środa, 8 kwietnia 2015

Od Blue (C.D. Behemota): Serce, czy „serce”?

Nikt nie panuje w stu procentach nad sobą- mówię zarówno o ciele jak i umyśle. Weźmy na przykład serce. Nie mamy wpływu na to czy bije, czy nie. A przynajmniej, jego praca nie zależy od naszej woli (lub jej braku). Poza tym wiele czynników sprawia, że bije ono wolniej bądź szybciej. Zwalnia najczęściej kiedy śpimy, lub nie robimy niczego istotnego. Przyspiesza, gdy jesteśmy zestresowani lub czegoś się boimy. Czasem ściska nas mocniej ze szczęścia, zaskoczenia, lub nawet miłości.
-Bardzo mi przykro, że cię okaleczyłem.- kiedy słyszę to zdanie, czuję jak moje serce zaczyna bić szybciej. Nie wiem tylko czemu. Na pewno nie ze strachu, stresu, ani miło…
„A ja myślę, że właśnie tak je…”
„Och, zamknij się!”- próbuje uciszyć swoje wewnętrzne „drugie ja”. Moje sumienie, umysł, który często nazywam „sercem”. Ostatnio zaczęło się ono wtrącać w moje życie, bardziej niż bym sobie tego życzyła. Jednak w żaden sposób nie mogę się pozbyć tego głosu. Kolejny dowód na to, że nie panujemy nad sobą całkowicie.
-Nie, nie, przestań proszę.- słyszę jak głos mi się załamuje. Sądzę, że z dwóch powodów. Po pierwsze- tak się dzieje po chorobie. Nie zawsze, ale często. Drugim powodem jest zaskoczenie i może lekkie zawstydzenie. Pierwszy raz słyszę emocje w głosie Behemota. I nie jest to złość, smutek ani rozczarowanie. W głosie basiora słyszę troskę.
-Dlaczego? Coś jest nie w porządku?- wilk marszczy brwi. Ja natomiast zastanawiam się jak dokonać niemożliwego- ubrać moje myśli w słowa. Będzie mi ciężko, ale musze to zrobić. Aby nie było żadnych wątpliwości między nami. Staram się ostrożnie dobrać słowa, ale i tak nie brzmi to najlepiej.
-Nic nie jest w porządku.- mówię ściszonym, jeszcze zachrypniętym głosem. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, jak fatalnie to brzmi. Chcę wszystko wyjaśnić, ale Behemot mnie uprzedza.
-Wybacz, obawiam się, iż nie rozumiem.
„Ja też nie.”- myślę, ale nie mówię tego na głos.
-Po prostu uważam, że nie powinieneś przepraszać za coś takiego. –wyjaśniam w końcu.
-Przeze mnie nie możesz się podnieść… dlaczego mam za to nie przepraszać?
-Bo to dzięki tobie jeszcze oddycham. Uratowałeś mi życie do cholery! Powinnam ci za to dziękować i powiedzieć, że mam ciebie dług! A zamiast tego ty mnie p r z e p r a s z a s z ? !- basior zamyka oczy i wzdycha cicho.
-Proszę… tym razem ja proszę, abyś przestała mówić takie rzeczy. Nie jesteś mi nic winna i zostawmy tę sprawę w spokoju.
-Ale…- chcę się sprzeczać, ale nie mam zielonego pojęcia o co.
-Żadne „ale”.- dopiero teraz dostrzegam, że Behemot mówi nieformalnie. Nie wiem tylko czym jest to spowodowane.- Ustalmy jedno. Gdyby pomoc, w tym wypadku, była rzeczą czysto formalną… powiedzmy, że w wielu stadach odwdzięczenie się za coś takiego byłoby wskazane, a wręcz konieczne. Ja jednak nie uratowałem cię ze względów formalnych. To nie była jedna z tych rzeczy, które „robić wypada”.- mrugam kilka razy ze zdziwienia. Nie jestem pewna, czy t a k powinnam to rozumieć.
-… tyl… ko?- pytam się nieśmiało. Basior wpatruje się we mnie krwisto- czerwonymi oczami.
-Tak bardzo pragniesz, abym rozwinął tę myśl?- było to jedno z tych pytań, na które bez zastanowienia powinnam odpowiedzieć „nie”. I chociaż jakaś cząstka mnie, to głupie „serce” chce aby Behemot, wbrew sobie, mówił dalej, ja nie daję jej dojść do głosu. Nie tym razem.
Chcę zaprzeczyć, ale z mojego gardła nie wydobywa się ani jeden, nawet najcichszy dźwięk. Basior uznaje chyba, że moje milczenie znaczy „tak”, gdyż wzdycha głośno i zaczyna mówić.
-A więc, to co zrobiłem…
-Przestań.- mówię spokojnie. Przykładam swoją łapę do ust basiora, dając tym samym znak, aby przestał mówić dalej. Nagle zdaje sobie sprawę z tego jak dla osób trzecich może to dziwnie wyglądać. Co by sobie pomyślał jakiś wilk, gdyby nagle wparował do jaskini?
Czuję jak płoną mi policzki. Zabieram więc gwałtownie łapę i spuszczam wzrok.
„Moim zdanie, powinnaś teraz powiedzieć coś miłego.”- słyszę głos w głowie.
„A moim zdaniem, powinnaś się w końcu odwalić.”- poprawiam swoje „serce”. Jestem bardzo zadowolona z tej odpowiedzi.
Stawiam łapę na ziemi. Chcę usiąść wygodniej, ale kiedy się poruszam moje plecy przeszywa palący ból. Tym razem nie wytrzymuję.
-Auć!
-Widzisz…?- odzywa się Behemot.- To d l a t e g o wcześniej cię przepraszałem i pytałem jak się czujesz.- stwierdza Behemot i zerka w moja stronę.- Aż tak boli?
-Nie.- kłamię.- Da się wytrzymać. Kiedy skończycie postój idę z wami. Nie mam zamiaru być dla nikogo ciężarem.
-Sądzisz, że dasz radę?- dopytuje się basior. Powstrzymuję się od złośliwego uśmiechu, który od dłuższego czasu wkrada się na mój pysk.
-Tak, nie ma powodu do obaw.- zastanawiam się, czy jeśli będę powtarzać to każdemu spotkanemu wilkowi, to sama w końcu w to uwierzę.
-Jeśli tak, to w porządku.- dobiliśmy właśnie targu i cena została ustalona.- Sądzę iż powinienem cię teraz zostawić w spokoju.- mówiąc to, basior wstaje powoli. Nie mam pojęcia czy chętnie, czy może wolałby zostać. Osobiście wolę nie zawracać sobie tym pytaniem głowy, nawet jeśli tę cząstkę mnie zżera ciekawość.
Behemot wstaje i powoli kieruje się ku wyjściu z norki. Wszystko wydaje się w porządku. Behemot przyszedł mnie odwiedzić, spytał jak się czuję. Ja mu odpowiedziałam, więc teraz wilk wychodzi. Tak powinno to wyglądać, tak powinno być.
Ale skoro wszystko jest na swoim miejscu… dlaczego czuję się dziwnie? Czemu czuję się zawiedziona? Jakby któreś z nas… albo każde z nas popełniło właśnie jakiś ogromny błąd.
„Ja ci powiem dlacze…”- ignoruję moje „serce”. Tak samo jak ignoruję ognisty ból, który właśnie odczuwam. Podnoszę się z nadzieją, że uda mi się dogonić wilka. Wychodzimy z nory, kiedy udaje mi się znaleźć obok Behemota.
-Poczekaj!- krzyczę, gdy oboje znajdujemy się już na otwartej przestrzeni. Mówię głośniej, aby zwrócić na siebie uwagę basiora. Może zbyt głośno, bo przez przypadek kilka innych wilków zwraca na nas uwagę, ale teraz mam to gdzieś. Behemot odwraca się w moją stronę. Dostrzegam na jego twarzy chwilowe zdziwienie, które zaraz znika.
-Coś się stało?- pyta po dłuższej przerwie. Do głowy przychodzi mi kilka odpowiedzi. Nie wiem która jest tą odpowiednią. Nie wiem też, czy „odpowiednia odpowiedź” to ta, która zadowoli mnie, czy Behemota. A może nas oboje? W końcu przestaję się nad tym zastanawiać. Nie myślę, nie słucham rozumu. Daję dojść do głosu sercu… a może „sercu”?
-Dziękuję.- odpowiadam krótko. Słysząc to Behemot lekko marszczy brwi. W jego oczach dostrzegam cień wahania. Ale zaraz przypominam sobie charakter tego basiora i dochodzę do wniosku, że musiało mi się przewidzieć. Nie możliwe aby Behemot kiedykolwiek się wahał. A z w ł a s z c z a w obecności drugiego wilka.
-Zdaje mi się, że już mi dziękowałaś.- odpowiada niepewnie. Szczerze? Sama do końca nie pamiętam, czy faktycznie mu dziękowałam. Musiały to być płytkie, puste słowa, skoro ich nie pamiętam.
-Wiem… ale tamto…- zastanawiam się nad odpowiednimi słowami. W końcu je znajduję.- To była tylko formalność.- dostrzegam błysk zrozumienia w oczach basiora.
-A…. teraz?- zerkam na wilka. Nie jestem pewna czy powinnam mówić dalej. Nagle przypomina mi się nasza wcześniejsza rozmowa. Postawiłam Behemota w identycznej sytuacji.
-Tak bardzo pragniesz abym rozwinęła tę myśl?- powtarzam dokładnie to, co usłyszałam od niego. Patrzę na wilka. On również wie o co mi chodzi. Cieszę się, że tak pokierowaliśmy rozmowę. Nie mam ochoty odpowiadać na to pytanie. Nie wiem czemu, ale na samą myśl o nim czuję w sobie niepokój. Mam tylko nadzieję, że skoro ja wtedy odpuściłam, to teraz basior również da sobie spokój.
Jednak w oczach basiora dostrzegam… pewną emocję. Nigdy wcześniej jej nie widziałam, więc ciężko mi ją opisać. Zawziętość i wytrwałość nie są odpowiednimi słowami, ale zbliżonymi do właściwych.
-Tak.- odpowiada krótko. Zaskakuje mnie ta odpowiedź. Miałam nadzieję, że nie będę musiała kontynuować, ale nie chcę wyjść na tchórza. Z resztą jak będzie to wyglądało, jeśli się teraz wycofam?
-A teraz?- aby nie ukazać prawdziwych emocji, uśmiecham się szelmowsko.- Teraz mówię prosto z serca.

 Behemot? Co ty na to ^-^ 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz