłem się do ciągłego bycia w centrum zainteresowania, więc teraz niemal się tego domagam. Jestem egoistyczny, to pewne.
Blue więc zmienia mój charakter i zachowanie. To źle. To bardzo źle.
Rozejrzałem się wokoło i zauważyłem, iż wszyscy na nas patrzą. Wzbudziło to u mnie dumę, lecz teraz ta rozmowa była bardziej prywatna, więc położyłem łapę na barku wilczycy i odciągnąłem ją na bok.
– Słuchaj, cieszę się, iż jesteś mi wdzięczna – skłamałem – Lecz, tak jak wcześniej napomknąłem, nie jesteś mi winna nic. Kompletnie. Więc zostawmy tę sprawę w spokoju, dobrze? – zapytałem patrząc na nią poważnie. Blue okazała niewielkie zdziwienie, rozszerzając lekko oczy, by zaraz potem pokiwać łbem. Dopiero teraz zdjąłem swoją kończynę z jej ramienia. Westchnąłem i ponownie się odezwałem:
– Czy wszystko w porządku z Twoim zdrowiem? Obawiam się, iż inni już wypoczęli i zaczynają się niecierpliwić… – mówiąc to, spojrzałem na stadko wilków.
– Tak, już wszystko OK. Myślę, że możemy dalej ruszać – oznajmiła. Kiwnąłem lekko łbem Odwróciłem się, by odejść. Skierowałem się w kierunku stojącej niedaleko Vervady, by zapytać się, o dalszą podróż. Postać delty jest coraz to większa, gdy podchodzę bliżej, jednak nim do niej dotarłem, przez przypadek szturchnąłem białego wilka z podobnym przypadkiem co u wadery z cheterohromią. Niebieska i żółta tęczówka emanują promiennym światłem, dość mocno się wyróżniając na tle jasnego umaszczenia.
– Przyjmij moje przeprosiny. – odparłem. Basior odsunął się na stosowną odległość.
„ – Nic się nie stało.” – usłyszałem w swojej głowie. Ukryłem moje zdziwienie z pozytywnym skutkiem i oddaliłem się po tradycyjnym uchyleniu łba.
Gdy dochodziłem do Vervady, zza skały wyłoniła się również Jenna, najwyraźniej zmierzająca z tym samym zadaniem, ponieważ usłyszałem następujące pytanie:
– Vervada, kiedy ruszamy? Blue twierdzi, że możemy już iść! – zawołała. W tej chwili dołączyłem się do rozmowy, mówiąc:
– Potwierdzam. Zmierzałem tu z zamiarem oznajmienia, iż spokojnie mamy możliwość ruszenia w dalszą drogę. – rzekłem, gdy obie wadery odwróciły ku mnie swoje łby.
– Rozumiem – powiedziała delta – W takim razie, możemy ruszać. Nie widzę przeszkód. Dobra! Słyszeliście?! Ustawić się w parach! – krzyknęła zwracając się bezpośrednio do stada stojącego nieopodal.
W tej chwili w mojej głowie na nowo narodziły się myśli z ostatniego czasu. Ta szaro-niebieska wadera ma na mnie wpływ. I do tego zły wpływ. Powinienem trzymać się od niej z daleka. Jest jedno „ale”. Idziemy razem w parze, czyż nie? Nie powinienem teraz mieszać w ustawieniach innych wilków, jeśli chciałbym iść z kimś innym. To nie wchodzi w rachubę. Jedyne co mi pozostało, to wytrwać ten czas schodzenia z góry, bez wdawania się z nią w niepotrzebną wymianę zdań. Jeśli mnie się o coś zapyta – odpowiem. Lecz krótko i zwięźle. Nie będę zaczynał nowego tematu, to bez sensu. Nazwę to: „Czasem przetrwania”…
Blue? Nie zniechęcisz się do nas, co nie? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz